Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
To tylko miłość (ebook)
Zajrzyj do książki

To tylko miłość (ebook)

ImprintHarlequin
KategoriaEbooki
Liczba stron160
ISBN978-83-276-7987-1
Formatepubmobi
Tytuł oryginalnyChosen for His Desert Throne
EAN9788327679871
TłumaczKarol Nowosielski
Data premiery2022-05-26
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Szejk Tarek bin Alzalam po roku walki z rebelią wszczętą przez brata obejmuje władzę. Najbardziej zależy mu na pokoju, rozwoju kraju i dobrych kontaktach międzynarodowych. Tymczasem dowiaduje się, że w jego pałacu od miesięcy przetrzymywana jest amerykańska lekarka z misji charytatywnej, Anya Turner. Tarek natychmiast ją uwalnia, lecz trudno będzie wytłumaczyć i jej, i całemu światu, że była więziona bez jego wiedzy. Nieoczekiwanie z pomocą przychodzi mu sama Anya, która wcale nie chce wracać do domu…

Fragment książki

Szejk Tarek bin Alzalam stał w oknie sypialni swojego pałacu i spoglądał na starożytne mury stolicy. Był władcą już od roku. Walczył o to zaciekle, a ostatnia z tych walk pozostawiła na jego ciele przerażające blizny. Nie tak dawno pulsujące bólem, obecnie zagoiły się i zbladły. Podobnego uleczenia pragnął dla swojego ludu.
Ojciec Tareka długo chorował, zanim odszedł z tego świata, i jego śmierć spowodowała wielki smutek w państwie. Tarek jako najstarszy syn miał zastąpić ojca na tronie, po upłynięciu tradycyjnego okresu żałoby. Lecz wówczas ujawniły się ukryte ambicje jego młodszego brata, Rafika, który postanowił siłą przejąć władzę w kraju. Tarek musiał rozpocząć swoje panowanie od stłumienia rebelii. To było niemal wpisane w los przywódcy narodu. Zawsze pojawiali się zdrajcy, w których bliskość tronu wywoływała szaleńcze pragnienie władzy.
Tarek rozumiał to jako król, lecz rzadko powracał myślami do tej zdrady. Powodowała zbyt duży ból.
Matka zawsze powtarzała mu, że miłość jest oznaką słabości. Bezgraniczne uczucie, jakie żywił do brata, niemal kosztowało go utratę królestwa. A nawet własnego życia. Nie mógł nigdy o tym zapomnieć.
Po stłumieniu buntu umocnił swoją władzę oraz zdobył w kraju powszechną akceptację i szacunek. Okazał również miłosierdzie Rafikowi, któremu za zdradę stanu groziła kara śmierci. Tarek miał jednak ponurą świadomość tego, że gdyby role się odwróciły, jego własne ciało zawisłoby na najwyższym minarecie w mieście.
Mógł się zemścić, ale pomimo całego targającego nim gniewu postanowił postąpić, jak przystało na króla. Proces Rafika był szybki i przejrzysty. Tak, by cały naród miał świadomość przestępstw, które ten popełnił wobec Tareka, a także wobec ludu.
Pomimo że próbował go zabić, nie trafił do celi śmierci.
– Znaj moją łaskę – mówił Tarek, ogłaszając wyrok na zdrajcy. – Nie pragnę twojej krwi, bracie. Jedynie pokuty.
Wszystkie gazety w kraju z zachwytem podchwyciły te słowa. Nad królestwem nastał jasny dzień.
Sam Tarek także zaczynał już w to wierzyć. Zasiany przez Rafika chaos został opanowany. Przyszła pora, by odłożyć miecz i zająć się sprawami państwa.
Po nieudanym zamachu uświadomił sobie jedną ważną rzecz. Nie miał następcy tronu. To był najwyższy czas, aby zadbać o ciągłość dynastii.
W tym celu musiał się ożenić.
Podczas swojego zwyczajowego codziennego spaceru po pałacu, zatrzymał się na chwilę przed pięknym szesnastowiecznym tronem. Przypomniał sobie słowa mądrego ojca: „Ten pałac jest symbolem tego, jak dobrze może być. Aspiracją. Król też musi reprezentować taką postawę, najlepiej jak potrafi. Nie zapominaj o tym”.
Kraj Tareka był klasycznym przykładem państwa z Półwyspu Arabskiego. Niewielki, z bogatymi złożami ropy naftowej, z której jedna część ludności czerpała niezwykle wysokie profity, podczas gdy druga żyła nadal zgodnie z tradycyjnymi, plemiennymi zwyczajami na niegościnnej i surowej, lecz pięknej pustyni.
Rolą króla było połączenie tych dwóch światów, tradycji i nowoczesności. Ojciec przygotował go do tego, aranżując małżeństwo, które jednak nie zostało jeszcze ostatecznie zawarte. Tarek nie umiał już przywołać w pamięci nawet wyglądu przyszłej panny młodej.
Zaprzątnięty myślami minął dziedziniec z piękną, bujną roślinnością i udał się do swojego gabinetu. Tam przestawał być władcą państwa, a zaczynał pełnić rolę jego dyrektora generalnego, w czym bardzo pomagało wykształcenie ekonomiczne zdobyte w słynnym London School of Economics. Lubił obie te strony swojego życia, lecz z satysfakcją przyjmował fakt, że po okresie walki mógł wreszcie zająć się czymś pożytecznym dla kraju. I dla swojego przyszłego potomstwa.
Wchodząc, przywitał skinieniem głowy swój dwór oraz uśmiechnął się do Ahmeda, bliskiego doradcy, który podczas ostatnich burzliwych wydarzeń wielokrotnie udowodnił niezwykłą lojalność wobec Tareka.
– Witaj, panie. Królestwo obudziło się dziś spokojne. Wszystko biegnie pomyślnym torem. – Ahmed skłonił się nisko i zreferował wszystkie nowe wydarzenia.
– Dobrze to słyszeć – odparł Tarek po krótkiej przerwie. – Ahmedzie, myślę, że nadeszła już odpowiednia pora.
– Pora, panie?
– Pora przekazać ojcu mojej narzeczonej, że spotkam się z nim dziś po południu. Ustalimy warunki.
– Jak sobie życzysz, panie – mruknął Ahmed i kłaniając się, opuścił gabinet.
Tarek przysiągłby, że u zwykle opanowanego doradcy ujrzał cień… strachu? Zdziwiło go to spostrzeżenie.
Na ogromnym biurku, które stało w tym pomieszczeniu, odkąd sięgał pamięcią, zalegał spory stos dokumentów. Przekartkował je i podszedł do drzwi, prowadzących na tak zwany królewski punkt widokowy. Był to pałacowy balkon, z którego rozpościerał się widok na całe otoczone murami obronnymi miasto. Jego przodkowie bronili go od wieków i to nie mogło ulec zmianie przez kolejne stulecia.
Z zadowoleniem pokiwał głową.
Wiedział, że tu właśnie wychowa synów i przekaże im mądrość, otrzymaną od swojego ojca. Pokaże im to, co jest ważne. Pradawne mury miasta, jego mieszkańców… Nauczy ich, by byli dobrymi ludźmi, jeszcze lepszymi władcami, wspaniałymi wojownikami i biznesmenami. Oraz jak być dla siebie braćmi. Tak, by jeden nie stawał przeciwko drugiemu.
– Tak będzie – powiedział głośno w stronę pustynnego słońca świecącego nad krainą, której bardziej chciał służyć, niż nią władać.
Lecz później, tego samego dnia, wpatrywał się w twarz swojego przyszłego teścia, nie mogąc uwierzyć własnym uszom.
– Powtórz, co powiedziałeś. – Wbił w rozmówcę przenikliwy wzrok, siedząc za biurkiem, rozparty władczo w fotelu. – Chyba zawodzi mnie słuch…
Słowa te skierowane były do Mahmouda Al Jazeera, jednego z najbogatszych i najpotężniejszych ludzi w królestwie. Pochodził on z bardzo starej i dostojnej rodziny, przejawiającej niegdyś nawet królewskie aspiracje. Sam Mahmoud był bliskim przyjacielem zmarłego ojca Tareka i nie należał do ludzi, którzy korzyliby się przed kimkolwiek.
W tej chwili, ten dumny człowiek zaciskał nerwowo dłonie i pochylał się w niskich ukłonach.
– Nie umiem wyjaśnić tego nieszczęśliwego splotu wydarzeń, panie – głos mężczyzny drżał. – Okryłem się hańbą. Moja rodzina już zawsze będzie nosiła piętno wstydu.
Tarek w ciszy obserwował starszego mężczyznę, wciąż trawiąc jego słowa.
– Mówisz mi, że nie potrafisz zapanować nad tym, co dzieje się pod twoim własnym dachem? – W jego spokojnym głosie można było wyczuć niebezpieczną nutę. – Nie jesteś w stanie wywiązać się ze złożonych obietnic? Twoje słowo jest nic niewarte? Czy to właśnie chcesz powiedzieć swojemu królowi?
Mahmoud zbladł.
– Nabeeha zawsze była upartą dziewczyną. Zepsułem ją, bo jej matka była moją ulubioną żoną. Synowie ostrzegali mnie, lecz ich nie słuchałem. Ponoszę za to odpowiedzialność.
– Zaręczyny zostały uzgodnione – przypominał Tarek. – Słowa przysięgi złożone w obecności świadków, jeszcze za życia mojego ojca.
Wszystko odbyło się w tym samym gabinecie, w którym obecnie się znajdowali. Tarek doskonale to pamiętał. Jego ojciec, choć bardzo słaby, był szczęśliwy, a Mahmoud wręcz wniebowzięty tym, że pozycja jego rodziny w królestwie miała znacznie wzrosnąć. Dziewczyna nie była obecna przy spotkaniu.
– Dopilnowałbym, by się z nich wywiązała – zapewnił pospiesznie Mahmoud. – Miała tylko trochę się wyedukować. Nabrać ogłady, by lepiej prezentować się u twojego boku, panie. Dlatego zezwoliłem jej na tę zamorską podróż.
– To piękne słowa, lecz tylko słowa. W tym czasie moja narzeczona jest… gdzie? Gdzieś w Północnej Ameryce?
– Jej zachowanie mnie hańbi – załkał załamany Mahmoud. – Poprosiła o azyl w Kanadzie. I co gorsza, dostała go.
– Coraz lepiej. – Potrząsnął głową Tarek i zaśmiał się. Starszy mężczyzna zesztywniał, jak trafiony kulą. – Na jakiej podstawie rozpieszczona córka międzynarodowego biznesmena i narzeczona króla domaga się azylu?
– Nie rozumiem działania zachodnich rządów – kapitulował Mahmoud. – Czy ktokolwiek może pojąć ich motywy?
Tarek wykrzywił usta. W tym grymasie nie było zbyt wiele z uśmiechu.
– Zdajesz sobie sprawę, że zaręczyłem się z twoją córką, aby uszczęśliwić mojego ojca? By uhonorować przyjaźń, która was łączyła? Między nami nie ma już takiej więzi, więc jeśli twoja córka nie potrafiła tego uszanować…
Wzdrygnął się, a starszy mężczyzna struchlał.
– Panie, błagam…
– Skoro nie chciała poślubić swojego króla, nie będę jej do tego zmuszał. – Tarek nie spuszczał wzroku z rozmówcy. – Znajdę dziewczynę, która z wdzięcznością przyjmie ten honor, Mahmoudzie. Nabeeha niech cieszy się swoim azylem politycznym, skoro tak bardzo jej odpowiada.
Mężczyzna jęknął przygnębiony, a Tarek gestem nakazał mu odejść, zanim poczucie doznanej zniewagi zdołałoby rozpalić go do czerwoności. Ojciec zawsze napominał go, że uczucia nie mają znaczenia, kiedy na szali położone jest dobro kraju.
Był wstrząśnięty. Dziewczyna tak bardzo nie chciała wychodzić za niego za mąż, że oddała się pod opiekę obcego rządu.
Wezwał do siebie Ahmeda.
– Dlaczego nie zostałem poinformowany o tym, że moja narzeczona poprosiła o azyl polityczny na Zachodzie i go otrzymała? – warknął.
– Sytuacja była dynamiczna. Chcieliśmy to wszystko rozwiązać, nie dokładając ci zmartwień, panie.
– Jestem aż tak nieudolnym władcą, że trzyma się przede mną w tajemnicy sprawy mojego królestwa?
Zapadła martwa cisza.
– Mieliśmy nadzieję na zażegnanie tego kryzysu – mówił Ahmed wprost, nie szukając wymówek. – Nie zamierzaliśmy cię okłamywać, panie. Jeśli wolno mi powiedzieć, miałeś znacznie ważniejsze rzeczy na głowie w tym roku. Czym jest histeria rozpuszczonej dziewczyny wobec próby dokonania zamachu stanu?
Tarek musiał przyznać mu rację. Poczucie doznanej zniewagi zaczęło powoli słabnąć w jego sercu.
– Więc może ty będziesz umiał mi to wyjaśnić? Jakim cudem dostała status uchodźcy politycznego? Opuściła legalnie kraj, żeby studiować. Wszystko przy poparciu moim i rządu. Po powrocie nie doznałaby żadnych represji… Jak mogło zatem dojść do czegoś takiego?
Ahmed naprężył się. Tarek wiedział. Czekały go nieprzyjemne wieści.
– Pewne osoby na zachodzie uważają, że… złamałeś prawo, panie.
Tarek zaskoczony uniósł brwi.
– To ja stanowię tu prawo. Z definicji nie mogę więc go złamać.
– Nie twoje prawa, panie – Ahmed pokłonił się. – Są oskarżenia o pogwałcenie praw człowieka.
– Przeciwko mnie? Chyba mają na myśli mojego brata.
– Nie. Skarga jest przeciwko tobie, panie.
– Przecież mogłem skazać go na śmierć. Okazałem łaskę i dobrą wolę. Czy to nie jest jasne?
– Tu nie chodzi o tę sprawę. – Ahmed spojrzał królowi w oczy. – Tylko o lekarzy.
– Słucham? – Tarek był kompletnie zaskoczony.
– Lekarze, panie. Zostali pochwyceni osiem miesięcy temu po nielegalnym przekroczeniu północnej granicy.
– Co to za ludzie? – zapytał Tarek, lecz po chwili zaczynał sobie przypominać. – Poczekaj, już wiem. To lekarze podróżujący z pomocą humanitarną po strefach objętych działaniami wojennymi?
– Są uważani za bohaterów.
– Zwolnić tych bohaterów – westchnął Tarek. – W czym problem?
– Mężczyźni zostali zwolnieni zaraz po odzyskaniu twojej władzy, panie. Sam to wówczas nakazałeś. Lecz w tej grupie znajdowała się jedna kobieta. Nie mieliśmy w stolicy więzienia dla kobiet, więc została umieszczona w lochu.
Tarek pochylił się w stronę doradcy.
– W lochu? Tu, w pałacu?
– Tak, panie. Wiesz oczywiście, że więźniowie mogą być uwolnieni z pałacowego lochu wyłącznie na podstawie twojego osobistego polecenia.
Tarek powoli wstał. Czuł pulsującą w żyłach krew, jakby właśnie odbył kolejną poważną bitwę.
– Ahmedzie! – Jego głos był jak uderzenie batem. Każdy człowiek na miejscu doradcy króla padłby zapewne w tym momencie na kolana. Jednak Ahmed trzymał się dzielnie. – Czy mam rozumieć, że przez cały ten czas, podczas którego starałem się pokazać światu swoją wyrozumiałość i sprawiedliwość, miałem w swoim lochu uwięzioną kobietę z Zachodu? W dodatku taką, która jeździ po świecie i niesie pomoc potrzebującym?
– Niestety tak, panie.
– Równie dobrze mógłbym nakazać zamknąć anioła. Nic dziwnego, że Nabeeha postanowiła uciec przede mną. Sam na jej miejscu prosiłbym Kanadyjczyków o azyl.
– To niedopatrzenie, panie. Było potworne zamieszanie w kraju, następnie ten proces… Myślałem, że jesteś zadowolony z utrzymania rzeczy w takim stanie.
Tarek musiał zaakceptować fakt, że to on jako władca ponosił odpowiedzialność. Może nie nakazał więzienia tej kobiety, lecz po utrwaleniu swojej władzy nie sprawdził liczby i statusu więźniów, którzy przebywali na terenie jego pałacu. Blizny na ciele zapiekły go. Taki błąd mógł wywołać dramatyczne konsekwencje.
Wstał i w ponurym nastroju ruszył przez marmurowe wnętrza pałacu, jego główny dziedziniec, aż do prywatnej, najstarszej części budowli, której kamienie pamiętały jeszcze czasy średniowiecza. Tam znajdował się loch.
Strażnicy zupełnie nie spodziewali się tam jego obecności i nie od razu zareagowali na widok władcy. Otworzyli ciężkie drzwi. Tarek zamaszystym krokiem ruszył w głąb lochów. Za nim podążał Ahmed i część królewskiej świty.
Znał to miejsce. Bawił się tam w dzieciństwie. Było to co prawda surowo wzbronione, ale nigdy za jego życia nie przebywał tam żaden więzień.
Płonące pochodnie oświetlały grube kamienne ściany. Szedł wzdłuż nich, zastanawiając się, w jaki sposób przekuć tę wizerunkową katastrofę w coś pozytywnego.
Lecz najpierw musiał się zająć uwięzioną, zaopiekować się nią i dopilnować, by doszła do siebie. Nie miał bladego pojęcia, co go tam czekało. Po raz pierwszy w życiu nie był także pewien tego, co mogli zrobić jego ludzie.
– Gdzie ona jest? – wychrypiał w kierunku kłaniającego się nisko oficera.
– W Celi Królowej, panie.
Był to loch przygotowany przed setkami lat dla niewiernej żony szejka, która nie mogła zostać wówczas skazana na śmierć, ze względu na zbyt duże wpływy jej rodziny. Tarek pamiętał, że cela ta wyposażona była w wiele maleńkich okienek. Skazana mogła widzieć świat, do którego nie miała już nigdy powrócić.
Poczuł znów gniew na całą sytuację. Może i bez własnej wiedzy, ale więził w lochach lekarkę z zachodniego świata. Nie zwlekając, przekroczył drzwi celi.
I zamarł.
Spodziewał się zastać tam kupkę ludzkiego nieszczęścia w fatalnych warunkach i kondycji, lecz ujrzał… coś innego.
Cela nie wyglądała tak, jak zapamiętał to z dzieciństwa. Na kamiennej posadzce rozłożono dywan, a ściany pokrywały półki z książkami. W miejscu dawnego twardego legowiska stało łóżko polowe, nakryte grubymi warstwami lnianej pościeli, może nie luksusowej, ale miękkiej i wygodnej. Na łóżku, zwinięta w kłębek i nie skuta żadnymi łańcuchami, leżała kobieta.
Miała na sobie długą tunikę i spodnie, typowy ubiór kobiet w tym rejonie świata. Ubranie było luźne, lecz czyste i schludne. Długie, ciemne, zadbane i wyszczotkowane włosy kobiety opadały na jej ramiona. Sama lekarka była szczupła, lecz w zdrowy sposób. W żadnym wypadku nie wyglądała na kogoś głodzonego.
Tarek dwukrotnie przebiegł wzrokiem po jej sylwetce, próbując dostrzec jakieś ślady uszkodzenia ciała lub choćby siniaków i nie zauważył niczego podobnego. Wreszcie jego wzrok zatrzymał się na oczach kobiety. Były ciemne, inteligentne i zdziwione. Im dłużej w nie patrzył, tym wyraźniej widział, że nie wyrażały uczuć, jakie zwykle wzbudzał wśród ludzi.
Była znacznie młodsza, niż się tego spodziewał. Słowo „lekarz” nasunęło mu od razu wyobrażenie starszej, siwej kobiety. Lecz ta była młoda i… ładna.
– Wyglądasz na kogoś ważnego – odezwała się w jego ojczystym języku.
– Sądziłem, że będziemy rozmawiać po angielsku – odparł.
– Możemy – przeszła na angielski z wyraźnie amerykańskim akcentem.
Wciąż leżała.
– Nie wyglądasz na strażnika. Jesteś zbyt lśniący.
Członkowie świty wlewający się za Tarekiem do celi wydali zszokowane westchnienia. Uniósł palec wskazujący i zapadła cisza.
Na jej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.
– I do tego z zaczarowanym palcem.
Nie spodziewał się takiej bezczelności wobec siebie. Zwłaszcza od kobiety. Zwykle w jego obecności były usłużne i miłe.
Czekał, ale ona również wpatrywała się w niego. Niecierpliwie. Jakby na coś czekała. Po chwili pomyślał gorzko, że nie po to walczył na śmierć i życie z własnym bratem, by teraz dać się niesprawiedliwie osądzić całemu światu.
Przynajmniej nie za to, czego nie uczynił świadomie.
– Jestem Tarek bin Alzalam – powiedział, a wszyscy wokół pochylili z szacunkiem głowy. – Jestem władcą tego królestwa.
Kobieta mrugnęła. I nawet jeśli mignęła w jej oczach iskra szacunku i uległości, była zbyt krótka, by ją zauważył.
– Jesteś szejkiem?
– Tak.
Usiadła i odgarnęła z twarzy kosmyk włosów. Nie wstała jednak ani nie padła przed nim na kolana, z pochwałami jego królewskiego majestatu na ustach. Wręcz przeciwnie, ponownie zagościł na nich złośliwy uśmieszek.
– Czekałam całe osiem miesięcy, by cię poznać.
Tarek z niedowierzania otworzył szeroko oczy. Ludzie za nim zaszemrali, więc ponownie uciszył gwar gestem.
– I wreszcie ci się udało.
Nie było w niej ani odrobiny poddaństwa. Nic też nie wskazywało na to, by zamierzała błagać go o wolność.
– Nazywam się Anya Turner. Jestem lekarzem medycyny ratunkowej i pomagam ludziom, podczas gdy ty jesteś małym człowieczkiem, któremu się wydaje, że te lochy oraz uzbrojona straż uczynią z niego kogoś więcej niż zwykłą świnię.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel