Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
W prywatnym raju (ebook)
Zajrzyj do książki

W prywatnym raju (ebook)

ImprintHarlequin
KategoriaEbooki
Liczba stron160
ISBN978-83-276-8409-7
Formatepubmobi
Tytuł oryginalnyThe Sheikh’s Marriage Proclamation
TłumaczPola Szafulera
EAN9788327684097
Data premiery2022-06-29
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

W prywatnym raju

Tara Michaels, uciekając przed ślubem z okrutnym kuzynem, trafia do pałacu szejka Raifa ibn Ansara. Przekroczyła nielegalnie granicę, ale zrobiłaby wszystko, by wrócić do Londynu, gdzie ma dom i pracę. Szejk Raif uświadamia jej, że w Londynie już na nią czekają, i proponuje, by schroniła się jakiś czas u niego. Tu będzie bezpieczna…

Fragment książki

Ciężarówka, którą jechała Tara, zatrzymała się gwałtownie. Serce dziewczyny niespokojnie łomotało w piersi. Nadszedł ten moment, którego bała się najbardziej. Ledwo była w stanie uwierzyć, że świadomie podjęła się czegoś takiego. Przekraczała właśnie nielegalnie granicę. Łamała prawo, próbując dostać się na terytorium obcego kraju. Wiedziała jednak, że nie ma wyboru. Musiała uciekać.
Zadrżała na myśl o tym, co by ją czekało, gdyby została w Dhalkurze. Obawy przed zaufaniem mężczyźnie, którego ledwo znała i który pomagał jej w ucieczce, zdawały się niczym w porównaniu ze strachem przed tym, co mogłoby się z nią stać, gdyby nie wyjechała. Tara nie wyobrażała sobie dalszego życia na łasce Fauda.
Strach zaczynał ogarniać jej delikatne ciało, z trudem łapała oddech. Leżała zawinięta w kokon z materiału i rzucona jak przedmiot w rogu auta. Mimo wczesnej pory czuła, jak na pustyni narastał upał. Nagle ciężarówką szarpnęło. Tara zamarła. Usłyszała przytłumione głosy i zrozumiała, że przekroczyli granicę. Wzięła głęboki oddech. Przynajmniej na tyle głęboki, na ile mogła sobie pozwolić na tak ciasnej i ubogiej w tlen przestrzeni. Ale nie powinna była myśleć o tym teraz, kiedy starała się nie dostać klaustrofobii. Yunis zatrzyma ciężarówkę, gdy tylko znikną z pola widzenia strażników granicznych i będzie mogła się wydostać. Musiała zachować spokój i czekać.
Nie było to jednak łatwe zadanie. Ostatni miesiąc był bowiem najgorszym w całym jej życiu, a codzienność zamieniła się w koszmar. Żałoba po mamie wciąż wypełniała myśli Tary, sprawiając, że świat wydawał się nudny i bezsensowny. Jedyna osoba, na myśl o której czuła intensywne emocje, to był Faud.
Nigdy więcej nie zamierzała spojrzeć mu w oczy. Jej kuzyn wyrósł ze złośliwego, sadystycznego chłopca na bezwzględnego, zachłannego mężczyznę, gotowego zniszczyć każdego, kto stanie mu na drodze do celu. W tym przypadku była to Tara. Znowu zadrżała. Musiała sobie przypomnieć, że już za krótką chwilę będzie wolna. Ciężarówka się zatrzyma i Yunis ją wypuści. Był przyjacielem jej matki, dlatego mu ufała. Postanowiła sobie, że kiedy będzie już bezpieczna, znajdzie sposób, by mu się odwdzięczyć.
Ziewnęła, zmęczona pomimo niebezpieczeństwa. Upał i brak tlenu dawały jej się we znaki.
Wkrótce zatrzymali się na postoju, a Tara pozwoliła powiekom swobodnie opaść…

Obudziła się ogarnięta paniką, w zupełnej ciemności. Gorące powietrze ciążyło jej w klatce piersiowej. Nie mogła się ruszyć, jej ręce i nogi były uwięzione. Nic nie słyszała. Całkowicie zdezorientowana, nie mogła nawet stwierdzić, gdzie jest góra, a gdzie dół.
Już miała zacząć krzyczeć, gdy uderzyły ją wspomnienia. Ciężarówka. Granica. Oferta Yunisa, by ukryć ją w dostawie towarów, które zabierał do Nahratu.
Po prostu zasnęła, to wszystko.
Czy wcześniej też było tak nieznośnie gorąco? Swędziała ją przegrzana skóra, a włosy lepiły się od wilgoci. Jak długo już tu była?
Rozległo się głośne uderzenie, ktoś otworzył tył ciężarówki. Usłyszała przytłumione męskie głosy. Przestraszyła się. Kim byli ci ludzie? Dokąd przyjechali?
Yunis jechał do stolicy Nahratu, ale obiecał, że zostawi ją w jakimś ustronnym miejscu. Plan nie uwzględniał udziału żadnych osób trzecich. Czuła, jak w uszach pulsuje jej krew, a napięcie narasta. Czy popełniła błąd, ufając mężczyźnie, który był przecież najlepszym przyjacielem jej matki?

Poczuła ruch. Ktoś pociągnął za zawiniątko, w którym była ukryta. Usłyszała męskie głosy i parsknięcie śmiechem.
Tara przygryzła wargę, tłumiąc krzyk. Całkowicie rozbudzona, nie mogąc się ruszyć, jedyne, co mogła zrobić, to milczeć i mieć nadzieję, że będzie bezpieczna. Mimo to w głowie już pisała czarny scenariusz o tym, że Yunis dostarczył ją w inne miejsce, w ręce mężczyzn zbratanych z Faudem, którzy pragnęli wykorzystać jego bezbronną kuzynkę.

Raif zaczekał, aż zostanie sam, po czym wstał z pozłacanego siedzenia stojącego na marmurowym podium i przeciągnął się. Pomimo dyskomfortu, którego mu to przysparzało, cotygodniowe publiczne wysłuchanie apeli było tradycją, której nie miał zamiaru zmieniać. Ważne było, aby ludzie czuli, że szejk ich słucha i o nich dba. Dzisiejsza sesja zaczęła się od sąsiedzkiego sporu o ziemię, który trwał od kilku pokoleń. Następnie usłyszał o rzekomej kradzieży posagu i oskarżeniach wobec urzędnika państwowego o zaniechanie swoich obowiązków.
Szejka zmartwiły owe zarzuty, jeśli były prawdziwe…
Nagle otworzyły się drzwi i wszedł szambelan pałacu. Ukłonił się, po czym wskazał na wysokiego mężczyznę trzymającego duży pakunek. Nawet stąd Raif widział, że nieznajomy się poci, ciężko oddycha, a oczy ma szeroko otwarte. Czy jego brzemię było tak ciężkie, czy też był zdenerwowany?
– Szybko. – Szambelan pospieszył mężczyznę. – Nie każ Jego Królewskiej Mości czekać.
Następnie zwrócił się do szejka:
– Prosił pan o informację, kiedy nadejdzie prezent dla pana ciotki. – Wskazał na mężczyznę. – Jeden z moich pracowników był przypadkiem na granicy, kiedy przesyłka dotarła, i upewnił się, że zostanie tu natychmiast przywieziona. Pomyślałem, że chciałby pan obejrzeć ją osobiście.
Raif skinął głową i przeniósł swoją uwagę na nieznajomego, który z wysiłkiem, ostrożnie położył pakunek na podłodze.
– Otwórz opakowanie, żeby Jego Wysokość mógł zobaczyć.
Szambelan podszedł do paczki, ale nieznajomy natychmiast zatrzymał jego ruch, jakby pilnował swojej przesyłki.
– Nie! – Odwrócił się i po raz pierwszy spojrzał Raifowi w oczy. Skóra na karku Raifa się napięła. To było spojrzenie pełne desperacji. – Jeśli Wasza Wysokość pozwoli, powinien pan zobaczyć to na osobności. – Spojrzał przez ramię na strażnika przy drzwiach.
Zaciekawiony Raif przyjrzał się nieznajomemu.
– Dlaczego?
Mężczyzna miał problem z wyduszeniem z siebie odpowiedzi.
– Proszę, Wasza Wysokość. To ważne.
Szambelan także wyglądał na zdziwionego.
– Daj mi to.
Ruszył do przodu, jakby chciał wziąć sprawy w swoje ręce, ale nieznajomy po raz kolejny zablokował próbę.
– A tak właściwie, kim ty jesteś? – Głos Raifa przerwał ich sprzeczkę.
– Yunis, Wasza Wysokość. Jestem szefem Królewskiej Gildii Dhalkur…
– A, to ty.
Ciotka wychwalała tego mężczyznę pod niebiosa, zarówno jeśli chodzi o jego charakter, jak i kunszt, dlatego Raif zamówił dla niej prezent z jego warsztatu. – Nie mogę się doczekać, by zobaczyć, co przyniosłeś.
– Przysięgam, że nie zrobię Waszej Wysokości żadnej krzywdy – powiedział Yunis z ręką na sercu.
Szejk był już niezmiernie zaciekawiony, co kryje pakunek. Gwałtownym skinieniem głowy odprawił strażnika.
– Wasza Wysokość! – przeklął szambelan.
Raif go zignorował. Yunis nie byłby w stanie wejść do pałacu, gdyby był uzbrojony. Poza tym ręczyła za niego ciotka.
– Otwórz – rozkazał.
Ich oczom ukazał się dywan okraszony złotymi zdobieniami, pięknie odbijającymi światło. Yunis rozwijał dalej. Złoto zmieszało się z bladymi kolorami pustynnych piasków, kontrastując z błękitami indygo i głębokimi fioletami. Był to piękny dywan, jednak Raif dalej nie rozumiał, po co ta dyskrecja. Wtem dywan rozwinął się z łoskotem, a Raif zorientował się, że wpatruje się w gołe kończyny, plątaninę ciemnych włosów i wielkie wytrzeszczone oczy.
Szambelan odskoczył z krzykiem. Yunis zamarł.
A Raif nie mógł oderwać oczu.
Ona, bo niewątpliwie była to kobieta, miała na sobie sukienkę koloru dojrzałych malin. A raczej w połowie miała, bo ta zsunęła jej się z ramion, odkrywając nagie piersi. Wielkie zielone oczy wpatrywały się w niego.
Raif poczuł, jak to spojrzenie przeszywa go na wskroś.
Wreszcie uniosła smukłe ramię i odgarnęła kosmyk włosów, odsłaniając zaczerwienione policzki. Była piękna.
Raif poczuł skurcz w brzuchu. Pożądanie?
– Przypuszczam, że to Kleopatra? – powiedział głębokim, surowym głosem.
Górował nad nią z podwyższonej platformy, przez co czuła się malutka i nic nieznacząca. Jego formalne szaty, nieskazitelnie białe, wykończone złotem, kontrastowały z jej wyświechtanym okryciem.
Miał wokół siebie aurę władzy i dominującej męskości.
Wiedział o tym doskonale.
Zamrugała oszołomiona, próbując złapać oddech. Zbyt długo zajęło jej zrozumienie odniesienia do Kleopatry. Kleopatra, jak głoszą legendy, została przemycona do kwater Juliusza Cezara owinięta dywanem, a następnie próbowała go uwieść.
Tara poprawiła sukienkę i wtem odkryła, że kokarda jest rozwiązana, a materiał nie zakrywa jej nagiego ciała. Westchnęła z przerażeniem i zaczęła gorączkowo szukać rozwiązanych końców. Długa podróż, duchota i skwar sprawiły, że męczyły ją mdłości. Spojrzała na podłogę, na której siedziała, i dostrzegła misterne wzory półszlachetnych kamieni osadzonych w marmurowej posadzce. Uniosła głowę i natychmiast przytłoczyła ją ogromna przestrzeń. Prawda uderzyła ją w twarz.
To nie był zwykły pokój, a mężczyzna, który się jej przyglądał, nie był zwykłą osobą. Tara znała tę surową, przystojną twarz. Każdy, kto interesuje się bieżącymi sprawami, by ją rozpoznał. Yunis nie sprzedał jej handlarzowi ludźmi. Przywiózł ją prosto do szejka Nahratu. Przerażenie paraliżowało jej ciało. Przekroczyła granicę, ale nie była bezpieczna. Jej sytuacja była już wystarczająco beznadziejna – szejk wiedział, że jest obcą, nielegalnie przemyconą na terytorium jego kraju. To było jednak nic w porównaniu z jej losem, gdyby Raif odkrył, kim jest Tara i postanowił zwrócić ją w ręce kuzyna.
Tara owinęła się ciasno sukienką i zerwała się na równe nogi, odchylając ramiona do tyłu.
–Wasza Wysokość. – Nie mogła dygnąć, a tym bardziej ukłonić się, więc po prostu pochyliła głowę i skupiła się na utrzymaniu się prosto, mimo chwiejnych kolan i mdłości.
– To był niezły występ.
Nie potrafiła ocenić nastroju szejka na podstawie jego słów. Czy był sarkastyczny?
– Twoje imię?
Powoli podniosła oczy, mając nadzieję, że odnajdzie w jego wyrazie twarzy jakiś cień życzliwości. To była próżna nadzieja. Szejk Raif ibn Ansar z Nahratu wyglądał na bardziej nieporuszonego i surowego niż wcześniej.
– Tara, Wasza Wysokość. – Odetchnęła głęboko. Było mało prawdopodobne, by jej nazwisko coś dla niego znaczyło. – Tara Michaels.
– A jakie jest znaczenie tej scenki, pani Michaels? – Szejk zmrużył oczy. – Przyznam, robi wrażenie, aczkolwiek brakuje mi tu… godności. Wbrew temu, co myślą niektórzy, nie interesują mnie kobiety padające do moich stóp, dosłownie czy w inny sposób.
Uderzyło ją to oburzające założenie, że zaplanowała tę upokarzającą sytuację. Jakby jakakolwiek rozsądna kobieta rozwinęła się u jego stóp jak… podarunek! Założę się, że ta stara historia o Kleopatrze została wymyślona przez mężczyznę. Mężczyznę o lubieżnym umyśle.
– Proszę, Wasza Wysokość – Yunis wkroczył do rozmowy. – To się nie miało wydarzyć – powiedział, po czym odwrócił się i spojrzał ze smutkiem w kierunku Tary. – Zostałem zatrzymany na granicy i eskortowany prosto do pałacu, nie miałem możliwości wypuścić cię wcześniej.
– Przemyt ludzi – skwitował niski mężczyzna o przysadzistej posturze, który dopiero co pojawił się w polu widzenia Tary. – Zawołam straż i każę ich natychmiast aresztować.
Kolana się pod nią ugięły.
– Nie ma takiej potrzeby – powiedział szejk, ku zdziwieniu Tary. – Sam ich przesłucham. Możesz iść. Zachowasz to, co się wydarzyło dla siebie, dopóki nie zadecyduję, jakie kroki podejmiemy.
Niski mężczyzna niechętnie opuścił salę, a Raif zszedł z podestu i zbliżył się do kobiety.
– Źle się czujesz? – zapytał.
Tara z trudem się wyprostowała.
– Choroba lokomocyjna – wymamrotała. – Nie było tam powietrza i było bardzo gorąco.
Szejk patrzył na nią długo i wnikliwie. Jego oczy były tak ciemne, że wydawały się czarne.
– Chodź – powiedział w końcu i opuścił salę.

Dwadzieścia minut później Tara siedziała w luksusowej poczekalni. Spodziewała się, że zostanie wrzucona do celi, gdzie będzie przesłuchiwana, a tymczasem miła kobieta przyniosła jej wodę z lodem i ciasteczka. Nudności ustąpiły i jedyne, czego pragnęła, to wyjść na wolność. Szejk zabrał jednak ze sobą Yunisa, a Tara nie mogła odejść bez upewnienia się, że wszystko z nim w porządku. Czuła się winna, że naraził swoje bezpieczeństwo, by jej pomóc. Zmartwiona oparła głowę na ręku i przymknęła na chwilę oczy…
Nie była pewna, co ją obudziło. Nie był to dźwięk, bardziej wrażenie bycia obserwowaną. Tara otworzyła oczy i odkryła, że nie jest sama.
Szejk Raif z Nahratu siedział naprzeciwko niej i nawet nie mrugnął, kiedy się przebudziła. Tara w pośpiechu zdjęła nogi z fotela i usiadła wyprostowana z bosymi stopami na podłodze.
– Gdzie jest Yunis? – zapytała łamiącym się głosem.
– Nie musisz się o niego martwić.
– Nie? Wypuściłeś go? Jest wolny?
Szejk postukał palcami w poręcz krzesła.
– Oczywiście nie. Złamał prawo, przemycając cię przez granicę. Reszta jego przesyłek jest właśnie sprawdzana. Kto wie, co jeszcze przemycił?
Tara pokręciła głową.
– To nie tak. On nie jest przemytnikiem.
– Doprawdy? – Szejk wyglądał sceptycznie.
– To prawda! Zrobił mi przysługę, chciał mnie uratować.
– To nie jest wymówka dla przemytu ludzi. To poważne wykroczenie. Jeśli nie szanuje naszych granic, mógł popełnić także inne przestępstwa. Zostanie odpowiednio potraktowany.
Szejk wyglądał tak surowo, że serce Tary zamarło.
– Co z nim zrobiłeś? – spytała cicho.
Nahrat był podobno krajem z postępowym systemem prawnym. Ale niedawny kontakt z Fuadem dowiódł, jak mało znaczyło prawo, gdy potężny, bezlitosny człowiek miał przyzwolenie, by je ignorować. Czy Yunisa czekało coś więcej niż zwykłe przesłuchanie? Przerażona zerwała się na równe nogi.
– Skrzywdziłeś go?
Szejk poprawił się na siedzeniu.
– A jakie miałoby znaczenie, gdybym to zrobił?
Dreszcz przerażenia przeszył jej ciało. Wzięła drżący, głęboki oddech, nie odrywając wzroku od tego tajemniczego spojrzenia. Zawsze uważała, że ciemne oczy są bardzo seksowne. Teraz wydawały jej się też groźne.
– Naprawdę, to porządny człowiek. Nigdy wcześniej tego nie robił. Zobaczył, że jestem zdesperowana, i zaoferował mi szansę ucieczki. Próbował pomóc.
Szejk skinął głową.
– Tak mówi. Obecnie czeka, aż jego historia zostanie zweryfikowana. – Szejk zrobił długą pauzę, po czym powiedział: – Proszę wyjawić mi całą prawdę, pani Michaels.
Tara była świadoma, że uciekła ze szponów Fuada, ale jeśli ten mężczyzna odeśle ją z powrotem przez granicę, nie będzie drugiej szansy na ucieczkę. Pytanie brzmiało, na ile mogła być z nim szczera. Czy powinna mu zaufać Raifowi?
– Jestem obywatelką Wielkiej Brytanii i…
– Gratulacje. Dobrze mówisz w naszym języku.
– Ja… – Zawahała się. Ile mogła ujawnić? – Moja matka pochodziła z Dhalkuru i tam się urodziłam. Mieszkałam tam do ósmego roku życia.
– Wróciłaś odwiedzić rodzinę?
To było niebezpieczne terytorium. Jeśli odkryłby, kim jest jej kuzyn, poczułby się zobowiązany do „zwrócenia” Tary w jego ręce.
– Moja matka nie żyje, Wasza Wysokość. – Drapało ją w gardle, z trudem powstrzymała napływające do oczu łzy. Miesiąc nie wystarczył na przywyknięcie do straty. – Nic mnie już nie trzymało w Dhalkurze. Chciałam dotrzeć do domu. Ale… zgubiłam paszport…
– A twój bagaż?
– Słucham?
Prawda była taka, że gdyby ktoś zauważył ją idącą na podwórze z walizką, na pewno zostałaby zatrzymana. Ale nie mogła tego powiedzieć.
Zmusiła się do wzruszenia ramionami.
– Spieszyłam się. Muszę szybko wracać do Londynu, a Yunis zaoferował mi pomoc. Jest starym przyjacielem mojej matki, sprzed lat. – Przynajmniej to było prawdą.
– Zamiast udać się do władz i zgłosić utratę paszportu, zdecydowałaś się złamać prawo i podżegać do tego samego swojego wspólnika, przekraczając nielegalnie granicę?
Kącik jego ust powędrował do góry, a na twarzy malował się wyraz kpiny.
– Naprawdę, stać cię na więcej… – zawiesił głos – księżniczko Taro.

Tara osunęła się na wystawne obicie kanapy. To był koniec. Nie miała już szans na ucieczkę. Przeszyła ją rozpacz. Chłodny podmuch strachu zmroził jej kości na myśl o powrocie. Zadrżała i skrzyżowała ramiona.
Próżno było szukać w jego twarzy zdziwienia.
– Wiedziałeś! Przez cały ten czas wiedziałeś i nic nie powiedziałeś – wypaliła niczym pocisk w jego kierunku.
Wzruszył umięśnionymi ramionami.
– Czekałem, aż mi powiesz.
Tak jakby miała jakikolwiek powód, żeby mu ufać. Równie dobrze mogło się okazać, że był sprzymierzeńcem Fauda.
– Czy z Yunisem wszystko w porządku? Wypuścisz go teraz, skoro masz mnie?
Coś się zmieniło w tej surowej, przystojnej twarzy. Przez chwilę wyglądało na to, że go zaskoczyła.
– W twoich ustach to brzmi, jakbym co najmniej chciał cię tu „mieć”.
Tara zamrugała. Czy była możliwość, że szejk po prostu pozwoli jej odejść? Nikła nadzieja. Nawet jeśli nie był przyjacielem jej kuzyna, to jako przywódca sąsiedniego kraju pewnie czułby się zobowiązany zwrócić ją Fuadowi, by utrzymać pokojowe stosunki.
– Proszę, przynajmniej wypuść Yunisa. Próbował zrobić dobry uczynek, to wszystko.
– Znowu rozmawiamy o nim? – westchnął zniecierpliwiony. – Czy on tak wiele dla ciebie znaczy? Kim dla ciebie jest? Kochankiem?
– Oczywiście, że nie! – Skąd mu przyszedł do głowy tak abstrakcyjny pomysł? – Yunis jest wystarczająco stary, by być moim ojcem! – Pokręciła głową. – To przyjaciel mojej matki. Pomógł mi ze względu na nią.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel