Skradziona narzeczona (ebook)
Ethan pomyłkowo zjawia się na uroczystości ślubnej i niechcący przerywa ceremonię. Jego obecność wykorzystuje panna młoda, która nie chce poślubić mężczyzny wybranego przez rodzinę. Divya jest piękna, utalentowana, zmysłowa i szybko nawiązuje z wybawicielem flirt, który przeradza się w namiętność...
Fragment książki
Ethan Connors bacznym wzrokiem zlustrował podest na trawniku na tyłach hotelu Mahal, gdzie ustawiono mandap. Pod baldachimem przypominającym pergolę, na niskich sofach, przed niewielkim paleniskiem siedzieli Państwo Młodzi. Kapłan w luźnej pomarańczowej szacie, śpiewając, wrzucał do ognia jakieś tajemnicze substancje.
Ethan żałował, że niezbyt uważnie słuchał Pooji, gdy wyjaśniała mu skomplikowany rytuał ślubny. Nie wiedział, czy zdążył na czas, czy przybył za późno.
- Stop! Przerwijcie ceremonię! – krzyknął.
Zaległa cisza. Panna Młoda, Pan Młody i kilkanaście osób z najbliższego otoczenia podniosło głowy. Kapłan zastygł. Ethan usiłował złapać spojrzenie Pooji, lecz połowę jej twarzy zakrywał ciężki welon, a całą postać spowijał gesty dym z paleniska. Młody mężczyzna siedzący obok niej wstał i zrobił krok do przodu.
- Zakłóca pan ceremonię ślubną mojej siostry – powiedział lodowatym głosem. – Proszę odejść albo wezwę ochronę.
Ethan jednak już postanowił, że drugi raz nie pozwoli Pooji zniknąć. Ocknął się trochę za późno, ale zamierzał ratować ją i siebie. Jak ona może wyjść za mąż za kogoś, kogo zna ledwie trzy miesiące? Czyż nie mówiła: „Chcę dobrze poznać przyszłego męża i mieć pewność, że tworzymy zgraną parę”?
Oni zdecydowanie tworzyli zgraną parę. Dlaczego wcześniej tego nie dostrzegał? Kiedy Pooja wspomniała o małżeństwie, uznał, że potrzebuje więcej czasu, by przemyśleć sprawę. Co tu było do przemyślenia? Zbliżał się do czterdziestki. Jego młodszy brat od dziewięciu lat jest żonaty i ma dwoje dzieci. A Pooja była pierwszą kobietą, która zobaczyła w nim materiał na męża.
Nie może jej stracić.
Wciąż nie udawało mu się złapać spojrzenia Pooji, gdyż tłum gęstniejący wokół niego ją zasłaniał. Od trzech miesięcy, odkąd go zostawiła, nie rozmawiał z nią, ale przysłała mu mejla z wiadomością, że dziś bierze ślub. Zrozumiał, że chce, aby uczynił jakiś spektakularny gest. Co prawda lepiej by było, gdyby podała więcej szczegółów dotyczących ceremonii, a nie ograniczyła się do informacji, że przyszły mąż planuje „wielki baarat po Las Vegas Strip”.
Ethan spędził cały ranek, jeżdżąc tam i z powrotem po sześciokilometrowym bulwarze, wypatrując orszaku z panem młodym na koniu otoczonym członkami rodziny, muzykami i tancerzami. Właśnie znajdował się na końcu bulwaru, kiedy usłyszał przez radio, że ruch na bulwarze praktycznie został zatrzymany przez orszak weselny. Pognał na złamanie karku, aby dotrzeć na miejsce, i wtargnął do hotelu, gotów stawić czoło całemu światu.
Teraz jednak ogarnęły go wątpliwości. Czy Pooja naprawdę chcę zostać uratowana? I jak, do diabła, się stąd wydostaną?
Zdejmij welon i spójrz na mnie, zaklinał w myślach. Chciał jej powiedzieć, że nie musi ulegać naciskom rodziców i wychodzić za mąż za pierwszego lepszego kandydata, jakiego dla niej znajdą. Że teraz on jest już gotowy zaangażować się w prawdziwy związek.
Drugi mężczyzna, podobny do tego, który przedstawił się jako brat Pooji, przedarł się przez tłum i zmierzał w jego kierunku. Ilu jeszcze członków rodziny stanie do walki? Ethan nie miał wsparcia. Przypomniały mu się słowa matki: „Kiedy przestaniesz działać tak impulsywnie, synku?”.
Zobaczył, że Panna Młoda zwróciła głowę w jego stronę.
- Przepraszam, że byłem taki głupi i nie zdawałem sobie sprawy, jak wiele dla mnie znaczysz – powiedział. – Chcę się z tobą ożenić. – Brat Numer Jeden szepnął coś do komórki. Na pewno wzywał ochronę. – Wiejmy stąd! Już!
- Co ci się wydaje, draniu? To nie film! – Brat Numer Dwa znajdował się coraz bliżej. I nie był tak opanowany jak Brat Numer Jeden. – Moja siostra nie wie, kim jesteś. Zabieraj się stąd, zanim…
Zamierzył się do ciosu w szczękę Ethana, lecz w tej samej chwili Panna Młoda krzyknęła:
- Zaczekaj!
Jej głos miał dziwnie obce brzmienie.
Oczy wszystkich zwróciły się w jej stronę. Panna Młoda wstała, z gracją opuściła podest, podtrzymując ciężką spódnicę wyszywaną złotą nicią i połyskującą diamentami. Góra jej stroju ze złotego brokatu kończyła się kilka centymetrów nad pępkiem. Jej ręce od czubków palców po łokcie pokrywały skomplikowane wzory namalowane henną, na przegubach pobrzękiwały czerwone i białe bransoletki. Tłum gości rozstąpił się, robiąc jej przejście. Panna Młoda uniosła welon.
Ethan oniemiał. To nie Pooja.
- Kocham cię! – Nieznajoma rzuciła się w ramiona Ethana. – Nie mogę wziąć ślubu!
- Co to…? – Nie zdołał dokończyć pytania, gdyż Panna Młoda zaczęła go całować.
- Ani słowa – szepnęła tuż przy jego wargach. – Jeśli powiesz im, że się pomyliłeś, moi bracia zetrą cię na miazgę za to, że mnie pocałowałeś. Wykorzystajmy moment zaskoczenia i wiejmy stąd.
Ethan zerknął na rzeczonych braci. Mieli mord w oczach. Chwycił Pannę Młodą za rękę i z okrzykiem „Z drogi!” puścił się biegiem. Ku jego zaskoczeniu goście rozstępowali się przed nimi i pstrykali zdjęcia. Odgadł, że zaraz wrzucą je na swoje konta w mediach społecznościowych. Ale sensacja!
Jeszcze nie wiecie, kim jestem, pomyślał.
Na widok czterech ochroniarzy wychodzących z budynku Panna Młoda pociągnęła Ethana w lewo.
- W ogrodzie spokoju jest furtka – rzuciła. – Nikt jej nie pilnuje.
Klamka miała zabezpieczenie przed dziećmi, ale Panna Młoda błyskawicznie sobie z nim poradziła.
Planowała ucieczkę, domyślił się Ethan.
Znaleźli się w bocznej uliczce, lecz szczęście im sprzyjało. Samochód Ethana stał tylko kilka domów dalej. Za wycieraczką tkwił mandat, lecz Ethan się nim nie przejął. Dotknął klamki, system rozpoznał jego linie papilarne i odblokował zamki.
Otworzył drzwi, Panna Młoda zajęła miejsce pasażera. Ethan wskoczył za kierownicę. Brat Numer Jeden walił pięścią w szybę, brat Numer Dwa szarpał za klamkę. Ethan nacisnął pedał gazu. Sportowa tesla ruszyła z kopyta.
- Musimy wyjechać z Vegas. – W głosie Panny Młodej pobrzmiewała histeryczna nuta.
Ethan kluczył po ulicach, chcąc zmylić pościg, w końcu, gdy znaleźli się mniej więcej milę od hotelu, zatrzymał samochód na jakimś parkingu.
- Nigdzie nie pojedziemy, dopóki nie powiesz mi, kim jesteś – oświadczył.
- Divya Singh – przedstawiła się i podała mu rękę. – Miło mi cię poznać. A teraz w drogę.
Pokręcił głową.
- To ty musisz ruszyć w drogę. Ja mam tu sprawę do załatwienia – oświadczył. – Muszę zdążyć na ślub. Tym razem właściwy.
Miała ochotę krzyczeć ze złości, lecz się opanowała. Ten facet jest jej potrzebny. Bez jego pomocy nie dotrze do Nowego Jorku, nie spełni swojego marzenia.
- Może pomogę ci znaleźć ten właściwy ślub? – zaproponowała. – Domyślam się, że chodzi o hinduską ceremonię. – Nieznajomy przyglądał się jej przez zmrużone powieki. Starała się nie myśleć o tym, że jego oczy mają niesamowitą błękitną barwę, ignorować dreszczyk podniecenia, jaki wywoływał w niej jego lekki uśmiech. – Po pierwsze się przedstaw.
- Ethan Connors.
Nazwisko brzmiało znajomo, lecz była pewna, że nie spotkali się osobiście. Zapamiętałaby go.
- Miło mi – rzekła z czarującym uśmiechem. – Jak nazywa się panna młoda? – Palcem wskazała smartfon Ethana.
- Pooja Chaudhry. Już próbowałem. Wpisywałem jej nazwisko, dzisiejszą datę, rozmaite słowa kluczowe, jakie przychodziły mi do głowy…
- Facebook? Instagram?
- Też sprawdzałem.
Divya uniosła brwi i wyciągnęła rękę. Ethan westchnął, postukał w klawiaturę i wręczył jej telefon. Na ekranie widniała strona Pooji na Facebooku. Divya przejrzała ostatnie posty od przyjaciół Pooji i po kilku minutach znalazła to, czego szukała. Pokazała Ethanowi ekran. Zobaczył uśmiechniętą Pooję w przepięknej indyjskiej sukni ślubnej, a za nią ogromny napis MGM Grand Hotel.
Dwadzieścia minut później – samochody na bulwarze posuwały się w żółwim tempie – dotarli na miejsce. Ethan wręczył portierowi kluczyki razem z banknotem studolarowym i słowami:
- Trzymaj go w gotowości, a nie pożałujesz.
Gdy weszli do sali balowej, w której odbywała się ceremonia, Divya chwyciła Ethana za ramię.
- Spóźniliśmy się – rzekła odrobinę za głośno. Kilka osób odwróciło głowy. – Przykro mi. Widzisz, jak rzuca ryżem za siebie? W ten sposób żegna się z rodziną.
Ku jej zaskoczeniu na twarzy Ethana odmalowała się ulga, a nie żal.
- Powinienem z nią porozmawiać – oświadczył.
- W Vegas bardzo łatwo można unieważnić ślub. Jeśli naprawdę chcesz się z nią ożenić, powinieneś to zadeklarować – poradziła.
Oboje przyglądali się Pooji z uwagą. Jej nowo poślubiony mąż szepnął jej coś do ucha, a ona odpowiedziała mu promiennym uśmiechem. Potem pocałował ją w policzek. Goście nagrodzili ich entuzjastycznymi oklaskami.
- Chyba nie potrzebuje mojego ratunku – mruknął Ethan pod nosem.
Musiała przyznać mu rację. Pooja sprawiała wrażenie przejętej i szczęśliwej, a nie zagubionej i zgnębionej. Nie tak jak ona dziś rano. Nie chciała wychodzić za mąż, lecz jeśli już, to chciałaby w tym dniu promienieć szczęściem.
Pojawienie się pary nieznajomych budziło coraz większe zainteresowanie. Nagle Pooja również spojrzała w ich kierunku. Jej oczy zrobiły się okrągłe, szepnęła coś do męża i podeszła do Ethana.
Divya odsunęła się na bok.
- Co tu robisz? – zapytała Pooja, zniżając głos. Spojrzała na Divję, potem znowu na Ethana.
Ethan milczał.
Divya podeszła do Pooji i objęła ją serdecznie.
- Pomylił śluby – szepnęła jej do ucha, potem już głośniej ciągnęła: - Przyjechaliśmy pogratulować ci i życzyć szczęścia.
Pooja wykazała się refleksem. Rozejrzała się i rzekła:
- Przepraszam, muszę porozmawiać ze znajomymi. Zaraz wracam. – Zaprowadziła ich do sali, gdzie szykowano bankiet. Kelner wyszedł jej naprzeciw. – Tylko minutę – powiedziała.
Mężczyzna przyzwalająco skinął głową.
- Poczekam na zewnątrz – odezwała się Divya.
- Nie, nie. Zostań – zaprotestowała Pooja.
- Przyjechałem zablokować twój ślub, a ty martwisz się o pozory? – obruszył się Ethan.
Pooja rzuciła mu gniewne spojrzenie.
- Jak śmiałeś zjawiać się tutaj w takiej chwili?
- Skoro nie chciałaś mnie tutaj, to dlaczego w mejlu napisałaś, że mnie kochasz i wyszłabyś za mnie?
Pooja westchnęła.
- Czas przeszły, Ethanie. To było pożegnanie, nie zaproszenie. – Położyła mu dłoń na ramieniu. – Kiedy widzieliśmy się ostatni raz, powiedziałam kilka naprawdę niemiłych słów. Nie chciałam rozpoczynać nowego życia z takim bagażem. Chciałam, żebyś wiedział, że byłeś dla mnie kimś wyjątkowym.
Ethan milczał. Divya zdusiła w sobie chęć, by wziąć go w obronę. Spojrzała na niego i zobaczyła, że chociaż patrzy na Pooję, myślami jest gdzie indziej.
W końcu zapytał:
- Chcesz być żoną tego faceta?
- Tak – odrzekła Pooja. – Rodzice zaaranżowali ślub, ale Anil i ja zakochaliśmy się w sobie.
- Tak szybko? – W głosie Ethana zabrzmiała nuta sceptycyzmu.
- Znam twoje poglądy na aranżowane małżeństwa, ale mnie nikt do niczego nie zmuszał. Byłam gotowa ułożyć sobie z kimś życie, on też. Nasze rodziny przyjęły nas z otwartymi ramionami. W takich okolicznościach łatwo się zakochać. – Zerknęła na drzwi. – Przykro mi, Ethanie. Nasz związek był cudowny, ale wiesz, że nie miałeś zamiaru żenić się ze mną. – Pocałowała go w policzek. – Muszę iść. Postaraj się nie stawać na drodze swojemu szczęściu.
Divya dotknęła ręki Ethana.
- Wszystko w porządku?
Wzruszył ramionami.
- Chyba tak. Gdzie mam cię zawieźć? – zapytał.
Divya oniemiała. Jak on może tak nonszalancko traktować to, co właśnie się wydarzyło? Kobieta, którą kocha, poślubia za innego, a on przechodzi nad tym do porządku dziennego. Chciała zadać mu tysiące pytań, lecz odwrócił się do niej plecami, dając do zrozumienia, że nie życzy sobie żadnych rozmów osobistych. Może czuł się zażenowany?
- Co chcesz teraz robić?
Przygryzła wargę. Wystarczy jej odwagi? Skoro zdobyła się na tak wiele, to może iść na całość.
- Jest jedno miejsce… - zaczęła i urwała.
Od wielu tygodni, właściwie od chwili, kiedy rodzice postanowili wydać ją za Viveka, biła się z myślami, ale bała się podjąć decyzję. Dopiero gdy siedziała przed świętym ogniem, dotarło do niej, że już nie będzie miała szansy wyznaczyć biegu swojego życia ani zrealizować jedynego marzenia. Nie była religijna, ale modliła się, aby wydarzyło się coś, co umożliwiłoby jej ucieczkę. I wtedy zjawił się Ethan.
- Nie mam przy sobie pieniędzy.
- Masz na sobie tyle biżuterii, że wystarczy na kupno domu.
Machinalnie dotknęła naszyjnika z brylantów.
- To biżuteria mamy. Nie sprzedaje się klejnotów rodzinnych.
- Tak mówią tylko ci, którzy urodzili się z pieniędzmi.
- Nie wyglądasz na kogoś, kto nie może związać końca z końcem. Sportowa tesla to nie auto dla biednych.
- Zarobiłem te pieniądze – odparł cierpkim tonem.
- Ja też pracuję i gdybym mogła, sama bym się utrzymywała – odrzekła. – Nie mamy czasu do stracenia. Muszę się gdzieś przyczaić na kilka dni. Nie chcę stawiać czoła rodzinie, kiedy są na mnie wściekli i kiedy wciąż istnieje szansa na powtórzenie ślubu. Mam spakowaną torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami. Zadzwonię do siostry, żeby mi ją dostarczyła. Tylko gdzie? – Gdy to mówiła, dotarło do niej, że każdy krok siostry będzie śledzony.
- To chyba nie jest dobry pomysł – stwierdził Ethan. – Masz przy sobie jakieś dokumenty?
- Tak, tutaj.
Wyciągnęła zza dekoltu sfatygowany paszport indyjski.
- Nie jesteś Amerykanką?
- Mówię jak Amerykanka? – Uniosła brwi.
- Dlaczego brałaś ślub w Vegas?
- Bo mój narzeczony, mój były narzeczony – poprawiła się – jest Amerykaninem. Posłuchaj… - To nie był czas na pogawędki. Jej starszy brat Arjun na pewno już rozpoczął poszukiwania. – Posłuchaj, muszę wydostać się z Vegas. Mogłam zabrać tylko paszport. Nie mam pieniędzy, ale jeśli możesz kupić mi bilet na autobus do Nowego Jorku, obiecuję oddać ci co do centa…
Ethan zbył jej deklarację machnięciem ręki.
- Dam ci tyle, ile potrzeba.
- Dzięki. Zwrócę, jak tylko…
- Mam więcej kasy, niż wydam przez całe życie. Pieniądze nic dla mnie nie znaczą.
Głos mu się załamał. Divji zrobiło się go żal.
- Mogę coś dla ciebie zrobić? – zapytała. – Na przykład porozmawiać z Pooją?
Spojrzał na nią pociemniałymi ze smutku oczami.
- Oboje wiemy, że ją straciłem. Nie przejmuj się. Przywykłem do porażek. Skoncentrujmy się na tobie. Dlaczego Nowy Jork?
- Mam tam coś do załatwienia. Później ci wyjaśnię. Możesz mnie podrzucić na dworzec autobusowy?
Uśmiechnął się szeroko.
- Znam lepszy sposób na dotarcie do Nowego Jorku. Ruszamy. Wyjaśnię ci po drodze.
Ogarnęło ją podniecenie. Czy to jawa czy sen? Czy naprawdę pojedzie do Nowego Jorku?
Wjechali na płytę lotniska. Ethan zaparkował obok samolotu znacznie większego od odrzutowca rodziców Divji, wysiadł i zanim zdążyła zebrać fałdy spódnicy, otworzył drzwi i wyciągnął do niej rękę. Dżentelmen w każdym calu, pomyślała.
Skorzystała z pomocy, lecz szybko cofnęła dłoń, gdyż przelotny dotyk wprawił jej ciało w drżenie. Ethan zapraszającym gestem wskazał schodki na pokład. To nie jest dobry pomysł, pomyślała. Jeszcze czas się cofnąć. Jeśli wsiądzie do samolotu, spali za sobą mosty.
- Gotowa? – zapytał.
Jej serce zabiło mocniej. Wiedziała już, co zrobić.