W tym małżeństwie nie będzie nudno / Ślubna niespodzianka
Przedstawiamy "W tym małżeństwie nie będzie nudno" oraz "Ślubna niespodzianka", dwa nowe romanse Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE DUO.
Hiszpański arystokrata Tiago Villela spędził noc z zabawną i zmysłową Lillie Merton. Gdy po pewnym czasie Lillie informuje go, że jest w ciąży, Tiago natychmiast decyduje, że się pobiorą. Lillie nie ma żadnych cech, które powinny charakteryzować panią Villela, ale rozsądek i wychowanie nakazują mu tak właśnie postąpić. Musi zapewnić opiekę swojemu dziecku i jego matce. Lillie jednak, choć wychodzi za Tiaga, nie zamierza żyć według sztywnych reguł rodu Villela. Chce kochać i cieszyć się życiem na swój sposób. Wierzy, że Tiago da jej się porwać, tak jak ich pierwszej nocy…
Z sióstr bliźniaczek Stanton to Olivia była tą szaloną i nieprzewidywalną. Jednak udawanie siostry i wstąpienie za nią w związek małżeński ze znanym biznesmenem Alexandrem Kingiem to nawet dla niej było wyzwanie. Ale ponieważ jej bliźniaczka nie mogła pojawić się na ślubie, Olivia musiała ratować rodzinę przed kolejnym skandalem. Teraz czeka przerażona, co będzie, gdy Alexander odkryje, kogo poślubił…
Fragment książki
Nie miała zamiaru jeść w pokoju wspólnym, bo od czasu, gdy jej ciąża zaczęła być widoczna, przestała się czuć komfortowo wśród współlokatorów.
Ten dom zamieszkiwali, co podkreślali z rzekomym żalem, sami weseli single. Wszyscy dużo młodsi od Lillie, która wprowadziła się tu z przyjaciółmi ze swojego roku i potem przez lata patrzyła, jak po kolei opuszczają dom. W końcu została tylko Lillie, trzydziestoletnia stara panna, którą nowi mieszkańcy postrzegali coraz bardziej jako matkę domu. Przynajmniej do czasu, aż zauważyli, że naprawdę zostanie matką.
Po kilkunastu spotkaniach, w których czasem brała udział, wszyscy byli jednomyślni. Zdecydowano, że dom miał służyć młodym ambitnym ludziom, którzy ciężko pracowali za dnia i lubili się rozerwać nocami. Absolutnie nie było to miejsce dla dziecka. Taki werdykt otrzymała podczas ostatniego spotkania i nie liczyło się, że to Lillie przyjmowała każdego z nich w tych progach, trzymając w garści najstarszą datą umowę najmu.
Nie, żeby ona sama wyobrażała sobie, że zostanie w tym miejscu z bobasem. Nie miała ochoty zagracać swojego maleńkiego pokoiku łóżeczkiem i przewijakiem, tak samo jak jej współlokatorzy nie byli zachwyceni na myśl o niej paradującej z noworodkiem podczas ich piątkowych imprez. Imprez, po których to ona zawsze sprzątała, choć od lat się nie upiła.
Lecz nikomu nie jest miło, kiedy każą mu się wynieść. Szczególnie, jeśli dostaje datę eksmisji i niezbyt subtelne groźby, że w razie problemów, ktoś inny pomoże mu w opuszczeniu lokalu w tempie ekspresowym. Miało to pewnie związek z faktem, że inicjatorka całego zamieszania wymyśliła sobie, że na miejsce Lillie wprowadzi się jej najlepsza przyjaciółka.
Tak więc relacje w domu ochłodniały.
Lillie nie przygotowywała już ogromnych ilości jedzenia, którymi dzieliła się ze współlokatorami, nie była już też dobrą duszą, której zawsze można się było wypłakać przy herbacie. Zdawała sobie sprawę, że zaczynali tego żałować, bo nieraz, gdy gotowała, któryś z nich kręcił się wokół i robił do niej słodkie oczy. Mimo to zawsze po prostu zabierała swój talerz, skazując ich na gotowe dania z mikrofalówki i zupki chińskie.
Teraz była bardzo samotna, ale odpychała tę myśl, bo wiedziała, że za kilka miesięcy pojawi się dziecko, którym będzie musiała się zająć. Gratulowała sobie, że została w tym domu pełnym dorosłych dzieci, bo było to doskonałe przygotowanie do roli matki. Choć oczywiście wciąż zastanawiała się nad opcjami na przyszłość, która jednak trochę ją martwiła.
Tak, miała opcje. Mogła przecież wrócić do rodziców mieszkających w cichej, spokojnej wiosce. Byli cudowni, ale Lillie nie była pewna, czy będzie w stanie wytrzymać życie w cieniu ich wielkiej, legendarnej miłości. Szczególnie że sama miała raczej nie dostąpić takiego samego szczęścia jako samotna matka.
Wiedziała też, że w domu jej kuzynki w Glasgow czeka na nią wolny pokój, ale perspektywa życia w wielkim mieście z ekscentryczną Catrioną, która zaoferowała, że będzie pomagać w wychowaniu dziecka, nie do końca była tym, na co w tym momencie miała wielką ochotę. Nie tak wyobrażała sobie swoje życie. Ale cóż, trzeba było nie zachodzić w ciążę.
Tamtego wieczoru mówiła sobie to w duchu, przechodząc z parującym talerzem jedzenia przez pokój wspólny. Nie wiedziała, dlaczego na chwilę się zatrzymała, choć zamierzała przemknąć do swojego pokoju i oglądać jakiś stary serial na telefonie. Musiało być to zrządzenie losu, bo akurat gdy przystanęła na sekundę za kanapą, doszedł ją głos dziennikarza prowadzącego wieczorne wiadomości. Leciały w tym domu pełnym beztroskich studentów tylko dlatego, że jej współlokator Martin, w wieku zaledwie dwudziestu dwóch lat, uważał się za człowieka światowego i pozornie interesował się sprawami międzynarodowymi.
Później miała wielokrotnie zastanawiać się nad tą igraszką przypadku, która spowodowała, że tamten reportaż zaczął się dokładnie w momencie, w którym znalazła się naprzeciwko telewizora.
Na ekranie pojawiła się jego twarz. I choć był lekko niebieski, bo stary telewizor pokazywał wszystko w tym smutnym kolorze, wyglądał dokładnie tak samo jak pięć miesięcy temu w Hiszpanii. Osłupiała. Ale nie czuła się przytwierdzona do ziemi jakimś ciężarem. Raczej jakby uderzył ją piorun, który podnosił do góry włoski na jej karku, łączył ją z niebem i podłożem i napełniał jej żyły czystą adrenaliną. Lillie nieświadomie wstrzymała oddech. Zapomniała o całym świecie i gapiła się jak idiotka. Teraz przynajmniej nie mógł jej na tym przyłapać.
Jedynym świadkiem był bladolicy Martin, który odwrócił się, by na nią spojrzeć ze zmarszczonym czołem.
– Czemu się tak czaisz? – zapytał zaczepnie, bo Lillie zawsze mu się podobała i próbował ukryć zakłopotanie, w jakie wprawiała go jej widoczna ciąża. – Wiesz, że nie lubię, kiedy ktoś czai się za moimi plecami – powiedział z niezadowoleniem, tak jakby droga z pokoi do kuchni nie wiodła dokładnie za sofą, na której lubił przesiadywać.
– Martin, dla mnie zawsze najważniejszy jest twój komfort – odparła Lillie sucho, co sprawiło, że poczuła się trochę lepiej, a potem odwróciła się na pięcie i wyszła. Ledwie zauważyła, kiedy znalazła się w pokoju. Wiedziała tylko, że jej oddech zrobił się urywany, ale nie ze zmęczenia, a z szoku. Nie sądziła, że jeszcze kiedykolwiek go zobaczy.
Odłożyła talerz na biurko i natychmiast zapomniała o jedzeniu, wyszarpując z torebki telefon i wpisując w wyszukiwarkę imię i nazwisko, które widziała wyświetlone na ekranie. Tiago Villela.
Trybiki w jej umyśle zwolniły, przestała oddychać, bo zanim kliknęła przycisk wyszukiwania, zdjęcia same zaczęły się pojawiać na ekranie. Jej oczy nie kłamały, nie wyobraziła sobie tego. To był on. To naprawdę był on.
Okazało się, że nie był wcale ratownikiem, który po skończonej pracy przysiadł w basenowym barze, gdzie się spotkali, jak myślała przez ten cały czas. Bezkrytyczna, naiwna i olśniona jego urodą, tamtej nocy zgodziła się z nim, że nie muszą wiedzieć niczego więcej ponad to, że się sobie podobają.
A kiedy lato zmieniło się w jesień i Lillie odkryła prawdziwe powody swojego słabego samopoczucia, które przez długi czas zwalała na powakacyjną depresję, próbowała uzyskać pomoc, dzwoniąc do hotelu. Niestety potrafiła opisać go jedynie jako wysokiego, ciemnowłosego, prawie nienaturalnie czarującego i zwalającego z nóg.
– Obawiam się, że opisała pani jakieś dziewięćdziesiąt siedem procent hiszpańskich mężczyzn – odpowiedziała jej recepcjonistka z nutą pogardy w głosie.
Gdyby chociaż poszli do jego pokoju, mogłaby dowiedzieć się o nim czegokolwiek, zatrzymać w pamięci jakiekolwiek wskazówki, które by ją do niego doprowadziły. Niestety musiała zmierzyć się z faktem, że nie była w stanie go zidentyfikować, już nie mówiąc o poinformowaniu go, że zostanie ojcem.
Zniknął z jej pokoju, zanim się obudziła, a choć dla Lillie był to pierwszy tego typu wyczyn, była zadowolona, że nie musiała prowadzić z nim niezręcznych konwersacji, które sprawiłyby, że stałby się dla niej człowiekiem z krwi i kości. Chciała traktować go jako niezaplanowaną, wakacyjną atrakcję i wmawiała sobie, że jest zachwycona tą sekretną nocą, o której nigdy nikomu miała nie opowiedzieć. To miało być tylko cudowne wspomnienie, którym ogrzewałaby się w zimne, szkockie noce.
No cóż.
Pięć miesięcy wcześniej Hiszpanii nie było w ogóle w planach. Jej lato jak zwykle miało być chłodne i mokre – kilka dni w domu rodziców, a potem weekend szaleństw w metropolii z kuzynką Catrioną. I akurat kiedy zastanawiała się, czy by wreszcie nie spełnić marzeń o prawdziwych wakacjach i wyjechać, na przykład zwiedzić Włochy, jej telefon zabrzęczał, wyświetlając imię jej szefowej, Patricii.
Patricia poinformowała ją, że doroczny firmowy zjazd został przesunięty w ostatniej chwili, a ona miała już zarezerwowane tygodniowe all inclusive w tym samym czasie na Majorce. Lillie podejrzewała, że zostanie w takim razie wysłana w miejsce Patricii na sztywny zjazd pełen starszych panów w garniturach. Nie sądziła, że jej szefowa o sylwetce gazeli i zawsze perfekcyjnie prostych, lśniących czarnych włosach będzie w stanie się obyć bez jednego ze swoich obowiązkowych tygodni w słońcu. Lillie zresztą już kilkukrotnie skutecznie ją zastępowała, bo pracowała dla niej od prawie czterech lat.
Jednak tym razem Patricia wetchnęła żałośnie i powiedziała, że została wyraźnie poproszona o pojawienie się w swoim własnym ciele, nie w osobie asystentki. Tak więc zastanawiała się, czy Lillie nie miałaby ochoty pojechać za nią do Hiszpanii, bo i tak było już za późno, by odzyskała pieniądze od biura podróży.
– Oczywiście, że bym chciała – odparła Lillie szczerze – ale nie jestem w stanie zapłacić za taki wyjazd.
Patricia zamruczała cicho, a Lillie wyobraziła sobie, że kobieta się uśmiecha.
– Załóżmy, że to bonus za twoją pracę przez te ostatnie lata. Przynajmniej jedna z nas będzie się dobrze bawić.
Przez następnych kilka miesięcy Lillie zastanawiała się, jakie naprawdę było życie jej szefowej. Z zewnątrz zdawało się eleganckie i bogate, ale czemu pierwszą osobą, której zdecydowała się podarować taki wyjazd, była jej asystentka? Podejrzewała, że nie chciała dawać żadnych prezentów swoim tak zwanym przyjaciołom, z którymi nieustannie prześcigała się na osiągnięcia i pieniądze.
Za to Lillie nie trzeba było namawiać. W ten sposób znalazła się w luksusowym resorcie na Majorce, gdzie przeżyła najbardziej szalony tydzień swojego życia.
Nie chciała podawać się za Patricię, ale widocznie recepcja hotelu była niedoinformowana, a ona ich nie poprawiła. I nagle udawanie, że jest swoją szefową, nadało życiu nowego koloru. Bo sama Lillie prawdopodobnie nie podejmowałaby różnych aktywności, w które rzucała się jako odważna i ekstrawertyczna Patricia.
Wybierała się na wycieczki jachtami, co wieczór chodziła na zakrapiane imprezy nad basenem, na których tańczyła z nieznajomymi. Uczestniczyła w zajęciach jogi i w zabiegach spa, poszła na każdy darmowy masaż. Pozwalała sobie na wszystko, bo Patricia też by tak robiła.
W ten sposób tamtego wieczoru pochylała się nad drinkiem, siedząc w pstrokatym bikini i czując się jak bogini. Zdecydowała, że jej nieujarzmiona, nierozczesana burza loków na głowie, pachnąca morzem i słońcem, była jej wakacyjną stylówką.
Na ten ostatni wieczór w raju wybrała bar nad basenem oraz sangrię, która przez cały tydzień dotrzymywała jej towarzystwa. I tam właśnie go spotkała. Tiaga Villelę, który nigdy jej się nie przedstawił.
Musiała na chwilę wygasić ekran telefonu, bo już zaczynała zapominać, że nadal znajduje się w swojej sypialni w Aberdeen, a nie pod hiszpańskim słońcem, które obsypało ją piegami, spaliło jej włosy i upiło beztroską radością.
Nie dziwiło jej, że oddycha trochę szybciej, a świat przed jej oczami odrobinę wiruje. Tak samo czuła się tamtego wieczoru. Dlatego teraz, nieobserwowana przez nikogo, położyła się na łóżku i pozwoliła sobie poczuć zalewającą ją falę emocji.
Przez cały ten czas udawała, że to była tylko przygoda. Ale gdy się dowiedziała, że jest w ciąży, od razu zdecydowała, że urodzi. Nie brała pod uwagę żadnej innej możliwości, choć spodziewała się, że ludzie będą gadać.
Okazało się, że wszyscy uważają Lillie za desperatkę, która chwyta się jedynej okazji, by mieć dziecko, co było dość obraźliwe. Wiele osób sądziło, że z Hiszpanii poleciała do tureckiej kliniki zrobić sobie in vitro. Do tego stopnia nie potrafili sobie jej wyobrazić nagiej w łóżku w trakcie igraszek z jakimś facetem, jak poinformowała ją jedna ze złośliwych współlokatorek.
– Dziwnie to sobie wyobrażać, bo taka jednorazowa przygoda to nie twój styl… – stwierdziła z fałszywym współczuciem.
– To może sobie nie wyobrażaj. – Lillie śmieszyło to zniesmaczenie u dziewczyny, której wielokrotnie trzymała włosy nad toaletą po sobotnich balangach. – Skoro to takie dziwne.
Sama dobrze wiedziała, że fakt, że chciała zostać matką, nie miał nic wspólnego z jej staropanieństwem. Przede wszystkim, to było jego dziecko. Stworzone podczas najpiękniejszej nocy jej życia. I kiedy zrozumiała, że już nigdy go nie odnajdzie, stało się dla niej jeszcze cenniejsze. Było wszystkim, co jej po nim zostało.
Co z tego, że wszyscy myśleli, że zaliczyła wpadkę? Albo że w ogóle obeszła się bez mężczyzny, by zajść w ciążę, co jej młodsi koledzy uważali z jakiegoś powodu za ujmę? Nie obchodziło jej to.
Kiedy była sama, lubiła powracać do tamtej nocy. Skrupulatnie przypominała sobie każdy moment spędzony z tym wyjątkowym mężczyzną, każdy piękniejszy od poprzedniego, a teraz pamięć o nich należała do niej i mogła zanurzać się w niej, kiedy tylko chciała.
Wiedziała, że te chwile spędzone w samotności jej pokoju były ostatnimi, w których mogła pozwolić sobie na szczerość. Niedługo będzie musiała przybrać fałszywy uśmiech dla swoich rodziców lub kuzynki. Nie chciała do nich jechać, choć była im wdzięczna za chęć pomocy. Po prostu wolała być sama ze swoimi wspomnieniami i dzieckiem schowanym bezpiecznie pod sercem. Bo oficjalna historia o ich spotkaniu odrobinę mijała się z prawdą.
Lillie nie piła w barze tamtego wieczoru. A gdyby nawet cokolwiek wypiła, wytrzeźwiałaby w sekundę w momencie , gdy go zobaczyła. Jego widok był tak upajający. Była to prawda, w którą i tak nikt by jej nie uwierzył. Uznaliby ją co najwyżej za smutną desperatkę, która próbuje zachować godność. Co prawda wiedziała, że wszystkim było jej żal i już się do tego przyzwyczaiła. Po prostu uważała, że tamta noc była czymś świętym, czego cudze opinie nie miały prawa bezcześcić.
Było to proste, a zarazem niezwykle skomplikowane – uniosła wzrok i zobaczyła go siedzącego przy barze. Zanim ją zauważył, miała zaledwie moment na to, by pomyśleć, że jest po prostu zachwycający. Jego czarne przydługie włosy, jego duże niebiesko-zielone oczy, połyskujące jak morze, jego męska twarz i prosty nos, nadające mu wygląd starożytnego gladiatora…
I wtedy on skrzyżował z nią swoje zaskoczone spojrzenie… To było jak magia.
Wolałaby naprawdę, żeby całe to wydarzenie było tylko pijackim wyskokiem z przygodnym facetem, tak okropne i niepasujące do niej, jak wszystkim się wydawało. Byłoby to łatwiejsze niż pogodzenie się z prawdą.
Że coś pojawiło się między nimi. Coś ogromnego, intensywnego, zbyt wielkiego, by mogła to pojąć. Eksplodowało, kiedy ich spojrzenia się spotkały, tak nagle, że wiedziała już, że ich życia po tym spotkaniu już nigdy nie będą takie same. Oboje to wiedzieli.
Leżąc w swoim pokoju, odgrywała całą tę scenę, tak jakby właśnie tam była.
– Kim jesteś? – zapytał, podchodząc do niej, patrząc na nią wzrokiem pełnym czegoś gorączkowego i palącego, co nią wstrząsnęło. Wszystko, co się działo, nagle nabrało sensu. Tak jakby całe życie go szukała, nie zdając sobie z tego sprawy. Kiedy stanął przed nią, wydawało jej się, że nadal jest od niej zbyt daleko, bo przecież czekała na niego od zawsze.
– Kim ty jesteś? – zapytała, ale żadne z nich nie odpowiedziało. Stali tak, jak wrośnięci w ziemię, choć wokół nich trwała zabawa. Nareszcie razem, pomyślała Lillie, choć nie miało to żadnego sensu.
Wiedziała, że nigdy nie będzie w stanie wyjaśnić tego czegoś, co się między nimi urodziło. Wydawało się, że zostało to po prostu dla nich zaplanowane. Tak jakby ni stąd, ni zowąd porwała ją hiszpańska bryza i poniosła w zapomnienie aż do nieba.
Nie rozmawiali. Nie dowcipkowali, nie poznawali się, nie flirtowali i nie tańczyli. Nie zrobili nic, co normalnie robią ludzie w takich sytuacjach. To byłoby sensowne, ale z tym mężczyzną świat przestawał mieć sens.
Lillie mogłaby tak stać wiecznie i nie zauważałaby niczego innego poza nim. Jednak on w końcu uniósł dłoń, jakby bezwiednie, i ujął jej policzek. W tym momencie oboje szybko wciągnęli powietrze, a ich ciała wstrząsnął dreszcz przeszywający całe ciało jak kopnięcie prądem.
– Wydaje mi się – szepnął, a jego głos krył w sobie coś głębokiego i fascynującego – że powinniśmy pójść na górę, benzinho. Prawda?
– Kimberley, czy bierzesz sobie tego oto mężczyznę, Alexandra Kinga, za męża i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że go nie opuścisz aż do śmierci ?
Nieee.
Olivia Stanton z przerażeniem rozejrzała się wokół. Czy powiedziała to na głos? Jej palce gniotły satynową wstążkę wytwornego bukietu z białych róż i orchidei, a serce biło jak szalone. Łagodny kapłan w okularach patrzył na nią cierpliwie. Wypuściła powietrze z płuc i ponownie je wciągnęła. Dławił ją aromat trzymanych w dłoni kwiatów, a ich słodka woń wzmagała jeszcze ogarniającą ją panikę.
Mijały sekundy. Cisza, która zapadła wśród gości oczekujących sakramentalnego „tak”, narastała niczym wciągająca w głąb fala.
Podniosła wzrok i zderzyła się ze spojrzeniem Alexandra. Pewnym i niewzruszonym. Zdrętwiały język przywarł jej do podniebienia, a bicie oszalałego serca brzmiało jak grzmot w otaczającej ich ciszy.
Nie, nie może posunąć się tak daleko. Owszem, ona i Kim robiły tak już nieraz. To prawda, często wprowadzały wszystkich w błąd, podając się jedna za drugą. Zazwyczaj to Kim udawała Liv, chcąc jej oszczędzić przykrości ze strony ojca lub chronić przed naganą szkolnych władz. I dlatego teraz to ona, Liv, musiała pomóc bliźniaczce. Była jej to winna. Kim wyciągała ją z tarapatów częściej, niż potrafiłaby zliczyć.
Ale żeby zamiast niej poślubić Alexandra… To już nawet Olivii zdawało się zbyt śmiałym krokiem.
„Nie mogę dziś za niego wyjść. Niedługo wracam”.
Słowa Kim wciąż brzmiały w jej uszach. Jeśli jej odpowiedzialna, zdyscyplinowana siostra musiała w ostatniej chwili zniknąć, to na pewno miała poważne powody. Ale czy Alexander nie zrozumiałby tego, gdyby mu wszystko wyjaśniła?
„Nie mów tylko nic Alexandrowi. Bardzo bym go zawiodła. Najmniejsza obawa przed skandalem wytrąca go z równowagi”.
Kim jest człowiek, za którego chciała wyjść jej siostra, skoro nie mogła mu powierzyć swoich problemów w najważniejszym dniu ich życia?
Poczuła na ramieniu lekki dotyk dłoni. Delikatny gest przywołał ją na powrót do koszmaru rzeczywistości. Odchyliła głowę w tył. Błękitne oczy Alexandra patrzyły na nią z czułością. Musiało mu naprawdę zależeć na Kim, bo nigdy wcześniej w jego spojrzeniu nie dostrzegła tyle ciepła.
„Nie chcę go stracić”.
Wciąż słyszała rozpaczliwe błaganie swojej siostry. Krew zaczęła gwałtownie pulsować w jej żyłach, głęboko wciągnęła oddech i wymówiła najbardziej przerażające słowo w swoim życiu:
– Tak.
Twarz księdza wyraźnie się rozpogodziła.
– Ogłaszam was mężem i żoną – oznajmił, po czym zwrócił się do Alexandra: – Teraz możesz pocałować pannę młodą.
Ziemia zadrżała pod jej stopami. Gdy przyciągnął ją do siebie i poczuła dotyk jego rąk na swych nagich ramionach, oblał ją żar. Delikatnie musnął kciukiem jej policzek.
Znieruchomiała. Prawda, którą zaczęła sobie uświadamiać, odbierała jej zdolność myślenia, a w głowie kołatała tylko jedna myśl, jasna jak neon reklamowy – niczego bardziej nie pragnęła niż tego pocałunku.
Gdy nachylił się nad nią, jej serce gwałtownie przyspieszyło.
Nie.
Odwróciła głowę i odepchnęła go oburącz.
Co się ze mną, u diabła, dzieje?
Z jej ust wyrwało się przekleństwo. Nachylił głowę, jakby je usłyszał; poczuła, że strach dławi jej pierś, a gorset stylowej sukni odcina oddech. Alexander King był człowiekiem przenikliwym i bezwzględnym. Ile potrwa, zanim odkryje, że został oszukany?
On tymczasem wpatrywał się w twarz żony, a w jego głowie coraz głośniej odzywały się dzwonki alarmowe. Gwałtowne bicie pulsu, uporczywe unikanie jego wzroku, uchylanie się przed pocałunkiem…. Coś tu było nie tak.
Jakby czytając w jego myślach, obrzuciła go spojrzeniem swych wielkich, brązowych oczu, i natychmiast je opuściła. Wydawała się jakaś inna.
Czuł to już od chwili, gdy stanęła przy nim w kościelnej nawie. Odwróciła wtedy wzrok zamiast spojrzeć mu w oczy. Poruszała się, wysoko unosząc podbródek, z widocznym napięciem. Nawet teraz, przygryzając zębami dolną wargę, niespokojnie manewrowała palcami wokół brylantowego naszyjnika, jakby się w nim dusiła.
No i jej wygląd. Oczywiście wiedział, że wszystkich olśni. Nie przypuszczał jednak, że będzie tak… seksowna w sukni ślubnej. Oczekiwał raczej spokojnej elegancji niż tej erotycznej aury, jaką emanowała i jaką pogłębiła szkarłatną szminką, której nigdy dotąd nie widział na jej ustach…
Patrząc na białe zęby, którymi przygryzała wypukłą dolną wargę, czuł ogarniający go dreszcz podniecenia. Oczywiście, wcześniej też mu się podobała. Ale nigdy dotąd nie utracił kontroli nad swym ciałem, które nagle zastygło w przypływie pożądania.
Wyciągnął rękę i przyciągnął ją do siebie, odsuwając od tłumu wiwatujących przyjaciół. Natychmiast zesztywniała jak napięta sprężyna. Schylił głowę, zmuszając się do uśmiechu. Gdy owionęła go woń kwiatów i mokrej ziemi, zamknął oczy, usiłując opanować fizyczną reakcję. Jego ręce zacisnęły się wokół jej pasa, przyciągając ją bliżej, by mógł upajać się rozkoszną wonią jej skóry.
Zmarszczył czoło, narzucając rozkojarzonym myślom resztki dyscypliny. Co się tak nagle odmieniło? W ciągu ostatnich sześciu miesięcy bez wyrzeczeń przystał na prośbę Kim, by na razie powstrzymać się od współżycia. Tymczasem dzisiaj nie mógł się już doczekać, by zaciągnąć ją do łóżka.
– Wszystko w porządku, Kim?
Uśmiechnęła się, patrząc gdzieś ponad jego ramieniem.
– Tak, dziękuję, Alexandrze. – Niezauważalnym ruchem wyślizgnęła się z jego objęć. – Zapewne napięcie ostatnich tygodni w końcu daje o sobie znać.
Ogarnęły go niejasne podejrzenia. Coś odbiegało od normy, choć nadal nie umiał tego określić.
– Alexandrze?– powtórzył ze zdziwieniem.
Kolor odpłynął jej z policzków i po raz drugi w ciągu ostatniej godziny usłyszał, jak zdławiła przekleństwo. Nagle ogarnęły go wyrzuty sumienia. Dostrzegł cienie pod jej oczyma i napiętą skórę twarzy. Czemu wcześniej nie widział jej zmęczenia? Przecież zupełnie sama, niemal bez pomocy z jego strony, zaplanowała całą tę uroczystość. Była pod każdym względem doskonała. Elegancka, podziwiana z racji swych zawodowych sukcesów, cieszyła się również nieskazitelną opinią – co dla Alexandra Kinga miało zasadnicze znaczenie w wyborze żony. Najważniejsze jednak było to, że Kim stanowiła przykład dla jego siostry Emily. Pogłoski dotyczące matki ich obojga, a także pogłębiająca się nerwowość i przygnębienie Emily, skłaniały go do szybkiego zawarcia małżeństwa. I nie mógł sobie wyobrazić kandydatki lepszej niż Kim.
Uniosła rękę i potarła skronie swymi długimi palcami.
– Przepraszam, jestem po prostu trochę zmęczona.
– Wspaniale to zorganizowałaś, Kim. Wszystko wypadło idealnie, bez najmniejszych zakłóceń. – Przesunął palcem po wewnętrznej stronie jej nadgarstka. – Wszystko było doskonałe. Takie jak ty.
Jej czekoladowe oczy lekko się rozszerzyły, a usta zacisnęły w cienką linię.
– Tak, wygląda pięknie. – Rozejrzała się wokół z lekkim niedowierzaniem. – To znaczy, chciałam powiedzieć „dziękuję”.
Gdy fotograf ustawił gości przy wejściu, Alexander uświadomił sobie, kogo wśród nich brakuje. Rozejrzał się, szukając wzrokiem bladoróżowej sukni, jaką nosiły druhny. Oczywiście. Nigdzie nie widział Olivii. Powinien się domyślić przyczyny nastroju Kim.
– Gdzie jest Olivia?
– Ona… musiała wyjechać. – Wzruszyła ramionami, ale ich sztywność zdradzała napięcie. – Coś jej nagle wypadło.
Ogarnęła go złość. Olivia była nieprzewidywalną egoistką, a Kim zawsze głęboko przeżywała wyskoki swej nieodpowiedzialnej bliźniaczki.
– Powinienem był się domyślić, że to o nią chodzi. Co tym razem zrobiła?
Buntowniczo uniosła podbródek, zacisnęła usta, a w jej oczach zalśnił gniew.
– Olivia nie zrobiła nic złego.
Stłumił ogarniającą go złość.
– Zawsze przysparza ci zmartwień. Czy nie powinnaś w końcu wyłączyć jej ze swego życia, tak jak postąpił wasz ojciec?
Oniemiała. Co Kim widziała w tym człowieku? Rzuciła mu spojrzenie pełne wzgardy.
– To moja siostra. Nie zamierzam zerwać z moją rodziną tak bezwzględnie, jak ty zerwałeś ze swoją tylko dlatego, że nie jest idealna.
Ramiona zesztywniały mu pod szytym na miarę frakiem, a szczęka zacisnęła się do bólu.
Oczekiwała ataku wściekłości. Doświadczyła tego niezliczoną ilość razy ze strony swego ojca. Tylko że wtedy chroniła ją Kim. Nagle poczuła wstyd. Jak mogła kłócić się z Alexandrem, niszcząc w ten sposób małżeńskie stosunki siostry.
Tymczasem wybuch, którego się spodziewała, nie nastąpił. Alexander uśmiechnął się z przymusem.
– Sprowokowałem cię. – Zmarszczył brwi, jakby się nad czymś zastanawiał.
Gwałtowny zwrot, którego dokonał, skłonił ją do przeprosin. Zrobiła to ze względu na Kim, choć bynajmniej nie odczuwała skruchy.
Rozległ się trzask aparatu. Podniosła głowę niemal w chwili, gdy Alexander otoczył ją ramieniem. Jej spojrzenie padło na srebrnego roleksa na jego przegubie. Szlachetny metal lśnił na tle brązowej skóry jak odbicie jego kryształowobłękitnych oczu. Alexander mógłby stanowić interesujące studium z zakresu genetyki, ponieważ łączył w sobie nordyckie cechy ojca z włoską urodą matki. Ale to nie słabość do genetyki sprawiła, że jej serce waliło jak zespół heavymetalowców. Do diabła, przecież facet jest przyszłym mężem jej siostry. Przyszłym… Zamknęła oczy i zaczęła myśleć o Kim. Przypomniała sobie, jakim szczęściem promieniowała w dniu swych zaręczyn, i z jakim ożywieniem mówiła o Alexandrze. Dzięki tym wspomnieniom zdołała stłumić nieznośne podniecenie. W pewnym stopniu.
Przechyliła głowę na bok, gotowa błagać, by pozwolił jej odejść. Tymczasem natknęła się na jego wzrok i znów mu uległa.
– Zrelaksuj się, Kim. Pamiętaj, że to powinien być najważniejszy dzień w naszym życiu.
Olivia oparła się o marmurową obudowę wanny w luksusowym apartamencie Kim. Wszystko w niej buntowało się przeciw wejściu na salę recepcyjną. Korzystała z krótkiej chwili przerwy przed przyjęciem, pragnąc, by trwała wiecznie.
Niech diabli wezmą cały ten bankiet i wszystkich gości.
Spryskała zimną wodą dłonie i twarz, uważając, by nie rozmazać makijażu. Najchętniej starłaby go z siebie twardą szczotką. Ale Kim zawsze wyglądała nieskazitelnie, toteż wolała nie przyspieszać chwili, w której Alexander odkryje, że to niewłaściwa bliźniaczka, a zarazem gorsza z sióstr, stała obok niego na ślubnym kobiercu, składając przysięgę małżeńską. Przecież Kim obiecała, że do wieczora wróci.
Patrzyła w lustro w złotej ramie, wciąż nie mogąc uwierzyć, że widzi w nim swoje odbicie. Jakże inna była niż zwykle. Jak elegancka. Jej niesforne złotobrązowe loki ujęto w ryzy i upięto nisko nad karkiem w stylowy kok. Na szyi lśnił brylantowy naszyjnik w białym złocie, ślubny prezent dla Kim od Alexandra Doskonałego, a nie wisiorek w kształcie serca na czarnym sznurku, który dostała od matki. Stopy piekły w sandałkach Christiana Louboutina na dziesięciocentymetrowych obcasach, które w dodatku przyprawiały ją o ból kręgosłupa. Skrzywiła się na widok kosmetyczki Kim, z której wystawał różowy błyszczyk do ust. Olivia Stanton w różowym błyszczyku? To nie wchodziło w rachubę. Nie zrobiłaby tego nigdy. Nawet dla Kim.
Przeciągnęła usta swą szkarłatną szminką. Była gotowa.
Wciągnęła głęboki oddech i ruszyła w stronę olbrzymiej sali recepcyjnej. Tuż przy wejściu zerknęła na prawo, ponad niewielką werandą, i zatonęła wzrokiem w bezkresnej przestrzeni piaszczystej plaży, niemal czując falujące pod stopami grząskie podłoże. Z westchnieniem obracając głowę, postanowiła udać się tam pod koniec dnia, żeby popływać. Jaki sens miałby cały ten fikcyjny ślub na Karaibach, gdyby nie mogła nawet zamoczyć stóp w oceanie?
Dotarła do sali bankietowej i znieruchomiała z wrażenia. W gardle ścisnęło ją z zachwytu nad wytworną elegancją i aranżacją olbrzymiej przestrzeni. Tymczasem Kim, która tak perfekcyjnie przygotowała tę olśniewającą uroczystość, nie mogła nawet cieszyć się swym triumfem. Tysiące pytań kłębiło się w jej głowie, lecz jedno wiedziała na pewno. Gdy tylko cała ta farsa dobiegnie końca, musi się dowiedzieć, gdzie jest siostra.
Okrągłe stoły pokryte cienkimi koronkowymi obrusami rozstawiono na marmurowej posadzce stylowej, staroświeckiej sali. Pośrodku każdego z nich pyszniła się różowa orchidea w kryształowym wazonie, a ze stropu niczym rój świetlików zwisały lampiony, dobywając z kryształów tysiące blasków.
Nawet osobie takiej jak ona, nieuznającej tradycyjnego przepychu uroczystości ślubnych, sukni od projektantów i snobizmu towarzystwa, w którym obracali się Kim i Alexander, cała ta sceneria wydawała się cudownie romantyczna.
Patrząc na to wszystko, pomyślała, że oprócz wielu innych rzeczy Kim miała jeszcze coś, czego ona nigdy mieć nie będzie – mężczyznę, który ją kochał. Mężczyznę, który…
Nie, nie wolno ani chwili dłużej myśleć o czymś, co nigdy się nie wydarzy. Przeciągnęła dłonią wzdłuż bioder, wygładzając jedwab sukni, i ruszyła prosto w stronę baru obojętna na zdziwione spojrzenia otaczających ją gości. Siedząc tyłem do sali, zamówiła szkocką, a gdy barman ją podał, wychyliła zawartość szklanki jednym haustem w nadziei, że palący płyn uwolni ją wreszcie od rojących się w jej głowie sentymentalnych bzdur.
Nagle poczuła koniuszkami nerwów i każdym centymetrem skóry, że Alexander staje tuż za nią.
– A więc tu się ukrywasz!
Nie odwracając się, niezauważalnym gestem odepchnęła szklankę w stronę barmana. Kim nie znosiła alkoholu, a najbardziej szkockiej. Alexander na pewno o tym wiedział. Przybierając miły wyraz twarzy, obróciła się do niego.
– Raczej próbuję dojść do siebie – odparła, kładąc dłoń na jego wyciągniętej ręce.
Przyciągnął ją ku sobie, pożerając wzrokiem. Nagle jego czoło przecięła zmarszczka.
– Czy ty piłaś?
Z trudem powstrzymując przekleństwo, które niemal zawisło na jej ustach, pokręciła przecząco głową.
– Chciałam tylko połknąć aspirynę. Coraz bardziej boli mnie głowa. – Przynajmniej to nie było kłamstwem. Ból pulsował w jej czaszce, jakby spędziła noc na koncercie zespołu Metallica. I to w pierwszym rzędzie.
Rozpogodził się, a w jego wzroku zalśniło współczucie.
– Przynajmniej nikt się nie zdziwi, jeśli szybko się stąd wymkniemy. W końcu to nasza noc poślubna.
Zatonęła spojrzeniem w jego oczach, gdy przesuwał długim, opalonym palcem po jej szyi, muskając delikatną skórę tuż nad koronkowym wycięciem sukni. Jej ciche westchnienie uleciało w powietrze, gdy nachylił się, szepcąc:
– Nie mogę się doczekać chwili, kiedy zedrę z ciebie tę suknię.
Dreszcz przebiegł jej po plecach i zaraz oblała ją fala gorąca. Podając mu dłoń, opuściła głowę i próbowała głęboko oddychać. Z każdą mijającą sekundą czuła, jak zaciska się dławiąca ją pętla. Gdzie, u diabła, jest Kim? Nie mogła zostać tutaj ani chwili dłużej, nie wobec reakcji jej ciała na samą jego obecność.
W końcu z wysiłkiem narzuciła sobie dyscyplinę i zaczęła rozmawiać z gośćmi. A gdy przyjaciele Kim i Alexandra rozpływali się w zachwytach nad tym, jak ci dwoje idealnie się dobrali, radośnie przytakiwała. Słysząc, jak jej ojciec przechwala się sukcesami Kim wobec każdego, kto chciał go wysłuchać, przygryzła język. Gdyby tylko wiedział…
Nie miała pojęcia, jakim cudem przeżyła torturę tańca z Alexandrem. Każdy powolny, zmysłowy ruch uświadamiał jej siłę jego mięśni i wzmagał pulsujące między nimi napięcie, a zapach jego ciała zupełnie ją oszałamiał. Gdy taniec dobiegł końca, jej sztywne z napięcia mięśnie jęczały wręcz z bólu. Trzymała ją na nogach jedynie myśl, że niebawem pogrąży się w kąpieli, wyciągnięta w długiej, zdobionej srebrem wannie na lwich łapach, którą widziała w apartamencie Kim.
Ale w tej samej chwili, w której z ulgą wysunęła się z objęć Alexandra, szef zespołu muzycznego przygrywającego do kolacji zapowiedział taniec panny młodej z ojcem.
Nie, nie, nie!
Zastygła w pół obrotu na lśniącym parkiecie, czując, jak krew odpływa jej z twarzy. Strach ścisnął ją za gardło, a gorset sukni niemal miażdżył płuca, gdy patrzyła, jak ojciec, niczym modelowy przykład kochającego rodziciela, rusza ku niej energicznym krokiem z serdecznym uśmiechem na swej przystojnej twarzy.
Nie mogła tego zrobić. Nie mogła z nim zatańczyć. Nie potrafiłaby ukryć żalu, który ją przepełniał. Zadrżała, przemieniając się nagle w niezgrabną piętnastolatkę tańczącą ze swym ojcem w dniu urodzin. W jej uszach brzmiało surowe: wyprostuj się i patrz mi w oczy. A potem złośliwy syk, gdy przypadkiem nadepnęła mu na stopę. Wciąż czuła na ramionach bolesny ucisk jego palców, gdy próbował korygować jej postawę. Pamiętała również, że im bardziej ją krytykował, tym częściej się myliła. Pastwiłby się tak nad nią bez końca, gdyby nie interwencja Kim, która zaczęła się domagać swej kolejki, łagodząc jego wściekłość. Tyle że w ostatecznym rozrachunku doskonałość jednej z sióstr jeszcze wyraźniej podkreślała mankamenty drugiej.
Wspomnienia zalały ją jak trucizna, otwierając rany, które, jak myślała, zdołały się już zabliźnić.