Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Trzecia szansa panny Elanor
Zajrzyj do książki

Trzecia szansa panny Elanor

ImprintHarlequin
Liczba stron272
ISBN978-83-291-1346-5
Wysokość170
Szerokość107
EAN9788329113465
Tytuł oryginalnyThe Captain Who Saved Christmas
TłumaczAleksandra Tomicka-Kaiper
Język oryginałuangielski
Data premiery2025-12-16
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Trzecia szansa panny Elanor" nowy romans Harlequin z cyklu HQN ROMANS HISTORYCZNY.
Paryż w czasach Napoleona to niebezpieczne miasto. Najmniejszy błąd może zaprowadzić majora Shayborne’a, angielskiego szpiega, wprost na szubienicę. W jego domu pojawia się niespodziewanie Celeste, niegdysiejsza przyjaciółka i kochanka. Ostrzega go przed niebezpieczeństwem i doradza szybki powrót do Anglii. Major nie wie, dla kogo pracuje Celeste, ale postanawia jej zaufać. Uciekają razem z Paryża, coraz mocniej przekonani, że los podarował im jeszcze jedną szansę na miłość. Droga ku wspólnej przyszłości okaże się trudniejsza, niż zakładali, ale często to, o co musimy walczyć, cenimy najbardziej.

Fragment książki

Tristan czuł się, jakby nigdy stąd nie wyjeżdżał. Jakimś magicznym sposobem został ponownie włączony w rytm domowego życia. Jego sypialnia wyglądała tak, jak ją zapamiętał. Ciemnoniebieska narzuta nadal leżała na łóżku, solidne dębowe meble zostały odkurzone i wypolerowane, a jego rzeczy osobiste starannie poukładane. Kufry chyba rozpakowano, gdy tylko przybyły, bo komoda była już wypełniona bielizną i koszulami, brzytwa leżała na toaletce, a marynarki i spodnie wisiały w szafie, wyprasowane i gotowe do noszenia.
Patrząc na ten pokój, trudno było uwierzyć, że wrócił do domu po dziesięciu latach nieobecności. Cały czas otrzymywał wiele listów. Lennoxowie byli biegli w sztuce pisania i oddawali się jej równie solidnie, jak innym dziedzinom. 
Jego ojciec i brat pisali o posiadłości i najnowszych inwestycjach, proponując Tristanowi udział, a on na ogół przesyłał im swój żołd. Robił to głównie po to, by pomóc bratu, a nie w celu zdobycia wielkiego bogactwa. Wszystko, co zarobił na jednej inwestycji, inwestował w kolejne przedsięwzięcie brata, który naprawdę miał głowę do interesów.
Matka dołączała zawsze do listu kilka swoich stron, dzięki czemu był na bieżąco z wiadomościami z sąsiedztwa. To ona przekazała mu wiadomość o śmierci Anne Grisham.
Światło, rozświetlające nasz ciche hrabstwo w Sussex, zgasło.
Kilka lat później wysłała wiadomość o śmierci Richarda. 
Bez Grishamów w naszej małej społeczności pojawiła się pustka.
Lennoxowie zdołali wypełnić tę pustkę. W listach, które przychodziły po śmierci Anne i Richarda, matka napisała, że ojciec został wybrany na głównego łowczego – w zastępstwie Richarda – a następnie mianowany sędzią. Matka natomiast była teraz przewodniczącą lokalnego klubu ogrodniczego, które to stanowisko od lat zajmowała Anne Grisham.
Lenoxowie byli w końcu na fali wznoszącej, choć przez lata traktowano ich jako niezbyt wpływowa rodzinę, co zawsze denerwowało ojca Tristana. Wszystko dlatego, że nie mieszkamy tu od pokoleń, narzekał. Przeprowadzili się do Hemsford, gdy Tristan miał dziesięć lat, a Grishamowie żyli tu od pięciu pokoleń, podobnie jak wiele innych rodzin. Ludzie rzadko stąd wyjeżdżali, a kiedy już to robili, zawsze wracali. Co musiałoby się stać, żeby on też uznał pomysł pozostania w jednym miejscu za atrakcyjny?
Tristan rzucił ostatnie spojrzenie w lustro i poprawił krawat. Pokojowiec jego brata zaoferował swoje usługi, ale Tristan podziękował. Przez całe dorosłe życie ubierał się sam i nie było powodu, by teraz to zmieniać. 
Zszedł na dół na kolację z rodziną. Kucharka przygotowała jego ulubioną potrawę, pieczoną wołowinę z młodymi ziemniakami. Do posiłku pito czerwone wino o bogatym bukiecie, polecane przez księcia Cowdena, człowieka, którego ojciec Tristana zarówno szanował, jak i nienawidził.
Gdy na deser podano szarlotkę, ojciec zadał pytanie, na które Tristan czekał przez cały wieczór.
– Jakie masz plany teraz, gdy nie jesteś już w wojsku?
Julien wtrącił się, zanim Tristan zdążył odpowiedzieć.
– Miałem nadzieję, Tristanie, że rozważysz współpracę ze mną. Brak mi czasu, by właściwie nadzorować wszystkie inwestycje, poza tym planuję wejście na rynek nieruchomości. Potrzebuję partnera. – Uśmiechnął się szeroko. – Mamy wiele do omówienia, bracie. Może jutro?
Tristan skinął głową, wdzięczny za ratunek, nawet jeśli nie był pewien, czy powinien przyjąć ofertę brata. Miał plany na życie po wojsku, ale nie chciał nic o nich mówić, dopóki nie zostaną potwierdzone.
– Może jutro, jednak najpierw chcę złożyć wizytę rodzinom chłopców z mojego pułku.
Kątem oka zobaczył, jak ojciec z aprobatą kiwa głową i ukrył uśmiech. Nie daj Boże, żeby wrócił do domu i leżał bezczynnie przez cały ranek. Tristan spojrzał na matkę.
– Chciałbym również zajrzeć do Heartsease i złożyć wyrazy szacunku Elanor.
Matka uśmiechnęła się smutno.
– Oczywiście. Musisz pojechać, choć zapewne zastaniesz ją bardzo odmienioną.
Tristan pokiwał głową.
– Zapewne. Dziesięć lat to szmat czasu. – Elanor miała piętnaście lat, kiedy wyjechał. Była drobną dziewczyną z długimi blond włosami, zawsze splątanymi. Była energiczna, jak reszta jej rodziny. Lubiła zwierzęta, zwłaszcza konie, i zawsze dużo mówiła.
Matka potrząsnęła głową.
– Nie chodzi tylko o upływ czasu. Heartsease też nie jest już takie jak kiedyś.
Tristan milczał przez chwilę, porządkując myśli. Dziesięć lat dla młodej dziewczyny to długo, zwłaszcza gdy wkracza w okres dojrzewania, a potem małżeństwa i macierzyństwa. Dziewczyna z jej pochodzeniem, zamożna i urodziwa, powinna być rozchwytywana przez najlepszych kawalerów w Sussex i Londynie. Powinna być już zamężna, a jednak matka nie wspomniała o tym w listach. Kiedy teraz o tym pomyślał, doszedł do wniosku, że w ciągu ostatnich kilku lat wzmianki o Grishamach stawały się coraz rzadsze.
– Czy nie wyszła za mąż? – zapytał.
– Nie, jest całkiem sama – odpowiedziała spokojnie matka, a ojciec potrząsnął głową.
– To, co im się przydarzyło, jest bardzo smutne. Tyle tragedii w tak krótkim czasie. Najpierw Anne, a potem Richard. Próbowaliśmy im pomóc, gdy Richard zmarł. Zaoferowaliśmy wskazówki dotyczące majątku i finansów, ale Teddy był uparty, a teraz Elanor podąża tą samą drogą. Trudno powiedzieć, co się tam teraz dzieje. Nie widujemy jej zbyt często.
Tak, cała rodzina była uparta. Teddy mylił upór z odwagą i nie było rzeczy, od której dałoby się go odwieść, kiedy już podjął decyzję. Tristan szybko nauczył się dyplomatycznie chronić Teddy'ego przed zbyt ryzykownymi poczynaniami. Ta umiejętność przydała mu się w wojsku, bo upartych i lekkomyślnych ludzi tam nie brakowało.
Dokończył wino i poczuł jeszcze silniejsze wyrzuty sumienia. Czy mógłby powstrzymać Teddy'ego przed ostatnim wyjazdem, gdyby tu był? 
– Myślę, że Elanor zmaga się… – zaczął ojciec, ale matka spojrzała na niego znacząco i weszła mu w słowo:
– Nie teraz, Cameronie. Nasz syn wrócił do domu, a ta noc jest przeznaczona na szczęśliwsze sprawy.
Zręcznie przekierowała rozmowę na inne tematy. Musiał poczekać i przekonać się na własne oczy, co wydarzyło się w Heartsease.
Z samego rana wysłał wiadomość z prośbą o spotkanie. Poczuł na barkach ciężar, który rzucił cień na jego powrót do domu.

Elanor nie mogła się zmusić do polubienia banków. Wydawały jej się szpitalami dla finansowo chorych. Oni byli finansowo chorzy, jeszcze zanim Teddy zastawił Heartsease. Miał wrócić z pieniędzmi, ale ani on, ani ładunek nie wrócili, zostawiając ją na pastwę milczącego pana Atwatera, który wpatrywał się w nią teraz zza wypolerowanego biurka w Atwater and Schofield Banking Company. W jego spojrzeniu dostrzegła zarówno litość, jak i pogardę. Nie szanował jej. Kilkakrotnie dawał do zrozumienia, że kobiety nie powinny zajmować się rodzinnymi finansami, nawet gdy nie było nikogo innego, kto mógłby to robić Winił ją za jej kłopoty, choć to nie ona podpisała hipotekę, ulokowała kapitał w skazanej na porażkę inwestycji ani nie wypłynęła z ładunkiem na morze. Jednak to ona odrzuciła oświadczyny jego siostrzeńca, Eliasa Bathursta, zeszłej wiosny, po śmierci Teddy'ego. Nie przysporzyło jej to sympatii, a tylko podsyciło wieloletnią waśń między Bathurstami i Grishamami, którą rozpoczęli dawno temu Teddy i Elias.
Mimo to dzisiejsza wizyta przebiegła stosunkowo dobrze. Poprosiła o fundusze na święta, a on przekazał je bez zwykłych połajanek. Zaczynała już wierzyć, że uda jej się wyjść z banku bez rozmowy o hipotece. 
– Dziękuję za poświęcony mi dzisiaj czas, panie Atwater. Życzę miłego popołudnia.
Uniósł się lekko na fotelu i gestem wskazał ten, z którego właśnie wstała. Nadzieja na opuszczenie banku bez nieprzyjemnej rozmowy właśnie się rozwiała jak poranna mgła.
– Jeśli można, panno Grisham, jest jeszcze jedna sprawa, którą chciałbym z panią omówić.
Próbowała się uśmiechnąć.
– Mam nadzieję, że opatulił pan róże, panie Atwater. Powinny być już przygotowane do zimy.
Róże pana Atwatera były jego dumą i radością. Zeszłej wiosny ludzie przyjeżdżali z wielu zakątków świata, by zobaczyć najnowszą odmianę, którą wyhodował. 
– Tak, panno Grisham, ale nie o tym chcę rozmawiać. Pozostaje delikatna kwestia kredytu hipotecznego.
Elanor usiadła, zaciskając dłonie na materiale sakiewki.
– O czym chciałby pan porozmawiać?
– Termin spłaty zbliża się wielkimi krokami. Dwudziesty czwarty grudnia. Chciałem się upewnić, że jest pani tego świadoma, jak i konsekwencji, jeśli pożyczka nie zostanie spłacona. Jeśli do tego czasu bank nie otrzyma siedmiu tysięcy funtów, przejmie nieruchomość, ponieważ nie uiściła pani dwóch ostatnich rat. Czy rozumie pani, co to oznacza?
Oznaczało to samo, co za pierwszym razem, gdy omówiono z nią szczegóły po śmierci Teddy'ego w kwietniu. Straci rodzinny dom i spędzi resztę dni w małym domku na uboczu. Jednak pan Atwater zajmował się pieniędzmi, a nie emocjami. A nawet gdyby dopuszczał do siebie jakiekolwiek uczucia, prawdopodobnie byłyby one dla niej zbyt miłe.
– Tak, jestem tego świadoma. – Zmusiła się do uprzejmego uśmiechu. – Jeśli to wszystko, to mam inne sprawy do załatwienia.
Uprzejma mina pana Atwatera zmieniła się w grymas zniecierpliwienia. Oboje wiedzieli, jak to wszystko się skończy.
– Czy jest szansa, że spłaci pani pożyczkę w całości?
Elanor energicznie naciągnęła rękawiczki, by ukryć wzburzenie i strach. Nie chciała, by zobaczył, jak bardzo jest zdenerwowana. Spojrzała mu w oczy, starając się zachować spokój. Mógł bez żenady zadawać jej niedyskretne pytania, ale gdyby ona spróbowała tego samego, zostałoby to uznane za kobiecą histerię.
– Nie, nie ma szansy. Gdyby tak było, już bym ją spłaciła. 
Nieco spuścił z tonu.
– Przykro mi, panno Grisham. Pani ojciec był szanowanym człowiekiem. Ze względu na jego pamięć bank zwlekał z przejęciem nieruchomości w nadziei, że może pani sytuacja ulegnie zmianie.
Że może znajdzie męża, który spłaci za nią hipotekę? Ponownie rozważy propozycję jego siostrzeńca, skoro jej sytuacja staje się coraz trudniejsza?
– Czy mogę zapytać, panno Grisham, dokąd się pani uda? Czy ma pani krewnych, którzy mogliby panią przygarnąć?
– Nie, nie mam nikogo. – Wstała, zanim zdążył jej przypomnieć, że jest ktoś, kto mógłby ją uratować. Jego bratanek wciąż pragnął ją poślubić. – Naprawdę muszę już iść, panie Atwater.
Gdyby tu została, zapewne znowu nalegałby, by rozpatrzyła kandydaturę Eliasa na męża. Co gorsza, mogłaby natknąć się na samego Eliasa, który często odwiedzał wuja w banku.
Wyszła na ulicę i odetchnęła z ulgą. 
Słowa bankowca wciąż dzwoniły jej w uszach jak żałobny dzwon. Dwudziesty czwarty grudnia. Wigilia Bożego Narodzenia. Potem miała dwa tygodnie na opuszczenie posiadłości, chyba że... chyba że co? Znajdzie w stajni ukryty skarb? Skrzynię złotych dublonów na strychu? Przybędzie jej na ratunek rycerz w lśniącej zbroi, który spłaci jej długi? Życie to nie bajka. Raczej...
Och! Odbiła się od ściany… nie, od mężczyzny! Spojrzała na szerokie ramiona, brązowe oczy i ciemne włosy. Uśmiechnął się i wtedy go rozpoznała. Minęły lata, ale te oczy poznałaby wszędzie.
– Tristan – wyszeptała z niedowierzaniem. – Wróciłeś do domu.
***
Zobaczyła, jak jej zdziwienie odbija się przez chwilę w jego ciemnych jak czekolada oczach, gdy próbował ją rozpoznać, Przez jej głowę przemknęła jej myśl, że może zbyt się zmieniła. Potem zauważyła uśmiech i usłyszała głęboki głos wypowiadający jedno słowo:
– Elanor? – Uśmiechnął się szerzej. – Jak cudownie cię widzieć! Prawie cię staranowałem na środku ulicy, przepraszam. Myślami byłem zupełnie gdzie indziej.
Elanor roześmiała się, co ją zdumiało, zważywszy niedawną rozmowę z panem Atwaterem. Z drugiej strony Tristan zawsze potrafił sprawić, że się uśmiechała. Radość, zachwyt, szczęście zdawały się mu towarzyszyć, gdziekolwiek się udał, co wydawało jej się ironią losu, bo przecież jego imię oznaczało smutek.
– Ja też nie skupiałam się na drodze. Oboje jesteśmy tak samo winni.
Boże, był wyższy, niż zapamiętała i jeszcze przystojniejszy. Pamiętała gibkiego chłopca z szerokim uśmiechem, a teraz stał przed nią postawny mężczyzna.
Spojrzenie Tristana przeniosło się na chwilę na witrynę ze złotym napisem.
– O, byłaś w banku? Mam nadzieję, że wszystko dobrze?
Poczuła narastającą panikę i musiała sobie przypomnieć, że o niczym nie wiedział, a tylko uprzejmie zagaił rozmowę.
Uśmiechnęła się jeszcze raz.
– Poszło najlepiej, jak mogło. Można powiedzieć, że właśnie tego się spodziewałam.
Uśmiech Tristana przygasł.
– El, przykro mi z powodu Teddy’ego. Matka przekazała mi wiadomość. – Dotknął krótko jej dłoni w rękawiczce i nawet przez materiał poczuła ciepło. Jak dawno nikt jej nie dotykał? Kiedy ktoś zaoferował jej szczere współczucie, któremu nie towarzyszyło wnikliwe badanie jej sytuacji? Ale Tristan zawsze był szczery, nawet wobec młodszej siostry najlepszego
przyjaciela. Ta szczerość była jednym z powodów jej zauroczenia, gdy była młodsza. I jeśli przyspieszony puls miał być wyznacznikiem, najwyraźniej nic się nie zmieniło.
– Dziękuję, Tristanie – powiedziała cicho. Kusiło ją, by powiedzieć coś więcej, wyrzucić z siebie wszystkie problemy, które tak dobrze ukrywała przed innymi. Jednak ulica to nie miejsce na takie rozmowy. Zresztą co mógłby poradzić? Nie było go od lat, a ona nigdy nie prosiła nikogo o pomoc. Mocno wierzyła, że jeśli istnieje szansa na ratunek, to znajdzie ją sama.
Ścisnął jej dłoń.
– Rano wysłałem wiadomość do Heartsease – powiedział poważnie. – Prawdopodobnie dotarła, gdy wyjechałaś, ale teraz mogę zapytać osobiście. Chciałbym przyjechać i oficjalnie złożyć kondolencje.
Elanor spuściła wzrok, a na jej policzki wkradł się rumieniec. Pożałowała, że zdecydowała się wydać oszczędności przeznaczone na nagrobek.
– To miłe, lecz nie ma tu nagrobka, tylko krzyż w ziemi.
– Nieważne, El. Chcę pójść z tobą na cmentarz. Opłakać Teddy’ego. – Podniósł wzrok. – Może jutro?
Powinna odmówić. Nie chciała, by zobaczył, co stało się z Heartsease i jej życiem, zarazem jednak pragnęła spędzić z nim trochę czasu. Cofnęła dłoń, świadoma, że ich rozmowa trwa zbyt długo jak na przypadkowe spotkanie na ulicy. Nazwał ją El, tak jak mówił do niej lata temu, a jej nadal sprawiało to przyjemność.
– Tak, proszę, przyjdź. – Teraz myślała tylko o tym, że znów go zobaczy i znów poczuje podobną lekkość, jak w tej chwili.
– A więc do jutra. 
Odsunął się i spojrzał na nią z szerokim uśmiechem.

Jak wielką różnicę może zrobić uśmiech! Przez resztę dnia żyła nim i szczęściem, które jej sprawił. Szczęście oczywiście nie trwa wiecznie, była tego boleśnie świadoma, ale i tak poprawił jej się humor. Kupiła kilka drobiazgów, próbując cieszyć się zakupami, zamiast skupiać się na tym, że pieniądze
opuszczają jej sakiewkę. W czasach, gdy ilość monet nie stanowiła problemu, uwielbiała robić zakupy, ale teraz był to jedynie przykry obowiązek.
Zaniosła wspomnienie uśmiechu aż do domu, gdzie przekazała kucharce fundusze na świąteczny pudding i na kosze dla dzierżawców. Towarzyszył jej w ogrodzie, gdy doglądała róży. Był z nią przy fortepianie, gdy grała wieczorem po kolacji, zamiast spędzać kolejne godziny nad księgami. Utulił ją tej nocy, gdy zasnęła z tym przyjemnym wspomnieniem, zamiast ze strachem, zaszczepionym jej w duszy przez pana Atwatera.
Tristan wrócił do domu i nagle wszystko wydawało się jaśniejsze. Głos w jej głowie szybko przypomniał, że to tylko przejściowy stan.

Tristan zjawił się punktualnie o jedenastej, z gołą głową i rozwianymi włosami. Dzień był rześki i ładny, idealny na przejażdżkę. Zarówno on, jak i Vitalis cieszyli się galopem po rozległych łąkach. Potem Tristan zwolnił do kłusu, podziwiając wielki dom, który był dla niego w dzieciństwie tak samo ważny, jak jego własny.
Z daleka Heartsease wciąż wyglądało jak w jego wspomnieniach, jednak z bliska posiadłość nosiła ślady minionej dekady z o wiele mniejszą gracją. Natura powoli sięgała po Heartsease. Skradała się w kierunku domu, poczynając od zaniedbanych trawników, które kiedyś szczyciły się nieskazitelnie przyciętą trawą. Dywan liści ze starych dębów wyściełał podjazd. Same dęby wciąż były olśniewające – resztki ich karmazynowych liści kontrastowały z jasnobłękitnym niebem.
Tristan pokłusował w dół podjazdu i wkrótce jego oczom ukazał się dom i fontanna z rzeźbą Afrodyty. Tutaj natura również zaczęła wkraczać – basen fontanny był zapchany liśćmi. Na zachodnim skrzydle domu rósł dziki bluszcz, a białe okiennice w oknach poszarzały i wymagały odnowienia. Żaden stajenny nie rzucił się, by chwycić wodze, gdy Tristan zsiadał z Vitalisa, więc poprowadził konia w stronę stajni, a tam jego niepokój przybrał na sile. Heartsease rzeczywiście się zmieniło.
– Halo! – zawołał, zaglądając do ciemnego wnętrza stajni, w której panował porządek. Wielkie stado Grishama zniknęło. Dobry Boże, co tu się stało?

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel