Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
The Name Drop
Zajrzyj do książki
4.71/5.00 ( recenzje: 7 )

The Name Drop

ImprintHarperYA
KategoriaYoung adult
Liczba stron320
ISBN978-83-8342-048-6
Wysokość215
Szerokość145
EAN9788383420486
Tytuł oryginalnyThe Name Drop
TłumaczIzabela Żukowska
Język oryginałuangielski
Data premiery2024-03-27
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Elijah przyjeżdża do Nowego Jorku na staż w przedsiębiorstwie należącym do jego ojca. Jest przekonany, że wszyscy będą traktować go jak przystało na przyszłego prezesa. Trafia jednak do grupy praktykantów, którzy nie otrzymują wynagrodzenia i mieszkają w spartańskich warunkach.
Jessica przyjeżdża do Nowego Jorku na staż w Haneul Corporation. Karierę zaczyna na najniższym szczeblu korporacyjnej drabiny. Ku jej zaskoczeniu zostaje skierowana na szkolenie dyrektorskie, podczas którego ma zamieszkać w przepięknej kamienicy.
Elijah i Jessica szybko odkrywają przyczynę pomyłki – oboje noszą takie samo koreańskie nazwisko. Postanawiają jednak nikogo nie wyprowadzać z błędu. Dzięki temu Elijah będzie mógł na pewien czas odpocząć od apodyktycznego ojca, a Jessica zyska szansę na otrzymanie wymaganych przez uczelnię listów polecających.
Między Elijahem a Jessicą zaczyna iskrzyć. Mimo to dążą do utrzymania zamiany ról w tajemnicy, kładąc na szali własne uczucia. Czy uda im się uniknąć wykrycia, a co za tym idzie – katastrofalnego skandalu?

 

Fragment tekstu

BRNIJ NAPRZÓD

Jessica

– Poradzę sobie, tato. Nie musisz wchodzić ze mną do środka. Jeśli zostawisz samochód w miejscu czasowego postoju, dostaniesz mandat – mówię. Oby udało mi się przekonać go tymi słowami do odjechania. Czasami do mojego sknerowatego ojca przemawia tylko argument pieniężny.
Zamyka oczy, zastanawia się, co zrobić – pożegnać się już teraz czy odprowadzić jedyną córkę na lotnisko i dopilnować, żeby dobrze rozpoczęła swoją pierwszą samodzielną podróż, co skończy się mandatem i zapewne odholowaniem auta. Niemal widzę, jak pracują trybiki w jego głowie, gdy oblicza, jak dużą wyrwę w jego miesięcznym budżecie na nagłe wydatki spowodowałaby druga opcja.
Ściska mnie mocno za rękę.
– Jessico, nie jest za późno, możesz jeszcze zmienić plany na wakacje – powtarza jak zdarta płyta.
– Błagam, tato, skończże już z tym. Wiem, że nie cieszysz się z mojego wyjazdu, ale zgodziłeś się na niego. Musimy znowu to wałkować? Już od dziesięciu lat pracujesz w Haneul. Skoro przetrwałeś tam tak długo, to ja przetrwam jeden wakacyjny staż. – Uśmiecham się, licząc, że go udobrucham.
Wygląda, jakby miał ochotę dalej dyskutować, ale – na szczęście – do akcji wkracza matka i mnie obejmuje.
– Pamiętaj, żeby podziękować obsłudze w samolocie i ukłonić się każdemu w przedsiębiorstwie. Poślij delikatny uśmiech pracującym na stacji metra i kierowcy autobusu.
– Umma, rozumiem… Mam okazywać szacunek. Jasne, jasne. Wbijasz mi to do głowy całe życie. Czy kiedykolwiek cię rozczarowałam? – Ucisk w żołądku się wzmaga. „Pomijając uczelnię, na której zdecydowałam się studiować”, dopowiadam w myślach.
– My się po prostu martwimy, Jessico. Ale też jesteśmy bardzo, bardzo dumni.
Zauważam, że łzy napływają jej do oczu. Nie godzę się na to. Nie ma mowy. Nie rozbeczę się.
Obracam się do ojca. Stoi wyprostowany, jakby połknął kij, i zaciska usta, żeby nie zdradzić żadnych emocji. Przewiduję, że z jego strony może mnie czekać tylko jedna z dwóch reakcji. Albo zmienił zdanie… Kolejny już raz… I zaciągnie mnie do samochodu i domu, do Cerritos, gdzie pracuję na pół etatu, żeby zarobić na czesne – bezpieczne rozwiązanie – albo pozwoli mi lecieć do Nowego Jorku i podjąć wyzwanie, jakim jest udział w bardzo wymagającym programie stażowym. Tak się składa, że ten staż miałabym podjąć w firmie, w której sam pracuje i – oj, no tak – jej nienawidzi.
Ściąga brwi i przełyka ślinę. Obserwuję ruch jego grdyki. Walka, którą ze sobą toczy, ciąży mi jak kamień na sercu. Wstrzymuję oddech.
– Jessico, nie wydawaj niepotrzebnie pieniędzy na takie rzeczy jak jedzenie na mieście czy zakupy. – Urywa, chrząka, po czym ciągnie: – I nie pakuj się w żadne tarapaty. Nie zwracaj na siebie niepotrzebnie uwagi. Nigdzie nie chodź sama. I kupuj wyłącznie przeceniony papier toaletowy. Albo zwiń kilka listków w pracy i weź je do domu, tylko tak, żeby nikt niczego nie zauważył.
Wzdycham z ulgą. Rozumiem, że trudno mu się pogodzić z moim wyjazdem. Poza tym rada dotycząca podwędzania papieru z biura wcale nie jest taka zła.
– Poradzę sobie. Obiecuję – mówię.
– Przede wszystkim jednak nie pozwól, żeby staż cię zmienił – prosi, nie patrząc mi w oczy.
Sęk w tym, że poprzez to doświadczenie zamierzam ulec całkowitej przemianie. Pierwszy raz mam szansę samodzielnie wykonać tak poważny krok, więc planuję w pełni z tego korzystać. Otwieram usta, żeby podzielić się z tatą tymi przemyśleniami, ale emocje chwytają mnie za gardło i nie mogę wydusić z siebie ani słowa.
Mam lepszy pomysł – po prostu pokażę mu, co planuję.
– Dam wam wiele powodów do dumy – mówię. – Kocham was – kończę z trudem. Niestety nie udaje mi się zapanować nad głosem, który się łamie i zdradza, co czuję: ekscytację, determinację… strach.
Chwytam szybko rączkę walizki i ruszam ku wejściu do terminalu.
„Nie oglądaj się za siebie”, polecam sobie. „Zmierzaj przed siebie”.
Tak też robię.

Elijah
– Wszystko w porządku, mamo. Nie wysiadaj. – Wsuwam głowę przez okno, by posłać jej pokrzepiający uśmiech. Gość, który jest naszym rodzinnym kierowcą w Stanach, napotyka mój wzrok w lusterku wstecznym i nieznacznie kiwa głową. Pomoże mi uniknąć wielkiego emocjonalnego pożegnania. Moja matka nie znosi szopek; jest królową dobrych manier.
– Cukiereczku, na pewno nie chcesz, bym wybrała się z tobą do Nowego Jorku? Mogłabym zawsze, no nie wiem, potraktować wyjazd jako okazję do zakupów. Może przyleciałaby też twoja siostra? Moglibyśmy powłóczyć się po Met, potem obejrzeć jakieś nowe modne przedstawienie, a nazajutrz zjeść brunch w Balthazarze. Nie chcę, byś podczas pierwszej wizyty w mieście nie skosztował dań w Balthazarze. Tak wiele chciałabym ci pokazać w Nowym Jorku.
Patrzę na mamę, która na moich oczach tworzy alternatywny plan moich wakacji. Nie będę kłamać, ma znacznie lepsze pomysły niż mój tata, według którego powinienem w lecie przesiadywać od dziewiątej do siedemnastej w więzieniu ze szkła, czyli korpo, na szkoleniu dla dzieciaków VIP-ów, podczas którego jacyś sztywniacy będą przygotowywać mnie do objęcia stanowiska dyrektorskiego. Moim zdaniem to nie jest nic fajnego.
Miesiącami szukałem wymówek, żeby się od tego wymigać, i doprowadziłem tatę na skraj wytrzymałości. Jeśli przetrwam te wakacje, to może po powrocie do Korei przestanie robić mi wyrzuty o wszystkie zawody, które mu sprawiłem, i wytykać mi wszystkie moje niedociągnięcia.
– Mamo, dziadkowi będzie przykro, jeśli spędzisz z nim mniej czasu, niż planowałaś. Poza tym muszę zrobić to sam. Czyż nie tego ode mnie oczekujecie? Abym udowodnił, że potrafię zachować się odpowiedzialnie i że się, do cholery, ogarnąłem?
Wzdycha przeciągle.
– Elijahu – odzywa się ostrzegawczo.
– Wiem, mamo. Mam się wyrażać. – Szeroko się uśmiecham. W jej oczach natychmiast odmalowuje się ciepło.
– Leć i pokaż, na co cię stać, Elijahu, ale… – Urywa, jej wzrok staje się odległy, jakby patrzyła na coś dla mnie niewidocznego, na przyszłość, której ziszczenia się jeszcze nawet nie jest pewna. – Baw się dobrze… i bądź szczęśliwy.
Mam ochotę powiedzieć jej, że nie wiem, czym jest szczęście, ani co trzeba zrobić, aby go zaznać. Chcę wytknąć jej ironię, jaką jest to, że w naszym wypełnionym luksusami życiu nie ma miejsca na największy luksus, czyli właśnie szczęście. Mam ochotę przypomnieć jej, kim jest mój ojciec, jakby zdarzało jej się zapomnieć o facecie, za którego wyszła.
– Oj, nie martw się, mamo. Planuję świetnie się bawić – mówię, przechyliwszy głowę na bok.
– Gdybyś czegoś potrzebował, ale to czegokolwiek, przedstaw się komuś, to od razu się tobą zajmą – informuje mnie.
– Mamo, uzgodniliśmy, że w te wakacje pokażę się w firmie incognito. Zrobię, czego tata ode mnie oczekuje, ale nie chcę, żeby ktokolwiek stawał na rzęsach tylko ze względu na mnie i na niego.
Mina jej rzednie, widzę, że się o mnie martwi.
– Dam sobie radę, wierz mi. Jestem bardziej waleczny, niż myślisz – staram się przekonać ją do swoich racji. Puszczam oko, ona się uśmiecha. Wiedziałem, że tym poprawię jej humor.
– Kocham cię, synu – zapewnia.
Serce zaczyna mi szybciej bić. Już czas. Wejdę do przedsiębiorstwa taty jak do zbiornika pozbawionego zaworu bezpieczeństwa, w którym roi się od rekinów.
– Też cię kocham, mamo – odpowiadam cichutkim głosikiem zdradzającym zestresowanie, wahanie… obawy.
Szybko odsuwam się od okna i dwa razy klepię maskę, dając kierowcy znać, że może odjechać, po czym zarzucam plecak na ramię i ruszam ku wejściu na lotnisko. Zmierzam ku przyszłości, której nie jestem do końca pewien, której chyba nie chcę.
„Brnij naprzód”, mówię sobie.
Tak też robię.

1

Jessica

Ciepłe czerwcowe popołudnie…
Muszę trzy razy głęboko odetchnąć, żeby zapewnić siebie, że jeszcze nie pora umierać.
Co mi strzeliło do głowy, aby samej lecieć do Nowego Jorku? Gdy stałam z rodzicami przed lotniskiem, pragnęłam przygody. Teraz jednak, gdy znalazłam się w terminalu, z nerwów oblewam się potem.
– Dobrze się czujesz? – Poirytowana kobieta przy stanowisku odprawy nie jest zainteresowana, że zaraz być może dostanę ataku paniki, bo za mną ciągnie się wężykiem kolejka zniecierpliwionych podróżnych.
Nie odpowiadam, tylko przypominam sobie, czego dowiedziałam się z Uniwersytetu Google’a. Statystycznie rzecz biorąc, istnieją nikłe szanse na to, że akurat mój samolot spadnie i spłonie. Jeszcze raz głęboko nabieram powietrza, po czym kiwam głową.
– Nazwisko? – pyta kobieta, według identyfikatora Julie z Tampy na Florydzie.
– Jessica Lee – mówię. Podaję jej prawo jazdy.
Julie z Tampy opuszcza wzrok na dokument, po czym podnosi go na mnie. Stoję bez ruchu zahipnotyzowana jej poruszającymi się gałkami ocznymi i czystą pogardą, z jaką przeszywa mnie wzrokiem.
– Oj, przepraszam. Moje koreańskie nazwisko na prawie jazdy to Yoo-Jin Lee. – Przełykam ślinę, bo czuję ucisk w gardle. – Planowałam zmienić je urzędowo, gdy skończę osiemnaście lat, ale jakoś się jeszcze za to nie zabrałam. To trochę dezorientujące. Przeważnie cechuje mnie spore ogarnięcie. Tak wielkie, że wręcz irytujące. Ale urzędowa zmiana nazwiska wydaje się czymś niesamowicie doniosłym. W każdym razie lecę do Nowego Jorku… na staż. Mój pierwszy. Dopiero skończyłam szkołę średnią. Jesienią zacznę naukę w junior college’u. Pod względem finansowym to rozsądny wybór.
Znów porusza gałkami ocznymi, aż jej wzrok osiada bezpośrednio na moich oczach, po czym unosi go wyżej, ku czołu. Mruga, bezdźwięcznie krzycząc, że ma to w głębokim poważaniu.
Jasne. Zatłoczone lotnisko, poirytowana pracownica, nie najlepsze okoliczności, aby nadmiernie się wywnętrzać, do czego zmusza mnie stres. Silę się na niezręczny uśmiech.
„Tylko fakty, Jessico” – mawia zawsze mama, gdy sprowadzam rozmowę na inny tor. – „Wyjdziesz na mądrzejszą, jeśli ograniczysz się do suchych faktów”.
To ważna chwila i nie zepsuję jej wywołaniem zamieszania na lotnisku. Pierwszy raz lecę dokądś sama. Pierwszy raz mam mieszkać bez rodziców. Zarobiłam dostatecznie, pracując po lekcjach, żeby dołożyć się do kiepskiego wynagrodzenia na stażu, dzięki czemu może zdołam utrzymać się przez wakacje w Nowym Jorku.
Jeśli przetrwam w tym mieście, to przetrwam też w każdym innym. Cóż, przynajmniej tak słyszałam.
I – co najlepsze – nadopiekuńczy ojciec nie będzie spoglądał mi przez ramię. Wyjdzie to na dobre nam obojgu. Muszę dorosnąć i sama zacząć podejmować decyzje – te dobre, jak i te złe. On zaś musi rozgryźć, jak wypuścić z gniazda jedyne pisklę, swoją córeczkę.
Słowa ojca sprzed kilku minut nawet nie umywały się do gniewu, z jakim zareagował, gdy oznajmiłam, że przyjmę ofertę pracy u jego pracodawcy – Haneul Corporation, czyli drugiego pod względem wielkości koreańskiego przedsiębiorstwa działającego w branży technologicznej. Mój marudny, przepracowany i otrzymujący znacznie zaniżone wynagrodzenie ojciec zajmuje się czymś związanym z finansami w ich oddziale w Los Angeles. Trudno znaleźć osobę, która bardziej nienawidzi swojej pracy niż mój tata.
Nie chce, żebym podjęła ten staż. Chyba po prostu nie rozumie, jak bardzo pragnę tej szansy, a dokładniej rzecz ujmując – jej potrzebuję. Tata, mimo że ciągle obcuje z cyframi, nie pojmuje skomplikowanej matematyki rządzącej kosztami studiów. Naszej rodziny nie stać, żeby ufundować mi naukę na którejkolwiek z upatrzonych przeze mnie uczelni. Mimo to – według państwa – nie kwalifikujemy się na wsparcie finansowe, ponieważ jesteśmy za „bogaci”. Mogłabym się ubiegać o stypendium, gdyby do wniosku nie należało dołączyć listu polecającego, referencji. Nie zdobędę ich bez znajomości, a tacy ludzie z klasy średniej jak my ich nie mają, dlatego zarzuciłam ten pomysł.
Lepiej, żeby tata sądził, że za późno wypełniłam wnioski i że moje podania wywarły zbyt małe wrażenie, by ktoś zechciał przyznać mi stypendium, niż aby obwiniał siebie i się zastanawiał, co mógł zrobić inaczej, by zmienić naszą sytuację. Tak to już po prostu jest. Bogaci mają mnóstwo szans, natomiast reszta musi sobie radzić w inny sposób.
Dla mnie tym innym sposobem jest staż.
Wybrałam Haneul, bo chcę pracować w koreańskiej firmie. Uważam, że mam większe szanse na list polecający od osoby tej samej narodowości co ja. O ile, oczywiście, się wyróżnię i zrobię wrażenie na tej osobie. Jestem na to gotowa. Walka o staż była zażarta. Plotka niesie, że wpłynęły tysiące podań. Z dumą jednak mogę oświadczyć, że znalazłam się w gronie dziesięciorga wybranych. Krok pierwszy zakończył się powodzeniem.
Tańczę radośnie w duchu.
Rozglądam się po gigantycznym zatłoczonym lotnisku LAX. Zastanawiam się, ilu pasażerów obsługuje każdego dnia. Jest tu pełno ludzi, którzy wydają się niewzruszeni na myśl o podróży. To dobry znak. „Też mogę być niewzruszona”, wmawiam sobie.
Moją uwagę przykuwa chłopak stojący dwa stanowiska dalej. Przede wszystkim wyróżnia go czarny trencz, spod którego wygląda szara bluza z kapturem. Kto ubiera się na cebulkę w taki upał? Zaciekawił mnie. Owszem, klimatyzacja na lotnisku pracuje na najwyższych obrotach i sama chciałabym włożyć płaszcz. Ale nie znam nikogo, kto by takowy miał. Ten jego jest luksusowy. Nawet ja, osoba o ułomnej znajomości mody, zdołałam dostrzec to z odległości mniej więcej trzech metrów.
Nie wiem, czy gość jest przystojny, bo czarna maseczka zakrywa dolną połowę jego twarzy, a czapkę naciągnął tak nisko, że nie dostrzegam jego oczu. Mimo to wydaje mi się pociągający. Założę się, że nawet pachnie smakowicie. Roztacza aurę tajemniczości. Tak mnie zainteresował, że przyszło mi do głowy, że być może podobają mi się oszuści lub złodzieje kamieni szlachetnych działający na międzynarodowym rynku, bo zapewne tym się zajmuje.
Fajnie byłoby usiąść w samolocie obok tego uroczego chłopaka, prowadzić z nim błyskotliwe potyczki słowne, flirtem oderwać uwagę od strachu powstałego na myśl o śmierci poprzez upadek z wysokości dziesięciu kilometrów. Ciekawe, dokąd ten gość się wybiera.
Rzuca pracowniczce linii lotniczych paszport i mówi coś do niej, nie podnosząc wzroku znad komórki.
Cóż, to byłoby tyle w kwestii fantazji. Skoro jest chamski wobec osób zajmujących się obsługą klienta, to zapewne też wobec własnej matki i zdecydowanie byłby taki wobec mnie – jego dziewczyny, którą stałam się na chwilę, śniąc na jawie. A ponieważ przypisałam mu niezbyt ciekawe, przestępcze profesje, z powodu braku kultury jeszcze bardziej traci w moich oczach.
– Gotowe – mówi Julie z Tampy, podając mi dokument i kartę pokładową.
Patrzę, jak ktoś niezbyt delikatnie rzuca moją walizkę na taśmę. „Żegnaj. Widzimy się w Nowym Jorku. Bezpiecznej podróży. Bądź miła dla innych bagaży”. Z jakiegoś powodu przeczuwam, że przystojny tajemniczy gość, który knuje coś niedobrego, zapewne nie okazałby zainteresowania mnie, Zaklinaczce Bagaży. No jasne.
– Przejście przez kontrolę bezpieczeństwa dla uprzywilejowanych znajduje się po prawej.
Posyłam Julie uśmiech i kiwam do niej głową. Miło, że powiedziała mi, która kolejka jest właściwa. Ostrożnie wkładam dokumenty do teczki w mojej nowej torebce na ramię marki Coach, najcenniejszej rzeczy w moim dobytku. Cudem dorwałam ją w outlecie tej sieci. Wydałam na nią więcej niż na cokolwiek innego, mimo że ze względu na zauważalne czarne otarcie na brązowej skórze dostałam dodatkowy upust wynoszący piętnaście procent od już obniżonej ceny. Potrzebuję jednak poważnej torebki na staż.
– Niemożliwe – mówi z frustracją gość w płaszczu do pracowniczki linii lotniczych akurat, gdy go mijam. Na ramieniu luźno zwisa wyglądający na drogi plecak z wielkim trójkątnym logo, w który wpisano „Prada”. Przednia kieszeń jest rozpięta. Mam ochotę postukać go w ramię i poinformować o tym fakcie, zanim zgubi wszystkie swoje rzeczy.
Odnoszę jednak wrażenie, że się wkurzył.
Trzyma w ręce koreański paszport. W takim wypadku raczej nie będziemy lecieć razem. Ogarnia mnie ulga. Wystarczająco się stresuję. Nie potrzebuję, żeby do samolotu wsiadł jakiś rozzłoszczony podróżny roztaczający negatywną energię.
Kolejka do kontroli bezpieczeństwa jest zaskakująco krótka, a sama procedura o wiele bardziej uproszczona niż ta, którą zapamiętałam z kilku podróży na rodzinne wakacje. Julie słusznie mnie tu pokierowała.
Posyłam uśmiech osobie z Agencji Bezpieczeństwa Transportu i podaję jej kartę pokładową oraz dokument tożsamości. Aby zaoszczędzić czas, pochylam się i zaczynam rozsznurowywać trampki.
– Proszę nie zdejmować butów i nie wyciągać niczego z torby.
Dalej pochylona i skołowana podnoszę wzrok.
– Tutaj nie trzeba zdejmować butów. Nie musi pani też niczego wyjmować z bagażu podręcznego. Proszę włożyć go tylko do pojemnika na taśmie.
– Kupiłam przezroczyste opakowania na płyny – wyjaśniam. – Sprawdziłam, czy żadnego nie ma więcej niż dziewięćdziesiąt mililitrów, a to, czego nie mogłam zabrać, planuję kupić po wylądowaniu w Nowym Jorku w najbliższej drogerii Duane Reade, bo podobno są rozmieszczone co trzy przecznice.
Wywnętrzanie się to dar.
– Brawa za myślenie przyszłościowe – mówi agent i gestem wskazuje, że mogę iść dalej.

Recenzje książki The Name Drop

Podziel się swoją opinią
4.71
Liczba wystawionych opinii: 7
5
5
4
2
3
0
2
0
1
0
Kliknij ocenę aby filtrować opinie
4/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
Elijah i Jessica pochodzą z dwóch światów i gdyby nie przypadek pewnie nigdy by się nie spotkali. Ona miała zostać stażystką w Nowym Jorku, z czego bardzo się cieszyła. Wiedziała doskonale, że to szansa, której nie dostaje każdy. Jednak już po przyjeździe zaczęła się zastanawiać, czy aby na pewno wszystko jest w porządku. Prywatny kierowca, piękna posiadłość, gosposia – takie warunki na pewno nie są dla zwykłych stażystów. On jest synem właściciela, przyszłym prezesem. Spodziewa się, że każdy tak będzie go traktować. Jednak jest zupełnie inaczej. Nie tylko jedzie z jakimiś innymi młodymi ludźmi, ale również to z nimi ma zamieszkać. Czy aby na pewno tak ma być? Dość szybko zagadka się rozwiązuje. Oboje mają takie samo nazwisko, przez co dochodzi do pomyłki. Jessica pragnie od razu wyjaśnić nieporozumienie, jednak Elijah ma zupełnie inne plany. Widzi w tym szansę na poznanie firmy od zupełnie innej strony, dla młodej kobiety również jest to szansa na duży rozwój. Czy ta zamiana wyjdzie im na dobrze? Czy Jessica wykorzysta swoją szansę? Co odkryje Elijah? Jak potoczy się znajomość tej dwójki? Książka mi się podobała. Dla mnie to taka lżejsza historia idealna na leniwe, letnie popołudnie. Może nie zapadnie w pamięci na długie miesiące, ale naprawdę fajnie się ją czytało. Akcja sprawnie poprowadzona, z ciekawymi zwrotami. To opowieść o miłości, ale nie tylko, również o „zderzeniu” dwóch światów, zamianie miejscami. Książkę czytało się szybko, a podczas czytania towarzyszyły mi emocje (może nie jakieś bardzo duże, tylko takie mniejsze, ale były). Bohaterowie ciekawi, oboje dobrze wykreowani. Osobiście ich polubiłam, jednak nic więcej niż w zarysie historii wam o nich nie powiem. „The Name Drop” to fajna propozycja na letnie popołudnie. Mnie się podobała i polecam. Recenzja pojawiła się również na moim blogu - Mama, żona - KOBIETA
2024-07-11
Mama, żona - KOBIETA
Czy opinia była pomocna? Tak 0 Nie 0
5/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
Urocza, kochana, zabawna i lekka. Właśnie tak mogłabym po krótce opisać książkę ze zdjęcia. Okazała się jednak na tyle przyjemna, że chciałabym powiedzieć o niej coś więcej niż kilka krótkich słów. Dlatego też rozsiądźcie się wygodnie, czytajcie i zamawiajcie swoje egzemplarze
2024-04-22
Różany Bookiecik
Czy opinia była pomocna? Tak 0 Nie 0
5/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
Świetna młodzieżówka napisana z lekkością, odrobiną humoru, ukazująca świat dużych korporacji i podziały panujące zarówno wewnątrz organizacji, jak i w codziennym życiu bohaterów. Książka przemyca w swojej fabule sporo informacji na temat życia i wychowania koreańskich dzieci. Totalne podporządkowanie się, skrucha, pokora. To świat gdzie dziewczynki/kobiety nie są traktowane na równi z mężczyznami i mimo wysokich stanowisk nigdy nie będą miały posłuchu wśród kadry zarządzającej. Bardzo spodobało mi się, że z czasem Jessica odnajduje w sobie zdolności przywódcze i wraz z grupką stażystów tworzą świetny projekt. Zyskuje dzięki temu sporo pewności siebie. Świetnie współpracuje jej się z Elijah a cały układ bardzo zbliża młodych do siebie. Z początku obawiałam się, ze chłopak będzie typowym gburem. Nic bardziej mylnego. Bardzo go polubiłam i zrozumiałam, czemu tak chętnie zrezygnował z wygód oferowanych mu na stażu i wybrał nowych znajomych. Historia ukazuje nasz obecny świat, w którym pieniądze przesądzają o czyjejś wartości. Jesteśmy świadkami wchodzenia w dorosłość dwójki bohaterów. Ich pierwszych rozterek, nietypowych sytuacji, zmianie planów i romantycznych uniesień. I niby oboje prowadzą zupełnie inne życie, ale problemy mają bardzo podobne. "Chcemy zaimponować rodzicom, sprostać ich wymaganiom, wyróżnić się i być traktowanym poważnie. Walczymy o to, czego sami pragniemy, bo ktoś ma dla nas inne plany". Jessica i Elijah przylatują do Nowego Jorku, aby wraz z grupą młodzieży, odbyć staż w Koreańskiej firmie Haneul Corporation. Dziewczyna jest typem szarej myszki, która nie chce rzucać się w oczy. Ma w sobie pokorę i szacunek do starszych. Jest bardzo sumienna i wie, że tylko ciężką pracą na stażu ma szansę zdobyć doświadczenie, które później przyda jej się w aplikacji na studia. Elijah jest super bogatym synem prezesa firmy, mającym odbyć szkolenie dyrektorskie. Jest pewny siebie, dumny i nieprzystępny dla większości osób. Co łączy te dwie postacie? Otóż oboje są Koreańczykami i mają takie samo nazwisko: Yoo-Jin-Lee. Do pierwszej pomyłki dochodzi już na lotnisku, gdzie Jessica dostaje miejsca w pierwszej klasie, natomiast chłopak musi podróżować klasą ekonomiczną. Potem mamy kolejny szereg wpadek w Nowym Jorku, włącznie z zakwaterowaniem młodzieży. Chłopak zdaje sobie sprawę, że doszło do pomyłki, ale postanawia wykorzystać ten czas na poznanie uroków życia zwykłych ludzi. Mieszkanie dzieli z kilkoma osobami gdzie, aby dostać się do łazienki, trzeba odstać swoje. Na staż jeździ metrem, wraz z całą grupą i ma zakaz wchodzenia na wyższe piętra budynku, przeznaczone dla elity. Tymczasem Jessica trafia w zupełnie inny, nieznany jej świat. Ma do dyspozycji kierowcę, gosposię, mieszka w dużej kamienicy, nosi markowe rzeczy. W pracy ma do dyspozycji asystentkę. Dziewczynie już po pierwszym dniu również coś w tym wszystkim nie gra i nie korzysta z wygód, dopóki nie rozmówi się z chłopakiem. Co wspólnie postanowią? Kto tak naprawdę straci na tym układzie, a kto wyjdzie cało? " Jeszcze trzy dni temu nie znałam tego gościa, za to teraz jesteśmy zespołem. Znaleźliśmy się w tym samym mieście, tym samym przedsiębiorstwie, realizujemy plan, który ... wspólnie uknuliśmy".
2024-04-17
Strony Marzeń
Czy opinia była pomocna? Tak 0 Nie 0
5/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
Jessica dostaje się na staż w koreańskiej firmie Haneul Corporation. Dla dziewczyny to spełnienie marzeń, bo w rodzinnym domu się nie przelewa. Liczy, że po wakacyjnym stażu w Nowym Jorku dostanie list polecający, który umożliwi jej zdobycie dobrej pracy. Już na lotnisku coś jej nie pasuje. Kiedy pokazuje dokumenty do odprawy, zostaje skierowana do innego wejścia i zapraszona do pierwszej klasy. W tym samym czasie na lotnisku pojawia się Elijah. Ma odbyć szkolenie dyrektorskie w firmie swojego ojca. Po odprawie zostaje przekierowany do drugiej klasy. Myśli, że to sprawka ojca, który chce go czegoś nauczyć. „The Name Drop” Susan Lee to zabawna historia dwojga młodych ludzi, którzy noszą to samo koreańskie nazwisko i stąd całe zamieszanie. Kiedy orientują się, że doszło do pomyłki, postanawiają brnąć w tym kłamstwie. Elijah chce dobrze się bawić, wreszcie wyrwać się spod skrzydeł rodziców. Jessica podejmuje ważne decyzje i wiedzie luksusowe życie, a Elijah który nigdy nie pracował, nie miał współlokatorów, teraz śpi na piętrowym łóżku i dzieli mieszkanie z 9 osobami. W dodatku oboje wpadli sobie w oko już na lotnisku. Jessica spodobała się chłopakowi, mimo iż nie była bogata. Okazała mu zainteresowanie jak nikt inny do tej pory i to go ujęło. Książka to piękna opowieść o miłości, przyjaźni i pieniądzach, które jak się okaże mogą otworzyć wiele drzwi. Dla obojga bohaterów będzie to bardzo cenna lekcja, z której wyciągną wnioski.
2024-04-08
Justcallmeola
Czy opinia była pomocna? Tak 0 Nie 0
5/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
Oto przed nami lektura, w której każdy czyn bohaterów będzie miał konkretne znaczenie. Lekka jak piórko a jednak w jakiś sposób motywująca do działania, która udowadnia, że droga do realizacji własnych planów jest kręta i pełna przeciwności. Susan Lee osadziła swoją fabułę w gatunku New Adult, pisząc o losach młodych dorosłych, którzy musieli konfrontować się z dorosłym życiem. Opisała skomplikowaną relację, która zmusza nas do intensywnego myślenia, a zaczerpnęła swoją inspirację z prozy życia i na tej bazie stworzyła w pełni wiarygodną opowieść. Czytamyzatem o losach postaci zaskakująco dobrze przypominających nas samych, którzy dążą do realizacji założonych wcześniej celów. To ambitne sylwetki nastawione na sukces, które w niespodziewanym momencie musiały poradzić sobie z rozterkami sercowymi, ale o tym musicie przekonać się już sami. Elijah przyjechał do Nowego Jorku na staż do firmy swojego ojca. Miał być tutaj traktowany jak król i jak przyszły dyrektor. Oczekiwania okazały się zgoła inne. Jessica przyjechała na staż do Nowego Jorku pełna zapału i nastawienia na lepsze jutro. Chciała powoli piąć się po szczeblach zawodowej kariery a jednak już na starcie została potraktowana jako przyszła pani dyrektor. Zamieszkała w jednej kamienicy z Elijahem i jak się szybko okazało, ktoś pomylił ich nazwiska. Tym sposobem przyszło im zamienić się rolami. Elijah oraz Jessica postanowili nie wyprowadzać nikogo z błędu, kontynuując działania w przypisanych im rolach. Trochę na podstawie motywu księżniczki i żebraczki obserwujemy zatem jak dwa światy konfrontują się w jednej rzeczywistości i jak zmieniają się myślenia dwóch skrajnie różnych bohaterów, gdy zawodowe cele zaczynają kolidować z sercowymi rozterkami. Muszę przyznać, że autorka miło zaskoczyła mnie pomysłem na fabułę. Wykorzystała bajkowy motyw a jednak jej historia okazała się w pełni przyziemna. Bohaterowie walczyli z własnym uczuciem i nie chcieli dopuścić się zmian jakie zawisły nad ich głowami, ponieważ bali się związanych z tym konsekwencji. Każdy z nich radził sobie także z prywatnymi demonami, które popychały ich w ramiona aktualnej sytuacji a tym samym stali się jeszcze bardziej wiarygodnymi sylwetkami, ponieważ czytelnik doskonale rozumiał wszelkie zawahania czy podejmowane błędy. Na bazie prostej i uroczej lektury autorka sięgnęła zatem po kilka wartościowych, współczesnych motywów i tym sposobem napisała fabułę przyjemną dla serca i angażującą dla rozumu. "The Name Drop" prezentuje się lepiej niż dobrze a z każdą kolejną stroną czytelnik ma poczucie dobrze zagospodarowanego czasu. Susan Lee składa na nasze dłonie dojrzałą historię o podwójnym znaczeniu, z której każdy z nas wyciągnie inne wnioski. Z jednej strony czytamy o perypetiach młodych bohaterów wchodzących w dorosłe życie, którzy znaleźli się w nietypowej sytuacji, z drugiej obserwujemy jak zmieniają się ich plany a także oczekiwania wobec przyszłości. Wszystko to otoczone zostało pozytywnymi emocjami a także nadzieją, że każdy z nas może liczyć na poprawę własnego losu. Jeśli zatem szukacie przyjemnej historii do poczytania spokojnym popołudniem – oto lektura dla Was.
2024-04-07
Thievingbooks
Czy opinia była pomocna? Tak 0 Nie 0
5/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
THE NAME DROP to historia krótka, ale bardzo aktualna. Dlaczego? Ponieważ nawet w dobie rozwiniętego ruchu feministycznego i zwiększającej się świadomości ludzi, traktowanie innych przez pryzmat pochodzenia i płci ma się dobrze. Elijah jest synem prezesa Haneul Corporation i w wakacje ma rozpocząć w Nowym Jorku staż dyrektorski dla VIPów, mimo że wcale tego nie chce. Jessica zaś jest córką biednego dyrektora finansowego z Haneul, która dostaje się do zwykłego programu stażowego firmy, na którym chce pokazać się z jak najlepszej strony. Na lotnisku dochodzi jednak do pomyłki i to Jessica jest traktowana jak bogata dziedziczka, a Elijah jak biedny chłopak. A wszystko przez to, że mają to samo koreańskie nazwisko. Ta dwójka postanawia jednak nie wyprowadzać nikogo z błędu i żyć wymarzonym życiem na czas stażu. Czy taki przekręt im się uda? Czego nauczą się podczas tej zamiany?Autorka idealnie pokazała jak nazwisko i koneksje zmieniają sposób, w jaki patrzą na ciebie inni. Jakie możliwości się otwierają, co potrafią załatwić pieniądze. Z drugiej jednak strony, bycie "zwyczajnym" pozwoliło na nawiązanie prawdziwych relacji i poznanie życia, na jakie szklany klosz koreańskich rodziców nigdy nie pozwolił naszemu bohaterowi. Warto też podkreślić, że mimo XXI w. kobiety nadal muszą podwójnie zapracować na uznanie, a ich zasługi są umniejszane, nawet gdy stoi za nimi odpowiednie nazwisko. Czytając, denerwowałam się na ukazaną tam sytuację, a jednocześnie jakbym widziała swoją rzeczywistość. Te poważniejsze wątki zostały jednak zgrabnie przełamane przez subtelnie poprowadzoną relację między Jessicą i Elijahem, a także motyw eksplorowania Nowego Jorku, który na kartach powieści zachwyca równie bardzo, co w rzeczywistości.Podobała mi się ta historia, a także lekcja życia, jaka z niej płynie. Na pochwałę zasługuje również kreacja postaci i angażujący styl pisania Autorki. Chętnie sięgnę po jej inne powieści. Polecam serdecznie!
2024-04-01
@Amanda.Says
Czy opinia była pomocna? Tak 1 Nie 0
4/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
Wskutek niefortunnego splotu wydarzeń dwójka młodych koreańskich stażystów trafia nie tam, gdzie powinna. Zbieżność nazwisk sprawia, że bajecznie bogaty Elijah zamiast na kurs dla przyszłych dyrektorów trafia do grupy praktykantów niższego szczebla. Jego miejsce w korporacji i w luksusowym apartamencie zajmuje 18-letnia Jessica. Wbrew grożącym im konsekwencjom oboje postanawiają kontynuować tę zamianę. Jak długo uda im się udawać kogoś, kim nie są i co się stanie, kiedy ten niewinny z pozoru żart wyjdzie na jaw? Ciekawi? W takim razie zapraszam do lektury. . Książkę czyta się błyskawicznie. Zdania są niczym slogany, krótkie i w punkt. Jest to naprawdę przyjemna i wydaje mi się, że wartościowa młodzieżówka. Okładka przepiękna, jak większość okładek książek z gatunku YA od @harpercollinspolska Mimo że fabuła koncentruje się głównie na relacji Jessicy i Elijah i ich rozmowach to nie są to puste dialogi. Oboje mają wiele do powiedzenia w kwestii postrzegania świata, konfliktu pokoleń i wchodzenia w dorosłość. Są zbuntowani, pełni energii, nowych pomysłów i planów na przyszłość. Jeśli ciekawi was jak wygląda współczesna Korea Południowa, jak przyrządza się pierożki manu, czym jest k-pop i czy nadal praktykuje się tu aranżowane małżeństwa, to zapraszam do lektury. Co do Susan Lee to znalazłam dość ciekawą informację o niej. Podobno urodziła się w 1943 r. więc ma dokładnie 81 lat. Czy to możliwe? Pisarka prezentuje się rewelacyjnie i nie dałabym jej więcej niż 45-50 lat. Zresztą zobaczcie i oceńcie sami : @susanleewrites . Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję @harpercollinspolska
2024-03-31
violet.and.dog
Czy opinia była pomocna? Tak 0 Nie 0

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel