Szukam żony (ebook)
Do biura matrymonialnego Emmaline Woodcroft zgłasza się włoski arystokrata Matteo Vitale. Emmaline jest zdziwiona, że tak przystojny i bogaty mężczyzna, który mógłby mieć każdą kobietę, korzysta z jej pośrednictwa. Matteo chce jedynie krótkiego związku i dziecka, bo tylko pod tym warunkiem odziedziczy rodzinną posiadłość w Umbrii. Sprawy się komplikują, ponieważ Matteo zakochuje się w Emmaline, a ona nie powiedziała mu, że nie może mieć dzieci…
FRAGMENT
Emmaline Woodcroft była zadowolona. Prowadziła znaną agencję matrymonialną i kolejny raz udało jej się skutecznie dopasować do siebie dwójkę samotnych ludzi. Nagle w drzwiach pojawiła się Paisley, sekretarka Emmie, oznajmiając przybycie kogoś, kto pragnie jak najszybciej się z nią zobaczyć.
– Mężczyzna czy kobieta?
– Mężczyzna. – Paisley oparła się o drzwi, jakby ze strachu, że gość zapragnie wparować tam bez wcześniejszego zaproszenia. – Wysoki, przystojny Włoch, sądząc po akcencie. Nie rozumiem, czego tutaj szuka. Gdybym nie była zaręczona, pierwsza bym się na niego rzuciła.
To zaintrygowało Emmie. Nowy klient stanowił zawsze dobrą wiadomość. Jeśli jeszcze do tego był przystojny… Zapowiadał się kolejny zawodowy sukces.
– Poproś go.
Oczy Paisley rozbłysły.
– Uważaj, Emmie. Na jego widok niemal odebrało mi mowę – powiedziała półgłosem i zniknęła za drzwiami.
Te po chwili ponownie się otworzyły i do biura wkroczył wysoki mężczyzna w garniturze.
– Panna Emmaline Woodcroft? Matteo Vitale.
Wyglądał obłędnie, a melodyjny ton jego głosu, z wyraźnym włoskim akcentem, mocno poruszył zmysły Emmie. Miał ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu, oliwkową cerę i kruczoczarne włosy, średniej długości. Wypełniał swoją słuszną posturą znaczną przestrzeń tego i tak niewielkiego pomieszczenia. Twarz, choć gładko ogolona, nosiła wyraźne już ślady całodniowego zarostu. I była piękna. Idealne proporcje ust mogłyby być inspiracją dla rzeźb samego Michała Anioła, do tego długi, prosty nos… Z jej wyrazu można było wyczytać, że właściciel potrafi być człowiekiem upartym, może nawet bezwzględnym…
Emmie zaskoczył kolor jego oczu. Spodziewała się, że będą ciemnobrązowe lub orzechowe, na co wskazywała oliwkowa tonacja skóry, lecz miały inną barwę. Były niebieskie, w niespotykanym odcieniu, który nasuwał skojarzenia z nieprzeniknioną głębią oceanu. Zagadkową i niebezpieczną.
Matteo stanął przed jej biurkiem i wyciągnął rękę. Powoli podniosła się na drżących z wrażenia nogach i podała mu dłoń. Poczuła dotyk silnych palców i bezwiednie przełknęła ślinę. Lekki impuls przebiegł niesfornie wzdłuż tylnej krawędzi jej nóg.
– Bardzo mi miło. Och, i proszę mówić mi Emmie.
– Emmie. – W jego ustach zabrzmiało to bardzo po włosku. Z akcentem na drugą sylabę, coś jak: Em-mee.
Zmusiła się do puszczenia jego ręki, lecz wciąż czuła na swojej dłoni łaskoczące mrowienie. Po chwili impuls drgnął i zaczął przemieszczać się po ciele. Poczuła to całą sobą. Każdy aspekt postaci Mattea. Dominującą obecność, przenikliwe spojrzenie i zdecydowaną, pewną siebie męskość.
– Proszę usiąść. – Wskazała dłonią obite aksamitem krzesło.
– Dziękuję.
Głęboki ton głosu w połączeniu z lekkim, cytrynowym zapachem wody kolońskiej uruchomiły kolejne fale elektrycznych impulsów.
Usiadła pospiesznie. Nie miała zielonego pojęcia, dlaczego akurat ten mężczyzna wywarł na niej aż tak piorunujące wrażenie. W swojej pracy widziała ich przecież setki i na widok żadnego z nich nie reagowała jak nastolatka.
Był tak wysoki, że nawet gdy siedział, musiała unieść głowę, by popatrzeć mu w oczy.
– Co mogę dla pana zrobić, panie Vitale? – Starała się zabrzmieć profesjonalnie, lecz dostrzegła błysk szyderczej iskierki w jego oku.
– Jesteś zawodową swatką, zgadza się?
– Tak. Wykonuję indywidualne profilowanie moich klientów, by pomóc im odnaleźć partnera, który będzie idealnie odpowiadał…
– Potrzebuję żony – stwierdził niecierpliwie.
Emmie wyprostowała się w swoim fotelu.
– Rozumiem. Cóż, trafił pan we właściwe miejsce. Udało mi się połączyć wiele par, które są teraz bardzo szczęśliwe. Jestem z tego dumna. Staram się poznać każdego z moich klientów osobiście, zanim pomogę im znaleźć miłość życia.
Uniósł kącik ust, lecz nie miało to nic wspólnego w uśmiechem. Cyniczny impuls w oku Mattea znów błysnął.
– Nie szukam żony na całe życie. Wystarczy, że będzie w stanie zapewnić mi dziedzica.
Emmie nie była pewna, czy dobrze usłyszała. Zamrugała nerwowo i oblizała nagle wyschłe usta.
– Więc… nie szuka pan miłości?
– Nie. – Jego ton sugerował, że nie wierzył w ogóle w istnienie czegoś takiego. – Niedawno zmarł mój ojciec i właśnie się dowiedziałem, że dopisał warunek do swojej ostatniej woli. Nie będę mógł odziedziczyć naszej rodowej posiadłości w Umbrii, jeżeli w przeciągu roku nie ożenię się i nie będę miał potomka.
– Bardzo mi przykro z powodu tej straty…
– Niepotrzebnie. Nie byliśmy zbyt blisko.
Zamilkła zaskoczona. Matteo Vitale nie wyglądał na kogoś, kto uzależniałby swoje powodzenie finansowe od otrzymania spadku, choć wielka posiadłość w Umbrii musiała przedstawiać naprawdę sporą wartość. Jego relacja z ojcem musiała być rzeczywiście skomplikowana, skoro zmarły w testamencie postawił tak nietypowe warunki.
W głowie Emmie coś zaświtało. Przypomniała sobie, że gdzieś zetknęła się już z nazwiskiem Vitale. Czytała kiedyś o nim w gazecie. Był śledczym sądowym z zakresu księgowości i wykrył defraudacje ogromnej kwoty, którą próbowano ukryć podczas pewnego bardzo głośnego procesu rozwodowego. W grę wchodziły miliony funtów.
Tak przenikliwego człowieka z pewnością musiał dotknąć fakt, że własny ojciec potrafił coś przed nim ukryć.
Rodzice Emmie wciąż żyli. Rozwiedli się po upływie kilku lat od dnia, w którym lekarze zdiagnozowali u niej raka. Była wtedy nastolatką i jej relacje z ojcem znacznie się pogorszyły. W jakiś sposób go żałowała. Nie wyobrażała sobie także, że mógłby dopisać podobny warunek do swojego testamentu. Powołanie na świat potomstwa było w jej przypadku niemożliwe…
– Chyba jednak pomylił pan adres, panie Vitale. Moim celem jest pomoc klientom w zdobyciu prawdziwej miłości, a nie w wynajęciu surogatki.
Odsunęła krzesło, chcąc wstać i zakończyć to dziwne spotkanie, lecz coś w wyrazie twarzy Mattea nakazało jej pozostanie na swoim miejscu.
Cisza, która zapadła, wydawała się odbijać głucho po całym pokoju. Emmie poczuła, jakby nagle zaczynało brakować w nim powietrza.
– Jestem gotowy zapłacić znacznie więcej niż w zwykłym przypadku – odezwał się wreszcie chłodnym, biznesowym tonem.
Pragnęła z całych sił poinformować go, że za nic w świecie nie poświęciłaby swojej zawodowej reputacji, ale niemal niedostrzegalny błysk bólu, który zauważyła w jego spojrzeniu, powstrzymał ją od tego.
Przez chwilę przyglądała mu się, próbując pochwycić raz jeszcze tę iskrę, lecz twarz Mattea była jak kamień.
– Skąd pan wie, że nie zażądam kwoty większej niż wartość tej posiadłości?
– Sprawdziłem. Nie jest tanio, ale klienci dostają to, czego oczekują. Zapłacę trzykrotną wartość normalnej stawki.
Biznes Emmie funkcjonował całkiem dobrze. Prawdę mówiąc, lepiej niż się tego w ogóle mogła spodziewać, lecz z rosnącym sukcesem wiązały się też większe koszty. Poza tym miała na głowie kredyt hipoteczny i wspomagała terapię swojej młodszej siostry, która nabawiła się poważnych zaburzeń żywieniowych, gdy Emmie zmagała się z rakiem. Odrzucenie oferty Mattea bez jej przemyślenia byłoby w tej sytuacji szaleństwem. Co prawda wykraczało to poza zwykłe obowiązki, lecz miała wrażenie, że może jednak warto byłoby spróbować. Nigdy nie uchylała się przed wyzwaniami. W ten sposób pokonała raka.
– Jesteś śledczym sądowym, prawda?
Zaskoczony uniósł brwi.
– Jak to odgadłaś?
– Kiedyś czytałam o tobie w gazecie.
Zdjęcie, które wówczas widziała, zupełnie nie oddawało tego, jakie wrażenie robiły jego imponująca postura i przywódcze, nieco opryskliwe maniery. Lecz najbardziej przyciągające w nim było coś, co umiała wykryć swoim wewnętrznym radarem. Ból. Głęboko ukryty przed innymi ludźmi za pozornie beznamiętnym wzrokiem. Ale Emmie wiedziała, jak to rozpoznać. Znała go zbyt dobrze. Zaprzeczała mu i zdusiła w sobie. Uśmiechała się do swojej matki, chociaż jej serce krwawiło, wiedząc, że sama nigdy nie będzie mogła mieć dzieci. Był to efekt chemioterapii i nic, żadne modły i prośby o cud nie mogły tego zmienić. Pozostawało tylko zaakceptować ten fakt. I nawet przekonała swoich najbliższych, że tak w rzeczywistości się stało. Nie chciała, by się o nią martwili. Ani jej żałowali.
Położyła dłonie na blacie biurka. Postanowiła dowiedzieć się jak najwięcej o Matteo Vitalem. Był dla niej jak skomplikowana układanka, którą musiała ułożyć do końca.
– Muszę przyznać, że ciężko mi zrozumieć, dlaczego w ogóle potrzebujesz moich usług. Jesteś przystojny, powodzi ci się na tyle dobrze, że proponujesz mi potrójną stawkę wynagrodzenia. Myślę, że łatwo możesz nakłonić kobietę, by uczyniła to, czego chcesz.
– Czy to stwierdzenie opiera się na własnym doświadczeniu? – odparł, patrząc jej głęboko w oczy.
Emmie uniosła podbródek i zmusiła się, by wytrzymać to palące spojrzenie.
– Nie. Nie daję się tak łatwo uwieść męskiemu czarowi.
Matteo przyglądał się jej dłoni. Zapewne próbował dostrzec na niej obrączkę lub przynajmniej pierścionek zaręczynowy. Po chwili podniósł wzrok, a jego ciemne brwi uniosły się ze zdziwienia.
– Czyżby jedna z najlepszych swatek w mieście sama nie była z nikim związana?
Na twarzy Emmie pojawił się cierpki uśmiech.
– Zapewniam, że mój obecny stan cywilny nie wynika z jakiegoś zbiegu okoliczności, lecz jest świadomym wyborem. Jestem skupiona na pracy i z dumą myślę o tym, że mogę poświęcić klientom tyle czasu, ile potrzeba, świadcząc najlepsze usługi.
Wpatrywał się w nią tak długo, że poczuła się niezręcznie. Postanowiła jednak wytrzymać to świdrujące spojrzenie. Sekundy wlekły się jak godziny, a jej tętno i oddech nabierały niepokojącego tempa.
– To świetnie – odezwał się wreszcie. – Nie mam zbyt wiele czasu do stracenia. Muszę załatwić tę sprawę najszybciej, jak to tylko możliwe.
– Kusi mnie, by powiedzieć, że nie można pospieszać miłości, ale nie o to tu przecież chodzi.
Wstała, wyjęła z szafki błyszczącą broszurkę i podała ją Matteowi.
– Mamy kilka rodzajów oferty. Wszystkie są tu opisane. W pańskim przypadku najlepsza będzie opcja premium. W końcu zależy panu na czasie.
Trzymając w jednej dłoni broszurkę, sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki i wyciągnął z niej okulary do czytania w czarnych oprawkach. O ile to było w ogóle możliwe, wyglądał w nich jeszcze bardziej atrakcyjnie. W skupieniu przebiegł wzrokiem treść ulotki. Po chwili spojrzał znad okularów na Emmie takim wzrokiem, że nie mogłaby się od niego uwolnić, nawet gdyby chciała. Wstrzymała oddech, mając nadzieję, że bez słowa wyjdzie z jej biura. Znalezienie żony temu mężczyźnie stanowiło nie lada wyzwanie.
– Wezmę więc opcję premium – powiedział wreszcie.
Zamknął broszurkę i odłożył ją na biurko, po czym zdjął okulary i wsunął je z powrotem do wewnętrznej kieszonki marynarki. Gdy to robił, jasnoniebieska koszula napięła się pod naporem klatki piersiowej i oczom Emmie ukazał się fragment oliwkowego, umięśnionego ciała.
Zamrugała nerwowo, próbując odwrócić swoją uwagę od tego widoku. Usiadła i odruchowo wygładziła sukienkę nad kolanami.
– Muszę się dowiedzieć, jaki typ kobiety będzie do ciebie pasował. Mamy co prawda szczegółowy kwestionariusz, lecz dla mnie ważne jest, by zobaczyć klienta w jego naturalnym środowisku, w pracy, podczas czasu wolnego, z rodziną lub przyjaciółmi, jeśli to możliwe… Czy zgodziłbyś się na takie rozwiązanie?
Jego spojrzenie stwardniało.
– Z rodziną to niemożliwe. Jestem jedynakiem, a mój ojciec nie żyje.
– A matka?
– Nie widziałem jej od siódmego roku życia, kiedy to zdecydowała, że małżeństwo i macierzyństwo nie są dla niej – prychnął i uśmiechnął się lekceważąco. – Nie mam pojęcia, gdzie mieszka i czy w ogóle żyje.
Emmie zmarszczyła brwi.
– Bardzo mi przykro. Musiałeś to bardzo przeżyć jako dziecko.
Wzruszył ramionami.
– Szybko się z tym uporałem.
Nie była co do tego pewna. Wiedziała, że odejście matki musiało wywołać traumę u małego chłopca. Problemy z nawiązywaniem relacji, emocjonalne rozchwianie lub odcięcie się… To zawsze odbijało się na dorosłym życiu. Sama przeżyła to, gdy ojciec od nich odszedł, lecz przynajmniej widywała go okazjonalnie.
– Niektóre dzieci są widocznie bardziej odporne od innych – stwierdziła. – Kiedy chciałbyś rozpocząć? Teraz jestem co prawda dość zajęta, ale…
– Dzisiaj wieczorem.
– Wieczorem?
– Zjemy razem kolację. W ten sposób będziesz mnie mogła lepiej poznać.
Emmie miała niemal pewność, że to raczej on będzie się mógł dowiedzieć czegoś o niej, niż przeciwnie. Odkrywanie tajemnic było przecież tym, na czym zbudował zawodowy sukces.
Teraz przykuł do niej przenikliwy wzrok. Poczuła, że krew zaczęła szybciej pulsować w jej żyłach.
– Masz szczęście. Jestem wolna dzisiejszego wieczoru. Może zaprosisz jakichś swoich przyjaciół, żebym mogła poznać wasze relacje?
– Zróbmy to sami. – W jego oczach pojawił się twardy, stalowy błysk.
„Sami”. Sposób, w jaki wybrzmiało to słowo, wywołał na jej skórze mrowienie. Kolacje sam na sam z klientami nie były dla niej niczym obcym. Lecz to, jak zareagowała na wizję spędzenia wieczoru właśnie z tym mężczyzną, znacznie wybiegało poza normalne zachowanie. Podniecenie, zaintrygowanie, nerwowe oczekiwanie… To wszystko łopotało w brzuchu Emmie jak kłębisko oszalałych ciem.
– Chyba masz przyjaciół?
Uśmiechnął się leniwie. Ten grymas kompletnie zmienił charakter jego postaci. Stał się mniej poważny, napięty i ostrożny… bardziej dostępny i jeszcze atrakcyjniejszy.
– Ależ oczywiście.
– Zapewne obawiasz się, co mogliby sobie pomyśleć, gdyby się dowiedzieli, że korzystasz z usług takiej osoby jak ja?
– Niespecjalnie. Wolę po prostu trzymać szczegóły mojego prywatnego życia z dala od prasy, jeśli to tylko możliwe.
– Nie ufasz przyjaciołom?
– Nie ufam nikomu.
– W twoim przypadku to chyba ryzyko zawodowe?
– Być może.
Emmie założyła niesforny kosmyk włosów za ucho. Podobał jej się. Bardzo. Jeszcze nigdy tak mocno nie zależało jej na tym, by poznać charakter mężczyzny. Matteo był złożony, zamknięty i fascynujący. Czuła się przy nim jak nastolatka przed pierwszą randką. Postanowiła, że musi wziąć się w garść. Była zawodową swatką, a on zatrudnił ją, by znalazła mu żonę. Musiała postępować profesjonalnie.
Zlecenie bynajmniej nie było łatwe. W tej chwili żadna z jej licznych klientek nie miała najmniejszych szans. Wszystkie one szukały miłości. Jak większość ludzi pragnęły zaangażowania i zbudowania silnych więzi.
– Zdziwiłbyś się, jak niewielu przyjaciół posiadają niektórzy ludzie. Dlatego też tak trudno znaleźć im partnera. Poznanie kogoś przez wspólnych znajomych to najlepszy i najbezpieczniejszy sposób – uśmiechnęła się szeroko. – Ja staję się właśnie taką zastępczą przyjaciółką. Ta metoda dużo bardziej odpowiada moim klientom niż aplikacje randkowe. Jak rozumiem, próbowałeś skorzystać z ich pomocy?
Wstrzymała oddech.
– Nie w tej sytuacji.
Emmie zaczerwieniła się na myśl o tym, że mógł umawiać się w ten sposób z kochankami. Nie miała oczywiście nic przeciwko temu, ale sama nie miała partnera już od bardzo długiego czasu. Zaczęła się nawet obawiać, czy jej ciało jest jeszcze zdolne do przeżywania miłości, kiedy spotka wreszcie kogoś interesującego.
Jak Matteo Vitale.
Spuściła wzrok.
– No tak. Cóż, twoje… hm… niezwykłe wymagania mogłyby przyciągnąć nie do końca właściwe kobiety.
– To prawda.
Podała mu formularz.
– Gdybyś mógł to wypełnić… Numer telefonu, adres mejlowy, konta na mediach społecznościowych i adres domowy… Wprowadzę je do systemu. Oczywiście zapewniam pełną dyskrecję. Nikt oprócz mnie nie ma dostępu do tych informacji. Jedyną rzeczą, jaką udostępnię naszym analitykom, jest kwestionariusz osobowości. Dzięki temu będę w stanie wybrać właściwą partnerkę.
Wyjęła wizytówkę.
– Tutaj znajduje się link do kwestionariusza. Wyniki przyjdą mniej więcej do tygodnia.
Matteo wziął karteczkę i schował do wewnętrznej kieszonki. Zanim zdołała podać mu długopis, wyjął złote pióro i zaczął wypełniać formularz z danymi. Przyjrzała się charakterowi jego pisma. Zamaszyste litery wskazywały na kogoś bardzo zdecydowanego, lecz obecność małych, fantazyjnie zawiniętych końcówek świadczyła o ukrytym romantyzmie. Był leworęczny, co również wyróżniało go na tle większości populacji. Co ciekawe, wypełnioną kartkę podał jej już prawą ręką.
– Proszę.
– Jesteś oburęczny czy zmieniasz dłonie?
– Zmieniam. Piszę lewą, ale do wielu innych rzeczy używam prawej.
Wyobraźnia Emmie zaczęła podpowiadać jej te „inne rzeczy”. Miał duże dłonie z długimi palcami. Na ich grzbietach widniały delikatne ciemne włoski. Zapragnęła poczuć ich dotyk na własnym ciele. Na twarzy, piersiach i biodrach. A także w innym miejscu.
Zadrżała. Ścisnęła razem nogi, lecz nie pomogło. Było nawet gorzej. Odsunęła fotel i wstała, licząc, że jej policzki nie są tak różowe, jak sądziła.
– Nie będę cię już dłużej zatrzymywać. Moja sekretarka, Paisley, zarezerwuje nam stolik na dzisiejszy wieczór. Prześlę niedługo szczegóły i spotkamy się na miejscu.
Matteo wstał. Zauważyła, że jak na kogoś o tak imponującym wzroście poruszał się z wdziękiem lwa. Był smukłej budowy ciała, bardziej w typie długodystansowca niż sprintera. To również dawało wskazówki co do cech jego osobowości. Opanowanie, dyscyplina, nastawienie na osiągnięcie celu, pracowitość… promieniował tym.