Wróć do mnie
Przedstawiamy "Wróć do mnie" nowy romans Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE.
Elisabeth odeszła od męża, Jacka Reilly’ego, ponieważ żył tylko pracą. Po roku spotykają się na ślubie kuzynki. Elisabeth spodziewa się, że sfinalizują rozwód, ale Jack, zamiast dążyć do rozstania, ponownie uwodzi swoją żonę. Iskra nadziei, że Jack się zmienił, szybko gaśnie, gdy Elisabeth dowiaduje się o jego zawodowych planach. Odchodzi ponownie, jednak wkrótce odkrywa, że jest w ciąży…
Fragment książki
– Wiedziałam, w co wchodzę, Bess, i czerpię z tego określone korzyści.
Bess obserwowała, jak jej stara przyjaciółka z lubością spogląda na swoją diamentową bransoletkę, drugą ręką gładząc jedwabny szantung designerskiej sukienki.
– I nie chodzi tylko o stroje i biżuterię, moja droga – zapewniła Lara, patrząc Bess prosto w oczy. – To prawda, muszę być dostępna na każde skinienie, ale jak George wyjeżdża, to mam mnóstwo czasu na własne przyjemności. Na przykład na spotkanie z tobą. Boże, jak dawno się nie widziałyśmy.
– Pewno dlatego, że my z Jackiem ciągle żyjemy na walizkach. – Bess próbowała się uśmiechnąć, jakby nieustanne przenoszenie się z miasta do miasta, zamiast zapuścić gdzieś wreszcie korzenie, było zgodne z jej pragnieniami.
– Zawsze świetnie się czułam w twoim towarzystwie – oznajmiła Lara, wydymając wargi. – Wyjazdy z George’em są fajne, ale jak zostaję sama… Ludzie są ograniczeni. Wiele osób w ogóle mnie teraz nie zaprasza.
Bess nie była tym specjalnie zdziwiona. Odkąd Lara stała się kochanką bogatego mężczyzny, straciła zaufanie wielu koleżanek. W końcu skoro mogła ustrzelić jednego rekina biznesu, dlaczego nie miałaby próbować z kimś innym?
– Nie dziw się, że żony robią się nerwowe. Wiele z nas nie potrafi błyszczeć tak jak ty.
– Dzięki, kochana. Staram się, jak mogę – przyznała Lara z promiennym uśmiechem, który po raz pierwszy Bess ujrzała na jej twarzy już w czasach szkolnych. Jednak po chwili Lara spoważniała, utkwiwszy wzrok w wyłaniającej się znad linii dachów wieży Eiffla.
– Nie czujesz się do końca szczęśliwa? – spytała Bess.
Na twarzy Lary pojawił się tylko cień uśmiechu.
– Tak sobie pościeliłam, więc tak muszę się wyspać. Ale czasami ci zazdroszczę, że nie mam tego co ty.
– Ja?
– Ty i twój smakowity Jack. Na początku wyglądało to na zwykłą burzę hormonów, ale znam cię, Bess, i wiem, że nie wyszłabyś za nikogo bez miłości. Cieszę się, że tak się odnaleźliście. Nigdy nie zapomnę, jak promieniałaś na zdjęciach ślubnych. A Jack wyglądał jak kot, któremu wreszcie udało się dobrać do ciastka.
Lara przystawiła do ust drinka, a Bess zrobiła natychmiast to samo, za trzymaną w dłoni szklanką próbując ukryć malujące się na jej twarzy przerażenie. Bo wzmianka o miłości wywołała w niej nagły ścisk żołądka.
– George jest słodki – kontynuowała Lara. – Ale nasza relacja opiera się tylko na wzajemnych korzyściach. Jego sprawy zawsze muszą być najważniejsze. Jest tak przyzwyczajony do osiągania wszystkiego, co sobie zamierzy, że nawet nie przyjdzie mu na myśl, żeby zapytać, czego ja pragnę.
Bess nic nie odpowiedziała, myśląc o całym harmonogramie własnych spotkań towarzyskich, dopasowanym wyłącznie do potrzeb Jacka.
W końcu po to właśnie się z nią ożenił…
Lara dalej snuła swoją opowieść:
– Nie zdawałam sobie wcześniej sprawy, ile czasu spędza kochanka, czekając na to, że jej facet znajdzie wreszcie dla niej chwilę…
Dalsze słowa Lary przestały docierać do świadomości Bess. Zaczęła ją boleć głowa, a serce waliło zbyt mocno i za szybko.
Coraz bardziej miała wrażenie, że Lara opowiada o jej własnym związku z Jackiem.
To wieczne czekanie. To ciągłe dostosowywanie się do niego. Konieczność spotykania się z ludźmi, niezależnie od tego, czy ona ma na to ochotę. To kompletne podporządkowanie ich związku jego celom biznesowym, mimo że Jack osiągnął już olbrzymi sukces zawodowy i dorobił się już pokaźnego majątku.
Jack też potrafił być czuły, ciepły i troskliwy. A gdy na jego twarzy pojawiał się ten unikalny wdzięk, trudno było mu się oprzeć. Nie wspominając już o łóżku…
Bess wzięła kolejny łyk koktajlu, by przygasić żar ogarniający jej policzki na myśl o tym, jak doskonale Jack sprawuje się w łóżku. Czasem wystarczał jeden jego pocałunek, by kolana Bess zamieniły się w drżącą galaretę, a jej mózg – w rozgotowaną papkę.
– Mimo że mam mnóstwo czasu, którym sama dysponuję – do Bess zaczęły znów docierać słowa Lary – to trudno jest mi cokolwiek zaplanować, bo George oczekuje, że będę gotowa na każde jego wezwanie.
To znów jakby o mnie – pomyślała Bess.
– Nigdy nie mogę wyluzować, ubrać się w stary podkoszulek czy flanelową piżamę – narzekała Lara.
Bess przypomniała sobie los swojej ulubionej koszulki nocnej, w którą zawsze wtulała się z taką błogością. Wielokrotnie skrytykowana przez Jacka – który w łóżku uznawał wyłącznie jedwab i koronki albo nagość – ulubiona koszulka Bess przepadła gdzieś bezpowrotnie podczas jednej z przeprowadzek.
– Sorry, Bess, że tak marudzę. Bo przecież z drugiej strony mam naprawdę łatwe życie.
Lara zaczęła przywoływać kelnera, by zamówić kolejne drinki, a w głowie Bess coraz mocniej formowała się bolesna świadomość dotycząca własnego związku.
Jestem tylko żoną na pokaz, czymś w rodzaju kochanki, tyle że z obrączką na palcu… Półtora roku po ślubie Jack nawet o centymetr nie zbliżył się do tego, by mnie pokochać…
Nie mogąc pogodzić się z prawdą, której tak długo starała się nie zauważać, Bess poczuła ból trudny do opanowania.
Nie mam szansy na miłość, a takie małżeństwo to powolna śmierć, dzień po dniu – pomyślała z przerażeniem.
Dziesięć miesięcy później
Bess założyła okulary przeciwsłoneczne, by osłonić oczy przed blaskiem błękitnego nieba, turkusowego morza i plaży – tak białej, że przypominającej wyglądem cukier puder. Dalej, już na obrzeżach plaży, rozciągała się istna plątanina zieleni, z nielicznymi przesiekami i budynkami przesłoniętymi konarami drzew.
Korzystając z pomocnej dłoni pilota i pozostawiając mu wyniesienie swojego bagażu, Bess wysiadła z hydroplanu na pomost.
Nigdy do tej pory nie była w tak pięknym miejscu.
A w dodatku przybyła tutaj, by świętować, a nie do pracy. Od chwili, gdy prawie rok temu odeszła od Jacka i wyjechała z Paryża, rzucała się w kolejne wyzwania – rozkoszując się swobodą podejmowania własnych decyzji, próbując szeregu nowych rzeczy i doświadczając dawno nieodczuwanej satysfakcji.
– Prawdziwy raj – mruknęła pod nosem. – Zupełnie jak na zdjęciu z ulotki biura podróży.
– To prawda – przytaknął pilot, stawiając na pomoście jej bagaż. – Jest pani tutaj po raz pierwszy?
– Nie byłam jeszcze nigdzie na Karaibach – wyjaśniła Bess.
– Wybrała pani miejsce najlepsze z najlepszych: maksimum luksusu i prywatności, dziewicza przyroda i bardzo dyskretna obsługa – wyliczył z uśmiechem wysoki Amerykanin, który nagle wydał się Bess bardzo przystojny.
– Odlatuję dopiero rano – powiedział pilot. – I wybieram się na drinka do miejscowego baru. Może miałaby pani ochotę pójść ze mną?
Bess czuła, że nie jest to dobry pomysł – nawet jeśli miałby się zakończyć tylko drinkiem i rozmową. W oczach mężczyzny dostrzegła emocje i nie chciała mu robić złudnych nadziei.
– Dziękuję. To bardzo miło z pana strony, ale miałam długą podróż i muszę odpocząć.
Amerykanin skinął głową, prawie nie zdradzając rozczarowania.
– Gdyby zmieniła pani zdanie, to wie pani, gdzie mnie szukać.
Gdy dotarła do wytwornego, położonego w ustronnym miejscu domku, który miała zająć, zdjęła buty i wyciągnęła się na olbrzymim łóżku. Zdołała zarejestrować tylko ponadprzeciętną miękkość materaca i natychmiast zapadła w sen.
Gdy ponownie otworzyła oczy, słońce chyliło się już ku zachodowi, a zza drzew wyłaniał się piękny widok plaży. Na wieczornym niebie przeplatały się odcienie różu i mandarynki.
Jedyny słyszalny odgłos, świergot ptaków, dodatkowo wzmagał w niej poczucie dobrostanu. Każda sytuacja podobnego bezruchu wywoływała w okresie ostatnich dziesięciu miesięcy nawrót myśli dotyczących Jacka. Również teraz Bess poczuła ucisk w klatce piersiowej. Odejście od Jacka było dla niej jedynym sposobem, by zachować zdrowie psychiczne i odzyskać szacunek do siebie. Bo ślub z nim był kolosalnym błędem – niezależnie od tego, jakie żywiła do niego uczucia. Gdy miłość stała się więzieniem, a Bess w swoim własnym życiu zaczęła się czuć jak obywatel drugiej kategorii, po prostu nie miała wyboru.
I choć w zakamarkach duszy wciąż marzyła o szczęśliwym romantycznym finale, który kiedyś sobie wyobrażała, to czas i odległość skutecznie leczyły rany.
I Bess coraz lepiej radziła sobie z myślami o Jacku. Zdecydowanie coraz lepiej.
Świadomie próbowała teraz skupić całą uwagę na pięknym widoku, wyrzucając z głowy myśl o złamanym sercu. Bo właśnie temu miał służyć ten tydzień urlopu.
Wcześniej jednak miała wziąć udział w uroczystości. Dotarły już zamówione przez internet sukienki i Bess miała nadzieję, że będzie się w nich prezentować naprawdę nieźle.
W jutrzejszym nieoficjalnym ślubie miała uczestniczyć tylko niewielka grupka gości. Ale ponieważ panna młoda była spokrewniona z rodziną królewską, a pan młody był księciem, Bess chciała wyglądać dobrze. Za jakiś czas Freya i Michael mieli wziąć oficjalny ślub w blasku fleszy, ale dla nich to jutrzejsza uroczystość była najważniejsza, dlatego Bess nie mogłaby sprawić swojej kuzynce zawodu.
Otworzyła drzwi do wykwintnej garderoby i spojrzała na wiszącą w niej plamę żywych kolorów. Sięgnęła po szkarłatną sukienkę, którą kupiła na dzisiejszy wieczór – wprawdzie jedwabną, ale niepochodzącą od sławnego projektanta. Bess wybrała tę sukienkę, bo dobrze pasowała do jej karnacji, dobrze się w niej czuła i mogła sobie na nią pozwolić w oparciu o własne oszczędności.
By zaoszczędzić trochę czasu, darowała sobie kąpiel w wykończonej w marmurach i szkle łazience, a tylko wzięła prysznic, korzystając z umieszczonej na zewnątrz domku deszczownicy.
Po wysuszeniu włosów, ubraniu się i wykonaniu lekkiego makijażu, Bess założyła zakupione również na tę okazję szkarłatne sandały i przejrzała się w lustrze.
Z uśmiechem stwierdziła, że wygląda… po prostu dobrze.
– Bess! – Gdy pojawiła się przy basenie, Freya aż poderwała się z leżaka. – Chciałam pójść do twojego domku, ale Michael przekonał mnie, że miałaś długą podróż i musisz odpocząć. Wyglądasz cudownie! Jakbyś właśnie wyszła z całodziennego spa, a nie wróciła z jakichś dzikich zakątków Indonezji.
– W sumie niewiele się pomyliłaś – odparła, śmiejąc się, Bess. – Byłam w Timorze Wschodnim, jakieś tysiąc kilometrów na wschód od Bali. Niesamowity kraj.
Freya zaciągnęła ją na wyściełane leżaki.
– Naprawdę ci się tam podobało? Bałam się, że rzucasz się w coś, nie zdając sobie sprawy, jak będzie ci tam ciężko.
Bess przypomniała sobie cały szereg trudności, które musiała pokonać. Ale pomyślała, że to wszystko nic w zestawieniu z radością i entuzjazmem uczniów i ich rodzin oraz wielką serdecznością, jakiej z ich strony doświadczyła.
– To prawda, że mnóstwo rzeczy mnie zaskoczyło, ale było wspaniale. A jak w ogóle wpadliście na pomysł nieoficjalnego ślubu? W rodzinach królewskich raczej się tego nie praktykuje.
Twarz kuzynki rozpromieniła się w uśmiechu.
– Wyobraź sobie, że to rodzice Michaela zasugerowali, że moglibyśmy mieć trochę czasu dla siebie przed tym całym blichtrem oficjalnych uroczystości. I zaraz po jutrzejszej ceremonii Michael zabiera mnie w jeszcze bardziej ustronne miejsce, gdzie będziemy już tylko we dwoje. Czy to nie brzmi bosko?
Z właściwym mężczyzną, na pewno – pomyślała Bess.
Ona sama nie miała nawet podróży poślubnej. Mieszkała wprawdzie w pięciogwiazdkowym hotelu, doświadczając radości seksu ze świeżo poślubionym mężem, ale resztę czasu Jack spędzał wśród obcych ludzi, z którymi chciał rozpocząć interesy. Nawet posiłki, które spożywali w wytwornych restauracjach, polegały bardziej na nawiązywaniu kontaktów niż na romantycznym spędzaniu czasu ze sobą.
– Wszystko to brzmi fantastycznie. Powiedz mi, kto tu jeszcze jest?
Z trochę dziwnym wyrazem twarzy Freya chwyciła Bess za rękę.
– Mam nadzieję, że postąpiłam właściwie. Zapraszając go, miałam trochę wątpliwości, ale teraz jest już naprawdę bliskim przyjacielem Michaela. Bałam się, że może to być dla ciebie trudne, chociaż zapewniał mnie, że macie ze sobą dobre relacje. A poza tym Michael powiedział, że i tak nic nie powstrzymałoby cię od przyjazdu na mój ślub. Chciałam ci powiedzieć już w zeszłym tygodniu, ale nie mogłam się do ciebie dodzwonić.
– Nie wiem, o kim mówisz, ale okej – odparła Bess, dostając jednak nagle gęsiej skórki. – Po tym, co już przeszłam, nie powinnam mieć kłopotu w kontaktach z ludźmi. Popsuł mi się telefon, a i tak był tam kiepski zasięg. Pomyślałam, że wymienię komórkę na spokojnie, dopiero w przyszłym tygodniu.
Freya nachyliła się do niej bliżej.
– Dobrze, że chociaż teraz mogę cię ostrzec…
Dalsze słowa zagłuszyły głośne rozmowy zbliżającej się do nich grupy osób.
– Bess – szepnęła jej Freya do ucha. – Muszę cię uprzedzić…
Ale jej głos rozpłynął się w ferworze powitań.
A do Bess przestały docierać jakiekolwiek sygnały. Zszokowanym wzrokiem wpatrywała się w wysokiego, ciemnowłosego mężczyznę stojącego na tyłach grupy. Jego wyprostowana sylwetka, szeroko rozstawione nogi i zatknięte w kieszenie spodni ręce sprawiały wrażenie luzu czy nawet swoistej prowokacji.
– Cześć, Elisabeth. Dawno się nie widzieliśmy – odezwał się Jack Reilly, jej mąż i ostatni mężczyzna, z którym chciałaby się teraz spotkać.
Jack wpatrywał się w kobietę, której nie widział od prawie roku, lekko oszołomiony tym, jak działał na niego jej widok. Mimo że był przygotowany na to spotkanie, zaskoczył go jej wygląd.
Już po pierwszym głębszym spojrzeniu nie miał wątpliwości, że Bess wygląda bardziej pociągająco, niż ją zapamiętał.
Myśląc w kategoriach utartych schematów, Elisabeth nie była najpiękniejszą kobietą, jaką znał. Było w niej jednak coś, co wyróżniało ją na tle innych kobiet.
Zauważył, że świeża opalenizna doskonale pasuje do jej ciemnych włosów, podkreślając blask niepowtarzalnych oczu w kolorze koniaku, otwartych teraz szeroko ze zdziwienia.
Jack poczuł odrobinę satysfakcji. Po szoku, jakiego doznał w Paryżu, miał wreszcie okazję, by się zrewanżować tym samym.
Nadal towarzyszyło mu poczucie gniewu i upokorzenia związanego z jej odejściem, w tej chwili okraszone jeszcze czymś bardziej pierwotnym.
Jej smukłe kończyny mieniły się odcieniami złota, a ciemnoczerwona sukienka zdawała się ledwo dotykać rozkosznego ciała. Opinający piersi jedwab, podtrzymywany jedynie przez dwie związane na szyi tasiemki, wyglądał bardzo prowokacyjnie.
Czyżby włożyła tę sukienkę dla kogoś innego? Z zaciśniętymi zębami Jack szybko przeskanował wzrokiem wszystkich znajdujących się w polu widzenia mężczyzn.
– Cześć, Jack – odpowiedziała ochrypłym głosem Elisabeth.
Jack wziął powolny oddech, rozkoszując się świadomością, że dla niej spotkanie z nim jest równie porażające. Bo w głosie Bess wyczuł napięcie seksualne, świadczące o tym, że niezależnie od tego, co robiła przez ostatnie dziesięć miesięcy, nie znikło między nimi pożądanie.
Bess wstała z leżaka z wrodzoną gracją, którą Jack zauważył, gdy tylko ją poznał.
– Nie spodziewałam się, że cię tu spotkam. Nie wiedziałam, że masz teraz tak dużo kontaktu z Michaelem.
– Bardzo ściśle współpracowaliśmy przy realizacji wspólnego projektu. – Jack zawiesił głos. – Nie wiem, czy pamiętasz, że sama nas sobie przedstawiłaś.
– Pamiętam. – Bess ściszyła głos. – Bardzo zależało ci na tym kontakcie. Cieszę się, że wykorzystałeś go dla swojej firmy.
Jack zamarł. W ustach Bess słowo „firma” brzmiało jak przekleństwo, a nie źródło pieniędzy, za które ona wiodła wcześniej luksusowe życie, a jej ojciec mógł uniknąć bankructwa.
Oczywiście, że interesowały go powiązania społeczne rodziny Bess, która – mimo niestabilności finansowej jej ojca – była częścią europejskich elit. Jej ojciec był angielskim arystokratą, a jej matka posiadała liczne koneksje we wpływowych środowiskach w wielu krajach. Kuzynka Elisabeth, Freya, była spokrewniona od strony ojca z duńską rodziną królewską. Gdy więc zaczęła spotykać się z jednym z europejskich książąt, zainteresowanym dla swojego kraju innowacyjnymi rozwiązaniami w zakresie czystej energii, przed Jackiem otworzyła się olbrzymia szansa gospodarcza.
– Dzięki – odparł Jack. – Nasze kontakty biznesowe kwitną, ale cieszę się, że mogę już zaliczyć Michaela do grona swoich przyjaciół.
Bess zmarszczyła czoło, jakby nie do końca mogła w to uwierzyć.
– Naprawdę dlatego tutaj jesteś, Jack? – Gestykulacja Elisabeth zdradzała brak zaufania. – Żeby wziąć udział w ślubie swojego przyjaciela?
– Naturalnie. A jaki mógłby być inny powód?
Bess pokręciła głową, patrząc mu prosto w oczy.
– Jack Reilly, którego ja znam, nigdy nie kieruje się sentymentami. W tle zawsze musi być jakaś korzyść, ważny interes czy kontakt.
Takie słowa raniły go do głębi. Jack nie zamierzał przepraszać za to, że stawia sobie w życiu cele. Bo to właśnie dlatego odnosił takie sukcesy. A teraz jego żona sugerowała, że jest to postawa wątpliwa moralnie.
– Bess, pozwól, że przedstawię cię naszym gościom. – Freya wzięła Elisabeth pod rękę, kierując ostre spojrzenie w stronę Jacka.
Standard – pomyślał Jack. – Przywitałem się tylko z żoną. To ona próbowała mi wbić szpilę, a Freya staje oczywiście po jej stronie…