Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Sekrety rodu Morelandów
Zajrzyj do książki

Sekrety rodu Morelandów

ImprintHarlequin
Liczba stron384
ISBN978-83-291-1374-8
Wysokość170
Szerokość107
EAN9788329113748
Tytuł oryginalnyHis Improper Lady
TłumaczEwelina Grychtoł
Język oryginałuangielski
Data premiery2025-01-14
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Sekrety rodu Morelandów" nowy romans Harlequin z cyklu HQN POWIEŚĆ HISTORYCZNA.
Tom od lat pracuje w agencji detektywistycznej. Jest bezgranicznie oddany rodzinie Morelandów, którzy nie zważając na jego niskie pochodzenie, zaproponowali mu spółkę. Pewnej nocy do agencji zakrada się złodziejka. Tom nie zdołał jej pochwycić, jednak zostawiła ślad, dzięki któremu łatwo ją odnalazł. Uśmiech niewiniątka i kocie ruchy - właśnie tak opisałby Desiree. Zamiast przekazać piękną złodziejkę policji, postanawia ją śledzić i poznać motywy jej działania. Stopniowo zyskuje zaufanie Desiree, ustala, kto ją wynajął i czego szukała w agencji Morelandów. Na tym powinien zakończyć ich znajomość, tymczasem spędza z Desiree coraz więcej czasu i coraz trudniej mu udawać, że jest mu obojętna…

 

Fragment książki

Gdzieś w budynku rozległ się trzask. Niezbyt głośny, ale i tak obudził Toma w jego mieszkaniu na poddaszu. Miał lekki sen; nawyk wyniesiony z dzieciństwa, kiedy musiał trzymać gardę nawet we śnie, by przetrwać.
Przez jakiś czas leżał nieruchomo, nasłuchując. Znał w tym budynku każdy kąt. Mieszkał tutaj od roku, odkąd Con się ożenił, a w agencji mieszczącej się na parterze spędził prawie piętnaście lat. Znał każdy dźwięk, jaki wydawała z siebie ta stara kamienica, wiedział, jak powinna brzmieć cisza w pustym budynku. Ta tak nie brzmiała. Coś było nie tak.
Wyskoczył z łóżka, ubrał się i podszedł do drzwi. Uchylił je i nasłuchiwał. Czyżby usłyszał kroki? Tom czuł się w obowiązku bronić tego budynku, chociaż nikt tego od niego nie wymagał. Po prostu było to pierwsze miejsce w jego życiu, które mógł nazwać domem.
Zdjął z gwoździa pęk kluczy i bezszelestnie wyszedł na schody. Omijał stopnie, które mogły zatrzeszczeć.
Był pewien, że usłyszał huk. Szybko pokonał ostatnie kilka schodków i znalazł się na pierwszym piętrze, tuż obok gabinetu Alexa. W pomieszczeniu było cicho i ciemno, więc odwrócił się, żeby sprawdzić drugą stronę korytarza. Spodziewał się, że intruz wdarł się do apteki lub do pracowni zegarmistrza piętro niżej, ale ku swemu zaskoczeniu zobaczył słabe światło pod drzwiami agencji Moreland & Quick. Jego agencji. Ruszył biegiem. Drzwi okazały się zamknięte, więc zmarnował cenne sekundy na włożenie klucza do zamka.
Kiedy wreszcie wpadł do środka, światło było już zgaszone, a ciemna postać właśnie wdrapywała się na okno. Tom krzyknął, przeciął pokój i chwycił intruza za ramię i wciągnął do środka. Przewrócili się i wylądowali na podłodze. Złodziej podniósł się szybciej, ale Tom otoczył ramieniem jego kostki i przewrócił go ponownie. Podnieśli się, siłując się, ale intruz był mniejszy i słabszy, toteż Tomowi szybko udało się go unieruchomić. Minęła chwila, zanim uświadomił sobie, że czuje zapach perfum. Co jeszcze dziwniejsze, intruz miał na sobie jakieś jednoczęściowe ubranie, które skrywały... kuszące krągłości.
To nie był złodziej, tylko złodziejka.
Zaskoczony Tom rozluźnił uścisk, a wtedy złodziejka nadepnęła na jego bosą stopę, wbiła mu łokieć w brzuch i wyrwała się. W ciągu sekundy znalazła się przy oknie. Tom rzucił się w jej stronę, ale jego ręce chwyciły powietrze.
Wyjrzał przez okno i zobaczył, jak drobna postać biegnie po wąskim gzymsie. Gzyms nie był szerszy niż męska dłoń, ale ona pokonywała go nadzwyczaj sprawnie. Co, do licha, zamierzała zrobić, kiedy dotrze do końca?
Uzyskał odpowiedź na swoje pytanie, kiedy zeskoczyła z gzymsu i chwyciła za metalowy drążek, na którym wisiał szyld apteki. Zakołysała się na nim, a potem po prostu skoczyła w pustkę. Wylądowała na metalowej markizie sąsiedniego budynku. Ześlizgnęła się na brzeg i lekko opadła na ziemię.
Chwyciła zawiniątko, które leżało pod murem budynku i zaczęła biec. Zawiniątkiem okazała się peleryna, którą rozłożyła w biegu i zarzuciła sobie na ramiona. Tom patrzył ze zdumieniem, jak znika w ciemności.

***

Tom jeszcze długo tkwił przy oknie, patrząc w miejsce, gdzie kobieta zniknęła we mgle i ciemności. Łopotanie jej peleryny uczyniło całą scenę jeszcze bardziej nierealną, niczym zakończenie magicznej sztuczki. Tajemniczej, niepokojącej… i fascynującej.
- Psiakrew - mruknął i potrząsnął głową, jakby to miało uspokoić nawał myśli i pytań.
To nie była żadna magiczna sztuczka, ale doskonale zaplanowana ucieczka. Złodziejka miała nawet pelerynę przezornie przygotowaną w miejscu, z którego mogła później ją zabrać. Oczywiście, przecież musiała czymś zakryć to dziwaczne ubranie. Miękki materiał opinał jej ciało jak pończocha. Osłaniał ją od stóp do głów, ale trudno byłoby nazwać go skromnym.
Zapewne jednak nie ubrała go, by kogokolwiek kusić, lecz by łatwiej wykonać wszystkie te akrobatyczne sztuczki. Oczywiście! To było to. Miała na sobie ubranie, jakie nosili cyrkowcy. Złodziejka była zatem akrobatką. Czyżby występowała w cyrku albo w rewii, a nocą włamywała się do budynków dla dodatkowego zarobku? A może porzuciła cyrk na rzecz złodziejskiego fachu?
Tom prychnął z niesmakiem. Co on wyprawia? Stoi jak kołek, zachwycając się umiejętnościami włamywaczki, przypominając sobie dotyk jej piersi i zapach perfum... Lepiej, żeby zabrał się za ocenę zniszczeń.
Po zapaleniu lampy gazowej stwierdził, że nie ma ich wiele. Ta kobieta naprawdę znała się na swoim fachu. Gdyby się nie obudził, może rano nawet by nie zauważył, że ktoś przeszukał biuro.
Niektóre szuflady były niedokładnie domknięte, a przedmioty na jego biurku nie znajdowały się na zwykłych miejscach. Książka spadła ze sterty na podłodze - to musiał być ten huk, który słyszał, kiedy schodził po schodach. Czegokolwiek ta kobieta szukała, nie uciekła z tym. Dobrze, że jej się nie udało, ale przez to nie miał pojęcia, czego musi pilnować.
Raczej nie szukała pieniędzy, zresztą w biurze agencji znajdowała się tylko kasetka z dziennym przychodem. Wszystko, co zarobili, wpłacali do banku, a nie zarabiali kroci. Gdyby ktoś chciał się wzbogacić, to dużo cenniejsze przedmioty znalazłby w aptece albo u zegarmistrza. Oba te zakłady miały też większy dzienny utarg.
W takim razie złodziejka szukała konkretnego przedmiotu. Zapewne ktoś wynajął ją właśnie w tym celu. Kto? I co kazał jej ukraść?
Przyszło mu do głowy, że to mogło mieć coś wspólnego z jedną z prowadzonych przez nich spraw. Moreland & Quick było agencją detektywistyczną, specjalizująca się zwłaszcza w poszukiwaniu zaginionych ludzi i przedmiotów. Niektóre z tych przedmiotów były cenne i przechowywali je w sejfie do czasu przekazania właścicielom, ale w tym momencie nie mieli nic takiego. Prowadzili jedną sprawę zaginionego przedmiotu, ale jeszcze nie udało im się go odnaleźć.
To oznaczało, że kobieta szukała informacji. Dlatego przetrząsała szafki i szuflady, zamiast włamać się do sejfu. Tom przeanalizował wszystkie otwarte śledztwa. Była kobieta podejrzewająca męża o romans. Inna kobieta, która chciała ustalić, który ze służących ją okrada. I była jeszcze sprawa zaginionej osoby, nad którą pracowali od miesięcy, niestety bez efektów.
Nie prowadzili żadnej z tych dziwnych spraw, w jakich lubował się Con. Odkąd jego żona Lilah zaszła w ciążę, Con stracił zainteresowanie zjawiskami paranormalnymi i sporadycznie odwiedzał biuro.
W takim razie może chodziło o jedną z zamkniętych spraw? Nie przychodziło mu do głowy, dlaczego ktoś miałby szukać starych kartotek. Podszedł do swojego biurka i wysunął krzesła. W miejscu, gdzie się szamotali, wciąż czuł lekką woń perfum. To właśnie ten zapach, egzotyczny i zmysłowy, zawrócił mu w głowie i osłabił jego koncentrację, przez co pozwolił złodziejce uciec.
Gdy się otrząsnął, jego uwagę zwrócił metaliczny błysk tuż pod biurkiem. Schylił się i podniósł delikatny łańcuszek, na którym wisiał srebrny medalion. Przypomniał sobie, że kiedy szamotał się ze złodziejką, w pewnym momencie poczuł pod palcami delikatne metalowe oczka.
Podniósł wisiorek i przyjrzał mu się. Medalion był podłużny, ze zwykłej blaszki, dużo tańszy niż łańcuszek, na którym wisiał. Wygrawerowano na nim ozdobny napis: Klub Farringtona.
Tom zamknął go w dłoni i uśmiechnął się ironicznie.
- Wygląda na to, że zostawiłaś mi zaproszenie.

Desiree Malone wysiadła z dorożki i wbiegła do domu. Z nadzieją, że wszyscy domownicy śpią, ruszyła w stronę schodów, cicho stąpając po dywanie.
- Desiree.
Do diaska, oczywiście Brock czekał na nią w salonie. Obróciła się do niego, uśmiechając się niewinnie.
- Dobry wieczór, Brock. Co ty robisz o tej porze na nogach?
- Zastanawiam się, gdzie byłaś - odparł sucho. Jej brat stał w otwartych drzwiach salonu, wciąż ubrany w elegancki strój wieczorowy. - Wróciłem z klubu pół godziny temu, a ciebie tu nie było.
- Jestem dorosłą kobietą - przypomniała mu. - Nie muszę się tłumaczyć.
- Jestem tego w pełni świadom - odparł. - Ale wyszłaś z klubu dwie godziny temu i nikt nie wiedział, gdzie się podziewałaś.
- Po prostu się martwiliśmy, Dez. - Jej brat bliźniak również stanął w drzwiach salonu. Był młodszą i szczuplejszą wersją Brocka. Zachowywał się w szczególny sposób, często opierając się o przedmioty lub półleżąc na krześle jak typowy znudzony, zblazowany młodzieniec. Ludzie, którzy oceniali go na tej podstawie, później tego żałowali.
- Dlaczego nie wzięłaś powozu? - Brock spojrzał na jej pelerynę. - No cóż, wygląda na to, że nie musisz odpowiadać na moje pytanie. Włamałaś się gdzieś. Desiree, co ty wyprawiasz?
Nie czekając na odpowiedź, zapędził ją i Wellsa do salonu, zamykając za nimi drzwi. Teraz, pod koniec dnia, jego utykanie było bardziej widoczne. Stanął obok kominka, nieznacznie się o niego opierając. Wells natomiast opadł na swój ulubiony fotel, wyciągając nogi przed siebie. Nie marszczył brwi jak Brock, ale Desiree widziała czujność w jego oczach, zamaskowaną przez leniwą postawę.
- No dobrze, to w co się znów wpakowałaś? - zapytał Brock. Teraz wydawał się bardziej zrezygnowany niż zły.
- W nic - oburzyła się Desiree, ale widząc szczere zmartwienie w oczach starszego brata, poczuła wyrzuty sumienia. Westchnęła, zdjęła pelerynę, przewiesiła ją przez oparcie kanapy i usiadła. - Przepraszam, że się martwiliście. Miałam coś do zrobienia i nie mogłam powiedzieć o tym woźnicy.
- Dlaczego nie poprosiłaś mnie o pomoc? - zapytał z wyrzutem Wells.
- Świetny pomysł - wtrącił sarkastycznie Brock - Żeby złapali was oboje!
Well rzucił mu urażone spojrzenie..
- Mnie nie sposób złapać.
Brock uniósł brwi, po czym z powrotem przeniósł wzrok na Desiree.
- Wracanie do dawnego stylu życia, nawet na jedną noc, jest niebezpieczne, Desiree. Chyba zdajesz sobie z tego sprawę?
Desiree zgromiła go wzrokiem.
- Nie groziło mi żadne niebezpieczeństwo. Pamiętaj, że umiem je wyczuwać. - Zdecydowała się nie wspominać o tym, że została przyłapana.
- Tak, potrafisz wyczuć zagrożenia, których inni nie dostrzegają, ale nawet ty możesz się czasem pomylić, prawda? - upierał się Brock. - I dlaczego w ogóle postanowiłaś do tego wrócić? Nie potrzebujesz przecież pieniędzy. Czyż nie daję ci wszystkiego? - Zatoczył gestem po elegancko urządzonym salonie.
- Niczego mi nie brakuje - odparła Desiree, siląc się na spokój. - Jesteś dla mnie bardzo dobry. Nie zrobiłam tego dla pieniędzy. Zrobiłam to, bo Falk powiedział mi…
- Falk! – krzyknął Brock, a Wells skoczył na równe nogi.
- Pracujesz dla Falka? Dobry Boże, Desiree, co cię napadło, żeby znowu zadawać się z tym kundlem? Zapomniałaś, ile razy…
- Niczego nie zapomniałam. Nienawidzę go tak samo jak wy.
- Ale ukradłaś coś dla niego – stwierdził Brock.
- Powiem wszystko, jeśli przestaniecie na mnie krzyczeć i przez chwilę mnie posłuchacie. - Desiree wstała, zniecierpliwiona. - I przestańcie na mnie patrzeć z góry, to nie do zniesienia. - Zgromiła wzrokiem braci, którzy posłusznie usiedli. - Dziękuję. Falk poprosił mnie, żebym włamała się do agencji Moreland & Quick.
- Dlaczego?
- Moreland? Tak jak hrabiowie Broughton?
- Tak, tak mi się wydaje. Nie jestem pewna, co mają wspólnego z Morelandami, ale na szyldzie było napisane, że to agencja detektywistyczna.
- Och, jeszcze lepiej. - Brock westchnął.
Desiree przewróciła oczami.
- Nie będą wiedzieć, że to ja.
- Wciąż nie rozumiem, dlaczego zrobiłaś coś dla Falka.
- Ponieważ obiecał, że w zamian powie mi, kim był nasz ojciec.
- I po to ryzykowałaś więzieniem? - Brock znów wstał z fotela. - Mogę ci powiedzieć, kim był wasz ojciec. Był słabym, egoistycznym mężczyzną, który zdradzał żonę i nie dbał o dzieci. Był mężczyzną, który uciekł z kochanką, zostawiając dzieci. Dlaczego chcesz wiedzieć, jak się nazywał?
- Nie mówiłam, że go lubię. Chciałabym tylko wiedzieć, kim był!
- I co ci to da? - zapytał Brock.
- Ty nigdy się nie zastanawiasz, kim jest twój ojciec? Czyja krew płynie w twoich żyłach?
- Nigdy. Ten człowiek nic dla mnie nie znaczy. A krew, która płynie w moich żyłach, jest moja. - Brock umilkł, a jego oczy pociemniały. - Wells i ja jesteśmy twoją rodziną. To ci nie wystarczy?
- Oczywiście, że mi wystarczycie. - Desiree znała brata na tyle, by widzieć ból kryjący się pod jego wzburzeniem. Zrobiło jej się wstyd, więc wstała, żeby go przytulić.
- Ty i Wells jesteście moją rodziną - zapewniła go gorąco. - Jedyną, jakiej potrzebuję. Jesteś najlepszym starszym bratem, jakiego mogłabym sobie wymarzyć. Zawsze się o nas troszczyłeś. Wróciłeś po nas, jak obiecywałeś, i uwolniłeś nas od Falka. Zbudowałeś dla nas wspaniałe życie.
Usta Brocka drgnęły w uśmiechu.
- Starczy, starczy! - zawołał. - Przekonałaś mnie. Jestem chodzącym ideałem. - Ujął jej dłoń i uścisnął. - Jednak nie sądzę, żeby Falk był godnym zaufania źródłem informacji. Co ci powiedział?
- Nic. Jeszcze się z nim nie widziałam. Poszłam prosto do domu. Wątpię, że cokolwiek mi powie, ponieważ nie znalazłam tego, co chciał. Ale wygląda na to, że jednak nie będę go potrzebować. Nasz ojciec był Morelandem.

***

Jeśli miała nadzieję, że ta informacja zrobi wrażenie na braciach, to z pewnością osiągnęła cel. Obaj wpatrywali się w nią z osłupieniem. Brock powoli usiadł.
- Dlaczego tak uważasz?
- Zobaczyłam coś w tej agencji. Sygnet. Dokładnie taki jak ten, który dał ci nasz ojciec.
- Jesteś pewna? - zapytał sceptycznie Wells. - Tam pewnie było ciemno…
- Podniosłam go do światła. Widziałam go wyraźnie. Prosty, złoty, z wygrawerowanym herbem.
- Wiele herbów wygląda podobnie - zauważył Brock.
- Był taki sam.
- Nawet jeśli, to niekoniecznie oznacza, że to herb Morelandów - stwierdził Wells. - Nie wiesz też, do kogo należy biurko, w którym go znalazłaś. Wątpię, żeby Moreland naprawdę tam pracował. Pewnie wyłożył pieniądze, a wspólnik odwala całą robotę. Jak brzmiało to drugie nazwisko?
- Quick.
Brock zmarszczył brwi.
- Brzmi znajomo.
- Czy tak nazywał się nasz ojciec? - zapytała Desiree.
Brock potrząsnął głową.
- Nie wiem. Nie pamiętam nazwiska waszego ojca.
- Quick nie brzmi jak herbowe nazwisko - wtrącił Wells.
- Widzę, że mi nie wierzycie - stwierdziła z wyrzutem Desiree.
- Nie o to chodzi - zaprotestował Brock. - Jestem pewien, że naprawdę znalazłaś sygnet. Po prostu nie wiem, czy znaczy to, co ci się wydaje.
- Zamierzam się dowiedzieć - oświadczyła Desiree.
- Czyli chcesz znowu się tam włamać? - zapytał z niepokojem Brock.
- Nie. Nie lubię pracować dla Falka. Zresztą on niekoniecznie poda mi prawdziwe nazwisko… o ile w ogóle je zna.
Wells parsknął.
- Falk nie rozpoznałby prawdy, nawet gdyby podeszła i splunęła mu w oko.
- I tak właśnie radzę ci postąpić, jeśli znowu będzie cię nachodził - poradził Brock. - A teraz, drogie dzieci, zamierzam położyć się do łóżka, chociaż bez wątpienia będę miał koszmary o Desiree w więzieniu. Nie zrób niczego głupiego, Dez. Czy możesz mi to obiecać?
- Nie zrobię.
Spojrzał na nią z powątpiewaniem.
- Coś mi mówi, że twoja definicja "czegoś głupiego" różni się od mojej.
Desiree uśmiechnęła się do niego niewinnie, a Brock potrząsnął głową i wyszedł. Desiree odprowadziła go wzrokiem, westchnęła i podeszła do brata bliźniaka.
- Boję się, że go zraniłam.
- Wiem. - Wells skinął głową. - Czuje się winny, ponieważ nie było go przy nas przez te wszystkie lata i nie mógł nas obronić przed Falkiem.
- Brock miał tylko trzynaście lat, sam był jeszcze dzieckiem. Co miał zrobić? I wrócił po nas, tak jak obiecał.
- Wiem, ale chyba czuje, że musiał cię w jakiś sposób zawieść, dlatego szukasz naszego ojca.
- To nie ma nic wspólnego z Brockiem.
- No tak, ale to część problemu, prawda? Ten człowiek nie jest ojcem Brocka, tylko naszym.
- Wiem. Poza on tym nienawidzi naszego ojca.
- No cóż, byliśmy jeszcze dziećmi, kiedy nasi rodzice uciekli, ale Brock miał wtedy sześć lat. Nie pamięta tego człowieka, ale był na tyle duży, by rozumieć, że nas porzucił. To nie jest coś, co wzbudza ciepłe uczucia.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel