Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Spotkanie w Boże Narodzenie (ebook)
Zajrzyj do książki

Spotkanie w Boże Narodzenie (ebook)

ImprintHarlequin
KategoriaEbooki
Liczba stron160
ISBN978-83-276-8592-6
Formatepubmobi
TłumaczJoanna Żywina
EAN9788327685926
Tytuł oryginalnyConfessions of His Christmas Housekeeper
Język oryginałuangielski
Data premiery2022-12-15
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Włoski milioner Giacomo Volterra ulega wypadkowi na nartach, po którym częściowo traci pamięć. Nie pamięta, ani że miał żonę, ani że są w separacji. Gdy odnajduje Louise, jest zdziwiony jej niepozornym wyglądem. Zwykle podobały mu się kobiety dużo bardziej efektowne. Jednak już po krótkiej rozmowie Louise intryguje go swoim ciętym językiem i pewnością siebie. Giacomo prosi ją, by spędziła z nim święta i pomogła mu przypomnieć sobie, co ich poróżniło…

Fragment książki

To musi być pomyłka.
Giacomo Dante Volterra nie mógł uwierzyć własnym oczom. Pokręcił głową. Był jednym z najbogatszych ludzi we Włoszech. Właścicielem wielu nieruchomości, drogich samochodów i dzieł sztuki. Kiedyś uprawiał sporty ekstremalne. Zacisnął usta. Ale to już przeszłość.
Teraz jednak był naprawdę skołowany. Czekał na nią w gabinecie, coraz bardziej zniecierpliwiony, i powtarzał sobie, co zamierzał jej powiedzieć. Ale słowa uwięzły mu w gardle. Choć przez ostatnie miesiące zdążył przywyknąć do różnych niespodzianek, tym razem przekraczało to wszelkie granice.
Czy ta kobieta naprawdę była jego żoną?
Zmrużył oczy, bo wnioskując po jej nagle pobladłej i zszokowanej twarzy, była równie zdziwiona jego widokiem. Spodziewał się kogoś zupełnie innego. Czy jego żona mogłaby tak wyglądać?
Miała na sobie jaskraworóżowy strój, podkreślający jej drobne, kształtne ciało, a ciemne włosy zebrała na czubku głowy i upięła paskudną białą siatką do włosów. Na nogach miała czarne płaskie buty – skrzywił się z niesmakiem, zdecydowanie wolał szpilki – i nie nosiła biżuterii. Na pewno nie miała obrączki. Pewnie powinien jej być za to wdzięczny, bo czy jego propozycja nie byłaby bardziej ryzykowna, gdyby dziewczyna podchodziła z sentymentem do przeszłości, o której on zapomniał?
Zastanawiał się, dlaczego nie miała na sobie drogich ubrań i tony biżuterii, nie mieszkała też w eleganckim londyńskim apartamencie. Nie musiała pracować, mogłaby spędzać czas na siłowni albo w restauracji z przyjaciółkami, ale nie zauważył, żeby na koncie bankowym pojawiały się jakiekolwiek transakcje wykonane przez żonę, z którą był w separacji. Oznaczało to, że nie rościła sobie pretensji do jego majątku i sama się utrzymywała. Było to dla niego zaskakujące, bo przyzwyczaił się do tego, że to on za wszystko płacił. Nie mógł uwierzyć, że jego żona pracowała w niewielkiej firmie cateringowej w małym miasteczku niedaleko Heathrow. Wąskie uliczki mieniły się od kolorowych dekoracji i świątecznych lampek, a przed jednym z domów dostrzegł duże sanie zaprzężone w niemal naturalnej wielkości figury reniferów.
– Giacomo – powiedziała cicho.
Zauważył, że przygryzła wargę, jakby w jej pytaniu czaiło się coś więcej niż podejrzliwość i lekka niechęć i zaczął się zastanawiać, co to mogło być.
– Co tutaj robisz?
– Dzień dobry, Louise – zaczął ostrożnie. – Też się cieszę, że cię widzę.
Louise nie odpowiedziała. Nie była w stanie zebrać myśli ani wydusić słowa. Zakręciło jej się w głowie. Na jego widok poczuła ekscytację, nad którą nie była w stanie zapanować – był najpiękniejszym i najseksowniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziała. To wydawało się nieprawdopodobne, ale przez krótką chwilę była jego żoną – zanim wszystko skończyło się tak fatalnie. Ton jego głosu sugerował jednak, że Giacomo nie zjawił się tutaj, żeby błagać ją o wybaczenie. Przecież i tak tego nie chciała, prawda?
Patrząc w jego czarne oczy, poczuła rosnącą determinację. Nie, oczywiście, że nie chciała. Lepiej jej było bez niego, bo nie pasowali do siebie na tak wielu płaszczyznach. Giacomo Volterra, niezdolny do miłości, odepchnął ją od siebie. Nie było go przy niej, gdy najbardziej tego potrzebowała.
Poczuła smutek, wbrew sobie, bo przeszłość zawsze potrafi człowieka dopaść w najmniej oczekiwanym momencie. Opleść serce ciemnymi mackami i ściskać, aż poczujesz ostry ból. Nie była już tamtą Lulu. Jego Lulu. Teraz była Louise. I gdy zbierze się w sobie, żeby złożyć papiery rozwodowe, znów będzie się nazywać Greening, nie Volterra. I tak będzie najlepiej – ciągle to sobie powtarzała.
Gdy minął pierwszy szok i powoli zaczynała się uspokajać, mogła mu się lepiej przyjrzeć. Była zupełnie skołowana. Zauważyła bliznę biegnącą wzdłuż policzka, znaczącą idealnie rzeźbioną twarz, która przyprawiała kobiety o zawrót głowy. Nad lewą brwią miał kolejną niewielką bliznę, której większość ludzi pewnie by nie zauważyła, jednak ona znała na pamięć każdy fragment jego skóry.
Wtedy z uwagą spojrzała mu w oczy. Były ciemne i intensywne, a w ich mrocznym blasku czuła się kiedyś kimś wyjątkowym. Bywały seksowne, zwłaszcza gdy powoli zdejmował z niej ubranie albo gdy się kochali, ale dzisiaj widziała w nich jedynie pustkę. Miała wrażenie, że patrzy w oczy obcego człowieka, który przypadkiem zatrzymywał się pod różowo-czarnym znakiem „Posh Catering – obsługa z klasą”.
– Co ty tutaj robisz? – spytała ponownie, tym razem spokojniejszym tonem. – I co zrobiłeś z moją szefową?
– Niedługo wróci. – Poprawił się w fotelu, jakby był właścicielem tego miejsca, a ostre światło jarzeniówki podkreślało kruczoczarny odcień jego włosów. – Przekonałem ją, żeby pozwoliła nam porozmawiać chwilę na osobności.
Dziewczyna uniosła brwi.
– Ona praktycznie nie wstaje od biurka, musiałeś być bardzo przekonujący.
– To prawda – odparł gładko. – Potrafię być bardzo przekonujący, ale ty najlepiej o tym wiesz, prawda, Louise? Musiałem z tobą porozmawiać. Na osobności.
Louise poczuła dreszcz czegoś, co niepokojąco przypominało nadzieję, bo choć wiesz, że coś jest dla ciebie złe, to nie oznacza, że przestajesz tego pragnąć. Jej skóra wciąż mrowiła, gdy na nią patrzył. Powtarzała sobie, że to tylko automatyczna reakcja organizmu. Ciało, które dawno nie zaznało fizycznej bliskości, przypomniało sobie, że oto jest ktoś, kto potrafi dać jej prawdziwą rozkosz.
– No więc masz okazję. Mów, o co chodzi, ale musisz się streszczać. – Zerknęła na zegarek. – Jak widzisz, jestem w pracy.
Giacomo wzruszył ramionami. Były szerokie i silne i uwaga Louise bezwiednie powędrowała w ich kierunku. Z trudem powróciła myślami do rzeczywistości, Skupianie się na takich rzeczach w niczym jej nie pomoże. Starała się o nim zapomnieć od chwili, gdy zrozumiała, że to wszystko nie miało sensu. Przecież zmądrzała i pogodziła się z tym, że ich małżeństwo naprawdę dobiegło końca.
– To nie takie proste – szepnął. – To nie sprawa, którą da się przedstawić w paru słowach.
– Szkoda, bo naprawdę nie mam dużo czasu. Może po prostu napisz mi to w liście.
Właśnie się odwracała, gdy stało się coś nieoczekiwanego.
– Proszę – powiedział.
