Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Szejkowie też żenią się z miłości / Co serce podyktuje
Zajrzyj do książki

Szejkowie też żenią się z miłości / Co serce podyktuje

ImprintHarlequin
Liczba stron320
ISBN978-83-8342-408-8
Wysokość170
Szerokość107
EAN9788383424088
Tytuł oryginalnyThe Desert King Meets His MatchAwakened by the Wild Billionaire
TłumaczEwa PawełekAnna Dobrzańska-Gadowska
Język oryginałuangielski
Data premiery2024-02-01
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Szejkowie też żenią się z miłości" oraz "Co serce podyktuje", dwa nowe romanse Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE DUO.

Rosanna MacIain zajmuje się szukaniem partnerów dla osób z elit towarzyskich. Otrzymuje zlecenie znalezienia odpowiedniej żony dla szejka Salima. Gdy przybywa do pałacu, rozpoznaje w Salimie mężczyznę, z którym pół roku wcześniej połączył ją namiętny pocałunek na weselu znajomych. Nie jest jej łatwo podsuwać mu piękne kandydatki, gdy sama tęskni za nim całym sercem. A szejk nie ułatwia jej zadania, bo każdą krytykuje i odrzuca. Za to coraz goręcej patrzy na nią…

Gdy Emma Brown poznaje na balu w Melbourne Alexandra Hastingsa, angielskiego arystokratę, nie może uwierzyć, że zwrócił uwagę właśnie na nią. Zgadza się na niezobowiązujący romans, bo Alexander podoba jej się jak żaden mężczyzna dotąd. Czuje, że łączy ich coś znacznie głębszego, ale Alexander uparcie twierdzi, że nie wierzy w miłość i nie chce trwałego związku. Emma będzie musiała go przekonać, by nie uciekał przed własnym szczęściem…

 

Fragment książki

 

– Ktoś powinien zakazać gry na dudach.
Kobieta na tarasie odwróciła się na dźwięk jego słów. Fale ciemnych włosów zachęcająco spływały jej na ramiona. Ich spojrzenia się spotkały i Salim poczuł w sobie nieznane ciepło. Dotychczas widział ją tylko z daleka, czasem zerkali na siebie ukradkiem albo czuł, że to ona go obserwuje. Uśmiechnęła się naturalnie, pociągającym uśmiechem, piękniejszym niż wszystkie hollywoodzko sztuczne wokół.
– Nie przepada pan za dudami?
Salim przysunął się bliżej miejsca, w którym stała, oświetlona przez lampy ustawione na skraju trawnika. W oddali rozciągało się jedno z tysięcy szkockich jezior, za nim widniały ciemne góry. W przeciwieństwie do innych gości nie miała na sobie sukni wieczorowej, ale damski garnitur skrojony, by podkreślić jej kształty i kusząco długie nogi. Wyróżniała się, sam nie wiedział, dlaczego.
– Nie powiedziałbym. Dudy są niezwykłe w pewnych okolicznościach.
Teraz to ona poruszała go swoją bliskością. Intrygowała go. Nie była piękna, lecz niebezpiecznie kusząca. Patrzył na nią i w myślach powtarzał „moja”. Nie do końca świadomie. Salim był nowoczesnym mężczyzną, który obracał się w pełnej konkretów rzeczywistości, bazował na faktach i wielokrotnie wszystko sprawdzał. Mimo to ufał swojemu instynktowi, który niejednokrotnie ratował go z opresji. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i Salim znów poczuł to niezwykłe ciepło rozchodzące się po nim jak poranne słońce po schłodzonej nocą ziemi.
– Może pan zamówić dudziarza na poranne budzenie. Wątpię jednak, czy zyskałby pan popularność wśród gości.
Jej śmiech wywołał falę podniecenia, które osłabiło mu kręgosłup, ugięło nogi i zmusiło do zasłonięcia grożącego eksplozją rozporka. Jego ciało właśnie tak reagowało na atrakcyjność kobiet. Zupełnie inaczej wyglądało podniecenie, gdy pędził przed siebie na nieokiełznanym koniu. Kiedy o tym myślał, odwróciła się, jakby chciała podziwiać widok doliny w gasnącym świetle, a może dać mu do zrozumienia, że czas zakończyć rozmowę i wrócić na bal, że wcale nie była nim zainteresowana, mimo spojrzeń, które mu wysyłała. Wycofanie się nie wchodziło w grę. Ucieczka? Nigdy.
Tuż za jego plecami otworzyły się przeszklone drzwi. Pojawił się kelner z tacą i dwoma kieliszkami szampana. Salim uniósł je i zaoferował jej jeden z nich. Odwróciła się w jego stronę. Stał teraz wystarczająco blisko, by odkryć, że jej oczy były srebrzystoszare, jak tafla jeziora za jej plecami albo jego oficjalny bułat.
– Zamówił pan szampana?
Jej słowa były jak ostre noże. Wyczytał w jej oczach… Może nie gniew, ale cień czegoś zaskakującego w przypadku tak eleganckiej, niezależnej kobiety. Zdenerwowanie. Czy bała się tego, że pociągał ją tak, jak ona jego?
– Tak. Rozmowa z panią wydała mi się nieskończenie bardziej ekscytująca niż powrót do zatłoczonej sali. – Zawahał się. – Ale jeśli życzy pani sobie zostać sama...
– Nie!
Błyskawiczna odpowiedź uspokoiła go.
– Dziękuję. Z przyjemnością napiję się szampana – dodała.

Rosanna nie bawiła się w przypadkowe romanse. Nie całowała się z nieznajomymi. Więc jak to się stało, że niemal przylgnęła do przystojnego nieznajomego, a jej serce waliło jak opętane, popychając ją bliżej i bliżej tego doskonałego męskiego ciała? Jak to możliwe, że z ramieniem wokół jej talii i językiem głęboko w jej ustach wciąż wydawał się odległy, wciąż pragnęła go bliżej siebie? Mimo splątanych języków, gorących oddechów i żaru w żyłach chciała więcej, dużo więcej. Napierała na niego piersiami. Gdy usłyszała pomruk rozkoszy, przeszył ją dreszczyk emocji. Nigdy, przez całe dwadzieścia sześć lat, nie całowała się w ten sposób. Nigdy tak nie reagowała. Ta nieposkromiona żądza była czymś nowym i ekscytującym. Przypomniał jej się Phil. Ale przegoniła z myśli jego obraz. Zamiast tego przywołała obrazy z dzisiejszej nocy. Naturalne poczucie humoru mężczyzny, intrygujący błysk jego ciemnych oczu, kiedy rozmawiali o wszystkim i o niczym, zapominając, że za ścianą bawili się inni goście... Dźwięk jego głosu połączony z melodyjnością wypowiedzi sam w sobie był jak pokusa... Sposób, w jaki jej słuchał, stanowił wyzwanie, by żyć chwilą.
Czy kiedykolwiek mężczyzna uwiódł ją wnikliwością i poczuciem humoru? Błyskotliwością i urokiem osobistym sięgał po nią, dopóki się nie poddała. Już pierwszy dotyk sprawił, że jej piersi rwały się ku niemu, a silne pulsowanie w złączeniu ud nie pozostawiało wątpliwości, czego chciała. Przez chwilę myślała, by się wycofać, przerażona wewnętrznym żarem. Zauważyła, że jego też zaskoczyła ta nagła żądza. Przez chwilę przestali oddychać, rozważając, jak powinni się zachować. Ale tylko przez chwilę. Powoli uniósł do ust jej dłoń i lekko przyciągnął ją do siebie. Przechyliła głowę, ocierając się o niego, pomrukując, gdy jedną rękę wsunął w jej włosy, a drugą pod jej czarny żakiet. Długie palce niewiarygodnie wolno muskały srebrzysty materiał jej bluzki. Dawał jej możliwość ucieczki czy chciał torturować ją pragnieniem ciągu dalszego? Zdesperowana, chwyciła jego dłoń i położyła sobie na pierś. Świat zawirował, gdy kciukiem zaczął muskać jej sutek, a następnie chwycił go w palce i ścisnął. Ten dotyk przerodził się w fajerwerki doznań. Spijała z jego ust szampana i egzotyczną zmysłowość.
Rosanna była wdzięczna nadgorliwej pokojówce, który zaproponowała, że wypierze część jej ubrań i przypadkowo musiała zgarnąć z podłogi jej jedyny stanik. Dlatego teraz sprawna męska dłoń pieściła jej piersi osłonięte jedynie delikatnym materiałem bluzki. Przygarnął ją mocniej, wtulił w siebie, aż jego erekcja wbiła się w jej brzuch. Ile by dała, by mogli połączyć się nagimi ciałami, poczuć jego skórę na swojej. Pal licho rozsądek, choć mózg właśnie tego się domagał, rozsądku. Jakby na przekór, zajęła się jego jedwabną muszką, na początek…
– Przepraszam. Proszę pana…
Zamarli. Przez dłuższą chwilę stali nieruchomo, złączeni jak kamienne posągi zakochanych. Potem to on uniósł głowę. Jego oddech był jak pieszczota, a ciemne oczy złożyły jej obietnicę, która zakwitła w niej nieznanymi emocjami. Wyprostował się i stanął tak, jakby chciał ją uchronić przed spojrzeniami młodego człowieka za jego plecami.
– Słucham, czy coś się stało?
– Przepraszam, ale jest do pana telefon. To ważne, inaczej nie ośmieliłbym się…
Salim odetchnął głęboko, zrezygnowany.
– W porządku, Taqi. Rozumiem. Zaraz przyjdę.
Rosanna w ogóle nie słyszała kroków oddalającego się młodzieńca, serce biło jej tak głośno, że dudniło jej w uszach. Powietrze nagle zrobiło się chłodniejsze, ręka Salima uwolniła jej pierś, a on sam cofnął się, trzymając ją za ramiona, jakby zdawał sobie sprawę, że uginały jej się kolana.
– Przepraszam – powiedział z silnym, nieznanym jej akcentem.
Spojrzała w hebanowe oczy i w milczeniu skinęła głową. Czy przepraszał za tę przerwę, czy za to, że dał się ponieść emocjom w miejscu publicznym? Mieli szczęście, że podejrzał ich tylko ktoś znajomy i zapewne dyskretny.

Sama nie żałowała niczego, z wyjątkiem tego, że im przerwano. Wpadła prosto w wir pożądania i było to najbardziej ekscytujące wydarzenie w jej życiu, co niestety nie najlepiej świadczyło o jej dotychczasowych doświadczeniach z mężczyznami. On zresztą też wydawał się oszołomiony gwałtownym powrotem do rzeczywistości.
– Muszę iść. Taqi nie szukałby mnie bez ważnego powodu.
Skinęła głową.
– Rozumiem.
Nie ruszył się, po prostu stał, patrząc na nią ciemnymi, nieodgadnionymi oczami. Potem się ukłonił.
– Dziękuję – wyszeptał.
Została sama, patrząc, jak eleganckim krokiem doszedł do sali balowej. Z ręką na sercu przeszła do ciemnego kąta na końcu tarasu, by tam spokojnie zaczekać, aż jej oddech wróci do normalności, a wewnętrzne fajerwerki przestaną eksplodować.
Nie do końca mogła uwierzyć w to, co się stało. Nigdy nie reagowała tak intensywnie na żadnego mężczyznę, nawet na Phila, którego kiedyś planowała poślubić! Świadomość tego powinna ją szokować, jednak wszystko, co w tej chwili czuła, to poczucie nieuchronności. Kobieta, która nigdy nie chciała przygody na jedną noc i nauczyła się analizować każdy krok, zanim zaufała mężczyźnie, nagle została przygnieciona tęsknotą z powodu jego odejścia.
Przygładziła włosy, zapięła guziki i przysiadła na najbliższym kamiennym siedzeniu, by czekać na jego powrót. Salim nie wrócił. Wkrótce wszyscy goście opuścili salę i z tarasu oglądali imponujący pokaz fajerwerków na cześć lorda i panny młodej. Wieczór rozpoczynał serię uroczystości z okazji ich ślubu. W jaskrawym świetle fajerwerków Rosanna przeszła przez wiwatujący tłum, szukając pięknego nieznajomego. Nie było go. A ona nawet nie znała jego imienia.

– Ależ, Mary, nie jestem na to gotowa! Nigdy tego nie robiłam! Nie tak!
– Jesteś ekspertem do spraw rekrutacji, prawda? To kolejna praca w twoim wyuczonym zawodzie.
– Kolejna praca? – Rosanna patrzyła niewidzącym wzrokiem na uroczy ogród za domem jej ciotki w Chelsea. – Zapewniam cię, że nawet według twoich zawyżonych kryteriów nie jest to praca jak każda inna.
Zapadła cisza i Rosanna wyobraziła sobie swoją maleńką ciocię opartą o stelaż szpitalnego łóżka, bijącą się z myślami, z telefonem przy uchu i ustami zaciśniętymi w wąską linię.
– W porządku – odparła wreszcie Mary. – To nie jest zwykła praca, nawet jak na moje standardy.
W ustach Mary Best, znanej jako najlepsza specjalistka w branży, był to właściwie kosmiczny komplement. Ceniona w środowisku pobierała wysokie prowizje za swoje usługi, dlatego mogła sobie pozwolić na luksusowy dom w jednej z najdroższych dzielnic Londynu.
Rosanna odetchnęła. Miała rację. Nie stresowała się bez powodu. Wprawdzie była przyzwyczajona do pracy pod presją, z napiętymi terminami i absurdalnymi żądaniami, ale ta oferta wydawała się niecodzienna, inna niż wszystkie.
– Nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek potraktował ten kontrakt jako przeciętny, na pewno nie z tej klasy klientem.
– O czym nie rozmawiamy publicznie – powiedziała szybko Mary, jakby się bała, że pielęgniarki przechodzące obok jej pokoju mogłyby ją podsłuchać.
Rosanna wyprostowała się, zmęczona tą rozmową.
– W porządku, Mary. Możesz liczyć na moją dyskrecję.
Tyle mogła obiecać. Dyskrecja była jej drugą naturą, doszlifowaną w poprzedniej pracy, gdy korporacja zatrudniła ją w roli łowcy głów.
– Wiem, Rosanno. I wierz mi, będę ci dozgonnie wdzięczna za pomoc.
Głos ciotki złagodniał, co oznaczało, że wcześniejsze napięcie wynikało z czystej troski. Pewnie martwiła się, jak jej siostrzenica, nowa w biznesie, poradzi sobie z takim wyzwaniem. Ale nie było innego wyboru. Mary pracowała sama, miała jedynie sekretarkę na pół etatu i od niedawna Rosannę, która wciąż się uczyła. Takiej prowizji nie można było zignorować! Gdyby się jednak nie udało…
Rosanna zadrżała i mocniej ścisnęła telefon. Nie chodziło tylko o jej reputację i karierę, ale głównie o biznes ciotki. Jeśli jej się nie uda, to ich potężny klient wpłynie na decyzje innych potencjalnych klientów i wyrzuci Mary z rynku.
– Zrobię, co zechcesz, Mary, ale potrzebuję wskazówek.
Rosanna żałowała, że nie może spokojnie usiąść z ciotką oczekującą na operację, ale Mary nalegała, że nie ma czasu do stracenia. Zabroniła jej przychodzić do szpitala i skierowała ją prosto do Chelsea, do jej domowego biura.
– Oczywiście, będę tutaj, po drugiej stronie linii. Pamiętaj o wszystkim, czego cię nauczyłam. Nie proponowałabym ci współpracy, gdybym w ciebie nie wierzyła.
Zanim Rosanna zdążyła podziękować za zaufanie, Mary kontynuowała.
– Poprzeczka jest zawieszona znacznie wyżej, biorąc pod uwagę wyjątkową pozycję naszego klienta, ale zasady pozostają te same. Prześlę ci pliki. Załaduj je do swojego laptopa… Teraz notuj.
Dwadzieścia minut później lista instrukcji urosła, ku zadowoleniu Rosanny, bo konkretne zadania do wykonania oznaczały, że nie będzie miała czasu się denerwować. Mina jej zrzedła, gdy Mary podała ostatnią informację.
– Samochód przyjedzie po ciebie o dziesiątej rano, na mój adres.
– Dziesiąta? – Rosanna wpatrywała się w zegarek, kalkulując, ile czasu potrzebuje, by dojechać do swojego mieszkanka i się spakować.
– Co do minuty. Więc nie grzeb się. Trzymam kciuki.
Rosanna uznała, że będzie potrzebowała tyle szczęścia, ile tylko się da. Po raz pierwszy odegra główną rolę w świetnie prosperującej firmie ciotki, specjalizującej się w wyszukiwaniu odpowiednich partnerów czy partnerek ludziom z wyższych sfer, czyli w swataniu, mówiąc prościej. Jakby tego było mało, jej pierwszą samodzielną pracą będzie znalezienie idealnej narzeczonej dla szejka z królewskim rodowodem! To zlecenie nie było w niczym podobne do pracy w dużej korporacji w Sydney ani do asystowania ciotce przy jej kontraktach.
Nieuczciwość Phila sprawiła, że świat Rosanny rozpadł się. Zaproszenie od ciotki do pracy w Wielkiej Brytanii było kołem ratunkowym, które chwyciła, by uciec od plotek w firmie i dwuznacznych spojrzeń w domu. Współczucie i oburzenie rodziny odbierała jako dodatkowy balast. Popracowała w firmie ciotki zaledwie sześć miesięcy i od razu rzucono ją na głębokie wody, bardzo głębokie, bo rekrutacja dla korporacji to pestka w porównaniu z wyswataniem króla. W końcu odpowiednie narzeczone nie stoją na półkach w sklepie, trzeba przekopać świat elit, by je znaleźć.
Rosanna opuściła Australię w fatalnym stanie, i choć nie była niczemu winna, nie mogła odzyskać wiary w siebie, odkąd została oszukana. Powinna była przejrzeć Phila! Tymczasem jej – tak wychwalana – umiejętność oceniania ludzi na nic się zdała! Może to prawda, że skupiła się bardziej na karierze niż ich ślubie, że może wcale nie była tak zakochana, jak początkowo myślała.
Odetchnęła głęboko. Dość dołowania się! Z jej umiejętnościami zawodowymi, wskazówkami i kontaktami ciotki, była w stanie odegrać rolę dobrej wróżki dla jakiegoś Kopciuszka.
Miała tylko nadzieję, że przyszły król nie będzie wyglądał jak ropucha.

