Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Tajemniczy lord Millcroft (ebook)
Zajrzyj do książki

Tajemniczy lord Millcroft (ebook)

ImprintHarlequin
KategoriaEbooki
Liczba stron272
ISBN978-83-276-6748-9
Formatepubmobi
Tytuł oryginalnyThe Mysterious Lord Millcroft
TłumaczHanna Dalewska
Język oryginałuangielski
EAN9788327667489
Data premiery2021-08-19
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Seb, tajny agent w służbie króla, wyrusza do Kornwalii na kolejną misję. Podaje się za bogatego, przybyłego z Australii lorda Millcrofta, by zdobyć zaufanie miejscowych arystokratów. Musi ustalić, kto z nich bogaci się na przemycie i sprzyja bonapartystom. Wszystko idzie zgodnie z planem, dopóki na balu nie spotyka uroczej Clarissy. Rezolutna panna zna jego prawdziwą tożsamość, ale obiecuje milczeć, a nawet pomóc w zdobywaniu informacji – za drobną przysługę. Prosi, by Seb ją adorował i w ten sposób wzbudził zazdrość pewnego księcia, za którego chętnie wyszłaby za mąż. Oboje świetnie grają swoje role, ale zamiast satysfakcji odczuwają coraz większy niepokój na myśl o rozstaniu. Clarissie przestaje zależeć na utytułowanym mężu, a Seb, dotąd zdeklarowany samotnik, czuje się coraz lepiej w jej towarzystwie.

Fragment książki

Wiadomość od lorda Fennimore’a nadeszła o północy. Wszyscy agenci Jego Królewskiej Mości mieli stawić się u niego natychmiast. Kiedy Seb wszedł do gabinetu przełożonego, był już tam jego przyjaciel Flint, także jeszcze kilku innych kolegów. Nikt nie wiedział, dlaczego ich wezwano. Koło biurka Fennimore’a siedział wysoki, jasnowłosy mężczyzna, który przedstawił się jako Hadleigh i przekazał, że został wyznaczony przez Prokuratora Koronnego do prowadzenia ich sprawy. Czym byli zaskoczeni, bo po co im prawnik, skoro nie mają żadnych nowych podejrzanych. Ostatni podejrzany został zamordowany przez tego samego człowieka, który postrzelił Seba, po czym sam pożegnał się z życiem. Od tej chwili wszystkie tropy prowadziły donikąd.
Lord Fennimore pojawił się po krótkiej chwili i jak zwykle od razu przystąpił do rzeczy.
– Wreszcie coś się ruszyło – oznajmił, podnosząc rękę, w której trzymał jakąś kartkę. – Udało nam się przechwycić ten list. To pierwszy wiarygodny trop po tym, jak udało się zarekwirować kontrabandę przerzucaną przez estuarium Tamizy. W ciągu dwóch ostatnich miesięcy ilość przemycanego towaru wcale się nie zmniejszyła, czyli muszą przemycać inną drogą. Wygląda na to, że postawili na południowe wybrzeże. W liście wymieniono dwa nazwiska, Camborn i Penhurst. Można więc przypuszczać, że w Kornwalii i Devonie przemytem zawiaduje hrabia Camborne, a wicehrabia Penhurst na wybrzeżu Sussex. Co prawda przez Kanał droga jest dłuższa, ale patrole pojawiają się tam rzadziej. Poza tym mamy dowód, że biorą w tym udział bonapartyści. Pod listem podpisała się niejaka Jessamine, a to, jak wiadomo, dość często spotykane imię francuskie. Chociaż kto wie, czy nie kryje się za tym hrabia de Saint– Aubin-de-Scellon, jeden z zauszników i największych zwolenników Bonapartego. W każdym razie mamy powody do niepokoju. Czarny rynek jest przecież zalany przemycaną brandy. A wiemy, że i Camborne, i Penhurst w ostatnim czasie znacznie się wzbogacili.
– W takim razie może moi ludzie spenetrują Sussex – zaproponował Seb, już w znakomitej kondycji, a więc gotów do czynu.
– A ja znam osobiście Camborne’a – oznajmił Flint. – Nasi ojcowie są zaprzyjaźnieni.
– I właśnie dlatego wysyłam pana do domu, na wieś do Kornwalii – oznajmił Fennimore. – Żeby zinfiltrował pan tamtejsze środowisko i zbadał teren. A jeśli chodzi o pana, panie Leatham, to chciałbym, żeby pan zawarł bliższą znajomość z Penhurstem.
Seb był dowódcą grupy znakomicie wyszkolonych tajnych agentów, zwanych niewidzialnymi, których podstawowym zadaniem było zawsze pozostać w ukryciu, czyli wtopić się w otoczenie i obserwować. I to mu bardzo odpowiadało, dlatego wcale nie był zachwycony, że teraz miałby raptem robić coś innego.
– A nie lepiej poczekać na Warrinera? Za trzy tygodnie kończy się jego miesiąc miodowy i wraca do pracy. A nikt przecież nie potrafi tak od razu z kimś się zaprzyjaźnić, jak on. Zająłby się Penhurstem, a ja będę infiltrował służących.
– Doskonale wiem, że Jake Warriner byłby tu najlepszy, ale nie możemy czekać przez trzy tygodnie, ponieważ Penhurst już za dwa tygodnie sprasza do siebie gości, wśród których powinien być ktoś od nas. Bo to znakomita okazja, by wiele się dowiedzieć. Dlatego to zadanie powierzam panu, Leatham.
Czyli lord Fennimore chyba jednak postradał zmysły. W tym momencie Seb był o tym naprawdę głęboko przekonany.
– Mam w ciągu dwóch tygodni aż tak zbliżyć się do kompletnie mi nieznanego człowieka, żeby zaprosił mnie do siebie?
Sebastian Leatham nie znosił tak zwanego życia towarzyskiego i unikał jak ognia. A teraz raptem miałby pojawić się na salonach, na co absolutnie nie miał ochoty, chociażby ze względu na swoje pochodzenie.
– Przecież ja nigdzie nie bywam, nikogo nie znam…
– I o to właśnie chodzi, panie Leatham. Pana też nikt nie zna. Pojawi się pan tam jako lord Sebastian Millcroft z Lancashire. Właśnie stamtąd, bo wiemy, że ci utytułowani niechętnie jeżdżą na północ kraju. A nawet jeśli komuś przyjdzie do głowy sprawdzić pańską tożsamość, to i tak będzie na to za mało czasu. W każdym razie będzie pan udawał lorda z rodziny, która wyjechała do Australii. Niestety pańscy rodzice niebawem po przyjeździe zmarli, ale panu, wtedy jeszcze niemowlęciu, udało się przetrwać. Mało tego. Do ojczyzny powrócił z wypchanymi kieszeniami, ponieważ dorobił się wielkiej fortuny i teraz chciałby te pieniądze gdzieś sprytnie zainwestować. – Fennimore otworzył szufladę i wyjął z niej kilka książek. – Proszę. Niech pan je przejrzy i trochę wzbogaci swój życiorys.
Seb spojrzał na książki z niesmakiem. Nie dlatego, że nie lubił czytać. Wprost przeciwnie, bardzo lubił, ale to wszystko razem budziło w nim niesmak. Będzie musiał przebywać w towarzystwie nadętych parów i wyfiokowanych dam. Chyba najlepiej dać się jeszcze raz postrzelić.
– Proszę pana… – zaczął, ale Fennimore podniósł rękę, nakazując mu milczenie.
– Już dziś wieczorem pojawi się pan na salonach. Jako gość hrabiego Upminstera, który wie o naszej misji i będzie potwierdzać pańską tożsamość. Penhurst też będzie tam obecny i Upminster dokona prezentacji. A potem wszystko już będzie zależeć od pana. Jestem pewien, że wykona pan swoje zadanie i zostanie zaproszony przez Penhursta.
Seb zerknął na Flinta, jakby spodziewał się, że mu pomoże – w końcu przyjaciel – ale Flint tylko uśmiechnął się. Szeroko.
– Bardzo chciałbym zobaczyć to na własne oczy.
Oczywiście, bo obaj wiedzieli doskonale, że to może być po prostu katastrofa.
– Trzeba działać – mówił dalej Fennimore. – Jak najszybciej zebrać dowody i aresztować podejrzanych, żeby nie mieli możliwości zasłaniać się przywilejami parów i uniknąć procesu. Pan Hadleigh natychmiast postawi ich w stan oskarżenia i zostaną pozbawieni tytułów. Czyli czas odgrywa tu decydującą rolę, panowie. Jeśli będziemy działać szybko, może uda nam się pomieszać tym przemytnikom szyki. Oni nie wiedzą, że przechwyciliśmy ten list. Ten list naturalnie po kilku godzinach został dostarczony do rąk własnych adresata. A więc bierzemy się do roboty, czyli za Penhursta i Camborne’a. Kto wie, czy nie dotrzemy do tego, czyich rozkazów słuchają. Przecież wiadomo, że nie chodzi o przechwycenie iluś tam beczek z alkoholem, lecz o całkowite zniszczenie ich przyczółku na południu kraju. Tak jak udało nam się ich wypędzić z estuarium Tamizy.
Niestety Seb nadal był pełen wątpliwości.
– Przecież nie muszę tam brylować na salonach. W dużych posiadłościach zawsze potrzebują nowych rąk do pracy. Mógłbym się nająć i...
– Do roboty to się najmą pańscy agenci, panie Leatham. Przecież to oczywiste.
– Ja nawet nie mam odpowiedniego ubrania.
Czyżby zabrzmiał żałośnie i dratmaycznie? Chyba tak, bo stojący obok Flint wybuchnął głośnym śmiechem. Natomiast dla lorda Fennimore’a to, co powiedział Seb, oczywiście nie było żadnym argumentem.
– Zadbamy o to. Chyba pańskie wymiary nie zmieniły się od listopada, kiedy szyto dla pana tę liberię lokaja, prawda? Ubranie będzie przygotowane i dostarczone do pańskiego nowego mieszkania.
– Nowe mieszkanie?
Czyli jeszcze to! Seb był bardzo przywiązany do swojego niewielkiego mieszkanka przy Cheapside, w dzielnicy wciśniętej między dzielnicę bogaczy i dzielnicę biedoty. Coś pośredniego, czyli dla niego miejsce idealne, skoro nie był ani wielkim panem, ani nędzarzem.
– Będzie pan udawał kogoś naprawdę zamożnego, panie Leatham, a to kusi złodziei i dlatego musi pan zamieszkać w odpowiednim miejscu. Będzie pan miał do swojej dyspozycji cały dom na Grosvenor Square.
Czyli niestety w Mayfair.
– Ale co będzie, jeśli przypadkiem pojawi się tam mój brat?
– Thetford? Z którym pan, o ile się nie mylę, nie widział się od ponad piętnastu lat?
– A tak.
Prawie tyle. Seb dobrze pamiętał ten dzień, gdy jego matkę wyproszono z domku myśliwskiego w posiadłości ojca, dosłownie w parę godzin po śmierci ojca. Pamiętał też doskonale tę swoją długą, samotną podróż do Mayfair, kiedy jechał tam prosić o zmianę decyzji. Miał dopiero trzynaście lat i dostał wtedy nauczkę na całe życie - ludziom z tytułami nie należy ufać.
– Wątpię, by pana poznał. Powiem szczerze, Leatham, na pewno wyrzucił pana z pamięci. Przestał pan dla niego istnieć w dniu, w którym on odziedziczył tytuł po zmarłym ojcu. A poza tym wczoraj wyjechał z Londynu, ma wrócić dopiero we wrześniu. Sprawdziłem to. A jeśli chodzi o dom, w którym pan zamieszka, większość służących to nasi ludzie. Chyba będzie pan zadowolony, mając ich koło siebie. Gray będzie pańskim kamerdynerem.
– Kamerdynerem? A nie mógłby być lordem Millcroftem?
Przecież Gray, podwładny Seba, był prawdziwym lordem, co prawda zubożałym, ale do tej roli na pewno nadawałby się lepiej.
– Gray nie ma jeszcze takiego doświadczenia w tej pracy jak pan. – Lord Fennimore włożył na nos binokle i wziął do ręki jakiś dokument, czyli, jak to miał w zwyczaju, dawał do zrozumienia, że spotkanie dobiegło końca. – Niech pan jedzie już na Grosvenor Square i zacznie się przygotowywać do zadania. Przede wszystkim niech pan zgoli brodę. To rozkaz.
Flint, który naturalnie czuł, że jego przyjaciel nadal ma wielkie wątpliwości, poklepał go ramieniu.
– Nie przejmuj tym się tak, Seb. Przecież dla ciebie to żaden kłopot. Widzieliśmy już nie raz, że jesteś jak kameleon. Znakomicie wchodzisz w cudzą skórę. Wystarczy przypomnieć sobie, jak udawałeś Francuza, dowódcę batalionu. Twoja wymowa i maniery były nieskazitelne i wzbudzałeś wśród żołnierzy taki respekt, że żaden z nich nie ośmielił się spytać, dlaczego ich poprzedni dowódca raptem rozpłynął się we mgle. Spokojnie dowodziłeś nimi przez całe trzy tygodnie. Nikt cię nie zdemaskował. Jeśli potrafiłeś udawać cudzoziemca, to udawanie angielskiego lorda będzie dla ciebie dziecinnie łatwe. Wcale nie musisz też nikogo czarować ani być duszą towarzystwa. Masz być po prostu człowiekiem zamożnym i chłodnym. Bardzo powściągliwym, wtedy twoja małomówność wcale nie będzie razić. A ty tylko musisz patrzeć na wszystkich z góry i nie liczyć się z pieniędzmi.
– I dobrze by było od czasu do czasu rzucić jakąś kąśliwą uwagę na temat podatków i rodziny królewskiej – wtrącił Hadleigh. – Te kanalie będą tego słuchać z wielką przyjemnością.
Seb i tak czuł się podle. Jak w pułapce. Po raz pierwszy od wielu, wielu lat.
– Nie ma już co tego roztrząsać – odezwał się surowym głosem lord Fennimore. – Pora brać się do dzieła! Nasz kraj nas potrzebuje!

Książę Westbridge wpisany był do karnetu. Miała zatańczyć z nim drugiego walca, czyli ostatni taniec tego wieczoru. Zadbała już o to, kiedy tylko weszła do salonu. Wystrojona w jedną ze swoich nowych sukien, taką, której żadna debiutancka nie odważyłaby się włożyć, ponieważ suknia była obcisła, z krótkimi rękawami. Krwistoczerwona, a lady Olivia zwykle miała suknie w pastelowych kolorach. We włosy wpięta była czerwona róża, tylko jedna, i to też było istotne. Lady Olivia wieczorem zwykle ozdabiała głowę wspaniałym diademem, jakby chciała kłuć w oczy swoim bogactwem. A Clarissa nie musiała nikogo kłuć. Jedna róża całkowicie wystarczała. Nie była też obwieszona biżuterią, za to dekolt sukni z przodu był głęboki, a z tyłu jeszcze głębszy. Kiedy pojawiła się w progu, chyba wszyscy dżentelmeni zmierzyli ją wzrokiem. Książę Westbridge też. Od razu do niej podszedł, wziął pod ramię i przez chwilę opowiadał, co porabiał przez ostatni tydzień. A lady Olivia, niewątpliwie bardzo zła, stała pod ścianą jak ten kołek. Potem podeszło do nich kilku dżentelmenów i zaczęli rozmawiać z księciem o męskich sprawach, Clarissa więc dołączyła do dam stojących koło pani domu, czyli wicehrabiny Penhurst. Lady Penelope, dla Clarissy oczywiście po prostu Penny, była jej najwierniejszą przyjaciółką. Poznały się na salonach jako debiutantki i były nierozłączne, dopóki Penny nie wyszła za mąż. Zamieszkała na wsi i nie prowadziła już tak ożywionego życia towarzyskiego. Do Londynu przyjeżdżała dwa, trzy razy w roku. Naturalnie widywały się wtedy z Clarissą, a poza tym Clarissa regularnie odwiedzała ją w Sussex.
– Trudno mi uwierzyć, że Westbridge jeszcze się nie oświadczył – powiedziała cicho Penny, zasłaniając twarz wachlarzem. – A kiedy widzę, jak flirtuje z tą Spencer, to aż mną trzęsie.
Clarissą też. Też trzęsie, i bardzo dobrze, bo lepiej być złą niż smutną. Człowiek smutny chce ukryć się przed światem i niczego już nie dokona, a ona wcale nie zamierzała ustąpić placu. Od sześciu tygodni toczyła walkę z młodszą rywalką, która mogła pozbawić ją jedynej szansy na szczęśliwą przyszłość. Dlatego na każdym spotkaniu towarzyskim starała się przyćmić Olivię urodą i elegancją , a poza tym zawsze pilnowała, by być w polu widzenia księcia. A wówczas nie wypadało mu jej ignorować. Niestety była już tym wszystkim znużona, coraz częściej przez głowę przemykała myśl, że chyba miarka się przebrała i jeśli książę w najbliższym czasie nie wsunie jej na palec pierścionka zaręczynowego, to ona da sobie z nim spokój. Poszuka kogoś innego. Nie wyobrażała sobie, żeby miała przejść przez życie samotnie. A niebawem kończy dwadzieścia cztery lata i widmo staropanieństwa coraz częściej zaglądało jej w oczy.
– Ale ja wcale nie zamierzam być bezczynna, moja droga – powiedziała Penny, biorąc ją pod ramię. – Będę przez cały czas zajmować się lady Olivią, żeby nie wchodziła ci w paradę…
– Penelope!
Mąż Penelope właśnie podszedł w towarzystwie jakichś dwóch dżentelmenów i Penny natychmiast wróciła do roli potulnej żony.
– Tak, mój drogi?
– Chciałbym wam kogoś przedstawić.
Clarissa naturalnie spojrzała na obu dżentelmenów. Jeden z nich to hrabia Upminster. A drugi… Tak, twarz znajoma… Przecież to pan Leatham! Ubrany bardzo elegancko, w znakomicie skrojonym fraku i szarozielonej jedwabnej kamizelce. I już nie taki blady, gładko ogolony, dlatego teraz dostrzegła, że ma na policzku bliznę. Minę miał bardzo poważną. I spojrzał tak jakoś znacząco, jakby chciał jej coś przekazać.
Ale co?
Po chwili już pojęła. Kiedy Penhurst dokonał prezentacji.
– Pozwolę sobie przedstawić paniom lorda Millcrofta.
– Lorda Millcrofta?
Zareagowała odruchowo i wtedy pan Leatham szybko podszedł do niej, ujął jej dłoń i uścisnął dziwnie mocno. Czyli też znacząco.
– Lord Sebastian Millcroft. Do tej pory przebywający w Australii. Miło mi panią poznać, panno…?

***

Seb jak zwykle bardzo starannie przygotowywał się do kolejnej mistyfikacji. Przecież chodziło tu nie tylko o wygląd, lecz także o to, co w środku, i dlatego dokładnie sobie przemyślał, jakie usposobienie powinien mieć ktoś, w kogo się wciela. Jaki ma być jego sposób myślenia, jakie upodobania. Lord Millcroft miał być człowiekiem wyniosłym, powściągliwym i nastawionym do wszystkich raczej krytycznie. Poza tym o zdecydowanie męskich upodobaniach. Prowadzi rozmowy o interesach albo nieco pikantne, które dżentelmeni prowadzą, gdy są we własnym gronie. Na przykład kiedy popijając brandy, grają w karty w klubie White’a albo Brooksa. Dla Seba żaden kłopot. Zawsze wolał trzymać się z dala od płci pięknej, a w męskim towarzystwie wcale nie był nieśmiały. Przeciwnie. Pewny siebie, zawsze starał się wypaść jak najlepiej. Na tym przyjęciu tych dam będzie bez liku, ale wcale nie musi ich czarować, ponieważ lord Millcroft nie szuka żony, lecz chce jak najkorzystniej zainwestować pieniądze, by pomnożyć majątek.
Wszystko dokładnie przemyślał i był pewien, że się powiedzie. Nigdy dotąd nie zawiódł i dlatego wchodząc do sali balowej, był dobrej myśli. Razem z Upminsterem powoli obeszli salę, Upminster przedstawił go kilku osobom, i damom, i dżentelmenom. Po kilku chwilach stanęli przed wicehrabią Penhurstem w gronie bliskich znajomych. Panowie przywitali się, potem nawiązano krótką, uprzejmą rozmowę i do tej chwili wszystko szło jak po maśle. Póki jej nie zobaczył. Właśnie jej, lady Clarissy. Stała kawałek dalej, obok żony Penhursta i natychmiast to, co sobie obiecał – że kobiety ignoruje, że jest niewzruszony i wyniosły – na moment wywietrzało mu z głowy. Bo na widok tej damy serce zabiło sto razy szybciej. A poza tym ona przecież znała jego prawdziwą tożsamość. W rezultacie ruszył do niej prawie biegiem. Chwycił za rękę, spojrzał na pewno niemal błagalnie. Niedobrze, skoro widziało to wiele osób i na pewno byli przekonani, że dama zrobiła na nim tak piorunujące wrażenie, że on płonie z niecierpliwości, by zostać jak najszybciej przedstawiony i zamienić z nią kilka słów. Już oczarowany, już gotów się zalecać. Tak to wyglądało i kto wie, czy dla dobra sprawy nie trzeba będzie tak postępować. Zalecać się, a przecież on siebie absolutnie nie widział w tej roli.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel