Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Wspomnienia letnich nocy / Nie potrafię ci się oprzeć
Zajrzyj do książki

Wspomnienia letnich nocy / Nie potrafię ci się oprzeć

ImprintHarlequin
Liczba stron320
ISBN978-83-276-9204-7
Wysokość170
Szerokość107
TłumaczElżbieta ChlebowskaKatarzyna Ciążyńska
Tytuł oryginalnyHomecoming HeartbreakerThe Rebel's Return
Język oryginałuangielski
EAN9788327692047
Data premiery2023-02-01
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Mack Holloway przyjeżdża na dwa miesiące do kurortu Moonlight Ridge, aby pomóc ojcu w interesach. Hotelem kieruje obecnie Molly Haskell, która nie jest zadowolona z jego powrotu. Piętnaście lat temu byli w sobie szaleńczo zakochani, razem poznawali abecadło seksu, nagle jednak Mack wyjechał, nie wyjaśniając przyczyn. Nie wybaczyła mu tego, ale teraz znów pożądała go tak samo jak podczas tamtych pięknych dni...

Fragment książki
Do diabła, a jednak wrócił.
Mack Holloway przeczesał palcami lśniące czarne włosy i potarł brodę, po czym zjechał na starą leśną drogę o milę od Moonlight Ridge, kurortu należącego do jego przybranego ojca, Jamesona Hollowaya. Tym razem nie wpadł tu przejazdem w drodze do innego miasta. Zamierzał zostać przez dwa miesiące.
Zgasił silnik, otworzył drzwi nisko zawieszonego sportowego auta, absurdalnie drogiego i nieodpowiedniego na tutejsze drogi. Spojrzał na gęsty las sosnowy i ogarnęła go panika. Wystarczyłby krótki spacer, a znalazłby się w miejscu, w którym jego życie przybrało inny obrót. Tamtej nocy stracił wszystko, na czym mu zależało: rodzinę, bezpieczeństwo, Molly.
Wepchnął ręce do kieszeni i przyspieszył kroku, gdy poczuł na twarzy muśnięcia zimnej mgły. Wcale nie chciał oglądać miejsca wypadku, ale skoro spędzi w okolicy wiele tygodni, nie może ukrywać się przed przeszłością.
Wiosenny wiatr potargał mu włosy, przykleił koszulę do ciała. Po paru minutach znalazł się w tym miejscu, gdzie auto wypadło z drogi i stoczyło się z nasypu. Z trudem przełknął ślinę. Przypomniał sobie krzyki, wysoki jęk silnika, zgrzyt blach.
Stracił panowanie nad kierownicą i kontrolę nad sobą. Przez niego poszkodowani byli bracia, Grey i Travis. A przecież to on był najstarszy.
Ta jedna noc piętnaście lat temu miała ogromne konsekwencje. Jako nastolatek uważał, że jest niezniszczalny, los dowiódł mu, jak się mylił. Od tej pory rzadko pozwalał sobie na okazywanie emocji i nigdy nie podejmował decyzji pod ich wpływem. Wszystko było racjonalne, wykalkulowane, wyliczone. Rozsądek stał się jego gwiazdą przewodnią.
Nie mógł zmienić przeszłości, ale potrafił kontrolować teraźniejszość i robić plany. Powinien się skupić na dniu dzisiejszym.
Wrócił do Asheville i obiecał się zająć hotelem Moonlight Ridge, gdyż Jameson – człowiek, który zastąpił mu ojca i wyrwał go z systemu opieki społecznej krótko po ósmych urodzinach – spędził tydzień na oddziale intensywnej opieki medycznej miejscowego szpitala po niespodziewanym wylewie krwi do mózgu.
Było już lepiej, Jameson został wypisany do domu, ale czekała go długa rehabilitacja. Warunkiem powrotu do zdrowia było ograniczenie stresu do możliwie minimalnego poziomu. Tymczasem Moonlight Ridge stanowiło powód nieustannych zmartwień.
W drodze powrotnej spojrzał w prawo, w kierunku granic terenu należącego do Jamesona, mniejszej i bardziej luksusowej wersji sławnej posiadłości Biltmore. Obydwa hotele stanowiły w Karolinie Północnej rodzaj instytucji i atrakcji turystycznej. Przez siedemdziesiąt pięć lat do Moonlight Ridge przyjeżdżali arystokraci i politycy, członkowie rodzin panujących, gwiazdy Hollywoodu i miliarderzy z całego świata.
Jameson, właściciel i zarządzający tego ekskluzywnego hotelu, był od dziesięcioleci twarzą uzdrowiska. Żył swoją pracą, ludzie dodawali mu energii i potrafił wymienić z imienia i nazwiska wszystkich wczasowiczów.
To właśnie stało się niemożliwe – przez najbliższe pół roku Jameson będzie pozbawiony kontaktu z gośćmi.
Po wielu wirtualnych sporach z braćmi i przybranym ojcem udało im się wreszcie dojść do kompromisu. Każdy z nich spędzi parę miesięcy w Moonlight Ridge, opiekując się Jamesonem i biznesem. Mack jako najstarszy miał objąć pierwszą zmianę, choć obawiał się ponownego spotkania z Molly. Może jednak uda mu się choć trochę naprawić szkody.
Wiedział, że całkowite odkupienie jest niemożliwe, ale musi się wysilić. Byłoby łatwiej, gdyby Molly nie pracowała jako menedżer hotelu.
Oparł się o błotnik i wyciągnął przed siebie nogi. Odchylił głowę do tyłu, aby złagodzić napięcie w karku.
Poznał Molly jeszcze zanim pojawili się przybrani bracia. Miał wtedy osiem lat, ona, córka głównego księgowego, siedem. Był oczarowany jej blond lokami, oliwkową cerą i fascynującymi zielonkawymi oczami.
Nie okazywała ani cienia lęku przed Jamesonem – dużym, szorstkim mężczyzną o ciemnej karnacji, w niczym nie przypominającym jej niewielkiego, układnego, ale piekielnie dwulicowego koreańskiego ojca – i to pomogło Mackowi przyzwyczaić się do nowego domu z jego licznymi zasadami i obowiązkami. Z pomocą Molly szybko zrozumiał, że Jameson tylko sprawia wrażenie groźnego, ale jest dobrym człowiekiem. Po paru miesiącach z najeżonego małego sieroty stał się pewnym siebie dzieciakiem.
Miał Jamesona, miał Molly i wreszcie czuł się bezpieczny i kochany.
Sześć miesięcy później do ich małej grupy dołączył Grey, a dwa miesiące po nim – Travis. Nawet jeśli różnią się wyglądem, tłumaczył im Jameson – on i Travis mają ciemną skórę, Grey jest biały, a ojciec Macka pochodzi z Korei – to wszyscy teraz noszą nazwisko Holloway i tworzą rodzinę. Ich siłą jest różnorodność, powtarzał przybrany ojciec, różnice należy celebrować, a kolor skóry jest nieistotny.
Jameson, jak się później okazało, zawsze chciał mieć dzieci, ale nie znalazł właściwej kobiety. Zdecydował się na adopcję, kiedy trafił na Macka – dzieciaka, którego matka umarła przy porodzie, a ojciec porzucił, kiedy mały miał siedem lat.
Mack rozumiał, że wygrał los na loterii, miał też nadzieję, że okazał się dobrym synem, skoro tato zaraz po nim adoptował dwóch chłopców w zbliżonym wieku.
Ten pierwszy rok, gdy wszyscy próbowali odnaleźć się w nowej sytuacji, był niewiarygodnie trudny. Nikt z nich nie potrafił zaufać dorosłemu, bali się rozczarowania, byli najeżeni. Jednak Jameson rządził nimi twardo, acz z miłością, i nieustannie im przypominał, że są rodziną i lepiej, aby się przyzwyczaili do tej myśli.
I chociaż nie łączyło ich DNA i wspólna krew, stali się braćmi w pełnym tego słowa znaczeniu. Przez kolejnych dziesięć lat Mack miał ojca i dwóch braci, gotowych oddać za niego życie.
I miał Molly, swoją gwiazdę północną.
W nieunikniony sposób przyjaźń między chłopakiem i dziewczyną przerodziła się w romantyczną miłość. Ostatnie cztery miesiące, spędzone razem, stanowiły najlepszy okres jego życia. Śmiali się, kochali, odkrywali własną seksualność, przekonani, że nigdy się nie rozstaną.
Wypadek zniszczył tę rodzinę. Stracił też najdroższą przyjaciółkę i zarazem ukochaną.
Sam wymierzył sobie karę: przekonany, że nie zasługuje na miłość, opuścił Asheville i bliskich. Przeciął więzy z chirurgiczną precyzją. Skazał się na życie w emocjonalnej pustce. Przez lata cierpiał w milczeniu.
Niechętnie potarł ręką twarz. Rozumiał, że mógł się odezwać do Molly nie raz i nie dwa, i przynajmniej wyciągnąć rękę na zgodę. Upór i obawa przed jej reakcją zwyciężyły, a teraz była mu równie obca jak bracia. Nieuchronne spotkanie go przerażało.
Moonlight Ridge było domem Molly w jeszcze większym stopniu niż jego. Mieszkała tu jako dziecko, pracowała dla Jamesona jako nastolatka i była przez niego traktowana jak córka.
Teraz zarządzała hotelem, a skoro Mack będzie zastępował ojca, jest skazany na ścisłą współpracę z byłą ukochaną. Kiedyś miał nadzieję, że się z nią ożeni, będą żyli długo i szczęśliwie, otoczeni gromadką dzieci.
Wsiadł do auta, ale wciąż nie ruszał. Był spięty i w niczym nie przypominał opanowanego biznesmena, którym był w Nashville.
Zaprojektował swoje życie z żelazną konsekwencją i nie był gotów na zmiany, jednak miał dług wobec Jamesona. Zrobiłby wszystko dla ojca, który dał mu dom i miłość, bezpieczeństwo i rodzinę, kiedy najbardziej ich potrzebował.
Jego przeszłość i teraźniejszość muszą się zderzyć…
Nie wolno stracić zimnej krwi.

Molly Haskell stała przy oknie swego biura na drugim piętrze. Patrzyła na pusty podjazd. Mack zostawił jej krótką wiadomość, że przyjedzie dziś rano. Była zła na siebie, że po piętnastu latach serce nadal bije jej szybciej.
Szmat czasu, dawno powinna o nim zapomnieć. Zmarszczyła brwi, najchętniej by sobą potrząsnęła. Mack nic dla niej nie znaczy.
Jego przyjazd do Moonlight Ridge skomplikuje jej życie zawodowe – bo przecież z uczuciowym nie ma nic wspólnego! – i może utrudnić renowację hotelu.
Umawiała się z Jamesonem tuż przed jego wylewem, że przedstawi mu projekt przywrócenia kurortu do dawnej świetności, jednak choroba go powaliła i karetka odwiozła go do szpitala. Przeraziła się, teraz liczyło się tylko to, żeby znów postawić go na nogi. Biznes może poczekać.
Jameson był jej mentorem, drugim ojcem, człowiekiem, którego podziwiała i kochała, zrobiłaby dla niego wszystko, więc wkładała całe siły w przywrócenie blasku podupadającemu hotelowi, który był oczkiem w głowie starego właściciela.
Jako menedżerka nie miała uprawnień do podejmowania decyzji o radykalnych zmianach. Teraz, co gorsza, będzie musiała je przedyskutować z Mackiem Hollowayem, który według magazynu „Forbes” należał do najwybitniejszych młodych biznesmenów w kraju.
Mack jest wizjonerem, nie nawykł do realizowania cudzych pomysłów. Z pewnością wytknie jej wiele błędów. Westchnęła. Już była na niego zła, a przecież jeszcze nie zdążył przyjechać do Moonlight Ridge.
– Nie dam sobie niczego narzucać – mruknęła.
– Rozmawiasz sama z sobą, Mol?
W drzwiach stanęła Autumn, jej najlepsza przyjaciółka. Poznały się, gdy miały po dziesięć, jedenaście lat. Bogata rodzina Autumn przyjeżdżała tu na wakacje przez dwa lata z rzędu. Kiedy nie pojawili się po raz trzeci, dziewczynki zaczęły korespondować, aż z biegiem czasu przyjaźń stała się wyblakłym wspomnieniem z dzieciństwa. Dwa lata temu w Los Angeles wybuchł skandal związany z ojcem Autumn, znanym hollywoodzkim producentem. Dziewczyna uciekła z Kalifornii i wylądowała w Moonlight Ridge. Współpracowała z hotelem przy organizacji wystawnych wesel i przyjęć.
Przyjaźń odżyła. Autumn była świetną organizatorką imprez i przyniosła hotelowi spore zyski. Teraz stanęła przy Molly i położyła jej rękę na ramieniu.
– Wszystko w porządku?
Dobre pytanie. Oczywiście. Chyba tak.
Molly popatrzyła na reprint obrazu Degasa wiszący na ścianie. Baletnica miała na sobie szeroką spódniczkę, stała na pointach i pochylała się w tanecznym pas. To było jej dziewczęce marzenie – zostać primabaleriną. Miała talent i zapowiadała się na młodą gwiazdę. Niestety, przyszło pamiętne lato i marzenie prysło jak wiele innych mrzonek.
– Nie bardzo – przyznała, przysiadając na szerokim parapecie. – Pracuję tu przez całe życie, poza okresem studiów, a jednak kiedy przyszło co do czego, Jameson sprowadza tu swoich synów, żeby mnie pilnowali.
– Może Mack będzie zbyt zajęty własnymi sprawami, żeby się angażować? – powiedziała przyjaciółka.
– Masz rację – odparła z nadzieją w głosie. – Może bracia zapewnili Jamesona, że mu pomogą, aby go uspokoić. Wiesz, jaki bywa uparty.
Podniosła wzrok na ozdobne stiuki na suficie. Martwiła się o Jamesona, była wyprowadzona z równowagi nieuchronnym spotkaniem dawnej miłości i zirytowana koniecznością dostosowania się do nowego nadzorcy, który zacznie się szarogęsić na jej podwórku.
– Mam chyba prawo być wściekła, że Mack mnie rzucił?
– Molly, minęło dużo czasu. Byliście dzieciakami. Takie związki rozpadają się, dziewięćdziesiąt na sto.
Mack był dla niej kimś ważniejszym niż nastoletni flirt. Zanim został jej chłopakiem i kochankiem, był jej przyjacielem. Ufała mu jak nikomu, poza Jamesonem.
Odszedł bez słowa wyjaśnienia i złamał jej serce. Do dziś źle wspominała te miesiące po jego wyjeździe, wpadła wtedy w ciemną studnię i czuła się najbardziej samotną osobą na świecie. Podjęła wówczas najgłupszą decyzję w życiu, a jej skutki prześladowały ją do dziś.
– Powiedz coś – poprosiła Autumn.
O czym tu mówić? Przyjaciółka wiedziała, że ojciec Molly był dyrektorem finansowym, na którym Jameson się zawiódł. Znała historię jej relacji z Mackiem. Wiedziała, że rodzina Molly zmuszona była opuścić Moonlight Ridge w niesławie, kiedy dziewczynka miała trzynaście lat, ale wciąż było tu wszystko i wszyscy, na których jej zależało, dlatego przy pierwszej okazji wróciła.
Autumn nie wiedziała tylko, że i Molly miała grzeszki na sumieniu.
– Praca z Mackiem będzie kłopotliwa. Wcześniej wiele razy odwiedzał ojca, ale nie próbował się ze mną zobaczyć, choć przecież wiedział, że tu mieszkam. Nie przeprosił mnie za wyjazd, za brak odpowiedzi na moje mejle i esemesy, na nagrania, które zostawiałam mu na komórce.
Molly nie była gotowa darować mu takiego traktowania. Nie jest zabawką, którą się wyrzuca, bo przestała być potrzebna. Od toksycznych relacji ma rodzinę.
Na szczęście z czasem stała się pewna siebie, asertywna i ambitna. Nikt nie będzie nią pomiatał.
– Poradzę sobie z Mackiem Hollowayem.
– Świetnie. A jak? – spytała Autumn.
Molly uświadomiła sobie, że Mack spodziewa się awantury. Jako dziecko i nastolatka nosiła serce w rękawie, łatwo wyrażała emocje. Teraz zamierzała być opanowana i nieprzewidywalna.
– Potraktuję go jak każdego innego pracownika, każdego innego szefa. Będę uprzejma, ale zachowam dystans. Liczy się tylko profesjonalizm.
– Dasz radę?
– Bułka z masłem – zapewniła Molly nieszczerze.
– To dobrze, kochanie, bo właśnie zajechał samochód.
Molly uścisnęła przyjaciółkę i ruszyła w kierunku służbowych schodów, wąskich i krętych. Hotel mieścił się w ogromnym starym budynku z dwoma skrzydłami i miał reprezentacyjne schody dla gości, ale personel musiał być dyskretny, a to oznaczało przemieszczanie się klatkami schodowymi na tyłach domu.
Wykorzystała jeden z wielu sekretnych korytarzy. W czasach prohibicji pierwszy właściciel prowadził bar dla swoich bogatych przyjaciół i znajdowały się tu tajne przejścia i tunele, w których przechowywano alkohol. Przez zamaskowane drzwi wśliznęła się do imponującego holu, pomachała do Harry’ego, który obsługiwał recepcję, i poprawiła kwiaty w pięknie zaaranżowanym bukiecie.
Moonlight Ridge należało do Jamesona, ale ona też je kochała. Zaraz po studiach wróciła tu do pracy, bo wciąż czuła się winna. Teraz już nie potrafiłaby stąd odejść, było to jedyne miejsce, w którym czuła się jak w domu.
Otaczały ją antyki i dzieła sztuki. Kochała przestronne pokoje, grube mury porośnięte bluszczem, rozległy teren z imponującym parkiem i jeziorem znajdującym się na środku posiadłości. Prowadziła wzrokiem samochód parkujący na podjeździe. Poznała sylwetkę kierowcy. Mack wrócił.
W gardle ją dławiło, a przecież dawno zamknęła za sobą drzwi do przeszłości. Nie spędziła piętnastu lat na jej rozpamiętywaniu. Życie toczyło się dalej. Byli inni mężczyźni, może nie tak wielu, ale miała swoją porcję przygód. Nikt na dłużej nie zyskał jej serca. Była singielką z wyboru. Mężczyźni wprowadzają zamęt w uporządkowane życie – nie miała na to ochoty.
Przybrała przyjemny wyraz twarzy, z jakim witała gości. A przecież wciąż miała ochotę nadziać go na zardzewiałe widły. Wyluzuj, Molly, to było dawno i nieprawda.
Na jego widok straciła animusz. Jako osiemnastolatek był długonogi, chudy, niezdarny jak młody źrebak. Teraz nabrał koordynacji i pewności siebie.
Przyjrzała mu się uważnie. Zniknął chłopak, którego kiedyś znała, pojawił się barczysty i wysportowany mężczyzna. Potargana czupryna została starannie ostrzyżona przez fryzjera, czarne włosy i oczy odziedziczył po ojcu, twarz nadal miał pociągłą, ale kilkudniowy zarost był czymś nowym.
Najbardziej zmieniło się jego ciało. Już jako nastolatek wystrzelił w górę i osiągnął blisko metr dziewięćdziesiąt, jednak wtedy był chudy jak szczapa. Teraz miał szerokie ramiona i pierś, a niżej rysował się płaski brzuch. Najwyraźniej był stałym bywalcem siłowni.
Przełknęła ślinę. Niezłe ciacho, pomyślała mimo woli. Poczuła nagłe pożądanie. Wciąż na nią działał tak jak przed piętnastoma laty. Jednak nie była tamtą naiwną ufną nastolatką. Wiedziała, że między seksem a miłością jest wielka różnica i nie zawsze idą w parze. Potrafiła docenić przystojnego mężczyznę, ale to tylko biologia i popęd seksualny. Każda kobieta podświadomie szuka najlepszego dawcy genów dla swoich dzieci.
Na szczęście jest dorosła i trzeba dużo więcej niż atrakcyjne ciało, aby jej zaimponować.
Mack zdawał się jej nie dostrzegać, a kiedy w końcu do niej podszedł, jego twarz była pozbawiona wyrazu.
– Witaj, Molly.
Nawet jego głos był mocniejszy, bardziej seksowny. Starzał się jak dobre czerwone wino.
Kiwnęła mu głową, ale nie poruszyła się, bo jej kolana się uginały.
– Mack... – powiedziała tylko.

 

Rafael zauważa w elitarnym klubie tajemniczą nieznajomą. Spędzają wieczór na rozmowie, a potem Rafael zaprasza ją do swojego hotelu. Ich noc przerasta jego najśmielsze oczekiwania. Umawia się z Eve ponownie. I kolejny raz. Nie ukrywa jednak, że nie chce rezygnować z wolności, choć Eve pociąga go jak żadna kobieta dotąd...

Fragment książki
PROLOG

- To nie jest do spełniania życzeń.
Ta złota myśl padła z ust mężczyzny, który stanął niedaleko. Eve Martin broniła się przed jego urokiem. Niech mężczyźni wygłaszają oczywiste prawdy. Tak, gapiła się z podziwem na wielopoziomową wieżę z kieliszków szampana, ale miała ku temu dobry powód.
Rozpoczęła wieczór, patrząc, jak woda z kranu wypełnia ukruszoną filiżankę z porcelany. Wtedy dopadło ją uczucie beznadziei. Patrzyła, jak woda przelewa się przez brzeg filiżanki i spływa odpływem jak jej nadzieje, marzenia, ambicje i plany, które robiła od dwunastego roku życia. Kiedyś była wschodzącą gwiazdą w swojej dziedzinie. Teraz odchodziła w zapomnienie. Nie chciała tego.
Każdego wieczoru upór zwyciężał beznadzieję. Tego wieczoru kazał jej wyskoczyć z piżamy, wyjść z domu, wsiąść do taksówki i ruszyć do miasta. Poprosiła taksówkarza, by zawiózł ją pod jedyny adres, jaki tu znała – Teksaski Klub Hodowców, znany jako TCC. Dopiero gdy podjechali pod słynny Klub, zrozumiała swój błąd. Miała ochotę na prostą przyjemność, kieliszek wina przy barze. Tęskniła za tym przez tygodnie spędzone w szpitalu.
Wyglądało jednak na to, że odbywa się tu huczna impreza. Eve kręciła się na siedzeniu, niepewna, co zrobić. Taksówkarz nie potrafił jej pomóc. Siedział i głupio się uśmiechał. Ostatecznie ktoś rozwiązał za nią problem. Do samochodu podszedł parkingowy i otworzył drzwi. Zapewne wziął ją za gościa, a dbał o to, by samochody płynnie podjeżdżały i odjeżdżały. Wyciągnął rękę.
- Dobry wieczór pani. Witamy w Klubie.
Te słowa dały jej wstęp do sanktuarium elity Royal. Szła wraz z innymi przestronnym holem do sali balowej. Poczuła się zagubiona i krążyła wokół bez celu, aż dostrzegła ogromną wieżę z kieliszków pośrodku sali. Ruszyła w tamtą stronę i patrzyła jak zaczarowana, gdy kelner stojący na szczycie drabiny napełniał kieliszki o wysokich nóżkach. Od kapiącego kranu do musującego szampana. Jej wieczór zmieniał się na lepsze.
- Wie pani, że to nie jest do spełniania życzeń.
Obok niej stał wysoki ciemnowłosy mężczyzna o ciemnej cerze i brązowych oczach. Miał na sobie granatowy garnitur, ręce trzymał w kieszeniach i starał się spojrzeć jej w oczy. Wyglądał jak spełnienie marzeń.
Kelner zamaszystym gestem uniósł butelkę szampana.
- Zdrowie!
Eve nie potrzebowała zachęty. Nagle poczuła pragnienie i sięgnęła po kieliszek. Ku jej przerażeniu wieża się rozpadła. Wokół leżało potłuczone szkło. Szampan wylał się na jej wiśniową suknię, spływał po nogach i zmoczył buty. Zszokowana wypuściła kieliszek z ręki.
Stojący wokół goście odskoczyli, a ona tkwiła w miejscu jak wmurowana. Kiedy wreszcie się nauczy? Upór zwyciężył beznadzieję, ale nic nie pokona losu. Powinna być mądrzejsza i go nie kusić. Miała teraz tylko jedno życzenie – zniknąć.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Miłość od pierwszego wejrzenia jest dla frajerów, nie? W każdym razie Rafael Arias Wentworth był gotów umrzeć za to stwierdzenie, zanim jego wzrok padł na tę kobietę. Stała zapatrzona na wieżę pośrodku sali. Zwracała uwagę w swej czerwonej sukni, z włosami spiętymi nad szyją, ale on widział głównie karmelową cerę. Kim ona jest?
Odsunął emocje, jakie w nim wzbudziła. Wcześniej tego wieczoru pojechał na obrzeża miasta odwiedzić dilera samochodów. To nie był typ, który sprzedawał rodzinne sedany z klimatyzacją. Prywatnych klientów zapraszano do szarego budynku strzeżonego przez potężne psy, które okazały się słodziakami.
Właścicielem był młody gość, Manny Suarez, który zajmował się renowacją luksusowych aut. Rafael odezwał się do niego z Miami kilka tygodni wcześniej, zanim zdecydował się na przyjazd do miasta. Teraz zdawało się, że znaleźli idealny samochód. Wysłuchawszy cierpliwie paru dziesiątek pytań, Manny powiedział Rafaelowi, by się zdecydował albo zamknął. Rafael wydał więc ćwierć miliona na kabriolet Camaro rocznik 1969. Kopnąłby w opony, ale ich nie było. Na pustakach stała zardzewiała puszka. Wyglądała, jakby ją wyciągnięto z jeziora. A jednak była piękna.
Opuścił warsztat, czując przypływ energii. Spóźniony na koktajl w Klubie, przyciskał gaz do dechy, mknąc ulicami Royal. Jechał fachowo odrestaurowanym jaguarem XK-E z 1972 roku. Klasyczne kabriolety były jego słabością. Najwyraźniej też kobiety w czerwieni.
Na imprezie pojawił się z zawodowego obowiązku. Nie mógł jej zlekceważyć, lecz nie zamierzał się zasiadywać. Miał plan na tego rodzaju wydarzenia: wziąć drinka, zrobić kilka rundek, by zostać zauważonym, a potem się wymknąć. I wtedy ją zobaczył. Bam!
W sercu mężczyzny jest ograniczona ilość miejsca, a tego wieczoru zakochał się w starym chevrolecie. Odstawił kieliszek tequili na tacę przechodzącego kelnera. Wyjdzie, zanim zrobi coś głupiego, najpierw jednak musi poznać imię tego słodkiego cukiereczka. To będzie użyteczna informacja na wypadek, gdyby innego wieczoru chciał się w niej zakochać.
Podszedł do niej, żeby się przywitać. Nie zauważyła go. Stała zapatrzona na lejącego się z góry szampana. Powiedział pierwszą rzecz, jaka wpadła mu do głowy.
- Wie pani, że to nie jest do spełniania życzeń.
Chciał wywołać jej uśmiech, tymczasem ona zmierzyła go groźnym spojrzeniem. Potem nastąpiły dwa szybkie wydarzenia. Drabina uderzyła w wieżę. Wieża się rozpadła. Szkło się stłukło. Rozlał się szampan. Rafael tego nie widział, lecz rozpoznał kobietę. To bez wątpienia jest owiana złą sławą Evelyn Martin. Uczucie, jakie w nim wzbudziła, to nie była miłość, ale coś równie gwałtownego.

Nie było czasu, by się nad tym zastanawiać. W sali rozpętało się piekło. Obok Rafaela jakiś mężczyzna tarł serwetką marynarkę. Jakaś kobieta opłakiwała stan swoich butów. Eve Martin ani drgnęła na widok tej katastrofy. Rafael musiał przyznać, że niezła z niej twardzielka.
- Proszę ze mną. – Otoczył ramieniem jej sztywne plecy i wyprowadził z sali. Szła ze spuszczonym wzrokiem. W holu zapytał, jak się czuje. Milczała. Była w szoku?
- Proszę coś do mnie powiedzieć, żebym wiedział, że nic pani nie jest.
Nabrała głęboko powietrza.
- Umrę ze wstydu.
- W takim razie zadzwonię po ratowników.
- Jestem wrakiem. – Dotknęła palcami mokrego czoła.
Miał wrażenie, że to stwierdzenie ma więcej wspólnego ze stanem jej umysłu niż ciała.
- Chce pani pójść do toalety, żeby się wytrzeć?
Pokręciła głową. Pracownicy Klubu oddzielili taśmą główny hol. Inni podawali ręczniki przemoczonym gościom. Wziął dwa i podał jeden Eve.
- To był wypadek – powiedziała.
- Niecodzienny. – Wytarł ręce.
- Nie chciałam…
- Czego pani nie chciała? Myśli pani, że to pani wina?
- Wzięłam kieliszek.
- Tak to działa – odparł. – Oni nalewają wino, a pani bierze kieliszek.
- Może go jakoś źle chwyciłam.
Albo ma kompleks męczennika, albo wypaczone poczucie rzeczywistości.
- Proszę wybaczyć, że to powiem, ale nie posiada pani takiej mocy.
- Więc co się stało?
- Drabina się przewróciła.
- Aha.
- Tak. To było diabelnie dramatyczne. Przykro mi, że pani to umknęło.
- W porządku. – Odetchnęła z ulgą. – Mam dość dramatów. Dzięki.
- No to chyba skończyliśmy. – Wyjął telefon. – Jaki jest kod pani parkingowego? Przyprowadzi pani samochód.
- Nieważne. Złapię taksówkę.
Schował telefon do kieszeni.
- Podwieźć panią gdzieś? Podrzucę panią do domu.
- Nie – odparła. – Nic mi nie jest. Dziękuję.
- Ocieka pani wodą – zauważył.
- Mam mokre stopy. Myślę, że przeżyję.
- Niech pani nie będzie taka pewna. Jeśli moja kochana babka ma rację, w ciągu dwudziestu czterech godzin nabawi się pani zapalenia płuc i umrze.
- Pańska kochana babka się myli. A pan dość już zrobił. Dziękuję.
- Zanim wręczy mi pani medal, Evelyn, powinna pani wiedzieć, że używam pani jako tarczy.
Błysk w jej oku zgasł.
- Wie pan, kim jestem?
Milczał. Naprawdę nie powinna się dziwić. Wszyscy w mieście o niej czytali. Wiedzieli, kim jest i pewnie interesowali się, gdzie mieszka. To nie jest miłe uczucie, gdy ludzie cię znają, a przynajmniej tak im się wydaje.
- A kim pan jest? – spytała.
Nie miał czasu na odpowiedź. Paul i Jennifer Carlton z Carlton Realty Group, w skrócie P&J, zbliżali się szybkim krokiem.
- Szepnę pani coś na ucho, dobrze?
- O co chodzi? – Szeroko otworzyła oczy.
- Potrzebuję pani pomocy. Proszę udawać, że o czymś rozmawiamy. Niech pani się zachowuje, jakby była pani bardzo zaangażowana.
- Postaram się – odparła.
Jego plan się nie powiódł. Elegancka para, której chciał uniknąć, obsypała go całusami na odległość, poklepała w ramię i zasypała pytaniami.
- Rafael! – zawołali razem.
Evelyn się odwróciła. Rafael. Coś jej zaczęło świtać.
- To prawda, że interesujesz się nieruchomością Richardsona? – spytał Paul.
- Paul, Jennifer, znacie Evelyn Martin?
Zdawkowo kiwnęli głową, po czym podjęli śledztwo.
- Wielu naszych klientów jest zainteresowanych tą nieruchomością – oznajmiła Jennifer. – Jeśli motel pojawi się na rynku, szykuj się na ostrą licytację.
- Może weźmiemy drinka i pogadamy w środku? – zapytał Paul.
- Przepraszam, ale właśnie wychodzimy – rzekła Eve.
- Aha. – Jennifer spojrzała na nią, jakby ta właśnie się tu teleportowała. – Ma pani mokrą suknię.
- Wieża się przewróciła – odparła Eve.
- Mój Boże! – zawołała Jennifer.
- Musimy ją szybko zdjąć – powiedział Rafael.
Rzuciła mu ostre spojrzenie. Okej, przyznał, liczba mnoga to przesada.
- Po prostu zawieź mnie do domu, z resztą dam sobie radę sama.
Paul i Jennifer kręcili głowami, przenosząc wzrok z Evelyn na Rafaela i z powrotem. Rafael chciał się ich pozbyć. To byli znani plotkarze, lada chwila całe Royal będzie huczeć od plotek.
- Muszę zawieźć Evelyn do domu, zanim dostanie zapalenia płuc – oznajmił. – Miło było was spotkać.
- Dobrej nocy – odpowiedzieli.
Rafael odprowadzał ich wzrokiem.
- Gotowa?
- Jasne – odparła w końcu. – Ten wieczór jest do chrzanu. Niech pan prowadzi.
Jej słowa cechowało rozczarowanie. Rafael jej współczuł. Nie przyszła tu po to, by tak skończyć. Rozejrzał się i dostrzegł kelnera z tacą szampana. Pomachał do niego, wziął kieliszek i podał Evelyn.
- Myślałam, że odjeżdżamy.
- Za moment – odparł. – Parkingowy przyśle mi esemesa, jak mój samochód będzie gotowy.

ROZDZIAŁ DRUGI

Rafael Wentworth należał do jednej z najstarszych rodzin w Royal. Eve nie była ekspertką od wszystkiego, co dotyczyło tego miasta, to był konik jej siostry Arielle, ale to wiedziała. Cammie Wentworth bardzo szlachetnie wzięła do siebie siostrzeńca Eve, kiedy ta zachorowała. Nazwisko Rafaela miało moc, a on miał tę świadomość. Nawet się nie przedstawił, pewien, że odgadnie, z kim ma do czynienia.
Poprosił, by za nim poszła. Zrobiła to bez słowa. Wyprowadził ją bocznymi drzwiami na ławkę pod krzewem magnolii. Kilka chwil później Eve sączyła szampana pod teksaskim niebem w towarzystwie dziedzica wielkiej fortuny. Był ostatni dzień bardzo długiego i trudnego stycznia. Noc była kojąco pogodna. Rafel zdjął marynarkę i narzucił jej na ramiona.
- Podobało mi się, jak poradziła sobie pani z P&J.
- Z tą parą? Tak pan ich nazywa?
- Wszyscy tak o nich mówią.
- Wydają się niegroźni.
- Jaka pani naiwna.
- Tego akurat nie można o mnie powiedzieć.
- Okej – odrzekł. – Nie przeczę, że tworzymy zgrany zespół. Może to ten związek z Karoliną Południową.
- Mamy jakiś związek z Karoliną Południową?
- Wszyscy mi tak mówią.
Chyba niewiele o nim wiedziała poza tym, że przez krótki czas był podejrzany o udział w pewnej delikatnej sprawie, która sprowadziła ją do Teksasu. Szybko oczyścił swoje imię, ale powinna wiedzieć, że to nie był ostatni raz, gdy o nim usłyszy. W końcu był bratem Cammie Wentworth, która była jedną z pierwszych osób, które Eve tu poznała. Do dziś pozostawały w kontakcie.
- Niech pan zbyt wiele się w tym nie doszukuje – powiedziała. – Miami ma w sobie coś takiego, że kompletnie obcy ludzie lądują razem w łóżku.
- Nie mógłbym tego lepiej powiedzieć.
Wyjęła z torebki telefon, wyszukała coś i mu pokazała.
- Proszę mnie zawieźć pod ten adres i będziemy kwita.
- Właśnie stamtąd przyjechałem.
- Naprawdę? A gdzie pan był?
Uśmiechnął się chytrze.
- Pewnego dnia, jak będzie pani grzeczna, powiem pani.
Eve też się uśmiechnęła, po raz pierwszy od… pół roku?
- Mogę pana o coś spytać?
- Niech pani pyta.
- Po co pan tu przyszedł? Widać, że nie miał pan ochoty.
- To koszt robienia interesów w tym mieście.
Uniosła kieliszek. W bąbelkach tańczył blask księżyca.
- To naprawdę taki wysiłek?
- Tak myślę – odparł. – Na koniec długiego dnia to ostatnia rzecz, na jaką mam ochotę.
Siedział z łokciami opartymi na kolanach.
- A na co ma pan ochotę?
- Stek, butelkę czerwonego wina, cygaro i moje łóżko.
Brzmiało to dobrze. Wiele by dała za wszystkie te rzeczy prócz cygara.
- A po co pani przyszła?
- Chciałam się zabawić.
Po wielu tygodniach w szpitalu chciała włożyć stare ciuchy i poczuć się jak dawna ona. Ale w ten sposób za wiele by zdradziła. Większość ludzi nie potrzebuje powodu, by wyskoczyć na drinka w piękny wieczór.
- Zabawić? – powtórzył, jakby nie zrozumiał.
Przeliterowała to słowo.
- Zdradzę pani pewną tajemnicę. – Zniżył głos do szeptu. – Jeszcze nikt nie zabawił się w tym klubie. To zakazane.
- Nieprawda. Tu jest pięknie.
Przypłynęła do nich muzyka i gwar rozmów. Impreza znów się zaczęła. Nikt by nie pozwolił, by kałuża szampana zepsuła wieczór.
- Niech się pani nie da oszukać. – Wstał. – Ten klub służy rozmowom o niczym i zdobywaniu pozycji towarzyskiej. Niczemu więcej.
- Jest pan wariatem.
- Kochanie, to prawo Teksasu – rzekł, unosząc palce do nieistniejącego kowbojskiego kapelusza.
Znów się zaśmiała, co było małym cudem. Tego ranka płakała nad kawą. Ostatnie miesiące były ciężkie. Straciła poczucie humoru, zdolność śmiania się z siebie i z innych.
- Myśli pani, że żartuję? Proszę sprawdzić regulamin. Żaden członek Klubu nie powinien się tu w żaden sposób zabawiać. W razie niesubordynacji zostanie pani wyprowadzona.
- Nie jestem członkiem, więc mi wolno.
- Nie? – Podwinął rękawy, światło księżyca posrebrzało jego czarne włosy. – To jak się pani tu dostała?
Po prostu weszła. Nie przyszło jej do głowy, że Klub nie jest dla wszystkich. Uniosła kieliszek do warg, starając się ukryć panikę. Teraz ją stąd wyprowadzą?
W pierwszej chwili nie wydawał się szczególnie zainteresowany jej odpowiedzią. Kiedy cisza się przeciągała, jego zainteresowanie rosło.
- Evelyn, czy pani coś ukrywa?
- Mówią do mnie Eve, nie Evelyn. – Zrobiło jej się gorąco.
- Eve? Co pani ukrywa?
- Nie znałam zasad – oznajmiła. – Jedyny klub, do którego należę, to klub fitness.
- Więc co pani zrobiła, żeby tu wejść?
- Nic. Moja taksówka zatrzymała się przed wejściem. Wstrzymywała ruch, więc parkingowy otworzył drzwi i szybko zabrał mnie do środka.
- Zabrał panią? – Zaśmiał się głębokim śmiechem, aż Eve poczuła się, jakby była na rauszu. – Eve Martin, jest pani szaloną kobietą.
Nie była szalona. Była uosobieniem nudy i przewidywalności. Jej młodsza siostra była zabawna i spontaniczna. Na myśl o niej poczuła ucisk w piersi. Wypiła duży łyk szampana, by się go pozbyć.
- Prawdę mówiąc – podjął – lubię panią.
- Ja też pana lubię.
- Wie pani co? Zastanawiam się, czy moglibyśmy pożenić nasze dwie wizje dzisiejszego wieczoru.
Zgodnie ze swoją naturą Eve zgasiła iskrę zainteresowania, gdy tylko się zapaliła.
- Niczego nie możemy pożenić.
- Szkoda – odparł. – Miałem świetny pomysł.
- Jaki? – Tyle dzwonków ostrzegawczych, że ledwie słyszała własne myśli.
Spojrzał gdzieś w dal i wskazał na zachód.
- Chciałbym panią tam zabrać.
Dojrzała wielki dom na wzgórzu. Z okien wylewało się światło. Wyglądał zapraszająco, jak miejsce, gdzie można dostać kolację. Czy taki miał plan?

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel