W obronie kłamstwa
Tamten wieczór w ogrodzie, wino, dogasający grill i rozgwieżdżone niebo. Nikt nie przypuszczał, że to ostatnie beztroskie chwile tej rodziny.
Alison nie wierzy, że Tracy mogła zabić Morgana. Ufa zapewnieniom siostry, której życie po śmierci partnera legło w gruzach. Jednak policja jest innego zdania i Tracy zostaje aresztowana.
Jedno ciało
Desperacko pragnąc udowodnić jej niewinność, Alison podejmuje prywatne śledztwo, pozbawione wszelkich zasad. Kilka niefortunnych decyzji sprawia, że demaskuje sekrety niemalże wszystkich swoich bliskich.
Kilka poszlak
Podejrzanych o zabójstwo jest coraz więcej – tak samo jak wątpliwości, czy Alison w ogóle powinna walczyć o dobre imię rodziny. Na jaw wychodzą bowiem tajemnice z młodości, niespodziewane romanse i skrywane uczucia.
Zero pewności
#kryminał #zbrodnia #morderstwo #harpercollinspolska
Fragment tekstu
1
Wybuchnęliśmy śmiechem. Żeby nie oblać sukienki, odstawiłam kieliszek z winem na stół. Morgan zwijał się w fotelu, nie mogąc złapać tchu, Tracy chowała twarz w dłoniach, a po policzkach Chrisa ciekły łzy. Minęła dłuższa chwila, nim wszyscy odetchnęliśmy ze spokojem.
Noc była cudowna. Niebo rozświetlały setki gwiazd i księżyc w pełni, w trawie cykały świerszcze, a lekkie powiewy wiatru niosły zapach lasu i dogasającego grilla.
Westchnęłam po kolejnym ataku śmiechu i opadłam na oparcie ogrodowego leżaka. Mimo że zegar wskazywał już godzinę po północy, wzięłam do ust kolejny kęs upieczonej przez Tracy czekoladowej babeczki. Wypieki mojej siostry były niemal tak samo dobre jak naszej mamy.
– Od tego rechotu jutro na pewno będą mnie bolały mięśnie brzucha. – Tracy założyła za ucho wystający z luźnego koka kosmyk włosów.
Chris, wciąż chichocząc pod nosem, uderzył dłońmi w uda i wstał z fotela.
– To co, idę po lód – zwrócił się do Morgana.
Jednak po tym, jak ten ochoczo przytaknął, Tracy dotknęła jego kolana.
– Nie, już wystarczy. Zbierajmy się. – Spojrzała na niego z wymownym uśmiechem i sięgnęła po leżącą na trawie torebkę.
– Och, wyluzuj trochę, dopiero zaczęłaś urlop! – Chris rozłożył szeroko ręce.
Chociaż mój narzeczony był uosobieniem spokoju, ogłady i odpowiedzialności, po kilku drinkach ujawniała się jego głębiej skrywana natura – wygadanego śmieszka gotowego na głupoty godne nastolatków.
– Ale dzieci idą jutro do szkoły. Muszę rano zrobić Nathanowi kanapki.
– Mówisz poważnie? Przecież on ma piętnaście lat! – parsknął Chris.
– Podobno chłopcy później dojrzewają – odezwał się kąśliwie Morgan, ściągając z oparcia leżaka bluzę.
– Aaa, to pewnie dlatego nie powinni jeszcze w tym wieku trzymać noża – dodał z wyczuwalną ironią Chris, na co Tracy pobłażliwie pokręciła głową.
Mrucząc, przeciągnęłam się leniwie na leżaku. Truskawkowe musujące wino szumiało mi przyjemnie w głowie i krążyło w żyłach, wywołując w całym ciele rozluźniające ciepło. Z chęcią posiedziałabym jeszcze trochę w ogrodzie i pośmiała się z resztą, ale widziałam, że siostra jest już zmęczona.
Nikt z naszej czwórki zwykle nie raczył się alkoholowymi drinkami w środku tygodnia do tak później pory, jednak dziś zrobiliśmy wyjątek, bo Tracy właśnie rozpoczęła urlop. Pracowała na pół etatu w świetlicy szkolnej. Chris prowadził własne biuro rachunkowe, Morgan był właścicielem prywatnej przychodni lekarskiej, a ja zarabiałam jako korektorka. Każdy z nas mógł zatem jutro zostać w łóżku nieco dłużej.
Przy akompaniamencie cykania świerszczy i rechotu żab zmierzaliśmy w stronę domu, stąpając po otoczonej wbitymi w ziemię lampkami kamiennej ścieżce, którą Chris i Morgan wspólnie ułożyli zeszłej wiosny.
– Wpadnij rano na kawę – zwróciłam się do siostry. – Dokończymy babeczki.
– Już zapomniałam, jak to jest mieć wolny poranek w środę, więc na pewno wpadnę.
Zatrzymaliśmy się przy bramie wjazdowej na posesję domu – teraz już w pełni wyremontowanego – który przed laty ciotka Margaret zapisała Chrisowi w spadku.
– To do następnego. – Morgan czknął i podał Chrisowi rękę.
– Dobrze, że burmistrz nie widzi cię w takim stanie – zadrwiłam, wskazując na jego przybrudzone musztardą i ketchupem dresy. Tak naprawdę miałam jednak na myśli szkliste oczy i wyraźnie niezgrabne, spowolnione ruchy. Nietrzeźwy Morgan stanowił rzadki widok.
– Z burmistrzem już nieraz zdarzyło mu się wypić – wtrąciła z udawaną dezaprobatą Tracy. – Ale pielęgniarki i lekarze jeszcze nie widzieli go w takim stanie, więc lepiej niech się nie pokazuje jutro w przychodni.
– Może wszyscy zróbmy sobie jutro wolne.
– Popieram – zaaprobowałam pomysł Chrisa i cmoknęłam Tracy w policzek.
Narzeczony zrobił to samo, po czym otworzył gościom furtkę.
– Do zobaczenia, Alison. – Morgan schylił się, przytulił mnie, przypadkiem strącając ramiączko mojej sukienki, i niefortunnie pocałował w usta.
Zaśmiałam się nieco speszona i odsunęłam od niego.
– Oj, przepraszam. – Założył ramiączko na swoje miejsce, nie odnosząc się do pocałunku. Zważywszy na jego stan, nie zdziwiłam się, że niczego nie poczuł.
– Śpijcie dobrze. – Tracy kiwnęła głową, zarzuciła na ramię plecioną torebkę i wyszła za furtkę.
Podeszłam do Chrisa, którego twarz wyraźnie stężała – beztroska i uśmiech nagle gdzieś się ulotniły. Być może on także wypił za dużo, w końcu każdy miał swój limit.
– Do jutra! – Uniosłam dłoń na pożegnanie, patrząc, jak Morgan i Tracy, trzymając się za ręce niczym para nastolatków, idą chodnikiem, otuleni ciepłym światłem latarni.
Czując w całym ciele cudowną błogość wywołaną winem, wiosenną aurą i wyśmienitym nastrojem, wtuliłam się w Chrisa, który od razu otoczył mnie silnym ramieniem. Wdychając jego zapach – mieszankę doskonale znanych mi perfum i dymu z grilla – zamknęłam oczy.
Byłam taka szczęśliwa.
Miałam najcudowniejszego narzeczonego pod słońcem.
Moja siostra – do niedawna samotna matka – w końcu otrzymała stałą pracę i ułożyła sobie życie z wartościowym mężczyzną, którego Nathan i Layla – jej dzieci – podobnie jak prawie wszyscy mieszkańcy Hanncom wprost uwielbiali.
Nastoletnie latorośle Tracy świetnie radziły sobie w szkole i właś-
ciwie nie sprawiały żadnych kłopotów.
Richard i Grace – ukochani rodzice, którzy do dziś opiekowali się mną i Tracy, mimo że byłyśmy już po trzydziestce – cieszyli się zdrowiem i wnukami.
Ja z każdym miesiącem otrzymywałam coraz więcej zleceń, a biuro Chrisa znakomicie prosperowało, dzięki czemu standard naszego życia stale się poprawiał. W dodatku wszyscy mieszkaliśmy w bezpiecznym, spokojnym miasteczku, oddaleni od siebie o zaledwie kilka mil. Czyż mogło układać nam się lepiej?
– Kocham cię – wymruczał mi do ucha Chris i łapiąc mnie za rękę, ruszył w stronę ogrodu. – Chodź, mamy trochę do posprzątania.
Jęknęłam na myśl o stosie brudnych talerzy, wyrzucaniu do kosza niedojedzonych kiełbasek i ładowaniu zmywarki. Mimo to uśmiechnęłam się. Spontanicznie zorganizowany grill udał się świetnie – wieczór był fantastyczny.
Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że dzisiejszej nocy widzieliśmy się w tym gronie po raz ostatni.
2
Położyliśmy się spać kilka minut przed drugą – zmęczenie sprawiło, że zasnęłam niemal od razu po tym, jak przykryłam się kołdrą. Godzinę później przebudziłam się jednak i zdałam sobie sprawę, że nie ma obok mnie Chrisa. Jego strona łóżka była rozkopana, a w sypialni panowała zupełna cisza. Zaspana podparłam się na łokciach, świdrując wzrokiem pogrążony w mroku pokój, aż wreszcie doszłam do wniosku, że mój narzeczony musi być w łazience.
I ponownie zasnęłam.
Nazajutrz wstałam dopiero po dziesiątej – wypicie butelki musującego wina zrobiło swoje. Na kuchennym stole czekały na mnie świeży rogal z makiem i kartka od Chrisa z wiadomością, że poszedł biegać. Dzień bez treningu był dla niego dniem straconym – nawet po zakrapianym alkoholem nocnym spotkaniu. Dyscyplina, dyscyplina i jeszcze raz dyscyplina. Nie tylko w sporcie, ale i pracy. I owszem, mogłam sobie czasami z tego żartować, ale dzięki twardym zasadom Chrisa na jego umięśnionym brzuchu nie było widać ani funta tłuszczu, a ceniący słowność, skrupulatność i terminowość klienci przyciągali mu kolejnych zadowolonych klientów. Poza tym kuchnia – mimo że zostawiłam ją wczoraj w nie najlepszym stanie – lśniła dziś czystością, a naczynia, w nocy po brzegi wypełniające zmywarkę, były wymyte i poukładane w szafkach.
Nic, tylko nosić takiego narzeczonego na rękach.
Po tym, jak włączyłam ekspres, kuchnię wypełnił odgłos mielonych ziaren i pobudzający zmysły aromat kawy. Przeciągnęłam się leniwie na hokerze, rozkroiłam chrupiące pieczywo i posmarowałam je masłem. Ciepłe promienie słońca wpadały przez okno, ogrzewając mi plecy, a w radiu leciała przyjemna dla ucha, nastrojowa piosenka. Dobrze było niekiedy zrobić sobie wolne.
Pół godziny później, gdy dopijałam resztkę kawy i kończyłam czytać ostatnią stronę miejskiego biuletynu, do domu wszedł Chris.
– A ty ciągle w piżamie?! – krzyknął z holu.
Obróciłam głowę w jego kierunku. Akurat rozwiązywał buty.
– Mam zamiar chodzić w niej cały dzień.
– To włożyłabyś chociaż jakąś koronkową koszulę nocną, a nie te rozciągnięte spodenki.
Parsknęłam śmiechem.
– A zresztą noś, co chcesz, ja i tak wychodzę.
– Jak to? Dokąd? – Wychyliłam się zza stołu.
– Do pracy – odparł śpiewnym tonem Chris, kierując się w stronę łazienki. Zaraz potem usłyszałam szczęk zamykanych drzwi.
Przewróciłam oczami.
– No tak. Dzień bez pracy też jest dniem straconym – bąknęłam pod nosem, kiedy nagle zabrzęczał mój telefon.
„Wychodzę z domu. Będę za 20 minut” – napisała Tracy. Całkiem zapomniałam, że zaprosiłam ją na kawę!
Posprzątałam szybko po śniadaniu i wyjęłam z szafki czyste ubrania. W międzyczasie Chris zwolnił prysznic.
– Będę w domu około czwartej – zawołał z holu.
– Hej, poczekaj! – pobiegłam w jego kierunku. – Nawet się dziś ze mną nie przywitałeś!
Zatrzymałam się w korytarzu, żeby pocałować go, zanim wyjdzie, a wtedy uśmiech momentalnie zszedł z mojej twarzy.
– O mój Boże, co ci się stało?! – rzuciłam zszokowana. Skóra pod jego prawym okiem była sina i opuchnięta.
– Nic takiego. – Machnął od niechcenia ręką. – Jakiś idiota mnie uderzył, jak wracałem rano ze sklepu.
– Co?!
Odchylił głowę z taką miną, jakbym niepotrzebnie robiła aferę.
– Chciał kasę, ale mu nie dałem. Nie spodziewałem się ciosu, zaskoczył mnie.
– Dzwoniłeś na policję? – zapytałam poruszona. Podczas gdy moje serce biło ciężko w piersi, Chris zachowywał się tak, jak gdyby nic się nie wydarzyło.
– Na policję? – parsknął śmiechem. – Daj spokój! To był tylko jakiś bezdomny, który chciał wyciągnąć ode mnie forsę. Kiedy mu oddałem, spieprzał, aż się kurzyło.
– Oddałeś mu? – zapytałam zbita z tropu.
– A co, miałem nadstawić drugi policzek?
– Ale… Przecież cię napadł, trzeba to zgłosić na policję! Zadzwonię do Ivy.
– Kochanie, daj spokój – powtórzył uspokajającym tonem Chris, kładąc mi dłonie na ramionach. – Ten menel na pewno się tu więcej nie pokaże. Poza tym nie będę skarżył się policji na podbite oko. Nie mam dziesięciu lat.
Skołowana spojrzałam na jego zaczerwienione knykcie. Nie podobało mi się to.
– Alison, przestań się martwić, to jakaś bzdura.
– Dlaczego nie powiedziałeś mi od razu?
– Kiedy od razu? Przecież spałaś.
– Chociażby po powrocie z parku. Najpierw pognałeś do łazienki, a teraz chciałeś po prostu wyjść. – Oparłam ręce na biodrach.
Chris westchnął ciężko, przesuwając dłonią po równo przystrzyżonym, krótkim zaroście.
– Właśnie dlatego, żebyś się nie denerwowała.
– Przecież prędzej czy później i tak bym to zobaczyła i się zdenerwowała.
– No i lepiej, jakby doszło do tego później, bo nie sterczałbym tyle w holu. Zamiast tego piłbym już kawę w biurze. – Uśmiechnął się wymownie, próbując obrócić sytuację w żart.
Teraz to ja westchnęłam ciężko.
– To naprawdę głupota – powiedział łagodnie Chris i pocałował mnie w czoło. Poczułam zapach jego wody po goleniu. Jak zwykle prezentował się świetnie w idealnie skrojonych beżowych spodniach z bawełny i wyprasowanej białej koszuli.
– A czy nie jest głupotą witać klientów z podbitym okiem? – zapytałam kąśliwie.
– Nie mam dziś żadnego spotkania. Cały dzień będę siedział w papierach. – Wskazał palcem wypchaną skórzaną teczkę.
– Ale idziesz pieszo, jeszcze kogoś spotkasz. Mogę ci to przypudrować.
– Znalazłem lepszy sposób – odparł, zrzucając okulary przeciwsłoneczne z elegancko ułożonych włosów na nos, po czym uśmiechnął się psotnie niczym sprytny przedszkolak, który wykonał jakiś zabawny trik.
Pokręciłam głową i mimowolnie odwzajemniłam uśmiech.
– Jak chcesz. Tylko już nie wdawaj się w bójki.
– Wedle rozkazu. – Opuściwszy na chwilę okulary, Chris puścił mi oko i wyszedł z domu.
Kiedy brałam prysznic, ciężar w moich płucach zelżał, ale nie zniknął. Nie podobało mi się, że w Hanncom krążył ktoś, kto potrafił tak bezceremonialnie zaatakować bezbronnego człowieka. A co, jeśli któregoś dnia napadnie Nathana, kiedy ten będzie wracał ze szkoły? Albo Laylę?
Gdyby nie to, że mogłabym urazić męskie ego Chrisa, zadzwoniłabym do Ivy – przyjaciółki z policji. A tak pozostawała mi jedynie nadzieja, że przyjście Tracy rozproszy myśli o agresywnym bezdomnym, który ośmielił się podnieść rękę na mojego narzeczonego.
I owszem, rozproszyło, ale nie w taki sposób, w jaki chciałam.
Siostra wyglądała okropnie. Pod jej zaczerwienionymi oczami widniały sine podkowy, włosy miała potargane i nieświeże, a sukienkę pogniecioną, jakby wyjęła ją z kosza na brudną bieliznę. Można by zrzucić to na karb późnego pójścia spać i wypicia zbyt dużej ilości wina wczorajszej nocy, jednak ja doskonale wiedziałam, że przyczyna kiepskiego stanu Tracy leżała gdzie indziej. Musiało stać się coś złego.
– Och, nie, wszystko w porządku, po prostu mam solidnego kaca – usiłowała mnie zbyć.
Na różne sposoby próbowałam cokolwiek z niej wyciągnąć, lecz za każdym razem kończyło się tym samym wytłumaczeniem: za dużo alkoholu, a za mało snu.
Ze względu na to, że Tracy zachodziła w ciąże, gdy miała zaledwie szesnaście i osiemnaście lat, ominął ją okres młodzieńczych imprez. Nawet gdy Layla i Nathan podrośli, nie piła zbyt dużo, chociaż przy niektórych okazjach potrafiłyśmy zaszaleć. Następnego dnia jednak nigdy nie wyglądała tak, jak dziś. Jej udręczona twarz wyraźnie mówiła, że coś siostrę uwiera. Mogłam tylko przypuszczać, że pokłóciła się z Morganem.
Jako że sama nie lubiłam się nikomu zwierzać z moich utarczek z Chrisem, uznałam, że nie będę dłużej ciągnąć jej za język, a jedynie spróbuję poprawić humor. Zaparzyłam kawę, wyjęłam z szafki babeczki, które zostały z wczorajszego grilla, i rozłożyłam poduszki na ogrodowych leżakach.
Na początku odpoczywałyśmy w ciszy. Las za domem szumiał przyjemnie, wiatr rozwiewał nam włosy, niosąc zapach róż i jaśminu, a słońce przesączało się przez rosnącą tuż obok magnolię, rozsiewając na naszych sukienkach cętki złota.
Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie ponury nastrój Tracy. Nawet choćbym chciała go zignorować i po prostu zostawić siostrę z własnymi myślami, nie mogłam. Bijące od niej przygnębienie było namacalne niczym irytujące, przysiadające na skórze muchy.
Opowiedziałam jej o podbitym oku Chrisa, licząc, że oburzy ją to i wstrząśnie niemal tak samo jak mną, a tym samym przynajmniej na chwilę wyrwie z letargu. Przeliczyłam się jednak. Tracy tylko udała zaskoczoną i ani trochę nie zmartwiła się potencjalnym agresorem kręcącym się w naszej spokojnej okolicy. Wyglądało na to, że jej kłótnia z Morganem – jeśli rzeczywiście o to chodziło – musiała być naprawdę poważna.
Dziwiło mnie jedynie, że mimo tak podłego humoru Tracy miała ochotę na spotkanie. Nie należała do osób wylewnych i zawsze starała się trzymać swoje zmartwienia z dala od innych. Może więc pożarła się z partnerem do takiego stopnia, że nie chciała na niego patrzeć?
Chociaż Chris i ja byliśmy razem już od sześciu lat, nigdy nie doszło pomiędzy nami do żadnej większej awantury. Zdawałam sobie jednak sprawę, że nie we wszystkich związkach było tak spokojnie jak w naszym.
– Wiesz, jeśli ci to nie przeszkadza, zdrzemnęłabym się trochę. Naprawdę kiepsko spałam. – Słowa siostry wyrwały mnie z zamyślenia.
– Co? Nie, no jasne, oczywiście, nie ma problemu – odpowiedziałam nieco zbita z tropu. – Odpocznij tu sobie, a ja przygotuję coś na obiad.
– Nie, to ty odpocznij, w końcu zrobiłaś sobie dziś wolne. – Tracy zmusiła się do słabego uśmiechu. – Położę się na kanapie w biurze, okej?
Biurem nazywaliśmy niewielki pokoik, gdzie stało staromodne rzeźbione biurko, które Chris otrzymał od ciotki wraz z domem, i zajmujące całą ścianę regały wypełnione po brzegi najróżniejszymi książkami, a także rozkładana kanapa. Docelowo – po tym, jak odeszłam z lokalnego wydawnictwa – pokój miał służyć za moje miejsce pracy, lecz ostatecznie zawsze lądowałam z laptopem na kuchennej wyspie. Było tam zdecydowanie więcej światła i przestrzeni. Z biura dużo częściej korzystał Chris, jeśli czasami zabierał ze sobą pracę z wynajmowanego w centrum miasta lokalu.
– No pewnie, w środku kanapy jest koc. Poleż tak długo, jak zechcesz.
– Dzięki. – Tracy chwyciła kubek z kawą i zniknęła za tarasowymi drzwiami.
Poczułam ukłucie niepokoju w piersi. Nie, żeby siostra mi przeszkadzała, ale dlaczego nie wolała wrócić do siebie?
Naraz zupełnie przeszła mi ochota na wylegiwanie się w ogrodzie. Weszłam do kuchni, włączyłam radio i wyciągnęłam z lodówki warzywa. Z jakiego powodu Tracy nie chciała przyznać, co się stało? Wystarczyło powiedzieć „pokłóciłam się z Morganem, ale nie chcę o tym gadać” i byłoby po sprawie. A teraz jeszcze to ja zaczęłam się martwić.
Obrałam ziemniaki, umyłam jarzyny i przyprawiłam mięso. Później z nudów, czekając, aż siostra się obudzi, włączyłam w salonie telewizor i opadłam na sofę. Obejrzałam program przyrodniczy oraz kulinarny, kiedy wreszcie – po dwóch godzinach – Tracy opuściła biuro.
– I co, zasnęłaś? – posłałam jej pocieszający uśmiech.
– Tak – odparła zdawkowo, przeczesując ręką rozczochrane włosy.
Domyśliłam się, że to kłamstwo, bo nie wyglądała na ani odrobinę bardziej wypoczętą niż wcześniej, ale nie chciałam naciskać.
– To co, wstawię ziemniaki do piekarnika. – Podniosłam się z sofy i od razu poprawiłam pięć włochatych poduszek w różnych kolorach, za którymi Chris nigdy nie przepadał. Według niego na sofie powinny leżeć co najwyżej dwie, i to w tym samym odcieniu. Jednak mimo że mój narzeczony był zwolennikiem porządku i minimalizmu, postawiłam na swoim. – Napiszę do Nathana i Layli, żeby wpadli po szkole. Chyba że na nich poczekamy. O której kończą?
– Nie zawracaj sobie nami głowy, zrobię im coś po powrocie do domu – rzuciła niemrawo Tracy.
Samo to, że zamierzała wrócić do siebie, było nieco pokrzepiające – oznaczało bowiem, że między nią i Morganem nie mogło być aż tak źle.
– Przygotowałam tyle mięsa, że nie zjemy go przez tydzień – powiedziałam ze śmiechem, chwytając telefon.
Już miałam napisać wiadomość do Nathana, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Odłożyłam więc komórkę i skierowałam się do holu. Po naciśnięciu klamki rozchyliłam w zdumieniu usta.