Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Ślub w Atenach / Obietnica miłości
Zajrzyj do książki

Ślub w Atenach / Obietnica miłości

ImprintHarlequin
Liczba stron320
ISBN978-83-276-9936-7
Wysokość170
Szerokość107
EAN9788327699367
Tytuł oryginalnyEmergency Marriage to the GreekHis Desert Bride by Demand
TłumaczPiotr BłochDorota Jaworska
Język oryginałuangielski
Data premiery2023-10-18
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Ślub w Atenach" oraz "Obietnica miłości", dwa nowe romanse Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE DUO.

Theresa Anastakos wie, że dni jej ojca są policzone. Chciałaby zrobić coś, co go na koniec uszczęśliwi. Najbardziej byłby zadowolony, gdyby została żoną Alexandrosa Zacharidisa, przyjaciela jej zmarłego brata. Alexandros nigdy nie traktował jej poważnie, ale Theresa zbiera się na odwagę i składa mu propozycję małżeńskiego układu. Liczy, że zgodzi się ze względu na więzy przyjaźni, jakie go łączą z jej rodziną. Tymczasem Alexandros idzie dużo dalej: ożeni się z nią, pod warunkiem, że to nie będzie układ, a prawdziwe małżeństwo…

Książę Akeem został nakryty w łóżku z Charlotte Hegarts, swoją dawną miłością. Akeem wkrótce zostanie królem. Bardzo mu zależy, by nikt nie pomyślał, że jest podobny do ojca, który własne przyjemności przedkładał nad dobro kraju i rodziny. Jedynym wyjściem, by nie dopuścić do takich skojarzeń, wydaje mu się małżeństwo z Charlotte. Tyle że umówili się na jedną noc, a nie na resztę życia. Będzie ją musiał przekonać, żeby zechciała zostać jego żoną i królową…

 

Fragment książki

 

Potężny, silny, niezależny. Alexandros Zacharidis z reguły nie popełniał błędów. Ta sytuacja była zupełnie wyjątkowa.
Odsunął się gwałtownie od leżącej obok kobiety. Opętały go tysiące emocji. Szok.
– Jezu Chryste… – wyszeptał.
Theresa wpatrywała się w niego szeroko otwartymi, niewinnymi oczami o kolorze najszlachetniejszego bursztynu. Miała zaróżowione policzki i usta lekko opuchnięte od namiętnych pocałunków.
– Alex…? O co chodzi? – wyszeptała, szczerze zdezorientowana, co jeszcze bardziej go zaszokowało. Jak mogła nie wiedzieć?
Oszołomiony, odwzajemnił w końcu jej spojrzenie, klęcząc z rękami na biodrach, całkowicie eksponując swoje wspaniałe nagie ciało. Rumieńce Theresy stały się jeszcze bardziej intensywne. Dopiero co się całowali i kochali…
– To był błąd – bąknął.
– Nie rozumiem.
– Byłaś dziewicą – syknął w końcu przez zęby, nie patrząc na nią dłużej.
Jakby nie wystarczyło, że w ogóle przespał się ze znacznie młodszą siostrą swojego najlepszego przyjaciela, Stavrosa, to jeszcze okazał się jej pierwszym kochankiem, a wszystko stało się w dniu… jego pogrzebu. Niewybaczalne. Przeklinał siebie w myślach, używając najgorszych istniejących przekleństw. Ale… to nie była jej wina. Przynajmniej nie całkiem. To on podszedł do niej pierwszy, objął ją, starając się w ten sposób okazać współczucie. Tyle że, gdy stali objęci, smutek i poczucie nieodwracalnej straty szybko zamieniły się w coś zupełnie innego.
– Powinnaś mi była po prostu powiedzieć.
– Ja… nie przyszło mi to do głowy… – Jej głos załamywał się, jakby walczyła ze łzami.
Wiedział, że powinien wyhamować. Odpuścić. Ale nienawidził być zaskakiwany, nie tolerował popełniania błędów. Żadnych, co dopiero kardynalnych.
– Do cholery, Thereso! Co sobie wyobrażałaś, przychodząc tu ze mną? Wiesz, kim jestem, jaki jestem… Dlaczego w ogóle to zrobiłaś?
– Ja… myślałam… – Jej twarz pobladła jak papier. Rozglądała się po pokoju, jakby w poszukiwaniu odpowiedzi, których naprawdę nie znała.
– Zaprosiłem cię do pokoju. Myślałem, że moje zaproszenie jest… zrozumiałe. Czy przyszłaś tu, wiedząc, że chodzi mi o uprawianie seksu?
Brutalna bezpośredniość tego pytania poraziła ją ostatecznie, co jego z kolei powinno było nareszcie ostudzić. Jednak tak się nie stało. Chciał usłyszeć odpowiedź, musiał zrozumieć tę sytuację do końca.
– Chryste! Muszę to wiedzieć! – Wpatrywał się w nią intensywnie, aż powoli pokiwała głową. W jej oczach zobaczył przerażenie.
– Tak… – szepnęła.
– To dlaczego, na Boga, przyszłaś? Przecież byłaś dziewicą! Myślałaś, że przyjmę ten „prezent” z wdzięcznością? Że poczuję się wyróżniony? Cholera, Thereso, powinnaś mi była po prostu powiedzieć. Wcale nie chciałem być twoim pierwszym. Rozumiesz w ogóle, co się stało?
Rozchyliła usta, jakby chcąc coś powiedzieć, lecz nie usłyszał żadnego dźwięku. Zamiast tego poruszyła bezradnie głową na boki, a jej ciemne lśniące włosy falowały na nagich ramionach. Lojalność wobec zmarłego Stavrosa naprawdę powinna go była w końcu otrzeźwić, lecz szok i emocje nadal przesłaniały całą resztę.
– Interesuje mnie tylko seks. Czysty seks. Robię to z kobietami przez cały czas i nie ma to najmniejszego znaczenia ani innego wymiaru. To nie znaczy nic! A ty jesteś jak naiwne dziecko! Na litość boską, Thereso!
Wzdrygnęła się. On znów zapragnął się opamiętać, lecz gniew, większy niż kiedykolwiek wcześniej, zawładnął nim na dobre. Lojalność uważał dotąd za niezachwianą cechę swojego charakteru, a już lojalność wobec Stavrosa nie miała sobie równych. I co się stało? Ciało najlepszego przyjaciela nie zdążyło jeszcze na dobre ostygnąć pod ziemią, a Alex uwiódł jego siostrę.
Wstał i zaczął nerwowo przemierzać pokój, wpatrzony nieruchomo w ścianę. W środku zaś narastała panika i dziwne, nieczęste uczucie, że zaraz zwymiotuje.
– Thereso, ubierz się. Najlepiej będzie, jak już pójdziesz – rzucił pospiesznie i zniknął w przylegającym pomieszczeniu, nie oglądając się za siebie.
Poprzysiągł sobie w tamtym momencie, że dopóki żyje, nigdy więcej nie pomyśli o siostrze Stavrosa ani o chwili swej największej słabości, która rzuciła go na kolana.

Równo miesiąc po ich wspólnej nocy Alex zadzwonił do Theresy. Poczuła się zaniepokojona, lecz jego głos brzmiał wyłącznie rzeczowo. Zero jakiejkolwiek namiętności z tamtego wieczoru, ale także zero gniewu.
– Co u ciebie? – zapytał.
– Alex? Po co do mnie dzwonisz?
– Spaliśmy ze sobą miesiąc temu.
– I co?
– Gdyby zaistniały jakiekolwiek konsekwencje tamtej nocy, to właśnie teraz.
– Ale nie zaistniały.
– Cieszy mnie to. Czyli koniec.
– Czy to naprawdę było aż takie okropne?
– Tak, moja droga. Naprawdę.
Potem rozłączył się. Theresa cieszyła się, że rozmawiali przez telefon, bo w ten sposób nie mógł zobaczyć jej łez. Śmierć brata rozdarła ją na strzępy, noc z Alexem – pogrążyła, lecz nie zamierzała robić z siebie ofiary. Nie chciała, żeby rodzice nadal traktowali ją jak dziecko, pragnęła własnego, dorosłego życia i wymazania z pamięci istnienia Alexa. W tym momencie marzyła o tym, żeby już nigdy więcej go nie zobaczyć.

Tessie wciąż trudno było przywyknąć do widoku palca bez obrączki ślubnej, mimo że od rozwodu minął rok. Dzięki Bogu, zresztą, bo gdyby miała spędzić choćby jeden dzień dłużej z tamtym okropnym człowiekiem, którego niemądrze poślubiła, przestałaby chyba istnieć.
Mimo doświadczeń wyniesionych z niedawno zakończonego małżeństwa, gdy patrzyła w zamyśleniu na błyszczący panel windy mknącej na szczyt pewnego słynnego wieżowca w Atenach, wmawiała sobie, że motylki w brzuchu nie mają nic wspólnego z faktem, że za chwilę stanie – pierwszy raz od czterech lat – twarzą w twarz z Alexandrosem Zacharidisem, a wyłącznie z bardzo szybką jazdą w górę. Wierzyła również w to, że propozycja, którą zamierza mu złożyć, jest jedynie ofertą biznesową, bo tylko takie sprawy interesowały wielkiego Alexandrosa. Z namysłem, lecz jakby nieobecna, zdrapywała z dłoni plamy po białej farbie znajdującej się tam z powodu pejzażu, nad którym pracowała wcześniej tego ranka.
A co jeśli nie uda jej się do niego w ogóle dotrzeć lub go przekonać?
Ich pamiętna wspólna noc odmieniła całkowicie świat Tessy. Nie tylko dlatego, że Alexandros został jej pierwszym mężczyzną, a wszystko wydarzyło się w dniu pogrzebu ukochanego Stavrosa, wiernego przyjaciela Alexa. Przede wszystkim dlatego, że dziewczęca sympatia, czy może zauroczenie, które niewątpliwie żywiła do Alexandrosa praktycznie od dziecka, groziły – po tym, jak została przez niego potraktowana – przeistoczeniem się w coś dokładnie odwrotnego i niebezpiecznego.
Długo cierpiała, gdy ją odepchnął – tak mocno i tak błyskawicznie. Dopiero potem rzeczywistość ją wyprostowała. Złamał jej serce albo… może tak jej się wtedy wydawało? Gdy wydoroślała, przestała wierzyć w wielką miłość, spełnianie się marzeń i przeznaczone sobie serca. Przestała być idealistką.
Nareszcie drzwi windy otworzyły się z metalicznym sykiem, ukazując olbrzymi, supernowoczesny, surowy hol, z podłogą z polerowanego betonu, oświetlony wiszącymi przemysłowymi lampami. Pośrodku tej nietypowej przestrzeni znajdowało się obszerne i długie biurko, przy którym pracowały trzy recepcjonistki. Za nimi, przez przeszklone od posadzki do wysokiego sufitu ściany widać było niesamowitą panoramę miasta, bardziej przypominającą obraz niż prawdziwy widok. Jednak Tessa musiała natychmiast pokonać swoją naturalną, artystyczną chęć do przestudiowania tego z bliska i ze szczegółami, aby być w stanie skupić się wyłącznie na zadaniu, które sobie wyznaczyła.
– Dzień dobry – powiedziała trochę niepewnie do jednej z kobiet. – Czy zastałam pana Zacharidisa?
– Dzień dobry. Czy była pani umówiona?
– Nie.
– W takim razie przykro mi, ale szef ma bardzo napięty grafik i jedyne, co mogę zrobić, to sprawdzić jego wolne terminy w przyszłym tygodniu.
Jednak Tessa miała przed oczami dzisiejsze poranne nagłówki pewnych artykułów w internecie i doskonale wiedziała, że nie ma aż tyle czasu. Zdrowie ojca pogarszało się z dnia na dzień. Jeżeli jej okropny były mąż będzie nadal sprzedawał pikantne historyjki tabloidom, to może to w końcu dotrzeć do taty, i na pewno bardzo źle na niego wpłynie.
Przebojowość nie leżała w naturze Tessy, więc upór był oznaką jej desperacji.
– Wierzę, że znajdzie dla mnie czas od razu. – Tessa ukończyła ekskluzywne szkoły w Wielkiej Brytanii, więc jej akcent brzmiał iście po królewsku, co dało do myślenia recepcjonistce. Wykorzystała to bezwzględnie. – Proszę mu tylko przekazać, że tu jestem. Tessa Anastakos.
– Tessa Anastakos… – przeciągle powtórzyła kobieta, by nagle zerwać się z fotela na równe nogi. – Oczywiście, proszę pani!
Ostatecznie nazwisko Anastakos było dobrze znane nie tylko w Atenach. Recepcjonistka, z prawdziwą gracją, pobiegła w kierunku drewnianych drzwi po drugiej stronie holu. Tessa czekała ze skupieniem na jej powrót.
– Miała pani rację – przyznała, gdy znalazła się znów za biurkiem – pan Zacharidis przyjmie panią od razu.
– Dziękuję.
Pomimo pozornego zewnętrznego spokoju, Tessa była zdenerwowana. Idąc w stronę odległych drzwi, czuła absolutnie wszystko i nic. Cztery lata temu Alexa i Tessę połączyła żałoba. Przez parę doskonałych, magicznych chwil była z nim idealnie zjednoczona i wspierana w nieszczęściu. Niestety czar prysł, gdy zdegustowany, postanowił się jej jak najszybciej pozbyć. Czy teraz też będzie zniesmaczony jej propozycją? Czy jego lojalność wobec jej rodziny okaże się prawdziwa, czy zdoła odłożyć na bok osobiste odczucia i zgodzi się na szalony plan? Lecz za późno teraz na rozterki i wątpliwości. Skoro już tu przyszła, musi myśleć pozytywnie.
Przygotowując się do tego spotkania, sporządziła kilkadziesiąt wersji list zawierających powody, dla których propozycja miała sens. Czego jednak nie zrobiła, to nie wyszukała w internecie żadnych aktualnych materiałów na temat Alexandrosa. Dlatego też, gdy otworzyła drzwi, a on odwrócił się do niej, poczuła się, jakby została staranowana przez betoniarkę. Jasna cholera! Jej kolana zamieniły się w galaretę, w uszach zaczęło szumieć, a w żołądku – przewracać się. W głowie zabrzmiały jego okrutne słowa sprzed czterech lat: Byłaś dziewicą! Myślałaś, że przyjmę ten „prezent” z wdzięcznością? Że poczuję się wyróżniony? Wcale nie chciałem być twoim pierwszym. Interesuje mnie tylko seks. Czysty seks. Robię to z kobietami przez cały czas, i nie ma to najmniejszego znaczenia ani innego wymiaru. To nie znaczy nic! A ty jesteś jak naiwne dziecko!
Wzdrygnęła się na to wspomnienie, tak wyraźne, jakby działo się przed chwilą. Jednak jakimś cudem udało jej się zachować rzeczową postawę na zewnątrz. I teraz, i w wieku dwudziestu dwóch lat mogła być postrzegana jako osoba nad wyraz delikatna, lecz dzieckiem nie była już od bardzo dawna.
– Theresa…
Użył jej pełnego imienia, tak jak zawsze robił to brat. Coś w okolicy serca bardzo ją zabolało.
– Wszyscy mówią na mnie Tessa… Jak się miewasz, Alex?
Mierzył ją badawczym spojrzeniem. Po całym ciele. Bez skrępowania i metodycznie. Niewątpliwie z odrobiną kpiny.
– Świetnie, Thereso, dziękuję – odparł dość szyderczym tonem, nadal używając pełnego imienia.
Ewidentnie chciał ją rozdrażnić. Czyli przyszła tu niepotrzebnie? Ale nie była w nastroju do takich rozważań. Już i tak pół Europy wyśmiewało się z niej po kolejnych rewelacjach Jonathana upublicznionych przez tabloidy.
– Jeśli zamierzasz się ze mnie nabijać, wyjdę od razu – ostrzegła.
Jego oczy zwęziły się, bezwstydnie utkwione w jej twarzy. Zamarła.
Miał na sobie granatowy garnitur, niewątpliwie szyty na miarę, co nie dziwiło przy jego prawie dwumetrowym wzroście. Zdjął właśnie marynarkę, odsłaniając śnieżnobiałą koszulę rozpiętą niedbale pod szyją. Dlaczego akurat widok jego zarostu na szyi wywołał niekontrolowaną i zupełnie niechcianą eksplozję wspomnień, nie miała pojęcia.
Kiedy się ze sobą przespali, miała dwadzieścia dwa lata i była niewinna oraz wychowana pod kloszem przez nadopiekuńczych rodziców. Nie wiedziała niczego o mężczyznach ani o seksie, choć wysłano ją do liceum w Anglii, rodzinnym kraju jej matki, a potem na studia do Nowego Jorku. Teraz naprawdę była już dorosła. Miała nawet za sobą przemocowe małżeństwo. Jej dawne zauroczenie Alexem należało do przeszłości. Skąd więc taka nieoczekiwana reakcja?
Wtedy, przed laty, fascynowały ją setki mikromięśni jego twarzy, które zdawały się poruszać wszystkie naraz, kiedy okazywał jakieś emocje. Podobnie sposób, w jaki jego ciemnobrązowe oczy stawały się prawie szare, gdy był wściekły, lub złote, kiedy się śmiał.
Ostatnich kilka lat odcisnęło swe piętno na Tessie. Była emocjonalnie potłuczona i mimo że sprawiała wrażenie zdecydowanej, w rzeczywistości sama nie umiała przewidywać swoich reakcji. Nie czuła się na przykład w tym momencie gotowa ani na akceptację planu przez Alexa, ani na jego odrzucenie. Po prostu nie wiedziała, jak się zachowa. Stała więc zupełnie nieruchomo, gdy oczy Alexandrosa błądziły po jej twarzy, bez wątpienia zauważając wszystkie istotne zmiany. Nie poruszała się także, kiedy po raz kolejny oglądał centymetr po centymetrze całą jej postać ani nawet gdy zatrzymał wzrok na pantoflach z czerwonymi podeszwami, które założyła tego ranka celowo, by dodać sobie animuszu.
– Dlaczego nie powiesz mi po prostu, w jakim celu tu przyszłaś? – zapytał, krzyżując muskularne ramiona na szerokim torsie, kiedy zakończył rundę oglądania jej nóg, bioder, biustu i dekoltu.
– Ja… – Zabrakło jej słów, co było dla niej obecnie nietypowe. Przełknęła nerwowo, próbując się skupić i odblokować.
– Minęły cztery lata – oznajmił chłodno, z dystansem i bez cienia zainteresowania. – Czy to ma być rozmowa towarzyska, czy masz jakąś konkretną kwestię do omówienia? Śmiało!
– To drugie – zapewniła go lodowatym tonem, idąc w stronę krzesła, w pełni świadoma jego spojrzenia.
Nareszcie usiadła, starannie zakładając nogę na nogę.
– W takim razie oświeć mnie – odrzekł niecierpliwie.
Wciąż ją odpychał i trzymał na dystans. Jak tamtej nocy. Wątpiła w tym momencie całkowicie w powodzenie swojego planu, choć cel był jasny: chciała zrobić wszystko dla ojca i tego, co budował nieugięcie przez całe życie.
– Mam dla ciebie propozycję, która zabrzmi jak… która jest całkiem szalona, ale proszę, żebyś mnie wysłuchał – zaczęła z wahaniem.
Pokiwał głową.
– Oczywiście wszystko, co ci powiem, jest poufne – kontynuowała z przepraszającym uśmiechem. – Muszę być tego pewna.
W sumie nie miała podstaw, by nie ufać Alexowi, ale po tym, co przeszła ze swoim byłym mężem, musiała być ostrożna.
– Słowo honoru, przysięgam z ręką na sercu – potwierdził żarliwie i odrobinę drwiąco.
– W porządku – powiedziała cicho, lecz jej głos lekko drżał. – A więc… z pewnością wiesz, że moi rodzice bardzo cię cenią…
Zmarszczył brwi.
– Czy coś jest nie tak z Elizabeth i Orionem? – zatroszczył się szczerze.
Posmutniała. Straciła już tak wiele, że myśl o życiu, w którym zabraknie ojca, przerażała ją.
– Serce taty przestało reagować na leki, a kolejna operacja, która będzie przez to raczej konieczna, niesie ze sobą ryzyko. W oczekiwaniu na nią zalecają mu unikanie wszelkiego stresu.
Alex nareszcie sprawiał wrażenie zaangażowanego w to, co słyszy.
– Oni… zawsze cię uwielbiali – kontynuowała prawie szeptem. – Po śmierci Stavrosa czerpali wielką radość i pociechę z twoich częstych wizyt. Byłeś jakby łącznikiem ze zmarłym synem.
– Twoi rodzice to wyjątkowi ludzie – przyznał cicho.
– To prawda.
Zmusiła się, by spojrzeć mu w oczy. Wiedziała, że jeśli jej plan ma wypalić, musi odwoływać się do szczególnej więzi łączącej Alexa z jej rodzicami, pogłębionej jeszcze po śmierci brata.
– Zawsze mieli nadzieję, że jednak będziemy kiedyś razem – wypaliła nareszcie, opuszczając wzrok, ale wiedząc, że w końcu powiedziała coś ważnego – ale nigdy nie byłam zwolenniczką starodawnego aranżowania małżeństw przez rodziny.
– Zwłaszcza gdyby chodziło o mnie – wycedził.
Wstrzymała oddech. Och, gdyby znał prawdę i wiedział, ile razy jako dziewczynka marzyła o wielkim, tradycyjnym ślubie właśnie z nim, z pięknym Alexandrosem! Niestety teraz, kiedy popróbowała już małżeństwa w realu, upewniła się, że często to katastrofa.
– Wcale nie. – Przygryzła dolną wargę. – Tyle że zawsze byłeś przyjacielem Stavrosa, nie moim.
– Poza tą jedną nocą…
– Ale ta noc nie uczyniła nas przyjaciółmi.
Przymknęła w pewnej chwili oczy, więc na szczęście nie mogła zobaczyć, jak badawczo się jej przypatrywał.
– Powiedz mi, dlaczego tu dziś przyszłaś?
– Bo martwię się o niego. O tatę.
– Ale co się właściwie dzieje?
Było jej tak trudno mówić. Zdała sobie nagle sprawę, że nie rozmawia o tych sprawach z nikim, bo nie ma osoby, której umiałaby zaufać. A sprawiły to ciągłe upublicznianie ich życia przez Jonathana i rozsiewanie okropnych plotek. Od dawna balansowała na skraju. Alex pod tym względem był przeciwieństwem Jonathana.
– On jest naprawdę chory, Alex. Nie wiem, kiedy go ostatnio widziałeś?
– Ładnych parę miesięcy temu…
Czyżby usłyszała coś na kształt poczucia winy w jego głosie?
– W takim razie sam zauważyłbyś różnicę. Schudł. Jest zmęczony cały czas. To takie do niego niepodobne! – Głos załamał jej się na chwilę.

 

Fragment książki

 

Ten drań nie żyje.
Akeem z wściekłością pogniótł dokument i rzucił na podłogę. I oto teraz, na jedwabnym dywanie spoczywała historia życia i śmierci Damiena Hegartsa, spisana w kilku akapitach na drogim papierze. Prawie się zaśmiał. Człowiek, który nazywał go potworem, był martwy.
Powinien poczuć ulgę, ale tak nie było.
Bo teraz nie miała już nic.
Akeem Abd al-Uzza, następca tronu Taliedaa, ponownie spojrzał na pomięty dokument i serce załomotało mu w piersiach. Było tam. Pojedyncze zdjęcie Charlotte.
Przesunął palcem po konturze kobiety na zdjęciu. Pamiętał wszystko, każdy drobny szczegół jej miękkiego ciała, każdy cień, każdy pieprzyk na tle złotych tonów jej skóry.
Oczarowała go swoją uprzejmością.
– Uprzejmość! – zadrwił, i to słowo zabolało.
Przeczesał palcami włosy. Nieoczekiwana żądza wydobyła dawno zapomniane wspomnienia i poruszyła go. Piegi nad jej prawą piersią… Badał je językiem, biorąc sutki do ust, a ona wykrzykiwała jego imię – tak, jego imię – gdy ręką eksplorował najintymniejsze zaułki jej ciała w noc przed tym, zanim go odrzuciła, zanim pozbyła się go, jakby był niczym.
Odepchnął krzesło i podszedł do okna, z którego roztaczał się widok na starożytne miasto poniżej i falującą pustynię w oddali. Ból nigdy się nie zmniejszył. Spojrzał w dół na miasto. Było jego. Zamknął oczy. On, zapomniany spadkobierca, sierota, był władcą. Dlaczego zatem nie mógł zostawić przeszłości w spokoju?
Zostawić ją w spokoju?
Charlotte Hegarts go skrzywdziła, zniszczyła wszystko, co było w nim niewinne. A jednak, po niemal dekadzie, wciąż jej pragnął.
Wściekle.
Za dwa tygodnie zostanie oficjalnie uznany królem i wówczas ciężar korony będzie trzymał go z daleka od przeszłości, z daleka od niej, od pokusy, by rzucić jej w twarz to wszystko, czym wzgardziła.
Po raz ostatni, przed koronacją, będzie się domagać zemsty. To bardzo osobisty akt człowieka, nie króla, i nie zamierzał przegapić okazji, by pokazać, że w jego świecie nie ma już miejsca – ani dla niej, ani dla przeszłości.

Charlotte Hegarts otworzyła dłonie i wilgotna ziemia grudkami spadała na bukową okleinę trumny jej ojca. Nie czuła w sobie nic prócz pustki. Zupełnie nic.
Jej tanie baletki zapadały się w omszałą glebę, gdy odwróciła się plecami do grobu, twarzą do pustych miejsc z tyłu. Nie zjawił się nikt oprócz niej i wikariusza. Ani jedna osoba. Nawet jego kumple do picia, tak zwani przyjaciele, którzy byli przy nim zawsze tam, gdzie alkohol lał się strumieniami… Zrobiła kolejny krok i jeszcze jeden, nienawidząc tego, jak wykrochmalona biała bluzka niemal raniła jej skórę. Mimo to poruszała się, byle jak najdalej od przeszłości, od nadziei i marzeń, które złożyła u jego stóp. Niszczył je po kolei, zawsze wybierając butelkę zamiast córki. I to butelka ostatecznie wygrała, zabierając jej zarówno ojca, jak i nadzieję, że pewnego dnia zwyczajnie ją zauważy, swoją jedyną córkę.
Gdy dotarła do wielkich, czarnych ozdobnych bram, mimo wszystko miała nadzieję, że jednak ktoś o nim pamięta, modli się za niego. Ale na stypie nie przewidziano darmowego alkoholu. Tylko wspomnienia. Tylko ból i żal.
Więc wspomni go dla tych, którzy nie przyszli. Ostatni akt posłusznej córki.
Pójdzie do pubu po drugiej stronie ulicy, gdzie za darmo udostępniono jej salę na zapleczu, i będzie udawać, że smakują jej małe trójkątne kanapki wypełnione pastą rybną i ogórkiem.
Gdy zbliżyła się do drewnianych podwójnych drzwi rozpaczliwie potrzebujących farby, otworzyła je z impetem i… zamarła. Serce przestało pompować krew. Wywołała ducha?
– Akeem? – Zrobiła krok do przodu. – Wróciłeś...
– Tak, Charlotte – potwierdził, leniwie opierając się o blat baru.
Zatrzymała wzrok na jego ustach, na pełnych czerwonych wargach, w których tak źle brzmiało jej imię, jak dziewięć lat temu, kiedy przypomniał jej, kim wówczas była – Charlotte Hegarts, niegodna miłości córka alkoholika z najgorszej dzielnicy Londynu, borykająca się z ubóstwem, marząca o normalnym życiu szesnastolatka…
Boli. Jego obecność. Nie powinno go tu być. Ale był.
Wyprostowała się i utkwiła w nim wzrok. Pojawił się w dniu, w którym nie miała już o co walczyć, z wyjątkiem samej siebie.
– Dlaczego tu jesteś?
Zadała pytanie, które ćwiczyła nocami, by przygotować się na to spotkanie. Podczas tych prób wyobrażała sobie siebie jako personifikację chłodnej obojętności: on błaga ją o wybaczenie, ona wybacza, owszem, lecz wskazuje mu drzwi. Ćwiczyła tę scenę, ale nigdy nie spodziewała się, że to kiedykolwiek się wydarzy, zdecydowanie nie dzisiaj!
Akeem wzruszył ramionami.
– By złożyć ci wyrazy ubolewania.
– Kłamiesz, jak zwykle, Akeem!
Rzuciła w niego oskarżeniem, zanim zdążył odpowiedzieć. Kłamstwem dostał się do jej łóżka, a potem zniknął, zostawiając tylko krótką notatkę.
Wstał i ruszył w jej kierunku, wysoki, wyprostowany, uśmiechając się bezczelnie, prezentując doskonałe uzębienie na tle pełnych ust i krótko przyciętej czarnej brody.
– Nigdy cię nie okłamałem.
Wspomnienie wciąż było żywe. Pamiętała jego ostatnie kłamstwo, zanim wyskoczył przez okno jej sypialni. Złożył pocałunek na jej opuchniętych ustach z obietnicami na jutro i na zawsze.
To kłamstwo bolało najbardziej.
– Jeśli pomaga ci to spać w nocy… – odparła, zdumiona spokojem w głosie.
– Sen jest dobry dla zmarłych. Dlatego nigdy nie śpię.
Nie mogła oddychać. Odsunął na bok gęste włosy i zatrzymał się, piękny jak posąg, tuż przed nią. Czuła, jak niechciany żar wykwita na jej policzkach i schodzi w dół, coraz niżej. Nie podobało jej się to. Ani trochę. Będąc z nią w tej samej przestrzeni powietrznej, kradł powietrze, którego potrzebowała, by przeżyć.
– To musi być wyczerpujące, unikanie demonów nawiedzających twoje łóżko.
Przygotowywała się do tej konfrontacji przez dziewięć długich lat. Co najgorsze, nienawidziła konfrontacji, tymczasem ta chwila nadeszła niepodziewanie, gdy pochylił się z ustami tuż przy jej ustach.
– Nie martw się o moją wytrzymałość – wyszeptał, drażniąc ją gorącym oddechem. – Dotychczas nie zgłaszano zastrzeżeń.
Wiedziała, do czego zmierzał. Chciał jej przypomnieć, że ona też dzieliła z nim łóżko. Spał wtedy, owinięty wokół niej jak druga skóra.
– To, co robisz w swoim łóżku, nie obchodzi mnie – powiedziała, ponieważ rzeczywiście tak było. – Ale tu nie jesteś mile widziany.
– Naprawdę?
Zachowywał się jak niewiniątko, ale Charlotte nie dała się nabrać.
– Naprawdę. Mój ojciec nie chciałby tu ani ciebie, ani twoich kondolencji.
– Kondolencje są dla ciebie, nie dla niego.
– Dziwię się, że w ogóle masz coś dla mnie, i że o mnie pomyślałeś – odparowała.
Przygotowała się na tę rozmowę, ćwiczyła ją. Największe i najlepsze kłamstwo zachowała na koniec.
– Ja nigdy o tobie nie myślę, Akeem.
Jeśli nic nie czuła przy grobie, to teraz poczuła wszystko. Szesnastolatka w niej eksplodowała, przypominając dwudziestopięciolatce, że są sprawy, których nie zakończyła. Tymczasem on – najważniejsza niedokończona sprawa – właśnie zaczął odpinać perłowe guziki kołnierzyka. Powoli odsłonił szyję, z żyłami pulsującymi pod śnieżnobiałą koszulą.
Nie odpowiedział. Po prostu ją obserwował, odrobinę za długo, nie odrywając od niej oczu. Jakiś rodzaj przyciągania sprawił, że nieświadomie zmniejszyła dystans między nimi, wchodząc w magiczny krąg zapachu drewna i piasku, coraz bliższa dotknięcia go. Słowa przyszły jej łatwo, ale nie spodziewała się tak prymitywnej reakcji własnego ciała. Tego nie było w scenariuszu. Nie chciała się zdemaskować, nie mogła, nawet gdyby miała wewnętrznie spłonąć.
– Ja… często o tobie myślę, qalbi. – Jego niski i miękki głos był jak delikatna pieszczota. – Myślę o tym, jakie życie wybrałaś.
– Wybrałam? – powtórzyła łamiącym się głosem.
Minęło dziewięć lat. Nie mogła go całkowicie obwiniać za to, że została tam, gdzie ją zostawił. Ale tak właśnie robiła. Obwiniała go o wszystko.
Skinął głową.
– Mam na myśli tę żałosną egzystencję, którą nazywasz życiem.
– Słucham?
Cofnęła się, nieznacznie, ale wystarczająco daleko, by dać sobie miejsce na zamachnięcie się i uderzenie go prosto w pięknie wyrzeźbiony podbródek. Wiedziała, jak żałosne było jej życie, ale…
– Nie masz prawa mnie osądzać.
– Naprawdę? Mogłaś być kimkolwiek, mieć wszystko! Zamiast tego wybrałaś opiekę nad człowiekiem, który poniżał cię przy każdej okazji.
Zamrugała mocno, by przepłoszyć łzy. Naprawdę mogła być kimkolwiek?
– Mam dwadzieścia pięć lat – przypomniała mu. – Nie jestem martwa.
Mimo udawanej pewności siebie, głęboko odczuła jego słowa. Nie wiedziała, jak inaczej mogłoby wyglądać jej życie. Nic nie wiedziała, poza wszechogarniającą prawdą, że nie miała nikogo ani niczego, co mogłaby nazwać swoim.
– Czy nadal rysujesz?
Westchnęła. Rysunek… Pamiętał o tej jedynej rzeczy, która dawała jej wolność. Ołówek był jak bilet do przygody, jak ucieczka w piękno. Rzuciła to. Swoją sztukę. Swój jedyny talent. Rzuciła to, co kochała, bo ojciec nazwał jej rysunki głupimi, mówił o stracie czasu, gdy powinna się troszczyć o niego. Zniszczył wszystkie jej prace, zdeptał marzenia. A ona mu na to pozwoliła, bo czuła się egoistką okradającą go z cennych chwil. Jak mogła mieć czas dla siebie, kiedy jej tata potrzebował pomocy, by przeżyć? Jak mogła gonić za marzeniem, by zostać portrecistką, skoro tkwiła w brutalnej rzeczywistości?
– Nadal gonisz za marzeniami? – spytał, jakby czytał w jej myślach.
Przełknęła wspomnienie tego, co straciła, co zabrał jej ojciec – sztukę, tożsamość... Ponieważ jedyną wartością, z którą się identyfikowała, była jej sztuka. Jakże szybko pozwoliła marzeniom odejść, jakby nigdy nie istniały… Zresztą, jaki sens miały marzenia?
Skupiła się na twarzy mężczyzny zdeterminowanego, żeby pamiętała, żeby żałowała. On też przesuwał wzrokiem po jej twarzy.
– Marnowałaś życie, wypełniając puste butelki po whisky zimną herbatą, żeby oszukać pijanego ojca. Marnowałaś swoje życie, qalbi, próbując uratować człowieka, który nie chciał być uratowany.
Podniósł rękę. Długie, eleganckie palce przesunęły się w kierunku jej policzka. Cofnęła się, krok po kroku. Był zbyt blisko. Zrobiło się zbyt intymnie. Ale jego słowa dotarły do najgłębszych pokładów świadomości. Miał rację. Nie zrobiła – i nadal nie robi – żadnej z rzeczy, o których szeptali późno w nocy, skryci w jej sypialni… Mieli marzenia i nadzieje...
Co za ból! Po co rozrywać rany? Ojciec jej potrzebował, nawet jeśli nigdy nie docenił poświęcenia. Nie widział, że utrzymując go przy życiu, zapomniała o własnym. Nigdy się nie przyznała, w jaki sposób radziła sobie przy swoich niewielkich dochodach, gdy cofnięto im zasiłek socjalny. Nigdy się nie dowiedział, że odwiedzała banki żywności, ponieważ całe oszczędności wydawał na whisky. Nigdy, ani razu jej nie podziękował, gdy po wejściu w dorosłość łapała dorywcze prace: od cateringu, przez handel, po sprzątanie biur. Skakała z jednej bezsensownej pracy do drugiej… Tkwiła w tej beznadziei przez dziewięć lat, dokładnie tam, gdzie Akeem ją zostawił…
– Nie miałam wyboru! Zrobiłam, co musiałam – powiedziała. – Trwałam przy ojcu, tak jak powinna zrobić dobra córka. – Odetchnęła ciężko. – Był wszystkim, co mi zostało.
– Nieprawda – skorygował ją. – Był wszystkim, co pozwoliłaś sobie zostawić.
– Przestań! – zażądała, nie mogąc złapać tchu.
Nie chciała tego słuchać.
To nie tak miało wyglądać. Dlaczego nie klęczał przed nią, błagając ją o przebaczenie? Przecież to on ją porzucił?
– Czy jesteś kobietą, którą chciałaś być, Charlotte? – zapytał, ignorując jej słowa.
Kiedyś odważyła się uwierzyć, że może być kimś innym, że życie miało jej więcej do zaoferowania niż bycie niańką ojca, ale Akeem rozbił tę wiarę w drobny pył.
Teraz nie miała pojęcia, ani kim była, ani do czego zmierzała. Ale do tego nie zamierzała mu się przyznać. Wystarczyło, że przyznała się przed samą sobą, że opieka nad ojcem stała się jej życiem.
– Przestań! – powtórzyła. – Wyjdź!
Nienawidziła go. Nienawidziła tego, co jej zrobił. Kwestionował wszystko.
– Ale dopiero co przyjechałem.
Spojrzała na niego zmęczona.
– Nie prosiłam cię, żebyś przyjeżdżał.
– Wolisz opłakiwać go samotnie? – Rozłożył ręce, rozglądając się. – W takim miejscu?
– To miło z twojej strony, że mi przypomniałeś. – Uśmiechnęła się niemiło. – Ale nie masz prawa mówić mi, jak i gdzie mam się smucić.
– Wszystko, co powinnaś poczuć, to ulga… Ale masz rację. Nie mam prawa mówić ci, jak masz przeżywać żałobę albo gdzie, bo w ogóle nie jest mi przykro, że ten drań nie żyje. Ale naprawdę przykro mi, że straciłaś ojca, Charlotte – kontynuował. – Wiem, że go kochałaś z powodów, dla których ja…
– Nie czas na to! – przerwała mu.
– Kiedy będzie na to czas? — zapytał.
Patrzyła na białą koszulę i czarną marynarkę, pod którymi prężyło się twarde i muskularne ciało, którego kiedyś tak wściekle pragnęła. Wzięła głęboki oddech, przetarła dłońmi twarz. Czas to zakończyć.
– Czego chcesz? – spytała.
Zbliżył się, stanął tuż przed nią.
– To, czego ja chcę, nie ma znaczenia. To ty potrzebujesz tego, co ja mam, Lottie.
Świat zaśpiewał, gdy użył zdrobnienia sprzed lat.
– Czego mianowicie, Akeem?
– Potrzebujesz mnie.
– Ciebie? – wyszeptała, zniesmaczona instynktowną reakcją swojego ciała na jego niespodziewane oświadczenie.
– Tak.
Uśmiechnął się, a jego brązowe oczy zdawały się płonąć czernią.
– Tak – powtórzył. – Mnie, Akeema Abd al-Uzza.
Jego głęboki głos emanował męskością.
– A nie Akeema Ali? – zapytała.
– Abd al-Uzza to imię mojego ojca.
– Ojca? Ale twoja mama…
Zamknęła oczy. To nie miało znaczenia. Nie chciała wiedzieć. Zmusiła się do złośliwego uśmiechu.
– Akeemie Ali… – wzruszyła ramionami – lub też Abd al-Uzza, jak wolisz, nie chcę cię tutaj i na pewno cię nie potrzebuję.
– Dzisiaj jest początek reszty twojego życia. Czy jest lepszy sposób na rozpoczęcie nowego życia niż rozkoszna noc w moich ramionach, pośród niezmierzonego bogactwa?
– Chcesz mnie zabrać do łóżka? – wykrztusiła.
– Tak. Spędź ze mną jedną noc, w moim łóżku. Jedną noc pełną namiętności, Lottie.
– Dlaczego?
– Nazwij to, jak chcesz… Może… zamknięcie pewnego etapu?
– Wszedłeś tu nieproszony, bo myślałeś, że się z tobą prześpię na pożegnanie? Co za arogancja!
– Czy moja arogancja cię zaskoczyła?
– Tak. Chłopak, którego znałam, nigdy by tego nie żądał.
Przeniosła się pamięcią w przeszłość. Czuła jego niepewne palce na swoim nagim biodrze. Z ustami za jej uchem pytał, czy mógłby sprawić jej przyjemność palcami… Tamten Akeem był delikatny, opiekuńczy – nigdy nie stawiał wymagań. Tymczasem mężczyzny stojącego przed nią po prostu nie znała.
– Nie jestem chłopcem, którego pamiętasz.
Jego głos był jedwabisty, uwodzicielski.
– Przyjemność, której zaznasz w moich ramionach, będzie niepodobna do żadnego z twoich doświadczeń przede mną lub po mnie.
Położył dłoń na najczulszym miejscu jej szyi. Całą siłą woli starała się nie reagować na jego dotyk, chciała pozostać obojętna. Ale nie była obojętna. Znała tylko jego. Czuła to wszystko, czego nie powinna czuć, bo przecież nienawidziła go, prawda?
– Czy mam tu przyłożyć usta? – Wciąż dotykał jej szyi. – Żebyś zrozumiała wciąż żywą siłę przyciągania pomiędzy nami?
– Nie! – krzyknęła.
Nie mogła oddychać ani myśleć o czymkolwiek poza swoim zdradzieckim ciałem, które drżało od intensywności jego spojrzenia, jego dotyku. Pragnęła znaleźć się w jego objęciach. Co z nią było nie tak? W dzień pogrzebu ojca?
Stała na krawędzi, tymczasem Akeem sprawiał, że emocje sięgały zenitu. Nie mogła tego znieść. Nadal na nią działał! Ale mylił się, jeśli sądził, że zapomniała o tym, co zrobił, jak ją porzucił.
– Nie – powtórzyła. – Moje łóżko jest niedostępne dla ciebie.
– To nie w twoim łóżku chcę cię widzieć – poprawił ją z uśmiechem. – Tylko w moim.
– Nieważne – prychnęła. – W żadnym się nie spotkamy. Poza tym… Najwyraźniej to ty potrzebujesz mnie, inaczej by cię tu nie było.
– Uwierz mi, Lottie, musisz zamknąć drzwi do przeszłości, ja zresztą też – podsumował, wodząc kciukiem w górę napiętej linii jej szyi. – Zaryzykuj i chodź ze mną do łóżka.
Nie potrzebowała jego ust na swoim ciele, by zrozumieć, że cokolwiek istniało między nimi, stało się bardziej potężne niż dziewięć lat temu. To rodzaj tęsknoty, pożądania...
Była głupia.
– Nie – wyszeptała, a on szybko opuścił ręce. – Nie mogę.
– Strach powstrzymywał cię, kiedy byłaś dziewczynką. Teraz jesteś kobietą i nadal się boisz?
– Jak to? Ja? – spytała zdezorientowana, bo to on był tym, który uciekł, to on się bał.
– Co masz do stracenia? – zapytał. – Nie posiadasz pracy, rodziny, pieniędzy i wkrótce będziesz bezdomna. Czy chcesz zostać dokładnie tam, gdzie zawsze byłaś, dopóki cię nie wyeksmitują i nie pozbawią wszystkiego, co znasz?
– Skąd to wiesz?
– Łatwo sobie wyobrazić, jakie życie prowadziłaś.
W milczeniu wytrzymał jej pytające spojrzenie. Oczywiście, że wiedział wszystko. Był bogaty. Rozpoznała duże pieniądze w każdym ściegu jego szytego na miarę garnituru.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel