Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Śnieżny patrol
Zajrzyj do książki

Śnieżny patrol

ImprintHarlequin
KategoriaMedical
Liczba stron160
ISBN978-83-291-2399-0
Wysokość170
Szerokość107
EAN9788329123990
Tytuł oryginalnySnowbound with Dr. Delectable
TłumaczKatarzyna Ciążyńska
Język oryginałuangielski
Data premiery2025-11-25
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Śnieżny patrol" nowy romans Harlequin z cyklu HQN POWIEŚĆ HISTORYCZNA.
Lilah to wzór dobrze ułożonej panny. Na ogół spokojna i wierna nakazom etykiety, traci panowanie tylko w obecności Cona, szwagra najbliższej przyjaciółki. Ten niepoprawny bawidamek i żartowniś celowo ją irytuje, toteż ich rozmowy zawsze przeradzają się w kłótnie. Jednak gdy matka i siostry Cona zostają porwane, Lilah, która darzy je sympatią, postanawia mu pomóc. Odkrywa ze zdumieniem, że choć tak bardzo się różnią, działają jak zgrany zespół  i mogą się od siebie wiele nauczyć. Niegdysiejsi wrogowie stają się niemal nierozłączni, ale czy Lilah odważy się złamać dla Cona zasady, które od dziecka jej wpajano?