Wieczorem Rosanna znalazła się na tylnym siedzeniu limuzyny sunącej płynnie wzdłuż dobrze utwardzonej drogi, która otaczała stolicę Dhalkur. Słońce zachodziło za odległymi purpurowymi wzgórzami, sprawiając, że przez starożytne miasto przenikały złote, bursztynowe i fioletowe cienie. Zafascynowana, wpatrywała się w masywny mur, za którym widniały strzeliste iglice, kopuły i wieże.
Rosanna nie mogła się doczekać, kiedy opowie rodzicom o tym miejscu. Nadal martwili się o nią po skandalu w Australii i nagłej przeprowadzce do Wielkiej Brytanii. Dobrze byłoby poprawić im humory czymś naprawdę ekscytującym.
Przybyła do zupełnie nowego świata. Nie tylko dlatego, że znalazła się w królestwie, które do dziś było jedynie egzotyczną nazwą na mapie. Nawet powietrze było tu inne, suche, ciepłe i delikatnie pachnące czymś, co sprawiało, że nie miała ochoty się spieszyć, pragnęła jedynie głęboko oddychać.
Od momentu, w którym limuzyna zabrała ją z domu Mary, wkroczyła w świat swobody i luksusu, który od czasu do czasu podglądała dzięki uprzejmości zamożnych klientów jej ciotki, ale do którego nie należała.
Podróże międzynarodowe nigdy nie były tak łatwe. Nawet formalności paszportowe i kontrola celna zostały załatwione przez personel szejka, Rossanie pozostało jedynie delektować się komfortem na pokładzie prywatnego odrzutowca. Niestety, nie była w stanie się zrelaksować. Dręczyło ją niepokojące uczucie, że o czymś zapomniała, choć w przestworzach nie było sensu martwić się, czy spakowała ubrania odpowiednie do pałacu królewskiego. Stłumiła nerwowy śmiech. Na szczęście nie była na tyle ważna, by się tam zatrzymać. Zarezerwowano jej pokój w pobliskim hotelu, który idealnie jej odpowiadał.
Czy dobrze przygotowała się do swojej roli? Westchnęła głęboko. Nie czuła się gotowa pomimo godzin, które spędziła w samolocie, czytając akta potencjalnych kandydatek na żonę szejka. Mary przesłała jej tony danych, dlatego czekały ją jeszcze godziny czytania po zameldowaniu się w hotelu. No i musiała przeprowadzić bardziej szczegółowe „śledztwo” na temat swojego klienta. Jego Wysokość Szejk Salim z Dhalkur. Serce biło jej coraz szybciej. Uśmiechnęła się, bo mimo zdenerwowania była zachwycona, że ma możliwość wkroczenia w nowy, bajeczny świat. Ekscytowało ją poczucie odpowiedzialności za tak duży projekt, nawet jeśli wykraczał on poza jej wcześniejsze doświadczenie. Miłe uczucie.
Jeśli chodzi o Jego Wysokość, posłuchała rady ciotki i skoncentrowała się głównie na potencjalnych narzeczonych, nie na nim. Niewątpliwie szejk sam wkrótce wyposaży ją w informacje o swoich konkretnych upodobaniach i antypatiach. Nawet logiczne, mimo to czułaby się lepiej, gdyby miała o nim więcej informacji niż tylko imię, wiek – trzydzieści jeden – i stan cywilny – wolny, zawód – świeżo upieczony król.
Czytała jego ambitny program rozwoju państwa. Pojawiły się też spekulacje, że musi mieć naprawdę mocne argumenty i odwagę, by podjąć się zreformowania opartego na tradycji kraju. Nie znalazła jednak żadnych osobistych informacji ani plotek. Nie wiedziała o nim nic jako o człowieku. Był najwyższą władzą. Czy to możliwe, że kontrolował media?

 

Fragment książki

 

Emma Brown wzięła głęboki oddech i powoli zeszła po schodach na parter.
Wchodząc do sali balowej, rozejrzała się dookoła. Szukała wzrokiem przyjaciółki. Miała wielką ochotę setny raz poprawić maskę oraz fałdy sukni w kobaltowym odcieniu błękitu, lecz w ostatniej chwili skarciła się ostro.
Z lekkim uśmiechem popatrzyła na wysoką ścianę ze szkła, podziwiając tysiące złocistych lampek, których światło odbijało się na powierzchni basenu. Ten hotel zawsze robił na niej ogromne wrażenie, bardzo podobało jej się też to, jak rozrastające się miasto otacza go ze wszystkich stron.
Niewiele miejsc na świecie kochała tak gorąco jak Melbourne. Kompletnie zauroczona pięknymi hotelowymi wnętrzami, nie zwracała uwagi na przewijających się wokół niej ludzi, aż do momentu, gdy zderzyła się z imponująco umięśnionym ciałem.
Silne ramię objęło ją w talii, chroniąc od upadku.
– Och, bardzo przepraszam… – wyjąkała.
– Wszystko w porządku? – odezwał się głęboki, dźwięczny głos.
Emma zerknęła w górę, zaskoczona własną reakcją na angielski akcent i przenikliwe spojrzenie intensywnie niebieskich oczu.
– Tak – zaśmiała się nerwowo. – Jeszcze raz przepraszam za moją nieuwagę i życzę miłego wieczoru.
Odwróciła się i odeszła, czując, jak gorący rumieniec wypełza na jej policzki. Gdy po paru sekundach obejrzała się ostrożnie, z przyjemnością stwierdziła, że mężczyzna w smokingu i prostej czarnej masce nadal ją obserwuje.
Kątem oka dostrzegła swoje siostry, które zaczęły już przechodzić od jednej grupki gości do drugiej, a także Hannę machającą do niej z daleka. Hanna, jej najlepsza przyjaciółka, współlokatorka i wieczna wybawicielka, była jedynym powodem, dla którego Emma zgodziła się wziąć udział w tym balu na rzecz organizacji charytatywnych.
Poprzedniego dnia Emma obchodziła swoje dwudzieste ósme urodziny i Hanna uznała, że mogą śmiało przedłużyć uroczystości.
– Hej, wyglądasz cudownie. – Przyjaciółka serdecznie uściskała Emmę.
– Dzięki – wymamrotała Emma, mimo woli poprawiając srebrzystą maseczkę.
– Niejednemu facetowi zawrócisz dzisiaj w głowie. – Hanna zachichotała, okręcając wokół palca lśniący lok rudych włosów.
– Jesteś okropna.
– Pewnie masz rację. – Hanna podała Emmie wysoki kieliszek z szampanem. – Mam nieodparte wrażenie, że powinnaś się czegoś napić, zanim osaczą cię twoje siostry. A kim jest to ciacho, które tak uporczywie ci się przygląda?
– To chyba lord Alexander Hastings – wyszeptała Emma.
– Chyba czy na pewno?
– Nosi maskę, więc trudno o pewność.
– Może podejdziesz do niego, przedstawisz mu się i w ten sposób pozbędziesz się wątpliwości, co? Wygląda, jakby był mocno zainteresowany, poważnie.
– Nie wydaje mi się, zwłaszcza po tym, jak prawie go znokautowałam. – Emma parsknęła śmiechem.
– Idiotka z ciebie – prychnęła Hanna. – A skoro o idiotkach mowa… Nadchodzi Lauren.
– Świetnie.
Obie przywołały na twarz uprzejmy uśmiech, patrząc na zmierzającą w ich kierunku kobietę. Lauren, najstarsza i niewątpliwie najpiękniejsza z sióstr Emmy, została obdarowana przez los na wiele różnych sposobów, ale chyba największym prezentem, jaki otrzymała, była niezwykła przychylność ich ojca.
– Hej, siostro – przywitała ją Emma. – Gdzie Maddie?
– Gdzieś w okolicy – wyniosłym tonem odparła Lauren. – Widzę, że naprawdę się postarałaś.
Jednak Emma nie słuchała, wpatrzona w mężczyznę, który pociągał ją w nieznany jej dotąd, całkowicie prymitywny sposób. Stał teraz z jedną ręką w kieszeni, zajęty rozmową ze skupioną wokół niego grupą. Mimo przyćmionego oświetlenia widziała nieco ironiczny uśmieszek na jego twarzy i podejrzewała, że w pełni zdaje sobie sprawę z zainteresowania, jakie w niej wzbudził, chociaż może było to tylko wrażenie.
Starała się nie dopuszczać do świadomości kąśliwych uwag, wymienianych przez jej przyjaciółkę i siostrę, i była tym tak pochłonięta, że w ogóle nie zauważyła, kiedy dołączyła do nich Madison.
Dopiero pełen zniecierpliwienia okrzyk Lauren przywołał ją do rzeczywistości.
– Przepraszam – wykrztusiła. – Co się stało?
– Mogłabyś przynajmniej udawać, że słuchasz! – Lauren zmierzyła siostrę oskarżycielskim spojrzeniem. – Pytałam, co właściwie skłoniło cię do przyjścia na tę imprezę, bo przecież zamierzałaś siedzieć w domu ze zwierzakiem.
– Zmieniłam zdanie. No i zostałam zaproszona, tak samo jak ty.
– No, tak – mruknęła Lauren. – Nie zapominaj, że ja reprezentuję tu firmę.
Emma roześmiała się.
– Wiem, moja droga. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, żeby zająć twoje miejsce na środku sceny, szczególnie że reprezentowanie firmy nie należy do moich zadań.
– Dziewczęta, może powinnyśmy poszukać jakiegoś spokojniejszego zakątka. – Maddison rzuciła Emmie przepraszający uśmiech.
– Nie ma potrzeby, skarbie. – Lauren odrzuciła włosy do tyłu i podniosła kieliszek do ust. – Przecież tylko rozmawiamy…
Stojący dookoła ludzie rozmawiali, uśmiechali się i śmiali, i wszystko wskazywało na to, że nikt z nich nie zwraca najmniejszej uwagi na Emmę. Nikt poza jednym człowiekiem, który zmarszczył brwi, widząc, jak pogodny uśmiech znika z twarzy dziewczyny.
– Wydaje mi się, że powinnyśmy zająć się gośćmi – zasugerowała, starając się zneutralizować napięcie.
Doskonale wiedziała, że po paru minutach spędzonych tylko z Hanną jej dobry nastrój wróci, lecz niestety Lauren chwyciła ją za ramię i pociągnęła w tłum. Musiała spostrzec, że młodsza siostra gapi się na Alexandra Hastingsa jak zahipnotyzowana, i postanowiła coś z tym zrobić.
– Całkowicie się z tobą zgadzam – zasyczała. – Najwyższy czas poświęcić trochę czasu gościom.

Alex zauważył dwie idące w jego stronę kobiety i skrzywił się lekko, rozczarowany, że intrygująca brunetka nie jest sama.
Przez głowę przemknęła mu myśl, że ta reakcja jest najzupełniej bezsensowna i bezzasadna, bo przecież nie zamienił z nią choćby dwóch słów. Śmieszne, że w ogóle coś poczuł, a jednak tak było, i to za każdym razem, gdy zatrzymywała na nim spojrzenie tych niebiesko-szarych oczu.
Doskonale wiedział, że ona również nie czuje się komfortowo w tej sytuacji. Fascynowała go, chociaż nie miał pojęcia, co jest tego przyczyną.
Kiedy obie w końcu do niego dotarły, ogarnęło go rozdrażnienie, że to nie ona odezwała się pierwsza.
– Możemy się do pana przyłączyć? – zagadnęła oszałamiająco piękna blondynka.
W jej głosie brzmiała uwodzicielska nuta, która sprawiła, że Alex o mały włos nie zazgrzytał zębami. Znał aż zbyt wiele podobnych do niej kobiet.
– Proszę bardzo.
Szerokim gestem wskazał jedyne wolne krzesło, na które blondynka opadła z gracją.
– Lauren Brown. – Wyciągnęła do niego rękę. – A to moja siostra, Emma.
– Cała przyjemność po mojej stronie.
– Słyszę angielski akcent. – Lauren dotknęła jego ramienia. – Niedawno pan przyjechał?
– Niedawno – potwierdził z wymuszonym uśmiechem.
– Może poprosi mnie pan do tańca, żebyśmy się lepiej poznali…
W policzku Emmy zadrgał napięty mięsień. Wzięła głęboki oddech i na moment zamknęła oczy, a gdy uniosła powieki, była wyraźnie spokojniejsza. Ciekawe, pomyślał Alex.
– Znakomity pomysł – odparł. – Emmo, mogę prosić?
Podniósł się i wyciągnął rękę, nie spuszczając przenikliwego wzroku z jej twarzy, a ona, zaskoczona i zmieszana, podała mu dłoń.
– Z przyjemnością – powiedziała cicho.
Gdy prowadził ją na parkiet, kątem oka dostrzegł przeraźliwie kwaśny uśmieszek jej siostry.
– Nazywam się Alexander Hastings.
– Wiem. – Kiwnęła głową. – Chyba wszyscy w Melbourne wiedzą. Twój przyjazd wywołał spore poruszenie.
– Naprawdę? – rzucił, choć świetnie wiedział, że tak było.
I to nie tylko z powodu jego firmy. Media społecznościowe poświęcały mnóstwo uwagi trzydziestodwuletniemu miliarderowi, synowi angielskiego hrabiego, a szczególnie jego fizycznym zaletom. Na prawie każdym zdjęciu Alex pojawiał się z inną dziewczyną, i teraz, znajdując się tak blisko niego, Emma rozumiała, dlaczego tak się działo.
– Myślę, że doskonale o tym wiesz – uśmiechnęła się.
– Lubię, gdy ludzie zwracają na mnie uwagę. – Zsunął dłoń w dół jej pleców, zatrzymując ją tuż nad jej biodrami i przyciągając ją bliżej.
Natychmiast zauważył, że mocno przygryzła wargę. Wysoko cenił opanowanie, a ona popełniła zupełnie oczywisty błąd.
– Chyba powinniśmy rozejrzeć się za jakimś drinkiem – powiedział, przerywając zaczarowany moment.
Chwycił dwa kieliszki szampana z tacy niesionej przez przechodzącego obok kelnera i umiejętnie wyprowadził Emmę na taras nad basenem.
– Pięknie tu, prawda? – zagadnęła.
– Wyjątkowo – odparł, patrząc na nią uważnie.
Chłodny powiew sprawił, że zadrżała. Alex postawił swój kieliszek na stoliku, zdjął marynarkę i otulił nią jej ramiona.
– Dziękuję.
Jej uśmiech wprawiał go w jakiś dziwny stan. Nie miał pojęcia, jak może wydawać mu się tak intrygująca, skoro do tej pory nie widział nawet całej jej twarzy.
– Kocham to miasto. – Głos dziewczyny wyrwał go z zamyślenia. – Widziałeś już wszystkie ciekawe miejsca?
– Na pewno nie.
– W takim razie może kiedyś mogłabym ci je pokazać…
Jej obietnica sprawiła, że serce zabiło mu mocniej. Stanął obok niej przy balustradzie, myśląc, że jeszcze nigdy tak rozpaczliwie nie chciał wyjść z imprezy w towarzystwie jakiejś kobiety.
– Masz ochotę czegoś się napić? – zapytał.
– Przecież właśnie pijemy szampana – roześmiała się.
– Miałem na myśli jakieś spokojniejsze miejsce, z ciekawszymi widokami. – Jeden kącik jego ust uniósł się w uśmiechu.
Emma nie zdołała zdławić myśli, że bardzo chciałaby poznać smak jego warg.
– Chętnie. – W jej głosie nie było nawet cienia wahania.
Gdy położył dłoń na jej plecach i pokierował nią w stronę wyjścia, bijące od niego ciepło ogarnęło ją jak cudowna fala. W drzwiach złowiła mordercze spojrzenie Lauren i z trudem powstrzymała wybuch śmiechu.
W hotelowym holu Alex przepuścił ją w progu i znaleźli się na dziedzińcu, oddychając świeżym nocnym powietrzem. Chwilę później tuż przed nimi zatrzymało się luksusowe czarne auto i Alex pomógł jej wsiąść do środka.
Kiedy usiadł obok niej i podał szoferowi adres, Emma sięgnęła do wiązania maseczki, lecz on przytrzymał jej dłonie.
– Zostaw ją.
Patrząc mu w oczy i odczytując wszystkie kryjące się w nich zmysłowe obietnice, bezradnie opuściła ręce. Alex lekko ścisnął jej dłoń i utkwił wzrok w przemykających za szybą światłach wielkiego miasta.

Zatkało ją z wrażenia, naprawdę.
Alex nie kłamał ani nie przesadzał, bo praktycznie w ogóle nie zwróciła uwagi na wystrój apartamentu. Przed jej oczami roztaczał się wspaniały widok, zupełnie niesamowita panorama miasta.
Wyczuwając jego obecność za plecami, odwróciła się i zobaczyła, jak zdejmuje czarną maskę. Ogarnęła wzrokiem jego twarz i od razu pomyślała, że żadne ze zdjęć, które widziała, nawet w najmniejszym stopniu nie oddaje mu sprawiedliwości.
Zanim zdążyła się zorientować, już stał przed nią, zanurzył dłonie w jej włosach i lekkim pociągnięciem za wstążki uwolnił ją od srebrzystej maski.
– Cały wieczór miałem ochotę to zrobić – powiedział.
Podniósł jej rękę do ust i pocałował opuszki jej palców, muskając je językiem. Emma powoli wypuściła powietrze z płuc i zamknęła oczy. Alexander objął ją i przyciągnął bliżej. Gdy uwolnił jej dłoń, natychmiast położyła obie na jego piersi.
Długą chwilę bez słowa patrzyli sobie w oczy, a potem Alexander delikatnie popchnął Emmę w kierunku ściany ze szkła, przywierając do niej całym ciałem i wsuwając język między jej rozchylone wargi. Emma miała wrażenie, że płonie. Gwałtownym ruchem szarpnęła jego koszulę, wyciągając ją zza paska spodni i wsunęła pod nią dłonie, pieszcząc gorącą skórę i naprężone mięśnie.
Przez głowę Alexa przemknęła pełna zaskoczenia myśl, że chociaż ma za sobą wiele podbojów, żadna kobieta nie rozpaliła go tak bardzo od pierwszego dotyku. Czuł, że powinien zrobić krok do tyłu, dać sobie szansę na złapanie oddechu.
– Proponowałem ci drinka – odezwał się powoli, wbrew podpowiedziom instynktu nie wypuszczając jej z ramion.
Wyciągnął błyszczące spinki z jej włosów, uwalniając ciemną falę, która swobodnie opadła na jej ramiona. Jej uroda najdosłowniej zapierała dech w piersiach.
Uśmiechnęła się zalotnie.
– Raczej podziękuję – odparła.

Emma nie miała pojęcia, kim jest ta osoba, która tej nocy przywdziała jej skórę. Nigdy dotąd nie zachowywała się w tak śmiały sposób, zazwyczaj była cichą, spokojną i raczej nieśmiałą copywriterką, ale to nowe, nieznane oblicze sprawiło, że rzeczywistość wydała jej się dużo bardziej intensywna.
Alex zaśmiał się i szybko ją pocałował, jednak zanim zdążyła zareagować, odwrócił się i podszedł do barku.
– Na co masz ochotę? – zapytał.
– Na niespodziankę. – Usiadła przy kuchennym blacie, przyglądając się, jak on przygotowuje drinki.
Podał jej szklankę i pociągnął łyk ze swojej.
– Obiecałem ci wspaniały widok.
Chwycił ją za rękę i pociągnął do kabiny wewnętrznej windy, którą wjechali na prywatny taras na dachu budynku. Emma zmrużyła oczy, oszołomiona widokiem rozświetlonego Melbourne i prawie matowego morza.
– Gdybym mogła patrzeć na to codziennie, chyba nigdy nie opuszczałabym tego miejsca – westchnęła.
Przyrządzony przez gospodarza drink był słodki, miętowy i przepyszny, jednak nawet ten cudowny smak i wspaniały widok nie pozwoliły jej zapomnieć o bliskości mężczyzny. Po chwili, zupełnie jakby czytał w jej myślach, zaproponował, by wrócili do środka.
Kiedy wygodnie usadowili się na ogromnej pluszowej kanapie, Alex wsunął palce w jej włosy i przycisnął wargi do jej ust, tylko po to, by zaraz przerwać pieszczotę i znowu ją powtórzyć. Leciutkimi, gorącymi pocałunkami znaczył szlak wzdłuż jej dolnej szczęki i szyi i pośpiesznie wracał do jej warg.
Całował ją coraz bardziej namiętnie, gorączkowo, nie ukrywając zmysłowego głodu. Emma oddychała szybko, świadoma, że nie uda jej się ugasić ognia, który płonął w jej żyłach.
– Powiedz mi, czego pragniesz – wyszeptał, obsypując jej szyję i dekolt nienasyconymi pocałunkami.
– Ciebie – odparła, z trudem wydobywając głos z gardła. – Całego ciebie…
Przesunął dłoń w bok, odnalazł błyskawiczny zamek jej sukienki i powoli pociągnął go w dół. Kiedy jego ciepłe palce spoczęły na jej nagiej skórze, po plecach przebiegł jej gwałtowny dreszcz. Alex pocałował jej obnażone ramię, rozpinając suwak do końca. Emma pragnęła teraz tylko jednego – aby uwolnił ją z sukni i wziął w posiadanie całe jej ciało.
Jego wargi pieściły jej piersi i brzuch, język masował sutki. Gdy wreszcie dłonie Alexa wtargnęły pod jej majtki i zsunęły je z jej bioder, Emma otworzyła się na jego dotyk niczym rozchylający płatki kwiat. Przyklęknął przed nią i pocałował ją namiętnie.
– Może przejdziemy do sypialni? – zapytał niskim głosem.
Kiedy skinęła głową, wziął ją na ręce i ruszył korytarzem do swojego pokoju. Emma usiadła na łóżku i popatrzyła na niego spod opuszczonych rzęs.
– To niesprawiedliwe – zauważyła cicho. – Ty nadal jesteś ubrany.
– Więc zrób z tym coś – szepnął jej do ucha.
Nieśpiesznie rozpięła jego koszulę, zaczynając od dołu i posuwając się wyżej z przerwami, po jednym guziku. Miała nadzieję, że uda jej się doprowadzić go do stanu tak wielkiego podniecenia jak ten, w którym sama się znalazła. Zdjęła koszulę z szerokich ramion, odsłaniając imponująco umięśnioną klatkę piersiową i, nie mogąc się powstrzymać, drżącymi palcami rozpięła jego spodnie.
Zsunęła je w dół, razem z bokserkami, i na moment zamarła. Ciało Alexa było wspaniałe, w każdym calu. Chciała poczuć jego smak, całować je bezwstydnie, bez zahamowań i ograniczeń.
– Chcę się z tobą kochać. – W jego głosie brzmiała nuta, która rozpaliła jej krew.
Ona też tego pragnęła, pozwoliła więc, żeby na parę sekund wypuścił ją z objęć i wygodnie ułożył na poduszkach. Kiedy sięgnął do szuflady nocnej szafki, żeby wyjąć z niej mały pakiecik w folii, wzrok Emmy spoczął na jego plecach.
Uśmiechnęła się lekko. Wysoko urodzony i oszałamiająco przystojny Alex miał na prawej łopatce tatuaż – namalowaną igłą kulę ziemską. Kontrast między czarnym tuszem a jasną skórą robił niesamowite wrażenie.
Emma uniosła się lekko i pocałowała to miejsce.
– Piękny tatuaż – powiedziała.
Alex odpowiedział namiętnym pocałunkiem.
– Ty jesteś piękna.
Podporządkował jej się, gdy narzuciła rytm pieszczot, pozwolił, by posłużyła się nim dla osiągnięcia rozkoszy, i przejął kontrolę, dopiero kiedy zawahała się, niepewna, co robić dalej. Wszedł w nią i zaczął poruszać się, szybko i mocno, posłuszny podniecającym odgłosom wydobywającym się z jej gardła.
Emma wygięła plecy w łuk i krzyknęła głośno, dokładnie w chwili, gdy oboje wspięli się na sam szczyt rozkoszy.
– Jesteś niesamowita – szepnął Alex, opadając na łóżko obok niej i biorąc ją w ramiona.
– To było niesamowite. – Z niedowierzaniem pokręciła głową.
– Więc może będziemy musieli spróbować jeszcze raz. – Uśmiechnął się szelmowsko.
Chwycił jej rękę i kciukiem pogładził wewnętrzną stronę przegubu dłoni, ozdobionego prostym rysunkiem kota.
– Nie sądziłeś chyba, że tylko ty masz tatuaż?
– Dlaczego kot? – zapytał.
– To Lucky, kot, którego uratowałam – odparła. – Przed nim nigdy nie miałam żadnego zwierzęcia, chociaż tak naprawdę to chyba Lucky ma mnie, nie ja jego.
– Ja też nigdy nie miałem żadnego zwierzęcia i nadal nie mam – rzekł sucho. – Ale dosyć o tym…
Z uśmiechem obrócił Emmę na plecy i zamknął jej usta pocałunkiem.

 

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel