W stronę zachodzącego słońca / Burzliwa noc
Przedstawiamy "W stronę zachodzącego słońca" oraz "Burzliwa noc", dwa nowe romanse Harlequin z cyklu HQN GORĄCY ROMANS DUO.
Ze swoich podbojów miłosnych z czasów młodości Cosima zapamiętała tylko jeden – gorącą noc spędzoną z szalonym motocyklistą w tanim moteliku. Dziś ona ma studio filmowe i pomysł na film dokumentalny o pewnej destylarni. On jest teraz milionerem, jednym z właścicieli wybranej przez nią wytwórni. Cosima nie jest pewna, czy ją pamięta, ale wie, że musi się z nim zobaczyć. To spotkanie może być trudne, bo nigdy nie przestała go pożądać...
Marząca o karierze modelki Mila staje u progu sławy. Cruz Westbrook, potentat w branży medialnej, proponuje jej sesję na terenie swojej bajkowej posiadłości. Od pierwszej chwili budzi się w nich pożądanie, ale Mila się obawia, że romans mógłby zepsuć dobrze zapowiadającą się współpracę. Wie, że Cruz, dżentelmen i profesjonalista, nie będzie jej uwodzić, ale pod jego spojrzeniem czuje się tak, jakby była naga...
Fragment książki
W ciągu swoich trzydziestu pięciu lat życia Rainier „Remy” Renaud miał wiele twarzy. Był bratem, złodziejem, skazanym, byłym skazanym, motocyklistą, pracownikiem platformy wiertniczej, ojcem, samotnym ojcem, współwłaścicielem destylarni, a ostatnio – milionerem.
Najpierw jednak był jednym z synów Charlesa Zapa Renaud z Luizjany. A Zap nie wychował głupców. Głupcy byliby obciążeniem dla przedstawiciela trzeciego pokolenia bimbrowników i dostawców dóbr niewiadomego pochodzenia dla szemranych okolicznych mieszkańców i podejrzanych przyjezdnych.
Remy dobrze o tym wiedział, bo pracował z ojcem, podobnie jak jego trzech starszych braci.
W młodości cierpiał biedę, ale wyniósł z niej jedną dobrą umiejętność: wykrywacz prób wciskania kitu. W tym momencie wykrywacz wył jak syrena alarmowa, a powód tego zachowania był dość nieoczywisty.
Cosima Lowell. Producentka telewizyjna i kłopoty przez duże K. Uosobienie pokusy w szarym kostiumie.
̶ No i co pan o tym myśli? – Pełne usta pomalowane na wyzywający czerwony kolor ułożyły się w uśmieszek, który wskazywał, że i tak zna odpowiedź.
To, że w ogóle zadała mu takie pytanie, było żartem, jakby ktoś chciał zagrać mu na nosie. Gdyby złożyć razem wszystkie jego nastoletnie fantazje, ich uosobieniem byłaby właśnie ona. Gładka skóra o odcieniu, który przypominał sylwetki biegnących po plaży serialowych ratowników. Loki w kolorze kasztanów, które jadał z braćmi. Orzechowe oczy, hipnotyzujące, głębokie jak ocean, który wtedy tylko sobie wyobrażał; groźne jak fale, po których kiedyś chciał surfować.
Siedziała naprzeciwko niego w fotelu, który pewnie kosztował więcej niż jego pierwszy samochód, na tle wysokich okien z widokiem na panoramę Los Angeles. Była uosobieniem jego pragnień, ale nie mógł jej mieć. Szczęście Renaudów, jak mawiał z przekąsem Zap.
Już jako dorosły człowiek Remy zrozumiał, że niemal wszystkie problemy jego rodzina sprowadziła na siebie sama. Nie były one skutkiem pecha, a po prostu złych pomysłów i jeszcze gorszych decyzji.
Przyjazd do Los Angeles był jedną z nich.
Wiedział to już wtedy, gdy siedział na kanapie naprzeciwko swojego młodszego brata i Marlowe, jego dziewczyny w zaawansowanej ciąży, a Law kiwał głową, uśmiechał się i kłamał. Oczywiście serial dokumentalny o destylarni 4 Złodziei to doskonały pomysł, tak twierdził Law. Dziwne, że sam na to wcześniej nie wpadł.
Z przyjemnością porozmawia na ten temat z producentką, szkolną przyjaciółką Marlowe. Zarezerwuje bilety na pierwszy lot do Los Angeles. Nie zarezerwowali „pierwszego” lotu, ale w dalszym ciągu mieli polecieć zbyt szybko, jak na gust Remy’ego. A potem Marlowe zaczęła rodzić bliźnięta siedem tygodni za wcześnie i Remy musiał wybrać się do Los Angeles sam.
̶ Panie Renaud? – Poczuł, jak coś go ściska w środku na dźwięk tego głosu: głębokiego, seksownego, którego zwykle nie słyszał aż do chwili po.
Po whisky. Po seksie.
̶ Remy. – Sięgnął po szklankę z wodą, którą przyjął, gdy zaoferowano mu już wszystko, od latte po masaż na miejscu, w Ferro Studios, w pełnej roślin poczekalni biurowca w zachodnim Los Angeles. – Ale chyba muszę wiedzieć więcej.
̶ O preprodukcji? – Już się tak nie uśmiechała.
̶ O pani.
Światełko w jej oczach zamigotało jak świeca.
̶ Co chce pan wiedzieć?
Słuszne pytanie. Marlowe krótko ją wcześniej opisała, ale kilka szczegółów nie dawało mu spokoju. Jej włoska matka była niegdyś znaną śpiewaczką operową, a ojciec pochodził ze starej zamożnej rodziny z Nowej Anglii. Cosima zniknęła w ostatniej klasie szkoły średniej i kilka lat później pojawiła się na drugim końcu kraju, w kręgach skrajnie oddalonych od jej rodziny w Filadelfii.
W Hollywood.
̶ Jak właściwie pani tu trafiła? – zapytał.
Jej ciemne brwi ułożyły się w piękne łuki.
̶ Mam opisać drogę, którą tu przyjechałam, czy jest to osobiste pytanie?
Poczuł, że czerwienieją mu uszy. Ostatni raz tak zareagował, gdy matematyczka przyłapała go na gapieniu się w jej dekolt, gdy pomagała mu rozwiązać zadanie.
̶ Nie mam zwyczaju prowadzić interesów z ludźmi, których nie znam.
̶ To ciekawe. – Dotknęła dołeczka w brodzie. – Kiedy czytałam, jak fundusz kapitałowy Samuela Kane’a zainwestował w Destylarnię 4 Złodziei, odniosłam wrażenie, że się nie znaliście.
To już postęp. Nie dostał tiku nerwowego, słysząc w jednym zdaniu „Samuel Kane”, „fundusz kapitałowy” i „zainwestował”. Owszem, był wdzięczny bratu Marlowe, który zjawił się w samą porę, aby utrzymać projekt rozwoju destylarni po nagłym wycofaniu się z niego Parkera Kane’a, właściciela Kane Foods i wyjątkowego drania. Ale ciągle dręczyło go, że musieli przyjąć ich propozycję.
Napił się wody, jakby mogła zmyć gorzki smak tej myśli.
̶ Samuel Kane zainwestował w moją firmę – odparł i zapragnął rozluźnić kołnierzyk koszuli, którą Law kazał mu włożyć na spotkanie. – Nie mam zamiaru wpuścić żadnej cholernej ekipy telewizyjnej do mojego życia.
̶ Nie do pana życia – odparła, ponownie przybierając ton negocjatorki. – Do pana destylarni.
̶ Destylarnia to jest moje życie.
A przynajmniej prawie je zdominowała od czasu decyzji o inwestycji. Szybko się nauczył, czego od niego wymagano. Musiał podawać rękę do ściskania i nadstawiać plecy do poklepywania. I pracować. Brać kolejne nadgodziny, gdy zaczęły spływać zamówienia. Poświęcać jedyne, co było mu drogie w życiu. Czas z Emily.
Czułość zalała jego serce, jak zawsze, kiedy myślał o ośmioletniej córeczce: szarookiej, z włosami potarganymi przez wiatr, długonogiej. Zdawało mu się, że mała jest wyższa co godzinę. A wiedział, ile już tych godzin stracił.
̶ Moja terapeutka powiedziałaby, że to stwierdzenie świadczy o zachwianiu równowagi między życiem prywatnym a pracą. – Czerwone usta Cosimy ułożyły się w posępny grymas. Odetchnął. Zażartowała z niego, ale jednocześnie przyznała się do słabości.
̶ Myślę, że pani terapeutka nigdy nie zbudowała destylarni od podstaw.
̶ Nie. Myślę, że zbudowała bazę klientów, korzystając z obfitości przewrażliwionych gwiazd Hollywood i swojej słabo ukrywanej chęci osądzania innych. – Jej oczy zalśniły. Usiadła wygodniej i skrzyżowała nogi.
Nie będę myślał o jej nogach.
Postanowienie to złamał w sekundzie, w której je podjął. Zawsze uwielbiał piękne nogi. Był trzecim synem w kolejności urodzenia, ale był najniższy. Jego skromny metr osiemdziesiąt oznaczał, że podobały mu się kobiety, które w butach na obcasach były od niego wyraźnie wyższe.
Cosima Lowell miała na nogach bardzo wysokie szpilki, ale gdyby stanęli obok siebie, sięgałaby mu może do nosa. Maleńka. Niska. Drobna. Eteryczna. Delikatna.
Żadne z tych słów do niej nie pasowało.
Wyrafinowana brzmiało znacznie lepiej. Seks i oryginalność sprowadzone do najczystszej formy. Emanowała taką samą wolą walki jak ta, która każe najmniejszym pieskom rzucać się na groźne pitbulle.
Usłyszał chrząknięcie i wrócił do rzeczywistości. Nawet nie zauważył, że do biura ktoś wszedł. Cholera.
̶ Remy Renaud, a to jest Sarah Sharp. Część tej „cholernej ekipy telewizyjnej” i moja asystentka.
Sarah miała na sobie T-shirt i obcisłe dżinsy. Była szczupła, miała marchewkowe włosy i jasne piegi. Przyglądała mu się wielkimi łagodnymi oczami zza grubych okularów. Dzieciak. Dla Remy’ego dzieciakiem był każdy w wieku poniżej dwudziestu czterech lat.
̶ Możemy być „Telewizyjną ekipą potępieńców”? – zapytał „dzieciak”. – To lepiej brzmi.
̶ To jego destylarnia i to on ustala zasady. – Cosima wzruszyła ramionami.
Remy skrzyżował ramiona i popatrzył na nią.
̶ Nie przypominam sobie, żebym zgodził się na filmowanie.
̶ Jeszcze nie, ale się pan zgodzi. Jestem aż tak dobra. – Powiedziała to zadziornym tonem i nagle przestał mieć wątpliwości, że była dobra nie tylko w pracy.
̶ Tak właśnie jest – potwierdziła Sarah i podniosła srebrzysty dzbanek. – Kawy?
̶ Poproszę. – Cosima pochyliła się i zdjęła żakiet.
̶ Dla mnie nie, dziękuję – odparł Remy. Dla niego odmawianie było wciąż oznaką uprzejmości.
̶ Na pewno? – Cosima poprawiła rękawy na przedramionach. Ten gest sprawił, że trudniej było mu się skupić. – To moja prywatna kawa, nie ta lura z baru.
Sarah sięgnęła po kubek ze stolika obok Cosimy. Remy poczuł zapach prażonych ziaren i jego kubki smakowe się ożywiły. Rzadko pijał dobrą kawę w destylarni. Nie dlatego, że jej nie kupowali. Emily uparła się, że to ona będzie parzyć kawę, a on i Law nie mieli serca zwrócić jej uwagi, że ostatni łyk nie powinien składać się z fusów.
̶ Jamaica Blue Mountain. – Piękny głos Cosimy bawił się słowami jak ptak w powietrzu.
Poczuł się jak bezradny pies z kreskówki, którego zapach łapie za nos i przyciąga.
̶ No dobrze, poproszę.
̶ Mówiłam – mruknęła Sarah, napełniając kubek.
Kawa smakowała jeszcze lepiej, niż pachniała. Musiał powstrzymać się, by nie wydać dźwięków, które nie pasowały do eleganckiego biura. Zmusił się do odstawienia kubka.
̶ Na czym to stanęliśmy? – zapytał i jęknął w duchu.
Dzięki funduszom na więzienia i zatrudnionych tam lekarzy wiedział, skąd biorą się niemożność usiedzenia na miejscu i skupienia uwagi na rozmowach. Od dzieciństwa sprawiało mu to trudność. Wiedział, ale lek, który mu zapisano, pomagał niewiele, zwłaszcza że średnio co drugi dzień zapominał go brać. Dzisiaj był właśnie ten dzień.
Czerwone paznokcie Cosimy delikatnie stuknęły w kubek, kiedy podnosiła go do ust.
̶ Gapi się pan na moje nogi.
Jego uszy znowu poczerwieniały.
̶ Przecież nie – odparł, przeklinając się w duchu za gwarę z Luizjany, która zawsze wkradała się do jego mowy, gdy był zdenerwowany. – Ja tylko… myślałem.
̶ O moich nogach? – Wskazała na czubek szpilki i napięła kształtną łydkę. Remy podążył za jej wzrokiem. Łatwo było wyobrazić sobie, jakie w dotyku byłyby jej uda, gdyby posadził ją na biurku.
̶ Jest pani pewna, że z Marlowe Kane byłyście przyjaciółkami? – zapytał. Im dłużej siedział obok tej diablicy, tym trudniej było mu wyobrazić ją sobie w szkole obok spokojnej, wycofanej córki miliardera.
̶ Raczej znajomymi. Łączyły nas pieniądze i cheerleading.
̶ Marlowe mówiła, że w ostatniej klasie przeniosła się pani do innej szkoły. – Musiał zmienić temat.
̶ Tak brzmi wersja oficjalna, owszem.
̶ A nieoficjalna? – spytał zaciekawiony.
Podniosła oczy znad kubka, ważąc słowa.
̶ Rzuciłam szkołę. Technicznie rzecz biorąc, uciekłam.
̶ I przyjechała pani od razu do Los Angeles czy…
Boże, ależ jest w tym beznadziejny.
To Augustin, złodziej numer dwa z ich czwórki, odziedziczył po ojcu dar wymowy. Nieważne, że wykorzystywał go w sposób destrukcyjny dla firmy, a szczególnie dla relacji Lawa z jego byłą dziewczyną.
̶ Włóczyłam się przez kilka lat. Sprawiałam kłopoty złym ludziom i trochę zostawiałam ich dla siebie. – Uśmiechnęła się łobuzersko. – W końcu adrenalina trochę mi opadła i się pozbierałam. Firma producencka, w której odbywałam staż w college’u, zatrudniła mnie, kiedy odebrałam dyplom. A reszta, jak to mówią… ̶ Machnęła ręką, obrazując drogę do dnia dzisiejszego.
̶ Co panią ciągnęło do telewizji? – W brudnej szopie, w której spędził dzieciństwo, wtłoczono mu niechęć do wszystkiego, co jasne i piękne, musiał więc uważać na słowa.
Cosima popatrzyła za okno z tęskną miną.
̶ Mój starszy brat Danny i ja uwielbialiśmy oglądać po nocach stare seriale. „Kocham Lucy”, „Marzę o Jeannie”, „Śniadanie Bradych”, takie tam. Marzyliśmy, żeby wybrać się autostopem do Hollywood. Chcieliśmy znaleźć pracę w małej restauracyjce, gdzie niechybnie odkryłby nas jakiś producent i stalibyśmy się wielkimi gwiazdami.
To brzmiało znajomo. Wspólne nierealne marzenia rodzeństwa. Zastanawiał się, czy Cosima i jej brat mieli podobne powody, by planować ucieczkę.
̶ Więc jak znalazła się pani za kamerą?
̶ Najpierw byłam przed nią. Wystąpiłam w kilku reklamach, dostawałam też niewielkie role w serialach.
Aktorka. Wszystko składa się w jasną całość.
̶ Chyba chodziło o opowieści – powiedziała. ̶ Na tym mi najbardziej zależało. Nie na gwiazdach, czerwonym dywanie czy sławie. ̶ Gdy popatrzyła na niego, w jej oczach błyszczała pewność. – Dlatego odezwałam się do Marlowe, jeśli już koniecznie chce pan wiedzieć. Myślę, że historię Czterech Złodziei warto opowiedzieć, a ja jestem właściwą osobą, żeby to zrobić.
Cholera. Ona jest naprawdę dobra. Na tyle dobra, że prawie wyciszyła syrenę w jego wykrywaczu prób wciskania kitu. Nie z powodu tego, co powiedziała. Raczej z powodu tego, czego nie powiedziała, bo nie chciała.
Remy to wyczuł. Tajemnice były jego specjalnością. Zamierzał się dowiedzieć, jaką tajemnicę skrywa Cosima, choćby miało mu to zająć całą noc.
Remy Renaud jej nie pamięta. Poczuła jednocześnie oburzenie i ulgę. Oburzenie, bo każda sekunda ich pierwszego spotkania odcisnęła się na zawsze w jej pamięci. Ulgę, bo dużo ryzykowała, zakładając, że ich wspólna noc sprzed dziewięciu lat będzie dla niego argumentem za przyjęciem jej propozycji.
Potrzebowała jego zgody. Wydała wszystkie pieniądze, by wykupić Ferro Studios. Założyła tę firmę i popełniła błąd, czyniąc byłego już narzeczonego swoim partnerem. Teraz nie miała nic, nawet szafki, w której mogłaby złożyć dokument ugody czy długopis, którym został podpisany.
̶ Pani Lowell?
Ten głos. Z lekkim akcentem, znany jej ze zjazdu motocyklistów w Memphis, gdzie go poznała. Wciąż widziała kolorowy neon baru, jakby tamta noc była wczoraj…
Fragment książki
Kiedy elegancko ubrana młoda kobieta, stukając obcasami, ruszyła w kierunku jego drzwi wejściowych, Cruz Westbrook uświadomił sobie, że ta znajomość może narazić go na kłopoty.
Mila Hale walczyła z przeciwnym wiatrem i gęstym deszczem, bo jej parasolka została zdeformowana przez burzliwe podmuchy. Dżentelmen powinien przyjść jej z pomocą, Cruz jednak wiedział, że ta kobieta wydrapie mu oczy, jeśli podejmie misję ratunkową. Spotkał się z nią tylko raz, ale szybko wyczuł, że Mila ceni niezależność i nie dopuszcza do czyjejkolwiek dominacji.
Teraz weszła na ganek, rzuciła połamaną parasolkę na kępę krzaków i odgarnęła z twarzy mokre kosmyki ciemnych włosów.
Zaklął pod nosem. Ta kobieta, nawet ociekając wodą, budziła w nim odczucia, których budzić stanowczo nie powinna. Zamierzał ograniczyć ich kontakty wyłącznie do sfery zawodowej, choć jej czerwone usta wydawały mu się bardzo kuszące.
- Piękny dzień, prawda? – zażartował nieudolnie, wsuwając ręce do kieszeni dżinsów. – Czy podróż przebiegła zgodnie z planem?
- Lot był okej. Wykończyła mnie dopiero biurokracja związana z wynajęciem samochodu i dwugodzinna jazda.
Obrzuciła wzrokiem mokre krzewy ozdobne miotane porywami wiatru.
- Mieszka pan na kompletnym odludziu.
Wiedział o tym i był z tego bardzo zadowolony.
Kiedy wraz ze swoim bliźniaczym bratem Zane’em odziedziczył popularny na całym świecie magazyn „Opulence”, ich życie nabrało rozpędu.
Cruz celowo zbudował swój nowy dom w niewielkiej dolinie ukrytej w zakolu rzeki. Zane wzniósł swoją rezydencję na wzgórzu oddalonym od posiadłości brata o jakieś trzydzieści minut jazdy.
Lubił przebywać na łonie natury. Natychmiast po ukończeniu budowy wyprowadził się od Zane’a i był szczęśliwy, że mieszka we własnych czterech ścianach.
- Odbyliśmy tu kilka bardzo udanych sesji zdjęciowych dla naszego magazynu – poinformował swojego gościa. – Zna pani pewnie Maddie, która pełni w nim funkcję dyrektora artystycznego. Opracowała projekt, w którym główną rolę ma grać moja zarośnięta dzikimi kwiatami łąka, a cała redakcja uznała zgodnie, że będzie pani wyglądać w tym otoczeniu świetnie.
Cruz nigdy dotąd nie przyjmował na terenie swojej posiadłości żadnej modelki pod nieobecność innych pracowników magazynu, a dzisiejsza sytuacja była wynikiem tego, że Maddie od dwóch godzin nie reagowała na jego esemesy, a Mila przybyła na miejsce trzydzieści minut przed terminem.
- Ta burza wygląda naprawdę groźnie – przyznała. – Nie wiem, czy jutro rano będziemy w stanie rozpocząć sesję zdjęciową, a tym bardziej obejrzeć jeszcze dziś wybrane przez was plenery.
Mila przyleciała z Miami na dzień przed rozpoczęciem pracy, gdyż zażądała wglądu w szczegóły koncepcji przygotowanej przez redakcję.
Inne zatrudniane przez Cruza modelki też stawiały niekiedy warunki dotyczące realizacji takiego czy innego projektu, ale żadna z nich nie pojawiała się tak często w jego erotycznych snach. Te jej czerwone wargi…
Zdał sobie sprawę, że powinien przeznaczyć więcej czasu na życie towarzyskie.
Od dwóch miesięcy, to jest od chwili ogłoszenia zaręczyn Zane’a z Norą, bliską przyjaciółką obu braci, bardzo ciężko pracował. Wiedział, że jego brat ma na głowie nadchodzący ślub i mające się narodzić dziecko, więc usiłował przejąć od niego część najtrudniejszych obowiązków.
Chyba właśnie dlatego nie mógł oderwać wzroku od mokrych części garderoby przylegających do ciała Mili.
Opanuj się, do diabła! – zgromił go wewnętrzny głos. Przecież jesteś profesjonalistą.
Potężny odległy grzmot wywołał efekt przypominający trzęsienie ziemi. Mila drgnęła nerwowo i przycisnęła dłoń do piersi.
- Czyżby nie lubiła pani burz? – spytał Cruz, a ona wyprostowała się i spojrzała na niego zaskoczona.
- To nie to. Po prostu zależy mi na tym, żeby jak najszybciej rozpocząć realizację tego projektu.
- Matka natura ma najwyraźniej inne plany, ale może je zmieni. Wiosną pogoda jest tu nieprzewidywalna.
Gdy poznał Milę w Miami dwa miesiące wcześniej, wydała mu się nieco zarozumiała, ale to samo można było powiedzieć o większości modelek, z którymi miał do czynienia. Inne jednak modelki entuzjastycznie przyjmowały propozycję współpracy z „Opulence”, a ona potraktowała jego ofertę z wyraźnym dystansem.
Początki magazynu były bardzo skromne. Cruz zatrudniał mało znanych fotografów, aranżerów wnętrz i projektantów mody, a mimo to w niezbyt długim czasie osiągnął oszałamiający sukces.
Obecnie wydawał trzy dodatki poświęcone biżuterii, turystyce i doradztwu w dziedzinie hoteli, ale nadal podstawą jego działania było wyszukiwanie nieodkrytych dotąd talentów.
- Mieszkałam kiedyś w podobnej okolicy, ale ciągle sypał tam śnieg, więc czym prędzej się stamtąd wyniosłam.
Spojrzał na nią badawczo, zastanawiając się, czy Mila chce mu w ten sposób zakomunikować, że marzy o tym, by jak najszybciej opuścić jego posiadłość.
Zdawał sobie sprawę, że modelki, niezależnie od swojego statusu zawodowego, posiadają przesadnie rozbudowane ego, ale nigdy nie usiłował zgłębiać tajemnic ich osobowości. Interesowało go tylko dobro jego magazynu, który rozrósł się z czasem do rozmiarów potężnego prasowego imperium.
- Czy moglibyśmy przynajmniej wejść do budynku? – spytała Mila, gdy niebo rozjaśniła kolejna błyskawica.
- Jeśli nie ma pani nic przeciwko temu. Z reguły nie podejmuję w mojej prywatnej rezydencji potencjalnych współpracowników pod nieobecność choćby jednego członka zespołu redakcyjnego, ale jeszcze nikt tu nie dotarł.
W tym momencie rozległ się następny grzmot.
Mila natychmiast ruszyła w kierunku drzwi, a on, chcąc nie chcąc, poszedł za jej przykładem. Wyczuwał jej lęk i chciał zachować się jak dżentelmen, a poza tym jemu również nie zależało na tym, aby paść ofiarą pioruna.
Gdy znaleźli się w holu, Mila zsunęła z nóg czarne buty na wysokich obcasach.
Cruz natychmiast zauważył lśniące karminowe paznokcie jej stóp i zaczął podejrzewać siebie o słabość do koloru czerwonego.
- Ociekam wodą.
- Zaraz coś na to poradzimy – mruknął, przypominając sobie o obowiązkach gospodarza.
Skierował się korytarzem do swojej sypialni, znalazł w przylegającej do niej garderobie duży miękki ręcznik i wrócił do holu.
Mila stała przed wielkim kryształowym lustrem i usiłowała związać w jakiś sposób mokre włosy, które opadały jej na twarz.
- Proszę bardzo.
Stanął za nią i wyciągnął rękę, a przy okazji ujrzał jej odbicie w lustrze. Wyglądała na osobę, która marzy o tym, żeby jak najszybciej znaleźć się w ciepłym i słonecznym klimacie Miami.
- Dziękuję.
Cofnął się o dwa kroki, bo poczuł w kieszeni wibrację telefonu. W tym momencie niebo rozjaśniła kolejna błyskawica, a tuż po niej zabrzmiał donośny grzmot. Szyby okienne zatrzęsły się głośno, a Mila nerwowo zadygotała.
- Czy dobrze się pani czuje? – spytał, zerkając w kierunku lustra.
- Doskonale – odparła, wyzywająco podnosząc głowę.
Temu zapewnieniu zdawała się przeczyć pulsująca żyłka u nasady szyi, ale Cruz nie zamierzał z nią w tej sprawie polemizować.
Był świadomy tego, że burza oraz samotny pobyt w domu obcego mężczyzny mogły wyprowadzić ją z równowagi. Nie chcąc ingerować w jej prywatne życie, wyciągnął komórkę i przeczytał esemesa od Maddie:
Lot przełożony z powodu burz. Dowiedz się, czy Mila może spotkać się z nami jutro w tym samym miejscu.
Zerknął w kierunku Mili, która przestała się wycierać i spojrzała badawczo na jego telefon.
Zdawał sobie sprawę, że znaleźli się oboje w kłopotliwej sytuacji. Nie chciał, by Mila czuła się niezręcznie, ale szalejąca na dworze burza skazywała ich na swoje towarzystwo.
- Pana asystentka nie przyjedzie na umówione z nami spotkanie, prawda?
Schował komórkę do kieszeni i kiwnął głową.
- Ona nie jest moją asystentką, tylko szefową naszego działu sztuki. Pisze, że jej lot został odwołany z powodu zaburzeń atmosferycznych czy raczej przełożony na inny termin… Tak czy owak, nie dotrze dziś na miejsce.
Mila zamrugała nerwowo, a on nie wiedział, czy ma zamiar się rozpłakać, czy głośno zakląć.
Zdawał sobie jednak sprawę, że nie może zostać na noc w jego domu.
- Jak się nazywa hotel, w którym redakcja zarezerwowała dla pani apartament?
- Golden Valley B&B.
Starannie złożyła ręcznik i ponownie spojrzała mu w oczy.
- Czy to daleko stąd?
- Zbyt daleko, aby dojechać tam podczas burzy. W słoneczny dzień jazda zajmuje około dwudziestu minut.
Drogi były kręte i wymagały umiejętności prowadzenia samochodu po stromych zboczach, ale w panujących warunkach podróż właściwie nie wchodziła w rachubę.
- No cóż, nie mogę zostać tutaj na noc – stwierdziła z bladym uśmiechem, zwracając mu ręcznik. – W tych warunkach musimy chyba odwołać nasze wszystkie ustalenia.
- Proponuję, żeby pani poczekała, aż pogoda się poprawi. Wiem, że spotkaliśmy się dotychczas tylko raz, ale zapewniam panią, że nie jestem podrywaczem, a w moim domu będzie pani bardziej bezpieczna niż na drodze w takim deszczu.
- Mimo to spróbuję dotrzeć do hotelu – odparła, kręcąc głową. – Będę jechała wolno, a w razie konieczności zatrzymam się na chwilę i poczekam na lepsze warunki.
Cruz uświadomił sobie, że ta kobieta podjęła już decyzję i nie zamierza jej zmienić. Wiedział, że próby nakłonienia jej do ustępstwa tylko utwierdzą ją w przekonaniu, że jej decyzja była słuszna.
- Po przyjeździe na miejsce proszę wysłać mi esemesa, abym wiedział, że jest pani bezpieczna.
- Czyżby pan wymagał, żebym zdawała panu relację z tego, gdzie jestem i co robię?
- Została pani zatrudniona przez mój magazyn, więc formalnie rzecz biorąc jest pani moim gościem. Będę wdzięczny, jeśli da mi pani znać, że nic jej nie zagraża.
- W porządku – odparła, potakując ruchem głowy. – Jestem pewna, że bardzo szybko dotrę na miejsce.
Wydawało mu się to wątpliwe, ale otworzył przed nią drzwi wejściowe, a ona, brnąc w potokach deszczu, dobiegła do samochodu i powoli opuściła podjazd.
Obserwował przez chwilę tylne światła jej auta, a potem wzruszył ramionami i wrócił do budynku. Był przekonany, że mimo swej determinacji Mila daleko nie zajedzie.
Zaklęła głośno i wjechała na podjazd prowadzący do rezydencji Cruza. Wiedziała już, że będzie musiała spędzić u niego noc, bo most prowadzący do głównej drogi został zerwany przez strumienie wody.
Myśl o tym, że może stać się od kogoś zależna, napełniała ją przerażeniem.
Przez całe życie była świadomym kowalem własnego losu. Nigdy ani na chwilę nie traciła z oczu swojego ostatecznego celu: chciała zostać znaną projektantką mody i produkować piękne stroje dostępne dla kobiet o różnych figurach i rozmiarach.
Zmrużyła oczy i przyspieszyła ruchy wycieraczek. Zdawała sobie sprawę, że będzie musiała spędzić noc w domu człowieka, który piekielnie ją irytował, a równocześnie budził w niej niezdefiniowane tęsknoty.
Był wysoki, ciemnowłosy i przystojny, więc ucieleśniał wszystkie zalety, jakich wymagała od mężczyzny.
Podjechała jak mogła najbliżej do schodków prowadzących na frontowy ganek. Chwyciła telefon i wyskoczyła z samochodu, zostawiając w nim torebkę oraz zamkniętą w bagażniku walizkę.
Gdy znalazła się pod dachem, odgarnęła z twarzy mokre włosy i otworzyła szeroko oczy.
Stał przed nią Cruz, trzymając w ręku ten sam ręcznik, którego używała wcześniej.
- Pomyślałem, że się pani przyda.
Do diabła! – pomyślała ze złością, dostrzegając na jego twarzy ironiczny uśmiech.
A więc wiedział, że wróci i będzie teraz okazywał jej swoją wyższość.
Wzięła od niego ręcznik, przekroczyła próg domu, zsunęła buty i rozpoczęła od nowa cały proces doprowadzania się do jako takiego stanu.
- Most jest nieprzejezdny – oznajmiła, wycierając szyję i ramiona.
- Czy upadło na niego drzewo?
- Nie, po prostu został zmyty przez wodę.
Cruz zaklął pod nosem i ciężko westchnął.
- Będę musiał tam pojechać, kiedy ta burza się przewali. W tej chwili nic nie mogę zrobić.
- Czy z pana posiadłości można się wydostać inną drogą?
- Jeśli dysponuje się helikopterem.
Jego nonszalancki ton wzbudził jej zdumienie. Jak on może się uśmiechać? – pomyślała ze złością. Przecież został właśnie odcięty od cywilizacji.
Jakim cudem potrafi zachować spokój?
- Czy ma pani w samochodzie walizkę? – spytał z uśmiechem. – Jestem pewny, że chętnie by się pani przebrała.
Przestała na chwilę wycierać twarz i spojrzała na niego ze zdumieniem.
- Czy naprawdę chce pan wyjść na dwór w taką pogodę?
- To tylko woda – odparł, wzruszając ramionami. – Jeśli pragnie pani odzyskać swoje rzeczy, chętnie po nie pójdę.
Chciała je odzyskać. Chciała mieć na sobie suche ubranie i siedzieć we własnym pokoju hotelowym. Chciała mieć pod ręką szkicownik i kolorowe ołówki. Wiedziała jednak dobrze, że teraz może o tym wszystkim najwyżej pomarzyć.
Praca modelki niezwiązanej z żadną agencją wymaga niekiedy poświęceń, ale nie zamierzała wracać do Montany, bo była pewna, że ojciec powita ją słowami: „A nie mówiłem”.
- Pani już dzisiaj dużo przeszła, a dla mnie to żaden kłopot – oznajmił Cruz, unosząc w górę obie ręce.
Zanim zdążyła zaoponować, wyszedł z domu i zniknął na ganku, a ona zaczęła podejrzewać, że pod szorstkim sposobem bycia kryje się prawdziwy dżentelmen obdarzony wrażliwością i zdolny do szlachetnych gestów.
Co mi przychodzi do głowy? – pomyślała z gniewem. Przecież to nie jest wspólna wycieczka w góry.
Przyjechała tu tylko na kilka dni, by wykonać określone zlecenie. Koniec, kropka.
Podeszła do podwójnych drzwi prowadzących na ganek i stwierdziła, że Cruz wyjął jej bagaże oraz leżącą na przednim siedzeniu torebkę i niesie całą tę zdobycz w kierunku ganku.
Mokra koszula przylegała do jego piersi, a Mila stwierdziła ze zdumieniem, że prezes potężnej korporacji, który na koncie ma miliardy, może być zbudowany jak prawdziwy kulturysta.
Gdy tylko przekroczył próg, pospiesznie zamknęła drzwi, chcąc jak najszybciej odciąć się od dokuczliwego szumu deszczu.
Cruz ustawił jej bagaże na podłodze i spojrzał ze zdumieniem na potężny stos.
- Jak długo zamierza pani tu zostać? – spytał z podziwem.
- Tylko dwa dni.
- Myślałem, że miesiąc – mruknął z ironicznym uśmiechem. – Jeśli chce pani się przebrać, zaprowadzę panią do pokoju gościnnego.
On mnie chyba bierze za jakąś celebrytkę lub osobę z wyższych sfer, pomyślała z goryczą.
Byłby zdumiony, gdyby poznał prawdę. Przecież jej droga do kariery była bardzo mozolna i usłana trudnościami. Musiała dążyć do wyznaczonego sobie celu dzień po dniu, mając nadzieję, że ojciec nie zniszczy jej w taki sam sposób, w jaki zniszczył matkę.
- Będę panu bardzo wdzięczna.
Sięgnęła po jedną ze swoich toreb, ale pośliznęła się na mokrej podłodze i straciła równowagę.
I poczuła, że obejmują ją mocne męskie ramiona. Ponieważ jednak wydarzyło się to zbyt późno, oboje wylądowali na parkiecie.
- Czy nic się pani nie stało? – zapytał, nie wypuszczając jej z uścisku.
- Co mi się mogło stać? Przecież upadłam na pana.
Czuła się upokorzona tą całą sytuacją. W dodatku wyglądała jak zmoknięty szczur, sklejone włosy zasłaniały jej twarz, a wilgotna sukienka przylegała do ciała w nieodpowiednich miejscach.
To nie jest wizerunek, który chciałabym prezentować w mediach, pomyślała z goryczą.
Na szczęście on widział jej liczne fotografie, więc być może nie dojdzie do wniosku, że popełnił katastrofalny błąd, proponując jej współpracę.
Pomógł jej wstać, a potem dźwignął się na nogi. Nadal spoglądał na nią tak badawczo, jakby chciał się przekonać, że rzeczywiście nic się jej nie stało.
Zaczynała żałować, że nie została w Miami. Perspektywa uwięzienia w domu bardzo atrakcyjnego mężczyzny, który miał otworzyć jej drogę do sławy i majątku, budziła w niej przerażenie. Ale nie mogła sobie pozwolić na odrzucenie propozycji Cruza Westbrooka.
Miała nadzieję, że sesja zdjęciowa dla jego czasopisma stanie się siłą napędową jej kariery, która w ostatnim okresie wyraźnie zwalniała tempo.
- Co będzie z tym pokojem? – spytała, podnosząc z podłogi szkicownik.
Kiedy sięgnęła po dużą torbę, Cruz uniósł prawą rękę.
- Musimy wejść na górę – oznajmił z uśmiechem. – Ja to wszystko zaniosę.
- Uważa pan, że sama nie dam sobie rady?
- Nie, ale usiłuję być pomocny.
- Jestem pewna, że pan też chce się osuszyć i przebrać. Proszę mi tylko powiedzieć, dokąd mam się skierować.
- Do dowolnego pokoju na piętrze – mruknął, wskazując schody. – Ja mieszkam na dole.
Odszedł, spełniając jej życzenie i zostawiając ją nad stosem bagaży. Zmagając się z nimi, usłyszała dochodzący z głębi korytarza jego pogodny gwizd i przeżyła ukłucie frustracji. Nigdy jeszcze nie czuła się tak bezradna w towarzystwie żadnego mężczyzny.