Fragment książki

Doktor Kyle Campbell niechętnie stanął w drzwiach pomieszczenia, gdzie panowała atmosfera, którą w najlepszym razie można by nazwać kontrolowanym chaosem. Rozbrzmiewające tam postukiwanie nart było boleśnie znajomym dźwiękiem.
W weekend przed Bożym Narodzeniem Kyle znalazł się w siedzibie patrolu pokojowego w ośrodku narciarskim Snow Mountain w Wirginii Zachodniej. Na plecach czuł zimne podmuchy wiatru. Czemu w ogóle na to przystał? Cóż, w gruncie rzeczy wcale się nie zgodził. Przyparty do muru bąknął coś, co zostało zinterpretowane jako „tak”. Metcalf wykorzystał swoją wiedzę o przeszłości Kyle’a i jego wielkim sercu, by na nim to wymusić. Nie omieszkał też wspomnieć o reputacji kliniki.
Rozglądając się po małym pomieszczeniu pełnym ludzi w różnym wieku, ubranych w czarne narciarskie spodnie i czerwone kurtki z białym krzyżem na plecach, szukał ich szefa. W tym zgiełku musiałby chyba krzyknąć, by ktoś go usłyszał.
- Hej, zamknij drzwi, dobra? – zawołał ktoś.
- Ciszej, wiesz, jak Baylie reaguje, kiedy jesteśmy tacy głośni – rzekł inny mężczyzna.
Gwar rozmów zniżył się do znośnego poziomu. Kiedy Kyle wszedł do środka, jakiś mężczyzna wciągnął na głowę wełnianą czapkę z logo miejscowego college’u i wychodząc na lodowate powietrze, uśmiechnął się do Kyle’a.
- Może mi pani powiedzieć, gdzie znajdę szefa? – Kyle zwrócił się do kobiety, która wyglądała na trzydzieści lat.
- Pewnie szuka pan Baylie. Jest przy tablicy, rozdziela zadania. – Wskazała na długi wąski pokój.
- Dziękuję. – Gdy kobieta otworzyła drzwi i wyszła, znów poczuł na plecach śnieg i wiatr. Dołączył do stojącej w rogu grupy, skąd słyszał kobiecy głos, który wydawał polecenia, delikatny, a jednocześnie stanowczy.
- Roger, Mark i Sue wezmą Śnieżne Marzenie. Czeka nas dzisiaj trudny dzień, więc obserwujcie dzieciaki.
Gdy trzy wymienione osoby opuściły pokój, Kyle zobaczył Baylie. Ciemnobrązowe włosy sięgały jej do ramion. Wyglądała raczej jak dziecko niż ktoś, kto odpowiada za bezpieczeństwo narciarzy. Może tylko kogoś zastępuje?
Kobieta wysłała na stok kolejne osoby i wtedy lepiej jej się przyjrzał. Była ubrana w takie same bezkształtne narciarskie spodnie jak większość ludzi, mimo to widział, że jest szczupła. Jej tułów otulał biały golf. Kiedy się znów odwróciła, dostrzegła go. Zerknęła na niego dociekliwie, potem cieplej.
- Pan jest pewnie doktor Metcalf z kliniki Sports-med w Pittsburghu? Baylie Walker. Jesteśmy wdzięczni za pomoc.
- Jestem z kliniki, ale niestety doktor Metcalf nie mógł przyjechać. Kyle Campbell, w weekend go zastąpię.
- Och, to niedobrze. – Jej uśmiech zgasł.
Kyle uniósł brwi. Owszem, dla niego to niedobrze. Kiedyś uwielbiał sporty zimowe, to była jego pierwsza miłość. Teraz całą energię skupił na doskonaleniu umiejętności lekarskich. Na samą myśl o przyjeździe tu zlał się potem. Im bardziej zbliżał się do stoków, tym było mu trudniej. Może ta kobieta oznajmi, że nie jest już potrzebny. Chętnie wróci do Pittsburgha.
- Nie może pan przyjechać i oczekiwać, że będzie pan patrolował stoki. Muszę wiedzieć, że ma pan kwalifikacje.
Kwestionowanie jego doświadczenia zirytowało Kyle’a. Był taki czas, kiedy prześcignąłby wszystkich narciarzy na tej górze, a także na wielu innych. Poślizg, płot i nieprofesjonalny ratownik skutecznie to zakończyły.
- Powiedziano mi, że została pani poinformowana o zmianie. Rozumiem, że albo będę uczył w szkółce, albo patrolował stok. Zapewniam, że jestem więcej niż wykwalifikowany do obu tych zajęć – rzekł autorytatywnie.
Kobieta zamrugała, a potem się wyprostowała.
- Być może, ale muszę się o tym przekonać. Nie bez powodu mamy tu pewne zasady.
Ta filigranowa kobieta sprawiła, że się najeżył. Choć od lat nie jeździł na nartach, nie podobała mu się sugestia, że jest nie dość dobry. Nie dlatego odstawił narty, że nie potrafił na nich jeździć, ale dlatego, że nie chciał jeździć.
- Do jazdy na oślej łączce kurs wprowadzający nie jest chyba potrzebny. – Nie starał się ukryć cynizmu w głosie. Ta sytuacja coraz bardziej działała mu na nerwy.
Zaczęło się od tego, że w klinice postanowili zaangażować się w działalność społeczną. Kyle zgłosił się na ochotnika do szpitala w centrum Pittsburgha, ale nigdy nie zamierzał zgłaszać się jako ochotnik do patrolu w Snow Mountain. Zgodził się zastąpić Metcalfa, bo wiedział, że nie będzie jeździć na trudnych trasach.
Był teraz zadowolony z życia. Odniósł sukces zawodowy, umawiał się na randki, miał świetne mieszkanie. Nauczył się radzić sobie ze stratą. Gdyby żona Metcalfa nie zaplanowała na weekend wyprawy do rodziców, Kyle za nic by go nie zastąpił. Ale trudno byłoby mu też koledze odmówić i podzielić się z nim swoimi lękami. Metcalf miał niewielkie narciarskie doświadczenie, więc obiecali mu przydzielić najłatwiejszy stok. Z tą świadomością Kyle uznał, że dwa dni tu wytrzyma.
- Zna pan tę górę? – podjęła kobieta.
- Nie.
- No świetnie. – Nie wyglądała na zadowoloną. – Poproszę, żeby ktoś dał panu naszą kurtkę, a jak z tym skończę, pokażę panu, co i jak.  – Lekko się uśmiechnęła.
Gdyby nie był tak spięty tym, że pierwszy raz po dziesięciu latach przypnie narty, może też by się uśmiechnął. Ośle łączki cieszą się złą sławą z powodu wyciągów bezpodporowych, które są tylko ciut lepsze niż wchodzenie na górę. Oba te sposoby mogą zamienić początkującego narciarza we wroga tego sportu.
- Tiffani! – zawołała Baylie do kobiety wyglądającej jak narciarka, której zależy tylko na tym, by mieć najmodniejszy strój. – Mogłabyś pokazać…
- Kyle’owi – podpowiedział.
- Kyle’owi, gdzie znajdzie naszą kurtkę?
- Jasne. –Tiffani posłała mu uśmiech, który przywołał wspomnienia. Fanki posyłały mu takie same uśmiechy, kiedy uprawiał narciarstwo. Musiał przyznać, że mu to pochlebiało. Odpowiedział uśmiechem, ale nie tak ciepłym, i wrócił wzrokiem do Baylie. Zacisnęła wargi. Zauważyła grę spojrzeń między nim i Tiffani.
Kyle wzruszył ramionami.
- Poczekam tu na pana. Ma pan swoje buty i narty?
- W bagażniku. – Wygrzebał je z głębi szafy. Nie wiedział, czemu dotąd się ich nie pozbył. Po tym weekendzie odda je do komisu. Kiwnąwszy głową, odwrócił się i ruszył za Tiffani do pokoju na tyłach.

Baylie patrzyła na szerokie ramiona Kyle’a sekundę dłużej niż powinna. Był wyraźnie niezadowolony, że wydawała mu polecenia. Musi się z tym pogodzić. Na tym stoku ona rządzi. Jego mina i zachowanie mówiły, że przywykł do bycia w centrum uwagi. Gdyby nie brakowało jej ochotników, pewnie dłużej by go egzaminowała, ale lepszy rydz niż nic. Musi mu się przyjrzeć. Miała przeczucie, że nie będzie miły. Nie lubiła, gdy ochotnicy kwestionowali jej decyzje, a ten już skrzyżował z nią kijki.
Kyle dość szybko wrócił w czerwonej kurtce, która podkreślała jego ciemną cerę. Na nogach miał narciarskie buty i niósł drogie narty, na które niewielu tylko stać.
Baylie zdjęła z wieszaka kurtkę. Wkładając rękę do rękawa, poczuła, że kurtka jest lżejsza. To Kyle ją przytrzymał. Zapięła suwak i mruknęła:
- Dzięki.
Dżentelmen! Jego niski głos przywodził na myśl ogień w kominku po zimnym deszczowym dniu. Potrząsnęła głową. O żadnym mężczyźnie już tak nie pomyśli. Strata Bena zbyt wiele ją kosztowała. Miała mnóstwo spraw do załatwienia i nie powinna się przejmować gburowatym ochotnikiem. Niezależnie od tego, jak bardzo jest atrakcyjny.
Ruszyła do drzwi wyjściowych. Ich buty w równym rytmie ciężko stąpały po cementowej podłodze. Po drodze wzięła ze stacji dokującej radio i dała je Kyle’owi.
- Proszę, będzie panu potrzebne.
Gdy ich palce się dotknęły, omal nie upuściła tego radia. Kyle chwycił je w ostatniej chwili. Nerwowo, a jednocześnie z ulgą wciągnęła powietrze.
- Jest pan średnio zaawansowanym czy doświadczonym narciarzem?
- Jeśli chodzi o ośle łączki, jestem więcej niż doświadczony. Jeśli o to pani pyta.
Czemu on mówi takim tonem? Istnieje jakiś powód, dla którego nie może normalnie jej poinformować o swoich możliwościach? Zbyt pewni siebie mężczyźni nie byli jej ulubieńcami. Faceci w Iraku zachowywali się tak samo. Zwłaszcza Ben. Jakby uważał, że jest niezniszczalny.
- Miło byłoby usłyszeć odpowiedź wprost.
- W takim razie tak, mam doświadczenie.
- To dobrze. Stok dla początkujących jest tam. – Podkreśliła słowo „początkujących”. – Nie nazywamy go oślą łączką. – Nie omieszkała zauważyć lekko uniesionych kącików jego warg. Oparła narty na ramieniu i ruszyła zaśnieżonym stokiem.
- A tak przy okazji, czemu to się nazywa patrol pokojowy, a nie narciarski? – spytał.
- Bo nie chcemy być postrzegani jako policja górska. Jesteśmy tu, żeby promować kulturę i bezpieczeństwo na stoku. Pozwalamy ludziom cieszyć się wakacjami, ale przypominamy, aby zachowywali ostrożność.
- Dobry pomysł. Niecodzienny, ale dobry. Nie ma tu wyciągu bezpodporowego? – spytał zaskoczony.
Uśmiechnęła się, patrząc na krótki i dość wolny wyciąg orczykowy po ich lewej stronie.
- Nie, jesteśmy bardziej zaawansowani. Dzieci powinny nauczyć się jeździć wyciągiem orczykowym. To równie ważne, co nauka stania na nartach.
- Święta racja – odrzekł.
Kiedy zaszli już dość daleko, Baylie się zatrzymała.
- Zjedziemy na nartach na dół i wjedziemy wyciągiem.
Przypięła pierwszą nartę. Nie słysząc żadnego ruchu towarzyszącego jej mężczyzny, spojrzała w jego stronę. Jego narty stały pionowo w śniegu. Trzymał je dłonią, która poczerwieniała z zimna. Nic nie wskazywało na to, że zamierza je przypiąć. Jak w transie patrzył na otaczający ich krajobraz.
- Jakiś problem? – Powiodła wzrokiem za jego spojrzeniem, ale widziała jedynie pokryte śniegiem stoki.
- Nie – odrzekł zbyt ostro. – Podziwiam widok. – Ostrożnie położył jedną, potem drugą nartę na śniegu, a następnie przypiął je do butów.
Baylie szybko przypięła drugą nartę i znów na niego zerknęła. Zauważyła, że na moment się zawahał.
- Pani prowadzi – rzekł.
Pomknęła w dół stoku.

Zżerały go nerwy. Jeśli się nie pozbiera, to się zbłaźni. Ruszając w dół, z ulgą poczuł pracę mięśni. Mógłby przytoczyć powiedzenie, że nie zapomina się jazdy na rowerze, jeśli już kiedyś się na nim jeździło, tyle że w jego przypadku były to narty. Jego ciało odzyskiwało pewność ruchów. Wykonał zgrabny manewr i ślizgiem podjechał do Baylie, która czekała obok wyciągu.
-Widzę, że świetnie pan sobie radzi. To dobrze. Stok dla początkujących należy do najłatwiejszych, ale jest tam najwięcej ludzi.
Czyżby dostrzegła jego niechęć? Nie może do tego dopuścić. Zgadywał, że Baylie nie toleruje słabości, nie zamierzał więc jej okazywać. Nie da jej powodu do pytań.
- Wiem, jacy ludzi jeżdżą na takim stoku. Poradzę sobie.
- Do mnie należy zapewnienie gościom dobrej, ale przede wszystkim bezpiecznej zabawy. Traktuję pracę poważnie i panu też to radzę.
- Tak jest, proszę pani – rzekł pojednawczym tonem, który wskazywał, że nie ma zamiaru podważać jej pozycji.
Ustawili się w kolejce do wyciągu, a potem zajęli miejsca. Noga Baylie od biodra do kolana dotykała nogi Kyle’a. Przeszedł go dziwny dreszcz. Mimo grubych narciarskich strojów czuł jej kobiece kształty.
Być może była drażliwa i opryskliwa, lecz w miękkości jej ciała było coś niepokojącego. Poruszyła się, jakby chciała się odsunąć, ale brak miejsca na to nie pozwalał. Przez ulotny moment, gdy lekko się odchyliła, wąską przestrzeń między nimi wypełniło zimno, zaraz potem zastąpione znów przez ciepło jej ciała.
Wzięła głęboki oddech i powoli wypuściła powietrze.
- Będzie pan patrolował ten teren i pomagał wszystkim, którzy będą tego potrzebowali. Proszę zwrócić szczególną uwagę na dorosłych. Dzieci niemal od razu radzą sobie z wyciągiem, za to dorośli tworzą kolejkę szybciej, niż tworzy się lawina.
Nie mógł powstrzymać śmiechu. Niejeden raz to widział. Popatrzyli na siebie z uśmiechem. Pogodna Baylie wydała mu się zaskakująco atrakcyjna.
Ich narty dotknęły znów śniegu. Po lekkim zachwianiu Kyle zsiadł z krzesełka. To był sukces. Baylie jeździła z dużą wprawą, sprawiając, że miał większą świadomość swojej niepewności.
- Ma pan radio. Gdyby pan czegoś potrzebował, proszę dzwonić, ktoś przyjdzie panu z pomocą.
Po tych słowach zjechała łagodnym stokiem w stronę, z której przyjechali. Pewnie jeździła na nartach i z równą pewnością wykonywała pracę. Kiedyś on rozważał podobne zajęcie, ale to już przeszłość. Nabrał głęboko powietrza. Da sobie radę z szefową patrolu i przeżyje te dwa dni, a potem już na zawsze odstawi narty.

Nie wiedziała, czy może mu zaufać.
Przez moment, gdy przypinali narty, miał niepewną minę, ale kiedy jechali do wyciągu, wahanie zniknęło. Sądząc z jego zadufania, zapewne uważał, że wszystko robi dobrze. Byle tylko nie oznaczało to lekkomyślności. Postanowiła w ciągu dnia go sprawdzać. Ważne, by na stoku członkowie patrolu wykazywali się pewnością siebie, ale nie wyższością.
Koło południa zeszła z krzesełka wyciągu na szczycie góry. Kilka razy już tam była. Za którymś razem Kyle pomagał jakiejś dziewczynce wejść na górę, później zatrzymał doświadczonego narciarza i poinstruował go, by na terenie dla nowicjuszy zwolnił.
Tym razem podjechała do niego. 
- Szybko pan załapał, o co chodzi.
- Przede wszystkim chodzi o zdrowy rozsądek.
Jego uśmiech był miły, ale ponieważ Kyle miał okulary przeciwsłoneczne, nie widziała, czy sięgał do jego oczu.
- Czy wszyscy członkowie patrolu to ochotnicy?
- Tak, większość w zamian za pomoc korzysta z darmowej jazdy. To fanatycy nart.
- Pani jest jedyną osobą, która otrzymuje wynagrodzenie?
- Tak. Kierownictwo uważa, że patrol złożony z ochotników tworzy w ośrodku dla rodzin przyjaźniejszą atmosferę. Gdyby patrol składał się z zatrudnionych na umowę pracowników, mogliby okazywać narciarzom wyższość. Kierownictwo postrzega nas jako partnerów w zabawie. To subtelna, ale znacząca różnica.
- Ciekawy sposób myślenia. Oczywiście dostrzegam jego wartość marketingową.
Baylie z zadowoleniem stwierdziła, że Kyle czuje się tam swobodnie.
- Dobrze się pan bawi?
- Nie jest tak źle. Cały czas jestem zajęty.
- Mówiłam, że tak będzie. – Uśmiechnęła się. – Ktoś pana zmieni, żeby zjadł pan lunch. Wie pan, dokąd można tu pójść?
- Nie, ale coś z sobą przywiozłem.
Czy sam przygotował sobie lunch, czy w domu czeka ta jedyna? Nieważne. To nie jej interes. Całe lata matka Baylie pakowała ojcu lunch, zanim wyszedł do kopalni.
- Okej, to do zobaczenia – Przeniosła ciężar ciała na drugą nogę i ruszyła w dół.
- Naprawdę nie trzeba mnie kontrolować! – zawołał.
Baylie się zatrzymała.
- To moja praca. Do moich obowiązków należy kontrolowanie członków patrolu.
- Musi to pani robić co godzinę?
- Muszę to robić tak często, jak uznam za stosowne.
- Pomyślałem już, że lubi pani na mnie patrzeć.
Potworny egoista! Jego uśmiech świadczył o tym, że doskonale wiedział, co pomyślała. Baylie nie przywykła do żartów. Więcej niż jedna osoba, zwłaszcza ostatnio, powiedziała jej, że jest za poważna.
Zanim odpowiedziała, omal nie podskoczyła na dźwięk wystrzału, który rozległ się w oddali. Oparła się na kijkach, by nie stracić równowagi. Od tamtego wybuchu minął prawie rok, a ona wciąż nie panowała nad emocjami. A przecież nie wchodzi w rachubę, by w obecności ochotników straciła nad sobą panowanie. Kyle sprawiał wrażenie człowieka, który widzi więcej, niżby chciała.
Nim się otrząsnęła, poczuła, że duża męska dłoń chwyta ją za rękę i mocno trzyma.
- W porządku? – spytał Kyle z troską.
Miała poczucie, że zza przyciemnionych szkieł Kyle bacznie się jej przygląda.
- Tak. – Uwolniła się z uścisku. – Nic mi nie jest. – Poczuła, że robi się czerwona. – Zaskoczył mnie ten huk.
- Na pewno?
Starając się opanować drżenie rąk, Baylie wetknęła w śnieg kijek i się odepchnęła.
-Tak, na pewno. – Jej słowa porwał wiatr.
Kiedy dojechała do stoku dla średnio zaawansowanych, przystanęła i obejrzała się na Kyle’a. Mimo odległości widziała, że uniósł brwi zmieszany.

Kilka godzin później zatrzeszczało radio przypięte do paska Baylie.
- Dziecko upadło na stoku dla początkujących.
To nie był głos tego nowego. Z jakiegoś powodu by go rozpoznała. Uniosła radio do ust.
- Będę za pięć minut.
Dotarła do najbliższego wyciągu i wepchnęła się do kolejki. Jadąc na górę, instruowała członka patrolu, który zdał jej raport. Po chwili mężczyzna odpowiedział:
- Ten nowy zawiózł ją do przychodni.
Co?
- Powiedział, że jest lekarzem i się nią zajmie.
Lekarzem? Wzięła go za menedżera kliniki albo fizjoterapeutę, bo nie przedstawił się jako lekarz. Zresztą to bez znaczenia. Przecież ona nie wie, czy Kyle potrafi radzić sobie z takimi urazami. Zalało ją gorąco, zacisnęła zęby. Nie może przez radio powiedzieć tego, co by chciała.
- Dziękuję, jadę tam. Proszę patrolować stok dla początkujących do naszego powrotu.
- Zrozumiałem.
Zamierzała pokazać temu nowego, gdzie jego miejsce. Na tej górze to ona podejmuje decyzje. To ona odpowiada za narciarzy…

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel