Spotkanie w Buenos Aires (ebook)
Rafael wiele zawdzięcza swojemu ojcu chrzestnemu Davidowi Dunmore’owi. Gdy chory na serce David niespodziewanie dowiaduje się, że ma córkę, Rafael na jego prośbę jedzie do Buenos Aires, by ją odnaleźć. Ma za zadanie wybadać, czy Sofia Suarez jest uczciwą osobą i czy David może jej powierzyć swoją fortunę. Rafael, udając ogrodnika, zatrudnia się do pracy w domu, gdzie Sofia jest opiekunką do dzieci. Pierwsze spotkanie z nią oszałamia go – nigdy nie poznał tak pięknej i pełnej temperamentu kobiety…
Fragment książki
– Tak czy inaczej, bardzo się cieszę, że wpadłeś, Rafaelu. Nie byłem pewny, czy znajdziesz czas, bo przecież pracujesz nad nowym kontraktem, o którym dzień w dzień rozpisują się gazety. Dobrze, że nadal masz dość chęci i cierpliwości, by odwiedzić umierającego starca.
Rafael uniósł brwi i zmierzył ojca chrzestnego sarkastycznym spojrzeniem. David Dunmore może i wyglądał na dobrotliwego staruszka, ze swoimi okrągłymi okularami, puszystymi siwymi włosami i łagodnym uśmiechem godnym Świętego Mikołaja, lecz za tą fasadą kryła się stalowa siła woli i serce niestroniące przed zastosowaniem odrobiny szantażu emocjonalnego. Wiedział też, że David nie prosiłby go o przybycie, gdyby nie chodziło o coś naprawdę ważnego. I im bardziej skomplikowany wstęp, tym istotniejsza mogła być ostatecznie zwerbalizowana prośba starszego pana.
Rafael usiadł wygodniej, pociągnął łyk wyśmienitego drinka i przygotował się na długą rozmowę. Nie był w tym domu co najmniej od dwóch miesięcy, a na pewno od chwili, gdy David Dunmore na dobre się rozchorował. Wcześniej zwykle spotykali się w staroświeckim klubie dla dżentelmenów, którego David był członkiem, miejscu, gdzie, jak mawiał, można było usłyszeć własne myśli i w spokoju nacieszyć się dobrą whisky oraz jedzeniem przygotowanym przez zwyczajnego kucharza, a nie telewizyjnego celebrytę. „Kapusta i cottage pie, kto teraz jada takie rzeczy”, rutynowo odpowiadał Rafael, świadomy, że atmosfera swobody, którą obydwaj tak lubili, jest owocem wzajemnego szacunku i wielkiej miłości.
Prawie zapomniał już, jak piękny był dom Davida w londyńskiej dzielnicy Belgravia, dom o wspaniałych proporcjach, wypełniony drogimi drobiazgami, przywołującymi pamięć o czasach, gdy minimalizm nie stał się jeszcze modnym trendem. Miękkie perskie dywany pokrywały tu podłogi z najlepszego drewna, a pamiątki z zagranicznych podróży stały obok bezcennych rzeźb i innych dzieł sztuki.
– Myślałem, że już przestałeś grać kartą „umierającego starca” – odezwał się spokojnie. – Lekarze dali ci przecież zielone światło i powiedzieli, że jesteś zdrowy jak koń.
– Co oni tam wiedzą!
– Całkiem sporo, biorąc pod uwagę, ile lat poświęcili na naukę i wykonywanie zawodu. Hillman, skoro już o tym mówimy, jest jednym z najlepszych kardiologów na świecie, można więc śmiało przyjąć, że skoro on uznał cię za zdrowego, to raczej nie jesteś już konający.
– No, niby mam się lepiej, to prawda, ale nie masz pojęcia, w jakim stresie żyłem przez ostatnie parę miesięcy.
Uśmiech w jednej chwili zniknął z twarzy Rafaela.
– Chodzi o Freddy’ego? Znowu masz z nim kłopoty? Wystarczy jedno twoje słowo, a zajmę się nim, i to skutecznie.
– Nie możesz. Nie masz nic do powiedzenia w mojej firmie, a groźby nie podziałają. W tej chwili Freddy wie, że nie mam już ani siły, ani ochoty, by często zaglądać do pracy, i dlatego pozwala sobie na rozmaite figle. To mój pasierb, do którego, za sprawą ugody rozwodowej, należy znaczący pakiet akcji firmy, i tyle. Nic nie mogę na to poradzić, ale trzech z moich zaufanych dyrektorów złożyło już rezygnacje. Freddy nie ustaje w zabiegach, by obsadzić zwolnione stanowiska swoimi kumplami. Pięć lat temu miałem jeszcze dość energii, by trzymać chłopaka na krótkiej smyczy, lecz teraz… Cóż, stara gwardia powoli odchodzi, może nawet nie tak znowu powoli. Nieważne, jakoś to będzie, zresztą zaprosiłem cię tutaj w zupełnie innej sprawie.
Rafael milczał. Cisza przeciągała się, aż w końcu David sięgnął do starej skórzanej teczki, leżącej na stoliku obok, i wyjął z niej kopertę. Starszy pan wychylił się do przodu, podał kopertę Rafaelowi i wrócił do poprzedniej pozycji, splatając palce obu dłoni na obfitym brzuchu.
– Co to jest?
– Przeczytaj.
Rafael otworzył kopertę, w której tkwiła jedna kartka. Ze zdumieniem odkrył, że jest to napisany odręcznie list – rzecz naprawdę zaskakująca w epoce, gdy wszyscy porozumiewali się przy pomocy mejli i esemesów. Zdecydowany charakter pisma wskazywał na osobę o silnej woli, lecz dość ozdobne zawijasy podpowiadały, że autorką listu była kobieta.
– Rozumiem, że treść trochę cię zaskoczyła – zauważył David.
– Trochę?! To ci dopiero eufemizm! Kiedy ta bomba wpadła ci w ręce i ile cię to będzie kosztowało?
– Spokojnie, spokojnie, nie wyciągaj pochopnych wniosków, mój drogi. Po pierwsze, musisz wiedzieć, że to absolutna prawda.
Staruszek z westchnieniem zamknął na moment oczy, zaraz jednak podniósł powieki i popatrzył na chrzestnego syna.
– Marię Suarez poznałem ponad dwadzieścia lat temu, kiedy dobiegałem pięćdziesiątki. Ona miała wtedy zaledwie dwadzieścia sześć lat i była najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widziałem. W tamtym czasie znajdowałem się między jednym małżeństwem a drugim, wypłacałem astronomiczne alimenty Fionie i nie miałem najmniejszych złudzeń co do płci przeciwnej. Maria… Nie wiem, jak to możliwe, ale bardzo szybko stała się dla mnie czymś w rodzaju powiewu świeżego powietrza.
– W porządku. – Rafael uniósł dłoń. – Zanim wdasz się w dalsze liryczne wywody na temat pięknych kobiet i powiewów świeżego powietrza, skupmy się na konkretach.
Czuł przemożną potrzebę chronienia Davida, potrzebę, której korzenie tkwiły w okresie, gdy siedzący przed nim mężczyzna był jedyną bezpieczną przystanią w jego burzliwym życiu.
– Ta kobieta, jeśli to faktycznie ona, kontaktuje się z tobą, aby cię poinformować, że masz dziecko po drugiej stronie świata – ciągnął. – Twierdzi, że niedługo umrze i sumienie nie pozwala jej zabrać tej tajemnicy do grobu. Powstaje pytanie, skąd zna twój adres i czy wie, że jesteś bardzo bogaty.
David poruszył się i rzucił chrześniakowi niepewne spojrzenie.
– Jak ją poznałeś? – zapytał Rafael.
Córka, akurat, pomyślał. Dam głowę, że biedna jak mysz. Nie wiadomo nawet, czy osoba, która napisała list, w ogóle jest tą, za którą się podaje. Ta wzruszająca historyjka ma pewnie sporo dziur.
Jeżeli jego ojciec chrzestny był skłonny wierzyć w te bzdury, to Rafaela zadaniem było zapewnić mu wszelką możliwą pomoc. Nie miał najmniejszego zamiaru pozwolić, by David wpadł w szpony następnej poszukiwaczki złota.
– Byłem wtedy w Argentynie – powiedział starszy pan tak nostalgicznym tonem, że Rafael o mały włos nie zazgrzytał zębami z frustracji. – Pojechałem tam na rok, szukając lokalizacji pod budowę moich hoteli w Ameryce Południowej i odpowiedniego podejścia do koncepcji hotelu eco. I wtedy ją spotkałem. Miała kruczoczarne włosy, była słodka i łagodna. Kompletnie straciłem dla niej głowę.
– Ale szczęśliwego zakończenia zabrakło. – Rafael przywołał Davida do rzeczywistości. – Bo jednak wróciłeś do Londynu i ożeniłeś się z Ingrid, wyłącznie po to, by po rozwodzie pozbyć się na jej rzecz sporej części majątku, nie wspominając już o akcjach firmy, którą teraz próbuje przejąć twój pasierb. Tak czy inaczej, nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie: skąd ta kobieta, jeśli to rzeczywiście ona, zna twój adres?
– Mogła bez większego trudu skontaktować się ze mną przez jeden z moich hoteli – odparł David. – Nie zapominajmy też o internecie, drogi chłopcze. Zjawisko zwane prywatnością już dawno przestało istnieć.
– Nieważne. Jesteśmy tutaj, w Londynie, u twego boku jakoś nie widzę żadnej piękności o kruczoczarnych włosach, więc co się stało?
– Musiałem wrócić do domu w pilnej rodzinnej sprawie. Wyjechałem bez uprzedzenia, praktycznie w środku nocy, bo moja matka znalazła się wtedy w szpitalu z ciężkim zawałem. Zostawiłem wiadomość Antoniowi, który był tam moją prawą ręką, prosiłem go, żeby wszystko jej wyjaśnił. Kiedy wróciłem, powiedziała mi, że nasze światy zbyt bardzo się różnią, że nie chce komplikować mi życia, chociaż nigdy nie sugerowałem jej czegoś takiego. Zrozumiałem, że jej uczucie do mnie nie było tak silne jak moje, i że nie była gotowa dać szansy naszemu związkowi. Złamało mi to serce, mój drogi, daję ci słowo.
– Że wasze światy zbyt bardzo się różnią? – powtórzył Rafael. – Hm… A jaki był ten jej świat?
– Pracowała jako pokojówka w hotelu, gdzie mieszkałem, nadzorując prace przy budowie moich własnych. Była miłością mojego życia, bez dwóch zdań, i teraz nagle dostaję ten list z wiadomością, że mam córkę, moje dziecko, krew z krwi…
Rafael milczał. Pokojówka? Czy jego ojciec chrzestny rzeczywiście sądził, że może zawrzeć trwały związek z pokojówką? Oczywiście jakaś tam pokojówka w żadnym razie nie mogłaby okazać się gorsza niż ta wiedźma, którą ostatecznie poślubił, przypominająca Walkirię Szwedka Ingrid. Ta trzy lata po ślubie odeszła z zastrzykiem gotówki oraz prawem własności trzech domów, a raczej rezydencji, oraz grubym pakietem akcji, które w jakiś sposób wydusiła z Davida dla swojego bezużytecznego synalka.
– Myślę, że Maria wróciła do swojego rodzinnego domu, bo właśnie gdzieś tam znajduje się teraz jej córka. Dziewczyna pracuje jako opiekunka do dzieci dla jakiegoś brytyjskiego małżeństwa.
Rafael nadal się nie odzywał, ponieważ nie miał zielonego pojęcia, do czego to wszystko prowadzi.
– Zleciłeś przeprowadzenie badania DNA? – spytał w końcu.
– Wszystko się zgadza, jeśli chodzi o chronologię wydarzeń – szorstko odparł David.
– Nie wierz w to, w co za wszelką cenę chcesz uwierzyć. – Rafael z westchnieniem przeczesał włosy palcami. – Więc jak, skontaktowałeś się z tą kobietą? Albo z jej córką?
– Maria niedawno zmarła. – W oczach Davida zalśniły łzy. – Tyle wiem. Naturalnie zasięgnąłem informacji i mogę się skontaktować z moją córką. Miałem też wystarczająco dużo czasu, by się spokojnie zastanowić, co robić dalej.
– Masz na myśli podróż samolotem do Argentyny? Będziesz musiał poradzić się kardiologa, bo przecież nie chcesz chyba dostać kolejnego zawału. I może wreszcie powiesz mi, po co mnie wezwałeś, co ty na to? Potrzebujesz mnie w roli powiernika czy jakiejś innej?
– Nie mogę lecieć do Argentyny – z namysłem odparł starszy pan. – Ale ty możesz, drogi chłopcze, a nawet musisz. Postaram się, żebyś na tym skorzystał…
Sofia Suarez ze zniecierpliwieniem popatrzyła na wysoką metalową bramę, chroniącą właścicieli tej wspaniałej posiadłości przed ewentualnymi przybłędami, wałęsającymi się po okolicy w poszukiwaniu szczęścia, czyli resztek z pańskiego stołu.
W ekskluzywnej enklawie na obrzeżach Buenos Aires bogacze nieodmiennie dbali o swoją ochronę i niezmiernie rzadko otwierali drzwi przed obcymi. Mieli dość pieniędzy, by wynająć innych do załatwiania spraw, które uważali za niegodne uwagi, i właśnie dlatego Sofia stała teraz przy bramie, czekając na pojawienie się spóźniającego się ogrodnika.
James i Elizabeth Waltersowie wyjechali na narty z dwójką swoich dzieci.
– Nie mam pojęcia, dlaczego musimy się męczyć z tym facetem, skoro wcześniej w zupełności wystarczały nam usługi miejscowej firmy – poskarżył się James przed tygodniem, nieoczekiwanie stając w drzwiach pokoju Sofii. – Mój szef poprosił mnie, żebym dał mu pracę, ponieważ ma jakieś zobowiązania wobec swojego znajomego z Londynu, czy coś tam takiego. Tak czy inaczej, ani Lizzy, ani mnie nie będzie w domu, więc będziesz musiała sama pokazać mu teren.
– Oczywiście, chociaż zgodnie z naszą umową miałam wziąć sobie urlop na czas waszego wyjazdu. – Sofia wzięła głęboki oddech i powoli policzyła do dziesięciu.
James i Elizabeth z wielką satysfakcją dyktowali jej, w jaki sposób powinna wykorzystywać wolny czas, chociaż podpisany przed rokiem kontrakt wyraźnie określał jej godziny pracy. Niestety, nie mogła sobie pozwolić na złożenie wymówienia. Zarabiała naprawdę fantastycznie, dzięki czemu stać ją było na opłacenie internetowego kursu księgowości. Nie było to tanie przedsięwzięcie, a biorąc pod uwagę, że na dodatek starała się w miarę regularnie pomagać ciotce, nie mogła ulegać emocjom. Poważnie zadłużeni ludzie mogą liczyć wyłącznie na własne siły, no i na łut szczęścia w loterii, prawda?
– Byliśmy bardzo wyrozumiali, kiedy w godzinach pracy musiałaś odwiedzać matkę w szpitalu – bez mrugnięcia okiem odparował jej pracodawca. – Więc chyba raczej nie masz powodu do narzekań. Wyjeżdżamy na dwa tygodnie. W tym czasie będziesz mogła do woli kręcić młynka palcami i jeszcze dostaniesz za to pensję, tak?
Ogarnął ją wzrokiem od stóp do głów, w ten typowy dla siebie wyzywający sposób, graniczący z przemocą seksualną.
– Ten gość spędzi tu najwyżej miesiąc – dodał. – Podobno potrzebuje pieniędzy na podróż po Ameryce Południowej. Bóg jeden wie, dlaczego tacy jak on nie mogą poszukać sobie normalnej pracy, ale cóż, nie mam w tej kwestii wyboru.
Sofia zrobiła to, co zwykle, gdy zachowanie Jamesa budziło w niej nieokreślony niepokój, czyli zagryzła zęby i utkwiła wzrok w podłodze, czekając, aż on przestanie się nią interesować.
W końcu po raz dziesiąty przypomniał jej o tysiącu rzeczach, którymi miała się zająć pod ich nieobecność, od sprawy z ogrodnikiem poczynając, na czyszczeniu przysłowiowych sreber kończąc. Nic nie wskazywało na to, by miała szansę kręcić młynka palcami i cierpieć z powodu nudy.
Gorące słońce znikało już za fioletową linią horyzontu, kiedy intercom wreszcie zadzwonił i obcy głos obwieścił przybycie ogrodnika.
– Spóźnił się pan – chłodno oświadczyła Sofia, po angielsku, ponieważ mężczyzna odezwał się do niej właśnie w tym języku. – Od dwóch godzin czekam tu, żeby pokazać panu posiadłość.
Płynnie władała angielskim, a fakt, że jej obecni pracodawcy nie mieli ochoty mówić po hiszpańsku, pomagał jej w zachowaniu tej umiejętności. Na ekranie monitora widziała tylko kontury sylwetki stojącego przed bramą mężczyzny. Zależało jej, by jak najszybciej pozbyć się niechcianego gościa, ponieważ miała do zrobienia sporo ćwiczeń z księgowości.
– Z kim mam przyjemność? – zagadnął.
– Z señoritą Suarez. Mam pokazać panu miejsce pracy, ponieważ państwa Waltersów nie ma teraz w domu.
Nieprzyjemne uczucie niepewności, które na moment ją ogarnęło, szybko ustąpiło miejsca irytacji.
– Wpuści mnie pani?
– Muszę zadać panu kilka pytań potwierdzających tożsamość.
– Dlaczego?
– Słucham?
– Dlaczego? – powtórzył Rafael.
Sofia potoczyła wzrokiem po pełnym drogich mebli pokoju.
– Pan domu jest ostrożny, gdy chodzi o wpuszczanie obcych – oznajmiła słodkim tonem. – Woli, aby należące do niego sprzęty i przedmioty pozostały na swoim miejscu.
– Pan domu nie ma się czego obawiać – odparł Rafael. – Bardzo wątpię, czy chciałbym wejść w posiadanie jakiejkolwiek z będących jego własnością rzeczy.
Podsunął pod oko kamery list, który David wręczył mu przed kilkoma dniami. Szczerze bawiła go myśl o tym, jak będzie jeździł kosiarką po trawniku i przyjmował polecenia od jakiejś nieznanej osoby.
– Proszę uważnie przeczytać tekst i upewnić się, że faktycznie jestem tym, za kogo się podaję. Nazywam się Rafael i przyjechałem zająć się terenami zielonymi wokół tego domu. Nie ucieknę z kosiarką i sekatorem, nie musi się pani obawiać.
– Jest pan Hiszpanem?
– Na to wygląda. Niechże pani wreszcie otworzy bramę, bo mam za sobą piekielną podróż. Jestem spocony, zmęczony i nie mam najmniejszego zamiaru przez następne pół godziny odpowiadać na bezsensowne pytania.
Sofia nie mogła uwierzyć własnym uszom. Przez chwilę szczerze żałowała, że James i jego nadęta żona nie mogą doświadczyć zderzenia z pewnym siebie, aroganckim jak sam szatan wynajętym pracownikiem, który bez wahania mówi to, co myśli.
Niestety, nie było ich tutaj, ponieważ bez wątpienia świetnie bawili się na narciarskich stokach, natomiast ona została, ponieważ nie miała innego wyjścia, jak zwykle. Wcisnęła guzik uruchamiający mechanizm otwierający bramę. Na dźwięk dzwonka otworzyła wejściowe drzwi, wpuszczając do środka zapach trawy, i zamarła.
Stojący przed nią mężczyzna, z ręką uniesioną, by ponaglająco zapukać, był oszałamiająco przystojny. Gwałtownie wypuściła powietrze z płuc, jakby ktoś wymierzył jej mocny cios w splot słoneczny. Cofnęła się o krok, obronnym ruchem zaplatając ręce na piersi, tak jak w chwilach, kiedy jej pracodawca mierzył ją pożądliwym wzrokiem, chociaż tym razem powód był zupełnie inny.
Tym razem jej zachowanie wynikało z nieoczekiwanego podniecenia, które ogarnęło ją w ułamku sekundy, niczym płomień. Nie mogła oderwać wzroku od przybysza, chciała patrzeć na niego i patrzeć, bez końca.
Czarne, odrobinę za długie włosy stanowiły ramę dla twarzy o rysach tak idealnych, że żaden aparat fotograficzny nie byłby w stanie oddać im sprawiedliwości. Ciemnoniebieskie, prawie granatowe oczy ocienione były gęstymi rzęsami, nos wąski, z lekkim garbkiem, usta szerokie i zmysłowe jak wszyscy diabli. Bijąca od niego ognista seksualna energia sprawiła, że serce Sofii natychmiast zabiło mocniej, a w dole brzucha wezbrała gorąca fala.
Ta natychmiastowa reakcja rozwścieczyła ją, ponieważ doskonale wiedziała, że nie może sobie na nią pozwolić. Już jako trzynastolatka zdawała sobie sprawę, co znaczą niechciane wyrazy zainteresowania ze strony przedstawicieli płci przeciwnej. Często musiała odpierać zaloty, a gdy skończyła piętnaście lat, kontakt z żonatym przyjacielem matki uświadomił jej, że uroda, którą obdarzyła ją natura, jest raczej przekleństwem niż błogosławieństwem.