Louise zamarła. Giacomo nigdy o nic nie prosił. Wystarczyło, że pstryknął palcami i ludzie robili to, czego chciał – ze względu na jego wygląd i to, że potrafił być zarówno czarujący, jak i bezwzględny. Uśmiechali się i spełniali jego polecenia. Czy sama tak nie robiła? Złamała wszystkie zasady i wylądowała z nim w łóżku zaledwie parę godzin od ich pierwszego spotkania.
Jego głos na nią podziałał. Zawahała się, choć powinna zachować czujność, bo to, co miał jej do powiedzenia, mogło zupełnie wytrącić ją z równowagi, a przecież była w pracy. Pewnie mogła mu powiedzieć, że nie ma ochoty na żadne rozmowy, ale to byłoby niedojrzałe i mogło wskazywać, że z jej strony wciąż w grę wchodzą uczucia. A przecież to nieprawda. Bo był jej zupełnie obojętny, czyż nie?
Zgadza się, ten statek dawno odpłynął, była jednak ciekawa, po co przyjechał, skoro najwyraźniej do tej pory nie miał ochoty na kontakt.
Dlatego skinęła głową.
– Kończę o wpół do szóstej. – Starała się, żeby jej głos był pozbawiony emocji. – Spotkajmy się w pubie o szóstej, dam ci pół godziny, nie więcej.
– W którym pubie?
– Tu jest tylko jeden, Giacomo – odparła oschle. – To angielska wieś, a nie Mediolan. – Zerknęła na lśniący czarny samochód zaparkowany przed budynkiem. Pewnie kosztował więcej niż roczne zarobki jej szefowej. – Znajdziesz go bez problemu, tylko uważaj, żeby nie przekroczyć prędkości, bo jeszcze zarobisz mandat. Nasz lokalny policjant traktuje swoją pracę bardzo poważnie. A teraz przepraszam, muszę wracać do pracy. Tarty same nie napełnią się nadzieniem.
Nie odwróciła się, nawet słysząc zamykające się za nim drzwi; nie chciała widzieć, jak odchodzi. Wchodząc do niewielkiej przemysłowej kuchni, czuła, że cała drży.
– Wszystko w porządku. – Zmusiła się do uśmiechu, zbywając pełne troski pytanie koleżanki o to, dlaczego jest taka blada i czy przypadkiem nie jest chora.
Ale nic nie było w porządku. Ręce jej drżały tak bardzo, że upuściła na blat słoik z konfiturą z cebuli i prawie rozbiła naczynie z tartym serem. Nie widziała Giacoma od prawie półtora roku, po tym, jak poroniła, a ich małżeństwo dobiegło końca. Zamrugała z wściekłością, starając się zapanować nad łzami. Nie ma co się oszukiwać, ich związek i tak dobiegłby końca. To było wiadome od początku, zupełnie do siebie nie pasowali. Podczas ich ostatniej rozmowy telefonicznej powiedziała mu, że nie wróci, a on bez słowa się rozłączył i zablokował jej numer.
Potem miał wypadek i trafił do kliniki w Szwajcarii, a Louise była zaskoczona, jak bardzo rozbiła ją ta wiadomość. Powstrzymała naturalny instynkt, żeby od razu do niego pojechać, zamiast tego zadzwoniła do asystenta z pytaniem, czy może w czymś pomóc. Odpowiedź jednak była jak cios prosto w serce. Paolo uprzejmym głosem poinformował ją, że do prywatnej kliniki dobijają się tłumy kobiet gotowych zająć się pacjentem. Asystent, z którym zawsze tak dobrze się dogadywała, teraz wyraźnie chciał jak najszybciej zakończyć rozmowę. Pewnie w ten sposób chciał jej dyskretnie przekazać, że Giacomo zamknął już ten rozdział i nie chce tracić na nią czasu – ich małżeństwo było prawdopodobnie jedyną porażką w jego pełnym sukcesów życiu. Pewnie chciał ją wymazać z pamięci, tak jak pod koniec lekcji ściera się kredę z tablicy.
Skończyła gotować, posprzątała stanowisko pracy i poszła do szatni, żeby zdjąć uniform. Gdy przebierała się w dżinsy i sweter, przychodził jej do głowy tylko jeden powód, dla którego się tu zjawił – musiała być naprawdę silna, jeśli jej przeczucia były prawdziwe. Czy poznał kogoś i chciał jak najszybciej załatwić sprawę rozwodu, żeby ponownie się ożenić? Tym razem naprawdę się zakochał? Spotkał kobietę dorównującą mu bogactwem i statusem społecznym, a nie zwykłą dziewczynę z Anglii, z którą ożenił się tylko dlatego, że przypadkowo zaszła w ciążę, choć miała być jedynie krótką przygodą?
Ściągnęła z włosów siatkę i przeczesała je palcami, żeby jako tako je okiełznać. To nie powinno wciąż tak boleć, a już na pewno nie może się z tym zdradzić. Zachowa spokój, gdy jej o tym powie. Zachowa się dojrzale i będzie mu życzyć szczęścia. Może nawet porozmawiają chwilę przy kawie – która z pewnością nie może się równać z tą serwowaną w Mediolanie.
Spyta ją, jak się ma, zachowując pełną dystansu wyższość byłego partnera, który ułożył sobie życie szybciej niż eksmałżonka. Ona uśmiechnie się i odpowie, że u niej wszystko w porządku. Jakoś leci.
Przeczesała włosy, zaplotła je w gruby warkocz, założyła ciepłą kurtkę z futrzanym kołnierzem i wyszła na zimne grudniowe powietrze, które szczypało w policzki. Nocne niebo było czyste, a gwiazdy dobrze widoczne na atramentowym tle. Ruszyła do pubu chodnikiem pokrytym już cienką warstewką iskrzącego się szronu. Przed pubem „Black Duck” stała naturalnej wielkości figura Świętego Mikołaja, który kołysał się lekko na delikatnym wietrze, a udekorowane światełkami okna mieniły się kolorowym blaskiem. Do świąt zostało zaledwie parę dni, a w niewielkim miasteczku rosło radosne napięcie związane z oczekiwaniem na Gwiazdkę. Wchodząc do pubu, Louise wzdrygnęła się, bo święta potrafiły być czasami boleśnie nostalgiczne. Musi się przygotować na ckliwe świąteczne piosenki, które z pewnością na nią podziałają, ale będzie musiała wziąć się w garść. Tak naprawdę nie może okazać żadnych emocji, niezależnie od tego, co od niego usłyszy, bo Giacomo nie bawił się w emocje.
Gdy weszła do środka, od razu go zauważyła, zresztą tak jak wszyscy. Siedział obok kominka pod zwisającym z sufitu złotym łańcuchem i zauważyła, że większość gości zerkało na niego z zainteresowaniem, a niektóre dziewczyny wręcz śliniły się na jego widok. Ludzie zazwyczaj zachowywali się w jego obecności tak, jakby nigdy wcześniej nie widzieli nikogo podobnego, i mieli rację. W niewielkim angielskim miasteczku ze świecą szukać kogoś podobnego do Giacoma Volterry.
Zdjął płaszcz, a od jego silnego, muskularnego ciała nie sposób było oderwać wzroku. Miał na sobie jasną jedwabną koszulę i sprane dżinsy, które podkreślały długie, mocne nogi; biła od niego aura bogactwa i niewymuszonej elegancji. Jego czarne włosy były nieco dłuższe, niż pamiętała, a mocną szczękę pokrywał lekki cień zarostu. Zimne czarne oczy tylko potęgowały wrażenie, że był niczym płonąca gwiazda, która spadła w sam środek tego przytulnego miejsca. Migoczące świąteczne lampki bladły przy nim, podobnie jak obecni w pubie mężczyźni. Na stoliku przed nim stała pusta filiżanka po kawie. Giacomo wstał, gdy Louise zbliżała się do stolika.
– A więc przyszłaś – powiedział miękko, choć w jego aksamitnym głosie pobrzmiewały ostre nuty.
– A co byś zrobił, gdybym nie przyszła?
– Odnalazłbym cię i sprawiłbym, że zmieniłabyś zdanie.
– Niby jak?
Wzruszył ramionami.
– Siłą perswazji. Sama wiesz, że jestem do tego zdolny, cara.
Chciała mu powiedzieć, żeby jej tak nie nazywał, że nie jest już jego kochaniem. To słowo za bardzo przypominało jej wszystko, co szeptał jej do ucha, gdy się kochali. Niestety słowa łatwo wypowiedzieć, nie muszą mieć większego znaczenia. Lepiej to zignorować, bo inaczej Giacomo może odnieść wrażenie, że wciąż ma na nią wpływ. Uśmiechnęła się chłodno i spojrzała na niego pytająco.
– No więc?
– Kawa? – zapytał.
– Poproszę. – Zdjęła kurtkę i usiadła po przeciwnej stronie stolika, jak najdalej od niego, jednak gdy szedł do baru, nie mogła się powstrzymać, żeby nie nacieszyć oczu jego widokiem. Starała się być obiektywna, ale budzące się w niej uczucia bardzo jej to utrudniały. Patrzyła, jak rozmawiał z barmanką, która roześmiała się perliście.
Wróciła myślami do tamtej chwili, dwa lata temu, i zdała sobie sprawę, jak była naiwna. Przecież nigdy go tak naprawdę nie znała. Zadbał o to. Giacomo Volterra zawsze trzymał ją na dystans, jakby się obawiał, że odkrywając się przed nią, dawał jej zbyt dużą władzę, a on lubił mieć nad wszystkim kontrolę.
Wrócił po paru minutach z dwoma filiżankami macchiato. Louise upiła łyk kawy, oblizała mleczną piankę z ust i dopiero wtedy na niego spojrzała.
– Chcesz już skrytykować tutejszą kawę, żebyśmy mieli to z głowy?
– Krytyka nie jest konieczna. Jestem zaskoczony, bo kawa jest bardzo dobra. – Wrzucił kostkę cukru do filiżanki i zamieszał, po czym odwzajemnił jej drwiący uśmiech. – Anglia najwyraźniej dogoniła resztę świata w kwestii kawy. W końcu.
– Jestem pewna, że właścicielka lokalu będzie wniebowzięta, gdy usłyszy pochwałę z ust takiego konesera. Nie zapomnij wystawić im opinii w internecie. – Louise odstawiła filiżankę i zacisnęła dłonie, żeby nie zauważył ich drżenia. – Chyba nie przyjechałeś tu, żeby rozmawiać o kawie.
– To prawda.
– A więc o co chodzi? Chcesz… – Chciała mu to ułatwić, bo w ten sposób ułatwiała sobie. Przejmie kontrolę. To nie takie trudne, gdy już się spróbuje. – Chcesz się ponownie ożenić?
– Słucham? Ponownie ożenić? – powtórzył i ściągnął brwi. – Skąd ci to przyszło do głowy?
– Założyłam, że…
Roześmiał się.
– Nie ma co zakładać w ciemno, to się nigdy nie opłaca, Louise. Zwłaszcza w moim przypadku. Nie, nie chodzi o małżeństwo.
Louise poczuła ulgę, która szybko zamieniła się w rozpacz. Jego życie prywatne to nie jej sprawa. Było coś jeszcze, co chciała poruszyć. Musiała wspomnieć o jego pobycie w klinice.
– Zmartwiłam się, gdy się dowiedziałam o wypadku.
Zmrużył oczy i zacisnął usta.
– Ach, wypadek. Zastanawiałem się, kiedy o tym wspomnisz. Czy moja twarz jest teraz aż tak odpychająca? – spytał miękko. – Dlatego tak się przeraziłaś na mój widok?
Louise patrzyła na niego bez słowa. To było tak niedorzeczne, że aż śmieszne. Ciekawe, jak zareagowałby, gdyby wiedział, że na widok tych blizn poczuła złość i lęk o niego. Nie chciała nawet myśleć, że coś mogłoby przeciąć jego gładką skórę i sprawić mu ból. Chciała mu powiedzieć, że nie ma w nim nic odpychającego, ale oczywiście nie mogła.
– Sądząc po reakcjach ludzi na twój widok, to tylko dodaje ci atrakcyjności. Jest w tym jakaś nutka niebezpieczeństwa, które działa na kobiety.
– Na ciebie też?
– Moje zdanie nie ma żadnego znaczenia, zwłaszcza w kwestii twojej atrakcyjności. – Zastanawiała się, czy jego ego domagało się komplementów. Czy chciał, żeby przyznała, że nadal bardzo ją pociąga i najchętniej zostałaby z nim teraz sama? Bo czy po części tego właśnie nie pragnęła? Dlatego musiała zachować kamienną twarz. – To, co nas łączyło, to już przeszłość.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel