Skandal sezonu (ebook)
Jedna pochopna decyzja zrujnowała reputację Cassandry. Jako szesnastolatka uciekła z młodym żołnierzem, lecz nie kierowały nią porywy serca, a strach przed bezdusznym ojczymem. Skompromitowana i wyrzucona z domu, znajduje schronienie u ciotki, która gardzi konwenansami. Nagle jej nieco nudne, wypełnione obowiązkami życie zmienia się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Matka chrzestna proponuje jej powrót na salony i wsparcie. Niestety na każdym spotkaniu towarzyskim Cassandrę uparcie prześladuje porucznik Nathaniel Fairax, który pamięta skandal sprzed lat. Chociaż nie zna całej prawdy, uważa, że okryta niesławą piękność poluje na kolejnego naiwnego kawalera…
Fragment książki
Cassandra stała, przyciskając nos do szyby i tęsknie patrzyła za odjeżdżającym powozem panny Henley z Henley Hall.
– Możesz już odejść od okna – mruknęła ciotka Eunice od krawieckiego stołu, przy którym pracowała. – Odjechała.
Panienka Henley zabrała wszystkie piękne stroje, które Cassandra razem z ciotkami szykowały dla niej od paru miesięcy, często zarywając noce. Czy debiutantka włoży na pierwszy bal suknię z białego muślinu ozdobioną cekinami i błękitnymi wstążkami, w której Cassy wręcz się zakochała? A może, gdy dotrze do Londynu, zapomni o uszytych na prowincji strojach na rzecz dzieł jakiejś modnej miejskiej krawcowej? Tak jak najwyraźniej zapomniała o Cassandrze, gdy tylko straciła ją z oczu. Nawet nie odwróciła się, żeby jej pomachać. Co oczywiście uczyniłaby Cassy, gdyby to panna Hanley siedziała do późna, nabawiając się odcisków na palcach, byle tylko zdążyć z zamówieniem na czas.
Zrobiło jej się smutno, gdy wspomniała, jak wiele wysiłku włożyła w każdy najmniejszy szczegół stroju panny Henley na jej pierwszy sezon w Londynie. Zależało jej na perfekcji, bo pamiętała, jak panna Henley postawiła się matce, która chciała zabrać ją do bardziej znanej krawcowej w Exeter.
– Wolę, żeby to moja droga panna Furnival uszyła stroje, w których wystąpię w Londynie – oznajmiła wtedy. – Bo za każdym razem, kiedy któryś włożę, będę czuła, że ona jest przy mnie i będę się czuła mniej samotna.
To oświadczenie do głębi poruszyło Cassandrę.
– Nie będziesz sama – sucho skomentowała lady Henley. – Przecież ja i papa będziemy przy tobie.
– Tak, ale nie będę miała żadnych przyjaciół w moim wieku – odparła panna Henley, robiąc żałosną minkę. – A wszyscy wokół będą tak… wyrafinowani, że poczuję się jak prowincjonalna gąska i…
Wielkie, błękitne dziewczyny oczy wypełniły się łzami, dlatego jej matka szybko skapitulowała.
– To przynajmniej oszczędzi nam wydatków, co uraduje twojego papę – mruknęła, rozglądając się po salonie, w którym ciotki Cassandry prowadziły pracownię krawiecką. – No i nie trzeba będzie na każdą przymiarkę podróżować do Exeter – znalazła kolejny plus sytuacji. – No, dobrze, kiciu. Niech będzie po twojemu.
– Rozpuszczona dziewucha – skomentowała ciotka Cordelia, gdy damy odjechały.
– Dzięki niej dostałyśmy duże zamówienie – zauważyła zawsze praktyczna ciotka Eunice. – A sir Barnaba zapłaci bez zwłoki.
– To jedyna zaleta tutejszego wikarego – mruknęła Cordelia. – Dłużników odmawiających zapłaty za wykonaną pracę straszy ogniem piekielnym i egipskimi plagami.
– Szczególnie gdy chodzi o zapłatę dla dwóch dobrze urodzonych starych panien. W dodatku te biedne istoty, ciężko doświadczone przez los, musiały zamieszkać razem i zacząć zarabiać na życie szyciem – ironizowała ciotka Eunice.
Kiedy powóz wyjechał za bramę i znikł za zakrętem, Cassandra poczuła, że zaczyna jej drżeć dolna warga. Czy młoda dama, która nim odjeżdżała, choć przez chwilę o niej pomyśli podczas przejażdżki po parku w towarzystwie przystojnego panicza? Albo w czasie przechadzki brzegiem rzeki u boku kawalera prowadzącego ją na piknik?
Najprawdopodobniej nie, odpowiedziała sobie w myślach i ciężko westchnęła.
– Popatrzę, dopóki nie przejadą przez most – powiedziała, nawiązując do wcześniejszej, zawoalowanej prośby ciotki Eunice o powrót do pracy.
Czuła, że chwilę jej zajmie otrząśnięcie się z ponurego nastroju, a nie chciała, by ciotki odczuły jej zachowanie jako niewdzięczność.
– Nie zobaczysz powozu na moście – oznajmiła ciotka Eunice, zanim ciotka Cordelia zdążyła ją uciszyć.
– Na pewno dostrzeże kufry przywiązane do dachu, gdy powóz znajdzie się w najwyższym punkcie mostu nad Teene – oznajmiła pocieszająco.
Tak, kufry. Właśnie się pokazały! Cassandra wspomniała pękate walizy, nad zawartością których pracowała z takim poświęceniem. Teraz stroje jechały do Londynu, w którym nigdy nie była i raczej nie będzie, choć większość arystokratek w jej wieku uważała debiut na salonach za swoje święte prawo.
Cassandra popełniła jednak fatalny błąd.
– Daj jej spokój, Eunice – mruknęła ciotka Cordelia. – Wyobraź sobie, jak musi być ciężko naszej Cassy. Musi patrzeć, jak taka nadęta pannica wybiera się do Londynu, podczas gdy ona…
Była na tyle głupia, żeby powierzyć swój los przystojnemu żołnierzowi o nienagannych manierach, dopowiedziała w myślach Cassy, czując, jak znów zaczyna jej drżeć dolna warga.
Wyjęła chusteczkę z kieszonki fartuszka i ukradkiem otarła oczy, które podejrzanie zwilgotniały. Nie chciała, by ciotki dostrzegły, że jest na granicy płaczu. Mogłyby pomyśleć, że nie jest z nimi szczęśliwa. A to byłoby oznaką braku lojalności. Gdyby jej nie przyjęły i nie dały uczciwej pracy, mogłaby skończyć martwa w jakimś rowie. Albo gorzej, przeżyć, zarabiając na życie w haniebny sposób.
Pociągnęła nosem, prostując plecy. Dzięki dobroci ciotek nie musiała przeżywać takiego horroru. Przyjęły ją pod swój dach, gdy rodzona matka i ojczym ją wyrzucili, twierdząc, że jej upadek narazi rodzinę na niesławę i zaszkodzi również młodszemu bratu Cassy.
Prawdę mówiąc, ciotka Cordelia, która nie była jej prawdziwą ciotką, a daleką kuzynką matki Cassy, z początku niechętnie otworzyła jej drzwi, nie miało to jednak nic wspólnego z sytuacją Cassy.
– Nie bywamy w towarzystwie, odkąd zamieszkałyśmy razem – mruknęła. – Jeśli z nami zamieszkasz, rodzina się od ciebie odwróci, uznając, że zostałaś… hm… skażona naszą…
– Ekscentrycznością – uzupełniła ciota Eunice, gdy Cordelii zabrakło słów.
– To chyba najmniej nieprzyjemny sposób, w jaki określana jest nasza relacja – zaśmiała się ciotka Cordelia.
Cassandra nie zrozumiała wtedy, co miała na myśli. Odparła więc, że dla niej nie ma to znaczenia, bo rodzina i tak nie życzy sobie jej obecności. Ojczym dopilnował, żeby tak się stało.
– Tu jego zdanie się nie liczy – prychnęła Cordelia. – Zresztą nigdy nie zaprzątałam sobie głowy tym starym lubieżnikiem, który poślubił twoją matkę dla pieniędzy. A jeśli chodzi o resztę rodziny, cóż, ode mnie umyli ręce już dawno temu, gdy odmówiłam wyjścia za mąż za jakiegoś nieudacznika i zamiast tego zamieszkałam z moją drogą przyjaciółką. Ale… to właśnie dlatego przyszłaś szukać u nas pomocy, prawda?
Cassandra pokiwała głową.
– No to zostań na trochę i zobaczymy, jak nam się ułoży.
Została więc i wszystko dobrze się ułożyło.
Cassandra wydmuchała nos. Nawet jeśli nie była w pełni szczęśliwa, to z pewnością była zadowolona ze swojego życia. Ciotki nigdy nie dały jej odczuć, że jest gorsza, bo popełniła błąd, nie były nią rozczarowane ani nie stanowiła dla nicha ciężaru. Przeciwnie, doceniały jej wkład w gospodarstwo, odkąd okazało się, że nie tylko dobrze sobie radzi z igłą, ale też jest szybka i dokładna. Za co, o ironio, powinna być wdzięczna ojczymowi, który życzył sobie, by wraz z matką same szyły swoje suknie, zamiast zlecać to krawcowej za pieniądze.
Mimo to w dni takie, jak ten, gdy ciężkie chmury lada moment miały się rozstąpić, przepuszczając słoneczne promienie, a żonkile wychylały łebki spod ziemi, przynosząc nadzieję na lepsze jutro, Cassy była bardziej podatna na rozpamiętywanie przeszłości i smutne myśli.
Dlatego dopóki nie opanuje emocji, zachowa milczenie. Nadal więc stała przy oknie, patrząc tęsknie na ogrodową ścieżkę prowadzącą do bramy i drogi, która wiodła do Londynu. Na wszelki wypadek trzymała chusteczkę w pogotowiu.
Zdążyła wydmuchać nos po raz czwarty i, jak miała nadzieję, ostatni, gdy dostrzegła dach powozu, który wspinał się na odległy mostek.
– Och, wygląda na to, że panna Henley czegoś zapomniała. Nie, jednak to nie jej powóz, bo nie ma kufrów na dachu. O! Powinnyście zobaczyć te konie! Czwórka doborowych siwków – zachwyciła się, wspominając zbieraninę koni sir Barnaby’ego, które zresztą z rzadka zaprzęgano do powozu.
Cassandra usłyszała stukot nożyczek upadających na blat i poczuła obecność ciotki Eunice za plecami.
– Ona ma rację, Cordelio. Niesamowity widok. I och, na drzwiczkach jest herb! – zawołała podekscytowana, gdy powóz znalazł się bliżej.
– Herb? – Teraz i Cordelia rzuciła robótkę i dołączyła do nich w wykuszowym oknie. – Cóż może robić w zapomnianym przez Boga Market Gooding ktoś tej rangi? Szczególnie na tym odcinku drogi – dodała, bo za ich domem był już tylko Henley Hall.
– Pewnie pobłądzili – uznała ciotka Eunice, gdy powóz zatrzymał się przed gankiem. – Zobacz, foryś idzie do nas, by zapytać o drogę – powiedziała, gdy jeden z dwóch młodych mężczyzn w liberii zeskoczył z tyłu pojazdu.
– To dlaczego ten drugi rozkłada schodki i otwiera drzwiczki powozu?
Wszystkie trzy zamilkły, widząc damę, która wysiadła z karety, przyjmując podane jej ramię lokaja.
– Taka arystokratka nigdy nie podeszłaby, żeby pytać o drogę mieszkańców domku takiego jak nasz – przytomnie zauważyła Cordelia.
– Może to nowa klientka – podsunęła Cassandra, przyglądając się, jak zgrabnie służący chwyta futro, które zsunęło się damie przy wysiadaniu.
– Nie ona – zaprzeczyła Cordelia. – Żadna dama poruszająca się takim powozem i tak ubrana nie zniżyłaby się do zakupu strojów u prowincjonalnej krawcowej.
Cassy usłyszała rozdrażnione prychnięcie ciotki Eunice na taką ocenę jej talentu. To właśnie ona od razu potrafiła dostrzec, co będzie pasowało klientce, a także doskonale ją wymierzyć i bezbłędnie skroić materiał. Cassy zajmowała się szyciem, a Cordelia dodawała ozdoby.
– Ja ubrałabym ją równie pięknie – mruknęła Eunice.
– Mogłabyś, gdybyś tylko dorwała się do tego cudownego błękitnego aksamitu, z którego ma suknię, i gdyby cię o to poprosiła. Ale tego nie zrobi, prawda?
– Zaraz się przekonamy – oznajmiła Eunice, gdy lokaj załomotał do drzwi.
Wszystkie mieszkanki rzuciły się przyjąć odpowiednie pozy w niewielkim saloniku, gdy ich pokojówka Betty poszła otworzyć.
Choć Cassandra starała się dosłyszeć konwersację w holu, solidne dębowe drzwi skutecznie tłumiły wszelkie głosy. Obie ciotki, trzymając narzędzia swojej profesji w rękach, nachylały się ku drzwiom z równą frustracją.
W końcu jednak dama wpłynęła do saloniku w chmurze egzotycznych perfum. Dobrze, że widziały jej przyjazd przez okno, bo w przeciwnym razie stałyby teraz z niemądrymi minami i rozdziawionymi ustami, gapiąc się na takie zjawisko. Elegantka stanęła na środku, a po jej dwóch stronach ustawili się młodzi chłopcy w liberiach, tak wysocy, że niemal sięgali czuprynami sufitu.
Wszystkie trzy wstały w tej samej chwili i dygnęły, pokazując, że nawykły do obcowania z tak znamienitymi gośćmi.
Dama przez chwilę przyglądała się im w milczeniu, a potem rozłożyła szeroko ramiona i niemal pofrunęła w stronę Cassandry.
– Kochanie – zagruchała, zamykając ją w wonnym uścisku. – Nareszcie cię odnalazłam!
Ciotki popatrzyły na nią pytająco, lecz Cassy mogła tylko wzruszyć ramionami. Nie miała pojęcia, dlaczego nieznajoma tak czule ją wita.
– Proszę wybaczyć – powiedziała cicho, wyplątując się z jej uścisku. – Ale musiała mnie pani z kimś pomylić.
Dama przechyliła głowę na bok i przyjrzała się jej roziskrzonym wzrokiem.
– Ty jesteś panną Cassandrą Furnival, nieprawdaż? Córką Julii Hasley, trzeciej córki lorda Sydenhama?
– Hm. Tak, ale…
Dama pokręciła głową i westchnęła tak teatralnie, że Cassy nabrała pewności, że jej słowa, poza i gesty mają zawsze za zadanie wywarcie należytego efektu.
– Powinnam była się spodziewać, że mnie zapomniałaś. W końcu byłaś maleńkim dziecięciem, kiedy widziałyśmy się po raz ostatni – oznajmiła, zdjęła rękawiczki i, nawet nie patrząc, po prostu upuściła je na podłogę. Jeden z lokajów rzucił się naprzód i pochwycił je, nim dotknęły podłogi. – A było na twoim chrzcie – dokończyła myśl, rozglądając się wokół. – Twoja matka była moją przyjaciółką – powiedziała, sadowiąc się z gracją na krześle przeznaczonym dla klientek. – Wielką przyjaciółką – podkreśliła. – Jestem twoją matką chrzestną – oznajmiła z ujmującym uśmiechem.
– Wasza Miłość. – Cassandra ze zduszonym okrzykiem opadła z powrotem na krzesło, zdając sobie sprawę, że ta elegancka dama rzeczywiście przyjechała do niej w odwiedziny.
Księżna Theakstone była jedyną osobą z przeszłości dziewczyny, która utrzymywała z nią kontakt. Nieważne, że były to jedynie skreślone w pośpiechu kartki ze świątecznymi lub urodzinowymi życzeniami. Cassandra pieczołowicie wszystkie przechowywała. To i tak było o wiele więcej, niż doświadczyła od kogokolwiek innego z rodziny.
Księżna roześmiała się perliście, widząc oszołomienie Cassy.
– Widzę, że cię zaskoczyłam – oznajmiła, a kiedy dziewczyna się nie odezwała, kontynuowała: – Nigdy nie poprosiłaś mnie o pomoc, ale ja często żałowałam, że nie mogę ci jej udzielić. Póki żył Theakstone, nie było to niestety możliwe – oznajmiła, krzywiąc lekko usta.
To, co u innej kobiety byłoby brzydkim grymasem, jej udało się zrobić z gracją. Cassandra poczuła się jeszcze bardziej skołowana. Po pierwsze książę, mąż jej matki chrzestnej, zmarł już parę lat temu, a po drugie…
– Wyglądasz na skonsternowaną, moja droga – księżna przerwała rozważania Cassy, uśmiechając się wyrozumiale. – Zupełnie jakbyś nie spodziewała się, że choć kiwnę palcem w twojej sprawie.
– Ach – zaczęła i urwała Cassandra. Dokładnie tak było, choć księżna wydawała się urażona tym posądzeniem. – Cóż, nie. Nie liczyłam na niczyją pomoc, skoro nawet matka nie chciała się do mnie przyznać po tym, jak popełniłam fatalny błąd. Ale nie o to chodzi.
– Tak? A o co dokładnie? – przerwała jej księżna, nagle bardzo chłodno i oschle.
– O to, że wyglądasz pani… Cóż, matka musiała być od ciebie sporo starsza. A w każdym razie wyglądała dużo starzej, kiedy widziałam ją sześć lat temu. Dlatego nie wiem, jak mogłyście się tak bardzo przyjaźnić.
ć– Och, kochanie, masz wystarczająco rozumu, by mówić to, co inni cjcą usłyszeć – zaśmiała się mile połechtana dama. – Jestem pewna, że będziemy się doskonale bawiły – oznajmiła, rozsznurowując i zdejmując nakrycie głowy, którego przemyślna konstrukcja nie pozwoliła zniszczyć kunsztownie ułożonych, złotych loków.
Ciotka Eunice rzuciła się po kapelusik, zanim któryś z lokajów zdążył wziąć go w swoje wielkie i niewątpliwie brudne łapska, i z poszanowaniem odwiesiła go na specjalny stojak.
– Dziękuję – powiedziała księżna. – Nie tylko za zajęcie się moją garderobą, ale także za pomoc mojej chrześnicy. Tak bardzo się cieszę, że znalazła bezpieczną przystań w domu współczujących dam – dodała i powiodła wokół spojrzeniem, które uświadomiło Cassandrze, że nie dokonała formalnej prezentacji.
– To moja ciotka Cordelia… eee… panna Bramstock, chciałam powiedzieć – poprawiła się zawstydzona.
– Ach, więc to ty spowodowałaś zamieszanie, odrzucając propozycję małżeńską Hendona? Postanowiłaś zamieszkać z przyjaciółką ze szkolnych lat – przypomniała sobie i przeciągle spojrzała na ciotkę Eunice, która tylko uniosła wyżej głowę.
– A tę damę nazywam ciocią Eunice – wtrąciła szybko Cassandra, modląc się w duchu, by nie wydarzyło się nic, co obrazi księżnę i spowoduje jej natychmiastowy wyjazd.
– Ponieważ tak bardzo ją lubisz – dopowiedziała księżna. – I nic dziwnego, skoro zrobiła dla ciebie więcej niż najbliższa rodzina.
Ciotka Eunice wypuściła wstrzymywane powietrze, protestując pod nosem i zapewniając, że nie zrobiła nic nadzwyczajnego.
– Czy jest tu jakieś miejsce, gdzie moi chłopcy mogliby się odświeżyć? – zapytała księżna, wskazując postawnych mężczyzn.
– Oczywiście – zapewniła ciotka Cordelia, która gwałtownie przypomniała sobie o obowiązkach gospodyni i odesłała „chłopców” do kuchni z poleceniem dla Betty, by podała do saloniku herbatę i ciasto.
Potem razem z Eunice usiadły i wpatrzyły się w księżną, zachowując milczenie.
– Skoro zostałyśmy same, mogę przejść do rzeczy – zaczęła księżna. – Jak wspomniałam, nikt nie zaprzeczy, że oddałyście mojej chrzestnej córce olbrzymią przysługę. Jednak teraz potrzebuje ona kogoś o odpowiedniej pozycji, kto wprowadzi ją na salony, nieprawdaż?
– Wprowadzić mnie do towarzystwa? To niemożliwe. Jestem zrujnowana. To znaczy wyłącznie towarzysko. Z tego co wiem, ojczym rozpowiedział wszystkim, że nie przyjmie mnie z powrotem do domu, choć próbowałam mu wyjaśnić mój postępek.
– Tak. I oznajmił też, że odciął cię od pieniędzy, jakby było się czym chwalić – mruknęła księżna.
– Owszem. Podejrzewam, że matka nie powiedziała nawet słowa w mojej obronie.
– Biedne stworzenie jest tak zahukane przez tego prostaka, którego poślubiła, że pewnie nie odważyła się protestować.
– Nawet na pewno – przytaknęła Cassandra, dziwiąc się, że księżna tak łatwo domyśliła się, co zaszło przed laty.
Była ciekawa, czy matka przypadkiem nie napisała do przyjaciółki z prośbą o pomoc, ale przypomniała sobie, że nie byłoby to możliwe, bo ojczym sprawdzał całą korespondencję wychodzącą z domu.
– Ale, gdybym rozpuściła plotkę, że to wszystko było jedynie spiskiem, aby pozbawić cię posagu, to dziś wiele osób by w to uwierzyło – powiedziała powoli księżna.