Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Spotkanie w Monte Carlo (ebook)
Zajrzyj do książki

Spotkanie w Monte Carlo (ebook)

ImprintHarlequin
KategoriaEbooki
Liczba stron160
ISBN978-83-276-7397-8
Formatepubmobi
Tytuł oryginalnyThe Italian’s Pregnant Cinderella
TłumaczEwelina Grychtoł
Język oryginałuangielski
EAN9788327673978
Data premiery2021-09-09
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Gdy Julienne Boucher miała szesnaście lat, była zdesperowana zrobić wszystko, by utrzymać siebie i młodszą siostrę. W barze w Monte Carlo trafiła na Cristiana Cassarę. Inny mężczyzna na jego miejscu zapewne próbowałby ją wykorzystać, tymczasem on zaoferował dom, szkołę, a potem pracę. Teraz Julienne jest wiceprezesem międzynarodowej korporacji, a Cristiano jej szefem. Julienne jest w nim zakochana, ale wie, że on nigdy nie zwiąże się z podwładną. Dlatego składa rezygnację i umawia się z nim w tym samym barze co przed laty…

Fragment książki

Znowu Monako.
Cóż za zbieg okoliczności.
Julienne Boucher pracowała na ten moment z uporem i bezwzględną determinacją przez ostatnią dekadę. Logicznym wydawało się, że przekroczy linię mety właśnie tu. W hotelu Grand w Monte Carlo, gdzie po raz pierwszy przybyła dziesięć lat temu.
Żeby się sprzedać.
Jej niebezpiecznie wysokie szpilki stukały o marmurową posadzkę, gdy szła między wazonami wyrafinowanych kompozycji kwiatowych, które przed dziesięciu laty wydały jej się kolorową, egzotyczną dżunglą. Lobby ociekało przepychem tak samo, jak wtedy, ale teraz patrzyła na nie inaczej. Teraz nie była przerażona. Nie umierała ze strachu, że wszyscy na nią patrzą. Nie miała nieodpartego wrażenia, że inni goście wiedzą, po co tu przyszła. Widzą jej wstyd, panikę i ponurą determinację.
Musiała to zrobić. Nie miała innego wyjścia.
Zastanawiała się wtedy, czy źli, okrutni mieszkańcy wioski, z której uciekła wcześniej tego samego dnia, nie mieli przypadkiem racji. Może to prawda, że kobiety Boucherów nadawały się tylko do jednego? A jeśli tak, to czy było to po niej widać? A może to było coś, czego się nie widzi, a raczej czuje... odór moralnej zgnilizny, nie do ukrycia w miejscu, które subtelnie pachniało bogactwem i wyrafinowaniem?
Teraz wiedziała, że gdyby ktokolwiek na nią spojrzał, ujrzałby elegancką, wyrafinowaną kobietę. Teraz nie musiała jej udawać. Teraz była kimś, kto spędza całe życie w hotelach takich, jak ten.
Julienne niemal widziała ducha dawnej siebie, kroczącego u jej boku. Emanującego strachem i samotnością, które odbijały się w błyszczących srebrach, mosiądzach i kryształach.
Tym razem była zdrowa. Dobrze odżywiona i ubrana, a nie bezdomna i bez grosza przy duszy. Nie była już też zdesperowaną szesnastolatką, która zrobiłaby wszystko, żeby uratować swoją młodszą siostrę. Nawet jeśli miała przez to stracić siebie.
Na myśl o Fleurette Julienne zrobiło się cieplej na sercu. Przystanęła tuż przed wejściem do luksusowego baru, który obsługiwał wyłącznie sławnych i bogatych. Coś, czego wtedy się domyślała, a teraz wiedziała na pewno.
Fleurette nie wierzyła w duchy. Ona też dorosła przez te dziesięć lat i nikt nie poznałby w niej tamtego słabego, chorowitego chucherka. Teraz młodsza siostra Julienne była kimś, z kim należało się liczyć. Od odważnych, jaskrawych tatuaży, przez liczne kolczyki, po krótkie kolorowe włosy, Fleurette wyraźnie dawała zrozumienia, że nie boi się nikogo ani niczego.
– Udało ci się – potwierdziła, kiedy Julienne dzwoniła do niej wcześniej tego dnia. Jak zwykle mówiła rozsądnie i rzeczowo. – Sam ostatni kontrakt opiewa na kilka milionów. Myślę, że oboje możemy się zgodzić co do tego, że odwdzięczyłaś się za dobroć tego człowieka. Z nawiązką.
Julienne udała, że się z nią zgadza, ale w rzeczywistości nie była tego taka pewna.
Cristiano je uratował, i to nie w sensie metaforycznym. Przed dziesięciu laty dosłownie uratował im życie, choć równie dobrze mógł przyspieszyć ich upadek lub zupełnie je zignorować. Gdyby nie on, nie przetrwałyby długo na ulicy. Julienne aż zbyt dobrze o tym wiedziała. Ale nie musiały dołączać do przestępczego półświatka, który codziennie pożerał żywcem dziewczęta takie jak one. Ponieważ Cristiano podarował jej i Fleurette zupełnie nowe życie, nie prosząc o nic w zamian. Pozostawił im przy tym pełną wolność co do tego, co zrobią.
Co oznaczało, że odwdzięczenie mu się za jego dobroć na długie lata stało się sensem życia Julienne.
Odnalezienie go nie było proste. W końcu udało jej się ustalić, że co roku przyjeżdża do tego hotelu na kilkudniowy odpoczynek. Szczerze mówiąc, surowy, władczy prezes Cassara Corporation nie wyglądał na człowieka, któremu zdarza się choćby zgarbić, nie wspominając o odpoczywaniu. Julienne pracowała dla niego od prawie dziesięciu lat i nigdy nie widziała nawet uśmiechu na jego chłodnej, zdystansowanej twarzy.
Julienne odetchnęła głęboko i przejrzała się po raz setny w jednym z pozłacanych luster, które ozdabiały prawie każdą powierzchnię, by pokazać bogatym i sławnym to, co najbardziej lubili: siebie samych.
Kolejna rzecz, której nauczyła się przez lata. Ludzie w takich miejscach jak to nie mieli czasu, żeby patrzeć na innych. Byli zbyt zajęci oglądaniem siebie samych.
Poza tym wiedziała, że wygląda perfekcyjnie. By odwdzięczyć się swojemu dobroczyńcy, prawie od początku dbała o nieskazitelny biznesowy wizerunek. On sam nigdy o to nie prosił ani nie dał jej w żaden sposób do zrozumienia, że to zauważył.
Ale ona zbyt dobrze pamiętała, co wydarzyło się w tym hotelu dziesięć lat temu. Pamiętała, jak razem z siostrą uciekły z małego, nienawistnego miasteczka, w którym się urodziły, od mściwych, zdradzieckich krewnych i sąsiadów. Wszyscy oni zdawali się od początku wiedzieć, na kogo wyrosną dziewczynki, i odpowiednio je traktowali.
Julienne wydała ostatnie kilka euro na autobus, którym miały się wydostać z tego miejsca, duszącego się w oparach trwających od pokoleń waśni. Ukradła sukienkę z butiku w galerii handlowej Fontvieille, schowała się w łazience i wystroiła się najlepiej, jak umiała. Sukienka. Tanie szpilki. Wyschnięta szminka po zmarłej matce. Dostatecznie mocny make-up, by zakrył jej wstyd.
Zakradła się do Grand Hotelu, zostawiając Fleurette schowaną w zaułku. Przerażona, że ochrona ją wyrzuci, weszła do tego samego baru, w którym stała teraz. Wtedy była onieśmielona tym miejscem, zwłaszcza błyszczącym, polerowanym drewnianym blatem, który uginał się od grubych portfeli. To przy nim zasiadali ci, których wzięła sobie na cel.
Bogaci mężczyźni.
Którzy, jak wiadomo, chętnie wydawali pieniądze na rozrywki. Którzy żyli w przekonaniu, że wszystko i wszyscy są na sprzedaż. Włączając w to szesnastolatkę, która desperacko potrzebowała pieniędzy.
Julienne nauczyła się tego jeszcze w wiosce. Dobrze pamiętała, jak pewnego dnia zaczepił ją rzeźnik i zaproponował jej parę monet pod warunkiem, że go „uszczęśliwi”. Nie zgodziła się. Nie chodziło nawet o jego zepsute zęby ani zapach krwi, chociaż to też nie pomagało. Julienne dobrze wiedziała, jak kończyły dziewczyny, które słuchały obietnic starszych od siebie mężczyzn w tej wiosce. Ona sama została poczęta w następstwie złych wyborów życiowych swojej matki. Oglądała jej upadek na samo dno. Wyczerpana i wyniszczona, jej matka przypłaciła życiem własną lekkomyślność, zostawiając dwie córki.
Po latach walki o każdy dzień Julienne postanowiła pogodzić się z losem. Jeśli naprawdę nadawała się tylko do jednego, to nie było sensu dłużej z tym walczyć. Ale zrobi to na własnych warunkach, nie w tym miasteczku na zboczu wzgórza, pełnym ludzi, którzy patrzyli na tragedię jej matki i nie kiwnęli palcem, żeby jej pomóc. Postanowiła, że weźmie Fleurette i zabierze ją do Monako, gdzie, staczając się na dno, przynajmniej na chwilę rozbłysną, niczym spadający meteoryt.
Tego wieczoru Julienne w niczym nie przypominała tamtego przerażonego dziecka. Karmelowe błyszczące włosy upięła w kok, który był jednocześnie luźny i elegancki. Nie miała na sobie skradzionej sukienki, której równowartość zostawiła w sklepie lata wcześniej, dołączając list z przeprosinami. Przez te lata Julienne stała się wyrafinowaną bizneswoman. Lubiła ołówkowe spódnice i dotyk prawdziwego jedwabiu na skórze; coś, czego oczekiwano od kobiety pracującej na wysokim stanowisku w międzynarodowej korporacji. Zawsze nosiła szpilki, perłowe kolczyki i wąski złoty zegarek.
To też było zasługą Cristiana Cassary. Dzięki jego pomocy nie tylko stała się najlepszą wersją siebie, ale też miała możliwość spłacić swoje długi. I zmienić swój świat.
Teraz nadszedł czas, by zmieniła go ponownie.
Julienne weszła do eleganckiego baru, pogrążonego w przyjemnym półmroku. Klientela wydawała się składać z tych samych starszych, znudzonych mężczyzn, siedzących przy tych samych stolikach. A potem spojrzała na długą, polerowaną ladę barową i odniosła wrażenie, że to wszystko było zaplanowane.
Ponieważ Cristiano Cassara siedział w tym samym miejscu, co wtedy. Przy barze, otoczony takimi luksusami, że szesnastoletnia Julienne gapiła się na rzędy butelek, jakby to były cenne klejnoty.
Teraz jej serce też biło jak oszalałe, ale nie ze strachu. Przepełniała ją mieszanina triumfu, niecierpliwości i radosnego oczekiwania.
Ruszyła w stronę Cristiana, zdecydowana po latach wysiłków dopiąć swego.
Już dziesięć lat temu Cristiano Cassara był przystojnym mężczyzną, mimo aury niedostępności. Wydawał się wyciosany z tego samego kamienia, co rzeźby zdobiące hotelowy korytarz. Wtedy był stosunkowo młody, ale jako dziedzic czekoladowego imperium Cassarów już posiadał większą fortunę, niż Julienne zdołałaby ogarnąć umysłem. Bogactwo i władza leżały na nim równie perfekcyjnie, jak szyty na miarę garnitur. Otaczający go świat traktował tak, jakby i on należał do niego.
Oczywiście, Julienne wtedy o tym nie wiedziała. Po prostu spojrzała na niego i uznała, że musi być bogaty.
To wszystko zaś było niczym w porównaniu z wrażeniem, jakie robił teraz.
Julienne poświęciła chwilę, by mu się przyjrzeć. Do tej pory widywała go najczęściej na zebraniach zarządu Cassara Corporation, gdzie zawsze miała ważniejsze rzeczy na głowie niż podziwianie męskiej urody swojego szefa. Na wszystkich zebraniach, w których uczestniczyła, Cristiano był rzeczowy, by nie powiedzieć: ponury. Nawet nie próbował wzbudzać sympatii i tak rzadko chwalił podwładnych, że Julienne prawdopodobnie by zemdlała, gdyby usłyszała z jego ust choć słowo aprobaty.
Nigdy jednak nie było jej dane tego sprawdzić.
Dziesięć lat wcześniej Cristiano był bogaty. Teraz był jednym z najbogatszych ludzi na świecie. Julienne wiedziała, że gdyby rozejrzała się dostatecznie uważnie, zauważyłaby cały oddział ochroniarzy. Cristiano Cassara posiadał tak olbrzymi majątek, że większość ludzi nie potrafiłaby go nawet poprawnie odczytać. Za dużo zer.
Za to zauważenie przynajmniej kilku kobiet, obserwujących go głodnym wzrokiem, nie wymagałoby najmniejszego wysiłku. W przeciwieństwie do nich, mężczyźni zerkali na Cristiana z wyraźną niechęcią. Widzieli w nim rywala, zwłaszcza że przyszedł tu bez partnerki.
Zdaniem Julienne był idealny.
Szesnastoletnia Julienne wybrała go z kilku powodów. Po pierwsze, wyglądał na bogatego. Po drugie, siedział najbliżej. Po trzecie, był jedynym klientem baru bez siwych włosów i pokaźnego brzuszka.
Powiedziała sobie, że jeśli naprawdę ma to zrobić, to lepiej będzie wybrać mężczyznę, o którym można by pisać ballady. O ile naprawdę ich nie pisano.
Podeszła do niego. Desperacja ośmieliła ją na tyle, że położyła dłoń na jego ramieniu i czekała, aż podniesie głowę znad drinka.
Kiedy wreszcie na nią spojrzał, jego wzrok parzył.
Mówiono, że jest zbyt surowy. Zbyt intensywny. Niepotrzebnie wrogi i lodowaty jak na człowieka, który produkował słodycze.
Ale Julienne pomyślała, że ma usta poety, nawet jeśli nigdy nie gościł na nich uśmiech. Jego włosy były gęste i czarne, bez śladu siwizny. Wydawał się dużo większy i groźniejszy, niż wskazywałaby na to jego postura. Olbrzym udający zwykłego człowieka, by zwabić nieostrożną ofiarę.
Taką jak szesnastoletnia Julienne. Ale w chwili, kiedy zdała sobie z tego sprawę, było już za późno.
Jej dłoń była na jego ramieniu, a jej serce prawie wyskoczyło z piersi.
– Postawisz mi drinka? – zapytała, ledwo skrywając panikę.
Wiedziała, jak zagadać do mężczyzny. Nauczyła ją tego Anette, jej prosta, naiwna, ciężko doświadczona przez życie matka. Za każdym razem, kiedy Anette wychodziła na ulicę, traciła część siebie. Jakby ktoś drążył ją od środka, zostawiając pustą wydmuszkę.
Zmarła, kiedy Julienne miała czternaście lat. Wiele osób przyjęło jej odejście z ulgą.
Mimo rozpaczliwej sytuacji Julienne nie poddała się. Zamierzała przetrwać. W odróżnieniu od Anette czuła się odpowiedzialna za młodszą siostrę, która miała wówczas zaledwie dziesięć lat. Wolałaby umrzeć, niż pozwolić, by Fleurette spotkał ten sam los, co ich matkę.
Przynajmniej jedna z nich powinna przetrwać bez tej wydrążonej pustki. Przynajmniej jedna.
– Ile masz lat? – zapytał Cristiano po francusku, z lekkim włoskim akcentem. Julienne nie spodziewała się tego pytania. Kto by pomyślał, że mężczyźni zwracają uwagę na takie rzeczy? Doświadczenie mówiło jej coś innego. Zaczerpnęła powietrza, zamierzając skłamać, że ma osiemnaście, choć szesnaście było całkowicie zgodne z prawem. Ale czarne oczy Cristiana błysnęły, jakby wiedział, o czym myśli.
– Nie okłamuj mnie – rozkazał.
– Wystarczająco dużo – odparła, starając się, by jej głos brzmiał ochryple. Gardłowo. Tak chyba powinien brzmieć głos zmysłowej kobiety? – Przekroczyłam wiek przyzwolenia, jeśli o to ci chodzi.
Cristiano wciąż przeszywał ją spojrzeniem. Patrzył nie na nią, ale w nią. Przez całe swoje życie ani wcześniej, ani później Julienne nie czuła się tak odsłonięta. Była pewna, że Cristiano widzi wszystko. Wszystko. Jej przeszłość, jej plany na przyszłość. Fleurette ukrytą w bocznym zaułku, pustkę w portfelu i brzuchu Julienne. To, co była gotowa zrobić, by zmienić ten stan rzeczy.
W tym również to, co zamierzała zrobić z nim.
Co więcej, zdawał się widzieć marzenia i nadzieje, które dawno porzuciła, by ustąpiły miejsca bardziej praktycznym dążeniom. Takim, jak zapewnienie siostrze ciepła i pożywienia.
– Nie sądzę – odparł krótko Cristiano.
A potem odmienił jej życie.
Miała silne déjà vu. Tego wieczoru Cristiano również siedział przy barze z nienapoczętym drinkiem. Bawił się nim, obracał to w jedną, to w drugą stronę, ale nie podnosił go do ust. Teraz Julienne domyślała się, dlaczego. Krążyły plotki, że Cristiano nigdy nie pił, że jego ojciec za mocno kochał alkohol, a za mało żonę i syna. Cristiano przychodził do baru tak, jakby odprawiał rytuał. Nietknięty drink. Trzeźwe czuwanie.
Wciąż miał usta poety, kryjące w sobie obietnicę zmysłowości, której nigdy, przenigdy nie okazał. Nawet na zdjęciach robionych z zaskoczenia przez paparazzi, kiedy nie mógł wiedzieć, że ktoś go obserwuje. Jego twarz była esencją surowego piękna, o kościach policzkowych, które budziły skojarzenia ze świętymi i męczennikami. I te błyszczące, czarne oczy, które wciąż zdawały się palić.
Julienne pamiętała, jakie było w dotyku jego ramię. Cała ta skoncentrowana siła i władza tuż pod jej dłonią.
Teraz nie była już przerażoną nastolatką, gotową sprzedać się temu, kto zaoferuje najwięcej. A jeśli nie będzie chętnych, to temu, kto zaoferuje cokolwiek. Mimo to ten tak długo wyczekiwany moment sprawił, że poczuła pewną tremę.
Położyła swoją błyszczącą od klejnotów wieczorową torebkę na barze i pochyliła się do niego. I choć Cristiano się nie poruszył, od razu wiedziała, że jest świadom jej obecności. Może był jej świadom, zanim jeszcze weszła do baru. Skarciła się w myślach. Miała zbytnią skłonność do traktowania go jak wszechmocnego boga, na co często narzekała Fleurette. Dlatego tego wieczoru zamierzała skupić się na człowieku.
Cristiano zastąpił swojego dziadka na stanowisku prezesa firmy niedługo po ich pierwszym spotkaniu. Krótko po tym Julienne sama zatrudniła się w Cassara Corporation. Z początku pracowała na pół etatu, by móc pogodzić pracę ze szkołą, które Cristiano opłacił jej i Fleurette. Potem, kiedy w wieku osiemnastu lat skończyła naukę, zatrudniła się na najniższym stanowisku i stopniowo pięła się w górę.
To, że była podopieczną Cristiana, nie miało wpływu na jej karierę w firmie. Nikt nigdy o tym nie wspominał i Julienne czasem się zastanawiała, czy ktokolwiek w ogóle wiedział o jego wspaniałomyślności. On sam z pewnością się z nią nie obnosił i pilnował, by nigdy nie widziano ich razem. Umieścił ją i Fleurette w jednym ze swoich domów w Mediolanie i zostawił, by wychowały się same.
Teraz Julienne mieszkała w Nowym Jorku. Kiedy pojawiła się okazja, wywalczyła sobie posadę wiceprezesa amerykańskiej filii Cassara Corporation, na której odpowiadała bezpośrednio przed Cristianem. Jeszcze ciężej walczyła, negocjując kontrakty. Musiały być na tyle lukratywne, by nie tylko odpłaciła się Cristianowi za jego dobroć, ale oddała mu więcej, niż od niego dostały.
Zajęło jej to całe lata.
Teraz Cristiano patrzył na nią tym samym chłodnym, badawczym spojrzeniem, co wtedy. I równie krytycznym.
– Dziękuję panu za przybycie – odezwała się tak uprzejmie, jakby byli na zebraniu zarządu Cassara Corporation.
– Była pani uparta, panno Boucher – odparł z cieniem dezaprobaty, jak gdyby nie mógł uwierzyć, że się ośmieliła. I że udało jej się go namierzyć, mimo wysiłków jego sekretarki.
Julienne uśmiechnęła się, wciąż uprzejma i opanowana.
– Ciekawy zbieg okoliczności, nie uważa pan? Już kiedyś się tu spotkaliśmy.
Wiedziała, że tymi słowami złamała wszystkie niepisane zasady, jakie między nimi obowiązywały.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel