Serce żeglarza (ebook)
Tanja Melha zawsze marzyła o wspólniku swojego brata, Leonie Petrakisie. Uwiodła go, lecz nie spodziewała się, że ten przystojny żeglarz, milioner, zechce się z nią ożenić. Ich małżeńskie szczęście nie trwało jednak długo, bo Leon wypłynął w rejs. Kiedy spotykają się po kilku latach, Leon pomaga jej wydostać się z tajskiej wyspy. Tanja, rozżalona, że ją porzucił, chce się z nim rozwieść, lecz Leon nadal kocha żonę…
Fragment książki
Pięć lat wcześniej…
Tanja Melha była nowoczesną kobietą, zdecydowaną zdobyć to, czego pragnie.
Tak się złożyło, że chodziło akurat o mężczyznę, co umacniało ją w przekonaniu o tym, jaka jest postępowa, ale była też pełna ludzkich uczuć. Przystojny Leon Petrakis nie miał dziewczyny, a Tanja zamierzała wrócić na uniwersytet za kilka tygodni. To była więc jej jedyna okazja na krótką letnią przygodę i nadzieja na wyleczenie się z zadurzenia, z którego nie potrafiła się dotąd otrząsnąć.
Szła wzdłuż nabrzeża, ostrożnie omijając zwoje lin oraz inne przeszkody, żeby się nie potknąć. Sierpniowy wieczór wydawał się tutaj, nad wodą, nieco chłodniejszy, przesycony zapachem wodorostów z terenu zalewanego w czasie przypływu. Ta woń kojarzyła jej się z domem.
Przyjaciele z dzieciństwa nie zdołali dostatecznie szybko opuścić wyspy i wyjechać do Vancouveru, Calgary lub Toronto. Tanja dostała się na Uniwersytet Wiktorii i nawet to miejsce wydawało jej się dalekie od Tofino, niewielkiego miasteczka na zachodnim wybrzeżu Wyspy Vancouver, gdzie się wychowała.
Był to kolejny powód, dla którego musiała zdobyć tego mężczyznę i to właśnie teraz, kierując się maksymą carpe diem, nakazującą chwytać dzień i cieszyć się chwilą obecną. Leon był Grekiem, a także obywatelem świata, żyjącym ze swojej żaglówki. Zmierzał zostać tu przez resztę lata, pomagając jej bratu rozbudować przystań ojca. Był jednak typem kawalera bez stałego miejsca zamieszkania, który mógłby w każdej chwili zniknąć z horyzontu.
Gdy doszła do jego rampy, zobaczyła, jak Leon układa coś w luku kokpitu na rufie. Miał na sobie tylko postrzępione dżinsowe szorty i nic więcej poza opalenizną. Wyglądał doskonale. Przyglądała się z lubością jego szerokim ramionom i muskularnym udom, podziwiając, jak stoi pewnie na jachcie, rozkołysanym przez fale.
– Cześć, żeglarzu – powiedziała. Powitanie miało zabrzmieć swobodnie, ale zdradzało podniecenie, jakie ją ogarnęło.
Odwrócił się powoli z uśmiechem na twarzy.
– Cześć, Buchalterko.
Miała wrażenie, że umyślnie posłużył się przezwiskiem wymyślonym przez jej brata, by zakwalifikować ją jako młodszą siostrą najlepszego przyjaciela. Jego czarne, przydługie włosy skręcały się naturalnie, a ciemne oczy wpatrywały się z uznaniem w niebieską sukienkę na cienkich ramiączkach. Tanja spoglądała na niego z podobnym wyrazem twarzy, nie mogąc się powstrzymać od zerkania na mosiężny guzik, utrzymujący jego szorty nisko na biodrach.
– Opłaciłem już wszystkie należności za cumowanie. Czemu więc zawdzięczam tę wizytę?
Spojrzała ponownie na jego uśmiechniętą twarz. Dobrze wiedział, co przyciągało jej uwagę, i bardzo mu się to spodobało.
– Zastanawiałam się, czy nie potrzebujesz przypadkiem towarzystwa na wieczór. – Uniosła butelkę białego wina pokrytą kropelkami rosy, która zebrała się podczas krótkiego przejścia od samochodu na przystań.
– Jak mógłbym odmówić takiej propozycji. Wejdź na pokład.
Wziął od niej butelkę i podał rękę, pomagając przejść. Nie odsunął się jednak, by zrobić jej miejsce, gdy zeszła do kokpitu, i stanęli tuż obok siebie, niemal się dotykając.
– Wiesz, że jestem dla ciebie za stary.
– Och, przestań. Masz przecież dwadzieścia dziewięć lat, a ja dwadzieścia dwa. Poza tym nie przyszłam tutaj stracić dziewictwo.
Ale przyszła, żeby się kochać i nie zamierzała tego ukrywać. Kąciki jego ust uniosły się powoli.
– Otworzyć to wino teraz czy później? – spytał, wskazując na butelkę.
Był gładki w obyciu, co bardzo się jej podobało. Chciała zobaczyć, jak to jest być z mężczyzną, który zna się na uwodzeniu i dobrze się rozeznaje w zakamarkach kobiecego ciała.
– Później – odparła, nie mogąc oderwać wzroku od jego ust.
– W takim razie zejdźmy do kabiny – zaproponował.
Powinna się denerwować i w pewnym sensie czuła się niespokojna. Dotąd nie nawiązywała przelotnych znajomości. Miała wcześniej kilku chłopaków i umawiała się na randki od czasu rozpoczęcia studiów na uniwersytecie. Ale jej dwa związki, na tyle poważne, by doprowadzić do seksu, okazały się trudnymi przypadkami szczenięcej miłości i przysporzyły jej wiele bólu, kiedy się rozpadły. Seks z pierwszym z tych mężczyzn był mocno frustrujący, a z drugim nieco lepszy, ale i tak ostatecznie doszło do rozstania. Tak czy siak, nie była ekspertem w sztuce uwodzenia.
– Miło tutaj – powiedziała, rozglądając się po wnętrzu. W kabinie panował większy porządek, niż się spodziewała. Przez zaskakująco duże okna wpadało jasne światło, podkreślające blask wypolerowanego drewna i stali. Tapicerka w kolorze kasztanowym, szare zasłony oraz zielone i rdzawe poduszki stanowiły kolorowe akcenty.
– Dzięki. – Wstawił wino do lodówki i umył ręce, a potem osuszył je papierowym ręcznikiem, opierając się biodrami o zlew. – Nie spodziewałem się gości.
– Naprawdę?
Flirtowała z nim bezwstydnie od czasu powrotu do domu w czerwcu. Wreszcie tego ranka gwizdnął cicho na jej widok i zawołał: „Świetnie wyglądasz, Buchalterko”. Teraz wcale nie udawał nieśmiałego.
– Uwielbiam minisukienki – oznajmił, po czym zerknął na jej sandały. – Długie nogi i piegi. Podobają mi się też rude włosy.
– Czemu nie powiedziałeś? Przyszłabym tu wcześniej.
– Wiesz dlaczego. – Rozstawił nieco stopy, zapraszając ją gestem, by podeszła bliżej.
– Nie mam pojęcia – odparła, podchodząc do niego z udawaną nonszalancją. – Jesteśmy dorośli i wiemy, co robimy.
Dreszcz oczekiwania, jaki poczuła, zaprzeczał dojrzałości, którą miała na myśli. Zawahała się lekko, czując ciepło jego ciała, po czym delikatnie oparła dłonie o jego muskularną pierś. Objął ją w pasie. Nie pocałował jej od razu, tylko spojrzał głęboko w oczy.
– Łączenie pracy z przyjemnościami często przynosi kłopoty i wprowadza bałagan. A, jak widzisz, lubię porządek.
– Pracujesz z moim bratem, a nie ze mną.
– Hm… – Ściągnął usta, nie do końca przekonany. Zacisnął mocniej palce na jej biodrach, jakby toczył walkę z samym sobą. – A więc przyszłaś tutaj dla przyjemności.
– Tak, ale, jak widać, chyba masz ochotę zagadać mnie na śmierć – odparła kokieteryjnie.
– Wcale nie o to mi chodzi. – Musnął wargami jej usta, jakby chciał sprawdzić, czy jest pewna tego, czego chce, a potem pocałował ją niespiesznie.
Poczuła, że z nim będzie inaczej. Mocniej. Bardziej ekscytująco. Objęła go, napawając się jego męskością i siłą. Przyciągnął ją do siebie, a wtedy poczuła zapach słonego powietrza i kremu do opalania.
Zaczęła odwzajemniać jego pocałunki, podniecając się coraz bardziej. Wsunął dłonie pod sukienkę i objął jej pośladki. Naparł na nią biodrami i wyczuła twardą wypukłość za jego rozporkiem. Spleceni ze sobą całowali się jak szaleni. Nagle oderwał się od niej i powiedział coś cicho po grecku, jakby zaklął.
– Naprawdę się tego nie spodziewałem – wyszeptał z ustami przy jej szyi. – Jesteś pewna, że tego chcesz?
Skinęła głową. Opuścił zasłony. Tanja zsunęła ramiączka i minisukienka opadła na podłogę. Pozostała w jasnoniebieskich stringach, które założyła w nadziei, że Leon je zobaczy i mu się spodobają.
Patrzył na nią, przytrzymując się jedną ręką sufitu, gdy jacht nagle się zakołysał. Drugą dłonią rozpiął guzik przy szortach i suwak, a potem je zdjął. Był teraz zupełnie nagi i bardzo podniecony… Położył się na szerokim materacu, zajmującym całą przestrzeń między ścianami kabiny.
– Chodź do mnie – powiedział.
Podeszła do koi i usiadła na nim okrakiem. Pogładził ją pieszczotliwie po plecach.
– Chcę całować twoje piersi.
Podsunęła się wyżej, siadając mu na brzuchu i opierając dłonie na materacu ponad jego głową tak, że jej piersi zakołysały nad jego rozchylonymi ustami. Zaczął je ssać. Wyprężyła się. Nie czuła zawstydzenia, gdy gładził jej pośladki i uda, a potem dotknął wilgotnego miejsca pod stringami.
Marzyła o tym od tygodni, a nawet od miesięcy, przez całe dnie. Nic dziwnego, że poczuła się teraz taka podniecona. Zaczęła dyszeć, wyginając się w jego ramionach. W ciągu kilku chwil doprowadził ją do orgazmu, zamieniając w drżącą masę płomieni. Wtedy, wypuszczając z ust jej sutek, spojrzał na nią z niekłamanym zachwytem i taką zmysłowością, że znowu poczuła ogień w brzuchu.
– Chcę to poczuć, kiedy będę w tobie – szepnął.
– Ja też.
Zmienili pozycję. Kiedy zakładał prezerwatywę, Tanja szybko ściągnęła stringi. Położył się z powrotem na plecach, a ona usiadła na nim okrakiem, by mógł w nią wejść. Dawno nie czuł się tak bardzo podniecony.
– Też na to czekałeś – zauważyła.
– Tak.
– Czemu więc…?
– Jesteśmy teraz razem – odezwał się gardłowym głosem, unosząc biodra wraz z nią. – Daj znać, jeśli coś będzie nie tak.
– Jest wspaniale – wydusiła. Przyciskając dłonie do niskiego sufitu ponad głową, zaczęła kołysać biodrami w rytmie falowania łodzi.
Gładził jej piersi, a potem znowu objął ją za biodra, przytrzymując mocno, kiedy zaczął wykonywać mocniejsze pchnięcia. Nigdy w życiu się tak nie czuła. Jak prawdziwa kobieta, stworzona właśnie dla niego. Miała wrażenie, jakby byli jedynymi istotami na ziemi, ale nie z tego świata: bogiem i boginią, stwarzającymi wszechświat na nowo dzięki zjednoczeniu swoich ciał.
Wsunął dłoń między jej uda i zaczął ją pieścić kciukiem.
– Jesteś piękna. – Jego głos ledwie do niej docierał. – Powiedz mi, kiedy…
– Nigdy. Zostańmy w takim stanie na zawsze… Och…
Przytrzymał ją za biodra, nieruchomiejąc na chwilę.
– A więc prawie już – odparł z wyraźnym zadowoleniem. – Poczekaj jeszcze chwilę, aż ci powiem…
Zatoczył palcem kolejne kółeczko, stając się całym jej światem. Znowu zaczął wsuwać się w nią rytmicznie. Gdy rozkosz stała się nie do wytrzymania, Tanja odchyliła do tyłu głowę, nie potrafiąc znaleźć słów na opisanie tego, co czuje. A potem znieruchomiała, czekając na jego następne pchnięcie, kolejną pieszczotę… na rozkaz.
– Teraz… – nakazał i po chwili rozpadli się oboje na milion kawałków.
Tego dnia…
W chwili gdy Tanja kładła się do łóżka, rozległo się głośne pukanie do drzwi. Zamarła. A więc przyszli po nią. Była cudzoziemką i pewnie chcieli ją przesłuchać. A może chodziło o coś jeszcze gorszego.
Roztrzęsiona, wciągnęła dżinsy. Niemal spadały jej z bioder, ale wcisnęła w nie koszulkę i pomogło. Miała ochotę uciec. Ale jak i dokąd? Nie mogła wyjechać z Istuval od czasu, gdy ta niewielka wyspa u wybrzeża Tunezji została przejęta przez rebeliantów. Wzięli wszystkich mieszkańców wyspy za zakładników, a więc i ją również, żeby jakiś autokrata z dalekiego kraju mógł zyskać wpływy na szlaki żeglugowe Morza Śródziemnego.
Usłyszała, jak jej współlokatorka, Kahina, woła, że idzie otworzyć, a jej brat, Aksil, oznajmił cierpkim głosem:
– Jacyś ludzie przyszli po Tanję.
Poczuła, że nogi się pod nią uginają, ale nie chciała narażać Kahiny, która okazała jej tyle życzliwości. Postanowiła zmierzyć się ze wszystkiemu, co ją czekało, ale cała się trzęsła.
Dotknęła śpiącej małej Illi, dla której była teraz matką. Ogarnęła ją rozpacz na myśl, że może to ich ostatnie wspólne chwile. Nie mogła jednak pozwolić sobie teraz na wpadanie w histerię i zastanawianie się nad tym, co by było, gdyby… Nie miała na to czasu. W parterowym domu rozległ się odgłos ciężkich kroków. Zbliżyła usta do policzka czteromiesięcznej dziewczynki, wdychając jej słodki zapach. Oczy piekły ją od łez, a gardło miała tak zaciśnięte, że ledwo oddychała.
W końcu się wyprostowała i niepewnym krokiem wyszła z sypialni na spotkanie swojego losu. Na korytarzu stało czterech mężczyzn. Aksil przybiegł z własnego domu po drugiej stronie ulicy, kiedy zobaczył na ganku żołnierzy. Bez butów, z odkrytą głową, obejmował opiekuńczo Kahinę.
Dwaj z przybyszów mieli na sobie oliwkowozielone mundury, a w rękach karabiny automatyczne. Ostatni człowiek, który pojawił się za nimi, był wysoki, postawny i tak samo śniady jak żołnierze, ale ubrany w granatowy pulower, czarne spodnie i buty przypominające żeglarskie obuwie. Zerknęła ponownie na jego nieogoloną twarz i groźne spojrzenie pod zmierzwioną czupryną i poczuła, jakby ziemia usuwała jej się spod stóp.
– Mój Boże! – Zakryła ręką usta, bojąc się, że wypowiadając te słowa, popełnia jakieś bluźnierstwo, jakby tych najemników rzeczywiście obchodziło przestrzeganie religijnych przykazań. Swoje restrykcyjne prawa narzucali raczej po to, żeby utrzymać władzę, a nie z powodu troski o zachowanie skromności i wiary.
Ale co, u diabła, robił tu jej mąż? Czy w ogóle tak właśnie mogłaby nazwać Leona Petrakisa? Nie widzieli się przecież od pięciu lat. Od chwili, gdy wyjechał nagle wkrótce po ich cichym ślubie, gdy jego ojciec nieoczekiwanie zmarł.
Chcesz jechać ze mną? – spytał wtedy. Nie chciała.
Zupełnie przestał być czarującym uwodzicielem, którego poślubiła. Tydzień później odpowiedział w końcu na jedną z wielu wiadomości, jakie mu wysłała z pytaniem, kiedy wróci.
Nie wrócę.
Niewiele więcej wyjawił też jej bratu, Zacharemu. Podobno czekał na otwarcie funduszu powierniczego w swoją trzydziestą rocznicę urodzin. Obiecał wtedy zasilić kapitałem przystań, ale się wycofał, pozostawiając jej brata i ojca emeryta w trudnej sytuacji finansowej. Tanja poświęciła swoje szkolne oszczędności na wyciągnięcie Zacha z tarapatów i wciąż jeszcze nie spłaciła pożyczki zaciągniętej na studia.
To wszystko sprawiało, że miałaby raczej ochotę zabić Leona Petrakisa niż pozwolić wyciągać się z łóżka, żeby go zobaczyć. Jednak on otworzył przed nią ramiona, mówiąc czule:
– Agape mou, nareszcie. Przyjechałem zabrać cię do domu.
Podszedł do niej pewnym krokiem niczym lew i ją objął. Zupełnie zapomniała o jego uroku, którym kiedyś ją oczarował, a teraz przypomniała sobie tę jego dynamiczną energię i nagle poczuła się bezpieczna i otoczona opieką.
To oczywiście była fikcja. Z pewnością udawał. Ale mimo to zadrżała i przytuliła się do niego odruchowo, jakby wciąż należał do jej dawnego życia, za którym tak bardzo tęskniła. Wtedy ujął jej twarz, gładząc kciukiem po policzku, i ją pocałował.
Miała wrażenie, jakby uzbrojeni mężczyźni nagle znikli, i ogarnęło ją przyjemne oszołomienie, gdy jej mąż dotknął ciepłymi ustami jej warg. Nie spodziewała się takiej reakcji. Byli kochankami zaledwie przez kilka krótkich tygodni, a teraz poczuła się znowu tak, jak przed pięcioma laty.
Zachwiała się nagle, odzyskując poczucie rzeczywistości. Nic z tego nie miało sensu. Ani jego obecność tutaj, ani jej przyspieszony z wrażenia puls i dłonie zaciśnięte na jego miękkim swetrze, którego nie miała ochoty puścić.
Wciąż ją obejmując, zwrócił się do żołnierzy po francusku, w języku bardziej popularnym na tym terenie od angielskiego, oczywiście poza lokalnym dialektem:
– Widzicie? Mówiłem wam, że to moja żona. Przyjechała tutaj uczyć w szkole, ale kiedy nastąpił przewrót, nie była w stanie wyjechać, bo nie towarzyszył jej żaden mężczyzna z rodziny. Teraz zabiorę ją do domu.
Przewrót, pomyślała. Tak eufemistycznie określił najazd obcych wojsk. Przystała jednak na jego pomysł. Objęła go w pasie i przytuliła się do jego boku. Wciąż zaciskając dłoń na pulowerze, spojrzała mu w oczy, szukając wskazówek. Skąd wiedział, gdzie ją znaleźć? Dlaczego przyjechał? Była pewna, że zapomniał o jej istnieniu.
Żołnierze poruszyli się niespokojnie, wymieniając podejrzliwe spojrzenia.
– Mieszkasz tutaj? Bez żadnego mężczyzny z rodziny? – spytał Tanję jeden z nich.
– Moja siostra i pani Melha… – odezwał się nagle Aksil, przysłuchujący się całej scenie.
– Pani Petrakis – wtrącił Leon.
– Tak, oczywiście – przyznał Aksil – pani Petrakis uczyła razem z moją siostrą w szkole dla dziewcząt, zanim została zamknięta. Chodzę z siostrą na zakupy, kiedy potrzebują jedzenia, ale teraz Kahina ma zamieszkać z moją rodziną.
Leon skinął głową tak, jakby to wszystko zostało ustalone. Chciał poprowadzić Tanję do drzwi, ale się zaparła. Jak powiedzieć mu o Illi?
Spojrzał na nią ponaglająco, dając do zrozumienia, że nie powinna się sprzeciwiać. W tym momencie rozległo się ciche kwilenie dziecka, najwyraźniej rozdrażnionego, jak gdyby chciało spać, ale głód mu na to nie pozwalał.
Słysząc płacz Illi, wszyscy znieruchomieli. Tanja zerknęła na Kahinę. Przyjaciółka miała zamieszkać w domu Aksila, pełnym baranic i bratanków. Tanja nie mogła więc jej prosić o zabranie Illi. To byłoby nadużycie jej uprzejmości. Od dawna brakowało odżywek dla niemowląt, a Aksil nie mógł przecież odbierać jedzenia od ust własnym dzieciom.
Tanja nie urodziła Illi sama, ale teraz była jej matką. Nie miała zamiaru jej zostawiać i dlatego utknęła na wyspie. Zdawała sobie teraz sprawę, że o wszystkim zadecydują następne sekundy. To była jedyna szansa na zabranie dziecka do domu.
– Kochanie. – Spojrzała błagalnie na Leona. – Pewnie nie możesz się doczekać, kiedy zobaczysz swoją córkę.
Gniew błysnął w głębi jego oczu i twarz na moment zastygła, zanim lekko się uśmiechnął.
– Właśnie o tym myślałem.
– Zaraz ją przyniosę – zawołała Kahina i pobiegła do sypialni Tanji.