Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
W blasku zorzy polarnej (ebook)
Zajrzyj do książki

W blasku zorzy polarnej (ebook)

ImprintHarlequin
KategoriaEbooki
Liczba stron160
ISBN978-83-276-7464-7
Formatepubmobi
Tytuł oryginalnyProof of Their One-Night Passion
TłumaczDorota Viwegier-Jóźwiak
Język oryginałuangielski
EAN9788327674647
Data premiery2021-12-02
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Malarka Lottie Dawnson rozpoznaje w programie telewizyjnym Ragnara, ojca swojej córki, z którym spędziła jedną noc. Dowiaduje się, że jest właścicielem portalu randkowego, przez który się poznali. Spotyka się z nim, żeby mu powiedzieć, że mają córkę. Jest zaskoczona, że Ragnar chce się zaangażować w wychowanie dziecka. Zaprasza je obie na swoją rodzinną Islandię. Nawiązanie kontaktu z roczną córką okaże się dla Ragnara dużo łatwiejsze niż zbudowanie relacji z Lottie…

Fragment książki

Lottie Dawson przetarła oczy i odsłoniła zasłony w sypialni. Ogród był pogrążony w ciemności, a jedynym dźwiękiem, jaki słyszała, było miarowe bębnienie deszczu o parapet.
Ziewając, popatrzyła na budzik. Była piąta trzydzieści. Wyjątkowo nieprzyjazna pora dnia, zwłaszcza w listopadzie, który w Suffolk był w tym roku dżdżysty i zimny. Tym jednak razem Lottie ucieszyła się z wczesnej pobudki, do jakiej przyzwyczaiła ją jedenastomiesięczna córka. Wybierały się obie do Londynu, a to wymagało dłuższych przygotowań.
Lottie obróciła się w stronę Sóley, która siedziała w swoim łóżeczku, ściskając pluszowego misia.
Schyliła się i wzięła córkę na ręce.
– Witaj, promyczku!
Serce wezbrało jej czułością, gdy przytuliła do siebie córkę. Mała urodziła się w grudniu, najkrótszego dnia w roku, a Lottie czekała na jej narodziny jak na promień słońca. Dlatego wybrała imię Sóley, które brzmiało tak samo jak francuskie słowo soleil, oznaczające słońce.
– Zejdziemy na dół zrobić mleko – mruknęła, wdychając przyjemny aromat czystej skóry niemowlęcia.
Na dole przystanęła na chwilę, by włączyć światło w kuchni. Omiotła pomieszczenie spojrzeniem i zmarszczyła brwi. W zlewie stała brudna patelnia, na stole pozostał talerz z niedojedzoną kanapką i mnóstwo okruchów. Obok stała skrzynka z narzędziami i maszynka do tatuażu.
Lottie zazgrzytała zębami. Z Lucasem, który był jej bratem, mieszkało się cudownie, ale czasami miała wrażenie, że dom jest za mały dla nich obojga, zwłaszcza przy nastawieniu Lucasa, który uważał, że jego obowiązki w domu ograniczają się do zdjęcia butów przed spaniem.
– Popatrz, jakiego bałaganu narobił wujek – powiedziała, patrząc w błękitne jak niebo oczy Sóley.
Nie miała teraz czasu na porządki. O jedenastej musiały być w Londynie. Usadziła córeczkę w jej krzesełku i nalała wody do czajnika. Na myśl o dzisiejszym dniu skoczył jej puls. Galeria w Islington nie była duża, ale zdecydowała się pokazać jej prace i właśnie dziś był ostatni dzień przygotowań do jutrzejszego otwarcia wystawy. Pierwszej od czasu, gdy Lottie urodziła dziecko.
Co ciekawe, niektóre prace zdążyły się już sprzedać. To znaczyło, że nadal miała wierne grono odbiorców. Jednak najważniejsze było to, że Fundacja Barkera chciała podjąć z nią współpracę. Pomoc finansowa byłaby w jej przypadku dużym krokiem naprzód. Nie musiałaby już udzielać wieczorami lekcji, żeby związać koniec z końcem, i mogłaby w całości poświęcić się sztuce.
Popatrzyła w stronę kanapy stojącej w pogrążonym w mroku salonie i wyobraziła sobie, jak Lucas wznosi oczy do nieba w reakcji na jej pragmatyczne argumenty.
Odkąd kupiła dom, droczył się z nią, że hipoteka to pierwszy krok w stronę ciemnej strony, cokolwiek to miało znaczyć.
Lucas oraz matka rodzeństwa, Izzy, sądzili, że pieniądze na dom pochodziły z prywatnych zleceń. Jak do tej pory Lottie nie odważyła się powiedzieć im prawdy. Nie mogła przecież zdradzić, że dostała pieniądze od swego biologicznego ojca – mężczyzny, o którego istnieniu jeszcze dwa lata temu nie miała pojęcia.
Rozmieszała mleko w butelce i sprawdziła, czy nie jest za gorące, po czym podała butelkę córeczce i wzięła ją na ręce. Poszły z powrotem na górę.
Gdy dziecko jadło, Lottie otworzyła jedną szufladę, potem drugą i wyjęła rzeczy do ubrania. Myślami cofnęła się do tamtej chwili, kiedy wreszcie poznała Alistaira Bannona na jednej ze stacji paliw przy autostradzie.
Jednak zanim Alistair Bannon zdążył cokolwiek powiedzieć, poczuła, że jego celem nie było nawiązanie trwałego kontaktu z nigdy niewidzianą i dorosłą już córką. Ich spotkanie było krępujące i krótkie.
Lottie podskoczyła, słysząc z dołu dźwięk butów uderzających o podłogę. Lucas musiał się przebudzić.
Zastanawiała się, jak zareagowałby jej brat, gdyby pokazała mu list, który ojciec przesłał jej po ich spotkaniu. Był sformułowany w uprzejmy i chłodny sposób. Ojciec stwierdzał, że Lottie jest wyjątkową młodą kobietą i że życzy jej wszystkiego dobrego. Do listu dołączony był czek na kwotę, która według ojca powinna pokryć wydatki przez te wszystkie lata, kiedy nie był obecny w życiu Lottie.
Początkowo poczuła się upokorzona, że całą jej egzystencję ojciec sprowadził do czterocyfrowej sumy wypisanej na czeku i nawet miała zamiar go podrzeć. I zapewne zrobiłaby to, gdyby nie fakt, że wiedziała już wtedy o ciąży.
Rozebrała się teraz z piżamy i przez chwilę obserwowała przybladłe już ślady po rozstępach na brzuchu.
Macierzyństwo znajdowało się na tak dalekim miejscu w jej planach życiowych, że w jej głowie nie pojawiło się nawet podejrzenie, że może być w ciąży. Nie mogąc sobie poradzić ze złym samopoczuciem i dopadającymi ją problemami żołądkowymi, poszła w końcu do lekarza, który pobrał krew do badania. Trzy dni później dowiedziała się, że jest w ciąży.
Miała urodzić dziecko, które tak jak ona skazane było na wychowanie bez ojca. Lottie nie rozumiała, jakim cudem zaszła w ciążę, przecież używali prezerwatyw. Coś jednak musiało pójść nie tak.
Drżącymi dłońmi zakładała kolejne elementy odzieży, czując mocne bicie serca. Wciąż pamiętała tamtą noc, kiedy poczęta została jej córka. Całe zdarzenie przypominało gorączkę trawiącą ciało. Mężczyzna, z którym poszła do łóżka, pojawił się w jej życiu niespodziewanie i jeszcze szybciej zniknął. Jednak jego wspomnienie pozostało. Czasami, gdy w zasięgu jej wzroku pojawiał się ktoś o blond włosach i barczystej sylwetce, zatrzymywała się i zamykała oczy, by nie pobiec za nim i nie sprawdzić, czy to on.
Ragnar Steinn.
Jak mogłaby o nim zapomnieć? Równie dobrze można by chcieć zapomnieć o istnieniu słońca. Szkoda, że poza muskularnym ciałem i wyrazistym profilem któregoś z nordyckich bóstw jej kochanek okazał się przytłaczająco ludzki i przewidywalny. Skłamał, kiedy zapytała, gdzie się zatrzymał. Zapewniał, że spędzi z Lottie następny dzień. A kiedy się rano obudziła, już go nie było.
Tak czy inaczej owocem ich spotkania była Sóley. Lottie nigdy nie żałowała swojej decyzji.
– Chyba będzie padał śnieg – powiedział Lucas, gdy Lottie weszła do maleńkiego salonu, trzymając córkę na biodrze.
Zdążył już włączyć stary telewizor i dojadał resztki kanapki z bekonem. Łapiąc pełne wyrzutu spojrzenie Lottie, uśmiechnął się.
– Przepraszam za bałagan. Posprzątam dzisiaj i narąbię drewna. Będziemy mieć zapas, zanim nadejdą mrozy. Chcesz, żebym potrzymał małą?
Lottie potrząsnęła głową.
– Nie, ale mógłbyś nas podrzucić na stację.
– Nie ma sprawy, ale najpierw muszę dostać buziaka.
Wyciągnął ramiona w górę i Sóley wychyliła się ku niemu.
Zanim zdążył zaprotestować, małe piąstki zacisnęły się na paru niesfornie sterczących kosmykach włosów.
– Oj… – jęknął, a kiedy udało mu się wyplątać paluszki dziecka z włosów, posadził ją sobie na kolanach. – Mogłabyś wstawić czajnik na herbatę?
Lottie spojrzała na zegar. Było jeszcze trochę czasu. Czekając, aż woda się zagotuje, umyła imbryk, nasypała do niego herbaty i postawiła na stole filiżanki.
– Sóley jest bardziej bystra od dzieci w jej wieku – zauważył Lucas.
– Naprawdę? – Lottie, zajęta nalewaniem wrzątku do imbryka, nie spojrzała na niego.
– Tak. Zobacz sama. Ogląda wiadomości, jakby wiedziała, o co w tym wszystkim chodzi.
– Wspaniale. Przegłosujemy cię, kiedy będziesz chciał oglądać mecz – mruknęła Lottie.
– Mówię poważnie. Zobacz sama, chyba spodobał jej się wywiad.
Lottie w końcu popatrzyła na córeczkę, która zdążyła zejść z kolan Lucasa i poraczkowała w stronę telewizora. Trzymając się blatu stolika, stała teraz naprzeciwko ekranu.
Lottie uśmiechnęła się na widok jej pucołowatych policzków i dopiero po chwili przeniosła spojrzenie na ekran.
Prowadząca wywiad kobieta również była wpatrzona w swojego rozmówcę jak w obraz. Początkowo Lottie dostrzegła tylko błękitne, chłodne oczy mężczyzny, potem, gdy kamera pokazała go z innego ujęcia, rozpoznała twarz i aż otworzyła usta ze zdumienia.
To był on!
Ragnar Steinn we własnej osobie.
Kiedy dowiedziała się o ciąży, próbowała go odnaleźć. Oboje jednak zamknęli swoje profile w aplikacji randkowej, a wyszukiwarka nie znajdowała żadnego Ragnara Steinna. W końcu dała temu spokój.
Teraz nerwowo zacisnęła szczęki. Nawet gdyby go wtedy odnalazła, nic by to nie zmieniło. Zależało mu tylko na seksie i przypuszczalnie nie skakałby z radości na wieść, że został ojcem.
Patrzyła w milczeniu na wywiad, który toczył się w swoim tempie, ale nie rozumiała ani jednego słowa. Sóley zaczęła stukać w ekran telewizora.
– Kto to jest? – zapytała wreszcie Lottie, zwracając się do Lucasa. – Ktoś znany?
Starała się, by jej głos zabrzmiał neutralnie, ale serce biło jak szalone.
– Ragnar Stone. Twórca aplikacji randkowej ice/breakr. Zdaje się wypuszcza właśnie na rynek wersję dla VIP-ów.
– Aplikacji randkowej? – powtórzyła niczym echo. Do tej pory była przekonana, że Ragnar był takim samym użytkownikiem jak ona. Kimś, kto szukał dziewczyny, żony albo po prostu romansu. Nie miała pojęcia, że był autorem aplikacji. Z całą pewnością nie wspomniał o tym, kiedy się spotkali.
Ragnar Stone!
Więc okłamał ją nawet, przedstawiając się. I nie był zwyczajnym randkowiczem jak ona, tylko właścicielem serwisu randkowego. Musiała to sobie jeszcze raz powtórzyć w myślach. Całe szczęście, że Lucas nadal patrzył na telewizor, a nie na nią. To on zarejestrował ją w tej aplikacji. Dobrze, że nie pokazała mu wtedy profilu Ragnara.
– Jest w Londynie? – rzuciła mimochodem.
– Tak. Mają tu biuro, zdaje się.
Lucas podszedł do telewizora i odciągnął małą od ekranu. Usiedli razem, Sóley zajęła się kawałkiem banana leżącym na talerzyku.
– Któryś z tych przerobionych magazynów w dokach. Pamiętasz Nicka?
Lottie skinęła głową. Nick był jednym z wielu kolegów Lucasa. Grał na perkusji w ich zespole, a na co dzień zajmował się malowaniem graffiti.
– Wymalował elewację biurowca Ragnara Stone’a. Pokazywał mi zdjęcia. Wygląda czadowo – dodał i pokiwał głową z uznaniem.
– Poznali się? – spytała, odchrząkując.
– Nie. Za wysokie progi – rzucił Lucas i roześmiał się.
Lucas miał rację. Ona też nie była dla Ragnara Stone’a wystarczająco dobra, by chciał się z nią nadal spotykać.
– O której musicie być na dworcu?
Lottie otworzyła usta, by odpowiedzieć, ale jej spojrzenie powędrowało znowu ku ekranowi telewizora, na którym nadal widniała przystojna twarz Ragnara. Dusza artystki kazała Lottie podziwiać symetrię rysów, ale jej ciało tęskniło za dotykiem ust Ragnara. Był tak przystojny i tak bardzo podobny do jej niebieskookiej córki, że aż zastanowiło ją, czemu Lucas tego nie zauważył. Sóley miała po Lottie tylko urocze dołeczki w policzkach, poza tym była miniaturową kopią Ragnara.
Lottie poczuła ucisk w sercu. A jeśli to nie tylko wygląd? Sama dorastała, nie wiedząc, dlaczego nie jest podobna z charakteru do matki i brata. Czuła się przez to niekompletna i nawet spotkanie z biologicznym ojcem nie było w stanie tego zmienić. Dla nich było za późno, by nawiązali więź, jaka powinna łączyć ojca i córkę.
Gdyby jednak Ragnar dowiedział się o istnieniu Sóley teraz? Znała już jego prawdziwe nazwisko, więc pretekst, że poszukiwania utknęły w martwym punkcie, odpadł. Pojawiła się także ważniejsza kwestia. Czy miała prawo odebrać córce możliwość poznania ojca i skazać ją na takie dzieciństwo, jakiego przez całe swoje życie żałowała? Przecież powinna jej zapewnić wszystko, co najlepsze.
Lottie odchrząknęła i popatrzyła na Lucasa, który nadal czekał na odpowiedź.
– Wiesz co, może jednak mógłbyś zająć się Sóley. Mam coś do załatwienia i muszę to zrobić osobiście.

Wywiady były zdecydowanie najmniej przyjemnym aspektem jego pracy, stwierdził Ragnar. Wstał i uścisnął wyciągniętą dłoń stojącego przed nim mężczyzny o bardzo poważnej twarzy. Wszystko to już dziś robił, a na większość pytań odpowiedział w poprzednich innych wywiadach.
Ale ponieważ jego specjalistka od mediów powiedziała, że ludzie są zafascynowani jego osobowością i domagają się wywiadów, stanął na wysokości zadania i przez cały dzień spotkał się z dwudziestoma przedstawicielami mediów, robiąc sobie tylko pół godziny przerwy na lunch.
Był wykończony.
Kiedy ostatni dziennikarz wyszedł, zostawiając go samego, z ulgą zrzucił z siebie marynarkę i poluzował krawat. Ledwie zdążył naciągnąć na siebie czarną bluzę z kapturem, gdy w drzwiach gabinetu pojawił się Adam, jego asystent.
– O której ma po mnie przyjechać kierowca? – zapytał, sięgając po laptop z biurka.
– Wpół do siódmej rano. O siódmej masz spotkanie z Jamesem Milnerem, a zaraz potem naradę z zespołem grafików. Dalej śniadanie z Caroline Woodward…
Ragnar skinął głową i gotowy do wyjścia ruszył w stronę asystenta.
– Do zobaczenia. I dzięki za dzisiaj. Bez ciebie nie dałbym sobie rady – dodał z uśmiechem, mijając Adama.
Wszedł do windy i potarł dłonią czoło. Został tydzień do premiery. Potem weźmie trochę wolnego. Jego dwutygodniowy rytuał odpoczynku skurczył się ostatnio do paru dni. Od czasu wprowadzenia na rynek aplikacji ice/breakr życie Ragnara Stone’a nabrało szaleńczego tempa.
Pracował do późna w nocy, spędzał mnóstwo czasu w podróżach, nie dojadał i nie dosypiał, a w tle była jeszcze jego szalona rodzina, odgrywająca współczesną sagę nordycką pełną dramatów, zdrad, szantaży i łez.
Ragnar zerknął na telefon i skrzywił się. Trzy nieodebrane połączenia Marty, która była jego przyrodnią siostrą, cztery od matki, sześć wiadomości od macochy Anny i dwanaście od jej syna Gunnara.
Ściągnął łopatki do tyłu, rozprostowując plecy, i schował telefon do kieszeni. Nic pilnego. Choć oczywiście jego rodzina, jak wszyscy histerycy, potrzebowała publiczności.
Trudno, tym razem będą musieli dłużej poczekać, zdecydował. W tej chwili potrzebował siłowni i solidnego wycisku, po którym zaśnie jak niemowlę.
Drzwi windy otworzyły się i naciągnął na głowę kaptur. Minął recepcjonistki, które musiały go pożegnać, choć tego nie usłyszał. Wyszedł na ulicę i zdążył zrobić trzy, może cztery kroki.
Wtedy do jego uszu doleciał głos kobiety, tak wyraźny, jakby pochodził prosto z jego głowy.
– Ragnar?
W tym momencie zdał sobie sprawę z dwóch rzeczy. Po pierwsze, głos był znajomy. Po drugie, nie wiedzieć czemu, zdenerwował się, czego objawem było przyspieszone bicie serca.
Odwrócił się, a kiedy nieco opuścił głowę, dostrzegł przed sobą szczupłą kobiecą sylwetkę, jasnobrązowe włosy i oczy w napięciu skanujące jego twarz.
Mogła mieć teraz nieco dłuższe włosy, a jej twarz była poważna, ale poza tym wyglądała jak kobieta, którą poznał jakieś dwa lata temu.
– Przechodziłam obok… Kawałek dalej jest galeria, w której mam wystawę. – Kobieta wykonała nieokreślony ruch ręką w kierunku pnącej się w górę ulicy. – Nie wiem, czy w ogóle mnie pamiętasz… – dodała z zawahaniem.
– Pamiętam – odpowiedział, przerywając jej, ale zrobił to tylko dlatego, że jej głos powodował chaos w jego głowie. Był to głos, którego nigdy nie zapomniał. Głos, którym wypowiadała jego imię wiele razy tamtej nocy w pokoju hotelowym, kilometr lub dwa od miejsca, w którym teraz się znajdowali.
Zobaczył, jak źrenice kobiety się rozszerzają, i był pewien, że myśli dokładnie o tym samym co on.
Patrzyli na siebie bez słowa, a wspomnienie wspólnie spędzonej nocy zawisło między nimi. Nie wiedząc, co robi, Ragnar pochylił się i krótko uścisnął Lottie na powitanie, ale kiedy musnął jej policzek, jego nozdrza wypełnił upojny kwiatowy zapach jej skóry i zrozumiał, że to nie był neutralny uścisk jak między znajomymi.
Odsunął się na bezpieczną odległość.
– Oczywiście, że pamiętam. Lottie Dawson, prawda?
– Tak. To moje nazwisko – powiedziała z naciskiem, a oskarżenie w oczach przypomniało mu wszystkie kłamstwa, którymi ją omamił.
Dobrze to zapamiętał jako coś odbiegającego od standardu. Dorastając w dziwacznym środowisku swojej patchworkowej rodziny, zdążył znienawidzić kłamstwo, ale tamtej nocy zrobił wyjątek. Było to konieczne. Poznali się przez aplikację randkową. Jego aplikację. Chciał pozostać anonimowy, więc ukrył przed nią swoje prawdziwe nazwisko. A kiedy obudził się rano, myśląc o tym, że obiecał jej wspólny dzień, przeraził się tak bardzo, że po cichu wstał, ubrał się i wyszedł, będąc przekonany, że to było ich pierwsze i ostatnie spotkanie.
Miał wystarczająco skomplikowane życie, by wciągać w nie kogoś obcego. O historiach związków w jego rodzinie można by napisać wiele tomów, a wszystko zaczynałoby się od stwierdzenia, że żaden z tych związków nie był szczęśliwy.
Chciał, by jego życie było mniej skomplikowane. Dlatego stworzył ice/breakr. Po co komplikować to, co powinno być proste? Wystarczyło stworzyć jedno pytanie, by algorytm dobierał osoby, które potencjalnie mogłyby do siebie pasować. Tak to miało wyglądać w teorii. Ale chyba nie do końca wszystko poszło, jak należy.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel