W morzu uczuć / Weekend w Toskanii
Przedstawiamy "W morzu uczuć" oraz "Weekend w Toskanii", dwa nowe romanse Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE DUO.
Ondine Wilde jest ratowniczką na Florydzie. Gdy pewnego dnia dostrzega topiącego się mężczyznę, śpieszy mu na pomoc. W uratowanym rozpoznaje Jacka Walcotta, spadkobiercę koncernu energetycznego. Przyjmuje go u siebie na noc, ponieważ Jack nie chce po wypadku wzbudzać sensacji w swoim hotelu. Przystojny milioner bardzo jej się podoba, ale Ondine ma już za sobą dwa nieudane małżeństwa i głębokie postawienie – koniec z mężczyznami. Tymczasem rano czeka ją nie lada niespodzianka…
Cristo Donakis chce dokupić do swojej sieci luksusowy hotel Stanwick Hall. Odkrywa, że w zarządzie tego hotelu jest Erin Turner, jego dawna kochanka, która zdradziła go i okradła. Cristo dostrzega szansę, żeby się odegrać. Stawia Erin warunek: nie wyjawi wydarzeń z przeszłości jej szefowi, jeśli ona spędzi z nim weekend w Toskanii…
Fragment książki
Ondine odetchnęła głęboko. Plaża Dipper była zbyt wąska i stroma dla turystów gromadzących się na wybrzeżach Florydy, więc oprócz przypadkowego kraba czy mewy praktycznie nie było tu żywego ducha.
I dobrze.
To był jej pierwszy dzień wolny od trzech tygodni, więc mogła dziś dłużej poleżeć w łóżku. Mózg jednak działał jak zawsze, więc obudziła się minutę przed budzikiem. Nie musiała wstawać, mogła chwilę poleżeć i może znów by zasnęła, ale lubiła wczesne poranki, gdy słońce barwiło niebo nad jej domkiem na plaży na różowy kolor. Miała cały dzień dla siebie.
W pracy nie miała chwili przerwy ani czasu na rozmyślania. Tutaj jednak nikt nie będzie próbował ściągnąć jej uwagi wzrokiem ani nie pstryknie na nią palcami. Było tylko słońce, niebo bezkresne, błękitne morze.
Spojrzała na migoczącą wodę, którą okalały wydmy o porosłych trawą brzegach.
Była raczej przeciętnym dzieckiem, wyjątkiem było pływanie – to była jej super moc. Jedyna rzecz, w której była naprawdę świetna, a dorastała w bardzo ambitnej rodzinie, nastawionej na osiąganie sukcesów. Trenowała codziennie przed szkołą i praktycznie co weekend miała jakieś zawody. Przez chwilę nawet wyobrażała sobie, że jest w stanie osiągnąć sukces i zdobyć podium, ale kontuzja przekreśliła jej karierę i teraz pływała tylko dla przyjemności i w pracy – była ratowniczką w Whitecaps, położonym przy plaży ekskluzywnym hotelu w Palm Beach, który upodobała sobie bogata i atrakcyjna klientela.
Nie miała zbyt dużo okazji, żeby wykorzystać swoje umiejętności.
W przeciwieństwie do ludzi korzystających z publicznych basenów, bywalcy Whitecaps woleli leżeć i się opalać, niż pływać.
W hotelu zatrudniła się dwa lata temu i oprócz etatu ratowniczki pracowała również wieczorami jako kelnerka. Skrzywiła się. Praca nie była najgorsza, po prostu inaczej wyobrażała sobie swoje życie. Dwa etaty, dwa rozwody. Gnieżdżenie się w wynajmowanym domku plażowym…
Napiwki jednak były bardzo wysokie i dzięki Vince’owi, bezużytecznemu byłemu mężowi numer dwa, aktualnie było to dla niej ważniejsze niż satysfakcja zawodowa.
Na myśl o piętrzących się na kuchennej szafce brązowych kopertach żołądek ścisnął jej się w bolesny węzeł. Czasami, przeważnie po wyjątkowo męczących zmianach, próbowała przekalkulować, ile zbierze szklanek i kieliszków, zanim spłaci wszystkie długi. Zwykle jednak była zbyt zmęczona na cokolwiek, jadła coś na szybko, wcześniej makaron, teraz głównie płatki na mleku, i szła spać.
– Hola, Ondine. Como esta hoy?
Ondine odwróciła się i uśmiechnęła do starszej kobiety, która szła w jej stronę. Dolores mieszkała po sąsiedzku, miała osiemdziesiąt jeden lat, idealnie siwe włosy i codziennie spacerowała po plaży, wyprowadzając Herkulesa, rudego pieska rasy chihuahua.
– Pływałaś, chica? Ale przecież masz dzisiaj wolne, prawda?
– Hola, Dolores. Cześć Herk. – Pocałowała starszą panią w policzek i pochyliła się, żeby pogłaskać pieska. – Mam wolne do wieczora, ale pomyślałam, że pójdę popływać i nie żałuję. – Rozejrzała się po pustej plaży. – Jest tu dziś tak pięknie i spokojnie.
– Nie to co zeszłej nocy. – Dolores zerknęła na piękny jacht, który cumował nieopodal. – Taki hałas, muzyka i krzyki. Nie chcę nawet wiedzieć, co tam się działo. Ludzie naprawdę potrafią być bezmyślni – westchnęła. – W każdym razie miłego pływania, chica.
– Dziękuję, Dolores. Do jutra. Cześć, Herk. – Uśmiechnęła się, gdy Dolores pomachała jej maleńką łapką pieska.
Jacht kołysał się delikatnie na morskich falach.
Kiedyś pewnie zrobiłby na niej wrażenie, ale pracowała w Palm Beach. Było tu tyle samo jachtów, co palm.
Rozpięła bluzę, zsunęła szorty i zrzuciła klapki. Piasek był jak ciepły cukier i przez chwilę stała w miejscu, przebierając palcami u stóp. Pieniądze szczęścia nie dają, powtarzała jej mama, z czym trudno się było zgodzić, gdy na stole piętrzyły się niezapłacone rachunki.
Powinna bardziej pilnować Vince’a. Wiedziała, że pieniądze się go nie trzymały, ale nie chciała przyznać przed samą sobą, że znów się pomyliła. Poślubiła nieodpowiedniego mężczyznę. Znowu.
Spojrzała na jacht, a serce tłukło się boleśnie w jej piersi na wspomnienie pierwszego małżeństwa. Niewierność Garretta była bolesna i upokarzająca, ale poradziłaby sobie z tym. Jednak trzy tygodnie później, zanim zebrała się na odwagę, żeby powiedzieć im o rozwodzie, jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym.
Zadrżała, czując na skórze powiew ciepłego wiatru. W jedną noc stała się sierotą i prawną opiekunką piętnastoletniego brata. Wróciła na Florydę, żeby zająć się Oliverem, a miesiąc później w sklepie z narzędziami poznała Vince’a. Potrafił ją rozbawić, również wtedy, gdy zaprosił ją na randkę, na której po raz pierwszy od dawna poczuła się seksowna i pożądana.
Był typowym plasterkiem na złamane serce, co jednak nie powstrzymało jej przed przyjęciem jego oświadczyn. Związek przetrwało ledwie rok, jakby potrzebowała kolejnych dowodów, że nie nadaje się do małżeństwa. Tym razem jej duma nie ucierpiała tak bardzo, straciła jednak dom i wciąż spłacała rachunki z kard kredytowych.
Na szczęście pieniądze na edukację Olivera były bezpieczne. Na myśl o tym poczuła lekką ulgę. W przeciwieństwie do niej Oli doskonale wiedział, kim chce być, a inteligencja i determinacja pozwalały mu zrealizować wszystkie plany. Aktualnie był wolontariuszem w szpitalu w Costa Rice, a we wrześniu rozpoczynał studia medyczne.
Ściągnęła brwi, wpatrując się w jacht. Ktoś był na pokładzie. Mężczyzna ubrany w czarną marynarkę i spodnie oraz białą koszulę z rozpiętym kołnierzykiem. Patrzyła, jak się schylał, podniósł butelkę, potrząsnął nią i uniósł rękę, jakby miał zamiar wrzucić ją do wody.
– Ani się waż – szepnęła.
W tej chwili mężczyzna spojrzał na nią, jakby usłyszał jej głos, a ona poczuła, jak przeszywa ją dreszcz. Nie widziała jego twarzy, ale na tle nieba rysowała się wyraźnie jego potężna sylwetka, niczym u postaci z powieści Fitzgeralda.
Butelka zakołysała się w jego palcach, a potem spadła na pokład. Mężczyzna wyprostował się i zdjął marynarkę pewnym ruchem.
Skrzywiła się lekko. Podobne gesty widywała u bogatych klientów w barze, gdy niedbale rzucali napiwki na stół.
Zmrużyła oczy, przyglądając się mężczyźnie na jachcie. Nagle bez ostrzeżenia obrócił się, wziął rozbieg i skoczył. Zapanowała cisza, gdy leciał w powietrzu, aż z głośnym pluskiem wylądował w wodzie.
Co, do cholery…?
Poczuła, że jej ciało sztywnieje, a ręka automatycznie wędruje do przewieszonego przez ramię pływaka. Tylko że nie była teraz w pracy, więc nie miała sprzętu. Zaklęła cicho i ruszyła do wody. Czy musiało się to wydarzyć akurat, gdy miała wolne?
Wpatrzyła się w punkt, w którym zniknął pod wodą i oceniała dystans, a sekundy mijały.
Z pewnością powinien się już wynurzyć.
Biegła już do wody, zanim mózg zarejestrował, co robi, i po chwili płynęła szybko, rozglądając się wokoło, wykorzystując całą wiedzę teoretyczną zdobytą podczas szkoleń. Wszystko działo się tak szybko, że nie miała czasu na panikę czy inne emocje.
Co to było?
Coś złotego błysnęło na chwilę i zaraz zniknęło.
Wzięła głęboki wdech i zanurkowała. Był tam, jego biała koszula lśniła jasno pod wodą, a ręce miał wyciągnięte do góry.
W sekundę znalazła się przy nim, objęła go ramieniem, wyciągnęła nad powierzchnię wody, przechyliła mu głowę do tyłu i zaczęła holować go do brzegu. Oddychając z trudem, wyciągnęła go z wody i teraz zauważyła, że jego koszula nie była gładka, ale miała wzory.
Nie, to nie były wzory, tylko plamy krwi.
Serce łomotało jej w piersi, ale w głowie usłyszała głos instruktora. „Zawsze zaczynaj od najważniejszego. Sprawdź, czy oddycha. Dwa wdechy, a potem trzydzieści ucisków.”
Ciało drżało jej z wysiłku i adrenaliny, ale umysł pozostał jasny. Odchyliła jego głowę i zaczęła sztuczne oddychanie.
Przy drugim wdechu mężczyzna zaczął kaszleć, więc odwróciła go na bok i czekała, gdy gwałtownie chwytał powietrze.
– Już dobrze, wszystko w porządku. – Ścisnęła jego ramię. – Byłeś w tarapatach, ale już jesteś bezpieczny.
Czy na pewno? Spojrzała na niego, a serce waliło jej jak oszalałe. Plamy krwi na białym materiale były wyjątkowo jaskrawe, więc zaczęła rozpinać jego koszulę, żeby sprawdzić obrażenia.
– Co ty robisz?
Głos miał ochrypły od słonej wody.
– Masz krew na koszuli, muszę sprawdzić…
Machnął ręką.
– Nie przejmuj się tym. Wczoraj doszło do bójki, próbowałem ich rozdzielić – dotknął wargi i dopiero teraz zauważyła, że była rozcięta. – W zamian za moje wysiłki dostałem w mordę.
Zadrżał i zakrył oczy dłonią. Ondine sięgnęła po swoją bluzę i okryła go.
– Szkoda, że cię tam wczoraj nie było – mruknął. – Musisz być naprawdę silna, skoro udało ci się wyciągnąć mnie z wody.
– To moja praca. Jestem ratowniczką.
Więc skup się na pracy, skarciła się w duchu, odrywając wzrok od jego ust. Ujęła go za nadgarstek, żeby sprawdzić puls. Na szczęście stabilny.
– Jesteś pod wpływem alkoholu lub narkotyków?
– Słucham? – Zmarszczył czoło. – Nie, nic z tych rzeczy…
Spojrzała na niego niepewnie, przypominając sobie butelkę, którą trzymał w dłoni, ale oddychał, a jego puls był w normie, resztę mogą sprawdzić w szpitalu.
– W porządku, w każdym razie wszystko będzie dobrze. Zaczekaj tutaj, a ja pójdę po pomoc…
Nie chciała zostawiać go samego, ale szanse na to, że pomoc zjawi się nagle na plaży, były znikome. Niestety nie zabrała ze sobą telefonu, który leżał spokojnie na kuchennej szafce.
– Nie. – Złapał ją za rękę, jego chwyt był zaskakująco silny. – Nie potrzebuję pomocy. Przecież ty jesteś ratowniczką.
– Ale nie lekarzem – odparła spokojnie, ale stanowczo, tak jak ją uczono. – Posłuchaj, mieszkam tuż obok. Pobiegnę do domu, zadzwonię po karetkę, a oni przyjadą cię zbadać.
Przez chwilę myślała, że będzie się z nią kłócił. To była typowa reakcja. Ludzie, w szczególności mężczyźni, często czuli się zażenowani tym, że zostali „uratowani”, jednak niedoszła ofiara utonięcia zgodnie z protokołem musiała zostać zbadana – nawet jeśli pozornie wszystko wydawało się w porządku.
– Dobra, niech będzie. – Puścił jej ramię i machnął ręką.
Włożyła spodenki i wstała.
– Wrócę za parę minut. Siedź tu i niczym się nie martw. To typowe środki ostrożności. Tak przy okazji, jestem Ondine.
– Jack. – Przesunął się lekko na piasku, wciąż z zamkniętymi oczami. – Jack Walcott.
Wiem, kim jesteś.
Niemal wypowiedziała to na głos.
Jack Walcott był spadkobiercą imperium energetycznego. Oraz gościem w Whitecaps. Miliarder o chłopięcej, idealnie symetrycznej twarzy, blond włosach i miedzianych oczach. Trudno było oderwać od niego wzrok.
A on dobrze o tym wiedział.
Jack Walcott był piękny jak gwiazdor filmowy, a jego uśmiech topił najtwardsze lodowce.
Zacisnęła usta. Był również aroganckim, egoistycznym hulaką. Gdy wylegiwał się na leżaku w błękitnych kąpielówkach, idealnie podkreślających jego gładką, złotą skórę i wyrzeźbione mięśnie, ona była dla niego powietrzem. Również wtedy, gdy obsługiwała go w restauracji. Dla niego była personelem, jedną z wielu, opłaconą, żeby spełniać jego potrzeby.
Musiał wiedzieć, jakie wrażenie robi na innych, jak odwracają głowy, gdy przechodził, trącają sąsiadów i szepczą między sobą.
Spojrzała na jego idealnie wyrzeźbiony brzuch i nagle zapragnęła go dotknąć, przesunąć po nim dłonią… Poczuła mrowienie w palcach i świadoma niestosowności własnej reakcji przycisnęła dłonie do bioder i wstała.
– Zaraz wracam, Jack – powiedziała szybko, a on wciąż leżał z zamkniętymi oczami.
Pobiegła plażą i była już w połowie wydmy, gdy pod wpływem impulsu spojrzała przez ramię i zamarła. Jacka Walcotta nie było w miejscu, w którym go zostawiła. Szedł plażą z jej bluzą zarzuconą na ramiona, poruszając się z leniwym wdziękiem, który przyprawił ją o lekki zawrót głowy. Zaklęła pod nosem i zawróciła.
– Hej…
Odwrócił się, a jego blond grzywka załopotała nad czołem. Koszulę miał prawie suchą, więc zamiast przylegać do skóry, unosiła się na wietrze, odsłaniając jeszcze więcej jego pięknego ciała. Podniosła wzrok na jego twarz, żeby się tak nie gapić.
– Nie zapomniałeś o czymś?
Słońce świeciło mu w twarz, więc zmrużył oczy.
– Tak, jasne. Mój błąd. Proszę. – Złoty sygnet na jego małym palcu zamigotał w słońcu, gdy zdjął jej bluzę i zarzucił na jej ramiona.
– Nie o to mi chodziło – warknęła i w końcu na nią spojrzał. Tak naprawdę, z uwagą, aż nagle stała się aż nazbyt świadoma swojego ciała, piersi unoszących się i opadających przy oddechu, bicia serca, skóry, która mrowiła.
Patrzył na nią ze spokojem, jednak coś buzowało pod powierzchnią, jak drżenie zwiastujące trzęsienie ziemi, niemal jakby wyczuwał jej reakcję, jakby sam czuł to samo…
Potem zastanawiała się, kto wykonał pierwszy krok. Być może on się nachylił, a może ona się zachwiała, ale w jednej chwili patrzyli na siebie, a w drugiej ich usta się spotkały, a ona czuła w brzuchu pustkę podobną do dziwnego głodu, którego doświadczała pierwszy raz w życiu.
Jego usta były miękkie, ciepłe i kuszące, dłoń powędrowała do jej talii i wtedy ogień ogarnął całe jej ciało, więc nie mogła się oprzeć i przywarła do niego, czując twarde mięśnie jego torsu. Odwzajemniła pocałunek, czując na jego ustach smak soli i głód podobny do tego, który trawił jej ciało. Miękła coraz bardziej…
Nagle zaczerpnęła tchu i odsunęła się gwałtownie.
– Co ty wyprawiasz?
To było dobre pytanie, zwłaszcza że wtedy sama nie musiała się zastanawiać, dlaczego całowała się z kimś, kogo przed chwilą wyciągnęła z morza.
– Nie możesz tak po prostu całować ludzi wokół siebie.
Przechylił głowę i spojrzał na nią.
– Przecież to ty pierwsza mnie pocałowałaś – odparł miękko.
– Ja tylko robiłam ci sztuczne oddychanie. A teraz co robisz? – spytała, gdy zaczął się wycofywać.
– Wracam do hotelu.
– Nic podobnego – z trudem panowała nad głosem. – Nie powinieneś nigdzie iść, zwłaszcza sam. Dlatego mówiłam, żebyś tu na mnie zaczekał i nie ruszał się z miejsca.
– Znudziło mnie to – wzruszył ramionami.
Znudziło?
Poczuła, jak jej nozdrza się rozszerzają, a serce tłucze się w piersi.
– Musi obejrzeć cię lekarz.
– Spotykam się z jedną lekarką. A raczej spotykałem. – Patrzył na nią z kpiącym uśmiechem. – Z tego co pamiętam, od wczoraj znów jestem singlem.
– Jeśli traktujesz partnerki z takim samym szacunkiem, jak własne zdrowie, to się nie dziwię – odezwała się, zanim zdążyła pomyśleć.
Patrzył na nią w milczeniu.
– Czyżby? – uśmiech zniknął z jego twarzy. – Myślałem, że według ciebie potrzebuję lekarza, nie psychoterapeuty. Słuchaj, wiem, że chcesz dobrze, Odette, ale jestem naprawdę zmęczony i nie mam teraz ochoty na słuchanie wykładów. Chcę tylko położyć się do łóżka. – Jakby na potwierdzenie ziewnął i przeciągnął się.
– Ondine, nie Odette. Nie powinieneś teraz zostawać sam – odparła sztywno.
Patrzył jej prosto w oczy.
– W łóżku?
Poczuła, że się rumieni. Tak naprawdę miała wrażenie, że całe jej ciało płonie.
– Zgadzam się z tobą. – Oczy mu rozbłysły. – Proponujesz mi swoje towarzystwo? W takim razie może chodźmy do ciebie, będzie bliżej.
– Nic ci nie proponuję – warknęła.
– Tylko się z tobą droczę.
– Chyba nie zdajesz sobie sprawy z powagi sytuacji. Być może teraz czujesz się dobrze, ale komplikacje po tonięciu są bardzo częste. Może dojść do zaburzenia równowagi chemicznej, arytmii…
– Dobra, w porządku. – Podniósł ręce. – Rozumiem. Nie musisz dzwonić po karetkę. Mam samochód w hotelu, sam pojadę do szpitala.
Powstrzymała się, żeby nie przewrócić oczami.
– Nie, nie możesz. Dlatego sama cię zawiozę.
Zmarszczył czoło i przyglądał się jej tak, jakby nagle zaczęła gadać głupoty.
– Dlaczego miałabyś to robić?
– Mówiłam ci, że musi zbadać cię lekarz, i nie wierzę, że sam zrobisz to, co należy.
– Jestem pod wrażeniem – odparł miękko. – Zwykle ludzie potrzebują trochę więcej czasu, żeby mnie rozgryźć.
Ich oczy się spotkały.
– Potrzebujesz butów – powiedziała, ignorując ukłucie pożądania. – Możemy zabrać po drodze. Muszę też wziąć telefon. Będziesz mógł powiadomić, kogo trzeba, że nic ci nie jest. Tędy. – Wskazała drogę i nie czekając, odwróciła się i ruszyła.
Pięć minut później tłukli się jej starą i brudną hondą. Obok Jack rozparł się na siedzeniu pasażera, wyciągając długie, muskularne nogi.
– Teraz na pewno będę musiał odwiedzić szpital – mruknął i skrzywił się, gdy przyspieszyła. – Mam wrażenie, jakbym zjeżdżał na nartach po trawie.
– Przydałoby się nowe podwozie – odparła – ale nie będziesz musiał długo się męczyć. – W okolicy były cztery szpitale, ale nie musiała nawet pytać, do którego go zawieść.
Fragment książki
Cristophe Donakis otworzył teczkę z dokumentami Stanwick Hall, który chciał dołączyć do swego imperium luksusowych hoteli, i przeżył nieoczekiwany szok.
A bardzo trudno było go zadziwić. W ciągu trzydziestu lat życia grecki przedsiębiorca i miliarder widział już niejedno. Był absolutnym cynikiem, zwłaszcza jeśli chodziło o kobiety. Niczego już od nich nie oczekiwał. Mając pięć lat, został sierotą i miał za sobą wiele przykrych doświadczeń. Z poważniejszych mógł wymienić zastępczych rodziców, których kochał, ale byli dla niego z obcego świata, i rozwód, wciąż wywołujący ból, bo Cristophe żenił się w jak najlepszej wierze. Aż podskoczył, wstał zza biurka i podszedł z teczką do okna, by lepiej się przyjrzeć, bo na fotografii zarządu Stanwick mignęła mu znajoma twarz… twarz z przeszłości.
Erin Turner… Filigranowa Wenus o jasnych włosach, lśniących jak polerowane srebro, i oczach o kolorze ametystów. Zacisnął usta. Erin w jego pamięci stanowiła osobną kategorię: była jedyną kobietą, która go zdradziła. Mimo że od ich ostatniego spotkania minęły trzy lata, wspomnienie to znów dotknęło go do żywego. Wpatrywał się intensywnie w zdjęcie byłej kochanki, która, uśmiechnięta, stała obok Sama Mortona, człowieka w podeszłym wieku, właściciela Stanwick Hall. W ciemnym kostiumie, z efektownymi włosami spiętymi klamrą, wyglądała zupełnie inaczej niż beztroska, zwyczajnie ubrana dziewczyna, którą zapamiętał.
Jego ciało ogarnęło nagłe napięcie, a ciemne oczy zabłysły. Natychmiast przypomniał sobie szczupłą dziewczynę w jedwabiach i satynach, jej wspaniałe, gładkie ciało, którego dotykał z takim zachwytem. Niestety, nigdy potem już nie spotkał kobiety podobnej do Erin. Wkrótce jednak ożenił się, i dopiero od kilku miesięcy cieszył się ponownie wolnością singla. Wiedział, że bardzo trudno spotkać kobietę dorównującą mu w seksualnym apetycie, a czasem nawet potrafiącą wyczerpać jego libido. Przypomniał sobie jednak, że to prawdopodobnie ten głód był przyczyną jej zdrady. Niepoprawny pracoholik, wyjeżdżając za granicę w sprawach biznesowych, zostawiał ją samą na długie tygodnie, i możliwe, że sam się prosił o to smutne zakończenie ich romansu, przyznał z niechęcią.
Przyglądał się Mortonowi, którego wyraz twarzy i mowa ciała dużo wyjawiały bystremu obserwatorowi. Starszy pan, sporo po sześćdziesiątce, nie potrafił ukryć opiekuńczego nastawienia wobec smukłej, niewysokiej menedżerki sieci jego spa. Widać je było w dumnym uśmiechu i ręce przyklejonej do jej pleców w geście posiadacza. Cristo zaklął siarczyście po grecku i jeszcze raz przyjrzał się zdjęciu. Nie dawało się to zinterpretować jako coś niewinnego. Znów spała z szefem! Zastanawiał się, czy Mortona też okrada. Gdy się na niej zawiódł, zrzucił ją z piedestału, ale ta kara nie ukoiła w nim goryczy, która jeszcze się wzmogła, gdy odkrył, że go okradła. Wierzył jej, w pewnym momencie nawet zaczął myśleć, że mogłaby być dobrą żoną. A potem wszedł do sypialni, i w łóżku, które zamierzał z nią dzielić, zobaczył innego mężczyznę, a obok pobojowisko kieliszków do wina i opowiadający plugawą historię szlak z ubrań. Co zrobił potem?
Twarz mu zesztywniała. Z niechęcią przyznał się do błędu. Po odkryciu, że Erin go zdradziła, podjął decyzję, za którą wciąż drogo płacił. Wykonał zły ruch, a dla niego, mężczyzny, który prawie nie popełniał błędów, pozostawało to zmuszającą do pokory nauką. Z perspektywy czasu wiedział, dlaczego to zrobił, jednak wciąż nie wybaczył sobie tego kroku i jego efektów ubocznych, od których cierpieli bliscy mu ludzie. Zacisnął piękne usta i przyjrzał się uważnie Erin. Wciąż była zachwycająca. I bez wątpienia zajęta planowaniem, jak najszybciej obrosnąć w piórka, a ten biedny dureń u jej boku ufał jej i czcił ziemię, po której stąpały jej drobne stopy.
Jednak Cristo wiedział, że może spowodować trzęsienie ziemi pod tymi stopami. Wątpił, by znany z konserwatywnych poglądów i uczciwości Morton wiedział o miesiącach zabawy, którymi Erin rozkoszowała się w przebraniu kochanki Crista, czy o fakcie, że tak naprawdę jest zwykłą małą złodziejką.
Bomba wybuchła w kilka tygodni po zakończeniu ich romansu. Audyt wykazał poważne nieprawidłowości w finansach spa, które dla niego prowadziła. Zniknęły bardzo drogie produkty. Sfałszowano rachunki, wykazano nieistniejących pracowników, za których pobierano czeki. Tylko Erin miała pełny dostęp do ksiąg rachunkowych, a wiarygodna, długoletnia pracownica powiedziała, że widziała ją wynoszącą pudła z produktami. Najwyraźniej od dnia, w którym Cristo ją zatrudnił, przywłaszczyła sobie tysiące funtów. Dlaczego nie oskarżył jej o kradzież? Ponieważ był zbyt dumny, by afiszować się z faktem, że wziął do łóżka oszustkę i zatrudnił na wymagające zaufania stanowisko.
Pomyślał z goryczą, że niezły z niej numerek, bez dwóch zdań. Morton na pewno nie był świadom, że to niewiniątko bardzo dobrze gra w rozbieranego pokera. Kiedyś w dniu urodzin Crista powitała go na lotnisku ubrana pod płaszczem jedynie w swoją skórę. I nawet ten płaszcz zniknął, gdy tylko wsiadła do limuzyny. Czy wykrzykiwała imię Mortona i łkała w jego objęciach, osiągnąwszy orgazm? Uwodziła go, gdy usiłował skupić się na interesach? Prawdopodobnie tak, bo nauczyła się od Crista, czego potrzebuje mężczyzna.
Zaniepokojony, że wciąż pielęgnuje te wspomnienia, nalał sobie whisky i szybko uspokoił gniewne myśli. Zwrot: „Nie złość się, po prostu wyrównaj rachunki”, można by kiedyś wyryć na jego grobie. Nie chciał marnować czasu na nic, co nie wzbogacało jego życia. Erin była blisko, używając sprytu i ciała do wspinaczki po stopniach kariery. Co dla niego znaczyła ta informacja? I dlaczego zakładał, że Sam Morton jest naiwny i nie wie, że złapał za ogon tygrysicę? Dla wielu mężczyzn wymiana finansowych profitów na seks jest całkowicie do przyjęcia.
Stwierdził – dziwiąc się, że jest tak przewidywalny – że nie różni się od tej napalonej większości. Gdybym mógł, znowu bym w to wszedł, pomyślał z żarem, i poczuł skok adrenaliny wobec perspektywy seksualnego wyzwania. Ona się marnuje z tym starcem, jest zbyt przebiegła, by samiec o konwencjonalnych poglądach sobie z nią poradził. Zaczął czytać dokumenty i dowiedział się, że pracodawca Erin jest wdowcem. Pomyślał, że jej celem jest teraz zostać drugą panią Morton. W przeciwnym razie po co taka poszukiwaczka złota robiłaby słodkie oczy, zarabiając na skromny kawałek chleba? Był przekonany, że nie unikała pokusy, by korzystać również z funduszy sieci spa Mortona.
Jej zdrowy instynkt samozachowawczy i przebiegłość urażały poczucie sprawiedliwości Crista. Ale porównywał do niej każdą kobietę, z którą szedł do łóżka, i okazywało się, że każda czegoś chciała. Tę żenującą prawdę trudno było zaakceptować. Okazało się, że nie udało mu się wyrzucić Erin z pamięci, pomyślał ponuro. Wciąż z nim podróżowała, jak bagaż, którego nie można się pozbyć. Już czas pójść dalej. Może najłatwiej będzie to zrobić za pomocą ostatniej seksualnej przygody?
Co prawda wiedział, kim jest Erin Turner, ale wiedział też, że pamięć zawsze kłamie, ubarwia obraz. Potrzebował surowego światła rzeczywistości. Chciał zniszczyć mit, rozprawić się z uporczywymi fantazjami. Wykrzywił się w okrutnym uśmiechu, wyobrażając sobie jej przerażenie, gdy po raz ostatni zjawi się w jej życiu.
– Patrz, gdzie skaczesz – mówiła mu w dzieciństwie przybrana matka, która bała się jego śmiałej, buntowniczej natury. Nie potrafiła zrozumieć, jak niezwykle pociągające jest skakanie w nieznane. Mimo wysiłków rodziców zastępczych, starających się okiełznać jego temperament, gorąca krew Donakisów wciąż krążyła w jego żyłach.
Nie zastanawiając się nad konsekwencjami, podniósł słuchawkę telefonu. Poinformował szefa działu kupna, że przejmuje następną fazę negocjacji z właścicielem Stanwick Hall.
– No i co o nim myślisz? – dopytywał się Sam, zbity z tropu jej niecodziennym milczeniem. – Potrzebujesz nowego samochodu, oto on!
Erin patrzyła na srebrne bmw zaparkowane obok garaży.
– Jest piękne, ale…
– Żadnych ale! – przerwał jej zniecierpliwiony. Tylko odrobinę wyższy od niej, a mierzyła sto pięćdziesiąt pięć centymetrów, był szczupłym niebieskookim mężczyzną z burzą siwych włosów, pełnym niespokojnej energii. – Świetnie pracujesz i potrzebujesz odpowiedniego auta…
– Ale nie tak luksusowego – zaprotestowała, zastanawiając się, co pomyślą koledzy, widząc ją w takim samochodzie.
– Dla mojej gwiazdy wszystko, co najlepsze – odparował radośnie. – To przecież ty nauczyłaś mnie, jak ważny w biznesie jest wizerunek, i mały, ekonomiczny samochodzik na pewno się nie nadaje.
– Po prostu nie mogę go przyjąć, Sam – rzekła z zażenowaniem.
– Nie masz wyboru – powiedział jej szef, bardzo z siebie zadowolony, i wcisnął jej do ręki kluczyki. – Twojej fiesty już nie ma. Wystarczy: „Dziękuję, Sam”.
– Dziękuję, Sam, ale to naprawdę zbyt kosztowne.
– Nic nie jest dla ciebie za dobre. Spójrz na bilans naszych spa od momentu, gdy zaczęłaś nimi zarządzać – poradził jej sucho. – Nawet według tego ponuraka księgowego szybko się bogacę. Jesteś warta dziesięć razy więcej niż ten samochód, więc skończmy już z tym.
– Sam… – westchnęła, a on wyjął jej z rąk kluczyki, podszedł do bmw i otworzył je teatralnym gestem.
– No chodź – ponaglił. – Zabierz mnie na próbną przejażdżkę. Mam trochę czasu do zabicia przed tym wielkim popołudniowym spotkaniem.
– Co to za spotkanie? – zapytała, wrzucając wsteczny bieg i gładko wyjeżdżając na drogę obok idealnie utrzymanych ogrodów.
– To kolejna próba przejścia na emeryturę – wyznał żałośnie.
Erin stłumiła westchnienie. Morton ciągle mówił o sprzedaży swoich trzech hoteli w stylu wiejskich rezydencji, ale sądziła, że to bardziej pomysł niż konkretny plan. W wieku sześćdziesięciu dwóch lat wciąż bardzo dużo pracował. Owdowiał ponad dwie dekady temu, nie miał dzieci. Hotele stały się całym jego życiem.
Pół godziny później, zostawiwszy Sama w klubie golfowym i wróciwszy do Stanwick Hall, weszła do gabinetu sekretarki szefa, Janice, szykownej brunetki po czterdziestce.
– Widziałaś samochód? – spytała nieśmiało.
– Sam poprosił mnie, bym pomogła go wybrać. Źle cię potraktowałam? – zażartowała.
– Nie próbowałaś odwieść go od kupna tak drogiego modelu? – zdziwiła się Erin.
– Sam właśnie zobaczył zyski za ostatni kwartał i chce zaszaleć. Kupienie ci nowego auta to dobry pretekst. Nie chciałam strzępić języka na próżno. Kiedy on coś postanowi, tak ma być na wieki. Potraktuj to jako nagrodę za nowych klientów, których przyciągnęłaś, od kiedy zreorganizowałaś firmę – poradziła jej Janice. – A tak poza tym pewnie zauważyłaś, że ostatnio nie jest sobą.
– Co masz na myśli?
– Ma zmienne nastroje, jest nerwowy. Szczerze mówiąc, myślę, że tym razem naprawdę chce przejść na emeryturę, ale ta sprzedaż to dla niego trudna sprawa.
Ta opinia zdumiała Erin. W ciągu dwóch lat, od kiedy zatrudniła się w Stanwick Hall, pojawiło się i znikło kilku potencjalnych kupców. I nikt ich nie opłakiwał.
– Naprawdę tak myślisz? Ładne rzeczy! Czy za miesiąc połowa z nas będzie na zasiłku dla bezrobotnych?
– Akurat te obawy mogę rozwiać. W wypadku zmiany właściciela prawo chroni pracowników. Sam już to sprawdził – uspokoiła ją Janice. – Z tego co wiem, po raz pierwszy zaszedł tak daleko w negocjacjach.
Erin opadła ciężko na fotel. Walczyły w niej sprzeczne uczucia ulgi i niedowierzania, bo doświadczenie nauczyło ją nie uważać niczego za rzecz oczywistą.
– Nie miałam pojęcia, że tym razem rozważa sprzedaż na poważnie.
– Bardzo przeżył sześćdziesiątkę. Mówi, że osiągnął punkt zwrotny. Jest zdrowy i bogaty, i chce mieć czas, by z tego skorzystać – mówiła spokojnie Janice. – Rozumiem go. Odkąd pamiętam, całe jego życie kręci się tylko wokół tego miejsca.
– Poza sporadycznymi wypadami na golfa nie ma innych zajęć – zgodziła się ze smutkiem Erin.
– Uważaj, Turner. On cię bardzo lubi – zamruczała Janice, przyglądając się młodszej kobiecie. – Zawsze wydawało mi się, że traktuje cię jak córkę, ale ostatnio zaczęłam się zastanawiać, czy jego zainteresowanie tobą jest na pewno bez skazy…
Erin zmieszała się, słysząc tę opinię tak otwarcie wyrażoną przez kobietę, którą bardzo szanowała. Popatrzyła tamtej w oczy, a potem zachichotała bezradnie. – Janice… Nie mogę sobie wyobrazić, by Sam mógł się do mnie przystawiać!
– Posłuchaj – zniecierpliwiła się brunetka. – Jesteś piękna, a piękne kobiety rzadko wywołują w mężczyznach czysto platoniczne uczucia. Jest samotny, a ty potrafisz słuchać. Lubi cię i podziwia za to, jak zmieniłaś swoje życie. Któż może zaręczyć, że nie rozwinęło się to w bardziej osobiste zaangażowanie?
– Skąd, u licha, przyszło ci do głowy, że Sam interesuje się mną w ten sposób?
– To, jak na ciebie patrzy, jak wykorzystuje każdy pretekst, by z tobą porozmawiać. Kiedy ostatnim razem byłaś na urlopie, nie wiedział, co ze sobą zrobić.
Erin zwykle szanowała zdanie wyrobionej życiowo Janice, ale w tym przypadku była przekonana, że koleżanka się myli. Zmartwiła się też ze względu na Sama, ponieważ ten dobrze wychowany człowiek hołdował staroświeckim zasadom i nie podobałyby mu się takie plotki krążące wśród personelu. Nigdy z Erin nie flirtował. Nigdy nie dał jej poznać, że jest dla niego kimś więcej niż zaufaną i cenioną pracownicą.
– Myślę, że się mylisz, i mam nadzieję, że nikt inny nie ma co do nas takich podejrzeń.
– Będą gadać, gdy zobaczą ten samochód – ostrzegła ją cierpko Janice. – Jest tutaj wielu, którzy z radością stwierdzą, że stary a głupi.
Erin zaczerwieniła się. Chciała jak najszybciej skończyć ten okropny temat. Bardzo lubiła i szanowała Sama, który do wszystkiego doszedł własną pracą. Zawstydzała ją nawet rozmowa o nim jako o mężczyźnie ze zwykłymi męskimi apetytami. Tylko jemu zawdzięczała karierę, dobrą pensję i widoki na przyszłość. Tylko czy one takie pozostaną, jeśli Sam sprzeda firmę? Nowy pracodawca może zatrudnić swoich ludzi, i nawet jeśli będzie musiał czekać na sposobność, by ją zwolnić, ona nie będzie się już cieszyć taką swobodą. To była trzeźwiąca myśl. Na samą myśl o bezrobociu spociła się i zrobiło jej się niedobrze.
– Lepiej już pójdę. Owen przeprowadza dziś rozmowy kwalifikacyjne z terapeutami – powiedziała. – Nie chcę, żeby czekał.
Jechała lśniącym bmw kilka mil do Black’s Inn, najmniejszego hotelu w portfolio Sama – eleganckiego georgiańskiego budynku z nowym spa. Z niepokojem rozmyślała, ile pieniędzy udało jej się zaoszczędzić w ostatnich miesiącach. Z pewnością za mało, by pokryć wydatki w przypadku utraty pracy, stwierdziła zmartwiona. Chyba nigdy nie zapomni tych trudów, gdy po urodzeniu bliźniąt, Lorcana i Nuali, próbowała utrzymać rodzinę z zasiłków. Jej matkę, kiedyś tak dumną z osiągnięć córki, przerażały kłopoty, w które popadła Erin. A ona czuła się jak kompletna nieudacznica. Przypomniała sobie moment, gdy wszystko się zawaliło. Jak wspaniale byłoby robić karierę i mieć faceta swoich marzeń, ale może liczenie na takie szczęście było chciwością? Po prostu zakochała się w nieodpowiednim mężczyźnie, i chcąc z nim być, zrobiła sobie z życia niezły pasztet. Wszystko, czego nauczyła się, dorastając, wzięło w łeb. Niczym nie mogła usprawiedliwić swojej głupoty i krótkowzroczności. W końcu wychowywała się w biednym domu, a jej ojciec bez końca opowiadał, jak się wzbogaci, co nigdy się nie ziściło. Co gorsza, wiele razy roztrwonił pieniądze, z którymi było tak krucho, na jakieś szalone projekty, i wpędził rodzinę w długi. Mając dziesięć lat i widząc, jak niemająca wykształcenia matka chwyta się kolejnych marnych prac, Erin zrozumiała, że ojciec jest marzycielem, ale brakuje mu umiejętności, by wcielić pomysły w życie. Próżna wiara, że jego przeznaczeniem jest świecić jak gwiazda, uniemożliwiała mu szukanie zwykłego zajęcia. Pracę u kogoś jej ojciec określał jako „coś dla frajerów”. Zginął w wypadku kolejowym, gdy miała dwanaście lat, i od tego momentu życie nie przypominało już jazdy kolejką w wesołym miasteczku.
Krótko mówiąc, bardzo wcześnie zrozumiała, że musi się nauczyć utrzymywać sama, i jak ryzykowne jest ufanie, że zadba o nią mężczyzna. W efekcie pilnie się uczyła, ignorowała kolegów nazywających ją kujonem, i poszła na uniwersytet, nie słuchając protestów matki, która chciała, by córka zaczęła zarabiać. Chłopcy pojawiali się i znikali, bo miała się na baczności, by się nie zaangażować. Ukończyła uniwersytet z wyróżnieniem, uzyskując dyplom z zarządzania. W czasie studiów pracowała jako osobista doradczyni. Ten zawód dał jej mnóstwo praktycznych umiejętności, między innymi jak sprawiać, by klient był zadowolony.
Tego popołudnia, gdy wróciła z Black’s Inn, recepcjonistka w Stanwick poinformowała ją, że Sam chce ją natychmiast widzieć. Uświadomiła sobie z konsternacją, że po rozmowach kwalifikacyjnych nie włączyła komórki. Zastukała do gabinetu szefa i weszła bez ceregieli, których Sam nie lubił.