Uśmiech fortuny (ebook)
„Właściwie trudno powiedzieć, by go znała. Czy był chłopakiem z jej dziecięcych fantazji, czy tajemniczym mężczyzną, z którym tak namiętnie się kochała? Bez przerwy wracała myślami do tego wieczoru. Seks z nieznajomym. To zupełnie nie w jej stylu. Ale coś ją ciągnęło do tego faceta w masce. Jakaś siła, której nie mogła się oprzeć...
Fragment książki
Patrząc w lustro, Gracie Diaz widziała tę samą dziewczynę co zawsze. Dziewczynę pochodzenia meksykańskiego, której ojciec, imigrant, latami pracował na ranczu Wingate’ów, a matka po śmierci męża została kelnerką. Dziewczynę o piwnych oczach, oliwkowej cerze i długich ciemnych włosach, która ciągle fantazjuje o jednym z bliźniaków – Sebastianie.
Ale już nią nie była. Była dwudziestoośmioletnią kobietą, która wygrała na loterii sześćdziesiąt milionów dolarów i mogła robić wszystko, na co miała ochotę.
- I zrobiłaś – powiedziała cicho.
Trzy miesiące temu na balu maskowym w Teksańskim Klubie Hodowców nie zdołała oprzeć się wysokiemu mężczyźnie o twarzy zakrytej maską. Kiedy obejmował ją w tańcu, czuła w nim żar i siłę. Podniecał ją jego zapach, głos, ruchy. Tej nocy postanowiła zaszaleć. Znaleźli odosobnione miejsce i oddali się uciechom ciała. Chwilę po tym, jak skończyli się kochać, z korytarza dobiegły ją strzępy rozmów. Wystraszona uciekła, nie pytając kochanka o imię.
Jego tożsamość nie przestawała jej intrygować.
Ale wreszcie ją poznała.
Nagle zabrzęczał telefon. Odebrała po drugim dzwonku.
- Cześć, Beth. – Zanim wygrała miliony, była asystentką Beth Wingate, swojej najlepszej przyjaciółki, ale nawet jej nie wyjawiła, czego dowiedziała się dwa tygodnie temu. – Dzięki, że oddzwaniasz.
- Wiem, złotko, czym się martwisz, ale to, że kupujesz naszą posiadłość, wcale mnie nie smuci. Przeciwnie, cieszę się. Potrzebujemy pieniędzy, żeby ratować Wingate Enterprises. A sprzedaż posiadłości pozwoli nam ruszyć z nową siecią hotelową.
Była wdzięczna przyjaciółce za te słowa. Zawsze chciała mieszkać w tak pięknej rezydencji i los się do niej uśmiechnął.
- Dzięki – szepnęła.
Na Beth zawsze mogła liczyć, ale wkrótce będzie musiała odbyć rozmowę z jej bratem; ta myśl ją przerażała.
- Jak się czujesz?
- Nieźle. Mdłości minęły. Jeszcze nic nie widać. Wyniki badań dobre.
- Super.
Gracie przymknęła powieki. Po tym, jak wygrała na loterii, różni mężczyźni zaczęli zapraszać ją na randki, ale nie miała pewności, czy to ona im się podoba, czy jej pieniądze. Po paru nieudanych spotkaniach postanowiła zajść w ciążę bez partnera. Kilka miesięcy temu rozpoczęła u doktora Everetta przygotowania do zabiegu in vitro, ale zanim do tego doszło, wybrała się na bal maskowy...
Wystarczył ten jeden raz. Dziś była w trzecim miesiącu ciąży z mężczyzną, w którym podkochiwała się jako nastolatka, który nigdy nie przejawiał nią zainteresowania i którego tożsamość dopiero niedawno odkryła.
Przyłożyła rękę do brzucha. To prawdziwy cud. Tak bardzo chciała mieć rodzinę i za sześć miesięcy jej marzenie się spełni. Ale… Nie, o wszystkim pomyśli jutro.
- Bałam się, czy sprawa domu nie skomplikuje naszych relacji.
- Żartujesz? Jesteś moją przyjaciółką i nic tego nie zmieni.
- Cieszę się. Słuchaj, muszę kończyć. Odezwę się za parę dni.
- Okej. Powodzenia, kochana.
Odłożywszy telefon, Gracie przygryzła wargi.
Skup się, nakazała sobie. Za godzinę miała spotkanie w dawnej posiadłości Wingate’ów. Spotkanie, na którym będzie jej pośrednik od nieruchomości, jej prawnik oraz ojciec dziecka.
Styczniowy chłód przenikał ściany rezydencji. Sebastian wzdrygnął się. Z zimna? Czy z poczucia straty? Pokoje były puste, większość mebli sprzedana. Jednak za wspomnienia nikt nie płaci.
Nie należał do osób sentymentalnych, mimo to ogarnął go smutek zmieszany z tęsknotą. Tu mieszkał z rodzicami i rodzeństwem; kochali się, kłócili i wygłupiali, zwłaszcza on i jego brat bliźniak Sutton. Siostry Harley i Beth też nie były aniołkami, ani brat Miles. Uśmiechnął się na myśl o wspólnych wybrykach. W domu Wingate’ów nie znano pojęcia nudy.
Niestety w ostatnim roku, na skutek poczynań pewnego nikczemnika, prawie stracili dobre imię oraz dorobek życia.
Odpowiedzią na problemy była sprzedaż posiadłości. Mając gotówkę, Sebastian wiedział, że uratuje honor rodziny; zamierzał zainwestować pieniądze w sieć hoteli, w których ludzie spędzaliby romantyczne weekendy lub organizowali wesela i inne imprezy.
Wingate’owie mieli hotele na całym świecie, ale przeznaczone głównie dla biznesmenów i przemysłowców. Proste, surowo urządzone. Dzięki pieniądzom ze sprzedaży domu sale konferencyjne można by przerobić na sale balowe, powstałyby eleganckie restauracje, kucharzy zastąpiliby wybitni szefowie kuchni.
Nagle drzwi się otworzyły.
Na widok Gracie Diaz Sebastian wstrzymał oddech. Wyglądała zjawiskowo: miała zaczesane na bok włosy, wielkie oczy w kształcie migdałów, ogniste spojrzenie. Zawsze mu się podobała, ale nigdy nie próbował się do niej zbliżyć. Jako córka pracownika Wingate’ów oraz przyjaciółka Beth stanowiła zakazany owoc. Gdyby uległ pokusie i zaczął się do niej zalecać, źle by się to skończyło. Wolał nie ryzykować.
Ujrzawszy go, Gracie przystanęła. Sprawiała wrażenie zmieszanej. Nic dziwnego. Dziś to ona dzierżyła władzę. Ich role się odwróciły i czuła się zakłopotana.
- Wejdź, Gracie. Nie gryzę. – Uśmiechnął się i ruszył w jej stronę. – Zapewniam cię, nikt nie ma pretensji, że kupujesz naszą posiadłość.
- Beth mówiła to samo.
- No widzisz? Zapraszam do jadalni. Twój prawnik uznał, że lepiej będzie, jak wszystkie twoje obawy omówimy na miejscu.
Obeszła Sebastiana szerokim łukiem.
- Nie mam żadnych obaw.
Może on miał?
Usiadła przy stole, teczkę położyła na sąsiednim krześle. Od czasu loterii stała się prawdziwą kobietą interesu. Nie tylko pomagała Beth przy organizowaniu przyjęć i eventów, ale również zainwestowała sporo kasy w nową restaurację. Podobno szukała też kolejnych inwestycji.
Dzisiaj wydawała się spięta. Chodzi o kupno posiadłości? Czy o ciążę? W opinającej ciało szarej sukience nie wyglądała na kobietę spodziewającą się dziecka.
Powędrował myślami tam, gdzie nie powinien. Gdzie nigdy się nie zapuszczał. Bo wyćwiczył się w niedostrzeganiu seksapilu Gracie Diaz.
Na szczęście, zanim pozwolił wyobraźni rozwinąć skrzydła, do pokoju weszli prawnicy i pośrednik, Tom Riley. Negocjacje toczyły się gładko. Gracie nie miała szczególnych wymagań. Obie strony przystały na warunki uzgodnione przez prawników. Gracie nawet zgodziła zatrzymać ogrodnika i część dawnej służby. Szanowała ludzi, którzy ciężko pracują.
Po śmierci swojego ojca zatrudniła się w restauracji, by opłacić sobie studia. Sebastian ją podziwiał. Zresztą sam też pracował bez wytchnienia; czasem Sutton radził mu wyjechać gdzieś na urlop, ale kto by tam słuchał młodszego o trzy minuty brata?
- Skoro nie ma zastrzeżeń, przygotuję umowę. – Tom Riley uśmiechnął się do Gracie, jakby chciał dodać jej otuchy.
Odwzajemniła jego uśmiech, co zirytowało Sebastiana. Powinien odczuwać satysfakcję, w końcu biznes Wingate’ów potrzebuje zastrzyku gotówki, ale… Hm, od wejścia Gracie prawie się nie odzywała, tylko stukała lekko palcami w blat lub wygładzała dół sukienki. Oczywiście starał się nie patrzeć na jej nogi, lecz nie było to łatwe.
Znał ją od lat, nigdy jednak nie widział jej tak spiętej.
- Czyli możemy się zbierać – rzekł Todd Woodbury, prawnik Sebastiana, i kiwając z zadowoleniem głową, zaczął chować dokumenty do teczki.
Sebastian uśmiechnął się do Gracie, ale nawet na niego nie spojrzała. Unikała jego wzroku. Dlaczego?
- Odprowadzę was – powiedział do mężczyzn, jakby był gospodarzem. – Chcę chwilę porozmawiać z panną Diaz.
Kiedy obrócił się, zamknąwszy za nimi drzwi, zobaczył, jak Gracie zgarnia ze stołu stos papierów i rusza do wyjścia. Była prawie u celu, kiedy papiery wysunęły się jej z ręki i spadły na podłogę. Sebastian się schylił.
- Pomogę ci…
- Nie trzeba.
Kucnęła. O mało nie zderzyli się głowami. I wtedy poczuł kwiatowy zapach jej długich lśniących włosów. Wciągnął głęboko powietrze. Coś mu się przypominało...
Po chwili dobiegł go zmysłowy zapach perfum. Oba zapachy prześladowały go od kilku tygodni.
Nieustannie myślał o tamtej kobiecie i upojnych chwilach, jakie spędzili razem. Nie sypiał, zastanawiał się, kim była jego tajemnicza kochanka. Czy kiedykolwiek pozna jej tożsamość?
Z żadną kobietą nie było mu tak dobrze. Wspominał gładkość jej skóry, słodki smak ust, jedwabistość włosów, ciche jęki wydawane podczas orgazmu. Teraz, gdy schylił się po papiery i poczuł ten zapach… teraz już wiedział. Tajemniczą kobietą, z którą kochał się na balu maskowym, była Gracie Diaz. Spojrzał na jej zarumienione policzki. Była tak blisko…
- Gracie?
Wyszarpnęła papiery i wstała.
- Przepraszam, muszę iść. Jestem… spóźniona na spotkanie.
Zanim zdążył ją zatrzymać, ba, zanim zdążył się podnieść, była już za drzwiami. Ponownie zalała go fala wspomnień. Gdyby nie zapach, nie odgadłby, że kochał się z Gracie. Bo to była ona, prawda?
Wstał i potrząsnął głową. Musi uzyskać pewność.
Chodziła po salonie, wyłamując sobie palce. Nie była głodna, ale wiedziała, że musi się dobrze odżywiać. Zadzwoniła więc po pizzę; dostawca powinien zjawić się lada chwila. Zamówiła zdrową, wegetariańską, z ulubionymi dodatkami. Na razie czuła mdłości. Nie, nie z powodu ciąży. Z innego powodu: wydawało jej się, że Sebastian odgadł, kim była kobieta, z którą się kochał.
Ciekawe, co jeszcze odgadł? Kochali się trzy miesiące temu, a ona była w trzecim miesiącu ciąży. Serce waliło jej mocniej, ilekroć myślała o tamtej nocy. Ona też nie znała tożsamości swego kochanka. Poznała ją tydzień temu na przyjęciu w ogrodzie, gdy ktoś wepchnął Sebastiana do basenu. Wtedy zobaczyła bliznę na jego plecach, w tym samym miejscu i o tym samym kształcie co ta, którą gładziła podczas seksu.
Przeżyła szok. Sebastian zawsze traktował ją jak przyjaciółkę rodziny. Nigdy się nią nie interesował. Pochodzili z dwóch różnych światów, dzieliła ich przepaść ekonomiczna i klasowa. Nawet jeśli Wingate’owie tego nie okazywali, ona wyraźnie to czuła. Owszem, marzyła o Sebastianie, ale nie przypuszczała, że jej dziewczęce marzenia się spełnią.
Pukanie wyrwało ją z zadumy.
- Pizza – oznajmił Sebastian, trzymając przed sobą karton.
Gracie wytrzeszczyła oczy. Co, do diabła? Po chwili usłyszała warkot silnika; dostawca odjechał.
- Co tu robisz?
- Znasz odpowiedź. Musimy porozmawiać.
- Niezapowiedziane wizyty nie są w dobrym tonie.
- Kłamstwa też nie. Mogę wejść?
Odsunęła się na bok. Wszedł do małego, gustownie urządzonego domu. Przez chwilę wpatrywali się w siebie, potem Gracie chwyciła karton z pizzą. Nie puścił go.
- Gdzie kuchnia? – spytał.
Westchnęła zrezygnowana i obróciwszy się, ruszyła przed siebie. Nie była przygotowana na wizytę Sebastiana; wciąż przetwarzała w myślach informację, że to z nim zaszła w ciążę. Jeszcze nie miała pomysłu, jak go o tym powiadomić…
Położył karton na stole i oparł ręce na biodrach, jakby był władcą świata. Władcą w czarnych spodniach i białej koszuli z podwiniętymi rękawami.
- To ty, prawda? To ty jesteś tą kobietą z balu?
- Owszem, byłam na balu. – Stanąwszy tyłem, Gracie uniosła pokrywę kartonu. W nozdrza uderzył ją zapach papryki, oliwek i pomidorów.
- Spójrz na mnie. I odpowiedz na pytanie.
Nie lubiła, gdy jej rozkazywano. W dodatku czuła się tak, jakby zastawił na nią pułapkę. Ponieważ nie odwróciła się, podszedł parę kroków i stanął naprzeciwko niej.
- Odpowiedziałam. Byłam na balu.
- Dlatego jesteś dziś taka zdenerwowana?
- Bo wydałam fortunę na kupno twojego domu.
- Cholera, Gracie!
Nie miała, dokąd uciec ani gdzie się schować. Unikanie rozmowy było bez sensu. Już i tak za długo zwlekała.
Sebastian przyłożył palec do jej policzka. Przeszył ją dreszcz. Była zła, że w ten sposób reaguje na niewinny dotyk.
- Gracie? To byłaś ty, prawda?
Skinęła głową. Cofnął się i omiótł ją całkiem innym spojrzeniem, takim, jakby w najdrobniejszych szczegółach odtwarzał w pamięci tamtą noc. Wyglądał na autentycznie zaskoczonego, jakby nie mógł uwierzyć, że mała Gracie wzbudziła w nim tak silne emocje.
- Od kiedy wiesz? – zapytał zmienionym głosem.
- Jakie to ma znaczenie?
- Od kiedy?
- Na przyjęciu w ogrodzie, kiedy wyszedłeś z basenu, zobaczyłam na twoich plecach bliznę. Przypomniałam ją sobie. – Tamtej nocy było ciemno, gorąco, namiętnie. Wodząc dłońmi po ciele kochanka, zastanawiała się, skąd się wzięła blizna, którą wyczuła pod palcami.
Sebastian zamyślił się, jakby wrócił myślami do przyjęcia w ogrodzie. Świętowali otwarcie nowego hotelu. W jednej minucie stał przy basenie, w następnej brat wrzucił go do wody. Śmiejąc się wesoło, wdrapał się po drabince na brzeg i zdjął mokrą koszulę.
- Nie zapomniałem tamtej nocy – powiedział, patrząc Gracie w oczy.
Ona też nie. To była noc cudownego seksu.
- I kąpieli w ubraniu?
- Mówię o balu maskowym, nie o przyjęciu nad basenem.
- Aha. – Starała się odwlec chwilę prawdy.
- A ciąża… To moje dziecko?
Przyłożyła rękę do brzucha. Nie, to jej dziecko. Wyłącznie jej. Nie chciała mężczyzny, który jej nie pragnie, a Sebastian ani razu przez te wszystkie lata nie okazał jej zainteresowania. Nigdy nie wodził za nią wzrokiem. Nigdy z nią nie flirtował. Ale to właśnie z nim przeżyła tak fantastyczny seks. Potrzebowała czasu, by uporządkować myśli.
- Moje – odparła. – Niczego od ciebie nie chcemy.
- Chyba żartujesz? – obruszył się.
- Posłuchaj, tamtej nocy byliśmy dwojgiem nieznajomych. Nie planowaliśmy ciąży. Nic mi nie jesteś winien.
- Nie, Gracie, to ty posłuchaj. Może popełniliśmy błąd, ale ja poważnie traktuję swoje zobowiązania. Nie masz prawa mnie…
- To dziecko nie jest błędem – wycedziła. – Jest darem.
- Nie powiedziałem, że jest błędem. Gracie, bądź rozsądna…
- Jestem bardzo rozsądna. Pragnę tego, co najlepsze dla mojego dziecka.
- Naszego.
Zrobiło jej się słabo. Pewnie dlatego, że nic od rana nie jadła. Powinna wyrzucić Sebastiana za drzwi.
- Usiądźmy i porozmawiajmy, dobrze? – poprosił.
- Nie, idź już. Muszę odpocząć.
- Gracie…
- Wyjdź. Jestem zmęczona, zostaw mnie. – Naprawdę miała za sobą ciężki dzień.
- W porządku. Ale nie skończyliśmy. Zadzwonię jutro.
Skinąwszy głową, skierowała się do drzwi. Ruszył za nią. W progu przystanął; na jego twarzy malowały się wyrzuty sumienia zmieszane z paniką.
- Gracie… zadzwonię jutro, okej?
Nie miała ochoty z nim rozmawiać, ani dziś, ani jutro.
- W porządku – mruknęła.
- Śpij dobrze.
Poranek spędziła w piżamie, siedząc na łóżku i szukając w sieci mebli do pokoju dziecięcego. To, plus jagodzianka popita kawą bezkofeinową pomogło jej nie myśleć o wczorajszej wizycie Sebastiana. Prawdę rzekłszy, sądziła, że zadzwoni do niej skoro świt, ale minęła jedenasta, a telefon się nie odezwał.
Wchodziła na kolejne strony sklepów, oglądała kołyski i komódki, krzesełka, wózki oraz tysiące przydatnych rzeczy. Zawsze pragnęła mieć dziecko, ale ten namiar produktów zbił ją z tropu. Oj, musi się podszkolić! Chciała też zapisać się do szkoły rodzenia. Przejęta i lekko wystraszona pogładziła się po brzuchu; w odpowiedzi zaburczał.
Przed laty fantazjowała o Sebastianie, ale to były mrzonki naiwnej dziewczyny. Dorosła Gracie marzyła o prawdziwej miłości, takiej, jaka łączyła jej rodziców. Sebastian zaś nic do niej nie czuł.
Właściwie trudno powiedzieć, by go znała. Czy był chłopakiem z jej dziecięcych fantazji, czy tajemniczym mężczyzną, z którym tak namiętnie się kochała? Bez przerwy wracała myślami do tego wieczoru. Seks z nieznajomym. To zupełnie nie w jej stylu. Ale coś ją ciągnęło do tego faceta w masce. Jakaś siła, której nie mogła się oprzeć. I dobrze, że nie próbowała, bo dzięki Sebastianowi przeżyła niezapomniane chwile...