Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Szczęście jest tak blisko
Zajrzyj do książki

Szczęście jest tak blisko

ImprintHarlequin
Liczba stron160
ISBN978-83-291-1364-9
Wysokość170
Szerokość107
EAN9788329113649
Tytuł oryginalnyUntouched Until the Greek's Return
TłumaczBarbara Bryła
Język oryginałuangielski
Data premiery2025-06-10
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Szczęście jest tak blisko" nowy romans Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE.
Po śmierci ojca Xander chce przywrócić do dawnej świetności należącą do rodziny grecką wyspę. Pamięta, że pracuje tam pewna Angielka, Rosy Boom, nauczycielka, którą ojciec bardzo cenił. Xander zamierza skorzystać z jej doświadczenia i wiedzy. Jest zdumiony, gdy poznaje Rosy. Nie spodziewał się, że jest tak młoda. Jej energia i entuzjazm wprawiają go w zachwyt. Rosy udaje się ożywić jego zamknięte od lat serce…

Fragment książki

Rom potrafił wyczuć ciszę przed burzą, ale dlaczego tutaj…? Dlaczego teraz?
Xander Tsakis doświadczył czegoś takiego wcześniej tylko raz. Wtedy jego życie zmieniło się gwałtownie na lepsze. Niezapomniana para Eleni i Romanos Tsakisowie wyciągnęła go z rynsztoka i zabrała do swego domu, by wychować jak syna. Czego więcej mógł oczekiwać od życia teraz? Dzięki ich miłości miał wszystko, do czego większość mężczyzn dążyła i zwykle nie miała szansy tego osiągnąć.
Jaką formę przybierze nadchodząca burza, dopiero się okaże, pomyślał, przeczesując dłonią niesforne czarne włosy. Usadowił się na miękkim fotelu w swoim najnowocześniejszym, zbudowanym na zamówienie helikopterze. Maszyna zabierała go w miejsce najbliższe w jego pojęciu domu rodzinnego – na maleńką wyspę Praxos, położoną u zachodniego wybrzeża Grecji.
Nie zawsze podróżował w takim luksusie. Jako dziecko jeździł co najwyżej na gapę na pace ciężarówki. Jego awans z rynsztoka był błyskawiczny, choć nie obyło się bez tragedii. Niedawna śmierć jego przybranego ojca, miliardera filantropa Romanosa Tsakisa była ostatnią z serii strat, jakie ponosił przez całe życie. Można powiedzieć, że wczesne lata Xandera były niezwykle trudne, ale wtedy trudności stanowiły dla niego normę.
Przyszedł na świat w domu publicznym i rósł pod opieką pracujących tam kobiet. Przyzwyczaiło go to do zmian i nietrwałości wszystkiego w życiu, a zwłaszcza miłości. Jego romska matka miała zaledwie szesnaście lat, kiedy go urodziła. Pozbawiona opieki lekarskiej zmarła zaraz potem, pozostawiając nowo narodzonego Xandera w burdelu jako maskotkę. W wieku sześciu lat postanowił, że zmieni swoje życie na lepsze. Kręcił się w pobliżu pięciogwiazdkowych lokali, kiedy nocami wyrzucano go na ulicę, by zaglądająca do burdelu policja nie zadawała pytań o jego obecność w takim miejscu. Widok bogatych i sławnych ludzi, wysiadających ze swoich limuzyn w pachnącym przepychu, przekonał ulicznego urwisa, że takiego właśnie życia pragnie.
Choć jego marzenie wydawało się nierealne, szczęście uśmiechnęło się do niego w dniu, w którym Romanos Tsakis zauważył go, jak grzebał w śmietniku na tyłach restauracji wyróżnionej gwiazdką Michelin, szukając jedzenia. Romanos i jego żona Eleni świętowali tam właśnie rocznicę ślubu. Dla sześcioletniego Xandera to, że obcy mężczyzna zaczepia go na ulicy, nie było niczym nowym. Nawet brudny i w łachmanach był ładnym dzieckiem, a także niezwykle bystrym jak na tak młodego człowieka. Wyczuł szóstym zmysłem, że to jest szansa, na jaką czekał.
Na szczęście czas pokazał, że instynkt go nie zawiódł. Życie, zanim Eleni i Romanos się w nim znaleźli, poraniło go jednak tak bardzo, że na początku nie potrafił im zaufać. Minęło dużo czasu, zanim ich miłość przebiła się przez mur, jakim chłopiec się otoczył. Udało im się to tylko dlatego, że nigdy z niego nie zrezygnowali. Obdarzyli go tak bezwarunkową miłością, że z czasem uwierzył, że brakowało im tylko aureoli. Szkoda jedynie, że ich naturalny syn Achilles tak bardzo pasował do roli diabła. Większy i starszy od Xandera o trzy lata, od początku żywił do niego nienawiść i robił wszystko, by go od siebie odepchnąć.
Teraz Xander leciał na ratunek wyspie, którą Achilles doprowadził do ruiny po przedwczesnej śmierci Eleni i Romanosa. Zatrzyma się w Wielkim Domu, jak nazywano dom rodziny Tsakisów. Tam jako dziecko nauczył się, że nawet życie dobrych ludzi może mieć ciemną stronę. Tą ciemnością był Achilles.
Dziś nie było tam już Eleni ani Romanosa, którzy czekaliby, by uściskać go na powitanie. Eleni zmarła niedawno i całkiem niespodziewanie. Los oszczędził jej traumy sekcji zwłok Romanosa i Achillesa, która wykazała, że jej syn, prowadząc samochód po pijanemu, zjechał z drogi i spadł z klifu z ojcem siedzącym na miejscu obok.
Kiedy ta tragedia się wydarzyła, Xander pracował nad ważnym projektem w miejscu tak odległym, że nie miał tam nawet zasięgu w telefonie. Zanim dramatyczne wieści do niego dotarły, pogrzeby jego ojca i brata już się odbyły. Z żalu niemal oszalał. A nie wiedział jeszcze wszystkiego, bo jego pracownicy uznali, że lepiej nie mówić mu przed jego powrotem o ruinie, do jakiej Achilles doprowadził wyspę.
Xander wyrzucał sobie, że powinien być na miejscu, by zapobiec tragedii. Ale nie mógł znaleźć się w dwóch miejscach naraz, a projekt czystej wody znaczył tak wiele dla Romanosa.
– Zawiśnij nad szkołą – polecił pilotowi, odrywając się od bolesnych myśli.
Wspieranie edukacji zawsze było imperatywem Romanosa. Teraz stało się jego własnym, bo chciał kontynuować dobre uczynki przybranego ojca. Przekonał się na własnej skórze, jak ważne było wykształcenie.
Czytając ostatnią wiadomość od ojca, zacisnął dłoń na telefonie. Utkwił wzrok w tekście, jak gdyby mógł on zawierać jakiś mały skrawek dobroci Romanosa.
Znalazłem wspaniałą nauczycielkę dla szkoły. Młodą kobietę Rosy Boom. Zaopiekuj się nią, Xanderze. Praxos nie może sobie pozwolić na jej utratę.
Poczucie winy znów zaczęło go dręczyć. Po śmierci Eleni chciał pozostać na wyspie, by wspierać pogrążonego w bólu Romanosa, ale ojciec błagał go, by doprowadził do końca projekt czystej wody, który miał być ukoronowaniem jego działalności charytatywnej.
Tutaj w niczym nie pomożesz, nalegał, a tamci ludzie Cię potrzebują. A kiedy dodał: Ich dzieci zasługują na taką samą szansę, jaką ja dałem Tobie... Xander nie miał innego wyjścia, jak tylko spełnić jego prośbę. Czasami myślał, że Romanos był jedyną osobą, która naprawdę go rozumiała.
– Jesteśmy prawie nad szkołą – oznajmił pilot.
Xander zacisnął zęby, oczekując, że ujrzy ślady zniszczenia. Czy szkoła w ogóle funkcjonowała, skoro, jak powiedzieli mu jego ludzie, Achilles ukradł przeznaczone na nią fundusze?
Jednak ku jego zaskoczeniu na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało nieskazitelnie. Dzieci biegały po placu zabaw, bawiąc się w berka z młodą kobietą. Kiedy ta dostrzegła helikopter unoszący się nad głowami, zatrzymała się i szybko zebrała swoich podopiecznych wokół siebie, jak gdyby chciała ich chronić.
– Dziękuję. Leć dalej – Xander poinstruował pilota.
A więc to była Rosy Boom. Z daleka nie wyglądała imponująco. Niewiele wyższa od swoich uczniów, poza bogactwem kasztanowych włosów nie wydawała się pięknością. Ale jej pierwszym odruchem była ochrona dzieci, co świadczyło na jej korzyść. Nie musiała się martwić o przyszłość szkoły. Xander może i był bezwzględny w interesach, ale edukacja była dla niego priorytetem, tak jak dla Romanosa.
– Zniż nas do dziesięciu stóp – poinstruował pilota, gdy śmigłowiec przechylił się, by kontynuować lot wzdłuż wybrzeża.
Xander zrzucił marynarkę i poluzował krawat. Oddychając z ulgą, odpinał guziki w koszuli. Rozebrał się i otworzył drzwi kabiny. Nagi, z wyjątkiem pary czarnych jedwabnych bokserek, wyskoczył i zanurzył się w morskie fale. Pod powierzchnią znajdowały się zdradzieckie prądy, ale dobrze znał te wody. Dwa miesiące, które minęły od jego ostatniej wizyty tutaj, przyniosły wiele tragicznych zmian, ale morze pozostało jedyną stałą i to tutaj czuł się naprawdę wolny. Składając ciche przyrzeczenie człowiekowi, który go wychował, przysiągł zapewnić mieszkańcom wyspy pomyślność.

To był on! Xander Tsakis. Nie można było pomylić emblematu na helikopterze. Rosy poczuła dreszcze, gdy potężny statek powietrzny rzucił cień na plac zabaw.
Czy teraz wszystko się zmieni? Czy Xander Tsakis będzie lepszy dla wyspy niż jego brat Achilles? Los uczniów bardzo leżał jej na sercu. Był tylko jeden sposób, by się przekonać. Pójdzie do niego i zapyta, co zamierza zrobić, by im pomóc.
Po kilku minutach jednak omal nie zmieniła zdania. Helikopter oddalił się i zaczął lecieć nisko nad morzem. Drzwi do kabiny otworzyły się i pojawiła się w nich postać mężczyzny. Wyglądał jeszcze bardziej imponująco, niż go sobie wyobrażała. Ledwo co ubrany, miał wspaniałe ciało. Mocno umięśnione i opalone, bez cienia biurowej bladości. W prasie pisano o nim: bezwzględny, twardy, grający w polo playboy. Balansując swobodnie na płozie helikoptera, wybrał odpowiedni moment, a następnie wykonał efektowny skok do morza.
Nie miała wielkiego doświadczenia w kontaktach z mężczyznami, ale widok prawie nagiego Xandera Tsakisa wywarł na niej ogromne wrażenie. Był jednak bratem Achillesa. Nie płynęła w nich ta sama krew, ale razem dorastali.
Prowadząc dzieci z powrotem do szkoły, Rosy zacisnęła zęby. Kimkolwiek i czymkolwiek okaże się Xander Tsakis przy bliższym poznaniu, przedstawi mu swoje obawy dotyczące szkoły.
Musiała wbić sobie do głowy, że Achillesa już nie ma i nigdy nie wróci, choć ilekroć wchodziła do klasy, miała wrażenie, że cień tego lubieżnego potwora czai się tuż za rogiem. Tamtego dnia przyłapał ją samą i czuła w nozdrzach mdlącą woń jego rzadko czyszczonych zębów, gdy przycisnął ją do biurka... Gdyby jej przyjaciółka nie weszła przypadkowo do klasy, kto wie, co mogłoby się wydarzyć?
Rodzina Tsakisów była właścicielem wyspy i wypłacała wszystkie pensje, dopóki Achilles nie zaczął kraść tych pieniędzy dla siebie. Trudności doprowadziły do powstania systemu handlu wymiennego, który wciąż działał dobrze, ale to nie mogło trwać wiecznie. Mieszkańcy wyspy w ramach protestu masowo wyjeżdżali na kontynent. Jeśli nic się nie zrobi w tej sprawie, w końcu nikt tu nie pozostanie.
Rosy wróciła z dziećmi do klasy, gdzie przygotowywały się do obchodów Panigiri. Było to święto, które za życia Eleni i Romanosa angażowało całą wyspę. Brak pieniędzy oznaczał, że w tym roku uroczystości musiały być bardzo skromne. Wszystko zależało od tego, co wolontariusze mogli dać, pożyczyć lub zrobić. Jeśli Rosy będzie miała z tym coś wspólnego, dzieci i tak odegrają swoją rolę i będą się dobrze bawić. Panigiri symbolizowało walkę wyspy o przetrwanie, a ona była zdeterminowana, by tę walkę wygrać.
Siedząc ze skrzyżowanymi nogami w kręgu na podłodze, otoczona dziećmi, wspominała swoje pierwsze spotkanie z Romanosem Tsakisem, człowiekiem, który zachęcił ją do zamieszkania na wyspie. Ten miliarder filantrop był fundatorem wielu uniwersytetów na całym świecie, a także gościem honorowym na rozdaniu dyplomów w Londynie, gdzie Rosy studiowała dodatkowo przez rok, zdobywając kwalifikacje nauczycielskie po tym, jak obroniła dyplom z literatury klasycznej. Od pierwszego spotkania czuła, że może starszemu panu zaufać. Była tak pochłonięta poznawaniem greckiej kultury, że poświęciła czas także na naukę współczesnego języka greckiego, a on był zachwycony, że mogła z nim rozmawiać w jego ojczystym języku. Z miejsca zaoferował Rosy pracę, dając jej idealną sposobność ucieczki od jej problemów. Nigdy nie żałowała decyzji o przybyciu na Praxos. Bez względu na to, jakim człowiekiem okaże się Xander Tsakis, przedstawi mu problemy wyspy i poprosi o natychmiastowe zajęcie się nimi.
Miała nadzieję, że Xander okaże jej więcej szacunku niż Achilles. Praxos była teraz jej domem, a w Anglii nie miała do czego wracać. Nowa żona jej ojca dała jej jasno do zrozumienia, że nie jest już mile widziana w swoim rodzinnym domu. Rosy nie chciała odmawiać ojcu drugiej szansy na miłość po tragicznej śmierci jej matki, ale martwiła się, że macochę tak naprawdę interesowały pieniądze jej ojca i piękny dom, który on i jej matka razem zbudowali.
– Zasługujesz na własne życie – powiedział Romanos, oferując jej pracę na Praxos. Instynkt podpowiadał jej, że jest dobrym człowiekiem. Ojciec błagał ją, by dała mu szansę na nowy związek, a ona pragnęła tylko, by odnalazł na nowo szczęście. Nalegania jego nowej żony przybrały praktyczny charakter i Rosy znalazła swoje rzeczy wepchnięte byle jak do walizki, czekającej na nią na progu domu, do drzwi którego jej klucz już nie pasował.
Odpychając od siebie złe wspomnienia, skoncentrowała się na pracy, którą należało wykonać po lekcjach. Założyła poplamiony farbą kombinezon i zaczęła malować szkolny płot, aby rano, kiedy już farba wyschnie, dzieci przychodząc do szkoły miały niespodziankę. Kiedy skończyła pracę, wróciła do środka, by posprzątać. Odskoczyła, gdy drzwi, które właśnie za sobą zamknęła, otworzyły się gwałtownie. Powiedziała sobie, że Achilles nie żyje i już nigdy nie będzie jej niepokoił, ale widok mężczyzny stojącego w drzwiach wcale jej nie uspokoił. To był Xander Tsakis. Tym razem przynajmniej kompletnie ubrany w obcisłe wytarte dżinsy, czarną koszulkę i solidne buty. Włosy wciąż miał mokre po kąpieli w morzu.
– Pani Boom?
Głos miał głęboki i ledwo wyczuwalny akcent. I nie wyglądał na zadowolonego. Szybko zorientowała się, dlaczego. Rękę miał ubrudzoną świeżą farbą!
– Przepraszam, kyrie Tsakis, nie spodziewałam się tu pana ani nikogo innego, inaczej bym...
– Inaczej co? – przerwał jej ostro. – Powiesiłaby pani kartkę „świeżo malowane”?
– Zrobiłam to….
– Ma pani coś, czym mógłbym to zmyć?
Wzdrygnęła się, gdy wyciągnął w jej stronę wielką, ubrudzoną farbą pięść.
– Oczywiście – powiedziała, z trudem koncentrując się pod spojrzeniem jego czarnych oczu. – I serdecznie witamy w domu – dodała, sięgając po butelkę spirytusu i czystą szmatkę.
– W tym chaosie? – warknął.
Szczyciła się swoimi umiejętnościami organizacyjnymi i to ją zabolało, ale był w końcu jej szefem.
– Powiesiłam kartkę. Musiała sfrunąć.
– Najwyraźniej.
Górował nad nią niczym nieziemski kolos i był tak szokująco przystojny, że pozbawiał ją tchu. I choć doświadczenie z Achillesem nauczyło ją ostrożności, jej ciało zareagowało z niepokojącym zachwytem.
– Przynajmniej próbował pan zamknąć bramę – powiedziała, gdy zaczął zmywać farbę z rąk. – I doceniam to, że pan wpadł...
– Już mnie pani odprawia? – spytał ostro.
– Nie, oczywiście, że nie. Jak już powiedziałem, serdecznie witamy, kyrie Tsakis. Wszyscy na Praxos są szczęśliwi z pańskiego powrotu. Wyspa pana potrzebuje... Szkoła pana potrzebuje... – Ja cię potrzebuję. Omal nie powiedziała tego na głos.
Uniósł ironicznie hebanową brew.
– To był długi dzień. Musi pan być zmęczony.
Rozejrzał się dookoła, wyraźnie zainteresowany kolorowymi obrazkami, które uczniowie Rosy namalowali w ramach przygotowań do Panigiri.
– Dzieci ciężko pracowały, by stworzyć coś wyjątkowego na tę uroczystość – wyjaśniła, ciesząc się, że może skupić się na czymś innym niż ten zadziwiająco męski facet.
Trudno było wyobrazić sobie kogoś bardziej różniącego się od Achillesa, który był gruby, miał ziemistą cerą i nieświeży oddech. Jego przybrany brat był pięknym charyzmatycznym mężczyzną, wysportowanym i opalonym, o mocnych białych zębach. A jednak nie czuła przed nim strachu. Obudził w niej ducha walki. Zamierzała wykorzystać tę szansę – wstać i powiedzieć swoje.
– Wszyscy oczekujemy, że będzie pan na miejscu, by im kibicować.
Nie odpowiedział.
– Widząc stan reszty wyspy, chciałem się dowiedzieć, co się tutaj dzieje – odezwał się w końcu.
– Mam nadzieję, że nie jest pan rozczarowany?
– Jest za wcześnie, by to stwierdzić.
Rosy czuła się przy nim nieswojo we własnej skórze. Z relacji prasowych wiedziała, jakimi kobietami się otaczał. Żadna z nich nie miała rudych włosów ani piegów, nie mówiąc już o okularach z lumpeksu sklejonych taśmą.
– No dobrze – powiedział, odwracając się, jak gdyby zobaczył już wystarczająco dużo.
Nie, nie! Muszą jeszcze porozmawiać!
– Czy mógłby pan zaczekać kilka chwil i pomówić ze mną o szkole?
Powoli obrócił się w jej stronę i założył okulary przeciwsłoneczne.
– Nie – powiedział krótko. – Mam o wiele więcej do zobaczenia, jak zapewne może sobie pani wyobrazić.
– A może znajdzie pan czas, by porozmawiać ze mną dziś wieczorem?
– Jest pani uparta.
– Przyjdę do pańskiego domu. O której mam się zjawić?
Potrząsając głową, rzucił jej ostre spojrzenie, ale nie mogła się teraz wycofać, stawka była zbyt wysoka.
– Dobrze prosperująca szkoła jest kluczowa dla odbudowy wyspy – wyszeptała.
Wpatrywał się w nią, aż poczuła, że policzki jej płoną. Ale w końcu otrzymała odpowiedź, na którą miała nadzieję:
– Punktualnie o ósmej w Wielkim Domu.
Dokonała szybkich obliczeń w głowie i upewniła się, że jej przyjaciółka Maria, gospodyni Tsakisów, nadal będzie w pracy, więc nie spotka się z nim sam na sam.
– Punktualnie o ósmej – powtórzyła.
Sięgając do klamki, dodał tylko:
– Proszę się nie spóźnić.
Opierając się chęci zasalutowania, poszła za nim, by zamknąć drzwi.
– Kim są ludzie na tych obrazkach? – zapytał nagle. Zatrzymał się tak gwałtownie, że omal na niego nie wpadła.
– To pańscy rodzice – wyjaśniła, cofając się o kilka kroków. – Dzieci uparły się, że muszą być częścią naszych uroczystości, więc namalowały ich portrety.
– Eleni i Romanos byliby wzruszeni. – Wyraz jego twarzy świadczył o tym, że nie był bezmyślnym głupkiem pokroju Achillesa, ale wrażliwym człowiekiem. – Nigdy nie zapomnę ich dobroci.
– Powrót na wyspę musi być dla pana bardzo trudny.
Odwrócił się i przeszył ją wzrokiem.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel