Wśród pięknych i bogatych
Przedstawiamy "Wśród pięknych i bogatych" nowy romans Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE.
Dziewczyna z prowincji Connie Weston i włoski milioner Dante Cavelli wydają się najbardziej niedobraną parą, ale oboje wiedzą, jak korzystne będzie dla nich to małżeństwo. Dante spełni warunek testamentu – ożeni się – i dzięki temu zyska spadek, a Connie zatrzyma rodzinny dom. Jakoś przetrwają te półtora roku zapisane w umowie. Tyle że zaraz po ślubie pojawia się wzajemna fascynacja i uczucia, na które nie mogą sobie pozwolić, bo ich związek przecież nie ma przyszłości…
Fragment książki
Dante Cavelli siedział przy barze w jednym z najmodniejszych hoteli londyńskiego West Endu. Długie palce obejmowały nóżkę kieliszka wypełnionego wytrawnym martini. Rzucił okiem na zegarek – złoty i szalenie drogi – by sprawdzić godzinę. Nie lubił, gdy ktoś się spóźniał.
Potem rozejrzał się po dyskretnie oświetlonym salonie z rozproszonymi wokół stolikami i kanapami oraz białym pianinem, przy którym siedziała atrakcyjna blondynka. Przymrużył lekko oczy, igrając z myślą, która spontanicznie przyszła mu do głowy. Szybko jednak zrezygnował.
Jego spojrzenie znów powędrowało ku wejściu. Uniósł kieliszek, wypił spory łyk i odstawił go na błyszczący blat. Gdy znów popatrzył w tamtą stronę, ujrzał stojącą w progu kobietę. Jeśli blondynka przy instrumencie zdołała przykuć jego uwagę na parę chwil, to ta kobieta pochłonęła ją w całości.
Dante poczuł, jak każdy chromosom Y w jego ciele budzi się do życia.
Miała idealną figurę, a przylegająca do ciała zielononiebieska sukienka kończąca się tuż za kolanami podkreślała każdy centymetr apetycznych kształtów. Jedną dłoń zacisnęła na niewielkiej torebce, druga spoczywała na dekolcie. Zupełnie jakby kobieta odczuwała lekką tremę.
Dante pomyślał, że ktoś taki jak ona powinien mieć aż nadto pewności siebie. Uniósł głowę wyżej, by przyjrzeć się jej twarzy z wysokimi kośćmi policzkowymi, dużymi oczami i wydatnymi ustami. Ciemne błyszczące włosy były upięte w kok, odsłaniając zgrabną szyję.
To mu wystarczyło, by go zainteresować. Chciał, by wyszła z cienia, żeby mógł zobaczyć więcej. Chciał oglądać ją całą, niekoniecznie ubraną.
I kiedy w myślach zachęcał kobietę, by podeszła bliżej, ktoś przecisnął się obok niej, zmuszając ją do zrobienia kroku w bok. Wtedy zobaczył ją w lepszym świetle, a kiedy to się stało, oddech zamarł mu w piersiach. Szok wstrząsnął jego ciałem.
Niemożliwe!
Słowo to odbijało się echem po zamroczonym chwilowo umyśle Dantego.
Dwanaście miesięcy wcześniej
Dante jechał zbyt szybko jak na tutejsze warunki. Miał zacięty wyraz twarzy, a do tego podły nastrój, który utrzymywał się od dnia otwarcia testamentu dziadka. Powiedzieć, że był on zaskoczeniem, to nic nie powiedzieć. To była bomba, której wybuch wstrząsnął jego światem. Na wspomnienie tego zdarzenia zacisnął dłonie na kierownicy, z trudem panując nad gniewem.
Zawsze robił wszystko, co tylko dziadek sobie zażyczył. Był na każde jego zawołanie za dnia i nocą. Zaofiarował mu pełną lojalność i spełniał wszystkie, dość wygórowane wymagania. Tymczasem dziadek odpłacił mu się, żądając się czegoś zgoła niemożliwego. Ślubu!
Dlatego teraz jechał odwiedzić jedyną osobę, która była w stanie mu pomóc.
Jego wieloletni przyjaciel Rafaello Ranieri mógł się wydawać przebiegły, ale był doskonałym prawnikiem i z pewnością znajdzie rozwiązanie, które pozwoli Dantemu uciec od idiotycznego pomysłu, jakim był ożenek. Kancelaria adwokacka należąca do Rafaella obsługiwała połowę najbogatszych włoskich rodzin. Mimo że Dante znajdował się w tym szacownym gronie, nigdy jeszcze nie musiał korzystać z jego usług. Aż do dziś.
Odnalezienie Rafa na głębokiej prowincji, gdzie był zaproszony na wesele swojego znajomego, nie było może łatwe, ale na pewno opłacalne. Jeśli ktokolwiek miał wyciągnąć Dantego z pułapki, to był to właśnie Raf.
Pół godziny później Dante z niedowierzaniem wpatrywał się w poważną twarz przyjaciela.
– Daj spokój, Raf, musi być przecież jakiś sposób, żeby się z tego wyplątać.
Rafaello wzruszył tylko ramionami.
– Twój dziadek wyraził się dość jasno. Nie wymigasz się z tego – powiedział, oddając Dantemu kopię testamentu. Jego poważną twarz rozjaśnił na moment szelmowski uśmiech. – Zdradzisz mi, która z pięknych dam, z jakimi cię widywano, stanie na ślubnym kobiercu?
Dante spiorunował go spojrzeniem.
– Dobrze wiesz, że nie miałem czasu na romanse.
– Hm, więc może dziadek chciał ci pomóc zbudować pierwszą poważną relację. Albo się ożenisz, albo… możesz pożegnać się ze spadkiem.
Dante nie zdołał opanować wybuchu wściekłości.
– Harowałem na ten spadek jak wół! Wypełniłem absolutnie wszystkie jego żądania, ale widocznie nadal mu było mało!
W jego głosie pobrzmiewała frustracja, rozczarowanie i ból.
Dziadek wychowywał go od małego. Jego ojciec z kolei nie przepracował w życiu ani jednego dnia, a skończył w rozbitym na drzewie samochodzie, zabierając ze sobą żonę, matkę Dantego. Co do niej, to jej wyobrażenie o pracy kończyło się na pomalowaniu paznokci i rozmyślaniu przez cały dzień, którą suknię założyć na wieczorne przyjęcie. Być może dlatego dziadek z takim uporem wpajał mu od małego, że pieniądze nie rosną na drzewach, a ich zarabianie wiąże się z ciężką pracą i wymaga poświęceń.
Taką właśnie ciężką pracą, okupioną częstokroć wyczerpaniem i brakiem snu, Dante zajmował się od skończenia studiów. Dwanaście długich lat, kiedy to był zastępcą dziadka w firmie i naturalnym kandydatem na jego spadkobiercę. Przyszłość wydawała się nie kryć w sobie żadnych niespodzianek.
Teraz zaś Dante czuł się po prostu oszukany.
– Nie bierz sobie tego tak bardzo do serca. – Współczujący głos Rafa przedarł się do jego świadomości. – Co prawda testament jest sformułowany jasno i musisz się ożenić, jeśli chcesz odziedziczyć spadek, ale… nie ma tu zastrzeżenia, że małżeństwo ma trwać aż do śmierci…
Dante przymrużył oczy, zrozumiawszy w lot, co przyjaciel ma na myśli.
– Twoim zdaniem ile powinno trwać?
– Musisz uniknąć posądzenia o szwindel. Myślę, że dla bezpieczeństwa należy założyć około dwóch lat.
– Dwa lata? Dio! Będę miał wtedy trzydzieści pięć lat. To prawie czterdziestka na karku!
– Minimum półtora roku. Dasz radę wytrzymać?
Dante popatrzył na Rafaella wilkiem.
– Małżeństwo, niezależnie od czasu jego trwania, jest ostatnią rzeczą, na jaką mam ochotę. Znałeś zresztą dziadka. Kontrolował każdy aspekt mojego życia, kiedy żył, a teraz próbuje to robić nawet zza grobu.
Rafaello zmarszczył czoło.
– A gdybyś znalazł kobietę, która też z jakiegoś powodu potrzebuje męża?
– Tylko skąd taką wziąć? – mruknął Dante.
Owszem, był atrakcyjną partią i znał wiele kobiet, które chętnie by go poślubiły, ale im marzył się pełen pakiet, może nawet dzieci, a nie atrapa małżeństwa, potrzebna do uporządkowania spraw spadkowych.
– Możesz rozejrzeć się nawet dzisiaj – powiedział Rafaello, obejmując ramieniem zestresowanego przyjaciela. – Zostań na przyjęciu weselnym i zobaczymy.
Dante parsknął pozbawionym humoru śmiechem i była to jego jedyna odpowiedź na tę kuriozalną propozycję.
Connie była zaganiana, jak zwykle przy tego rodzaju okazjach. Najchętniej w ogóle by jej tu nie było. Wolałaby spędzić wieczór w domu z babcią, ale poza sprzątaniem dwóch willi w sąsiedztwie mogła pracować jedynie wieczorami, kiedy pani Bowen z naprzeciwka przychodziła, by zastąpić ją w opiece nad babcią.
Praca wieczorem z kolei oznaczała albo bycie barmanką w lokalnym pubie, albo tak jak dziś kelnerką przy obsłudze wesela. Ta druga praca była zawsze bardziej stresująca, ale też lepiej płatna. Connie znajdowała się obecnie w trudnej sytuacji i nie mogła wybrzydzać. Brała każde zajęcie, które jej zaproponowano.
Bała się przyszłości i tego, że nie poradzi sobie ze wszystkim. Dom, który od dawna wynajmowały z babcią, został właśnie sprzedany. Nowy właściciel chciał go wynajmować turystom, co było bardziej opłacalne niż najem długoterminowy. Będą musiały się wyprowadzić i Connie nie miała żadnego pomysłu, jak to zorganizować. Dokąd miały pójść?
To pytanie bezustannie wracało do Connie, a ona nie umiała na nie odpowiedzieć. Zgłosiła się o pomoc do gminy w nadziei, że może dostaną lokal zastępczy, ale to mogłaby być tylko klitka w mieście. Urzędnicy zasugerowali także dom opieki dla babci. Na to Connie nigdy by się nie zdecydowała. Nie chciała też fundować babci przeprowadzki do miasta. Babcia chorowała na demencję, a osoby w jej stanie potrzebowały dobrze znanego otoczenia i powtarzalnych rytuałów. Inaczej robiły się niespokojne, a objawy jeszcze się nasilały.
Connie codziennie modliła się o to, by babcia mogła dożyć swoich dni w miejscu, które było ich domem przez wiele lat. Tylko w jaki sposób jej modlitwa miałaby się ziścić?
Pchnęła łokciem drzwi do pustej już sali i zaczęła zbierać kieliszki. Z pełną tacą ruszyła z powrotem. Tak jak poprzednio, chciała pomóc sobie łokciem, ale gdy się wychyliła, drzwi otworzyły się nagle szarpnięte z drugiej strony. Connie krzyknęła przestraszona i taca przechyliła się niebezpiecznie. Brzęk szkła o podłogę uświadomił jej rozmiar katastrofy.
– Niech to szlag!
Rozzłoszczony głos spowodował, że Connie osunęła się na kolana i chaotycznymi ruchami próbowała zgarnąć potłuczone szkło z podłogi. Po chwili tuż obok zobaczyła drugą parę rąk.
– Najmocniej przepraszam. – Głos należał do tej samej osoby, ale nie było w nim złości, co najwyżej zniecierpliwienie.
Connie zerknęła w bok. W zasięgu jej wzroku znalazły się najpierw mocne uda ukryte pod naciągniętym materiałem spodni. Zaskoczona uniosła głowę wyżej, by otworzyć oczy jeszcze szerzej. Mężczyzna klęczący obok był oszałamiająco wręcz przystojny. Ciemne włosy, mroczne spojrzenie i twarz… Z taką twarzą mógłby być gwiazdą kina!
Przez dłuższą chwilę nie spuszczała z niego oczu, mając świadomość kompletnej pustki w głowie i otwartych ze zdumienia ust. W końcu udało jej się zebrać myśli i w pośpiechu zaczęła zbierać resztki stłuczonego szkła.
Mężczyzna znów przemówił, tym razem po włosku. Nie znała tego języka i nie wiedziała, o czym rozmawia z drugim mężczyzną, który pojawił się obok.
Connie podniosła z ziemi ostatnie odłamki.
– Przepraszam za ten bałagan – powiedziała automatycznie, ostrożnie zerkając na mężczyznę.
– To nie pani wina – odparł mężczyzna o aparycji amanta i spojrzał w dół. – Chyba będzie potrzebny mop.
– Tak, oczywiście, mop… – powtórzyła nerwowo, nie mogąc otrząsnąć się z wrażenia, jakie wywarł na niej przystojny Włoch.
– Mop – wtrącił drugi mężczyzna, nie tak przystojny i spoglądający na nią z wyraźną pogardą.
Była przyzwyczajona do takich spojrzeń i nieprzyjemnych komentarzy. Szczególnie ze strony mężczyzn. Westchnęła więc i poszła poszukać czegoś do wytarcia pokaźnej kałuży.
Dante rozglądał się bez entuzjazmu, lustrując gości zgromadzonych na wystawnym przyjęciu, które rozpoczęło się jeszcze przed południem. Rafaello zamienił wcześniej kilka słów z panem młodym, który był jego przyjacielem, oraz pochodzącą z Anglii panną młodą, i tak Dante dołączył do gości weselnych. Oczywiście dlatego, że był młody, zamożny i raczej przystojny.
– Rozejrzyj się, może któraś z wolnych kobiet przypadnie ci do gustu – zachęcił Rafaello. – Już zresztą widzę, że oglądają się za tobą – dodał z przekąsem.
Dante spojrzał na niego z ukosa. Może odnosił mylne wrażenie, ale przyjaciel był rozbawiony sytuacją, która Dantemu jawiła się raczej jako tragiczna, a nie komiczna. Nie widział absolutnie nic zabawnego w tym, że będzie musiał dobrowolnie zrezygnować ze świeżo odzyskanej wolności. Życie pod kuratelą dziadka było dla niego coraz trudniejsze, choć, oczywiście, bardzo go kochał i był mu wdzięczny za to, że to on go wychowywał, a nie skrajnie nieodpowiedzialni i egoistyczni rodzice. Gdyby nie dziadek, tułałby się przez całe dzieciństwo i młodość po szkołach z internatem, nie widując nigdy domu rodzinnego.
Po śmierci dziadka czuł przede wszystkim pustkę, ale powoli docierało do niego także to, że nareszcie jest wolny. Nikt od niego niczego nie żądał, nie wymuszał określonych zachowań. Mógł podejmować własne decyzje i kierować swoim życiem. Miał plany, by dalej rozwijać Cavelli Finance. Dziadka trudno było przekonać o słuszności pewnych kierunków rozwoju czy inwestycji, teraz miał wolną rękę, a przyszłość wyglądała naprawdę obiecująco.
Co zaś się tyczyło życia osobistego… Nie zamierzał się żenić ani zakładać rodziny. Z drugiej strony, daleko mu jednak było do rozpasania rodziców. Był pewien, że uda mu się znaleźć złoty środek.
Niestety po otwarciu testamentu okazało się, że dziadek znalazł sposób, by nawet zza grobu kierować jego życiem, tak jak chciał. Frustracja i złość wypełniły serce Dantego, który natychmiast spochmurniał. Był na przyjęciu, ale nie mógł nawet utopić negatywnych emocji w alkoholu, ponieważ wieczorem czekał go powrót samochodem do hotelu w pobliskim miasteczku.
Zaczęło padać i Connie ruszyła biegiem w stronę bramy rezydencji. Przyjęcie weselne nadal trwało, ale ona uzgodniła wcześniej z menedżerem cateringu, że wyjdzie o jedenastej. Nie mogła wymagać od pani Bowen, by siedziała z babcią dłużej. Poza tym trzeba było przygotować staruszkę do spania, a to już było zadaniem Connie, nawet jeśli babcia nie za bardzo orientowała się, jaka jest pora dnia czy godzina.
Connie westchnęła ciężko. Utrata domu przy aktualnym stanie zdrowia babci byłaby prawdziwą katastrofą. Connie nie miała pomysłu, jak rozwiązać ten problem. Zwolniła nieco kroku, czując zmęczenie. Do domu miała jeszcze pół mili. Droga prowadziła wiejską szosą, a gdy tylko znajdzie się poza oświetlonym terenem rezydencji, będzie musiała pomóc sobie latarką. Dlatego sięgnęła zawczasu do torebki, by ją mieć w ręce.
Minęła bramę, którą otworzyła kodem otrzymanym od menedżera, i przystanęła na chwilę. Skrzydła bramy zaczęły się zamykać i wtedy właśnie zobaczyła światła samochodu, które oślepiły ją na chwilę. Kierowca przyspieszył, chcąc zdążyć przed zamknięciem bramy. Udało mu się w ostatniej chwili, ale żwir spod kół przejeżdżającego pojazdu smagnął Connie po łydkach tak boleśnie, że aż krzyknęła. Latarka, której nie zdążyła nawet włączyć, wypadła jej z rąk. Schyliła się po nią i macając dookoła dłońmi, próbowała namierzyć przedmiot, bez którego nie wyobrażała sobie powrotu do domu. Nie zauważyła nawet, że samochód zatrzymał się kilka metrów dalej. Drzwi od kierowcy otworzyły się i słaby snop światła padł na fragment żwirowej drogi.
– Wszystko w porządku?
Głos w półmroku miał obcy akcent, od razu go rozpoznała. Włoch o urodzie gwiazdy filmowej.
– Zgubiłam latarkę – powiedziała zrozpaczona.
Kierowca wysiadł i podszedł do niej.
– Jest tutaj – powiedział i włączył ją.
Connie odetchnęła z ulgą.
– Dziękuję – powiedziała, podnosząc się.
Mężczyzna zrobił to samo i stali w milczeniu.
– To pani wcześniej upuściła tacę, prawda?
– Tak.
Mężczyzna rozejrzał się.
– Nie ma pani parasolki?
– Niestety – stwierdziła i zrobiła krok do przodu, chcąc ominąć mężczyznę. Padało coraz mocniej.
Drugiego kroku nie zdążyła już zrobić, ponieważ mężczyzna delikatnym, acz zdecydowanym ruchem przytrzymał ją za łokieć.
– Niech pani wsiada, bo zaleje nas tu doszczętnie.
– Naprawdę nie trzeba, wszystko jest w porządku.
– Chyba jednak nie jest – powiedział, przyglądając się jej uważnie. – Podwiozę panią do domu. To chyba niedaleko, skoro wybrała się pani pieszo?
– W sąsiedniej wiosce – odparła, siadając w fotelu pasażera.
Wnętrze pojazdu było szalenie luksusowe. Connie dyskretnie rozglądała się wokół siebie, ale jej spojrzenie uparcie wracało do mężczyzny, którego szlachetny profil miała teraz tuż obok.
– Dziękuję, że zechciał mnie pan podwieźć – powiedziała, koncentrując uwagę na wycieraczkach, które nie nadążały z oczyszczaniem przedniej szyby. Samochód ruszył i powoli nabierał prędkości. Pomimo niesprzyjających warunków mężczyzna prowadził z dużą wprawą.
– Gdzie panią wysadzić?
– Zaraz za kościołem będzie kilka domów. Ostatni z nich należy do babci.
– Babci?
– Tak, mieszkamy razem. Przynajmniej na razie, bo niedługo będziemy się musiały wyprowadzić – dodała.
– Szkoda, całkiem tu ładnie.
To była prawda. Nawet w deszczu i słabym oświetleniu latarni widać było, że domy są zadbane, mają urocze ogródki i drewniane ogrodzenia.
– Dwa pozostałe są dla letników. Nowy właściciel chce wynajmować dom babci turystom, dlatego musimy się wyprowadzić.
Samochód zatrzymał się i Connie położyła dłoń na klamce, odwracając się do mężczyzny, by jeszcze mu podziękować. Miała nadzieję, że jej twarz nie jest czerwona, bo z jakiegoś powodu, była zestresowana.
– To będzie dla niej trudne – zauważył mężczyzna. – Starsi ludzie nie lubią zmian. – Zabrzmiało to dziwnie w ustach kogoś takiego jak on, ale, oczywiście, musiała przyznać mu rację.
– Babcia ma demencję i wszystko co nowe ją drażni. Na pewno wolałaby zostać tutaj. W okolicy nie ma nic, co mogłybyśmy wynająć. Większość właścicieli jest nastawiona na urlopowiczów. Zaoferowano nam maleńkie mieszkanie w mieście. Na piętrze i bez ogródka. Nie mogłaby stamtąd nawet wyjść, nie da rady sama zejść i wejść po schodach. Inna opcja to dom opieki. Wiem, jak okropnie to brzmi, ale jeśli nie będzie innego wyjścia…
Connie umilkła. Niepotrzebnie tyle o sobie opowiadała komuś kompletnie obcemu, kto tylko z litości zabrał ją do samochodu. Otworzyła drzwi i wysiadła.
– Dziękuję za podwiezienie. To naprawdę miłe z pana strony.
– Nie ma za co – odparł chłodnym, jak jej się zdawało, tonem.
Popatrzyła na niego jeszcze raz, by zapamiętać przystojną twarz i mężczyznę z zupełnie innego świata ludzi zamożnych…