Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Sztuka uwodzenia
Zajrzyj do książki

Sztuka uwodzenia

ImprintHarlequin
Liczba stron272
ISBN978-83-8342-831-4
Wysokość170
Szerokość107
EAN9788383428314
Tytuł oryginalnyHow to Tempt a Duke
TłumaczAleksandra Tomicka-Kaiper
Język oryginałuangielski
Data premiery2024-05-23
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Sztuka uwodzenia" nowy romans Harlequin z cyklu HQN ROMANS HISTORYCZNY.
Eleanor uważa, że dama nigdy nie okazuje uczuć. Jej chłód zraża zalotników, a jedyny, który ją adorował, zaręczył się z inną. Jeśli Eleanor nie znajdzie męża, czeka ją smutny los ubogiej starej panny. Zdesperowana matka wysyła ją na lekcje wdzięku do znanej w Londynie kurtyzany, która prosi o pomoc przyjaciela z dzieciństwa, księcia Charlesa Pembertona. To z nim Eleanor ma doskonalić sztukę uwodzenia, lecz ich rozmowy bardziej przypominają wymianę ciosów niż towarzyski flirt. Charles żyje z pasją, Eleanor uważa uczucia za wulgarne. On ceni miłość, ona twierdzi, że wierzą w nią jedynie głupcy i poeci. Skoro tak bardzo się nie lubią, dlaczego z niecierpliwością wypatrują każdej kolejnej lekcji?

 

Fragment książki

 

Pomiędzy wzmianką o pasztecikach z homarem a dokładnym opisem sukni balowej lady Norrick umieszczono opowieść o najbardziej upokarzającym momencie lady Eleanor Murray. I kolejne przypomnienie o tym przeklętym przydomku.
Zaiste, Królowa Lodu.
W głębi duszy nie była lodowata, a emocje w niej buzowały. Ale damy nie powinny okazywać emocji, a ona była przecież Murrayówną. Murrayowie byli silni. Nie okazywali strachu. A już na pewno nie pokazywali, że ktoś ich skrzywdził.
Wpatrywała się w gazetę trzymaną w drżących dłoniach.
Chciała jeszcze raz przeczytać tę historię i życzyła sobie, by było w niej to, co zwykle: szczegółowa relacja z kolacji opowiedziana przez „Lady Observer”, błahostki, które jej nie dotyczyły. Zwykłe plotki o tym, że ktoś wypił dwa kieliszki szampana zamiast jednego, albo kto zostawił płaszcz, gdy już wszyscy wyszli.
Niestety słowa artykułu nie uległy zmianie. Lady Alice objawiła się na salonach późno, ale była jasna i piękna, pozbawiona desperacji trawiącej Eleanor. Każdy mężczyzna do niej lgnął, również Hugh.
Serce Eleanor zabiło mocniej.
Nie Hugh. Lord Ledsey. Nie miała już prawa zwracać się do niego ani nawet myśleć o nim w tak nieformalny sposób. To prawo należało teraz do lady Alice, która, co gorsza, była tak miłą i uroczą osobą, że nie sposób było jej nie lubić. Bardzo irytujące.
Życie, które Eleanor wyobrażała sobie z Hugh – lato w Ledsey Manor, sezon spędzony w Ledsey Place i koniec mozolnego poszukiwania odpowiedniego męża – należało teraz do Alice.
Eleanor ścisnęło się gardło. Poczuła, że zaraz się rozpłacze.
Rozległo się delikatne pukanie do zamkniętych drzwi. Szybko wepchnęła gazetę pod poduszkę, zamrugała i sięgnęła po książkę.
– Proszę.
Do pokoju weszła hrabina Westix, a za nią lokaj z dużą paczką. Matka Eleanor machnięciem ręki wskazała toaletkę, po czym zwróciła się do córki:
– Chciałabym zamienić z tobą słowo.
Lokaj posłusznie położył paczkę i wyszedł z pokoju.
Eleanor spojrzała najpierw na pakunek, a potem na matkę. Hrabina miała na sobie lawendową suknię wieczorową mieniącą się koralikami na czarnej koronce. Była piękną kobietą, pomimo nitek srebra w perfekcyjnie upiętych złotych włosach. Na gładkiej twarzy nie miała grymasu zmartwienia ani gniewu, ale mimo to Eleanor poczuła znajomy skurcz w żołądku – jak za każdym razem, gdy matka wchodziła do jej pokoju.
Zbliżał się wykład. A co z tajemniczą paczką?
Matka spojrzała na książkę trzymaną przez Eleanor.
– Co czytasz?
– Święto świętego Jagona – odpowiedziała powoli Eleanor. Z pewnością matka nie przyszła do jej pokoju, by dyskutować o wyborze lektury?
Hrabina przechyliła dramatycznie głowę na bok.
– Do góry nogami?
– Może czytałaś coś innego?
Hrabina Westix uniosła brew w sposób, w jaki zawsze to robiła, gdy było oczywiste, że dostrzegła kłamstwo. To spojrzenie dręczyło Eleanor przez całe dzieciństwo. A przynajmniej po tym, jak Evander został wysłany do szkoły po incydencie z ojcem, a życie stało się niemożliwie surowe.
Eleanor ostrożnie odłożyła książkę na bok. „Lady Observer” zaszeleściła pod poduszką.
Hrabina usiadła obok córki.
– Ja też to czytałam. I słyszałam, co o tobie mówią.
Eleanor wcisnęła paznokieć w opuszek kciuka, aż zabolało ją to bardziej niż upokorzenie, jakiego doznała. Była to sztuczka, której używała jako dziewczynka, kiedy emocje groziły jej przytłoczeniem, tak jakby mogła wycisnąć z siebie uczucia za pomocą bólu.
Nie chciała prowadzić z matką tej okropnej rozmowy i przeżywać tego momentu ponownie. Czy samo doświadczenie nie było wystarczającą udręką?
– Jestem z ciebie dumna, córko. Zachowałaś spokój. – Hrabina położyła dłoń na ramieniu Eleanor. Dotyk był równie niezręczny, co obcy. Matka natychmiast odsunęła zimne, suche palce. – To ja się wstydzę.
Szok wywołany tymi słowami sprawił, że Eleanor zaniemówiła. Jej matka nie miała powodów do wstydu.
– Małżeństwo z twoim ojcem nie było dobre, niech Bóg ma w opiece jego duszę. – Matka spojrzała na Eleanor chłodnym wzrokiem. – Pochodził z surowego rodu, który był taki, jeszcze zanim jego rodzina została wyniesiona do stanu szlacheckiego. Uważał, że wszelkie emocje to słabość, oznaka niskiego pochodzenia. Murrayowie są silni. Nie okazują strachu.
Eleanor powstrzymała gorzki uśmiech. Dobrze znała te słowa, słyszała je przez całe życie i dobrze znała historię rodu. Jej ojciec nie pozwolił nikomu patrzeć na nich z góry z powodu tego, że byli Szkotami.
– Zrezygnowałam z siebie, kiedy wyszłam za twojego ojca – powiedziała jej matka. – Nie zdawałam sobie sprawy... – Jej oczy stały się błyszczące. Zacisnęła wargi. – Nie zdawałam sobie sprawy, że zmuszam moje dzieci do tego samego.
Ten pokaz emocji sprawił, że Eleanor nabrała ochoty, by się skulić. Natychmiast pojawiło się poczucie winy. W końcu jej matka dobrowolnie zdzierała z siebie warstwę, by zaoferować rzadki wgląd do swojego wnętrza, a Eleanor nie była w stanie myśleć o niczym innym jak tylko o tym, jak poradzić sobie w tej niezręcznej chwili.
Matka podniosła się gwałtownie.
– Pomagałam w tłumieniu twoich uczuć, aż stałaś się bezuczuciowa... zimna. Nie widziałam tego aż do tego incydentu. – Westchnęła, a jej sztywne ramiona lekko opadły. – Przepraszam, córko. I naprawię ten błąd dziś wieczorem.
Podeszła do pudełka i zdjęła pokrywę.
Eleanor zsunęła się z łóżka i zajrzała do otwartej paczki. W środku znajdował się zwinięty kawałek czarnego jedwabiu.
– To peleryna i maska. – Hrabina wyjęła z pudełka jedwabną maskę. – Jest też peruka, pomoże chronić twoją tożsamość.
Oczywiście. Każdy, kto zobaczy jej włosy, natychmiast ją rozpozna Eleanor. Rude włosy odziedziczyła po ojcu
Eleanor wpatrywała się w czarny jedwab, a jej serce zaczęło bić szybciej.
– Gdzie się wybieram, że będę potrzebować przebrania?
– Zapłaciłam kurtyzanie, by nauczyła cię tego, czego ja nie potrafię.
Eleanor spojrzała na matkę z absolutnym przerażeniem.
– Nie zawsze była kurtyzaną – odparła hrabina. – Kiedyś była słodką córką pastora, ale trudne czasy nie sprzyjają kobietom, które nie mają innego wyjścia. – Zacisnęła usta. – Jest dyskretna i nauczy cię być bardziej szczerą, bardziej otwartą. Mniej podobną do mnie. Nie chcę, żebyś miała nieudane małżeństwo albo życie, w którym trzeba nieustannie kalkulować każdy szczegół. – Maska zadrżała jej w dłoni. – Tak dawno nie pozwalałam sobie na łagodność, więc byłabym kiepską nauczycielką.
– Kurtyzana? – Palce Eleanor zacisnęły się na jedwabiu.. – Będę skończona. Ty też.
Matka zmierzyła ją spojrzeniem.
– Twój ojciec nie żyje, twój brat zaginął, ja się starzeję, a ty masz już dwadzieścia dwa lata. Sezon dobiega końca, a twój jedyny kandydat znalazł sobie inną kobietę. Wiesz, że jeśli Evander nie wróci za trzy lata, zostanie uznany za zmarłego, a wtedy wszystko odziedziczy twój kuzyn?
Eleanor wzdrygnęła się na wzmiankę o bracie. Za bardzo bolała ją myśl o jego nieobecności. Wyjechał cztery lata temu, by szukać przygód, którymi niegdyś rozkoszował się jego ojciec, poprzedni hrabia Westix. W świecie zawirowań i wojen jego przedłużająca się nieobecność była powodem do niepokoju. Nie żeby traciły nadzieję, jeszcze nie. Ale to nie znaczyło, że się nie martwiły. Jej matka miała rację. Perspektywy Eleanor były ponure.
Hrabina miała również rację co do kuzyna Eleanor, Leopolda. Był pazernym, młodym utracjuszem, zapatrzonym w tytuł Evandera i wszelkie bogactwa, które mógłby roztrwonić na ekscentryczne stroje i hazard.
– Może następny sezon będzie lepszy – powiedziała Eleanor. – Wiem, że jestem już prawie w odstawce, ale...
– Nie mamy pieniędzy na kolejny sezon. – Matka przyłożyła dłoń do brzucha, tuż pod piersiami, i wstrzymała oddech. – Twój ojciec wydał je, podróżując po całym świecie. Evander nie wyjechał, by podążać jego ścieżką, tylko by ją naprawić. By uratować nas przed finansową ruiną.
Eleanor zachowała spokój, co było trudne, gdy grunt zdawał się osuwać jej spod nóg.
– Nie wiedziałam...
– Oczywiście. Nie jest to informacja, którą chętnie się dzielę. Przynajmniej miałaś to szczęście, by wziąć udział w poprzednich sezonach.
Głowa matki opadła. Zmęczenie wyryło linie na jej twarzy i po raz pierwszy wyglądała na naprawdę starą. Ich sytuacja musiała być tragiczna.
Rozprostowała palce i spojrzała na maskę.
– To może być twoja jedyna szansa, Eleanor – powiedziała hrabina. – Naucz się, jak być bardziej przyjazną. Rozwiej plotki i wznieś się ponad etykietkę, którą ci przyklejono. Bądź panią własnego losu.
Matka dotknęła jej twarzy lodowatymi opuszkami palców.
– Chcę dla ciebie lepszego życia.
Serce Eleanor waliło bardzo szybko, a jej policzki poczerwieniały
– Ufasz tej kobiecie, matko?
Hrabina Westix skinęła zdecydowanie głową.
– Ufam.
– Więc ja też. – Po kręgosłupie Eleanor przebiegł dreszcz. – Kiedy mam zacząć?
Hrabina odwróciła się do okna, za którym ciemniało niebo.
– Dziś wieczorem.

Charles Pemberton, nowy książę Somersville, wrócił do domu po sześciu miesiącach.
Stał przy biurku w bibliotece Somersville House, ściskając kurczowo list od ojca.
Nie czuł się dobrze przy biurku, za którego wielkim mahoniowym blatem przez tyle dziesięcioleci zasiadał poprzedni książę Somersville. Przez większość życia Charlesa ten pokój był dla niego niedostępny, a wszystko w nim zbyt twarde i obce. Charles jeszcze raz spojrzał na list. Nie ten, który dotarł do niego po miesiącach poszukiwania go na obrzeżach Egiptu. Tamten informował, że musi natychmiast wrócić do domu. Nie, trzymał list, który przypominał mu o złożonej obietnicy – obietnicy żałośnie niespełnionej.
Deszcz uderzał o szyby na zewnątrz, wypełniając pokój ponurym bębnieniem. Pasowało to do nastroju Charlesa. Ojciec był najważniejszą częścią jego życia i powodem, dla którego Charles chciał podróżować, chciał być świadkiem cudów świata.
A teraz stary książę nie żył.
Niedorzeczne, że ta myśl wciąż nie zdążyła wniknąć w umysł Charlesa. A może to poczucie winy na to nie pozwoliło? W końcu gdy wyruszał w podróż, przysiągł sobie, że odnajdzie Coeur de Feu, słynny rubin skradziony francuskiemu kolekcjonerowi w połowie lat sześćdziesiątych. Mówiono, że jest wielkości męskiej pięści, a w jego wnętrzu płonie ogień i stąd nazwa Serce Ognia.
Był to jedyny artefakt, który wymknął się jego ojcu, a zatem ten, na punkcie którego poprzedni książę miał obsesję. Zamiarem Charlesa było odnalezienie kamienia, ale w ostatnich latach był zbyt zajęty poznawaniem nowych kultur. Czas wydawał się nieograniczony, a ojciec – nieśmiertelny.
Nogi Charlesa były zbyt ciężkie, by utrzymać go w pozycji stojącej, a jednak wciąż nie mógł zmusić się, by usiąść w pustym fotelu ojca. Charlesa czuł się wśród rzeczy ojca raczej jak obcy niż jak nowy właściciel majątku. A nowy tytuł był tak samo niekomfortowy jak reszta dziedzictwa.
Spojrzał na list, który zostawił mu ojciec, pospiesznie napisany przed śmiercią i pognieciony, znaleziony w zaciśniętej pięści księcia. List nie był wypełniony lamentami nad straconym czasem ani deklaracjami uczuć do Charlesa, który był jego jedynym żyjącym dzieckiem. Nie, zawierał tylko jedną nabazgraną linijkę.
Znajdź dziennik i użyj klucza, aby zlokalizować Coeur de Feu.
Oczywiście. Coeur de Feu. Największa porażka Charlesa.
Klucz był płaskim kawałkiem metalu wielkości książki, z wyciętymi w nim małymi kwadratami. W prawym dolnym rogu wytłoczono insygnia Klubu Przygody, wskazujące właściwy kierunek użycia klucza. Jego rozmiar idealnie pasował do różnych dzienników, które posiadał jego ojciec, wszystkich z wytłoczonymi na nich pozłacanymi kompasami – symbolem Klubu Przygody.
Klub został założony kilkadziesiąt lat wcześniej przez jego ojca i hrabiego Westixa, a także innych dobrze urodzonych dżentelmenów.
Charles oczywiście próbował dopasować klucz do dzienników. Chociaż rozmiar metalowego elementu idealnie pasował, nie ujawnił nic więcej niż pojedyncze litery. Charles próbował rozszyfrować ich połączenie, przestawiać je i łączyć ponownie, jednak żadna z prób nie doprowadziła do powstania słów – a przynajmniej takich, które miałyby jakikolwiek sens.
– Wasza Wysokość... – Głos wdarł się w myśli Charlesa.
Położył dłoń na jednej z książek na biurku, by nie zostawić odcisków na wypolerowanej powierzchni. Ojciec zawsze nienawidził odcisków palców na przedmiotach.
– Wasza Wysokość? – odezwał się głos ponownie.
Być może dziennik, o którym wspominał zmarły książę, nie znajdował się w tej kolekcji? W końcu Westix też miał ich sporo. Piętnaście lat temu Charles widział, jak ojciec sprzeciwiał się podziałowi ważnych artefaktów i dokumentów po ostatnim przedsięwzięciu Klubu Przygody.
– Milordzie.
Charles odwrócił się, słysząc znajomy zwrot.
Jego służący, Thomas, stał obok z listem w dłoni.
– Z całym szacunkiem, Wasza Wysokość, jesteś teraz Waszą Wysokością.
Thomas był zawsze lojalnym towarzyszem. Podróżował z Charlesem po całym świecie i nigdy nie narzekał, bez względu na to, jak kiepskie były warunki. A czasami były bardzo kiepskie. Niezależnie od tego, Thomas zawsze potrafił się uśmiechnąć i przynieść dzbanek ciepłej wody do golenia.
Charles skinął głową.
– Tak, zgadza się. – Za oknami rozległ się grzmot. Thomas rzucił lekceważące spojrzenie na zewnątrz.
– Wygląda na to, że panna Charlotte jest w mieście i prosi, abyś natychmiast złożył jej wizytę. Jej służący przekazał również to.
– Panna Charlotte? Lottie? – zapytał Charles zaskoczony.
Thomas uniósł brew i wręczył Charlesowi kartkę.
– Tak, Wasza Wysokość. Najwyraźniej bardzo chce z tobą porozmawiać.
Charles rozwinął papier i spojrzał na list.
Nie odmawiaj, Charles.
Nie mógł powstrzymać się od uśmiechu. To bardzo w stylu Lottie. Zawsze doskonale wiedziała, czego chce, nawet gdy byli dziećmi. Wydawało się, że minęły całe wieki, odkąd ostatni raz widział małą Charlotte Rossington, córkę pastora z lokalnego kościoła niedaleko Somersville Manor. Dorastali razem i od tamtej pory darzyli się sympatią.
Wyrosła na piękną kobietę o ciemnych włosach i błyszczących niebieskich oczach. Była tak podobna do niego, że ludzie czasami brali ich za rodzeństwo. Nie widział jej przed wyjazdem na wyprawę, więc będzie wiele do nadrobienia. Według jego szacunków i wiedzy o jej słodkiej, czarującej naturze, najprawdopodobniej była mężatką z potomstwem, którego zawsze pragnęła.
Noc była okropna, ale nawet burza była lepsza od siedzenia w ponurym domu wypełnionym duchami i niespełnionymi obietnicami. Charles złożył kartkę.
– Przygotuj powóz, Thomasie.
Uśmiechnął się do siebie, gdy lokaj odszedł. Naprawdę minęło zbyt wiele czasu, odkąd widział Lottie.

Rozdział drugi

Minęło sporo czasu, odkąd Charles widział Lottie. Prawie nie rozpoznał kobiety stojącej przed nim w luksusowym salonie. Był zbyt elegancko urządzony jak na córkę pastora, podobnie jak nie pasowała do niej bardzo dopasowana suknia z bordowego jedwabiu. Zwłaszcza w porównaniu do skromnej sukni z wysokim kołnierzykiem, w której ostatnio ją widział.
Zniknęła niewinna niebieskooka dziewczyna, a na jej miejscu pojawiła się lisica z długimi lokami opadającymi na prawie nagie ramię. Kurtyzana.
Charles wpatrywał się w nią chwilę dłużej, niż byłoby to uprzejme, podczas gdy pięć lat nieobecności wypełniało ciszę między nimi. Objęła się w talii, jak wtedy, gdy byli dziećmi. Była zdenerwowana.
– Przykro mi z powodu twojego ojca.
– Przykro mi z twojego powodu – odpowiedział.
Skrzywiła się i odwróciła wzrok.
– Nie miałam wyboru, Charles. Czasem nie ma innych opcji, gdy ojciec umiera i zostawia cię bez środków do życia.
Charles przestąpił z nogi na nogę. Nowe bryczesy go uwierały, a ten dyskomfort, w połączeniu ze wzburzeniem zastaną sytuacją, był niemal nie do zniesienia.
– Mogłaś wyjść za mąż.
– Nie mogłam.
– Co za nonsens. – Charles zrobił kilka kroków po grubym dywanie. – Lottie, jesteś urocza. Zawsze przyciągałaś uwagę mężczyzn. Jak mogłaś nie znaleźć męża?
– Nie powiedziałam, że nie mogłam znaleźć męża.
– Skoro mogłaś, dlaczego tego nie zrobiłaś... – Nagle zrozumiał i poczuł zimny deszcz.
Lottie wygięła wargi na widok jego konsternacji.
– Teraz rozumiesz.
Och, zrozumiał. Lottie została skompromitowana.
Mała dziewczynka, która włóczyła się za nim, aż w końcu pozwolił jej dołączyć do zabawy. Dziewczynka, którą darzył dozgonną sympatią jak młodszą, bezbronną siostrę. A jakiś rozpustnik ją zhańbił.
– Kim jest ten łajdak? – warknął.
– Nigdy ci nie powiem. – Zdążył zobaczyć beznadziejny smutek w jej oczach. Wciąż kochała tego mężczyznę.
– Dlaczego nie poprosiłaś mnie o pomoc?
Wzięła z półki butelkę bursztynowego płynu i odkręciła korek.
– Nawet gdybym znalazła sposób, by się z tobą skontaktować, nigdy nie byłam osobą, która oczekuje jałmużny. – Nalała odrobinę trunku do kryształowej szklanki i wcisnęła mu ją do ręki.
Pociągnął długi łyk. Szkocka. Bardzo dobra szkocka.
– To nie byłaby jałmużna – zaprotestował.
Spojrzała na niego z rozbawieniem.
– Och? A na czym, proszę, miałoby to polegać?
– Zapewniłbym ci przyszłość.
W kącikach jej ust zamajaczył smutny uśmiech.
– Nie jesteś za mnie odpowiedzialny, Charles.
Położył dłoń na jej ramieniu w ten sam sposób, w jaki robił to, gdy była dziewczynką i potrzebowała pocieszenia. Kiedy jej kotek wspiął się na drzewo zbyt wysokie, by mogła go zdjąć, kiedy skaleczyła kolano i podarła nową sukienkę w dniu śmierci jej matki. Zawsze był przy niej.
Z wyjątkiem, jak się okazało, momentu, gdy najbardziej go potrzebowała.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel