Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Ucieczka do szczęścia
Zajrzyj do książki

Ucieczka do szczęścia

ImprintHarlequin
Liczba stron160
ISBN978-83-8342-470-5
Wysokość170
Szerokość107
EAN9788383424705
Tytuł oryginalnyA Baby to Make Her His Bride
TłumaczAdam Bujnik
Język oryginałuangielski
Data premiery2024-04-30
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Ucieczka do szczęścia" nowy romans Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE.
Pochodząca ze znanej rodziny Vienna Waverly decyduje się na rozwód. Wie, że media nie dadzą jej spokoju, ucieka więc z Toronto w zacisze zachodniej Kanady. Ze zdumieniem odkrywa, że w jej domu ukrywa się uznany za zaginionego Jasper Lindor. Jasper jest kuzynem jej bratowej i Vienna słyszała o fałszywych oskarżeniach kierowanych przeciw niemu. Ponieważ oboje chcą się ukryć przed światem, zgadzają się mieszkać dalej razem. Od pierwszej chwili czują do siebie pociąg tak silny, że nie potrafią mu się oprzeć. A przecież ani dla Vienny, ani dla Jaspera nie jest to dobry czas na miłość…

 

Fragment książki

 

Vienna Waverly zaparkowała przed własnym domem, którego jeszcze nigdy nie widziała. Jej brat, Hunter, kupił go zaledwie miesiąc wcześniej, w bardzo dziwnych okolicznościach.
– Czy mogę przeznaczyć trochę akcji z twojej spółki inwestycyjnej na kupno domu, nie mówiąc ci dlaczego? – spytał ją nagle któregoś dnia. – Daję słowo, że wszystko będzie zgodnie z prawem.
– Nie wątpię. Ale sądziłam, że chcesz po prostu rozwiązać nasze spółki inwestycyjne.
Dla każdego z nich Hunter założył fasadową spółkę inwestycyjną, by w ten sposób zapewnić bezpieczeństwo posiadanych środków podczas sporu sądowego z drugą żoną ojca.
– Ostatecznie tak zrobię, ale teraz pojawił się pewien problem – powiedział Hunter.
– Jaki problem? – spytała.
Vienna żyła w bliskich relacjach z bratem, choć była to bliskość trochę powierzchowna. Zawsze wspierali się nawzajem, zatrzymując jednak część informacji dla siebie. Choć bardzo kochała Huntera i zrobiłaby dla niego wszystko, ta konkretna prośba wydawała jej się bardzo dziwna.
– Dom ma pięćdziesiąt lat – kontynuował Hunter, energicznym tonem biznesmena. – Jest zasilany z własnych baterii słonecznych i ma własną stację filtrów wody. Lokalizacja – doskonała. Obecni właściciele wynajmują go jako apartament letniskowy, jest więc w pełni wyposażony i w dobrym stanie technicznym. Po kupieniu natychmiast zakończę wynajem i oczywiście nie będziesz się musiała o nic martwić. Sam będę pokrywał wszelkie koszty napraw, opłat i podatków, a za kilka miesięcy wszystko ci wyjaśnię. Wtedy będziesz mogła zrobić z tym domem, cokolwiek będziesz chciała. Ale do tej pory, proszę, nie mów o tym nikomu, nawet Nealowi.
Utrzymanie sprawy w tajemnicy przed mężem – z którym właśnie zamierzała się rozwieść – nie stanowiło akurat żadnego problemu.
– A Amelia wie o tym?
– Powiem jej… – Hunter zawiesił głos. – W stosownym czasie.
Hunter był żonaty od zaledwie pięciu czy sześciu tygodni, a kobieta, którą poślubił, też potrafiła w przeszłości trzymać różne rzeczy w tajemnicy – choćby to, że była z Hunterem w ciąży. Ujawnienie tego faktu wywołało olbrzymi skandal, prowadząc ostatecznie do odwołania, dosłownie w ostatniej chwili, ślubu Huntera z jedną z najlepszych przyjaciółek Vienny.
Jednak gdy prawda o dziecku wyszła na jaw, okazało się, że Hunter i Amelia rzeczywiście mają się ku sobie. Dlaczego więc teraz chciał ukryć sprawę kupna domu nawet przed nowo poślubioną żoną?
– Pilnie potrzebuję twojej zgody, Vi – naciskał Hunter.
– I naprawdę nie powiesz mi nic więcej?
– Nie mogę.
Ponieważ istniały też rzeczy, o których sama nie chciałaby informować Huntera, Vienna czuła, że musi mu zaufać w ciemno.
– Okej, kupuj. Zgadzam się.
– Dzięki – powiedział z wyraźną ulgą Hunter. – Nie robiłbym tego, gdyby to nie było ważne.
– Wiem.
Gdy wylądowała w Nanaimo, drugim co do wielkości mieście na wyspie Vancouver w Kolumbii Brytyjskiej, czekał już na nią wynajęty przez firmę SUV – z pełnym bakiem paliwa i niezbędnymi zakupami spożywczymi w bagażniku. Vienna nie powiedziała Hunterowi, dokąd jedzie, ale poprosiła jego asystenta o przekazanie mu jej nowego numeru telefonu, na wszelki wypadek.
Wtedy, gdy wybije przysłowiowe szambo…
A miało to nastąpić już za chwilę, jak tylko Neal otrzyma dokumenty rozwodowe. Pijarowcy Vienny otrzymali już instrukcje, by właśnie w tym momencie przejść do ofensywy, przedstawiając rozwód jako rzecz nieodwołalną.
Nigdy wcześniej Vienna nie zachowywała się w sposób tak podstępny i bezwzględny, ale jej wcześniejsze prośby o cichy, polubowny rozwód spotkały się z zarzutami udawanej krzywdy, obietnicami, że nadal będą się mogli starać o dziecko, a nawet zakamuflowanymi groźbami wyjawienia mediom sekretów rodziny Waverly.
Poprosiła więc najpierw Neala o przestrzeń dla siebie. Przeprowadziła się do mieszkania w Toronto, a Neal został w Calgary. Po cichu wymieniła prawo jazdy, ustawiła przekierowanie wiadomości na inny adres mejlowy i otworzyła osobny rachunek bankowy. Dopóki podtrzymywała iluzję małżeństwa, biorąc udział w imprezach służbowych Neala i zapraszając go na spotkania własnej rodziny, Neal nie zgłaszał sprzeciwu.
Jednak zwierzył się kilku osobom, że Vienna wyprowadziła się z domu. Zapewne przez przypadek akurat takim, które stanowiłyby doskonały materiał na wiarygodnych świadków w sądzie.
Vienna wiedziała, że Neal będzie odgrywał rolę ofiary i utrzymywał, że pozew rozwodowy spadł na niego jak grom z jasnego nieba. I że chce naprawiać związek. W grę wchodziły za duże pieniądze, żeby rozstać się tak po cichu, tracąc prestiż bycia szwagrem Huntera Waverly’ego.
Rozpad jej małżeństwa to istna kopalnia złota dla internetowych serwisów plotkarskich – skandal był nieunikniony. Z tym Vienna już się pogodziła, planując wszystko najlepiej, jak potrafiła. Zaczekała do chwili, aż Hunter i Amelia wyruszyli wreszcie w spóźnioną podróż poślubną, by chociaż dla nich znacznie ograniczyć siłę rażenia.
Teraz musiała już tylko sama się ukryć. Adres widoczny w akcie notarialnym przywiódł ją do Tofino – jednego z najbardziej wilgotnych miejsc w kraju, położonego na zachodnim krańcu Kanady, zanurzonym w słonych wodach Pacyfiku.
Z westchnieniem ulgi Vienna wysiadła z samochodu. Zmęczona jazdą z jednego na drugi brzeg wyspy, z przyjemnością rozprostowała kości, wciągając nosem cedrowo-sosnowo-świerkową woń. Przez szum oceanu przebijało się cmokanie poukrywanych w gałęziach wiewiórek.
Wysoki, smukły dom, posadowiony prawie na samym brzegu skarpy, w momencie powstania musiał być postrzegany jako coś awangardowego.
Robił wrażenie miejsca od dłuższego czasu niezamieszkałego. Naturalne otoczenie budowli nadawało jej klimat zapomnianego zamku, z fosą z krzaków jeżyn i z pniami drzew w charakterze strażników.
Zgodnie z dokumentami zakupu kod do zamka szyfrowego powinien być cofnięty do ustawienia fabrycznego – czterech zer – jednak po wstukaniu takiego szyfru drzwi się nie otworzyły.
Zamknięte było również boczne wejście przez garaż. Zdenerwowana tym faktem, Vienna poszła obejrzeć dom od tyłu.
Przeszklone drzwi do salonu wychodziły na duży taras z przestrzenią jadalną wyposażoną w olbrzymi kamienny grill. Rozpostarta ponad wierzchołkami drzew szeroka panorama oceanu sprawiła, że Vienna stanęła jak wryta.
Dziękuję, braciszku – pomyślała z wdzięcznością.
Spojrzała na tylną ścianę budynku zawierającą trzy zestawy dużych okien widokowych i znajdujące się między nimi dwa zestawy drzwi przesuwnych, wyposażonych w również przesuwne moskitiery.
Czyżby jedne drzwi były otwarte? Moskitiera była wprawdzie zasunięta, ale nie było widać za nią szkła.
Z drżącym sercem Vienna odsunęła moskitierę i weszła do środka.
Salon był czysty jak łza. I wszystko w najlepszym porządku.
Wchodząc głębiej, zawołała:
– Halo! Czy ktoś tu jest?
Spojrzała na stół. W drewnianej misce spoczywały prawdziwe świeże owoce! Dwa jeszcze zielone banany, pomarańcza i błyszczące czerwone jabłko ze świeżą naklejką.
Przez ażurowe schody znajdujące się w drugiej części salonu Vienna zobaczyła ustawione pod frontowym oknem biurko, a na nim laptop – zamknięty, ale podłączony do gniazda – oraz kubek do kawy.
Ktoś tu zdecydowanie musi być!
Na schodach wiodących z podpiwniczenia rozległ się nagle odgłos kroków.
Przerażona Vienna odwróciła się, by wycofać się tą samą drogą, którą weszła. Był to wprawdzie jej dom, ale nie była przecież idiotką…
– Kim pani jest? – Głęboki, nieprzyjazny głos zjeżył jej włosy na głowie.
Gdy spojrzała w stronę, z której dochodził, ujrzała nie niechlujnie wyglądającego bezdomnego, ale wysportowanego, przystojnego trzydziestokilkulatka, w szarym tiszercie i krótkich spodenkach, roztaczającego wokół siebie niebezpieczną aurę.
Gładko ogolona szczęka była jak wykuta ze stali. Stając wyzywająco na masywnych, umięśnionych nogach nieznajomy zdawał się zabijać ją spojrzeniem.
Pod jego wzrokiem czuła się jak wiewiórka, którą można by przegonić jednym machnięciem miotły. Mężczyzna uniósł brwi, żądając odpowiedzi.
Utarczki słowne nie były mocną stroną Vienny, ale musiała przecież jakoś zaznaczyć swój tytuł własności. To nie ona była tu intruzem.
– Kim pan jest? – spytała grzecznym, ale zimnym tonem. – To jest mój dom.
– Nieprawda – odparł z tak absolutną pewnością siebie mężczyzna, że Vienna poczuła nagły ucisk w żołądku i natychmiast spuściła z tonu.
– Mam potwierdzenie transakcji w telefonie… – Spojrzała na ręce, ale były w nich tylko kluczyki do samochodu, w którym został telefon. – To Bayview Drive 1183? Dobrze odczytałam numer na słupku? – spytała, wskazując przez okno na podjazd.
Gęste brwi nieznajomego ściągnęły się w geście zaskoczenia.
– Proszę o wyjaśnienie, co pan robi w moim domu – powtórzyła pytanie.
– Vienna? – spytał mniej pewnie mężczyzna.
Serce Vienny podskoczyło do gardła. Przybyła tu przecież po to, by nikt jej nie rozpoznał.

Jasper Lindor miał właśnie rozpocząć codzienne ćwiczenia w zorganizowanej w podpiwniczeniu siłowni, gdy usłyszał nieudaną próbę wstukania kodu do drzwi wejściowych. Gdy zamieszkał w tym domu, zmienił oczywiście kod fabryczny na swój własny kod. Wiedział też, że oficjalną drogą nie próbowałby się dostać do domu ani płatny zabójca, ani chcący go aresztować policjanci.
Słysząc więc po chwili pomruk odsuwanej moskitiery i kobiecy głos wewnątrz domu, poczuł przypływ irytacji.
Gdy wyszedł schodami na poziom salonu, nieznajoma kobieta już zmierzała do wyjścia.
Ale rewelacyjny tyłek – przemknęło mu przez głowę. Obcisłe dżinsy idealnie opinały piękne pośladki o kształcie zbliżonym do kształtu serca. Pozbawiony rękawów top odsłaniał wysportowane i opalone ramiona. Rozpuszczone ciemne włosy, okraszone dostępnymi tylko w eleganckich salonach fryzjerskich pasemkami w odcieniu popielatego blondu, zwisały swobodnie do połowy pleców. Cała postać błyszczała blaskiem dostępnym wyłącznie za duże pieniądze.
– Kim pani jest? – spytał, omiatając salon wzrokiem.
Odwróciła się w jego stronę i… zobaczył, że jest przepiękna.
– Kim pan jest? – spytała z wyniosłą, protekcjonalną miną. – To jest mój dom.
– Nieprawda. – Jasper wiedział, do kogo należy dom i, usłyszawszy wyrecytowany przez kobietę adres, usiłował odświeżyć sobie w pamięci znane mu z internetu zdjęcia właścicielki.
– Vienna?
Vienna zdrętwiała i na jej twarzy odmalowało się zmieszanie wynikające z niemożności rozpoznania osoby, z którą rozmawiała.
– Przysłał cię tu Hunter? – Jasper natychmiast podążył w myślach do swojej siostry i jej nowo narodzonego dziecka. – Czy coś się stało?
– To ja tutaj zadaję pytania – upierała się trochę nienaturalnie Vienna. – Kim pan jest? Ten dom miał być pusty. Hunter twierdził, że nie będzie już wynajmowany. Czy on wie, że pan tutaj jest?
– Tak – odpowiedział ostrożnie Jasper. Świadomość, że stoi przed nim siostra Huntera wcale go nie uspokajała. Vienna była szczerze zaskoczona jego obecnością i nie wiedziała, kim on jest, tym bardziej więc mogła pokrzyżować mu plany.
– Pracuje pan dla Huntera? Kim pan jest? – domagała się odpowiedzi.
– Naprawdę nie wiesz?
– Gdybym wiedziała, to po co miałabym pytać?
– To powiedz mi najpierw, dlaczego tu przyjechałaś. Jesteś tu z kimś? Z mężem? – Jasper przypomniał sobie, że Vienna jest zamężna i rzucił okiem przez okno na podjazd.
– Albo z kimś innym? – spytał z cieniem uśmiechu.
Vienna źle odebrała insynuację niewierności w stosunku do męża. W jej oczach pojawił się gniew i poczucie zagrożenia.
– Jestem tu z mężem. I lepiej, żeby pan stąd znikł, zanim wejdzie mąż! – powiedziała zuchwale.
– I po co tak kłamać? – spytał znużonym głosem Jasper. – Brzydzę się kłamstwem.
– A ja brzydzę się ludźmi, którzy oskarżają mnie o rzeczy, o których nie mają zielonego pojęcia. Czy wreszcie dowiem się, kim pan jest i co pan robi w moim domu?
Jak na kobietę, Vienna była wysoka i miała smukłą, choć niezaprzeczalnie kobiecą figurę. Była piękna, a nawet bardzo piękna – nie mógł opędzić się od tej myśli Jasper.
– Nazywam się Jasper Lindor i jestem bratem Amelii.
Vienna straciła na chwilę oddech, jakby zobaczyła ducha.
– Możesz to jakoś udowodnić? – spytała, wyraźnie drżąc. – Amelia otrzymała wiadomość, że nie żyjesz. Hunter nie utrzymywałby czegoś takiego w tajemnicy przed nią.
– Amelia wie, że żyję. Podobnie jak nasz ojciec. Widziałem się już nawet raz z nimi. Ale nie jestem jeszcze gotowy, żeby otwarcie mówić o powodach swojego zniknięcia, więc Hunter pozwolił mi się tutaj zatrzymać.
Vienna zmarszczyła czoło, próbując zdecydować, czy może mu uwierzyć na słowo.
– Na górze mam paszport – powiedział Jasper. – Mam go przynieść?
– Nie trzeba. Teraz widzę podobieństwo – mruknęła Vienna, przyglądając mu się dokładniej.
Przekrzywiła głowę i nieco się rozluźniła.
– To dlatego Hunter tak dziwnie się zachowywał przy zakupie tej nieruchomości? – spytała trochę cieplejszym tonem. – Nie miałam pojęcia, że jednak żyjesz i zatrzymałeś się tutaj. To musiała być wielka ulga dla całej twojej rodziny, gdy się dowiedzieli, że wszystko jest okej.
„Okej” to spore nadużycie – pomyślał Jasper. Prawie nie sypiał. Nieustannie ścigała go myśl o śmierci przyjaciela. Czuł się zagrożony nawet niespodziewanym pojawieniem się kobiety, która – fizycznie – była mniej więcej tak samo niebezpieczna, jak wełniany koc.
– Dlaczego tu przyjechałaś? – zapytał trochę niegrzecznie.
Vienna otrzeźwiała. W jej oczach pojawił się błysk urazy, szybko przesłonięty długimi rzęsami.
– Żeby mieć trochę czasu dla siebie.
– I wybrałaś właśnie ten dom? Ze wszystkich waszych posiadłości? – Jasper nie wiedział, ile dokładnie nieruchomości posiada rodzina Vienny, ale poszedłby z każdym o zakład, że było to co najmniej kilka różnych apartamentów, domów czy domków.
– Mam prawo przyjechać do dowolnego miejsca, które stanowi moją własność.
Z informacji dostępnych na jej temat w internecie – a Jasper wiele się nią nie interesował, bo nie wydawała się osobą ważną z punktu widzenia jego problemów – Vienna wręcz kwintesencjonalnie wpisywała się w utarty obraz dziedziczki fortuny: kobiety pustej i powierzchownej. Do każdego zdjęcia pozowała w klasycznie doskonałym stroju, z takim samym, nic nieoznaczającym, uśmiechem. Niezależnie od tego, czy był to bal charytatywny, uroczystość wręczenia nagród, czy wypowiedź na temat odwołanego ślubu brata. Nie piastowała żadnego stanowiska, nie miała dzieci i co rusz pakowała się w jakieś problemy, a i tak zawsze wychodziła na swoje...
– Hm, ten dom jest już zajęty. Ja też muszę być teraz sam. – Jasper zdobył się na niewielki uśmiech. – Dlatego właśnie nikt nie wie, że tu jestem.
– Gdybym o tym wiedziała, to bym tu nie przyjechała – przyznała Vienna z założonymi rękoma, patrząc przez ramię na swój samochód zaparkowany na podjeździe. – Ale teraz nie mogę już pojechać w żadne inne miejsce. Ktoś może mnie rozpoznać i zaraz zjawi się tłum paparazzi. A czeka mnie właśnie ostatni etap wstydu dla całej rodziny: rozwód. – Vienna żartobliwie uniosła brwi, by podkreślić, jak wielką hańbę oznaczało to w oczach niektórych ludzi.
Na dźwięk słowa „paparazzi” Jasper aż podskoczył.
– Możesz sprowadzić pod moje drzwi reporterów?! – Wzburzona krew zdawała się napływać mu do oczu.
Vienna odrzuciła głowę do tyłu i spojrzała na niego rozżarzonym wzrokiem.
– To nie są twoje drzwi, tylko moje. Ale nie bój się, podjęłam wszelkie środki ostrożności. Nikt nie wie, że tutaj jestem. Mój SUV jest oficjalnie wypożyczony przez firmę. Korzystam z telefonu na kartę, jak jakiś baron narkotykowy, a do kontaktu z moimi pijarowcami używam tylko szyfrowanych czatów. Zadałam sobie wiele trudu, by skutecznie odizolować siebie, a także Huntera, Amelię i Peyton od całego medialnego zgiełku. I nie zamierzam się czuć winna, że moja obecność tutaj jest dla ciebie niewygodna. To jest mój dom i na razie nigdzie się stąd nie ruszam.
Obecność Jaspera była dla Vienny trochę przerażająca. Wprawdzie nie był uciekinierem próbującym uniknąć sprawiedliwości, ale robił wrażenie naprawdę silnego mężczyzny, w typie samotnika, mocno zirytowanego niespodziewanym naruszeniem jego prywatności.
– Jesteśmy przecież dorośli – zauważyła Vienna nieco bardziej pojednawczym tonem, nie potrafiąc jednak do końca ukryć napięcia w głosie. – I jesteśmy rodziną. Oboje mamy też głęboką motywację, by utrzymać naszą obecność tutaj w tajemnicy.
Jasper nie wyglądał na przekonanego. Vienna wskazała ręką otaczające ich pomieszczenia.
– Jest chyba wystarczająco dużo miejsca, żeby nie wchodzić sobie w drogę. Przywiozłam własne jedzenie i mam zamiar rozwijać swoje talenty rysunkowe. Chyba nie zamierzasz mnie stąd wyrzucić?
– Nawet nie bardzo mogę… – zgodził się Jasper, głosem pełnym sarkazmu. – Mi casa es tu casa.

Ale nieużytek – pomyślała Vienna, wychodząc przed dom, by zabrać z samochodu torebkę, zaczerpnąć świeżego powietrza i ukoić nerwy.
Co jej odbiło, żeby się upierać, że musi tu zostać? Odczucia Jaspera jawiły się jako potencjalny koszmar. Wychowana przez macochę Vienna doskonale wiedziała, jak czuje się człowiek, którego obecność – z konieczności i z bólem – musi być jakoś tolerowana.
Ale przecież to mój dom – przypominała sobie co chwilę.
Włożyła już tyle wysiłku w to, żeby odpowiednio pozałatwiać swoje sprawy, że nie widziała powodu, dla którego teraz miałaby się ugiąć pod presją.
Powoli wróciła do domu i zdobyła się na deklarację:
– Zajmę jeden z pokoi gościnnych. Nie martw się, nie będziesz się musiał wyprowadzać z głównej sypialni.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel