Wielka wygrana / Przedstawienie czas zacząć
Przedstawiamy "Wielka wygrana" oraz "Przedstawienie czas zacząć", dwa nowe romanse Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE DUO.
Amelia Huntington-Smith wygrywa na loterii miliony funtów. Chcąc zainwestować te pieniądze, decyduje się poprosić o poradę przyjaciela swojego brata, geniusza finansowego Nicka Morgana. Niechętnie się do niego zwraca, bo nigdy nie miała z nim dobrych relacji i jest przekonana, że Nick jej nie lubi. On jednak reaguje natychmiast na jej prośbę. Zaprasza Amelię na swoją wyspę na Oceanie Indyjskim. Tam będą mieli dużo czasu na omówienie spraw finansowych i nie tylko…
Mia zaraz po ślubie dowiaduje się, że Theodoros Aeton ożenił się z nią dlatego, że jej dziadek podarował mu w zamian grecką wyspę. Ucieka jeszcze przed weselem. Gdy po kilku latach Theodoros odnajduje ją w Londynie, Mia sądzi, że chodzi mu o uzyskanie rozwodu. Jednak on prosi ją, żeby pojechali razem do Grecji i udawali przed jej umierającym dziadkiem, że znowu są razem. Mia przystaje na to, mimo że spodziewa się, jak trudna będzie dla niej codzienność z mężem. Ona bowiem wciąż go kocha, a dla niego to przecież tylko gra pozorów…
Fragment tekstu
Gdyby kilka tygodni temu ktoś mi powiedział, że w środku listopada znajdę się na pokładzie motorówki płynącej na prywatną wyspę Nicka Morgana, pięć tysięcy mil od londyńskiego mieszkania, które dzieliłam z innymi współlokatorami, i to z zamiarem poproszenia Nicka o pomoc, postukałabym się w głowę.
Przez wzgląd na mojego starszego brata, Seba, z którym się przyjaźnił, Nick i ja utrzymywaliśmy poprawne relacje, ale tak naprawdę nigdy nie było nam po drodze.
Poznaliśmy się, kiedy rozpoczął naukę w prestiżowej szkole z internatem, w klasie, do której chodził mój brat. Obaj mieli po trzynaście lat, a ja jedenaście. Seb i ja byliśmy dziećmi miliardera i finansisty, który ufundował później dla szkoły nowe centrum nauk ekonomicznych. Nick był nieprzeciętnie inteligentnym synem samotnej matki, wywodził się z ubogiego środowiska i dostał się do szkoły w ramach programu stypendialnego. Uważał, że jestem rozpuszczona i próżna, ja zaś twierdziłam, że jest nadętym snobem.
Od tamtego czasu nasze losy uległy dramatycznej zmianie, ale relacje pozostały chłodne i w zwykłych okolicznościach prędzej piekło by zamarzło, niż zdecydowałabym się nawiązać z nim kontakt.
Ale potem wygrałam sto osiem milionów funtów na loterii i niemal na dzień dobry zostałam ograbiona prawie z połowy tej kwoty, co zmieniło wszystko.
– Potrzebujesz pomocy profesjonalisty, Millie – powiedział Seb, gdy zadzwoniłam do niego kompletnie spanikowana. Skołatane serce i mokre od potu dłonie były oznakami opóźnionego szoku z powodu wygranej, pułapki, jaką zastawili na mnie oszuści, oraz uświadomienia sobie, jak bezbronna jestem na bardzo wielu poziomach. – Skontaktuj się z Nickiem. Zajmuje się zarządzaniem pieniędzmi i jest w tym świetny.
Seb miał rację. Przez ostatnią dekadę Nick dorobił się fortuny na doradztwie finansowym dla największych graczy na rynku oraz na sprzedaży parkietów konsultingowych, które sam opracował. Rozpoczął karierę jako zwolennik ryzykownych produktów inwestycyjnych, pracując w znanych firmach, by następnie zmienić podejście na bardziej wyważone, kiedy otworzył własną działalność. Cieszył się doskonałą reputacją i wysokim zaufaniem, dlatego, choć niechętnie, musiałam przyznać, że jeśli ktokolwiek miałby się zajmować moją świeżo nabytą fortuną, to właśnie on.
Był tylko jeden mały problem.
– Nick mnie nienawidzi – powiedziałam, przypominając sobie jego zaciętą twarz i lodowate spojrzenie szarych oczu, jakim przeważnie mnie zaszczycał.
– Nieprawda.
– Mówię ci, że tak.
– Nawet jeśli, to jakie to ma znaczenie?
– Może nie chcieć mi pomóc.
– Szczerze wątpię. Zarobi niezłą prowizję. Nie sądzę, by odmówił.
– Sam ma przecież kupę kasy – powiedziałam, widząc oczami wyobraźni nasze spotkanie, na którym Nick kiwa głową, słuchając, co mam do powiedzenia, a następnie wskazuje mi drzwi. – Naprawdę może mu zależeć na pieniądzach?
– Zależy mu wyłącznie na pieniądzach – odparł Seb z naciskiem. – Mówię poważnie, Mills, Nick zajmie się tobą. To facet, którego potrzebujesz, wierz mi.
Nie potrzebowałam żadnego faceta, a już najmniej takiego, który mną pogardzał. Nie chciałam też, by ktokolwiek się mną zajmował. Gdy osiem lat temu ojciec stracił cały majątek dosłownie w ciągu jednej nocy, a było to na miesiąc przed moimi dwudziestymi pierwszymi urodzinami, zaliczyłam bolesne zderzenie z rzeczywistością. Nauczyłam się wtedy, jak ważna jest samowystarczalność oraz niezależność, i zaciekle ich broniłam. I choć od czasu do czasu ceniłam towarzystwo mężczyzn, to jedyny stały chłopak, jakiego do tej pory miałam, rzucił mnie, gdy tylko dotarły do niego wieści, że zostałam bez grosza przy duszy. To doświadczenie było tak straszne, że nie miałam ochoty więcej go powtarzać.
Wraz ze stoma ośmioma milionami funtów spadł na mnie ciężar odpowiedzialności. Nie wiedziałam nic o inwestowaniu poza tym, że można na nim zyskać, ale też stracić, a moja niedawna przygoda z oszustami była nader oczywistą sugestią, że być może odziedziczyłam po ojcu skłonność do fatalnych decyzji finansowych. Potrzebowałam pomocy, uczciwie przyznaję, dlatego za radą Seba uznałam, że lepiej zwrócić się o pomoc do kogoś, kogo jako tako znałam, niż do zupełnie obcej osoby.
Wysłałam wiadomość do Nicka, który odpisał, że jeśli chcę się z nim spotkać, to muszę polecieć na drugi koniec świata. I tak po dwudziestu czterech godzinach wypełnionych męczącym lotem, wściekła, że poleciałam tam niemal na kiwnięcie palcem, a zarazem szczęśliwa, że nie wysłał mnie od razu do wszystkich diabłów, znalazłam się prawie u celu podróży.
Motorówka, do której wsiadłam w Dar es Salaam, ślizgała się po roziskrzonych słońcem, szafirowych wodach, a w oddali coraz lepiej widoczna stawała się ciemniejsza bryła lądu. Przyłożyłam dłoń do czoła, by osłonić oczy przed ostrym słońcem i, próbując rozproszyć zdenerwowanie, które ścisnęło mi żołądek, obserwowałam otaczającą mnie scenerię.
Wspaniały, lekko zaokrąglony pas plaży z jasnym piaskiem i strzelistymi palmami wyglądał jak zdjęcie w folderze turystycznym. Było to miejsce tak idealne i hipnotyzująco piękne, że nie zauważyłam zmiany koloru wody na lekko szmaragdowy ani tego, że łódź zwolniła, a sternik zgasił silnik. Dopiero uderzenie o coś twardego wyrwało mnie z zamyślenia i odwróciłam gwałtownie głowę, by sprawdzić, co się dzieje. Dopłynęliśmy, a na brzegu czekał już komitet powitalny.
Jednoosobowy.
Nick.
Ze skrzyżowanymi na piersi ramionami stał na lekko falującym pomoście pontonowym i przyglądał mi się enigmatycznie.
Miał poważną twarz, ciemne oczy, mocno zarysowaną szczękę, ale na tym podobieństwa do Nicka z moich wspomnień się kończyły. Gdy lekko poruszyłam głową, taksując resztę sylwetki, poczułam dziwną suchość w gardle i delikatne mrowienie skóry. Zwykle gładko ułożone włosy Nicka były dłuższe i lekko zmierzwione. Zamiast garnituru miał na sobie turkusowe szorty z tropikalnym nadrukiem. W miejscu nieskazitelnie białej koszuli, której dwa górne guziki były zawsze odpięte, znajdowało się cytrynowożółte polo.
Co się tutaj dziejeo? – zastanawiałam się, nieco rozstrojona nieoczekiwanym widokiem opalonych bicepsów i umięśnionych nóg. Nie pamiętałam go w tak swobodnym wydaniu. Może był chory? I gdzie, do diaska, podziały się jego buty?
– Cześć, Nick – powiedziałam z promiennym uśmiechem, odkładając te rozważania na później. Dziwną reakcję somatyczną, jakiej przed chwilą doświadczyłam, złożyłam na karb wyczerpującej podróży.
– Jak zawsze miło cię widzieć, Amelio – odpowiedział, łapiąc linę rzuconą przez sternika i ciągnąc motorówkę ku pomostowi.
Pomimo zamieszania przy wysiadaniu, omal się nie skrzywiłam, słysząc tak ewidentne kłamstwo. Mierziło mnie zresztą każde kłamstwo. Najważniejsza relacja mojej młodości, ta, którą miałam z ojcem, okazała się największym kłamstwem w całym moim życiu. Ceniłam szczerość, nawet jeśli miałaby być brutalna.
Dlatego nie odpowiedziałam grzecznościowym „wzajemnie” ani też nie zareagowałam wywróceniem oczu na dźwięk pełnej wersji mojego imienia, ponieważ, lecąc na wysokości trzydziestu pięciu tysięcy stóp nad Egiptem, wpadłam na pomysł prostej, acz dojrzałej strategii naszego dzisiejszego spotkania.
Po pierwsze, zignorować przeszłość i skoncentrować na teraźniejszości.
Po drugie, zachowywać się profesjonalnie od początku do końca.
I wreszcie, być może najważniejsze, zachować spokój i nie dać się sprowokować do głupich zachowań czy gestów, gdyby Nickowi przyszło do głowy odgrywać się za dawne nieporozumienia.
Zamiast tego miałam wykonać kilka głębokich wdechów i być oazą spokoju.
– Dziękuję – odpowiedziałam gładko, kiedy wyciągnął rękę, by pomóc mi przejść z łodzi na pomost. Chwilę później mnie puścił i zafrasowany patrzył na ogromną walizkę, którą James, który mnie przywiózł, próbował właśnie dźwignąć w górę.
– Jak długo zamierzasz tu zostać?
– Niedługo – odpowiedziałam, trąc dłonią o spódnicę i próbując pozbyć się tego irytującego mrowienia.
– Wygląda na to, że spakowałaś się na miesiąc.
– Dwa tygodnie – sprostowałam.
Rzucił mi zaskoczone spojrzenie.
– Chcesz zostać na dwa tygodnie?
– Bez obaw, nie zamierzam ich spędzić tutaj.
Potrafiłam rozpoznać, że nie jestem mile widziana. Nawet mi to nie przeszkadzało. Byłam przyzwyczajona do radzenia sobie samej. Nauczona doświadczeniem, wiedziałam, że nie należy zbytnio wierzyć w relacje, takie czy inne. W dość bolesny sposób nauczyłam się, jak zmienni bywają ludzie, kiedy ci, których uważałam za swoich przyjaciół, a był wśród nich mój chłopak, zostawili mnie na pastwę losu.
Nie mogłam polegać nawet na rodzinie. Ojciec, którego zawsze uwielbiałam, odsunął się ode mnie emocjonalnie, gdy się dowiedział, że matka ma romans z trenerem personalnym. Postanowił wtedy przekierować wszystkie swoje wysiłki na odzyskanie jej. Z kolei dzięki mojej roli w rozpadzie ich małżeństwa z matką miałam skomplikowaną relację, mówiąc oględnie. Brat zaś, będący jedyną osobą, na którą mogłam liczyć, mieszkał pięć tysięcy mil i osiem stref czasowych ode mnie, więc i tak był poza zasięgiem.
Nie było to dla mnie nic nowego. Zaakceptowałam ten stan dawno temu i przystosowałam się. A jeśli samowystarczalność i gruba skorupa, którą wykształciłam, oznaczały, że nie pozwalałam się nikomu zbliżyć i nie miałam z kim porozmawiać o moich nadziejach i obawach ani podzielić się dylematami związanymi z wygraną na loterii, cóż… Poczucie osamotnienia raz na jakiś czas to była niska cena za samowystarczalność. Prawdziwa przyjaźń, miłość czy wreszcie małżeństwo wymagały takiego poziomu zaufania, na jaki po prostu nie mogłam sobie pozwolić. Zaangażowanie emocjonalne prowadziło w moim przypadku tylko do chaosu, cierpienia i złamanego serca. O wiele łatwiej, a przede wszystkim bezpieczniej dla mnie i dla innych było trzymać się od tego wszystkiego z daleka.
– Nie wiedziałem, że potraktujesz nasze spotkanie jak zaproszenie do spędzenia urlopu – powiedział Nick, a dosadność jego wypowiedzi wyrwała mnie z rozważań.
– Nie zrozumieliśmy się. Mam zarezerwowany pokój w hotelu na Zanzibarze.
W najlepszym hotelu na Zanzibarze, należało dodać. To był mój pierwszy urlop zagraniczny od ośmiu lat. Liczyłam na dwa tygodnie pełnego relaksu, indywidualną obsługę, bar w basenie z wodospadem i willę tylko dla siebie. Wszystko to zamiast wleczenia się żółwim krokiem do biura i z biura, gdzie pracowałam jako menedżer, oraz oglądania listopadowej pluchy. Zamierzałam siedzieć na leżaku co najmniej przez pół dnia i czytać książkę, a także chodzić na masaże, ćwiczyć jogę, jeść homara na kolację i wrócić do Londynu w doskonałym nastroju.
Jak za dawnych czasów. No może niezupełnie jak za dawnych czasów. Za dawnych czasów mogłabym także nurkować z tatą i podziwiać cuda rafy koralowej, co było naszym wspólnym hobby.
– Helikopter przyleci po mnie za godzinę – dodałam, strząsając z barków ciężar emocji, takich jak żałoba i strata, cierpienie i zdrada, które wciąż potrafiły mnie dopaść, choć minęło siedem lat, sześć miesięcy i dwudzieścia jeden dni, odkąd tata nagle zmarł.
– Dobrze. Im szybciej ustalimy, czego ode mnie oczekujesz, tym lepiej – rzucił obojętnym tonem i ruszył przodem, dźwigając w jednej ręce moją walizkę.
Szliśmy około pięciu minut piaszczystą ścieżką, która przecinała zieloną gęstwinę. Miałam zatem czas, by się zastanowić nad dziwaczną reakcją na dotyk jego dłoni, kiedy pomagał mi wysiąść z motorówki.
Nie było w tym w sumie nic zaskakującego, jeśli wziąć pod uwagę, że pomimo wieloletniej znajomości nigdy przedtem nie było między nami kontaktu fizycznego. Ani razu. Jako gburowaty nastolatek Nick emanował niechęcią, a po moich szesnastych urodzinach i słynnej imprezie przy basenie, podczas której nieodwracalnie zrujnowałam możliwość zbudowania z Nickiem przyjaznej relacji, każdy kontakt fizyczny między nami mógł się zakończyć odmrożeniem.
Po szkole spotykaliśmy się przeważnie z okazji wizyt Seba, który raz na jakiś czas przylatywał ze Stanów. Zwykle wymienialiśmy chłodne „cześć” i siadaliśmy jak najdalej od siebie. Widocznie dlatego pierwszy kontakt fizyczny między nami musiał być szokiem dla mojego organizmu.
Nie mówiąc o ciosie w splot słoneczny, jakim było stwierdzenie, że Nick nie może się doczekać, aż wyjadę. Fakt, że zabolało mnie to, mógł sugerować, że zależało mi na tym, co Nick sobie o mnie myśli. Ale to nie był ten przypadek. Jego uporczywe milczenie i niewypowiedziana dezaprobata dla mojej osoby – kiedyś uzasadniona – dziś pozbawiona była sensu. A jeśli nie potrafił ruszyć z miejsca i przyjąć do wiadomości, że nie jestem już tamtą rozpieszczoną i zapatrzoną w siebie nastolatką, to był to jego problem, a nie mój.
Być może ukłuło mnie to, ponieważ aż do tej chwili nigdy otwarcie nie wyrażał swojej wrogości, a wyartykułowanie jej było dla mnie jednoznacznym dowodem. A może przez stres i brak wsparcia byłam po prostu bardziej niż zwykle wyczulona na kąśliwe uwagi, niezależnie od tego, kto był ich autorem. Któż to mógł wiedzieć? I jakież to w ogóle miało znaczenie? Najważniejsze, by Nick pomógł mi zarządzać fortuną, która ledwo trafiła w moje ręce, a już spowodowała tyle problemów.
Zarośla zaczęły się przerzedzać, a ścieżka skończyła się wraz z moimi rozmyślaniami, które straciły na moment znaczenie wobec widoku, jaki miałam przed oczami. Dwupiętrowa willa wybudowana z drewna pomalowanego na biało i posiadająca niezliczone okna oraz szklane drzwi, w których odbijało się słońce, robiła wrażenie pałacu. Wysokie kolumny na parterze podpierały werandę okalającą pierwsze piętro i zapewniały cień położonemu niżej tarasowi. Sporych rozmiarów prostokątny basen miał przezroczyste ścianki, przez co woda w nim wyglądała jak słup kobaltu. Szeroki pas soczyście zielonej trawy odgradzał dom od plaży, za którą widać było spokojne wody oceanu. Liście palm szumiały poruszane lekkimi podmuchami wiatru, a kolorowe kwiaty w doniczkach zdobiły dziedziniec. Jeśli chodziło o tropikalne raje, ten był nie do przebicia, a widziałam już kilka w swoim życiu.
– Uroczy dom – powiedziałam, co było solidnym niedopowiedzeniem, gdyż tak naprawdę musiałam pozbierać szczękę z podłogi, zanim ruszyłam za Nickiem po szerokich stopniach prowadzących na taras.
– Lubię go.
– Widzę teraz, dlaczego wolisz spędzać zimy tutaj.
– Nie przepadam za śniegiem, mrozem i szarówką od świtu do zmierzchu.
– Czy ja wiem… – powiedziałam, uświadamiając sobie nagle, że pot za chwilę zacznie ściekać mi po skroniach i kompletnie zrujnuje mój wygląd. Nie miałam tylko pojęcia, dlaczego tak mi to przeszkadzało. – Gorąca czekolada, ogień trzaskający na kominku i kaszmirowe swetry. Czego tu można nie lubić?
– Zima to nie dla wszystkich gorąca czekolada i kaszmirowy sweter – powiedział tonem belfra i poczułam, że się czerwienię, choć nie miało to nic wspólnego z upałem.
Racja, wygłupiłam się. Pamiętam, jak brat opowiadał mi, że matka Nicka musiała wybierać, czy kupić jedzenie, czy opał. Miałam wtedy pewnie ze trzynaście lat i, szczerze mówiąc, nie rozumiałam takiej sytuacji, poza tym mało mnie obchodził chuderlawy i małomówny kumpel Seba. Wzruszyłam pewnie tylko ramionami i natychmiast wyrzuciłam to z głowy. Był to jeden z wielu momentów w moim życiu, z których nie jestem dumna.
– Chyba nie – powiedziałam, łajając siebie w myślach za to, że plotę, co mi ślina na język przyniesie. – Zresztą podobno kaszmir przyciąga mole.
Nick rzucił mi pełne niedowierzania spojrzenie i przez otwarte szklane drzwi wszedł do jasnej i przestronnej kuchni wielkości mojego mieszkania, które dzieliłam z dwójką innych współlokatorów. Postawił moją walizkę na podłodze i podszedł do błyszczących drewnianych szafek po drugiej stronie pomieszczenia.
– Napijesz się czegoś?
Umierałam z pragnienia. Odstawiłam torebkę na długi blat wyspy kuchennej i przycupnęłam na stołku barowym. Solidna porcja ginu z tonikiem i aromatyczną gałązką rozmarynu byłaby cudownym lekiem na moje wewnętrzne rozedrganie. Ale nie było nawet południa, a ja nie chciałam ujrzeć kolejnej plamy na moim i tak niezbyt dobrym wizerunku.
– Kawa byłaby świetna.
Odwrócił się do ekspresu, który wyglądał jak machina zdolna polecieć w kosmos. A kiedy ekspres zaczął wydawać z siebie sycząco-bulgocące dźwięki, skorzystałam z okazji, by się lepiej przyjrzeć Nickowi.
Nic dziwnego, że tak mnie zszokował swobodny strój Nicka. Przeważnie nosił garnitur jak większość pracowników umysłowych. Zwykle też spotykaliśmy się w większym towarzystwie i moja uwaga była rozproszona na tyle, że nigdy nie zwróciłam uwagi ani na jego barczyste ramiona, ani umięśnione przedramiona schowane pod marynarką.
Z całą pewnością nie widziałam go też nigdy wykonującego tak prozaiczną czynność jak wsypanie łyżeczki cukru do macchiato. Skupiłam się całkowicie na jego ruchach, oszczędnych, lecz precyzyjnych, a przez to fascynujących. Miał piękne ręce i znałam już ich dotyk. Jeśli krótkie podanie mi ręki wywołało niemalże szok, to co by się stało, gdyby objął mnie nimi w pasie, przesunął po biodrach lub piersiach…
Obraz Nicka porzucającego ekspres i kawę oraz biorącego mnie w ramiona wdarł się do mojej świadomości i podgrzał i tak już rozgorączkowane upałem ciało. Zaschło mi w ustach.