Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Szaleństwo jednej nocy / Seks z przyjacielem
Zajrzyj do książki

Szaleństwo jednej nocy / Seks z przyjacielem

ImprintHarlequin
Liczba stron320
ISBN978-83-291-1314-4
Wysokość170
Szerokość107
EAN9788329113144
Tytuł oryginalnyThe Trouble with Little SecretsSuddenly Expecting
TłumaczGrażyna WoydaEdyta Tomczyk
Język oryginałuangielski
Data premiery2024-10-03
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Szaleństwo jednej nocy" oraz "Seks z przyjacielem", dwa nowe romanse Harlequin z cyklu HQN GORĄCY ROMANS DUO.

Peyton odwiedza wraz z synkiem rodzinne Hatfield. Spotyka tam miliardera Jacka Granthama, który nie wie, że jest ojcem jej dziecka. Dwa lata temu przeżyła z Jackiem pełną namiętności noc. Teraz zapragnęła ją powtórzyć, zapomnieć o tym, że jest samotną matką i stać się atrakcyjną seksowną kobietą. Wiedziała, że Jack nadal jej pragnie, ale nie wierzy w miłość i nie obieca jej związku. Ale wierzy w pożądanie…

Kat Jackson, dziewczyna z bogatego domu, nieustannie trafia na pierwsze strony gazet. Ojciec robi jej wtedy awantury, a wspiera ją Marco Corelli, kochający wolność flirciarz. Od czasów szkoły średniej Kat i Marco są przyjaciółmi na śmierć i życie, ale... pewnej nocy po kilku drinkach lądują w łóżku. Kat boi się, że straci najlepszego przyjaciela...

 

Fragment książki

Ja, Lady Avangelina Forrester-Grantham, bywałam już w trudnych sytuacjach, choć nigdy tak trudnych jak obecna. Jeśli jednak moje wnuki będą nadal traktować mnie jak idiotkę, sprawię im przykrą niespodziankę. Wiem równie dużo jak oni. Zapewne więcej.

Jack Grantham był wściekły na swojego brata.
Zdarzało mu się to już wcześniej, bo obaj mieli silne osobowości i skłonność do uporu, więc często dochodziło między nimi do sporów, ale obecny kryzys nadawał ich stosunkom nowy wymiar.
Jack szalał z oburzenia i wcale nie był pewny, czy będzie w stanie na nowo nawiązać przyjazne relacje ze swoim bratem, a zarazem wspólnikiem. W tej chwili marzył tylko o tym, by nigdy więcej go nie widzieć.
Dotknął czołem chłodnej szyby okna swojego gabinetu, z którego rozciągał się niewiarygodny widok na Central Park. Od tygodnia dokuczał mu uporczywy ból głowy.
Usłyszał głośne pukanie do uchylonych drzwi, ale nie zadał sobie nawet trudu, żeby spojrzeć w ich kierunku.
- Odejdź, Fox. Jeszcze nie dojrzałem do tego, żeby z tobą rozmawiać. Nie jestem pewny, czy to się kiedykolwiek zmieni.
- Przemawiasz do niewłaściwego brata.
Jack odwrócił się i mimo woli wykrzywił twarz w uśmiechu.
Merrick Knowles dorastał wraz z nim, jego kuzynem Sorenem i jego dwoma braćmi, Malcolmem i Foxem, w posiadłości o nazwie Calcott Manor. Kiedy Jack miał osiem lat, rodzice jego i Sorena zginęli w katastrofie lotniczej. Ich babka, Avangeline, właścicielka hoteli dla miliarderów i luksusowych restauracji, sprzedała swoje imperium i postanowiła wychować czterech chłopców w wieku poniżej jedenastu lat w swojej ogromnej posiadłości położonej niedaleko miasteczka Hatfield w stanie Connecticut.
W realizacji tego planu pomogła jej ukochana przyjaciółka i pomoc domowa, Jacinta Knowles, która również przeniosła się do Calcott Manor, zabierając z sobą ośmioletniego syna imieniem Merrick. Jack zawsze traktował go jak brata, a zarazem najlepszego przyjaciela.
Merrick podszedł do stojącego w rogu gabinetu ekspresu, ustawił na właściwych miejscach dwie filiżanki i nacisnął guzik z napisem „Espresso”. Potem podszedł do Jacka, który przyjął z jego rąk gorącą kawę, choć była to już szósta, jaką pił tego ranka. Podobnie jak poprzedniczki, nie uśmierzyła jednak jego złości. Czuł się oszukany, wręcz zdradzony i nie mógł uwierzyć w to, że przyczyną tego stanu rzeczy jest jego niewiele starszy brat.
- Chyba wiesz, że Fox po prostu próbował cię chronić – powiedział Merrick, siadając wygodnie na kanapie i wyciągając długie nogi.
Wszyscy czterej byli wysocy, ale on mierzył niemal dwa metry i mógł patrzeć na pozostałych z góry.
- Mam trzydzieści trzy lata i nie potrzebuję niczyjej ochrony – warknął Jack, opadając na skórzany fotel.
Przed tygodniem, kiedy Fox zaprosił go wraz z Sorenem i Merrickiem na kolację do swojego apartamentu zajmującego spory segment eleganckiego hotelu, Jack był pewny, że Fox pragnie zdać im sprawę z krótkiego pobytu w Calcott Manor, podczas którego miał przekonać ich nieprzewidywalną babkę do napisania testamentu.
Avangeline przekroczyła już osiemdziesiątkę, a jej zasoby finansowe były wyższe niż budżet niejednego egzotycznego państwa. Gdyby zmarła, nie spisawszy swej ostatniej woli, spadkobiercy byliby skazani na wieloletnie zmagania z amerykańską i międzynarodową biurokracją. Jack miał więc nadzieję, że Fox będzie w stanie wyjaśnić braciom przyczyny jej bezsensownego uporu.
Liczył też na to, że dowie się od Foxa, dlaczego Alyson Garwood, która korzystała z gościnności Avangeline, a po śmierci ich brata została biorczynią jego wątroby, nadal mieszka w Calcott Manor.
Dlaczego ta wybitna prawniczka, specjalizująca się w problemach dotyczących mediów społecznościowych, zawiesiła na kołku swą karierę i osiadła w rezydencji przyjaciółki? Czyżby liczyła na to, że zdoła nakłonić Avangeline do przekazania jej części praw do majątku lub odpowiednio wysokiej sumy?
Ale Fox, zamiast udzielić odpowiedzi na te pytania, wstrząsnął jego światem. Podczas pobytu w Calcott Manor odkrył, że ich babka jest szantażowana przez kogoś, kto grozi ujawnieniem tożsamości jej wieloletniego kochanka, a co gorsza, rzuci cień na jego ukochanych, wręcz uwielbianych rodziców, informując opinię publiczną o tym, że korzystali oni z usług należącego do nich przybytku rozrywek erotycznych.
Jack był wstrząśnięty wiadomością o osobliwych upodobaniach rodziców, a jeszcze bardziej poruszyła go świadomość, że Fox ukrywał przed nim tę informację przez tak wiele lat.
Merrick postawił filiżankę na stoliku i wychylił się do przodu, opierając łokcie na kolanach.
- Jack, odkąd pamiętam zawsze idealizowałeś rodziców. W twoich wyobrażeniach zawsze byli parą nieskazitelnych idoli. Niedoścignionym wzorem postępowania.
- Było to monstrualne kłamstwo, a Fox dobrze o tym wiedział, ale pozwolił mi wierzyć w ich nieskazitelność.
- Więc w gruncie rzeczy o co jesteś wściekły? Czy o to, że twoi rodzice mieli niekonwencjonalny stosunek do seksu, czy o to, że nie byli doskonali?
- Jestem wściekły o to, że Fox mi o tym nie powiedział! – zawołał Jack.
- Jasne, i masz do tego prawo, ale ja rozumiem jego motywy. Ty zawsze byłeś obsesyjnie skrupulatnym strażnikiem ich pamięci. Zawsze zależało ci na tym, żeby przeszli oni do historii jako idealna para małżeńska, para kochających się bezgranicznie ludzi sukcesu.
- Bzdura!
- Braciszku, kilka lat temu pozwałeś do sądu gazetę za drobną notatkę sugerującą mgliście, że twój ojciec wykorzystał swoje kontakty polityczne, aby zdobyć rządowe zamówienie.
- Ale nie wygrałem.
- Ogłosiłeś sprostowanie, kiedy Vance Kane wspomniał w skandalizujących pamiętnikach o swoim romansie z piękną przedstawicielką elity towarzyskiej wschodniego wybrzeża przypominającą twoją matkę. Uparcie twierdziłeś, że twoi rodzice byli idealni i nieziemsko szczęśliwi, i rozpętałeś burzę wokół plotki, na którą nikt nie zwróciłby uwagi, gdyby nie twoja interwencja. Opinia rodziców jest dla ciebie świętością, a ja zawsze zastanawiałem się, dlaczego wyzwala ona w tobie tak silne emocje.
Jack zerknął na pustą filiżankę, przypominając sobie ostatnią rozmowę, jaką odbył z ojcem w dniu jego śmierci. Zdobył się wtedy na odwagę i pokazał mu swoje świadectwo, mieszaninę ocen celujących i bardzo dobrych. Ten zaś spojrzał na dokument chłodnym wzrokiem i zadał mu pytanie złożone z siedmiu słów, które miały mu towarzyszyć przez całe życie.
- Czy to wszystko, na co cię stać?
Nie potrafił odpowiedzieć twierdząco ani wtedy, ani kiedykolwiek później. Zdawał sobie sprawę, że zawsze mógł pracować ciężej, wkładać w swoje działania więcej wysiłku i pomysłowości.
Uważał rodziców za doskonałych i robił co mógł, aby im dorównać. Właśnie dlatego informacje uzyskane od Foxa tak bardzo nim wstrząsnęły. Miał wrażenie, że naruszyły one opokę jego przekonań i podważyły wiarę w sens istnienia.
I wzbudziły w nim wściekły gniew.
Merrick dopił kawę i rozsiadł się wygodnie, zakładając nogę na nogę.
- Musisz przejść nad tą sprawą do porządku dziennego, Jack, i wybaczyć Foxowi. On usiłował cię chronić. Nie po to przeżyliście śmierć rodziców, a potem Malcolma, żeby ta sprawa mogła was skłonić do zerwania stosunków.
- Zrzucasz winę na niewłaściwego człowieka – mruknął Jack. – To nie ja ukrywałem przed bratem ważne informacje o rodzicach.
- Ale to ty wyniosłeś ich na piedestał i nie pozwalałeś nawet na cień krytyki pod ich adresem. To ty organizowałeś imprezy charytatywne poświęcone ich pamięci i ty dostajesz szału, kiedy przeczytasz lub usłyszysz jakąś uwagę podważającą twój wyidealizowany obraz swojej rodziny. Przecież możesz ich nadal kochać, przyznając, że mieli pewne słabostki.
- Erotyczny klub to coś więcej niż słabostka! – zawołał Jack. – Ta wiadomość była dla mnie jak grom z jasnego nieba.
- Jasne – przyznał Merrick. – Ale przecież żyjesz już wystarczająco długo, aby wiedzieć, że niektórzy ludzie lubią od czasu do czasu zakosztować zakazanego owocu.
- Mogę się z tym pogodzić, ale szokuje mnie, że zatrudniali bardzo młodych, zaledwie pełnoletnich pracowników seksualnych. I to, że matka spotykała się w internecie z członkami podejrzanej grupy internautów i chciała – do jasnej cholery – wprowadzić ich do grona swoich znajomych. To było szaleństwo. I to głupie. A przecież moi rodzice nie byli idiotami.
- A czy nie zdumiała cię wiadomość, że oni się nienawidzili i byli o krok od rozwodu?
Jack poczuł ukłucie bólu. Zawsze był przekonany, że jego rodzice są najszczęśliwszą parą na świecie.
- To mi uświadomiło, że nie wolno ufać pozorom, bo ludzie są potwornie zakłamani.
- Masz rację – przyznał Merrick. – Nawet najbardziej pomnikowym postaciom zdarzają się odstępstwa od zasad. – Spojrzał na Jacka i zmarszczył brwi. – Tylko uważaj, żebyś nie zabił posłańca, który przynosi złe wieści. Wiele już straciłeś. Nie możesz sobie pozwolić na utratę kolejnej bliskiej osoby.
Jack wiedział, że Merrick ma rację, ale nie potrafił opanować gniewu.
- Potrzebuję trochę czasu, żeby poukładać sobie w głowie wszystko, co się wydarzyło – mruknął spokojniejszym tonem.
- Zrób to jak najprędzej. Nie zdążyliśmy jeszcze porozmawiać o tym, kto szantażuje Avangeline.
Jack zdobył się na posępny jęk. Nie zapomniał wcale o tej sprawie, tylko po prostu zepchnął ją chwilowo na boczny tor. Wziął do ręki notatnik i zapisał w nim kilka uwag.

„Avangeline ma od dawna kochanka, z którym porozumiewa się przy pomocy zaszyfrowanych kartek pocztowych.
Żaden z członków rodziny nie zna tożsamości tego człowieka.
Dlaczego ten fakt stanowi podstawę do szantażu? Dlaczego może ją zmusić do zmiany testamentu?
Wpłaciła już miliony w kryptowalutach na jakieś tajne konto i odmawia oddania tej sprawy w ręce policji.
Szantażysta dał jej sześć tygodni na napisanie nowego testamentu i uwierzytelnienie go przez notariusza.
Avangeline – dzięki Bogu – nie wie o istnieniu tajnego seksklubu.
W tej całej sprawie jest zbyt wiele tajemnic!”.

Podsunął tę listę Merrickowi, który przeczytał ją i kiwnął potakująco głową, a potem sięgnął po pióro i dopisał do niej jedno zdanie:

„Dlaczego Aly Garwood nadal siedzi w Calcott Manor i czego do diabła chce?”.

- Ona utrzymuje, że odziedziczyła po Malcolmie niektóre wspomnienia i koncepcje, gusta i nawyki – oznajmił Jack. – Chyba nie wierzysz w te bzdury?
- Oczywiście, że nie – odparł Merrick, wzruszając ramionami. – Ale wierzą w nie Soren i Fox.
- Miłość odebrała im zdolność logicznego myślenia – jęknął Jack, czując, że jego ból głowy się nasila.
- Musisz się wybrać do Calcott Manor i rozplątać tę łamigłówkę.
- Czyż nie miał się tym zająć Fox? – spytał Jack z ironią.
- Fox, o czym wiedziałbyś, gdybyś zechciał z nim porozmawiać, poleciał do Malezji, żeby się naradzić z grupą nowych księgowych odpowiedzialnych za tę sferę naszej działalności. Ru, jego narzeczona, ma się z nim spotkać w Kuala Lumpur.
- Jeśli wyjadę, nasza główna kwatera zostanie pozbawiona jedynej osoby mogącej podejmować ważne decyzje – stwierdził Jack, rozpaczliwie szukając pretekstu mającego mu uniemożliwić wyprawę do Hatfield.
- Przecież będziesz mógł tam funkcjonować równie sprawnie jak w naszej głównej kwaterze. Zatrudniasz znakomitych menedżerów, Jack, więc wykorzystaj ich wiedzę i uzdolnienia. Oni będą zadowoleni, jeśli pozwolisz im odetchnąć od swojej perfekcjonistycznej pedanterii.
Jack chciał zaprotestować, ale uświadomił sobie, że Merrick ma rację. Stawiał swoim podwładnym wysokie wymagania, ale sam pracował równie ciężko jak oni, bo przecież zmierzał do doskonałości.
Chyba właśnie dlatego uchodził – podobnie jak kiedyś jego ojciec – za jednego z najzdolniejszych biznesmenów swojego pokolenia.
Nie miał ochoty opuszczać luksusowego hotelu, który zaprojektował Malcolm, a zbudował Fox, ale głównym motywem jego oporów była obawa przed dłuższym pobytem w domu dzieciństwa.
W Calcott Manor najsilniej odczuwał nie tylko brak rodziców, lecz również tęsknotę za pewną rudowłosą niebieskooką kobietą.
Peyton Caron miała poślubić Malcolma, ale kilka tygodni przed jego śmiercią ich zaręczyny zostały zerwane. Jack do tej pory miał wątpliwości, czy przesypiając się z byłą narzeczoną nieżyjącego już brata, złamał zasady lojalności.
A w dodatku zdawał sobie sprawę, że nikt, nawet Merrick, nie udzieli mu odpowiedzi na to pytanie. Wiedział jednak dobrze, że trwający jedną noc romans z Peyton był najbardziej pamiętną przygodą erotyczną w jego życiu.
Gdy przebywał w Hatfield, wspomnienia o tym wydarzeniu prześladowały go ze zdwojoną siłą. Właśnie dlatego odwiedzał to miejsce najrzadziej, jak mógł.
- Skoro Fox utknął w Malezji, ktoś musi wszcząć dochodzenie prowadzące do ustalenia, kto i dlaczego szantażuje Avangeline – mruknął Merrick. – Ja nie mogę się tym zająć, bo w tym tygodniu otwieram restaurację w Cancún, a kilka dni później następną, tym razem w Seattle. Soren i Fox odbyli już obowiązkowe wizyty u babki, więc teraz nadeszła twoja kolej. Powiedz mi tylko, kiedy mógłbyś się tam wybrać.
Jack spojrzał na ciemny ekran komputera i zdał sobie sprawę, że od dwóch dni nie posunął się ani o krok naprzód w sprawach dotyczących rodzinnej firmy. A potem doszedł do wniosku, że jeśli ma tracić czas, może to równie dobrze robić w Calcott Manor.
- Wezmę samochód i przed lunchem tam pojadę.
Merrick zatarł ręce z zadowoleniem i wstał.
- Znakomicie – oznajmił z uśmiechem. – W takim razie nie mam tu już nic do roboty.
W połowie drogi do drzwi zatrzymał się i spojrzał na Jacka podejrzliwie.
- Tylko na miłość boską nie pójdź w ślady Sorena czy Foxa i nie zakochaj się w jakiejś dziewczynie. Jeśli zostanę jedynym singlem w tej rodzinie, mama zadręczy mnie na śmierć.
Jack potrząsnął głową.
Zdawał sobie sprawę, że Jacinta, jego macocha, nie będzie próbowała nakłaniać go do małżeństwa. Od dawna dawał całej rodzinie do zrozumienia, że nie interesują go żadne trwałe związki.
Wiedział, co to jest pożądanie, ale nie wierzył w miłość.
Miłość nie istnieje.

Fragment książki

Ponad dwa miesiące temu Katerina Jackson spędziła noc ze swym najlepszym przyjacielem, co okazało się dla niej doświadczeniem wstrząsającym.
Właśnie jechała szosą Captain Cook, gdy tuż przed zjazdem do Cairns przed jej oczami ukazał się obraz faceta: był półnagi i uwodzicielsko się uśmiechał.
Zahamowała instynktownie, dzięki czemu nie wpadła na jadący przed nią samochód, który właśnie zatrzymał się na czerwonych światłach. Ciepło, które czuła na policzkach, rozlało się po całym ciele. Jeszcze raz zerknęła na dobrze znany billboard z Markiem Corellim, cudownym dzieckiem pierwszej ligi francuskiej i najlepszym strzelcem w historii marsylskiego klubu. Nie był całkiem nagi, ale skąpe, nisko wycięte slipy Skins i podpis: „Przyjdź i dotknij mojej skóry”, nie zostawiały zbyt wielkiego pola dla wyobraźni.
Jednak to nie naprężone bicepsy, widoczne mięśnie pośrodku brzucha i te boczne schodzące poniżej pasa wprawiały jej serce w szybsze bicie. Powodem był czarujący uśmiech, który zdawał się mówić: „Przyjdź, żebym mógł się z tobą zabawić”, wysunięta dolna warga i bezwstydna obietnica malująca się w ciemnych zmysłowych oczach.
Zdjęcie świetnie oddawało jego hipnotyczny urok i zniewalające spojrzenie rzucane spod burzy czarnych włosów. Niesforny kosmyk opadający na czoło i policzek tylko dodawał mu uroku.
Od ponad dwóch miesięcy codziennie rano musiała przejeżdżać koło tego cholernego billboardu i widzieć wymowny wzrok faceta, który zdawał się pamiętać każdy szczegół tamtej nocy.
Popatrzyła z powrotem na drogę i tylne światła samochodów. Boże, ale jestem głupia, pomyślała. To przecież Marco, przyjaciel od czasów szkoły średniej. Była jego najlepszą kumpelką, powiernicą sekretów, współuczestniczką zbrodni i towarzyszką na oficjalnych imprezach.
Marc, dawna gwiazda futbolu, a obecnie komentator sportowy i reklamujący bieliznę uwodziciel, chodził z tabunami dziewczyn, w tym także z jej szefową. Przypomniała sobie rozmowy prowadzone z Grace na temat Marca, które urwały się jakiś czas przed ową pamiętną nocą. Wyglądało na to, że przynajmniej jeden problem spadł jej z głowy. Wystarczy jeszcze uporać się z dwoma pozostałymi: seks z najlepszym przyjacielem i tak zwana wpadka.
Z uczuciem bólu zjechała na parking należący do Channel Five, chwyciła torebkę i ruszyła w kierunku studia. Gdy znalazła się w swoim gabinecie, sprawdziła telefon. Cztery nieodebrane połączenia, jedno od Connora, trzy od Marca oraz wiadomość od tego drugiego: „Wróciłem, musimy pogadać. Drink na łodzi? M”. Westchnęła i odpisała: „Sorry, jestem zawalona pracą. Nadciąga cyklon, ale chyba o tym wiesz. K”.
Po wysłaniu esemesa przejrzała wiadomości, jakie wymienili z sobą przez ostatnie dwa miesiące – bolesne świadectwo jej wewnętrznych rozterek. „Miłej podróży do Francji”. „Nie znoszę tak wyjeżdżać, powinniśmy porozmawiać o ostatniej nocy”. „Nie ma o czym. Alkohol plus głupota. Zapomnijmy o tym, co się stało, okej?”. „Czy na pewno ci to odpowiada?”. „Całkowicie. Usuwam to z pamięci. Trzy, dwa, jeden...”. „Oookej, do zobaczenia za kilka tygodni”.
I to tyle. W czasie jego wyjazdów służbowych nie mieli z sobą kontaktu telefonicznego, choć zawsze przesyłał jej kilka zdjęć z miejsc, w których się znajdował. Teraz jednak wrócił i chciał jak zwykle pogadać przy drinku, a ona nie miała pojęcia, jak się zachować.
– Nie możesz bez końca go unikać – stwierdził Connor, gdy do niego po chwili oddzwoniła.
– No cóż, spróbuję.
– Nie bądź śmieszna. Ma prawo wiedzieć.
Kat oparła się o biurko i westchnęła.
– Jakoś nie słyszę aprobaty w twoim głosie.
– To nieprawda. Jestem jedną z niewielu osób, które wiedzą, przez co od kilku lat przechodzisz. Mimo to Marco ma prawo wiedzieć.
Takiej bezpośredniości mogła się po Connorze spodziewać.
Marco, Connor, Kat i Luke, czyli Wspaniała Czwórka ze szkoły. Różne osoby i temperamenty, ale „zgrane jako grupa”, jak to kiedyś ujął Marco. On był pewnym siebie czarusiem, jego kuzyn Luke – typowym złym chłopcem, zawsze wpadającym w tarapaty. Connor – spokojny, poważny i niezwykle przystojny – był jej powiernikiem, który zawsze mówił prawdę, nie owijając niczego w bawełnę. Czasem jego rzeczowość porażała, choć to właśnie dzięki niej stał się odnoszącym sukcesy biznesmenem. Pilnie strzegł swego prywatnego życia, a ona była wdzięczna, że z biegiem lat została do niego dopuszczona.
– Nie mogę tak po prostu mu tego zakomunikować. Już teraz nie daję sobie rady z emocjami.
– To nie fair, skarbie. Marco by nigdy tak wobec ciebie nie postąpił.
Uszczypnęła się w czubek nosa, a potem zobaczyła, że ktoś z ekipy wykonuje ponaglające gesty.
– Słuchaj, muszę lecieć. Pogadamy później.
Connor westchnął.
– Uważaj na siebie w czasie huraganu.
Kat zakończyła połączenie i szła do studia makijażu, gdy telefon znów zadzwonił. Był to Marco.
– Nie chcę rozmawiać – wyszeptała i wyłączyła dzwonek.
– Unikasz telefonu od narzeczonego?
Kat posłała krótkie spojrzenie Grace Callahan, gwieździe programu „Morning Grace”, zadbanej eleganckiej czterdziestolatce, tylko siedem lat starszej od Kat. W swój wygląd inwestowała ona czas i pieniądze, ponieważ głęboko wierzyła, że ma on kluczowe znaczenie. Jej jasne włosy charakteryzował artystyczny nieład, gładką skórę pokrywała sztuczna opalenizna, ciało ukształtowały ćwiczenia. Oprócz wspaniałej aparycji miała pociągającą osobowość, która działała na ludzi niczym magnes. Co wyjaśniało stałe powroty Marca.
Kat przytaknęła, by uniknąć dalszych pytań.
– Nie, to tylko... pewien facet.
– Naprawdę? – Szeroko otwarte oczy Grace napotkały wzrok Kat w lustrze. – Prawdziwy facet? O Boże, gdzie mój telefon? Muszę uwiecznić ten moment.
Mimo wisielczego nastroju Kat uśmiechnęła się.
– Przez ciebie czuję się jak zakonnica.
– Zaczynałam już myśleć, że jesteś zakonnicą, złotko. – Skrzywiła się, gdy fryzjerka zbyt mocno pociągnęła za pasemko włosów nawiniętych na lokówkę. – To ekscytujące. I co za przerywnik w czasie natłoku wiadomości o pogodzie. Mogę omówić to na wizji?
Kat parsknęła śmiechem.
– Wiesz, że nie. Nie jestem tego warta.
Grace pomachała na pożegnanie fryzjerce i zdjęła z ramion ochronną pelerynę.
– Jesteś celebrytką, a celebryci zawsze są na topie.
– Proszę, nie przypominaj mi. Nie trawię osób, które są słynne dlatego, że są słynne.
– Przepraszam, złotko, ale skandale związane z tobą od lat królują w plotkarskich czasopismach. A to byłby kolejny gorący news na twój temat.
Wstała, poprawiła sukienkę i ruszyła w kierunku wyjścia. Kat westchnęła, ruszając za nią.
To prawda, choć nic szczególnego się za tym nie kryło: córka bankiera i organizatorki imprez, uczennica prywatnych szkół. Między szkołą średnią a uniwersytetem spędziła rok na balowaniu. Gdy zaczynała robić dyplom na wydziale dziennikarstwa na Uniwersytecie w Brisbane, otrzymała propozycję pracy jako reporterka lifestylowej rubryki w „The Tribune”. Rok później, po śmierci matki, spektakularnie stoczyła się na dno.
– To byłaby bomba – rzekła Grace, gdy szły korytarzem. Rozłożyła ręce, wskazując na wyimaginowany tytuł. – Dawna dziewczyna z okładek, Katerina Jackson, w końcu ujawnia prawdę na temat swoich małżeństw, sekretów francuskiego piłkarza i słynnych skandalizujących zdjęć.
– To się nigdy nie stanie, Grace.
– Zaczniemy od początku, żeby niczego nie pominąć. Dzieciństwo, dorastanie i bójka z Markiem w wieku czternastu lat. Jesteś postacią na miarę słynnego „Klubu winowajców”.
– Wiedziałam, że nie powinnam ci niczego mówić.
Grace roześmiała się.
– Nic nie powiem, chyba że mnie o to poprosisz, choć uważam za rzecz fascynującą, że wśród twoich najbliższych przyjaciół znajduje się supergwiazda futbolu, bankier milioner i siostrzeniec rzekomego gangstera. Wszyscy są zdecydowanie osobnikami alfa i ulubieńcami mediów. Więc za co zostaliście ukarani, ty i pozostali? – spytała mimochodem, wchodząc do studia.
– Świetnie wiesz. Marco za popisywanie się przed kumplami i bawienie moim kosztem.
– A co on takiego powiedział?
– Naprawdę nie pamiętam. – Oczywiście, że pamiętała. Był to głupi komentarz nastolatka na temat braku „atrybutów kobiecych”, za który, trzeba przyznać, potem ją przeprosił.
– Zresztą nieważne. Luke został złapany na niszczeniu toalet, a Connor?
– Za poprawianie nauczyciela ekonomii, a potem straszenie, że doprowadzi go do bankructwa.
– No, nieźle.
– To była elitarna szkoła, gdybyś nie wiedziała. – Wzruszyła ramionami. – Dziewczyny nie miały odwagi odzywać się do Luke’a i Connora, ja miałam. Coś między nami zaskoczyło.
– I nigdy nie myślałaś...? – Grace poruszyła brwiami. – No wiesz.
– Co? Nie!
– Nawet z Markiem?
Kat wywróciła przesadnie oczami.
– Koniec wywiadu. Teraz zamieniam się w twoją asystentkę.
Grace podeszła do żółtej sofy i niskiego stolika, otoczonych z wszystkich stron przez kamery i reflektory.
– Cóż, będę próbować dalej – odparła Grace z uśmiechem, biorąc do ręki szklankę wody.
– Niczego innego się nie spodziewałam. – Kat dostała od członka obsługi swoją ulubioną zieloną herbatę.
Tymczasem Grace usiadła na sofie i zaczęła ustawiać rekwizyty na stoliku.
– Miałaś jakieś wieści od Marca? – zapytała od niechcenia.
– Jeszcze nie – skłamała Kat, bawiąc się telefonem. – Komentował piłkarski Puchar Francji.
– Miał podobno dzisiaj wrócić. – Grace wygładziła sukienkę opadającą na wyeksponowane nogi. – Zamierzam w tygodniu urządzić kolację na jego cześć.
– Znów jesteście razem? – Kat poczuła nagły ucisk w sercu i wypiła łyk herbaty, by ukryć zmieszanie.
Grace roześmiała się.
– Nie sądzę, żebyśmy naprawdę z sobą zerwali. Mam pewne plany. – Upiła łyk wody. – Spójrzmy prawdzie w oczy, mój zegar biologiczny tyka. Teraz, gdy prowadzę już własny program i zdobyłam wysoką pozycję w mediach, czas na dziecko.
Kat zakrztusiła się, herbata popłynęła jej po brodzie. Wytarła ją, a potem popatrzyła uważnie na Grace.
– Z Markiem?
– Oczywiście! – Grace lekko zmarszczyła brwi, zerkając na oświetleniowca. – W czym problem? Wiem, że ty i on jesteście blisko...
– Och nie. To znaczy tak... – Kat wzięła głębszy oddech, starając się uspokoić żołądek. – Fakt, wiele nas łączy, ale mamy też zasadę: nie rozmawiamy o naszych związkach.
– Naprawdę? – Grace patrzyła na nią zaintrygowana. – Więc nigdy nic nie powiedział na temat Jamesa czy Ezia?
– Nie.
– A ty nie rozmawiałaś z nim na mój temat?
– Nie, to nie moja sprawa. Chcesz mieć dzieci, super. – Uśmiechnęła się nieco sztucznie, uśmiechem zarezerwowanym dla wścibskich kamer, które swego czasu śledziły ją wszędzie i były tak natrętne, że musiała odwołać się do nakazu sądowego.
– Na pewno? – spytała zaciekawiona Grace, zbierając notatki. – Zawsze wydawało mi się, że między wami wyczuwa się napięcie, ale...
– Ja i Marco? Nie, w żadnym razie – zapewniła odrobinę za głośno. – To znaczy jest oczywiście przystojny i uważam go za mojego najlepszego przyjaciela, ale... – szukała właściwych słów – to wolny duch.
– Powiedziałabym raczej: ciacho – dodała Grace z uśmiechem. – I flirciarz wielkiego formatu. Ale to mi odpowiada: nie będzie wtrącał się w moje życie i wychowanie dziecka.
Grace miała rację. Marco kochał życie na wysokich obrotach. Nie było w nim miejsca dla stałej partnerki, a tym bardziej dziecka. Kat z trudem przełknęła ślinę. Zamęt w głowie, szalone pomysły i skandaliczne scenariusze muszą ustąpić wobec jedynego możliwego rozwiązania. On nie zechce dziecka, a ona też prawie na pewno go nie chce.
Poprawiła słuchawki i patrzyła, jak Grace uśmiecha się do kamery numer jeden. Jej szefowa może i bywa upierdliwa, złośliwa i wymagająca, ale pod lukrowaną powierzchnią blondynki kryje się złote serce.
Kat wyszukiwała sprawy wymagające interwencji, a Grace nagłaśniała je i organizowała zbiórkę pieniędzy. Była osobą publiczną, dawną gwiazdą seriali, która zaliczyła alkoholowo-narkotykowy epizod, a teraz z powodzeniem prowadziła poranny program o najwyższej oglądalności w australijskim stanie Queensland.
Kat natomiast odpowiadała praca poza wizją.
Cóż za miła odmiana! Tak, była zadowolona ze swojego życia wypełnionego pracą do tego stopnia, że nie miała czasu na randki. Jak wyjaśniła Connorowi podczas ostatniego spotkania w barze w Brisbane – gdy dziesięć tygodni temu żegnali Marca – nie zamierzała się więcej z nikim wiązać.
– Związki są zbyt czasochłonne, trudne i bolesne, kiedy w końcu niebłaganie dobiegną końca. – Tak brzmiały jej słowa.
Marco i Luke roześmiali się, ale Connor popatrzył na nią w zadumie, wzrokiem smutnym i poważnym, co ją tak zirytowało, że zamówiła wódkę z sokiem pomarańczowym. Ostatni drink, jakże zgubny.
Przecież nic złego się z nią nie działo. Jako nastolatka nie miewała obsesji na punkcie chłopaków, ślubów i dzieci, co odróżniało ją od innych dziewczyn z elitarnej prywatnej szkoły w Brisbane. Zamiłowanie do sportu i muzyki klubowej oraz brak zainteresowania obcisłymi spódniczkami, makijażem i plotkami sprawiały, że trzymała się z chłopakami.
A po incydencie, jak szkolną awanturę z Markiem nazwał ojciec, ku jej zdumieniu okazało się, że wśród rówieśników stała się postacią legendarną, a przy okazji dozgonną przyjaciółką Marca, syna cieszącego się złą sławą rzekomego szefa świata przestępczego. Wkrótce Marco poznał wszystkie jej sekrety, młodzieńcze marzenia, rodzinne tragedie, szczególnie tę związaną z matką, która zmarła na stwardnienie zanikowe boczne. Oraz to, że być może ona sama jest dziedzicznie obciążona tą chorobą.
Gdy okazało się, że jest w ciąży, nie miała pojęcia, co właściwie powinna czuć. Zwłaszcza że przez lata, wbrew radom Marca, unikała badań. Teraz jednak poddała się testom i z niepokojem czekała na wyniki.
Z westchnieniem wróciła do pracy. Kiedy o jedenastej wieczorem skończyły się zdjęcia, wprost padała ze zmęczenia. Pożegnała się i poczłapała do samochodu, myśląc o kupnie czegoś na wynos, gorącej kąpieli i o tym, że musi pozamykać okna przed nadejściem huraganu.
Potem zerknęła w kierunku samochodu i zatrzymała się. Marco. Serce zabiło jej mocniej, gdy omiotła jego postać wzrokiem: garnitur, rozluźniony krawat, ciemne włosy opadające falami na czoło i kołnierz. Lekki zarost. Stał w nonszalanckiej pozie z rękami w kieszeniach i intensywnie się w nią wpatrywał.
Wygląd ten w przypadku kogoś innego, mniej pewnego siebie i nie tak otwarcie zmysłowego, można by nazwać ładnym. Jednak z Marca emanowała autentyczna męskość. A gdy uśmiechał się... o Boże! Przypominał jej bohatera z dawnych czasów z zestawem koniecznych rekwizytów: wspaniałych strojów, romantycznych gestów, pełnych namiętności i rozpaczy wierszy miłosnych. I był nie do pobicia w łóżku!
Tak, podziwiano go na całym świecie. Historia jego życia była powszechnie znana – w wieku szesnastu lat ten wychowany w Australii syn włoskich emigrantów został dostrzeżony przez łowcę talentów i trafił do francuskiej ligi piłki nożnej. A jakby tego było mało, po latach spędzonych w Marsylii i Paryżu nabrał francuskiego akcentu. Marco kochał pracę, kobiety i wolność. Nie ma mowy, by straciła najlepszego przyjaciela z powodu jednej głupiej, choć fantastycznej nocy.
Wzięła głęboki oddech i ruszyła w stronę samochodu. A im bardziej się zbliżała, tym sprzeczniejsze uczucia nią targały. Przecież to, co przeżyli, miało intymny charakter. W najśmielszych myślach nie wyobrażała sobie, że mogłoby do tego dojść: nadzy wymieniali pieszczoty i pocałunki. A teraz Marco chce o tym porozmawiać! Lepiej już znaleźć się w basenie z rekinami. Boże, czy może stać się coś gorszego? Z udawaną brawurą wyłączyła alarm i pokonała ostatnie metry dzielące ją od samochodu.
– Co tu robisz? – zapytała, opierając się chęci, by położyć rękę na brzuchu. Zamiast tego wrzuciła torbę do środka, na miejsce pasażera.
– Musimy porozmawiać. – Jego głęboki głos, przyjemna mieszanka francuskiego i włoskiego akcentu, zawsze wyprowadzał ją z równowagi, ale teraz założyła włosy za uszy i zebrała się w sobie. Dostrzegła ostrzegawcze błyski w oczach Marca i poważny wyraz twarzy. Jednak zamiast spanikować, przełknęła ślinę, skrzyżowała ręce na piersi i przekręciła lekko głowę.
– O?
– Możemy pogadać na łódce.
Westchnęła.
– Słuchaj, Marco, jest późno i nadciąga cyklon. Czy to nie może poczekać?
– Unikasz moich telefonów, więc nie. A do cyklonu pozostało jeszcze kilka godzin. – Spojrzał na ciemne niebo i zmrużył oczy, czując leciutki podmuch wiatru.
– Jestem zmęczona.
Zirytowany popatrzył na nią.
– Unikasz mnie.
– Nie odpuścisz, prawda?
– Non.
Westchnęła.
– Dobra, ale krótko.
Usunął się sprzed samochodu, robiąc krok naprzód, a Kat instynktownie odsunęła się, co sprawiło, że zmarszczył brwi.
– Nie uciekniesz, prawda?
– Nie. Słowo harcerki.
– Dobrze. – Skinął głową i odszedł do swojego auta.
Patrzyła na tylne światła jego samochodu, gdy wyjeżdżał jako pierwszy z parkingu, zanim w pełni zrozumiała, na co właśnie się zgodziła. Z westchnieniem usiadła za kierownicą i powoli ruszyła. Nie może uciekać od niego bez końca. Nadszedł czas, by zmierzyć się z konsekwencjami tamtej nocy, bez względu na to, jakie są.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel