Sprawiedliwy lord Hadleigh (ebook)
Hadleigh, błyskotliwy i bezkompromisowy królewski prokurator, gromadzi dowody przeciwko arystokratom oskarżonym o zdradę stanu. Zawsze opanowany, wierzy tylko niezbitym faktom i dąży do odkrycia prawdy, nawet jeśli nie jest to na rękę jego przełożonym. Po raz pierwszy daje się ponieść emocjom na sali sądowej, podczas procesu lorda Penhursta. Imponuje mu pełna godności postawa Penny, żony oskarżonego. Jako jedyny wierzy, że nie wiedziała nic o poczynaniach męża. Gdy mąż Penny zostaje skazany na karę śmierci, Hadleigh postanawia śledzić jej losy i wspomóc ją w razie potrzeby. Działa w dobrej wierze, ale Penny nie chce litości. Już raz pozwoliła, by mężczyzna decydował za nią, więcej nie popełni tego błędu. Na szczęście Hadleigh wpada na pomysł, jak wybawić ją z kłopotów.
Fragment książki
Codziennie przychodziła na salę sądową. Siedziała samotnie na galerii, blada i wyprostowana, patrzyła prosto przed siebie. Ręce chowała zawsze w fałdach spódnicy. Hadleigh dopiero po tygodniu domyślił się, że w ukryciu skręcała chusteczkę do nosa w mocno zwiniętą spiralę, zdradzając uczucia, których duma nie pozwalała jej pokazać światu.
Wiedział, że miała dziecko, małego synka. Ale nigdy nie zabierała go do sądu – w przeciwieństwie do innych kobiet, które starały się w ten sposób wzbudzić w sędziach współczucie. Nie zdradzała również, czy zauważyła tłumy, które przychodziły napawać się jej tragedią, wytykały ją palcami i gwizdały. Ignorowała także bezwstydnego rysownika, który siadał na wprost niej i szkicował jej podobiznę, zresztą niezbyt udaną, do porannego wydania gazety – ciężar gatunkowy tej sprawy był tak wielki, że interesowała wszystkich. Podobnie jak ta kobieta.
Żona zdrajcy.
Spokojna godność tej kobiety budziła szacunek Hadleigha, ale również wyrzuty sumienia, bo była boleśnie znajoma. Wczorajsze szczere zeznania lady Penhurst wstrząsnęły nim do głębi. Obrona, w rozpaczliwej próbie ocalenia jej męża, wezwała ją w ostatniej chwili na świadka. Niespodziewanie. Po kilku wstępnych pytaniach, na które odpowiadała tak lub nie, adwokaci usunęli się na bok, pozwalając Hadleighowi wziąć ją w krzyżowy ogień pytań.
– Czy oskarżony był dobrym mężem?
Popatrzyła mu w oczy śmiertelnie poważnie.
– Nie. – Hadleigh spodziewał się, że skłamie, ale nie zdradził zaskoczenia. Kobieta przeniosła niepewne spojrzenie na rozwścieczonego mężczyznę na ławie oskarżonych. – Nie był.
– To wymaga wyjaśnień, lady Penhurst. Pod jakim względem oskarżony był złym mężem? – Miał pewne podejrzenia. Więcej niż podejrzenia, prawdę mówiąc, ponieważ dorastał w domu, w którym małżeństwo stało się usankcjonowanym prawnie więzieniem. Jednak jako królewski prokurator miał obowiązek przedstawić sędziom całą prawdę o człowieku siedzącym na ławie oskarżonych, choćby najbardziej nieprzyjemną.
– Stosował przemoc, lordzie Hadleigh. – To samo mówił przyjaciel Hadleigha, Leatham. Przedstawił Penhursta jako człowieka agresywnego, zdeprawowanego, bez serca, obojętnego na cierpienie żony. Lady Penhurst przypominała Hadleighowi inną kobietę, z innych czasów. Tamta również znosiła wszystko ze stoicyzmem, ponieważ nie miała wyboru i nie chciała obarczać go swoimi problemami.
– Bił panią?
Kobieta znowu zerknęła nerwowo na męża, zdawała sobie sprawę, że jeśli Penhurst zostanie uniewinniony, to ona zapłaci za dzisiejszy brak lojalności i żadne prawo go nie powstrzyma. Wyprostowała się i powoli. Hadleigh wiedział, ile kosztował ją ten akt oporu.
– Jeśli miałam szczęście, to tylko raz w tygodniu. – Wskazującym palcem dotknęła lekko skrzywionego grzbietu nosa. – Złamał mi nos. Miałam pęknięte żebro…
– Sprzeciw! – Adwokat oskarżonego zerwał się na równe nogi. – Mój uczony kolega doskonale wie, że to, co się działo między mężem i żoną, nie ma wpływu na obecną sprawę.
– Moim zdaniem ma, Wysoki Sądzie. Dużo mówi o charakterze oskarżonego. – Bo mężczyzna, który traktuje żonę jak worek treningowy, rzadko bywa dobrym człowiekiem. Matka Hadleigha przekonała się o tym na własnej skórze.
– Debatowaliśmy na ten temat wielokrotnie, lordzie Hadleigh, ma pan pełną świadomość, że prawo nie zabrania mężowi dyscyplinowania małżonki. – Sędzia wyraźnie był urażony, że ten temat w ogóle został poruszony, najwyraźniej nie widział nic złego w tym, że mąż mógł pobić żonę do nieprzytomności, w dodatku w majestacie prawa. – Proszę natychmiast przerwać te pytania, odpowiedzi świadka zostaną usunięte z protokołu.
Hadleigh skinął głową, zgrzytając zębami, ale pocieszał się myślą, że choć prawo dotyczące zamężnych kobiet było złe, to przynajmniej udało mu się zasiać w duszach przysięgłych ziarno wątpliwości. Można usunąć zeznania z protokołu, ale one zapuszczają korzenie w umysłach. Kilku przysięgłych wyglądało na przejętych. To musiało wystarczyć.
– Proszę o wybaczenie. – Hadleigh nie starał się nawet, aby zabrzmiało to szczerze. Zwrócił się ponownie w stronę żony oskarżonego. – Lady Penhurst, w trakcie małżeństwa mieszkała pani głównie w Penhurst Hall w Sussex, prawda?
– Tak.
– I sąd ma uwierzyć, że mieszkając tam, nie podejrzewała pani, co działo się w piwnicach? – Mąż lady Penhurst brał udział w wielkiej aferze przemytniczej. Dzięki korzystnemu położeniu jego posiadłości nad morzem mógł bez przeszkód odbierać tysiące galonów szmuglowanej z Francji brandy, za którą płacił bronią. Bronią przeznaczoną dla stronników uwięzionego Napoleona, czekających na powrót swojego przywódcy do władzy.
– Mam oczy, lordzie Hadleigh. I uszy. Zdawałam sobie sprawę, że mąż coś knuje, ale ze wstydem przyznaję, że nie zorientowałam się, o co chodzi, i nie próbowałam się tego dowiedzieć.
– Dlaczego ze wstydem?
– Ponieważ moje życie było łatwiejsze, kiedy nie zadawałam pytań. Trudno żyć z kimś, kto na pytania odpowiada pięścią. – To również Hadleigh znał z własnego doświadczenia. – Teraz żałuję, że nikomu się nie zwierzyłam.
I nagle lady Penhurst z gorączkowym pośpiechem zaczęła opisywać podejrzane zdarzenia, które widziała lub słyszała. Podczas pierwszego przesłuchania, zaraz po aresztowaniu męża, nie śmiała zeznawać przeciwko niemu z obawy przed jego zemstą. Z tego też powodu Hadleigh nie zamierzał powoływać jej na świadka. Żony, nawet najbardziej maltretowane, rzadko zwracały się przeciwko mężom, dlatego jej nagła, obszerna i szczegółowa relacja zaskoczyła go.
Strażnicy w piwnicach, służący śledzący każdy jej ruch i donoszący małżonkowi o jej poczynaniach, tajemnicze wiadomości przychodzące do domu o dziwnych porach i palone przez Penhursta zaraz po przeczytaniu. No i niekończący się strumień pieniędzy, które wydawał bez opamiętania. Najbardziej obciążające były daty. Dni pobytu Penhursta w domu pokrywały się z tymi, w których statki z kontrabandą docierały do wybrzeży Sussex. Krótko mówiąc, były to zeznania o kluczowym znaczeniu, niezwykle szczegółowe i dowodzące ogromnej odwagi.
Lady Penhurst była bardzo dzielną kobietą.
Natychmiast stała się obiektem najbardziej nienawistnych i brutalnych ataków ze strony męża i jego obrońcy. Najlepszym dowodem, jak różnie prawo traktowało mężczyzn i do kobiety, był fakt, że sędzia, który wcześniej upomniał Hadleigha za pytania o brutalność Penhursta wobec żony, zignorował potem protesty Hadleigha przeciwko obrażaniu świadka. Oświadczył z namaszczeniem, że sądowi należą się wyjaśnienia, jakiego rodzaju kobietą jest świadek, zanim da wiarę jej zeznaniom.
Obrzucano ją rozmaitymi kalumniami: oszustka, kurtyzana, zimna i okrutna, pijaczka, wyrodna matka. Jednak nawet w takich momentach lady Penhurst stała wyprostowana, tylko jej zaciśnięte ręce lekko drżały, a na pełnej bólu twarzy malował się bunt. Godność w obliczu pogardy. To również budziło jego podziw.
W końcu Hadleigh znienawidził swój zawód i samego sobie za to, że nie potrafił jej skutecznie obronić, choć nie należało to do jego obowiązków i nie było w jego mocy. Ale to na jego pytania odpowiedziała ze szczegółami, o jakich nawet nie marzył, więc to on naraził ją na te obrzydliwe wyzwiska. Pomogła mu wbić ostatni gwóźdź do trumny męża, nie bacząc na koszt, jaki przyjdzie jej za to zapłacić.
Opuściła miejsce dla świadków z dumnie podniesioną głową, ale z pociemniałymi oczami. Hadleigh czuł, że nie po raz pierwszy została poniżona z powodu swojej płci. Wielokrotnie widywał ten wyraz twarzy u matki, ale udawał, że nic nie dostrzega. Że nic złego się nie stało. Że wszystko będzie dobrze. Och! Gdyby mógł cofnąć czas…
W czasie wystąpienia końcowego Hadleigh nie mógł uwolnić się od poczucia winy i wstydu, ale – o dziwo – te bolesne, dręczące, nieprofesjonalne uczucia sprawiły, że jego mowa oskarżycielska zabrzmiała mocniej niż kiedykolwiek. Może dlatego, że mówił również w imieniu tej kobiety. Chciał, by Penhurst, niezależnie od zdrady, zapłacił również za to, co zrobił tej spokojnej, dumnej kobiecie, która siedziała samotnie na galerii.
Potem członkowie ławy przysięgłych udali się na naradę. Wrócili po niespełna dziesięciu minutach z jednogłośnym orzeczeniem:
Winny.
Winny zdrady stanu.
Twarz lady Penhurst pobladła. Jej błękitne oczy wypełniły się łzami i po raz pierwszy opuściła wzrok, gdy jej wrzeszczącego męża wywlekano z sali rozpraw. Hadleigh miał nadzieję, że lady Punhurst nie pożałuje roli, jaką odegrała w tym procesie. Penhurst był jej mężem i ojcem jej dziecka. Wyrok skazujący jej męża na śmierć położy kres jej cierpieniom, ale też pociągnie za sobą rozmaite konsekwencje i wpłynie na jej los.
Kiedy sędzia ogłosił przerwę, aby zastanowić się nad wymiarem kary, reporter jednego ze skandalizujących pisemek poinformował ją beztrosko, że tytuł i posiadłości jej męża z pewnością przejdą na własność Korony, oczywiście wraz z nieuczciwie zdobytym majątkiem. Hadleigh uważał, że to akt niskiej zemsty, obliczony na wzbudzenie bojaźni wciąż nieznanych wspólników Penhursta. Przypomnienie, czego zdrajca powinien się spodziewać za zbrodnię przeciwko Anglii i królowi. Ale ani maleńki syn Penhursta, ani maltretowana matka tego dziecka nie dopuścili się zdrady, a jednak zapłacą najwyższą cenę. Całe ich życie zostanie przekreślone jednym pociągnięciem pióra.
Cóż, to nie jego sprawa.
Mimo to nie mógł oderwać oczu od siedzącej samotnie kobiety czekającej na ogłoszenie wyroku. Czuł się współwinny jej przyszłych cierpień. Nikt z rodziny nie towarzyszył jej podczas codziennych rozpraw. Nikt z rodziny nie stanął w jej obronie po setkach gazetowych enuncjacji. Wyrzekli się jej? Czyżby chciała przebrnąć przez to wszystko sama? A może naprawdę była sama na świecie? I dlaczego, u licha, przejmował się jej losem? Przecież postawił przed sądem setki kryminalistów, nie myśląc o ich rodzinach, ponieważ przede wszystkim zawsze należało wymierzyć sprawiedliwość.
Udawał, że studiuje leżący przed nim dokument, ale jego wzrok pobiegł ku rękom kobiety. Jak zwykle były ukryte w fałdach sukni. Zauważył, że brązowy kaftan jest za obszerny. Schudła. Ciemne kręgi pod oczami świadczyły o tym, że od aresztowania męża cierpiała na bezsenność. Jak będzie mogła zasnąć po dzisiejszym dniu?
To nie jego problem!
Nie ponosił odpowiedzialności za nią ani za jej dziecko. Jeśli miała odrobinę oleju w głowie, to wyniesie się na drugi koniec kraju i zmieni nazwisko. Może powinien jej to doradzić, kiedy już będzie po wszystkim?
Poczuł na sobie jej spojrzenie, więc udając obojętność, popatrzył jej w oczy. Było w nich coś rozbrajającego i pociągającego. Miał ochotę patrzeć w nie bez końca, jakby w ich szafirowej głębi kryło się coś, czego potrzebował. Szybko odwrócił wzrok.
Nie powinno go dręczyć poczucie winy. Penhurst dopuścił się zdrady. Pozbawił Koronę wpływów z ceł. Był sługusem nieznanego jeszcze przywódcy gangu przemytników, spiskował z własnej i nieprzymuszonej woli z najgorszymi wrogami Anglii i miał krew na rękach. Mnóstwo krwi. Dowody były liczne i jednoznaczne. Hadleigh nie powinien czuć się winny, po prostu dobrze wykonywał swoją robotę.
Więc skąd nagłe poczucie winy? Może przez te błękitne oczy?
– Proszę wstać.
Hadleigh odepchnął to bezsensowne rozważania, wstał wraz z wszystkimi obecnymi i utkwił spojrzenie w sędzim. Kiedy sędzia usiadł i pozostali również zajęli swoje miejsca, wprowadzono oskarżonego. Penhurst wydawał się przerażony, nerwowo przesuwał wzrokiem po sali podczas odczytywania wyroku.
Spojrzenie Hadleiga pobiegło znowu ku tej kobiecie, poszarzałej na twarzy, o pięknych oczach pełnych emocji. Serce ścisnęło mu się boleśnie. Zastanawiał się, o czym myślała i co się z nią, na Boga, stanie. Bez męża. Bez domu. Bez pieniędzy. Bez najmniejszej winy.
Do licha z profesjonalnym dystansem! Postanowił, że po zakończeniu procesu zaoferuje jej pomoc. Odwiezie ją do domu. Da jej pieniądze. Szansę na rozpoczęcie nowego życia. Coś – cokolwiek – żeby uspokoić sumienie.
– Williamie Henry Ashleyu, dawniej wicehrabio Penhurst i baronie Scarsdale, sąd skazuje cię na powrót do więzienia, z którego przybyłeś, a stamtąd na miejsce egzekucji, gdzie zostaniesz powieszony. Twoje ciało zostanie pogrzebane na terenie więzienia. I oby Pan zlitował się nad twoją duszą.
– Nie! – Penhurst wyrwał się strażnikom, przeskoczył przez barierkę i zacisnął palce na todze Hadleigha, który instynktownie wysunął się naprzód, aby go zatrzymać. – Powiem wam wszystko, co wiem. Wszystko! – Na twarzy wicehrabiego malowało się zwierzęce przerażenie. – Pan może wnieść apelację! Złagodzić wyrok! Zamienić śmierć na zesłanie. Albo więzienie. Albo chłostę. Co tylko uzna pan za stosowne, z pewnością będę bardziej użyteczny żywy niż martwy.
Ludzie na galerii zerwali się z miejsc i podbiegli do barierki, żeby mieć lepszy widok. Trzeba było dwóch urzędników sądowych, czterech mężczyzn i kilku minut, żeby opanować spanikowanego Penhursta i wywlec kopiącego i wyjącego wicehrabiego z sądu. W końcu przywrócono jednak porządek. Ale wtedy miejsce żony oskarżonego było już puste. Została po niej tylko chusteczka leżąca na podłodze, kompletnie zniszczona, skręcona w spiralę i mokra od łez.
***
Cheapside, pięć miesięcy później.
– Myli się pan, panie Palmer. Zapewniam, że nie uregulowałam jeszcze rachunku. Przyjechałam dzisiaj specjalnie, żeby panu zapłacić. – Penny ponownie podsunęła sklepikarzowi pieniądze, które kilka minut temu dostała od właściciela lombardu za jadeitową broszkę matki.
Sklepikarz uśmiechnął się uprzejmie, ale nie wyciągnął ręki po pieniądze.
– Wszystko zapłacone, pani Henley. Co do joty. – Odwrócił w jej stronę księgę rachunkową i wskazał palcem rozliczenie. – Nie ma pomyłki, zapewniam panią. – Pobiegł wzrokiem ku klientce oglądającej rolki wstążek w rogu sklepu. – Jeśli to wszystko, pani Henley, to zajmę się innymi klientami.
– Ale ja panu nie zapłaciłam, panie Palmer!
– Ktoś zapłacił, nie mogę dwukrotnie przyjmować pieniędzy za to samo. To nie byłoby uczciwe, a ja szczycę się swoją uczciwością. Niech pani wyda te pieniądze na swojego synka. Pozwolę sobie zauważyć, że mali chłopcy zawsze czegoś potrzebują. – Stanowczym ruchem zamknął księgę rachunkową. – Czy mogę jeszcze czymś służyć, pani Henley?
Palmer nie wyglądał na głupca, ale niewątpliwie był uparty i zbyt dumny, żeby przyznać się do błędu. Może jego żona okaże się bardziej przystępna?
– Proszę przekazać moje pozdrowienia pani Palmer. Miałam nadzieję zobaczyć się z nią dzisiaj. – Penny zerknęła ponad jego ramieniem na zaplecze. Żona sklepikarza była osobą skrupulatną i z pewnością znajdzie sposób, aby łagodnie sprostować oczywistą pomyłkę małżonka.
– Niestety wyjechała odwiedzić naszą córkę i wnuczęta. Przekażę jej pani pozdrowienia w przyszłym tygodniu.
Penny nie miała ochoty dłużej spierać się z nim przy świadkach, więc pożegnała się i szybkim krokiem ruszyła King Street do domu pana Cohena, od którego wynajmowała mieszkanie, żeby zapłacić czynsz na przyszły miesiąc. Okazało się, że czynsz również został już opłacony. W przeciwieństwie do pogodnego sklepikarza, pan Cohen był ponurym jegomościem, który nie lubił tracić czasu na bezowocną gadaninę.
– Powiedziałem, że czynsz został już opłacony, pani Henley. Za pełnych dwanaście miesięcy!
– Ależ to niemożliwe! Nie zapłaciłam panu. – To nie mógł być zbieg okoliczności. Penny zacisnęła zęby. – Kto opłacił czynsz?
– Tego nie mogę powiedzieć. I nie powiem, choć wcale mi się to nie podoba. Pani dobroczyńca pragnie pozostać anonimowy.
– Dobroczyńca?
Stary człowiek skrzywił się i potrząsnął głową. Jego załzawione oczy zapłonęły oskarżycielsko.
– Tak go nazywam, pani Henley, ponieważ zapewnił mnie, że nie jest pani kochasiem, a ja wolę dobrze myśleć o swoich najemcach, nawet tych opowiadających niewiarygodne historie.
– Kochasiem? – Penny nie ukrywała oburzenia. – Zapewniam pana… – Starzec przerwał jej niegrzecznie, unosząc dłoń.
– A ja zapewniam panią, że wyrzucę panią na pierwszy sygnał, że nim jest. Nie będę tolerować skandali w żadnym z moich lokali, pani Henley… jeśli naprawdę pani jest lub była zamężna. Gdyby nie ręczył za panią osobiście pan Leatham, nigdy nie wynająłbym pani mieszkania. Ciekaw jestem, co miałby do powiedzenia na temat tego dziwnego jegomościa, który zapłacił za panią roczny czynsz?
To rzeczywiście ciekawe. Seb Leatham był człowiekiem skrytym i małomównym, wolał wtapiać się w tło i działać zza pleców innych. Ale na prośbę Clarissy gotów był chodzić po rozżarzonych węglach.
Nagle zrodziło się w niej podejrzenie. Nie minęła jeszcze doba od jej kłótni z Clarissą, jedyną przyjaciółką, jaka jej została i żoną Seba Leathama. Pokłóciły się, gdy Penny wspomniała o podjęciu pracy guwernantki lub gospodyni, żeby związać koniec z końcem, co niezwykle oburzyło Clarissę. Przyjaciółka miała na ten temat bardzo dużo do powiedzenia, ale w końcu dała za wygraną. Oświadczyła, że szanuje decyzję Penny, choć się z nią nie zgadza. A następnego dnia czynsz i domowe rachunki zostały opłacone przez tajemniczego dobroczyńcę. Dzięki czemu przyjaciółka mogła mieć ją na oku i pilnować, żeby Penny nie musiała brudzić sobie rąk pracą.