Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Szalony weekend / Niezapomniana noc
Zajrzyj do książki

Szalony weekend / Niezapomniana noc

ImprintHarlequin
Liczba stron320
ISBN978-83-291-1596-4
Wysokość170
Szerokość107
EAN9788329115964
Tytuł oryginalnyOne Wild Wedding WeekendThat Night with the CEO
TłumaczKrystyna Rabińska
Język oryginałuangielski
Data premiery2025-01-08
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Szalony weekend" oraz "Niezapomniana noc", dwa nowe romanse Harlequin z cyklu HQN GORĄCY ROMANS DUO.

Daley i Tristan pracują w konkurencyjnych agencjach reklamowych i nie zawsze są wobec siebie mili. Gdy jej siostra i jego brat biorą ślub, na czas weselnego weekendu zawierają rozejm. Choć często się kłócą, Tristan skrycie pragnie Daley i jest przekonany, że z wzajemnością. Przypadkowe spotkanie pod drzwiami pokoju Daley kończy się w jej łóżku. Oboje wiedzą, że ta jedna noc im nie wystarczy...

Roger Langford chce przekazać stanowisko prezesa firmy synowi, ale najpierw musi przywrócić mu dobrą opinię nadszarpniętą przez głośny skandal. Adam nie chce być prezesem, ale zgadza się na kampanię wizerunkową, gdy się okazuje, że poprowadzi ją Melanie. Rok temu spędził z nią najwspanialszą noc życia i do tej pory bezskutecznie jej szukał...

 

Fragment książki

ROZDZIAŁ PIERWSZY

- Obiecaj, że nie zepsujesz mi wesela kłótnią z Tristanem.
Daley Martin spojrzała na młodszą siostrę Tabby i ze zdziwieniem uniosła brwi, chociaż na sam dźwięk imienia „Tristan” czuła ucisk w piersi.
- Nie bądź niemądra. Jestem dorosła. Będę zachowywać się nienagannie.
- Widziałam was razem. To jak wpuścić dwa buldogi do pokoju, w którym na podłodze leży surowy stek.
- Przesadzasz.
Daley dotknęła paznokcia, sprawdzając, czy lakier wysechł. Razem z przyszłą panną młodą były już po manikiurze i przed kolejnym zabiegiem upiększającym piły prosecco z sokiem pomarańczowym.
- Tristan będzie należał do rodziny. Zachowuj się jak należy. Ze względu na mnie.
- Nie do mojej rodziny – burknęła Daley.
To, że jej siostra i młodszy brat Tristana się pobierają, nie znaczy, że ona się z nim zaprzyjaźni.
- On nie jest twoim wrogiem – podkreśliła Tabby.
- Skąd wiesz? Podbiera mi klientów.
Tabby otworzyła usta, zamknęła i zmarszczyła nos.
- Uważam, że nie myślisz racjonalnie – powiedziała. – Twoja mała agencja reklamowa jest niekonwencjonalna i rozkoszna, ale niektórzy klienci wolą bezpieczeństwo i tradycyjne metody działania. Jeśli kilku przeniosło się do Lieberman & Dunn, to nie z winy Tristana.
Chociaż młodsza o sześć lat siostra starała się przedstawić swój punkt widzenia w sposób dyplomatyczny, jej ocena zabolała. Daley chciała wierzyć, że określenie „mała” nie jest lekceważące. Taka po prostu była prawda. Zatrudniała dwóch copywriterów, speca od internetu, recepcjonistkę i księgowego na pół etatu. W ciągu trzech lat dużo osiągnęła. Interes szedł dobrze.
Ale nie była to ta sama liga co Lieberman & Dunn, agencja działająca na rynku od kilku dziesięcioleci. Wieść gminna głosiła, że Harold Dunn, jedyny żyjący właściciel, zamierza lada dzień sprzedać firmę swojemu protegowanemu, właśnie Tristanowi.
Tristan Hamilton. Majętny. Przystojny. Seksowny. Z niesforną grzywą kruczoczarnych włosów i błyszczącymi błękitnymi oczami. Pewny siebie. Pan świata.
Sam jego widok wprawiał jej ciało w drżenie. Wolała nie doszukiwać się przyczyny, więc się okłamywała i pielęgnowała w sobie pogardę i niechęć.
Gdy sześć tygodni temu wtargnęła do jego biura, by przedstawić mu swoje zastrzeżenia, poczęstował ją tą samą przemową co teraz Tabby: niektórzy klienci nie życzą sobie Instagrama czy TikToka i szukają bardziej konwencjonalnych metod kształtowania marki.
Nie była o tym przekonana. Odbyła kilka bardzo obiecujących spotkań z przedstawicielami nowego hotelu butikowego i dobrze zapowiadającego się projektanta biżuterii, ale jedni i drudzy ostatecznie trafili do Lieberman & Dunn. Uznała, że Tristan musiał maczać w tym palce.
Tabby przerwała ostentacyjne milczenie siostry.
- Ruszajmy się – mruknęła. – Pora na fryzjera. Później godzina na odpoczynek i jedziemy do hotelu.

Państwo młodzi wynajęli na weekend uroczy mały hotel, Westmont Country Inn, na ekskluzywnym przedmieściu Atlanty, eliminując w ten sposób kłopoty z dojazdami i nerwy związane z trzymaniem się harmonogramu. Jednocześnie zapewnili gościom, druhnom, drużbom i członkom rodziny dużo czasu na zabawę i relaks.
Daley nie miała zastrzeżeń do tego planu. Pragnęła, by uroczystość przebiegła bez zakłóceń. Cieszyła się, że podczas weekendu nie będzie musiała tkwić w korkach. Ale to również oznaczało, że utknęła tu do niedzieli rano…
Czy jej się to podoba czy nie.
Kilkoro gości przyjechało jednocześnie i w pobliżu nie było żadnego boya. Wyciągnęła więc z bagażnika walizkę, neseser z kosmetykami oraz kremowy jedwabny pokrowiec na suknie i ruszyła do wejścia. W holu podbiegł do niej ubrany w uniform pracownik obsługi, odebrał od niej bagaże i sprawnie zarejestrował jej przybycie w recepcji.
Budynek hotelu składał się z części głównej oraz bocznych skrzydeł, w których znajdowały się apartamenty premium. W ramach podziękowań za pomoc w przygotowaniach do ślubu to właśnie tam Tabby umieściła siostrę. Daley z uśmiechem odebrała kartę do pokoju, odwróciła się i zderzyła z twardym męskim torsem.
Oblała ją fala gorąca, na skórze poczuła mrowienie.
- Och, to ty, Tristan – powiedziała. – Cześć.
- Coś takiego? Nie masz już pazurków?
Daley zazgrzytała zębami.
- W ten weekend mam być dla ciebie miła.
W oczach Tristana dostrzegła błysk rozbawienia.
- Miła. Słowo o wielu warstwach znaczeniowych.
- Żadnych warstw – odrzekła szybko, umykając wzrokiem w bok, byle na niego nie patrzeć. – Żadnych warstw – powtórzyła. – Przepraszam. Spieszę się do pokoju.
- Daley. – Sposób, w jaki wypowiedział jej imię, sprawił, że zaschło jej w ustach. Tylko dwie sylaby, lecz niski chropawy tembr głosu przydał im piękna.
- Czego chcesz, Tristan?
Jego uśmiech był melancholijny i… przymilny.
- Jest tu blisko bar. Napijmy się, zanim zacznie się ten obłęd. Może zakopiemy topór wojenny? Johnowi i Tabby zależy, żebyśmy stali się przyjaciółmi.
Daley się skrzywiła.
- Twój brat musi być większym optymistą, niż sądziłam, jeśli mówi o przyjaźni. Tabby zależało na uniknięciu rozlewu krwi.
Tristan odrzucił głowę do tyłu i parsknął śmiechem.
- Daj spokój. Będziemy rodziną. Pozwól zaprosić się na drinka.
Wpadła w pułapkę i wiedziała o tym. Obsługa już zajęła się jej bagażem, a kolacja próbna była dopiero za dwie godziny. Stłumiła wątpliwości i zmusiła się do uśmiechu.
- Masz rację – powiedziała. – Z przyjemnością skorzystam z zaproszenia.
Do baru nie mieli daleko, może z dziesięć kroków, ale Tristan i tak na jedno mgnienie położył dłoń na jej plecach. Przelotnie poczuła ciepło jego palców przez materiał bawełnianej letniej sukienki.
Gdy usiedli w jednym z boksów w stylu pubu angielskiego, położyła torebkę obok siebie i skrzyżowała ramiona na piersi.
- Wyjaśnijmy sobie jedno – zaczęła. – Ty i ja nie będziemy rodziną. John i ja? Owszem. Ty i Tabby? Również. Ale ty i ja, nie.
Odchylił się do tyłu i chwilę się jej przyglądał.
- Masz coś przeciwko mojej rodzinie?
- Nie. Oczywiście, że nie. Ale ty i ja jesteśmy…
- Czym jesteśmy?
Zanim zdążyła odpowiedzieć, podszedł kelner. Daley zamówiła kieliszek białego wina, Tristan dietetyczną colę, a po namyśle skrzydełka kurczaka z selerem naciowym. Kiedy zostali sami, wyjaśnił, że nie miał czasu zjeść lunchu.
- Cola dietetyczna, serio? – zdziwiła się Daley.
- Kończę brać antybiotyk. Wieczorem może wypiję kieliszek wina, ale lekarz zalecił umiar.
- Chorujesz? – Ogarnęła ją irracjonalna panika.
- Złapałem boreliozę. Na szczęście zorientowałem się w fazie początkowej. Czuję się dobrze. – Rozluźnił krawat, potem go zdjął. – Ale wracając do ciebie… Mówiłaś, że ty i ja jesteśmy…?
- Jesteśmy sobie obcy – oświadczyła. – I tylko luźno związani z sobą przez małżeństwo rodzeństwa. Między nami nie ma żadnej relacji.
- Kłamczucha. – Uśmiechem złagodził cios, a kiedy nakrył jej dłoń swoją, jego spojrzenie nabrało ciepła. – Od pierwszej chwili jest między nami jakaś relacja. Nie możesz temu zaprzeczyć.
Zmusiła się do cofnięcia ręki, by nie spostrzegł, jak reaguje na jego dotyk.
- Nie dogadujemy się – oświadczyła. – Jesteśmy jak olej i woda. Nie nazwałabym tego relacją ani tym bardziej związkiem.
Dotknął żyły na wewnętrznej stronie jej przegubu.
- Może ty i ja inaczej postrzegamy pewne rzeczy?
- Może.
Kiedy puścił jej rękę, powiedziała sobie w duchu, że nie jest rozczarowana. Przyniesiono drinki i Daley od razu wypiła połowę wina. Przy Tristanie nie zaryzykowała jedzenia skrzydełek rękami, więc sięgnęła po selera, zanurzyła łodygę w sosie i zaczęła jeść w nadziei, że przekąska zneutralizuje alkohol.
Tristan zjadł dwa skrzydełka, potem wytarł palce serwetką. Długie męskie palce, które doskonale wiedzą, jak dostarczyć przyjemności kobiecie, pomyślała.
Boże, co za głupi pomysł!
- Daley… - zaczął. Po raz pierwszy wydawał się mniej pewny siebie.
- Tak?
Wzruszył ramionami.
- Nie podkupiłem żadnego z twoich klientów. Przysięgam. Zdarza się, że jakaś osoba albo firma szuka konwencjonalnej reklamy. To, co ty robisz, jest imponujące, ale nie każdemu odpowiada.
- Tabby mówiła coś podobnego – mruknęła Daley. – Pewnie jesteście w zmowie.
- W zmowie? – Kąciki jego ust drgnęły.
- Jesteś inteligentny. Na pewno znasz to słowo.
Powoli pokręcił głową.
- Nie jestem w zmowie z twoją siostrą, chociaż ją podziwiam. Dzięki niej mój brat ponurak jest szczęśliwy.
- Podziwiasz Tabby? – Zmarszczyła brwi.
- Oczywiście. Jest cudowna. Nie zgadzasz się ze mną?
- Zgadzam się, ale zakładałam, że twoim zdaniem są za młodzi na małżeństwo.
- Nie sądzę, żebyś znała mnie na tyle dobrze, aby przypisywać mi takie czy inne poglądy. – Ton jego odpowiedzi był uszczypliwy.
- Przepraszam. Masz rację – mruknęła.
- Może uważasz, że dwadzieścia sześć lat to za wcześnie? – Przechylił głowę, spojrzał na nią z ukosa i uśmiechnął się zagadkowo.
- Jestem od niej o sześć lat starsza, Tristan. I przysięgam, że nie pamiętam, żebym kiedykolwiek była tak niewinnie szczęśliwa jak ta dwójka. Trzymam za nich kciuki. Nie zrozum mnie źle.
- Ale?
Wzruszyła ramionami.
- Ale to zadziwiające, że jakaś kobieta albo jakiś mężczyzna znajduje idealnego partnera albo partnerkę. Szczególnie na dłuższą metę.
- Nigdy nie nazwałbym cię cyniczną. Może zawiedzioną?
- Nie jestem cyniczna – oświadczyła.
Dopiła wino i zaczęła się zastanawiać, kiedy będzie mogła wstać i odejść. Intensywne spojrzenie Tristana ją peszyło. Zbyt dużo widział.
- Dlaczego odnoszę wrażenie, że dwudziestosześcioletnia Daley miała złe doświadczenia z mężczyznami? – zapytał.
Kiedy ich spojrzenia się spotkały, w oczach Tristana nie było błysku wesołości, lecz empatia, która omal nie przyprawiła jej o łzy.
- Miałam dwadzieścia cztery lata i nic nie wiedziałam o facetach. To było bardzo dawno temu. Odebrałam lekcję.
- Na czym ona polegała? – Między jego brwiami pojawiła się głęboka zmarszczka.
- Powinnam już iść – ucięła. – Dziękuję za drinka.
Gdy wstała, Tristan również się podniósł.
- Nie chciałem być zbyt wścibski. Przepraszam, że sprawiłem ci przykrość. – Minę miał zmartwioną.
Zmusiła się do cierpkiego uśmiechu.
- Drobiazg. Robiłeś już gorsze rzeczy. Do zobaczenia na kolacji. I przyrzekam, będę miła.

Wbrew swoim zasadom Tristan pozwolił Daley wyjść z baru samej. Po raz pierwszy, odkąd się poznali, opuściła gardę i rozmawiała z nim nie jak z wrogiem.
Gdy usłyszał, że John chce poślubić Tabby, nie był zachwycony. Nie miał zastrzeżeń do wybranki brata, ale zdał sobie sprawę, że w przyszłości unikanie Daley stanie się niemożliwe. Oprócz ślubu będą chrzciny i wspólne święta, później szkolne występy dzieci i zawody sportowe. Zamierzał być wujkiem w pełni zaangażowanym w życie bratanic i bratanków.
Pytanie tylko, czy zdoła nie zdradzić się ze swoimi prawdziwymi uczuciami. Daley go pociągała i był przekonany, że fascynacja jest wzajemna. Czyżby była tak naiwna, by sądzić, że fluidy między nimi to odpychanie się przeciwieństw? Możliwe.
Doszedł do wniosku, że tak czy owak, kontakty z siostrą bratowej oznaczają kłopoty. I w związku z tym w ten weekend musi się pilnować, by nie popełnić jakiegoś głupstwa. Kolacja próbna będzie wymagała od niego dużej samokontroli. Jest pierwszym drużbą pana młodego, a Daley pierwszą druhną panny młodej. Przez cały wieczór będą zmuszeni się z sobą kontaktować.
Lubił uważać siebie za inteligentnego faceta. Ale gdy chodziło o Daley Martin, czuł się jak nastolatek doświadczający burzy hormonów.

Kusiło ją, by udać niedyspozycję żołądkową i wymówić się od kolacji i uroczystości próbnej. Ktoś by ją zastąpił. To nie wymaga specjalnych umiejętności. Jednak gdy wyobraziła sobie rozczarowanie Tabby, zrezygnowała z tego pomysłu. Jest główną druhną, ta rola to najświętszy zaszczyt. Poza tym Tabby jest jej siostrą. Do tej pory pamiętała dzień, w którym rodzice przywieźli nowo narodzoną dziewczynkę ze szpitala. Z miejsca się w niej zakochała.
Przez pierwszą dekadę była prawą ręką mamy. Żadnego zadania nie traktowała jako przykrego obowiązku ani naruszania wolności. Kochała siostrę. Czasami się sprzeczały, ale na ogół żyły w dobrej komitywie. Dlatego nie miała wyjścia, musiała robić dobrą minę do złej gry i z uśmiechem znosić Tristana.
Chyba nie będzie aż tak źle, myślała. Musi tylko wsparta na jego ramieniu przejść środkiem nawy, ale później rozejdą się każde w swoją stronę. Po uroczystości znowu będzie musiała dotknąć jego ramienia. Da radę. Poza tym tam przecież będzie z tuzin innych osób.
Wzięła szybki prysznic i przyjrzała się dwóm sukienkom przywiezionym na próbę ceremonii i kolację. Tabby zaaprobowała obie. Jedna była bezpieczna – niebieska z odcieniem zielonkawym, o prostym kopertowym kroju, przy szyi i na dole ozdobiona haftem w tym samym kolorze – i doskonale pasowała do jej blond włosów i karnacji.
Kiedy jednak przejrzała się w lustrze, skrzywiła się. Ziało nudą. Z jakiegoś powodu chciała coś udowodnić Tristanowi. Może to, że nie potrzebuje ani jego, ani jego prestiżowej agencji reklamowej?
Kiedy włożyła drugą sukienkę, jej żołądek wykonał salto. Różowa sukienka mini na cieniutkich ramiączkach, wcięta w talii, podkreślała wszystkie krągłości. Pokazanie się w niej wymagało pewności siebie.
Rozległo się pukanie. Wyjrzała przez judasza, a kiedy zobaczyła siostrę, otworzyła drzwi.
- Coś nie tak? – spytała zaniepokojona.
Tabby uśmiechnęła się rozbawiona.
- Czy panna młoda nie może wpaść do druhny?
Daley wyczuła w jej głosie nutę zdenerwowania.
- Wszystko w porządku?
- Tak. – Tabby weszła do pokoju. – Powiedz, czy to normalne, że nie świruję?
- Serio? – Daley zachichotała. – Świrujesz, bo nie świrujesz?
Tabby przysiadła na brzegu łóżka.
- Wiem. Nie jestem kretynką. Ale wszystko przebiega bez zarzutu. Jestem szczęśliwa, że wychodzę za Johna. Chyba to zbyt piękne, żeby było prawdziwe.
- Zasługujesz na każdą chwilę szczęścia. I jest dobrze. Tu odbędzie się wesele. Rodzina jest na miejscu. Nic złego się nie wydarzy.
- O ile ty i Tristan nie skoczycie sobie do oczu.
- Obiecuję, że do tego nie dojdzie. Przed chwilą wypiliśmy drinka w barze i uzgodniliśmy, że będziemy dla siebie mili.
Tabby zrobiła wielkie oczy.
- Żałuję, że tego nie widziałam.
- Och, nie było nic do oglądania. Zaproponował drinka. Zgodziłam się. Byliśmy dla siebie bardzo uprzejmi.
- Dlaczego go nie lubisz? Przyznaj, nie wierzysz, że kopie pod tobą dołki.
Czy wierzy? Możliwe, że już nie, pomyślała. Możliwe, że jej niechęć do niego to antidotum na uczucia, jakie w niej wzbudzał. Na zawrót głowy, jaki czuła przy nim. Jakby wyczekiwanie, że coś się wydarzy. Coś o podtekście seksualnym.
- Możliwe, że w przeszłości reagowałam zbyt emocjonalnie – powiedziała. – On nie jest czarnym charakterem. Ale nadepnął mi na odcisk. Jest arogancki i za bardzo pewny siebie.
- Czy można być za bardzo pewnym siebie? – zapytała Tabby. – Co poradzi na to, że jest bogaty, obłędnie przystojny i dobry w tym, co robi? Dla mnie jest zawsze bardzo miły.
- Cieszę się. Ich rodzina ma szczęście, że John znalazł właśnie ciebie.
- Może Tristan też kogoś znajdzie?
- Dziwne, że do tej pory mu się nie udało – zauważyła Daley. – Atlanta może i jest dużym miastem, ale liczba kawalerów do wzięcia nie jest nieskończona.
- John mówi, że Tristan jest pracoholikiem, a jeśli chodzi o kobiety, jest zbyt wybredny.
- Przyganiał kocioł garnkowi.
Tabby rozpromieniła się.
- Mój John w porę dostrzegł błąd. Już szedł w ślady brata, ale się zreflektował i teraz ma inne priorytety.
- Ciebie?
- Skromność nie pozwala mi się chwalić, ale tak. Nawet zaczął już przebąkiwać o dzieciach. I wie, że nie będę tolerowała ojca, którego nigdy nie ma w domu. Dziecko potrzebuje obojga w pełni zaangażowanych rodziców.
Daley zazdrościła siostrze niemal namacalnego przekonania o słuszności swoich decyzji.
Bardzo cieszyła się jej szczęściem. I miała wyrzuty sumienia, że jej zazdrości.
Tabby wstała i wygładziła sukienkę. W klasycznej małej czarnej od projektanta wyglądała elegancko.
- Powinnam iść. Cieszę się, że wybrałaś tę różową.
- Właściwie jeszcze nie podjęłam decyzji.
- Pannie młodej się nie odmawia. Niebieska jest w porządku, ale w tej wyglądasz szałowo.
- Na pewno nie zbyt szałowo?
- To moja kolacja próbna. Chcę, żeby wszyscy zobaczyli, jaką mam atrakcyjną siostrę. Poza tym dwóch drużbów Johna jest wolnych. Kto wie, co się wydarzy?
Z frywolnym uśmieszkiem na ustach wyszła z pokoju.
Daley ponownie przejrzała się w lustrze. Skoro Tabby wybrała tę sukienkę, niech tak zostanie. To ma być zabawa. Może poflirtuje z którymś z drużbów?
Tylko nie z Tristanem. Nie z Tristanem…

 

Fragment książki

 


Kobiety uciekały się do najróżniejszych sztuczek, by się dostać do Adama Langforda, a Melanie Costello była bliska pobicia rekordu świata w tej dziedzinie. Adam obserwował, jak na ekranie monitora pokazującego obraz z kamery przemysłowej skierowanej na bramę wjazdową zza ściany deszczu wyłania się jej samochód. Okolicą wstrząsnął silny grzmot.
- A niech mnie – mruknął. Jego pies, Jack, zaskomlał i trącił go nosem. – Masz rację. Tylko wariat przyjechałby tu w taką pogodę.
Perspektywa spotkania Melanie po raz drugi w życiu wywoływała w nim mieszane uczucia.
Rok temu wycięła mu niezły numer. Spędziła z nim najbardziej namiętną noc, jaką mógł sobie wyobrazić, lecz zanim się obudził, zniknęła bez słowa i pocałunku na pożegnanie. Zostało mu po niej tylko wspomnienie, od którego nie potrafił się uwolnić, i niezliczone pytania, na które nie znajdował odpowiedzi. Najważniejsze z nich brzmiało: Czy jeszcze kiedyś ją spotka i poczuje, że dzięki niej nareszcie żyje pełnią życia?
Poruszył niebo i ziemię, by się dowiedzieć, kim jest, lecz dopiero tydzień temu przypadkiem odkrył, że nazywa się Melanie Costello. Trzeba było skandalu rozdmuchanego przez tabloidy do wielkich rozmiarów, aby ich drogi znowu się przecięły. Teraz przyjeżdża ratować go przed atakiem brukowców.
Gdyby jakikolwiek inny specjalista od kreowania wizerunku podjął się tego zadania, graniczącego zresztą z niemożliwością, Adam znalazłby sposób, jak się wywinąć od współpracy, lecz to była jego jedyna szansa na konfrontację z kopciuszkiem. Nie zamierzał z tej szansy rezygnować, tak samo jak nie zamierzał zdradzać przed kopciuszkiem, że ją pamięta. Chciał to usłyszeć od niej. Wtedy może wszystko się wyjaśni.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Adam podszedł do kominka i pogrzebaczem poruszył żarzące się polana. Potem, ze wzrokiem utkwionym w płomieniach, jednym haustem dopił bourbona. Miał wyrzuty sumienia, że Melanie stoi przed domem, lecz uznał, że skoro tak jej się spieszyło, by od niego uciec, może teraz kilka minut poczekać, aż on wpuści ją do domu.

Jeszcze tydzień temu cudowna noc z Adamem była najsłodszą tajemnicą Melanie, a każde wspomnienie o niej wywoływało w niej przyjemne drżenie. Jeden telefon od ojca Adama, Rogera Langforda, położył temu kres.
Zaparkowała wynajęty samochód na podjeździe imponującej rozmiarami górskiej rezydencji, teraz wspaniale oświetlonej, i wysiadła. Czółenka na wysokim obcasie ślizgały się po mokrych kamieniach, targany wiatrem parasol nie chronił przed ulewą. Niebo przecięła błyskawica. Burza, która się zaczęła, kiedy Melanie ruszała z lotniska, teraz rozpętała się na dobre.
Mocno trzymając się poręczy, wspięła się po schodach. Miała nadzieję, że ktoś szybko przybiegnie i będzie mogła się schronić przed deszczem. Ktoś przecież otworzył bramę wjazdową. Ktoś jej oczekuje.
Gdy nikt się nie pojawiał, nacisnęła dzwonek. Każda sekunda zdawała się wiecznością, stopy zmieniły się w sople lodu, dotkliwe zimno przenikało przez płaszcz. Tylko nie zacznij się trząść, nakazała sobie w duchu. Zawsze gdy lekko zmarzła, dostawała dreszczy, których długo nie mogła opanować.
Już sama perspektywa spotkania z Adamem wystarczyła, aby wprawić ją w lekki dygot.
Przypomniała sobie chwilę, kiedy pierwszy raz go zobaczyła w tłumie gości na przyjęciu w Park Hotel przy Madison Avenue w Nowym Jorku. Bankiet zorganizowano z okazji wypuszczenia na rynek najnowszego oprogramowania stworzonego przez firmę Adama, AdLab. Rzadki talent, geniusz, wizjoner – to tylko niektóre z określeń, jakimi obdarzano Adama od chwili głośnej sprzedaży portalu społecznościowego ChatterBack, jeszcze zanim ukończył z wyróżnieniem studia ekonomiczne na Uniwersytecie Harvarda.
Melanie wystarała się o zaproszenie w nadziei na nawiązanie korzystnych kontaktów i pozyskanie nowych klientów. I nawet przez myśl jej nie przeszło, że opuści bankiet z bohaterem wieczoru, który na swoim koncie miał jeszcze jeden tytuł do sławy – niepoprawnego kobieciarza.

Z trzydniowym zarostem, w świetnie skrojonym, dopasowanym do sylwetki szarym garniturze Adam krążył wśród gości. Na jego widok Melanie chciała zapomnieć o wzorcu dobrych manier, jaki jej wpojono. Kiedy Adam zbliżył się do niej i zapytał, kim jest, przedstawiła się jako Mel. Nikt nie nazywał jej Mel.
Adam oświadczył, że jest główną atrakcją przyjęcia, posłał jej uwodzicielskie spojrzenie i o ułamek sekundy za długo przytrzymał jej dłoń. To wystarczyło, by się zaczerwieniła. Zanim się spostrzegła, siedziała na tylnym siedzeniu limuzyny wiozącej ich do apartamentu Adama. Na udzie czuła ciepło jego dłoni, na szyi delikatny dotyk warg.
Perspektywa ponownego spotkania z mężczyzną, który działał na nią jak narkotyk, należącym do wpływowej manhattańskiej rodziny, obdarzonym majątkiem, urodą i inteligencją, wywoływała nieprzyjemne ssanie w żołądku. Jeśli Adam ją rozpozna, warunek zachowania absolutnej dyskrecji postawiony przez jego ojca będzie niemożliwy do spełnienia.
Nie ma nic dyskretnego w przespaniu się z facetem cieszącym się wątpliwą sławą rekordzisty w przygodach z kobietami. Jego opinia amanta na pewno przyczyniła się do nagłośnienia przez media ostatniego skandalu. Melanie wzdrygnęła się. W jej życiu przygoda z Adamem była wydarzeniem jednorazowym i wyjątkowym.
Nie chciała być nieuprzejma i dzwonić ponownie, lecz zdążyła przemarznąć do szpiku kości. Im szybciej usiądą z Adamem do pracy, tym więcej zdziałają i tym szybciej będzie mogła przebrać się w piżamę i wsunąć pod cieplutką kołdrę w swoim hotelowym łóżku.
W chwili, kiedy nacisnęła dzwonek, Adam otworzył drzwi. Ubrany w dżinsy i granatowo-białą koszulę w szkocką kratkę, z rękawami podwiniętymi do łokci, wyglądał zupełnie inaczej niż w garniturze, lecz był równie przystojny.
- Pani Costello, jak sądzę. Jestem zdumiony, że zdecydowała się pani przyjechać tu w taką pogodę. Czy wynajęła pani kajak na lotnisku?
Jedną ręką trzymał skrzydło drzwi, drugą przeczesał ciemne włosy z kasztanowymi refleksami.
Melanie zaśmiała się nerwowo. Serce jej waliło. Przenikliwe spojrzenie stalowoniebieskich oczu okolonych długimi czarnymi rzęsami sprawiało, że czuła się, jakby stała przed Adamem naga. Wiedziała, że to wrażenie będzie jej towarzyszyło już do końca wizyty.
- Nie, wolałam wyższy standard i wybrałam motorówkę.
Adam uśmiechnął się ironicznie i ruchem głowy zaprosił ją do środka.
- Przepraszam, że kazałem pani czekać. Musiałem zamknąć psa. Potrafi zaatakować, jeśli kogoś nie zna.
Odwróciła wzrok. Nie mogła wytrzymać spojrzenia Adama. Przyjmując zlecenie od jego ojca, naiwnie zakładała, że Adam nie jest w stanie zapamiętać wszystkich kobiet, jakie przewinęły się przez jego łóżko. Na wszelki wypadek skróciła włosy i przefarbowała je z popielatego blondu na złocisty.
- Miło mi pana poznać, panie Langford – wybąkała, podając mu rękę.
Dłoń miał niewiarygodnie ciepłą.
- Proszę zwracać się do mnie Adam – rzekł. – Nie miała pani problemów ze znalezieniem drogi w tym deszczu?
Nie pamięta mnie, pomyślała z ulgą.
- Żadnych – skłamała. Jechała dwie godziny, wytężając wzrok, aby cokolwiek dojrzeć przez szybę zalewaną strugami wody i klęła GPS-a na czym świat stoi.
- Wezmę twój płaszcz.
Zaskoczył ją. Nie stać go na służbę?
- Trudno tu w górach znaleźć kogoś do pomocy w domu? – zagadnęła.
Kiedy wieszał jej płaszcz w szafie, skorzystała z tego, że na nią nie patrzy, wygładziła czarne spodnie i poprawiła szarą jedwabną bluzkę.
- Mam gospodynię i kucharkę, ale odesłałem je do domu. Nie chciałem, żeby jechały w tym deszczu.
- Przepraszam za spóźnienie, ale musimy trzymać się planu. Jeśli dzisiaj przejrzymy strategię kampanii w mediach, cały jutrzejszy dzień będziemy mogli poświęcić na przygotowanie wywiadów.
Sięgnęła do torby i wyjęła książki. Adam wziął je od niej, spojrzał na tytuły na grzbietach i prychnął z pogardą.
- „Tworzenie własnego wizerunku w świecie korporacyjnym”. Chyba żartujesz? Ludzie czytają takie rzeczy?
- To świetna książka.
- Chodźmy dalej. Mam ochotę na drinka.
Zaprowadził ją do salonu z wysokim belkowanym sufitem z sekwoi. Wygodne kanapy, skórzane fotele i ogień na kominku stwarzały przytulną atmosferę.
- Wspaniały dom – oceniła. – Teraz rozumiem, dlaczego urządziłeś tu sobie schronienie przed światem.
- Uwielbiam Nowy Jork, ale tutejszy spokój i górskie powietrze są niezrównane. To jedyne miejsce, gdzie mogę oderwać się od pracy. – Westchnął. – Chociaż w końcu praca i tu mnie dopadła.
Melanie uśmiechnęła się z przymusem.
- Nie traktuj tego jako pracy. Mamy po prostu problem do rozwiązania.
- Nie chcę obrażać twojej profesji, ale czy nie męczy cię martwienie się tylko o to, co ludzie myślą? Kształtowanie opinii publicznej? Nie wiem, dlaczego się tym przejmujesz. Media mówią, co chcą. Prawda jest ostatnią rzeczą, na jakiej im zależy.
- Dla mnie to, co robię, to gaszenie pożaru nowym pożarem. – Wiedziała, że Adam będzie trudnym klientem. Nienawidził prasy, a uporczywe powracanie przez tabloidy do incydentu z jego udziałem okrzyczanego „Wpadką Królowej Balu” tylko pogarszało sprawę.
- Dla mnie to duża strata pieniędzy. Zakładam, że godziwą część tej sumy mój ojciec przeznaczył na twoje honorarium.
Melanie wydęła wargi. Słowa Adama ją zirytowały.
- Bardzo godziwą. To powinno być dla ciebie dowodem, jaką wagę ojciec przywiązuje do tej afery.
Honorarium zaproponowane przez Rogera Langforda znacznie przewyższało miesięczne zarobki od wszystkich klientów razem wziętych. Jej agencja, Costello Public Relations, nieźle się rozwijała, lecz jak Adam trafnie stwierdził, w tej branży najważniejsze jest stwarzanie pozorów. Do osiągnięcia sukcesu potrzebne jest eleganckie biuro i nieskazitelny strój, a to kosztuje.
Nagle zza drzwi rozległo się szczeknięcie.
- Nie boisz się psów? – zapytał Adam. – Zamknąłem go w sieni, ale on woli być tam, gdzie coś się dzieje.
- Wypuść go, oczywiście – odparła, rozkładając rzeczy na niskim stoliku. – Jak on się wabi?
Znała odpowiedź, wiedziała również, że ulubieniec Adama to słodki olbrzym, mieszaniec mastiffa z dogiem niemieckim.
- Jack. Nie przeraź się. Wygląda groźnie, ale jest bardzo przyjacielski. – Jack szczeknął ponownie. Adam otworzył drzwi, a wtedy pies go wyminął i ślizgając się po podłodze, pomknął w stronę Melanie. – Jack! Nie! – zawołał Adam, lecz pupil go nie słuchał. – Dziwne – mruknął. – Jack nigdy tak się nie zachowuje w stosunku do obcych. Nigdy.
Melanie nie spodziewała się, że Jack zdradzi, iż są zaprzyjaźnieni. Zanim tamtej pamiętnej nocy wyśliznęła się z apartamentu Adama, zatrzymała się w kuchni i pożegnała z nim.
- Może wyczuł, że lubię psy? Zabierzmy się do roboty, dobrze? Czeka mnie jeszcze droga powrotna do hotelu.
- Wykluczone. Nigdzie cię nie puszczę – zaprotestował Adam i ruchem głowy wskazał ogromne okna, o które bębnił deszcz. – Drogi mogą być zalane.
- Jestem dobrym kierowcą. Poradzę sobie.
Kierowcą była kiepskim. Po Nowym Jorku poruszała się taksówkami. Prawo jazdy przydawało jej się tylko podczas podróży służbowych.
- Żaden samochód nie jest amfibią. Dostaniesz pokój gościnny. Nalegam.
Bała się, że jeśli zostanie, Adam ją sobie przypomni i zażąda wyjaśnień. Nie miała jednak wyboru. Jeśli gdzieś po drodze utknie, niewiele zdziała.
- Dzięki. Jedno zmartwienie mniej.
- Pokażę ci pokój.
- Wolałabym przystąpić do pracy. Potem położę się wcześniej i od samego rana będziemy kontynuowali. – Wyjęła z teczki dwa segregatory. – Masz tu gabinet, gdzie moglibyśmy usiąść?
- Myślałem o kuchni. Otworzę butelkę wina. Dlaczego nie mamy zafundować sobie odrobiny przyjemności? – Obszedł wyspę kuchenną, schylił się i z szafki wyjął dwa kieliszki.
Melanie rozłożyła swoje materiały na marmurowym blacie i usiadła na wysokim stołku.
- Dziękuję. Nie powinnam pić.
- Nie wiesz, co tracisz. To chianti z małej winnicy w Toskanii. Nigdzie takiego nie dostaniesz.
Zamknęła oczy i pomodliła się w duchu o siły do wytrwania w mocnym postanowieniu, aby to spotkanie nie skończyło się tak jak poprzednie.
- Dobrze, tylko odrobinę na spróbowanie... Dziękuję, wystarczy.
Pierwszy łyk wina podziałał na jej nerwy jak balsam. Ciepło rozlało się po całym ciele. Jack podszedł i położył jej głowę na kolanach. Melanie zaczęła się kręcić, aby zniechęcić zwierzaka. Jack, nie! Nie lubimy się!
Adam postawił kieliszek na blacie i zmarszczył brwi.
- Mam dziwne wrażenie, że my skądś się znamy, panno Costello – oświadczył.
- Ludzie często mi mówią, że moja twarz wygląda znajomo – odparła. Jej głos zdradzał zdenerwowanie. Odwróciła się i pochyliła nas skoroszytami.
Adam uważał siebie za mistrza w odczytywaniu niuansów ukrytych w wypowiedziach kobiet, wyczulonego na wszelkie objawy zawstydzenia. Nie mógł uwierzyć, że Melanie usiłuje udawać, że nic między nimi nie było.
- Może robiłaś dla mnie jakieś zlecenia?
Nie odrywając wzroku od notatek, wzruszyła ramionami.
- Pamiętałabym.
Uznał, że czas zwiększyć napięcie.
- Spotykaliśmy się?
- Nie – odparła z lekkim wahaniem.
Formalnie rzecz biorąc, miała rację. Nie byli na randce. Adam spróbował więc podejść ją od innej strony.
- Czy mnie słuch nie myli? Masz chyba lekki południowy akcent.
Wyprostowała się na stołku, lecz wciąż nie patrzyła na Adama. Szkoda, myślał, ma takie piękne, krystalicznie niebieskie oczy. I widziałbym, czy mnie oszukuje.
- Wychowałam się w Wirginii.
- Na jakiejś imprezie poznałem babkę z Wirginii. Była ekstra. Może trochę postrzelona, ale ekstra. Nie mogę sobie przypomnieć jej imienia...

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel