To będzie ślub z miłości
Przedstawiamy "To będzie ślub z miłości" nowy romans Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE.
Luca Cavallaro ma wstąpić w związek małżeński z Mią Marini i przejąć od jej ojca rodzinne przedsiębiorstwo, na którym bardzo mu zależy. W ostatniej chwili jednak odkrywa, że firma stoi na skraju bankructwa. Czuje się oszukany i nie zjawia się na własnym ślubie. Pół roku później, gdy dowiaduje się o ponownych zaręczynach Mii, czuje zazdrość, bo przecież ona miała być jego żoną. Mia podoba mu się i intryguje go. Nie zamierza dopuścić, by wyszła za innego…
Fragment książki
Nie było choćby jednego dnia, w którym Luca Cavallaro miałby wątpliwości, że nie pojawiając się na ślubie, postąpił właściwie. Nie mógł nawet pomyśleć o rodzinie Marinich bez uczucia skrajnego gniewu i obrzydzenia.
Po prostu go okłamali.
Stosując kreatywną księgowość i publikując zmanipulowane sprawozdania finansowe, próbowali sprzedać mu bezwartościową firmę, wiążąc mu jednocześnie ręce małżeństwem ze swoją córką. A, co gorsza, on prawie dał się na to nabrać. On – Luca Cavallaro – który odkąd tylko potrafił chodzić i mówić, był pewny, że nie chce się żenić ani doświadczać miłości. Bo na własne oczy widział, co miłość potrafi zrobić z człowiekiem.
W zaplanowanym małżeństwie nie chodziło oczywiście o miłość – związek z Mią był tylko niezbędnym warunkiem, by móc nabyć firmę, na której Luce bardzo zależało. Zaciskał ze złości dłonie na samo wspomnienie tego, co czuł, gdy dowiedział się, że korporacja Marini Enterprises – firma, której nigdy nie udało się zdobyć jego ojcu – jest obecnie na sprzedaż… Luca zrobiłby dosłownie wszystko, żeby wejść w jej posiadanie. Nie po to, by zyskać uznanie ojca, lecz dlatego, że miał duszę zwycięzcy. A jeżeli dodatkowo mógł jeszcze pokazać, że potrafi osiągnąć coś, co nie udało się ojcu, to tym lepiej.
Zgodził się więc na małżeństwo, jako część składową całego układu, a perspektywa poślubienia Mii Marini zaczynała mu się nawet podobać. Nie chodziło przecież o prawdziwe małżeństwo, tylko o wygodny konwenans, z którym wiązały się również pewne korzyści. Cieszył się więc na myśl, że będzie miał Mię u siebie, nie tylko w domu, ale też w łóżku.
I nagle okazało się, że to wszystko jeden wielki szwindel. Firma – o której nabycie tak zaciekle dziesięć lat wcześniej walczył jego ojciec – nie posiadała obecnie żadnej większej wartości. Czy stary Marini naprawdę uważał, że Luca jest aż tak głupi? Że ulegnie pozorom i nie zachowa należytej staranności przy badaniu opłacalności tej transakcji?
Na zlecenie Luki zespół wyspecjalizowanych księgowych musiał przez ponad miesiąc wertować księgi Marini Enterprises, by oszustwo mogło wyjść na jaw. Organizując dobrze funkcjonujące struktury holdingowe oraz siatkę spółek fasadowych, Gianni Marini tworzył pozory wysokich zysków, które nie miały nic wspólnego z rzeczywistością.
Luca aż trząsł się z oburzenia. I nie chodziło tylko o pieniądze, ale też o to, że mają go za łatwowiernego idiotę. Przejęcie upadającego interesu rodziny Marinich nie doprowadziłoby go do ruiny – Luca był na to zbyt zamożny – ale gdyby prawda wyszła na jaw i dowiedziałby się o tym jego ojciec, Luca czułby się głęboko upokorzony. Natychmiast więc porzucił zawarty układ, bez oglądania się wstecz.
A jednak…
Stojąc teraz w popołudniowym słońcu, nad brzegiem swojego basenu infinity, Luca sięgnął po telefon. Gdy zaczął przeglądać artykuły prasowe, natychmiast rzuciło mu się w oczy zdjęcie słodko uśmiechniętej Mii, w towarzystwie mężczyzny, którego Luca kilkukrotnie osobiście spotkał. Lorenzo di Angelo, spadkobierca potężnej firmy tekstylnej z siedzibą główną pod Mediolanem, na przestrzeni ostatnich kilku lat odnosił same sukcesy, zdobywając nowe rynki na południu Włoch i w innych krajach Europy.
A więc Gianni znalazł kolejnego inwestora.
A Mia, podobnie jak wcześniej, chętnie zgodziła się na wystąpienie w roli przynęty.
Mia Marini znów zaręczona! – krzyczał tytuł artykułu.
Ani przez chwilę nie żałując swojej decyzji, Luca z jakich względów nie potrafił przejść obok tych słów obojętnie. Po raz kolejny Mia ewidentnie brała udział w spisku wymyślonym przez rodziców. Pracowała dla firmy i była współodpowiedzialna za planowane oszustwo. Wbrew temu, co pisały o niej media po pierwszym, nieudanym ślubie: „porzucona”, „wykiwana” i tak dalej – robiąc z niej ofiarę.
Całe odium spadło wówczas na niego, mimo że postąpił właściwie, a Mia zasłużyła sobie na to, co ją spotkało. Nie odbierał nawet telefonów od ojca – ten facet i tak nie ma prawa pouczać go na jakikolwiek temat – ani od przyrodniego brata, Maxa. W tym przypadku było to znacznie trudniejsze, bo darzył brata sympatią i szacunkiem, nie chciał być jednak zmuszony do odpowiadania na konkretne pytania.
A Mii w pełni należał się zimny prysznic…
Mogła być z nim szczera – szczególnie tamtego wieczoru, przy samochodzie. Ale ona wybrała manipulację. Luca nie mógł zapomnieć tamtego pocałunku… Choć, z drugiej strony, czego się spodziewał? Że jeden dobry pocałunek sprawi, że Mia otworzy przed nim swoją duszę?
W końcu świadomie angażowała się w przekręt do tego stopnia, że była gotowa sprzedać się nieznajomemu mężczyźnie, by ratować bezwartościową firmę.
W tym sensie była osobą najbardziej winną ze wszystkich.
Po niedoszłym ślubie stulecia, Mia Marini próbuje ponownie. Tym razem z najstarszym synem Di Angelo, zapewniając trwałe połączenie dwóch potężnych włoskich rodów.
Brawo, Mia. Może tym razem rzeczywiście trafiłaś na frajera…
Luka odłożył telefon i podszedł do brzegu basenu, przyglądając się krystalicznej wodzie, która na drugim końcu – na zasadzie złudzenia optycznego – płynnie przechodziła w nieskazitelnie czystą toń Morza Sycylijskiego.
Wskoczył do wody, mając już w głowie konkretne postanowienie.
Muszę spróbować tego, co miało być moje – powtarzał sobie, płynąc zamaszystymi ruchami. Złość na Mię jeszcze mu nie przeszła. Ale płynąca w jego żyłach sycylijska krew domagała się czegoś więcej: zanim Mia sprzeda się kolejnemu mężczyźnie, najpierw musi oddać się jemu.
Mia pojawiła się na balu przez szacunek do swoich rodziców. Rodzina Marinich co roku organizowała imprezę charytatywną, na której zbierano środki na fundację prowadzoną przez jej rodziców. Otoczona tłumem obcych ludzi, Mia tym mocniej zdała sobie sprawę z własnej samotności. Pomimo nowych zaręczyn – i wszystkich deklaracji rodziców, jak bardzo ją kochają, łączenie małżeństwa z fuzją rodzinnych interesów wydawało jej się jakimś monstrualnym oszustwem! Miała poślubić mężczyznę, którego prawie nie znała, a już na pewno nie kochała, który w dodatku od początku wyraźnie zaznaczył, że do momentu ślubu zamierza być wolnym strzelcem.
Wychowali ją rodzice zastępczy, którzy zaopiekowali się nią z poczucia obowiązku względem jej biologicznej matki – wieloletniej przyjaciółki Jennifer – i którzy, im była starsza, tym bardziej byli nią rozczarowani. Głęboko w środku Mia była przekonana, że na swój sposób ją kochają, ale nie nazwałaby swojego dzieciństwa szczęśliwym, a wiele sytuacji z przeszłości rzucało cień na ich obecne relacje.
Gdy zmarli jej biologiczni rodzice, była jeszcze mała. Ale na tyle duża, by prawdziwe szczęście rodzinne mogło się jej zapisać w pamięci. Trudno się więc dziwić, że jej największym życiowym marzeniem było założenie własnej rodziny i posiadanie dzieci po to, by je uwielbiać i rozpieszczać, i wreszcie móc darzyć kogoś prawdziwą miłością.
– Byłam pewna, że przyjdą – syknęła przez zaciśnięte zęby Jennifer, spoglądając na bladą twarz Gianniego. – Gdzie oni się podziali?
Stojąc w tłumie gości, Mia nachyliła się w stronę rodziców, by słyszeć ich rozmowę.
– Może mieli już na ten dzień zaplanowane coś innego. Nie martw się, Jennifer, ten ślub i ta fuzja pójdą zgodnie z planem. Tym razem będzie inaczej.
Mia przymknęła na moment oczy. Na myśl o kolejnym ślubie, do którego miałoby nie dojść, jej żołądek zwijał się w kłębek ze stresu i niepewności. Ale przecież to niemożliwe – powtarzała sobie. Lorenzo jest zupełnie inny. Luca miał w sobie coś niebezpiecznego: błyskotliwość, determinację i wyzutą z wszelkich zahamowań atrakcyjność fizyczną. Lorenzo zaś był opanowany i metodyczny. I nie przejawiał żadnego zainteresowania nią jako kobietą, co sprawiało, że Mia nie czuła się spięta. Spokojnie omówili wszystkie warunki fuzji – będącej jedynym powodem ich związku – a także oczekiwanie Lorenza, że w okresie narzeczeństwa będzie mógł dyskretnie spotykać się z innymi kobietami.
– Wiedzą, jak to dla nas istotne! Media będą teraz snuły domysły – martwiła się Jennifer.
– A co to za różnica, co napiszą w mediach? – przerwał ostro Gianni. – Przestań się zamartwiać i uśmiechnij się. Ludzie patrzą.
Mia rozejrzała się wokół.
– Trochę się przejdę – mruknęła do rodziców, czując, że potrzebuje łyka szampana i chwili ciszy.
– Dokąd idziesz?
– Pokręcę się wśród gości – skłamała Mia, uśmiechając się do ojca. – Niedługo wrócę.
Usta Jennifer zacisnęły się w geście niezadowolenia, ale Mia dawno już przestała zastanawiać się nad tym, czym po raz kolejny mogła zdenerwować swoją matkę. Odwróciła się na pięcie i zniknęła w tłumie, zanim Jennifer zdążyła wymyślić powód, by ją zatrzymać.
Niezależnie od nieobecności rodziny Di Angelo, bal był dużym sukcesem, biorąc pod uwagę liczbę i kaliber zgromadzonych gości.
Przy barze Mia zamówiła kieliszek szampana, chwyciła go z ulgą i znów zaczęła się przeciskać przez tłum, by dotrzeć do drzwi wiodących do położonego na dachu ogrodu. Wieczór był ciepły, nie należało więc mieć specjalnych złudzeń, że łatwo będzie tam znaleźć trochę więcej prywatności. Ale Mia miała w pamięci pewien zaułek na końcu ogrodu. Od razu więc skierowała się w to miejsce i – ku wielkiej radości – zobaczyła, że nikogo tam nie ma. Usiadła na krześle i ściągnęła uciążliwe szpilki, pochylając się, by rozmasować zmęczone więzadła. Wokół słychać było miłe rozmowy eleganckich gości, co – w połączeniu z dwoma olbrzymimi, przesłaniającymi widok paprociami – dawało Mii duże poczucie anonimowości.
Odchyliła się do tyłu na krześle i zamknęła oczy, oddychając głęboko, by się zrelaksować. Po raz kolejny próbowała powtórzyć sobie, że podejmuje w życiu właściwe decyzje, nawet jeśli czasami dręczą ją wątpliwości.
Gdyby żyli jej rodzice, nigdy nie znalazłaby się w takim położeniu. Nie musiałaby też szukać ucieczki od ludzi, którzy jednocześnie ją kochali i wiecznie mieli do niej o coś pretensje. Którzy okazywali miłość poprzez nadopiekuńczość i nieustanną kontrolę. I do których nauczono Mię odczuwać tak wielką wdzięczność, że nigdy nie mogłaby się im przeciwstawić.
Racjonalna strona jej umysłu wiedziała, jak głupia była to postawa. Czasami zastanawiała się, dlaczego nie potrafi po prostu powiedzieć, że nie chce pracować w ich rodzinnej firmie, a tym bardziej – wychodzić za obcego człowieka tylko po to, by ktoś o nazwisku Marini zachował w niej udziały.
Ale ile razy mała, zabrana z sierocińca dziewczynka usłyszała, jak olbrzymie szczęście spotyka ją w osobach przybranych rodziców? Jak więc teraz mogłaby sprzeciwić się ich życzeniom? Najlepszym rozwiązaniem było więc dostosować własne życzenia do ich życzeń.
Mia z ciężkim westchnięciem podniosła do ust kieliszek, a potem spojrzała w lewo, skąd ktoś zbliżał się w jej kierunku.
Zerwała się na równe nogi, nerwowym szarpnięciem rozlewając szampana na pokrytą gresem podłogę. W skrajnym szoku była zdolna do poruszania się jedynie w rytmie staccato.
– Luca? – krzyknęła, mrugając oczami, jakby nie dowierzając zmysłom.
Luca wykrzywił usta w dobrze jej znanym, pół cynicznym, a pół uwodzicielskim uśmiechu, a żołądek Mii skurczył się do takich rozmiarów, jakby za chwilę miał w ogóle zniknąć z jej ciała.
– Co ty tu robisz? – spytała ostrym tonem.
– To impreza charytatywna. Po prostu wykupiłem cegiełkę.
– Po prostu wykupiłeś cegiełkę? – przedrzeźniała go Mia. – Ale po co?
Luca wzruszył leniwie ramionami. – A co, nie wolno mi? Przecież mam pieniądze.
– Ale to jest fundacja moich rodziców – powiedziała gwałtownie Mia, podnosząc do ust kieliszek i dopijając resztkę szampana.
– No i co z tego?
– Nie powinieneś tu przychodzić – powiedziała, wydymając pogardliwie wargi.
Patrzył na nią z taką swobodą, że Mia była przekonana, że musi udawać. Chyba że naprawdę miał w nosie to, jak bardzo ją upokorzył i jak wywrócił jej życie do góry nogami, nie wspominając już o krzywdzie, jaką wyrządził jej rodzicom. Ile trzeba mieć tupetu, żeby po czymś takim pojawić się w smokingu i z czarującym uśmiechem na ustach? Szczyt bezczelności! A może jeszcze za chwilę okaże się, że przyszedł z jakąś supermodelką… Zaciskając zęby, Mia posłała mu spojrzenie pełne odrazy.
– Luca, mówię poważnie. Powinieneś natychmiast stąd wyjść!
Zamiast tego, Luca zbliżył się do niej jeszcze bardziej. Mia napięła wszystkie mięśnie.
Miała wrażenie, że jego ciało śle ku niej fale gorąca, przypominając o tym, jak się poznali, a ona – owładnięta jego urokiem – natychmiast zaczęła o nim marzyć.
– Dlaczego mam wyjść?
Mii brakowało słów. Pokręciła tylko głową.
– Czy to nie oczywiste? – spytała po chwili.
– Bynajmniej.
– Przecież… przecież… nie pojawiłeś się w dniu naszego ślubu! – wyrzuciła wreszcie z siebie, po czym szybko rozejrzała się dookoła, czy nikt nie był świadkiem jej wybuchu.
– Zgadza się – przyznał Luca, robiąc kolejny krok w jej stronę. Czuła, że nie jest w stanie ruszyć nogami. – Ale to wcale nie oznacza, że o tobie nie myślałem.
Mia rozchyliła wargi porażona tym wyznaniem jak piorunem.
– Niemożliwe! O czym myślałeś? Że okazałeś się zwykłym draniem?
Luca minimalnie przymknął oczy.
– Myślałem o zmarnowanych szansach. – Przysunął się jeszcze bliżej. Tak blisko, że czuła zapach wody po goleniu i ciepło jego ciała. A wewnątrz cała drżała. – Myślałem o tamtym wieczorze.
– Jakim wieczorze? – zapytała zduszonym głosem, cofając się o krok, aż zetknęła się plecami z kamienną ścianą. W pierwszej chwili poczuła ulgę, że ma się o co oprzeć, ale gdy Luca ruszył do przodu, zdała sobie sprawę, że została skutecznie uwięziona. Jego potężna sylwetka nie dawała jej żadnych szans na ucieczkę.
Poczuła suchość w ustach.
– Mogę odświeżyć ci pamięć? – spytał Luca.
Spojrzał na jej usta, a serce Mii niemal wyskoczyło z piersi.
– Nie – odparła szybko. – Nie ma potrzeby.
– Jesteś pewna? – spytał ze sceptycznym uśmieszkiem.
W powietrzu wibrowało pożądanie, a Mia poczuła w ustach smak adrenaliny.
– Może jednak masz ochotę na kolejnego całusa?
W uszach Mii szumiała krew. To chyba jakiś sen… Kompletnie nie potrafiła pozbierać myśli.
– Nie możesz… – jęknęła. By utrzymać odległość, położyła mu dłoń na piersi, a jej wzrok padł na pierścionek zaręczynowy.
– Ja nie mogę – poprawiła się, próbując nadać swojemu głosowi chociaż trochę zdecydowania. – Wychodzę za mąż, Luca. Tym razem naprawdę.
Luca przewiercał ją wzrokiem na wylot, a w jego spojrzeniu było coś, czego nie rozumiała.
– Ale jeszcze nie masz męża, prawda?
– Luca, czego ty chcesz?
– Hm, naprawdę mam powiedzieć to na głos?
Prawie niezauważalnie zaprzeczyła głową. Luca podłożył jej palec pod brodę i nakierował jej twarz ku sobie.
– Mam dla ciebie propozycję.
Serce Mii znajdowało się już gdzieś w okolicach gardła.
– Jak mam być szczera, to jeszcze nie doszłam do siebie po twojej poprzedniej propozycji.
Na ustach Luki pojawił się krótki, cyniczny uśmiech, po czym jego twarz nabrała ciepła.
– Chcę, żebyś pojechała do mnie.
Mia miała wrażenie, że pod jej stopami otwiera się podłoga, wciągając ją do środka.
– Co takiego?
– Chociaż na jedną noc.
Mia przyjrzała mu się uważniej, sprawdzając, czy to nie żart. Ale na twarzy Luki nie było uśmiechu, tylko głód pożądania – tak wielki, że Mia na chwilę straciła oddech. I wszystko się w niej zagotowało.
– Nie mogę – powtórzyła, desperacko próbując przekonać siebie, że istnieje realne niebezpieczeństwo dalszego zranienia i upokorzenia.
– Nawet po starej znajomości? – kusił Luca, z delikatnością, jakiej się po nim nie spodziewała.
– Nie ma żadnej starej znajomości – odsyknęła, rozzłoszczona odniesieniem do przeszłości. – Była tylko głupia umowa i jeden niezbyt ekscytujący pocałunek przy samochodzie.
– Niezbyt ekscytujący? – Luca nachylił głowę. – To sprawdźmy, czy tym razem nie wyszłoby trochę lepiej.
Patrzył jej prosto w oczy, rzucając wyzwanie, czekając na to, co powie lub zrobi, i spodziewając się dalszej walki. Ale, ku własnemu przerażeniu, i nadal pałając gniewem, Mia wspięła się na palce i przycisnęła usta do jego ust.
Samokontrola przegrała walkę z pożądaniem. A Luca natychmiast przycisnął ją do ściany, żądając – i uzyskując z jej strony – całkowite podporządkowanie.
Wbrew wypowiadanym słowom, Mia marzyła, by znów zaznać jego ust. Nawet wtedy, gdy czuła, że go nienawidzi, i uważa go za najgorszego faceta pod słońcem.
Buszując w jej ustach językiem, Luca uniósł kolano i rozsunął jej uda, opierając się jedną ręką o ścianę, a drugą obejmując ją w talii.
– Luca – jęknęła Mia, obezwładniona przez tsunami emocji, choć coraz bardziej przerażona. Podniecenie, którego doznała przy samochodzie, było jak porażenie prądem – mocne, ostre i w gruncie rzeczy krótkotrwałe. Ten zaś pocałunek rzeczywiście zdawał się nie mieć końca. Podniecenie Mii ciągle rosło, a po jej ciele rozlewała się fala ciepła, która odmieniała jej wnętrze, wzywała ją do czegoś, czego nie rozumiała, czegoś wielkiego, wszechogarniającego, wręcz niezbędnego.