W stylu flamenco
Przedstawiamy "W stylu flamenco" nowy romans Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE EKSTRA.
Dla nieśmiałej i wycofanej Emily Jacobs propozycja zaprojektowania strony internetowej dla winnicy Romero jest prawdziwym wyzwaniem. Przyjmuje ją, ponieważ właśnie rzucił ją narzeczony, a zmiana otoczenia pomoże jej uleczyć zranione serce. I rzeczywiście – szybko zakochuje się w słonecznej Hiszpanii, we flamenco, czerwonym winie i… swoim niezwykle przystojnym pracodawcy Alejandrze Romero. Wie, że on jest poza jej ligą, ale gdy zaprasza ją do tańca, Emily nie odmawia…
Fragment książki
– Ależ nie mogę tak po prostu wywrócić wszystkiego do góry nogami i przeprowadzić się nagle na południe Hiszpanii! Mam tu swoje zobowiązania! – Emily Jacobs pokręciła głową z niedowierzaniem. Przecież oczekiwano od niej rzeczy niewykonalnej.
– Wcale nie. To ja mam zobowiązania. Według stanu faktycznego na dziś, który nie zmienił się od trzech miesięcy, ty nie masz ani jednego – sprostowała Anna, kiwając w stronę swojej córki, Willow, biegającej radośnie po śniegu.
– Ale powiedziałam przecież Gordonowi, że zostanę tutaj do czasu sprzedaży firmy… – Emily urwała nagle, bo w rzeczywistości odbyło się to dokładnie odwrotnie: to Gordon powiedział jej, że może mieszkać w pensjonacie, który wspólnie prowadzili, do czasu jego sprzedaży, co więcej, powiedział to tak, jakby wyświadczał przysługę, czy wykonywał jakiś wspaniałomyślny gest, pozwalając jej zostać.
Prawdę mówiąc, nie prowadzili tego pensjonatu tak zupełnie wspólnie. Firma należała do jego matki, a kiedy ta niedawno zmarła, Gordon dość brutalnie zerwał zaręczyny. Wtedy Emily szybko zorientowała się, że ludzie wokół uważali ją za jedną z pracownic na stałe zakwaterowanych w pensjonacie. Istotnie, miała tam swój własny pokój, ale ponoć wynikało to z przekonań religijnych Gordona i jego woli, by ze wspólną sypialnią zaczekać do ślubu.
Tej części prawdy Emily nie zdradziła nikomu. Przecież każdy by się z niej śmiał i pytał, po co tam tkwi, skoro „narzeczony” najwyraźniej jej nie chce. Wolała nie przyjmować tego do wiadomości, choć nawet nie mając żadnego porównania, czuła, że jego pocałunki nie są namiętne, a i on sam nie bywa podniecony. Gdy jeden jedyny raz trochę bardziej go poniosło, natychmiast się wycofał, dodając komentarz, że jest „dość pulchna”. Odchudziła się więc dla niego, czego nie zauważył, i dlatego szybko wróciła do zwykłej wagi – również nie wywołując tym żadnej reakcji.
Zawsze chorobliwie nieśmiała i spięta, stopniowo straciła przez niego resztki pewności siebie, i zaczęła obwiniać siebie o jego brak namiętności, a czasami wmawiała sobie nawet, że wszystko zmieni się po ślubie.
Teraz nagle, w to jasne, lutowe popołudnie, przy niebie tak błękitnym i słońcu tak oślepiającym, że pasowałyby do samego środka lata, zaczynała widzieć wszystko coraz wyraźniej: Gordon nigdy nie planował się z nią związać, nie chciał ani jej, ani seksu, i traktował ją wyłącznie jako przykrywkę dla uspokojenia matki. I dlatego, pomimo że ich związek trwał pięć lat, w tym przez trzy jako pary narzeczonych, w wieku dwudziestu sześciu lat była nadal dziewicą.
– Willow! Zaczekaj! – wykrzyknęła Anna, ruszając nagle pędem za swoją energiczną, czteroletnią pociechą, która niespodziewanie skręciła w stronę zamarzniętego jeziora. – Na litość boską!
Emily roześmiała się, widząc przyjaciółkę doganiającą dziecko, ale nie zamierzała do nich dołączyć. Miło było przez krótką chwilę spacerować samej. Czas spędzony z Anną i Willow naprawdę pomógł jej się odświeżyć i zresetować.
Może mogłaby tak po prostu wyjechać? Skorzystać z nadarzającej się okazji i zniknąć z pensjonatu?
Parę dni temu zadzwoniła do niej dawna przyjaciółka ze studiów, Sophia, z pewną propozycją. Dotąd utrzymywały jedynie luźny kontakt poprzez media społecznościowe, zatem oferta Sophii stanowiła niemałe zaskoczenie.
– Odchodzę na macierzyński i muszę to załatwić. Poza tym pracodawcy, bracia, tak czy siak, chcą czyjegoś nowego spojrzenia. Chcą przyciągnąć do Jerez więcej turystów. Pokazałam Alejandrowi, co potrafiłaś zrobić ze stroną internetową pensjonatu, gdzie pracujesz. Był pod wrażeniem. Tak samo jak strony restauracji.
Od zerwania zaręczyn przez Gordona, Emily próbowała przestawić się na zarabianie na projektowaniu stron internetowych. Oferta Sophii spadła jej praktycznie z nieba, lecz dla niezwykle nieśmiałej osoby, jaką była, wydawała się zbyt przytłaczająca i poważna. Potencjalni klienci pragnęli tylko doskonałości i byli gotowi sowicie za nią zapłacić.
– Sześć tygodni, z pełnym zakwaterowaniem i transportem – oznajmiła Sophia – oraz hojna premia, jeśli witryna zadziała skutecznie.
Emily poczuła się zaniepokojona i wolała nie mówić zbyt wiele. Na razie miała tylko dwóch klientów i planowała rozwijać się powoli, a nie bazować na niespodziewanych mega okazjach. Uważała też, że ma zbyt mało kwalifikacji i doświadczenia na tak poważny projekt.
– Pomyśl o tym spokojnie i daj mi ostateczną odpowiedź do poniedziałku – zakończyła dawna koleżanka.
Mając do podjęcia tak ważną decyzję, Emily zrobiła coś niebywale dla niej nietypowego: wzięła wolne, by spędzić ten czas z Anną, swoją najbliższą przyjaciółką. Obie dziewczyny znały się od maleńkości, z biednej, angielskiej wioski, gdzie dorastały. Czasami nawet brano je za siostry i to nie ze względu na wygląd czy zachowanie. Anna miała dużo jaśniejsze włosy od ciemnych blond włosów Emily. Emily była raczej okrągła, a Anna – szczupła, Emily – chorobliwie nieśmiała, Anna – przebojowa. Jednak łączyła je tak silna, widoczna więź, że wyglądały na rodzinę.
W istocie Anna i Willow stanowiły jedyną rodzinę Emily.
Czy dlatego zaakceptowała wszystkie niedoskonałości i anomalie w relacji z Gordonem? Czy aż tak bardzo pragnęła założenia własnej rodziny, że zdecydowała się zadowolić okruchami normalnego związku?
– Spójrz na siebie, kochanie! – Emily uśmiechnęła się do swojej chrześniaczki. Dziewczynka miała na sobie grube paltko, wysokie buty, wełnianą czapkę i ogromne nauszniki, bo miewała problemy z uszami, a i tak szczękała zębami, kiedy starała się wyrwać rączkę w rękawiczce z uścisku mamy. – Cała się trzęsiesz!
– Nic mnie to nie obchodzi! – obruszyła się. – Chcę się poślizgać po lodzie!
– Nie! – zareagowały na to naraz obie kobiety.
– Ale inne dzieci się ślizgają… – zawodziła mała, kiedy odciągały ją z trudem od zamarzniętej tafli jeziora, by uspokoić się nieco dopiero po wyjściu z parku.
– Ona… niczego się nie boi – westchnęła Anna.
– Jak jej mama! – zaśmiała się Emily. – Jak byłyśmy małe, zawsze wchodziłaś na lód.
– A ty nigdy. Byłaś taka…
– Tchórzliwa?
– Chciałam powiedzieć „rozsądna”.
– Chyba bałam się zawieść rodziców.
Rodzice Emily byli starsi niż większość rodziców jej koleżanek i nieustannie się martwili. Jeśli spóźniła się ze szkoły choćby o pięć minut, wychodzili przed dom i tam, spięci, czekali, aż wróciła. Ubierali ją także wyłącznie w ręcznie robione swetry, szaliki i czapki. Czasami wstydziła się tego wszystkiego, lecz czuła się szalenie kochana, więc siłą rzeczy także odpowiedzialna za ich samopoczucie i szczęście.
Jeśli kiedykolwiek ma nastąpić w jej życiu zmiana, to chyba nadszedł właściwy czas.
– No tak… a teraz ta sprzedaż firmy… – bąknęła niepewnie do Anny.
– Emily… nie dostaniesz z niej ani funta! A on będzie sobie żył! Niech sam się tym zajmie. Wystarczająco cię już wykorzystał.
Może dobrze, że Willow przerwała dalszą wymianę zdań.
– Mamo, mamo, Emily jest jak smok! Obie jesteście! – wykrzyknęła, wpatrując się w obłoczki pary widoczne koło ich twarzy na zimnym powietrzu.
Szkoda, że to nieprawda – pomyślała Emily. Jak dobrze byłoby mieć w sobie wewnętrznego smoka, którego można by przywołać w miarę potrzeby. Żeby czuć więcej siły. Nie być słabym, jak w przypadku Gordona. Jak w przypadku… wszystkiego. A teraz jest okazja na podjęcie życiowej decyzji, więc Anna, która jest miła, lecz potrafi być dosadna, bardzo się przyda.
– Powiedz mi o Sophii. Poznałyście się na uniwerku? – zapytała Anna, jakby czytając Emily w myślach.
– Tak. Byłyśmy w grupie hiszpańskiej. – Emily uwielbiała zajęcia w tej grupie, bo łączyła ona studentów hiszpańskich z ludźmi uczącymi się ich języka. – I zaprzyjaźniłyśmy się, a potem zostałyśmy znajomymi na Facebooku. Tam zobaczyła moje zdjęcia i projekty dla naszego B&B i lokalnej sieci restauracji.
– No to widzę, że nareszcie wszystko zaczyna się dla ciebie pomyślnie układać.
Na to wyglądało. Zakup drogiego aparatu nie odbył się pod wpływem impulsu. Był największą inwestycją w jej dotychczasowym życiu, i czuła się okropnie, wydając pieniądze po rodzicach na coś tak – wydawałoby się – ekstrawaganckiego. Wiedziała jednak, że jeśli planuje karierę projektantki stron internetowych, potrzebuje najlepszego sprzętu, na jaki może sobie pozwolić. Następnie zaczęła powoli uzupełniać aparat różnymi obiektywami i sprzętem oświetleniowym, a na koniec kupiła statyw, używany, markowy i piekielnie drogi.
– Sześć tygodni na aktualizację strony internetowej to chyba sporo czasu – stwierdziła Anna.
– Niezupełnie… nie dla ogromnej winiarni sherry w Hiszpanii!
– Ogromnej? Przecież winiarnia to najwyżej mała knajpa połączona ze sklepem.
– Nie w Hiszpanii… nie. Tam winnice są poza miastem i towarzyszy im winiarnia, czyli magazyn, gdzie przechowuje się beczki, w których dojrzewa sherry. Ta jest wielka, budynek przypomina zamek. Poza tym to coś więcej niż przeróbka strony – chcą całkiem nowej, od zera, i nowych zdjęć…
– Chcą…?
– To firma rodzinna, prowadzona głównie przez dwóch braci, jeśli oczywiście akurat tam są… Alejandro i Sebastian Romerowie. Wygląda na to, że są przystojni i nieco zdemoralizowani. To wielomiliardowe imperium. Wymyślili sobie całkiem nowe spojrzenie… żeby ktoś spojrzał na ich biznes nieskażonymi oczami.
– Dziewiczymi oczami? – Anna szturchnęła ją porozumiewawczo. – No cóż. To nie ty.
No cóż. To właśnie ja. Emily czuła się bardzo niezręcznie ze swoim koszmarnym sekretem, ale nie potrafiła go wyjawić nawet Annie.
– Nie wiem nic o sherry – przyznała – a właściwie… dotąd nic nie wiedziałam. Myślałam, że to taki napój dla starszych pań, bo mama i babcia zawsze piły go w Boże Narodzenie. A w Andaluzji to jest cały, ogromny przemysł! Nigdy nie sądziłam, że sherry może być… – niespokojnie popatrzyła ponad głową Willow i zniżyła głos – uważane za seksowne.
Anna znów się roześmiała. Może na myśl o tym, że ktoś nazwał tak wino, a może dlatego, że Emily peszyła się, wypowiadając słowo „seksowny” i to nie tylko z powodu obecności dziecka. Taka już po prostu była.
Tym razem jednak dawało się wyczuć, że naprawdę chce pojechać do Hiszpanii. Boi się, ale jest zafascynowana ofertą.
Ich wspólny dzień okazał się wspaniały i dość szybko minął. Przyszedł czas, by położyć Willow spać.
– Kiedy dorosnę, będę smokiem, albo księżniczką… a może poszukiwaczem skarbów, a w weekendy jednorożcem… – szeptała dziewczynka, prawie zasypiając.
– Jesteś genialna – zaśmiała się Emily.
– A ty… wyglądasz ładnie, jak się uśmiechasz, chociaż nie uśmiechasz się zbyt często.
– Wiem. Myślę, że po prostu urodziłam się z taką poważną miną…
– A kim będziesz, Em?
– Jak to… kim będę?
– Kiedy dorośniesz.
Starą panną – pomyślała odruchowo Emily, nie mogąc oczywiście powiedzieć tego na głos.
– Ale ja już dorosłam. Mam dwadzieścia sześć lat – westchnęła.
Willow jednak już spała, więc nie dało się kontynuować tej ciekawej konwersacji i można było delikatnie wyjść z pokoju. Emily zamiast zejść od razu na dół, przycupnęła na schodach i zaczęła się rozglądać po ścianach, a dokładnie po wiszących tam zdjęciach, z których większość zrobiła sama. Chrzciny Willow… jej pierwsze urodziny… potem na jednym, malutkim zdjęciu rodziny Jacobsów i Douglasów ujęte razem… To zdjęcie pochodziło z festynu w sąsiedniej wiosce, który odbywał się podczas przerwy bożonarodzeniowej, gdy obie były ostatni rok na uniwersytecie. Anna tego dnia powiedziała Emily, że jest w ciąży i boi się reakcji rodziców. Ojciec Anny był zapracowanym pastorem. Na fotografii znajdował się także ojciec Emily, wychudzony, na wózku inwalidzkim, delikatnie uśmiechnięty do kamery, w rzeczywistości nie bardzo już wiedzący, o co chodzi. Obok mama, z charakterystycznym zmęczeniem w oczach… Zaledwie miesiąc później zmarła.
– Oto nadeszła zima naszego niezadowolenia… – recytowała wtedy Anna pierwszą linijkę z dramatu Szekspira Ryszard III, który akurat omawiali na studiach.
To więcej niż tylko zima – myślała Emily. W swojej samotnej sypialni nie znajdowała żadnego zadowolenia. Kiedy ma się dwadzieścia parę lat i „narzeczonego”, który całuje cię, jak nielubianą ciotkę, trudno mówić o zadowoleniu. Ostatecznie Gordon okazał się po prostu gejem. Żałowała, że nie wiedziała od początku, że jest używana jako przykrywka, bo straciła dużo czasu na zastanawianie się, co jest z nią nie tak. Do diabła… mogli być przyjaciółmi, zamiast udawać związek.
Ależ… to ty zostałaś, bo ci pasowało!
Emily zesztywniała. Zazwyczaj odpychała od siebie tę myśl, nie dopuszczała jej do głosu. Wolała się nie przyznawać przed sobą do smutnej prawdy, że ucieka przed prawdziwym życiem i że zawsze tak było.
Jako chorobliwie nieśmiałe dziecko, uważała posiadanie starszawych, nadopiekuńczych rodziców za błogosławieństwo, nie przekleństwo. Miała doskonałą wymówkę na każdą okazję: nie mogła robić nic niestosownego, żeby ich nie denerwować, a w rzeczywistości nie podejmowała nigdy żadnego ryzyka, bo się go przede wszystkim sama bała. Do dziś choćby ubiera się zawsze tak samo i tradycyjnie, i sama obcina sobie włosy, żeby nie siedzieć wśród ludzi w salonie!
Rozmyślania przerwał esemes. Emily zamarła, gdy zobaczyła charakterystyczną mieszankę hiszpańskiego i angielskiego. Sophia!
W Nowym Jorku negocjacje wielkiego kontraktu. Los Hermanos chcą zmiany strony internetowej. Permiso por maternidad od poniedziałku, więc będziesz potrzebna jutro. Puedes? Sophia.
Już jutro? – wyszeptała przestraszona Emily i ponownie przeczytała esemes. Jej „zardzewiały” hiszpański jasno mówił, że koleżanka idzie wcześniej na urlop macierzyński, a zatem nie będzie nikogo znajomego, by wprowadzić ją w cokolwiek na początek. Przerażające! Jak samo „puedes” Sophii: „możesz?” – bardzo bezpośrednie i żądające jasnej, jednoznacznej odpowiedzi.
Czy Emily znów stchórzy i pozwoli, by ominęła ją kolejna szansa?
Przecież marzy o przygodach i podróżach, a tu miałaby i jedno, i drugie. A może po zakończonym zleceniu i zarobiwszy przyzwoite pieniądze pozostanie w Hiszpanii na dłużej i zajmie się jeszcze czymś innym, od dawna tak zaniedbanym…? Flirtem? Romansem? Może dowie się nareszcie, co to namiętny pocałunek? I seks… Nie zna właściwie własnego ciała, a chciałaby je poznać. Tak, szczerze marzy jej się wakacyjny romans.
Jeszcze parę chwil siedziała nieruchomo na schodach, aż wreszcie złapała za telefon.
Gdy Emily weszła w końcu do salonu, była bardzo ożywiona.
– Właśnie zadzwoniłam do Gordona! – oznajmiła. – Powiedziałam mu, że przeprowadzam się za granicę, by podjąć nową pracę, i że wyjeżdżam jutro rano.
– Brawo! – wykrzyknęła Anna.
Emily nie wyglądała na razie na gotową do świętowania.
– Jest bardzo zdenerwowany. Bardziej, niż kiedy zrywał zaręczyny. Twierdzi, że powinnam go była wcześniej uprzedzić…
– A on cię wcześniej uprzedził? – parsknęła Anna.
– Ale ja się już zdecydowałam. Za chwilę zadzwonię do Sophii i potwierdzę, że biorę to zlecenie.
Odkąd Emily podjęła decyzję, jej głos stał się wyraźniejszy. Poza tym starała się konsekwentnie emanować entuzjazmem, dla zamaskowania przerażenia.
Po zakończeniu rozmowy z Sophią, zrelacjonowała ją Annie.
– Sophia ma nadzieję zdążyć się ze mną zobaczyć. Jeśli nie da rady, zrobi to jej mąż. A mieszkanie, w którym miałam się zatrzymać, pomyłkowo wynajęto komuś innemu. Bo trwa tam akurat festiwal flamenco. Wygląda więc, że zamieszkam u gospodarzy.
– Z gospodarzami? – zażartowała Anna.
– Oby nie… To wszystko dzieje się za szybko. Kręci mi się już od tego w głowie.
– Jeśli zaczniesz się za dużo zastanawiać, nigdy tam nie pojedziesz.
– To prawda… Ann, ja… nigdy nie chciałam się ślizgać po zamarzniętym jeziorze i to nie tylko ze względu na moich rodziców.
– Em… przecież wiem.
– Poza tym… nie mam co na siebie włożyć.
W przypadku Emily ten powszechny damski problem istniał naprawdę. Jej garderoba ograniczała się do legginsów, elastycznych spodni i prostych bluzek w stonowanych odcieniach, głównie szarościach i czerniach. Miała wyłącznie praktyczne ciuchy, które nadawały się do kucania i biegania podczas robienia zdjęć.
– Podejrzewam, że w Andaluzji są sklepy! Ba, są też i salony fryzjerskie! – oświadczyła Anna. – Pochodziłam sobie po internecie, kiedy usypiałaś Willow. Tam jest przepięknie!
Emily zarezerwowała loty, powrót planując parę tygodni po zakończeniu zlecenia. Zamiast martwić się pakowaniem walizki i sprzętu, także zaczęła oglądać oszałamiające widoki z tej części Hiszpanii. W uszach rozbrzmiewały jej słowa przyjaciółki:
– Em… po prostu bądź sobą. Nie ma znaczenia, czy cię polubią, czy nie. Ważne, żeby zakochali się w twoich zdjęciach.
Anna jest z natury taka odważna… Emily bardzo chciałaby być podobna, spróbować nareszcie nowych rzeczy, nadrobić stracony czas. Więc chyba po prostu spróbuje!
Alejandro Romero marzył o tym, żeby ta rozmowa, ten dzień, a w zasadzie cały ten tydzień już się skończyły. Biorąc pod uwagę, że myślał tak w późny niedzielny wieczór, jego marzenie miało się wkrótce spełnić.
Jednak Mariana zdawała się nie przyjmować do wiadomości owego końca.
– I mówisz mi, że z nami koniec tutaj? W piwnicy?! – wykrzyknęła.
– Powiedziałem ci to w grudniu – odparł spokojnie – a teraz jest już luty.