Szaleństwo jednej nocy / Umówmy się na randkę
Przedstawiamy "Szaleństwo jednej nocy" oraz "Umówmy się na randkę", dwa nowe romanse Harlequin z cyklu HQN GORĄCY ROMANS DUO.
Danni Eldridge, projektantka biżuterii, chce rozwinąć firmę, stać się sławna i bogata. Ma nadzieję, że na weselu przyjaciółki nawiąże kontakty biznesowe. Już pierwszego dnia poznaje Lea Bisseta, przedsiębiorcę, który skrytykował ją w magazynie Forbes. Chcąc załagodzić konflikt, Leo zaprasza Dani na wycieczkę jachtem i kolację o zachodzie słońca. Nie ukrywa też, że jej pragnie...
Fragment książki
– Jak może mnie pan podejrzewać o robienie kariery na pańskich plecach?
Był słoneczny czerwcowy piątek, pierwszy dzień hucznego weseliska Adler Osborne, ciotecznej siostry Lea Bisseta. Przyjechała już zaproszona telewizja, a rodzina Lea zjechała dwa dni wcześniej. Te dwa pamiętne dni, gdy na jaw wychodziły sekrety rodzinne ukrywane przez poprzednie pokolenie.
Prawda o romansie sprzed lat między ojcem Lea, Augustem, a matką pana młodego omal nie zepsuła ślubu. Dzisiaj wszyscy zebrali się na polu golfowym i dzielnie trafiali piłką do dołka, ale matka Lea wyglądała tak, jakby postarzała się jednej nocy o dziesięć lat. Jego radosna rozgadana kuzynka, już wkrótce panna młoda, wyraźnie zmuszała się do uśmiechu i z trudem ukrywała zdenerwowanie.
Oby runda golfa pozwoliła im odreagować stres.
Tymczasem on miał pecha.
W jego drużynie znalazła się kobieta, którą kilka tygodni wcześniej skrytykował w wywiadzie. Była nią projektantka biżuterii, właścicielka start-upu Danni Eldridge. Adler zamówiła u niej biżuterię dla druhen, bo znały się ze szkoły średniej. Do Lea zwróciła się z prośbą o prezenty dla drużbów. Ręcznie robiona galanteria skórzana, którą Leo miał w ofercie, idealnie się do tego nadawała.
Nie miał pojęcia, jak wygląda Danni. Na stronie internetowej brakowało fotografii, było logo, na którym widniała stara maszyna do szycia marki Singer. Teraz przekonał się, że Danni nie jest może klasycznie piękna, ale bardzo atrakcyjna. Zależało mu na załagodzeniu konfliktu.
Jeszcze nigdy nie spotkał kobiety, która by się oparła jego urokowi osobistemu. Położył rękę na piersi i spojrzał na nią z pokorną miną.
– Najserdeczniej przepraszam. Czasem dziennikarze mnie irytują, a wtedy wyrażam się zbyt ostro. Ugryzłbym się w język, gdybym miał szansę panią poznać wcześniej. Czy możemy zacząć od nowa?
Przenikliwe spojrzenie brązowych oczu ani trochę nie złagodniało. Trudno było jej się dziwić. Na jej miejscu nie darowałby takiej brzydkiej krytyki.
– Chyba nie mamy wyjścia – powiedziała jednak. – W przeciwnym razie przez cały dzień będziemy na siebie warczeć, a to zepsuje innym przyjemność. Jestem Danni Eldridge. Przyjaźnię się z Adler i zaprojektowałam biżuterię dla panny młodej i druhen.
– Leo Bisset. Adler jest moją kuzynką. Miło mi cię poznać.
Uścisnęli sobie ręce, a on pomyślał, że ma szczupłą delikatną dłoń. Stonowany lakier na paznokciach, nie ten agresywny najmodniejszy kolor, który obserwował u swoich bogatych i wpływowych klientek. Używała subtelnych perfum, których zapach przypomniał mu lato i dni spędzone na plaży. Odwrócili się w stronę wózka golfowego, przy którym czekali jego brat i matka.
– Przedstawisz mi resztę? Jestem jedyną osobą, która nie zna wszystkich gości.
– Mój brat Logan lubi wygrywać, ale gram w golfa lepiej od niego. Mama jest najmilszą osobą pod słońcem. Potrafi utrzymać Logana w ryzach, jeśli będzie się za bardzo popisywał.
– A kto ciebie trzyma w ryzach? – Uśmiechnęła się lekko.
– Nikt, ale spróbuję zatrzeć to niefortunne pierwsze wrażenie.
– I uda ci się?
– Przynajmniej udowodnię, że mi zależy.
Szczerość jest najlepszą drogą do pojednania. Wiedział coś na ten temat. Nie pierwszy raz obraził kobietę, która mu się podobała. W gruncie rzeczy nie miał powodu do obaw. Jej firma jest mała, nie może zagrozić potentatowi, który na rynku towarów luksusowych wywalczył sobie miejsce wśród najlepszych.
– Robisz tylko biżuterię? Zastanawiam się, czemu ten dziennikarz o ciebie zapytał.
– Mam w ofercie bransoletki i paski do zegarków z motywami marynistycznymi. Słyszałam opinię, że moje wyroby nie odbiegają od twoich kunsztem i jakością.
Leo wątpił w to. Jego zespół składał się z wysoko wykwalifikowanych rzemieślników, którzy pracowali u niego od początku. Miał świadomość, że nie zostanie następcą ojca w Bisset Industries, to miejsce było już zajęte przez jego starszego brata Logana.
Międzynarodowa korporacja działała na wszystkich możliwych rynkach: wydobywanie ropy naftowej, produkcja benzyny, chemikaliów, minerałów, nawozów, celulozy i papieru, a do tego inwestycje i bankowość.
Leo postawił na stworzenie czegoś własnego. Poświęcił czas, aby nauczyć się wytwarzania galanterii skórzanej. Najpierw sprzedawał produkty na targach rękodzieła, potem w dobrze prosperującym sklepie internetowym, który powstał dzięki witrynie skierowanej do ludzi bogatych i wpływowych. Wreszcie założył sklep w Hamptons, swój statek flagowy. Rozwinął firmę w globalną markę, która stała się synonimem luksusu.
Ciężko zapracował na swój sukces. Nie dziwił się, że Danni uważa swoje dzieła za równie dobre jak jego, ale w to nie wierzył. Drobni rzemieślnicy zbyt często korzystają z tanich azjatyckich elementów.
– Pokażesz? – zapytał, wskazując na bransoletkę, którą miała na ręce: metal połączony z rypsową wstążką, ozdobiony małym wisiorkiem z kotwicą i literką D.
Podniosła dłoń. Musiał przyznać, że bransoletka jest zrobiona równie starannie jak jego najlepsze wyroby. Jednak jedna bransoletka wykonana ręcznie ma się nijak do całej linii pieczołowicie wykończonych drobiazgów, produkowanych na dużą skalę.
– Podoba mi się. Nie widziałem wcześniej twojej biżuterii, więc nie powinienem się wtedy wypowiadać na jej temat. Przepraszam. Mam nadzieję, że golf poprawi twoje zdanie o mnie.
– Jeszcze zobaczymy. Słyszałam twoją kłótnię z bratem, jesteś przemądrzały.
– To niesprawiedliwe. Z Loganem nie da się inaczej. Masz rodzeństwo?
– Starszego brata i starszą siostrę.
– W takim razie rozumiesz, co mam na myśli. Rodzeństwo bywa męczące.
– Zabawnie jest myśleć o Loganie jako nieznośnym starszym bracie – zaśmiała się.
– Uwierz mi, czasem trudno z nim wytrzymać. A ja potrafię być czarujący.
– Kto jest czarujący? – zainteresował się Logan. – Zakładam, że o mnie mowa.
– Jednak nie. – Leo uśmiechnął się przekornie i zwrócił do Danni. – Zaczynamy grę?
– Oczywiście. – Podeszła do wózka.
Po raz pierwszy od czasu przyjazdu do Nantucket Leo odzyskał przekonanie, że będzie się dobrze bawił.
Danni celowo wpisała się do grupy Lea na turnieju, ale onieśmielało ją, że będzie miała do czynienia również z jego matką i bratem. Rodzina Bissetów miała status amerykańskiej arystokracji, tymczasem ona pochodziła z prowincjonalnego miasteczka. Ale czy nie o to jej chodziło? Chciała pojawiać się na salonach, ocierać o bogaczy i celebrytów, znaleźć tam chętnych na swoją biżuterię.
Założyła za ucho niesforne pasmo włosów wymykające się z końskiego ogona.
Pole golfowe znajdowało się tuż obok plaży, a przy wielu dołkach był piękny widok na morze. Słońce świeciło, był idealny letni dzień. Adler obawiała się trochę, czy niespodziewana burza nie zrujnuje wymarzonej ślubnej uroczystości, ale wyglądało na to, że pogoda jej sprzyjała.
Gorzej z metaforycznymi czarnymi chmurami, które zawisły nad rodzinami przyszłych nowożeńców.
Nick Williams, pan młody, był dyrektorem generalnym Williams Inc. To największa konkurencja dla Bisset Industries, często te potężne korporacje zabiegały o te same kontrakty. Rywalizacja między nimi była zacięta, odgłosy walki często trafiały do mediów.
Zanim wszyscy dotarli na miejsce, Danni usłyszała plotki w klubie golfowym, że szykuje się jakiś skandal. Coś o tym, że August Bisset miał przed wieloma laty romans z Corą Williams i że to on jest biologicznym ojcem Nicka.
Czy to możliwe? Wprawdzie Adler była tylko spowinowacona z mężem ciotki, ale odkrycie w przeddzień ślubu, że jej przyszły mąż jest jego synem, stanowiło dla młodej pary wstrząs. Danni miała szczerą nadzieję, że miłość zwycięży, a Nick i Adler wspólnie pokonają kryzys.
Pierwszy strzał się nie udał. Wszystkiego, co wiedziała o golfie, nauczyła się od ojca na polu golfowym niedaleko ich domu. Zawsze miał dla niej czas i chętnie pokazywał jej różne sztuczki, jednak nie słuchała go zbyt uważnie.
Co takiego mówił? Ma rozhuśtać biodra czy trzymać je sztywno?
Oby tylko trafić w piłeczkę.
Wzięła głęboki oddech, zrobiła zamach… i chybiła. Sport nie jest jej mocną stroną.
‒ Pomóc ci? – spytał Leo. – Często gram i nabrałem w tym biegłości, ale miałem trudne początki.
Miło, że jej nie wyśmiewa.
‒ Będę wdzięczna za wskazówki. Tata mnie uczył czegoś na temat bioder, ale już zapomniałam, czego. Im bardziej się koncentruję, tym mniej jestem pewna.
‒ To tylko zabawa, więc się odpręż. Nie jestem zawodowcem, ale trzymam ręce prosto, o tak. – Poprawił jej pozycję. – Kiedy uderzasz, opuść kij prosto na piłeczkę i jednocześnie zrób półobrót w kierunku strzału.
Stał za blisko i sprawiał wrażenie, jakby ją obejmował, a nie uczył grać. I pachniał fantastycznie.
Przypomniało jej się, jak chodziły z mamą do drogerii wąchać nowe perfumy. Rodzice pracowali wtedy w biurze obrońcy publicznego, nie zarabiali wiele.
‒ Już wiesz jak?
Uśmiechnęła się i pokręciła głową. Przyjechała na wesele w nadziei, że dowie się czegoś o swojej konkurencji, a może skorzysta z porad Lea. Nie da się zauroczyć jego niebieskim oczom. Powitał ją jak starą znajomą i przeprosił. Na razie jest bardzo miły.
‒ Jeśli spudłuję, wina będzie tylko moja – powiedziała.
‒ Nie spudłujesz. To będzie dobry strzał.
Przypomniały jej się słowa babci. Kiedy wmawiasz sobie, że ci się nie uda, to się na pewno spełni.
Stanęła szerzej, wzięła zamach i tym razem nie była spięta. Kij uderzył w piłeczkę. Była tak podniecona, że zapiszczała z wrażenia.
‒ Jeszcze trochę, a będziesz lepsza ode mnie – pochwalił ją Leo.
‒ Musiałabym ćwiczyć codziennie przez kilka lat, żeby osiągnąć twój poziom. Zadowolę się wrzuceniem piłki do dołka.
‒ Jesteś taką perfekcjonistką w każdej dziedzinie życia?
‒ Jestem. I do tego nieludzko upartą.
‒ Niedobrze byłoby ci podpaść. Miałem wrażenie, że zbijesz piłkę na kwaśne jabłko, jeśli jej tym razem nie trafisz.
Wiedziała, że tylko się z nią droczy. Nie spodziewała się, że będzie taki miły i zabawny. Szczerze mówiąc, nie wiedziała, czego oczekiwać. Po wywiadzie uznała go za aroganckiego i zarozumiałego, tymczasem okazał się przystępny. Ludzki, można powiedzieć.
‒ Nie chciałabym jej rozpłaszczyć na placuszek – odparła z powagą.
Parsknął śmiechem, a Danni na chwilę zapomniała, że zamierzała tylko wykorzystać go jako źródło informacji o biznesie. Co za zaskoczenie.
Sprawiało jej przyjemność spędzanie czasu w jego towarzystwie, choć przecież pochodzili z dwóch różnych światów.
Wpadła tu tylko na chwilę. I powinna pamiętać, w jakim celu. Mężczyźni tacy jak Leo nie zakochują się w podobnych do niej kobietach, zresztą ona nie szukała romansu. To wizyta w interesach.
Leo miał świadomość, że gra gorzej niż zwykle. Był jedno uderzenie za Loganem przy każdym dołku. Danni za to zaczęła grać lepiej. Powinien się przyłożyć.
Ale Danni go rozpraszała.
Wreszcie wykorzystał moment, gdy mama była zajęta rozmową z Loganem. Zazwyczaj to ona dyplomatycznie wpływała na rozluźnienie atmosfery, jednak dzisiaj nie miała serca do gry ani konwersacji.
‒ Radzisz sobie coraz lepiej, ale wyczuwam dystans między nami. Jak mogę to naprawić?
‒ Daj mi parę dobrych biznesowych rad ‒ odparła po chwili zastanowienia.
Zaskoczyła go. Nie potrzebowała wskazówek. Była pewną siebie, niezależną kobietą.
‒ Tata mawiał, że człowiek uczy się do śmierci – wyjaśniła. ‒ Przyda mi się mentor. Chyba że Leo Bisset, biznesmen z listy trzydziestu najbardziej obiecujących przedsiębiorców przed trzydziestką, nie zajmuje się takimi głupstwami. – I zniechęcona jego milczeniem odeszła.
Powiódł za nią wzrokiem. Naprawdę zależy jej na poradach biznesowych? Z drugiej strony, kiedy zaczynał, naśladował ojca oraz starszego brata i pytał ich o zdanie.
‒ Niedaleko zajedziesz na uroku osobistym – dogryzł mu Logan.
‒ Jej na tym nie zależy – burknął i wymierzył bratu nieskutecznego kuksańca.
‒ Ho, ho. Zdaje się, że będziesz musiał się bardziej postarać. Nie odpuszczaj, może ci się uda.
I dalej przekomarzał się z nim w tym stylu.
Leo udawał, że jest odporny na złośliwe przycinki brata, jednak w głębi duszy wciąż odczuwał potrzebę konkurowania z nim – a jeszcze bardziej konkurowania z ojcem. I Logan, i Bisset senior mieli łatwość w błyskawicznym pozyskiwaniu sympatii rozmówców i cieszyli się powodzeniem u płci pięknej.
Chociaż August Bisset, jako żonaty mężczyzna, powinien się nauczyć odmawiać.
Leo pragnął aprobaty ojca i konkurował z bratem o jego względy. Może to niezdrowe, ale tak było. Nie podobało mu się jednak, jak tata traktuje ich mamę. Zawsze miewał kochanki, większość jego przygód udawało się zachować w sekrecie ‒ może poza jedną, przed urodzinami Marielle, siostry Lea. Ostatnio wydawało mu się, że rodzice lepiej się dogadują, że pozostawili za sobą dawne konflikty.
A jednak najnowszy skandal boleśnie ich dotknął. Okazało się bowiem, że matką przyszłego męża kuzynki Lea jest dawna miłość Augusta, a co gorsza, owocem ich romansu jest jej syn, Nick Williams, obecnie pan młody.
I że prócz więzów krwi, o których nikt nie wiedział, połączy ich powinowactwo. To wszystko było jak zły sen. Ze wszystkich stron zlecieli się paparazzi, a plotkarskie gazety tajemniczo zapowiadały, że to nie koniec rewelacji. Leo miał szczerą nadzieję, że już wkrótce to przestanie kogokolwiek interesować.
Logan szczerze nienawidził Nicka, swego największego konkurenta w biznesie – i z wzajemnością. Dla Lea gorszym ciosem było uświadomienie sobie, że ojciec, którego we wszystkim usiłował naśladować, ma aż tyle grzechów na sumieniu. Bał się, że odziedziczył po nim niektóre brzydkie skłonności.
– Jaki masz plan? – Logan nieznacznie wskazał wzrokiem Danni.
Leo zerknął niepewnie na starszego brata. Logan po mamie odziedziczył jasne włosy i mocno zarysowane kości policzkowe. Obaj mieli po niej jasnoniebieskie oczy. Odkąd Leo odszedł z Bisset Industries i stworzył własną firmę, ich relacje bardzo się poprawiły.
Nic dziwnego, wcześniej nieustannie rywalizowali o względy ojca.
– Jeszcze nie wiem. – Nie potrzebował porad męsko-damskich. Zresztą Danni chciała rozmawiać o biznesie, a na tym znał się wystarczająco dobrze.
– Dobry plan zawsze się przyda.
– Nie jestem tobą. Wolę improwizować.
– Jesteś pewien?
Leo pokazał bratu figę i chwycił kij golfowy. Po kolejnej serii uderzeń zatrzymał się blisko Danni.
– Mówiłaś serio o wskazówkach biznesowych?
– Tak, ale zrozumiem, jeśli odmówisz. Przecież jesteśmy konkurencją.
– Nie grasz w mojej lidze – zauważył.
– Jeszcze – odparła zuchowato.
– Jeszcze nie. Chętnie odpowiem na wszystkie twoje pytania. W zamian proszę o przysługę.
– Jaką? – Sprawiała wrażenie młodej, naiwnej i pełnej zapału. On chyba nigdy nie był aż tak szczery i tak dziecięco naiwny.
– Bądź na ten weekend moją „randką”. Rodzina zmaga się z niespodziewanymi problemami, a ja potrzebuję kompana, żeby się od tego oderwać.
– Czy to rozsądne? W końcu mówimy o relacji czysto zawodowej – zauważyła.
– Chodzi tylko o ten weekend. Biznes to konkurencja i wyścig, a wygrywa lepszy produkt. Nie ma w tym niczego osobistego.
– Zgoda – odparła z zawahaniem.
Na wątpliwości przyjdzie pora później.
Fragment książki
Bailey Mitchell rozejrzała się po sali balowej w słynnym Beverly Hills Hotel urządzonym w stylu art deco. Salę zapełniali jej rówieśnicy. Dla kogoś, kto jej nie znał, Bailey mogła uchodzić na spokojną i opanowaną. Miała na sobie elegancką małą czarną, włosy spięte w modny kok. Tymczasem tak bardzo się denerwowała, że nie była w stanie normalnie oddychać.
Przyszła na spotkanie swojego rocznika z liceum piętnaście lat po maturze. Bailey była uznaną scenarzystką, niezależną i samodzielną, a tymczasem czuła się tu jak nastolatka, którą znów można zastraszyć. Plakietka z nazwiskiem nie pomagała. Nie znosiła swojego zdjęcia z klasy maturalnej, a teraz miała je przypięte na piersi.
Czy tylko ona zjawiła się tu sama? A może tylko ona czuła się samotna? Żałowała, że Margot, jej najlepsza przyjaciółka, wyjechała. Na szczęście zdąży na drugi dzień spotkania, na piknik w Griffith Park. Tego wieczoru Bailey występowała solo.
Powiedziała sobie wcześniej, że musi tu przyjść, stawić czoło przeszłości, pokazać tym dupkom, którzy ją zastraszali, że nie będzie chowała się po kątach. Tymczasem właśnie stała w kącie, sącząc chardonnay. Co prawda dopiero przyjechała. Czy zostanie na kolację?
Oczywiście, że tak, inaczej nigdy by sobie tego nie wybaczyła. Miała nadzieję, że nie zacznie się jąkać, gdy już otworzy usta. To się zaczęło w liceum, kiedy się z niej wyśmiewano. Chodziła na liczne terapie, mimo to pod wpływem stresu jąkanie powracało.
Zlustrowała tłum, szukając wzrokiem Wade’a Butlera. Był na liście gości, widziała, że potwierdził obecność. W szkole poza Margot był jej jedynym sojusznikiem. Z niego też się podśmiewano, więc zwykle trzymał się na uboczu. Był geniuszem komputerowym, który przychodził jej na ratunek, gdy zauważył, że ktoś jej dokucza. Nosił długi czarny płaszcz i wojskowe buty.
Dzieciaki w innych szkołach też się tak ubierały, taka panowała wówczas moda. W ich prywatnej szkole wydawało się to nie na miejscu. W ostatniej klasie został aresztowany za włamanie się na strony FBI. Zyskał dostęp do ich plików i przy okazji rozwikłał kilka nierozwiązanych dotąd spraw związanych z cyberprzestępstwami.
Niestety na FBI nie zrobiło to wrażenia. Wade miał wtedy osiemnaście lat, więc jako dorosły spędził pięć lat w więzieniu. W tej chwili był programistą komputerowym, konsultantem do spraw bezpieczeństwa w sieci oraz mówcą. Sławnym miliarderem. Jak to się w życiu plecie! Teraz nawet FBI korzystało z jego usług.
Bailey nie widziała go od dnia, gdy wyprowadzono go w kajdankach, choć ostatnio czytała o nim w sieci i w magazynie Entrepreneur. Sądząc ze zdjęć, Wade się zmienił. Zamiast obszernego płaszcza i glanów nosił modne garnitury. Wyglądał świetnie.
Bailey nadal szukała go wzrokiem. W sali nie brakowało eleganckich mężczyzn. Beverly West Academy, w skrócie Bev West, zaliczała się do najlepszych prywatnych szkół w Los Angeles. Większość uczniów pochodziło z zamożnych rodzin. Wade nie był wówczas ani bogaty, ani biedny. Należał do tych, których rodzice musieli coś poświęcić, by posłać dziecko do tej szkoły. Swoją drogą niewiele wiedziała o jego rodzinie, poza tym, że jego matka zmarła, zanim trafił do Bev West, i wychowywał go ojczym.
Rzadko mówił o sobie. Czasami jadał lunch z Bailey i Margot, zwykle jednak siedział pochylony nad komputerem. Poza szkołą się nie widywali.
Nagle Bailey poczuła, że ktoś zbliża się do niej od tyłu. Pewnie facet. Jeden z tych chłopaków, którzy próbowali umówić się z nią na randkę, by poznać jej matkę uważaną za symbol seksu. Zwykle to dziewczyny jej dokuczały, za to wielu chłopców wprawiało ją w zakłopotanie.
Zakręciła się na pięcie i stanęła twarzą w twarz z Wade’em. Gdy się uśmiechnął, omal się nie rozpłynęła. Był przystojny i dobrze zbudowany, jego rysy nabrały męskości. Jasnobrązowe włosy zgodnie z modą zaczesywał do tyłu, ale to szare oczy z zielonymi plamkami zwracały jej uwagę.
- Cześć, Baily – powiedział. – Kawał czasu.
- Cześć, Wade. – Z trudem łapała oddech. Wade miał na sobie ciemny garnitur, a na nadgarstku wysadzany brylantami zegarek. W ręce trzymał kieliszek z wódką albo tequilą. – Cieszę się, że tu jesteś.
- Ja też się cieszę, że cię widzę. – Patrzył na nią z wyraźną aprobatą. – Wyglądasz olśniewająco.
- Dziękuję, tobie też nic nie brakuje. – Nie wiedziała, co powiedzieć. Kiedyś się w nim podkochiwała. – Co u ciebie?
- Poza tym, że poddano mnie resocjalizacji? – Wzruszył ramionami. – Mam nadzieję, że nie pokażą zdjęcia policyjnego, jak zrobią pokaz slajdów. To nie było moja najlepsza chwila.
- A ja mam nadzieję, że nie pokażą tego koszmarnego zdjęcia, które zrobiła mi Shayla Lewis. Potem wysłała je mejlem do znajomych, żeby przesłali je dalej. – Dziś pisaliby esemesy, wówczas bardziej popularne były mejle. Na zdjęciu Shayli Bailey przebierała się w sali gimnastycznej i widać było fragment pupy. – Nie było tam mojej twarzy, ale Shayla postarała się, żeby wszyscy wiedzieli, że to ja. – Skrzywiła się. – Czemu ja ci to mówię? Na pewno je widziałeś?
- Nie, nikt mi tego nie przysłał.
- Mogłeś się włamać do komputera Shayli. – Dla niego to byłaby pestka.
- Nigdy nie brałbym udziału w czymś, co miałoby cię upokorzyć.
Te słowa ją poruszyły.
- Dziękuję. Wiele nie straciłeś. Nie jestem dziewczyną z plakatu, jak moja mama. – W tym właśnie rzecz. Bailey dokuczano, ponieważ jej matkę, sławną aktorkę, uznano za jedną z najseksowniejszych kobiet na świecie. Bailey była nieśmiała i niezręczna.
- Czy Shayla dziś tu jest? Jeśli tak, powinnaś jej zrobić kompromitujące zdjęcie i je upublicznić – zasugerował.
- Jest, zauważyłam ją, jak brałam identyfikator. Należy do komitetu organizacyjnego.
Wade zerknął na środek sali, gdzie zbierali się koledzy.
- Nie widzę jej. Jest stara, brzydka i ma brodawki?
Bailey się zaśmiała.
- Jest atrakcyjna jak zawsze. Stworzyli z mężem męską markę odzieżową, która odniosła sukces.
- Przypomnij mi, żebym nigdy nie nosił ich ciuchów. Czemu się tu kryjemy, zamiast uczestniczyć w koktajlu?
- Mam koktajl. – Wypiła łyk. – Ty też.
- Racja. Pewnie stojąc w kącie, jesteśmy jak para z balu maturalnego.
Czy to znaczy, że może pocałować go na dobranoc? Zawsze chciała to zrobić.
- Gdybyś nie zauważył, to jest szkolne spotkanie, nie bal maturalny.
- Tak, nie było mnie wtedy. A ty poszłaś?
- Nie, też nie. – Tyle że on siedział w więzieniu, więc miał lepszą wymówkę. – Nikt mnie nie zaprosił, a ja i tak nie miałam ochoty iść. Zanim dołączymy do reszty, chcę ci coś powiedzieć. Zakładam organizację non-profit.
- Prosisz mnie o donację? – Uniósł brwi.
- Tak. Słyniesz z filantropii. – Czytała o tym, ile dobrych rzeczy zrobił. – Zaniedbałabym swoje obowiązki, gdybym cię nie poprosiła. Ale pomyślałam też, że powinnam to zrobić, zanim dołączymy do tych, którzy nam dokuczali.
- Czemu? Masz zamiar walczyć ze znęcaniem się nad słabszymi?
- Tak. To będzie Fundacja „Uwolnij swoje serce”. Tworzę forum online, gdzie ludzie mogą się podzielić swoimi historiami, połączyć się z innymi, którzy przeżywają trudne chwile albo przeprosić tych, których skrzywdzili. Chcę też otworzyć centrum edukacyjne i zorganizować miejsce, gdzie nękane dzieci będą mogły bezpiecznie się spotykać.
- Oczywiście, że na to wpłacę. Zachęcę też innych, jeśli chcesz.
- Dziękuję, wspaniale byłoby to nagłośnić. – Puls jej przyspieszył. – Będziesz na jutrzejszym pikniku? Może wtedy jeszcze o tym porozmawiamy.
- Jasne. Nie wybierałem się co prawda, ale możemy się tam spotkać. Mieszkam w Bay Area, jutro lecę do domu. Już dawno wyniosłem się z LA.
- A ja wciąż tu mieszkam. Na Laurel Canyon. Wiem, że się wyprowadziłeś. Na twoich profilach w mediach społecznościowych wymieniasz San Francisco jako miejsce zamieszkania. – W części Pacific Hights znanej jako Billionaires Row. Wade sąsiadował z innymi gigantami nowoczesnych technologii.
Spojrzał znów na salę. Mimo upływu lat ci, którzy byli dawniej popularni, trzymali się razem. Królowa spotkania, otoczona przez dawny dwór, miała papierową koronę, którą ktoś dla żartu włożył jej na głowę.
- Rozmawiałaś o fundacji z komitetem organizacyjnym?
- Nie. Jeszcze tego nie upubliczniłam. Kiedy fundacja zacznie działać, mam zamiar napisać o swoich doświadczeniach. Niektóre szczegóły zachowam dla siebie. Przyszłam tu, żeby pokazać, że nie jestem tchórzem. – Urwała, by zebrać myśli. – Wiedz, że twoja słynna hojność nie jest jedynym powodem, dla którego chciałam cię zobaczyć. Chciałam się spotkać z bohaterem moich szkolnych lat. Tylko ty stawałeś w mojej obronie.
Naskoczył nawet na Randalla Kincaida, wulgarnego chłopaka, który z niej pokpiwał. Pchnął go na szafkę, co skończyło się bójką. Jak na chudzielca zadał mu niezły cios.
- Przeze mnie zostałeś na dwa tygodnie zawieszony.
- Ojczym się na mnie wściekł. Martwił się, że mogę mieć przez to problem z dostaniem się do college’u. Ja się tym nie przejmowałem. Miałem więcej czasu na zaplanowanie kolejnego kroku Banity.
Banita był jego nastoletnim alter ego i pseudonimem, jakiego używał, gdy włamywał się na konta FBI, i na blogu, gdzie przechwalał się, że rozwiązał ich nierozwiązane sprawy.
- Nawet nie wiesz, jacy byliśmy zszokowani, kiedy się okazało, że to ty – powiedziała. Legenda Banity urosła wtedy do rozmiarów eposu. – Niektórzy z tych, którzy ci dokuczali, byli fanami Banity. Nie mieli pojęcia, że haker, którego podziwiają, to właśnie ty.
- Nikt się nie zorientował poza agentami FBI, którzy w końcu mnie dopadli. Teraz to już nieważne. – Zamieszał drinka. – Już nie jestem tamtym chłopakiem.
- Masz wciąż wytatuowany na nadgarstku kod komputera? – Trudno to było dostrzec pod długimi rękawami koszuli i marynarki.
Uniósł rękę, diamenty w zegarku złapały światło.
- Mam. – Spojrzał na jej krótką sukienkę. – Ty nie ukrywasz żadnych tatuaży?
Potrząsnęła głową. Żałowała, że nie wytatuowała całego ciała, by się przed nim pochwalić. Nagle poczuła chęć, by zabrać go z sobą do domu i do łóżka.
Poważnie? Naprawdę coś takiego chodzi jej po głowie? Nie miała zwyczaju wdawać się w bezsensowne romanse. Miała dotąd tylko paru kochanków. Zawsze z rozwagą podchodziła do seksu, a teraz z Wade’em chciała zaszaleć.
- Chyba powinniśmy wejść do jaskini lwa – powiedział. – Zaraz otworzą bufet. DJ szykuje sprzęt. Pewnie puści muzykę naszej młodości.
Bailey z trudem odsuwała od siebie nieprzystojne myśli.
- Playlistę, którą zapamiętamy na zawsze.
- Zgadza się. – Wyciągnął rękę. – Idziemy?
Wzięła go pod ramię, wciąż walcząc z zakazanymi emocjami. Nigdy nie spełniła swego marzenia, by go pocałować, a teraz pragnęła się z nim kochać.
Wade z przyjemnością patrzył na Bailey. W bufecie nałożyła sobie pełny talerz. Mimo to był przekonany, że jej oczy są większe niż żołądek. Zauważył też, że próbowała każdego dania niczym krytyk kulinarny.
Siedzieli przy stoliku z dawnymi kolegami, którzy w szkole traktowali ich normalnie, skupiali się na nauce i unikali konfrontacji. Ci, którzy ich krzywdzili, zajmowali miejsca po drugiej stronie sali, robili dużo szumu i niezliczone selfie.
Wade nie rozumiał, dlaczego na swoją ofiarę wybrali Bailey. Jakie to miało znaczenie, że jej matka była gwiazdą? Połowa rodziców ich kolegów była związana z przemysłem filmowym. Bailey była cichą i spokojną dziewczynką. Shayla Lewis i Randall Kincaid zadawali sobie wiele trudu, by jej dokuczyć, przez nich zaczęła się jąkać. Pamiętał, jak starała się mówić przy nich normalnie.
Dla Wade’a zawsze była piękna. Jej długie jasne włosy i duże niebieskie oczy nadal robiły na nim wrażenie.
Jej pomysł stworzenia fundacji walczącej z nękaniem uważał za znakomity. Bailey wykorzystała swoją energię na coś pozytywnego, on też starał się to robić. Jednak powrót do LA i przypomnienie wczesnej młodości go przytłoczyło. Nie tyle wspomnienie bycia ofiarą, ile rodzinna tajemnica, którą w sobie nosił.
Kiedyś był normalnym dzieciakiem. Po śmierci matki, gdy poznał prawdę na temat biologicznego ojca, stał się odludkiem. Wyśmiewano się z niego, nazywając go dziwakiem. Jedyną ucieczką przed bolesną rzeczywistością był komputer i przeistaczanie się w Banitę.
Nachylił się do Bailey i szepnął:
- Muszę ci coś wyznać. Włamałem się do komputera Shayli.
- Więc jednak widziałeś moje zdjęcie?
- Nie, ale trochę jej namieszałem w plikach. Usunąłem nawet jej prace semestralne. Uznałem, że po tym, co ci zrobiła, zasłużyła na to.
- O mój Boże, Wade. – Bailey odłożyła widelec. – Doceniam to, ale dwa minusy nie tworzą plusa.
- Wiem. To nie byłem ja, to Banita.
Ich oczy się spotkały. Wade prawie nie słyszał toczących się wokół rozmów, dźwięki muzyki też gdzieś odpłynęły. Całą uwagę skupił na Bailey. Kiedyś chciał się z nią spotykać, lecz brakowało mu odwagi, by zaprosić ją na randkę. Może teraz się uda? Tyle że nie zamierzał się wiązać. Nie unikał kobiet, ale jego romanse były dyskretne. Chronił swoją prywatność. Nie potrafił odgadnąć, jak podchodzi do tego Bailey.
- Lubisz grzyby? – spytała po chwili.
- Czemu pytasz? – Spojrzał na nadziewaną szpinakiem pieczarkę, którą jadła. – Czy te są halucynogenne?
- Mam nadzieję, że nie. Zjadłam już dwa. Pomyślałam, że powinieneś spróbować. Nie widzę ich na twoim talerzu.
- Lubię grzyby.
- Spróbuj. – Podsunęła mu widelec do ust. – Ostrożnie, jest gorący.
Nie tak gorący, jak fakt, że go karmiła. Podała mu drugi kęs, a gdy skończyli, wyobraził sobie, że właśnie przeżył gorący romans z dziewczyną swoich chłopięcych marzeń.
- Smaczny? – spytała.
- Tak. – Nie powinien posuwać się myślą za daleko. By nie stracić głowy, sięgnął po serwetkę i zaczął słuchać muzyki. Grali „Bulwar niespełnionych marzeń” zespołu Green Day. Piosenkę o samotności. Czy to znak?
- To był mój hymn w liceum – wyznała Bailey.
- Mój też. – Słuchał jej setki razy, siedząc samotnie w zaciemnionym pokoju. Ojczym, dyrektor handlowy o imieniu Carl, wciąż mu powtarzał, by wpuścił do pokoju słońce. Ostatecznie to Carl wyjawił mu prawdę na temat jego biologicznego ojca.
- Wiele nas wtedy łączyło. – Bailey westchnęła.
Nie był pewien, czy Bailey ma rację, poza tym, że oboje byli ofiarami. Chyba że ona też coś ukrywała. Gdy on zakończył wędrówkę ścieżkami przeszłości, nie oglądał się za siebie. Zrobił wszystko, by chronić swój sekret.
Bailey zerknęła na niego. Podobało mu się, jak luźne kosmyki otaczały jej twarz. Włosy spięła w niedbały kok. Gdyby nie oryginalne spinki, wyglądałaby, jakby właśnie wstała z łóżka. Nie wiedział, czy trzymają kok na miejscu, czy są ozdobą. Chętnie by je zdjął, by się o tym przekonać. Może później poprosi ją do tańca...