Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Włoskie fascynacje
Zajrzyj do książki

Włoskie fascynacje

ImprintHarlequin
Liczba stron160
ISBN978-83-276-9169-9
Wysokość170
Szerokość107
TłumaczDorota Viwegier-Jóźwiak
Tytuł oryginalnyThe Italian’s Bride on Paper
Język oryginałuangielski
EAN9788327691699
Data premiery2023-03-22
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Gdy przyrodnia siostra Mai Monk znika, porzucając kilkumiesięcznego syna, Maya musi się nim zająć. Wkrótce składa jej wizytę Samuele Agosti, wuj chłopca, i chce zabrać bratanka do Włoch. Maya czuje niechęć do Samuelego, ale nie chce się rozstawać z małym Mattiem, postanawia więc z nimi pojechać. Między Samuelem a Mayą rodzi się fascynacja i namiętność, lecz Samuele nie chce słyszeć o związku…

 

Fragment książki

Maya i Beatrice wyruszyły z samego rana, ale okazało się, że nie tylko one wpadły na taki pomysł. Mikrobus dowożący turystów małego ośrodka narciarskiego na lotnisko w Zurychu był zapełniony do ostatniego miejsca. Od czterech dni wszyscy goście byli zakładnikami silnego frontu burzowego, przez który pozamykano stoki narciarskie.
Próba wydostania się ze Szwajcarii nie powiodła się, loty ponownie wstrzymano, a mikrobus został przekierowany do pobliskiego hotelu. Esemesy, jakie siostry otrzymywały od przewoźnika, nie były szczególnie optymistyczne ani pomocne.
Bar hotelu usytuowanego nieopodal lotniska, w którym Maya i Beatrice zdecydowały się zaczekać na opóźniony lot, przeżywał oblężenie. Było tu pełno sfrustrowanych i pozostawionych samym sobie turystów, którzy czekali na jakiekolwiek pozytywne wieści.
– Miejmy nadzieję, że zdążą odpowiedzieć przed nowym rokiem – zauważyła ponuro Beatrice. Przysunęła sobie wolny stołek barowy i usiadła, po czym wbiła wzrok w ekran telefonu, jakby chciała telepatycznie zmusić linie lotnicze do przesłania obiecanej aktualizacji godziny wylotu.
– Może pójdę sprawdzić?
– Idź – warknęła Bea przez zaciśnięte usta, nawet na nią nie patrząc.
Maya westchnęła. Będąc jeszcze w ośrodku, strasznie się pokłóciły i choć od kłótni minęło trochę czasu, atmosfera nadal była gęsta od wzajemnych pretensji. Padło wiele przykrych słów, a niektóre z nich wciąż brzmiały w uszach Mai.
– Naprawdę chcesz mi udzielać porad dotyczących związku? Nie bądź śmieszna. Nigdy nie byłaś w żadnym związku. Jak tylko jakiś facet znajdzie się w zasięgu trzech metrów, bierzesz nogi za pas – powiedziała Beatrice oskarżycielsko.
Uraziła tym Mayę.
– Chodziłam z Robem przez kilka miesięcy!
– Też coś! Nigdy nie miałaś tyle odwagi, by podjąć ryzyko i w pełni się zaangażować.
– Ty za to podjęłaś ryzyko i popatrz, dokąd cię to doprowadziło – odparowała Maya, żałując natychmiast tych słów. – Nie mogę patrzeć na to, jaka jesteś nieszczęśliwa. Wiem, że zdecydowałaś się odejść od Dantego, ale on najwyraźniej nadal tobą manipuluje.
– Przestań na nim wieszać psy! – oburzyła się Beatrice, która od paru dni nie robiła przecież nic innego. – Ludzie czasami się rozstają. To się nazywa prawdziwe życie, którego ty nie znasz! – Błękitne oczy Beatrice wypełniły się łzami. – Przepraszam, nie powinnam tego mówić.
Padły sobie w ramiona i pogodziły się, ale Maya dobrze znała siostrę i wiedziała, że Bea chciała dokładnie to powiedzieć, a co gorsza, miała rację.
Niezależnie jednak od tego, jak często się z sprzeczały, wiedziała, że Beatrice zrobiłaby dla niej wszystko. A przecież nie były rodzonymi siostrami. Maya, adoptowana w dzieciństwie przez rodziców Beatrice, święcie wierzyła, że łączy ją z Beatrice coś wyjątkowego. Gdzieś tam na świecie żyła także jej prawdziwa siostra, a właściwie siostra przyrodnia, ale dla niej była ona tylko imieniem i twarzą na starej fotografii.
Violetta, podobnie jak ich wspólna matka, Olivia, nie chciały znać Mai. Odnalezienie kobiety, która ją urodziła, było jedną z niewielu rzeczy, o której Maya nie powiedziała Beatrice ani swojej matce adopcyjnej. Gdy skontaktowała się z Olivią Ramsey, nie wiedziała, czego się spodziewać. W odpowiedzi otrzymała zaproszenie, by spotkać się na lunchu i wtedy omal nie zwierzyła się siostrze z mieszanych uczuć, jakie budziła w niej perspektywa spotkania się twarzą w twarz z kobietą, która ją urodziła i zaraz potem oddała. Nie zdradziła się z niczym, a teraz, po półtora roku uznała, że moment na to, by podzielić się sekretem, bezpowrotnie minął.
Poza tym spotkanie z biologiczną matką nic nie zmieniło w jej życiu. Dobrze ubrana i najwyraźniej zamożna kobieta spotkała się z Mayą tylko po to, by jeszcze raz potwierdzić, że w jej życiu nie było miejsca dla córki, którą zostawiła po urodzeniu. Olivia Ramsey wyjęła z torebki zdjęcie Violetty i pochwaliła się drugą córką, co ostatecznie pogrzebało nadzieje Mai na odbudowanie jakiejkolwiek relacji z biologiczną matką. Zapytała także o ojca, ale Olivia nie znała nawet jego nazwiska. Powiedziała jedynie, że był szalenie przystojny, choć zazwyczaj nie umawiała się z mężczyznami poniżej metra osiemdziesięciu wzrostu. Zdradziła także, czemu oddała Mayę i zrobiła to w charakterystycznym dla siebie, pozbawionym empatii stylu. Oświadczyła, że zatrzymałaby córkę, gdyby wmówiła ówczesnemu żonatemu kochankowi, że to jego dziecko. Ale ponieważ kochanek był po wazektomii, w oczywisty sposób nie mógł być ojcem Mai. Według Olivii, jako samotna matka, nie miałaby szans u mężczyzn, stąd decyzja o pozostawieniu noworodka w szpitalu przyszła jej łatwo.
– Aua!
Mijający Mayę osobnik z ciężką torbą na kółkach nawet nie zauważył, że ją potrącił. Oczywiście, że nie zauważył, pomyślała gorzko Maya, zajmując miejsce pod palmą w ogromnej donicy. Był to idealny punkt obserwacyjny, z którego widziała wszystko, co się działo w hotelowym foyer.
Roztarła obolałą łydkę i westchnęła. Cały ten wyjazd na narty był fiaskiem od samego początku. Zaczął się źle, a skończył jeszcze gorzej. Nie zdążyły nawet dotrzeć do domku wypoczynkowego, z którymi wiązało się tyle przyjemnych wspomnień z dawnych czasów, gdy Maya poczuła, że nadchodzi migrena.
To zdecydowanie był pierwszy z wielu znaków ostrzegawczych. Nie należało też wracać do przeszłości. Ale gdy właścicielka domku i przyjaciółka rodziny zaproponowała im miejsce za grosze po tym, jak ktoś odwołał rezerwację, żal było nie skorzystać z okazji. Żeby uspokoić trochę sumienie, postanowiły, że wykorzystają wyjazd, by popracować. Czyż nie było to cudowne miejsce, by zaczerpnąć inspiracji dla projektowanej przez Mayę kolekcji?
W rzeczywistości jednak pracowały niewiele, przede wszystkim z powodu migreny Mai, rozpraszających je uroków kurortu narciarskiego, ale przede wszystkim z powodu przyjazdu prawie byłego męża Beatrice, Dantego, który pojawił się bez zwykłych fanfar, jakie towarzyszyły wizytom następcy tronu księstwa San Macizo. Zdaniem Mai jego przyjazd miał tylko jeden cel: kolejny raz wywrócić życie Beatrice do góry nogami.
Maya mogła przymknąć oko na fakt, że to przez niego debiut jej marki odzieżowej zaliczył poważne opóźnienie, ale nie zamierzała wybaczyć mu tego, że najbardziej radosna osoba w jej otoczeniu była głęboko nieszczęśliwa. Dziś, kiedy jej siostra się śmiała, widać było, że tylko próbuje zatuszować smutek po rozstaniu z mężem.
Siedząc pod palmą, Maya odsunęła od siebie myśli o dogorywającym małżeństwie siostry i zapatrzyła się na młodego artystę, który rozstawił warsztat parę kroków od niej i rysował karykatury w stylu kreskówek. Była zafascynowana, z jaką łatwością wydobywał charakterystyczne cechy osób znajdujących się w pobliżu, które nieświadome niczego były jego modelami, a następnie wyolbrzymiał je, by uzyskać efekt komizmu. Gotowy portret artysta pokazywał „modelowi”. Większość doceniała kunszt i decydowała się na zakup.
Dawno temu Maya myślała, że jest uzdolniona artystycznie, ale jej młodzieńczy zapał poległ w starciu z docinkami ojczyma. Na szczęście nie było go już w ich życiu, a Maya odzyskała pewność siebie, ale nie miała już dawnej odwagi, by chwycić w rękę pędzel czy ołówek i dać się porwać twórczej pasji.
Czasami nawet dochodziła do wniosku, że Edward, którego w dzieciństwie tak się bała, mimo woli wyświadczył jej przysługę, bo gdyby jednak została artystką, to zapewne przeciętną. Było tyle osób znacznie bardziej utalentowanych od niej.
Rysownik, którego pracy się przyglądała, miał zdecydowanie więcej talentu od niej, i choć nie każdy był zachwycony portretem, biznes się kręcił.
– Liczy się ilość, a nie jakość – rzucił w pewnym momencie, odwracając głowę w stronę Mai. Musiał zauważyć, że go obserwuje.
– Uważam, że ma pan wielki talent – odpowiedziała z uśmiechem i wyszła z cienia palmy. Artysta, przełknąwszy właśnie odmowę niezbyt zadowolonego klienta, wyciągnął nowy arkusz papieru.
– Dzięki talentowi płacę rachunki, a przynajmniej część z nich. W każdym razie nie umrę z głodu na wyziębionym strychu, jak to często bywało w dziewiętnastym wieku. O nie… tylko nie to… – jęknął, gdy światła we foyer zamigotały i zgasły.
– Wysiadł prąd? – spytała. Przez parę chwil panowała cisza, ale gwar szybko powrócił.
– Tak było przez cały ranek. O, włączyli znowu – dodał, gdy we foyer zrobiło się jasno.
Dłoń mężczyzny śmigała nad papierem i kolejny portret powoli nabierał kształtów.
Maya przechyliła lekko głowę, studiując rysy szkicowanej twarzy. Ostry kontur nosa stworzonego po to, by zadzierać go do góry, bardzo wysoko osadzone kości policzkowe, pełne usta ze zmysłowo ukształtowaną górną oraz prostą dolną wargą, dołeczek w brodzie i kanciasta szczęka wyglądały ascetycznie i przypominały płaskorzeźbę wykutą w granicie.
Gdyby właściciel opuszczonych do połowy powiek z przesadnie długimi rzęsami miał choć ułamek arogancji i autorytetu, jakie wyzierały z portretu, z pewnością nie zaliczałby się do klienteli artysty. W jej ocenie pozujący nie wyglądał na osobę, która potrafiłby się z siebie śmiać, więc zapewne nie doceniłby walorów karykatury.
Brązowe oczy Mai z zaciekawieniem skanowały pomieszczenie w poszukiwaniu pierwowzoru szkicowanej twarzy, ale uśmiech zniknął z jej twarzy, gdy rozpoznała, kto był modelem.
Nietrudno było go zidentyfikować, i to nie dlatego, że wzrostem przewyższał większość obecnych we foyer. Imponująco wysoki z atletyczną sylwetką otuloną długim czarnym trenczem, który podkreślał szerokie barki. Kruczoczarne falowane włosy odsłaniały czoło, a na karku niemalże dotykały oprószonego śniegiem kołnierza, gdy mężczyzna przeciskał się przez zatłoczone pomieszczenie.
Maya była świadoma nie tylko siły, jaką mężczyzna emanował nawet z daleka, ale też poczuła dreszcz ekscytacji, ponieważ poza wszystkim mężczyzna był niezwykle przystojny. Prawdopodobnie można go było tylko uwielbiać lub nienawidzić. Miała pewność, że wzbudzał skrajne emocje. Było w nim też coś wręcz porywającego. Maya miała wrażenie, że coś ją przyciąga, a jednocześnie odpycha od tego mężczyzny.
Artysta dokończył portret, a gdy mężczyzna był już całkiem blisko, wyciągnął rękę, trzymając arkusz tak, by nie mógł go nie zauważyć. Maya zamrugała powiekami kilka razy, jakby chciała wybudzić się z hipnozy. Uświadomiła sobie, jak musiała wyglądać, wpatrując się w mężczyznę wygłodniałym spojrzeniem od dobrych paru minut. Spuściła wzrok, a na jej policzkach wykwitł rumieniec zażenowania.
Czy to możliwe, że w takiej chwili myślała o seksie? Nigdy wcześniej jej się to nie zdarzyło. Sądziła, że przyczyną było niskie libido. To Beatrice była tą aktywną i poszukującą miłości. Maya unikała zbyt głębokich relacji, ponieważ… była ostrożna. Nie bez powodu zresztą. Nie chciała cierpieć tak jak teraz Beatrice.
Czasami zastanawiała się, czy dla siostry Dante był tym jedynym. Czy łączyła ich miłość. Z drugiej strony, nie była pewna, czy znalezienie takiej osoby było w ogóle możliwe. A nawet gdyby ktoś taki istniał, czy można by go spotkać, ot tak, na ulicy? Podejrzewała, że większość osób dawała sobie spokój z szukaniem ideału i brała ślub z osobą, która wydawała się w miarę odpowiednia. Albo, tak jak Beatrice, wyobrażali sobie, że znaleźli pokrewną duszę, a po jakimś czasie rzeczywistość weryfikowała te mrzonki.
Może zresztą Bea miała rację. Życiem Mai rządził strach. Bała się wyznać komuś miłość w obawie, że zostanie odrzucona, na początku albo później.
Odepchnęła od siebie niewygodne myśli i skoncentrowała się ponownie na mężczyźnie, który stał całkiem blisko.
Ktoś taki na pewno nie był jej bratnią duszą, pomyślała rozbawiona, rozcierając dłońmi ramiona. Nawet pod kilkoma warstwami ubrania czuła dreszcze na skórze. Nie miała czasu rozmyślać nad nietypową reakcją swojego ciała na obecność zupełnie obcego sobie człowieka, bo w przeciwieństwie do ludzi, którzy uważali, że tam, gdzie pojawiał się pociąg fizyczny, nie było miejsca na dokonanie świadomego wyboru, Maya była zdania, że wybór zawsze istnieje. Uważała, że w jej przypadku rozum zawsze panuje nad sercem i emocjami.
Należało też rozważyć temat od strony czysto praktycznej. Niezależnie od pociągu, jaki odczuwała, w jej obecnej sytuacji romans czy nawet przygodny seks byłyby jedynie niepotrzebną komplikacją.
Razem z Beą próbowały zaistnieć w świecie mody i przynajmniej jedna z nich musiała zachować rozsądek i koncentrację. Siostra była w trakcie rozwodu i przeżywała naprawdę trudny okres, więc to Maya musiała myśleć za nie obie. Przypomniawszy sobie o tym, zerknęła w stronę siostry, która siedziała niemal nieruchomo ze wzrokiem utkwionym w ekranie telefonu. Wiedziała, że pod pokładami gniewu i opryskliwości kryło się cierpienie, a jej obecny wygląd nie był najlepszą reklamą miłości. Maya nigdy by nie pozwoliła, by jej szczęście było uzależnione od mężczyzny.
Nie potrafiła sobie wyobrazić siebie w podobnej sytuacji. Po prostu była inna niż siostra. Gdyby jednak jakikolwiek mężczyzna uczynił ją nieszczęśliwą, zerwałaby z nim raz na zawsze.

Zaduch i tumult panujący w środku były nie do wytrzymania. W pierwszej chwili Samuele miał ochotę odwrócić się i wyjść przez obrotowe drzwi na ulicę, gdzie na dobre rozpadał się śnieg, którego płatki topniały w jego włosach i na ramionach płaszcza. Miał jednak dwie godziny, jeśli wierzyć najnowszym informacjom przekazanym przez pilota, a od spacerowania na mrozie mógł co najwyżej złapać katar.
Nie było mu to potrzebne, zwłaszcza że miał na głowie znacznie poważniejsze problemy. Poczucie bezradności zwiększyło tylko jego frustrację. Prywatny samolot czekał na niego na lotnisku, ale z powodu trudnych warunków pogodowych nie mógł nim wylecieć do Rzymu, by spotkać się z bratem, zanim ten pójdzie do szpitala na zaplanowaną operację.
Zacisnął palce na telefonie w kieszeni, zastanawiając się, czy nie zadzwonić do Cristiana ponownie, ale pomyślał, że zaczeka, aż dostanie potwierdzenie godziny wylotu. Nie chciał składać bratu obietnic, których później nie będzie mógł dotrzymać.
Gdzieś w pobliżu rozległ się wybuch śmiechu i Samuele skrzywił się, ponieważ wszelkie przejawy radości i szczęścia działały mu dziś na nerwy. Nie chciał tego słuchać, nie chciał tu być. Jedyne, czego chciał i czego potrzebował, to być teraz przy bracie.
Cristiano był chory, a w dodatku musiał radzić sobie sam, ponieważ żona, którą uwielbiał, miała awersję do szpitali. Violetta unikała wszelkich nieprzyjemności, co w tym przypadku oznaczało wspieranie męża, gdy lekarze będą robić mu biopsję mózgu, by znaleźć przyczynę trudnych do wytrzymania bólów głowy i innych objawów, na które uskarżał się przez ostatnie pół roku.

– Rozpłakała się, kiedy jej powiedziałem – relacjonował Cristiano.
Kobiece łzy nie robiły wrażenia na Samuele. Z jednym wyjątkiem. Do dziś pamiętał płacz matki i bezradność, jaką czuł, będąc jeszcze dzieckiem. Płacz dla efektu czy w celu zmanipulowania drugiej osoby pozostawiał go całkowicie obojętnym. Niestety jego brat nie był tak odporny jak on.
Narastający gniew i pogarda wobec Violetty pogłębiły bruzdę pomiędzy gęstymi brwiami. Przeczesał palcami włosy. Opuszczona, wilgotna dłoń zacisnęła się w pięść. Dio, dlaczego mężczyźni w jego rodzinie wybierali na żony tak okropne kobiety?
Miał szczęście, że nigdy nie znalazł „miłości swojego życia”. A gdyby to się stało, uciekłby w przeciwnym kierunku. W tym miejscu Samuele pozwolił sobie na cyniczny uśmieszek. Był pewien, że ucieczka nie wydarzy się szybko.
Przeciskając się w stronę baru, coraz więcej myśli poświęcał bratu i temu, co może on przeżywać w tej chwili, toteż dobrą chwilę zajęło mu zrozumienie pytania, które najwyraźniej skierowane było do niego.
Samuele spojrzał na twarz młodego mężczyzny, a potem na szkic w wyciągniętej ręce. Wzdrygnął się, mając nadzieję, że pozostanie to niezauważone. Podobieństwo było uderzające. Na papierze widniał ktoś wyniosły i niedostępny. Ktoś, komu trudno byłoby zaufać. Kto wie, może nawet jego własny brat mu nie ufał.
Poczuł złość na siebie i frustrację. Najpierw nie był w stanie uratować Cristiana przed toksycznym małżeństwem, a teraz zostawił go samego w chorobie. Emocje, które od dłuższego czasu buzowały tuż pod powierzchnią, wreszcie znalazły ujście…
– To wszystko, co potrafisz? – spytał rysownika lodowatym tonem. – Jeśli tak, to nie wróżę sukcesów w przyszłości. Mam nadzieję, że masz jakiś inny plan na życie?
Przez ułamek sekundy poczuł się zwycięzcą, ale zaraz potem dopadły go wyrzuty sumienia. Chłopak nie zrobił przecież nic złego. Po prostu znalazł się w niewłaściwym miejscu i czasie, a co najistotniejsze miał przed sobą przyszłość, której brat Samuele mógł nie doczekać.
– Zaczekaj – mruknął pod nosem do mężczyzny, który cofnął rękę, i sięgnął do kieszeni po portfel. Zawsze łatwiej było przykryć problem pieniędzmi niż powiedzieć przepraszam, pomyślał, ale zanim sfinalizował transakcję, w jego polu widzenia pojawiła się drobna sylwetka z burzą rozwianych loków niczym z malowideł prerafaelitów.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel