Wszystko ma swoją cenę (ebook)
Grecki milioner Loukis Liordis zleca Celii d’Argent organizację imprezy charytatywnej. Bardzo mu zależy, żeby ta impreza poprawiła jego nie najlepszy medialny wizerunek playboya. Tymczasem w prasie ukazują się zdjęcia jego i Celii, sugerujące romans. Loukis, który stara się o uzyskanie prawa do opieki nad swoją przyrodnią siostrą, decyduje, że Celia dla dobra sprawy musi udawać jego narzeczoną. Nie spodziewa się, że przeszłość Celii przysporzy mu wielu problemów…
Fragment książki
– Bonsoir, tu Chariton Endavours.
– Chciałbym rozmawiać z Celią d’Argent.
– Mogę spytać, kto mówi?
– Proszę ją ostrzec, że dzwoni Loukis Liordis.
– Tak zrobię. Czym mogę panu służyć tym razem, panie Liordis?
Minęła krótka chwila, zanim Celia przypomniała sobie tego klienta. Liordis nie był człowiekiem, który odczuwa skruchę. Uważał, że to raczej ona powinna mieć poczucie winy. Loukis Liordis, grecki milioner i znany playboy, należał do ludzi, którzy całkowicie wyprowadzali ją z równowagi.
– Czy pani w ogóle odbiera prywatny telefon?
– Zazwyczaj tak, ale dopiero po dwudziestej pierwszej trzydzieści, panie Liordis.
– A co to ma za znaczenie, jaka jest pora dnia?
Ależ ten człowiek miał tupet!
Celia spojrzała na swoje odbicie w oknie biura. Loukis był ich pierwszym klientem, dzięki któremu ona i jej wspólniczka Ella Riding osiągnęły sukces. Nie znaczyło to jednak, że go lubi albo że musi robić wszystko, czego od niej zażąda.
– Może mi pani wyjaśnić, mademoiselle d’Argent, z jakiegoż to powodu nie wywiązała się pani z umowy?
Celia zmarszczyła brwi, usiłując odtworzyć w myślach listę imprez, którą dla niego przygotowywały.
– Nie jestem pewna, czy dokładnie wiem, co pan ma na myśli, panie Lio…
– Proszę poprosić do telefonu Ellę.
Celia zacisnęła zęby. Nie podobało jej się to, że jego słowa sprawiły, że poczuła się podminowana. Jej puls przyspieszył i odczuła wyraźny niepokój.
– Obawiam się, że to nie jest możliwe.
– A to dlaczego?
– Jak już panu wspominałam, Ella przebywa obecnie na urlopie macierzyńskim.
– Ale chyba może odebrać telefon?
– Nie, panie Liordis. Nie może. A zatem, jeśli pan pozwoli, chętni usłyszę, co pana tak bardzo zaniepokoiło.
Była głodna, spóźniona i wściekła, ale nie mogła go zbyć.
– Zaniepokoiło mnie to, że nie wywiązała się pani ze swoich zobowiązań.
– A konkretnie?
– Konkretnie z tego, co miało przywrócić mi dobre imię, panno d’Argent.
Celia opadła na swój ulubiony skórzany fotel i zwróciła się w stronę monitora. Zupełnie odebrało jej mowę.
– Nie ma pani nic do powiedzenia?
– Proszę mi wybaczyć, ale właśnie sprawdzałam dane pana firmy. Nigdzie nie jest napisane, że zajmujemy się poprawianiem czyjejś reputacji. Nasza rola sprowadza się do…
– Wiem, na czym polega wasza rola. Niech pani nie traktuje mnie protekcjonalnie, panno d’Argent. Ella doskonale wiedziała, dlaczego podpisałem umowę z waszą agencją. Spodziewam się, że pani też powinna to wiedzieć. Komentarze, jakie pojawiły się w mediach po pierwszej zorganizowanej przez was imprezie dobroczynnej, nie były najkorzystniejsze.
Choć Fundacja Erythra rzeczywiście będzie mogła w przyszłości się rozwijać, nie wszystko jednak poszło tak, jak zakładaliśmy. Sądzę, że nie przyłożyła pani do tego wydarzenia dostatecznie dużej wagi.
Po drugiej stronie telefonu zapanowała cisza. Powiało chłodem. Celia zdała sobie sprawę, że być może posunęła się za daleko. Nie do niej należało kwestionowanie intencji klienta. Nie. To, że ona, podobnie jak dziennikarze, uznała, że jej klient po imprezie wylądował w łóżku ze swoją panią du jour, nie miało tu nic do rzeczy.
– Jeszcze do tego wrócimy – usłyszała po chwili i jej rozmówca się rozłączył.
Co ona najlepszego zrobiła?
Nigdy nie rozmawiała z ludźmi w ten sposób, a już na pewno nie z najważniejszym klientem. Jednak obsesyjne dążenie Loukisa do tego, żeby wszystko było absolutnie perfekcyjne, doprowadzało ją i jej ludzi do szaleństwa. To prawda, że dzięki niemu Chariton Endeavours zdobyło nowych klientów, ale tak ciężko pracowali, żeby sprostać narzuconym przez niego standardom, że literalnie padali z nóg. W ciągu ostatnich miesięcy zorganizowali dla niego dwanaście imprez i to bez Elli, która była jej największą pomocą i wsparciem.
Prawda była taka, że Celia czuła się wyczerpana i dlatego przestała kontrolować, co mówi. Przejechała ręką po twarzy i odłożyła telefon.
Juro będzie musiała się tym zająć. Teraz jednak marzyła jedynie o tym, żeby wrócić do domu i pójść spać. I jeszcze coś zjeść. A może nawet wypić kieliszek australijskiego Pion Gris.
Dlaczego wciąż czuła, że musi się przed sobą usprawiedliwiać z tego, że lubi wino? Zawsze kiedy sięgała po kieliszek wyobrażała sobie zdegustowaną minę swojego ojca, dumnego Francuza, który bardzo ją za to krytykował. Wyglądając przez okno na paryską ulicę, postanowiła, że nie będzie się tym przejmowała.
Chwyciła torebkę, klucze, zamknęła drzwi biura i wyszła na ulicę.
Co za upierdliwy facet!
Loukis Liordis miał szczęście. Udało mu się znaleźć wolne miejsce parkingowe niemal naprzeciw siedziby Chariton Endeavours. Skończył rozmowę z Celią d’Argent jakieś dziesięć minut temu i teraz stał oparty o wynajętego mercedesa, przeglądając komentarze prasowe dotyczące jego nieobecności na ostatniej gali. Każdy kolejny tytuł i zdjęcie podsycały jego gniew, wzbudzony podczas rozmowy z Celią.
Był tak wzburzony, że omal nie przeoczył jej wyjścia z budynku. Omal nie przeoczył jej. Była ubrana w jakiś beżowy top, który zlał się z kamienną ścianą budynku. Na szczęście jej czarne dżinsy przykuły jego uwagę. Ona sama, kiedy go dostrzegła, zatrzymała się w pół kroku.
– Pani d’Ar…
– Co pan tu robi? – spytała ostro. – Nie powinno tu pana być.
Loukis spojrzał na nią uważnie.
– Pani d’Argent, musimy dokończyć naszą rozmowę.
– Nie teraz.
– Teraz. Jutro rano muszę wrócić do Grecji – powiedział, spoglądając na zegarek, choć doskonale wiedział, która jest godzina.
Wyprostował się i otworzył drzwi pasażera.
– Pozwoli pani?
– Powiedziałam już, że nie mam teraz czasu – syknęła i przeszła obok niego.
– Celia! – krzyknął za nią, zamykając drzwi. – Musimy porozmawiać.
Coś w tonie jego głosu sprawiło, że się zawahała. To nie był ton uroczego playboya, który przyczynił się do jego sukcesu, ale także przysporzył sporo kłopotów. To nie był ton, którego używał, żeby kogoś uwieść, rozbawić, oczarować czy komuś się przypochlebić. Nie był też arogancki, nieznoszący sprzeciwu czy władczy, jakim rozmawiał z nią przez telefon. Był to ton, jakim mówił, gdy nie musiał niczego udawać ani nie zamierzał osiągnąć żadnego celu. Dlatego się zatrzymała.
Patrzył, jak odwraca się w jego stronę i nabiera głęboko powietrza. Była piękna. Miała wysokie kości policzkowe, drobne usta i oczy koloru bursztynu. Rude włosy spięła na głowie w luźny węzeł, a na kremowej skórze widać było nieliczne drobne piegi. Jednak niezależnie od tego, jak bardzo mu się podobała, przyjechał tu w innym celu.
– Panie Liordis, naprawdę jest mi bardzo przykro, ale muszę coś zjeść.
– Zarezerwowałem stolik w Comte Croix.
– Nie jestem odpowiednio ubrana…
– Zauważyłem. Ale skoro będzie pani ze mną, na pewno przymkną na to oko.
Celia zarumieniła się. Kiedy ponownie otworzył przed nią drzwi samochodu, bez słowa przeszła obok niego. Liordis poczuł zapach pomarańczy, jakichś ziół i bazylii. Cóż, nie powinien zapominać, że to kolacja w interesach. Nie ma mowy o niczym innym i to nie tylko dzisiejszego wieczoru, ale przez następne dziesięć lat. Po raz kolejny przeklął swoją matkę, życząc jej, żeby smażyła się w piekle.
Celia zapadła się w skórzany fotel, żałując, że nie jest teraz gdzie indziej. Co innego było ochrzanić go przez telefon, a co innego znaleźć się tak blisko niego. Cóż, była kobietą i nie była ślepa. Ten grecki milioner był absolutnie powalającym mężczyzną.
Ciemne włosy miał zaczesane do tyłu, a oczy koloru ciemnego espresso patrzyły z uwagą na paryskie ulice.
Przyszedł do ich biura jeszcze przed urlopem Elli i jego pojawienie się zrobiło na Celii ogromnie wrażenie. Nie dlatego, że zwrócił na nią jakąś szczególną uwagę. Prawda była taka, że spojrzał na nią zaledwie przelotnie, ale to spojrzenie wystarczyło, żeby coś w niej rozpalić. Coś, co do tej pory pozostawało w uśpieniu. I to wystarczyło, żeby zdała sobie sprawę, że musi tego mężczyzny unikać.
Spojrzała na jego profil. Mocno zaciśnięta szczęka, ostry nos z lekkim garbem – być może śladem po jakimś dawnym złamaniu, wystające kości policzkowe. Jednak jej uwagę przykuły jego usta. Były mocno ściągnięte, jakby nie chciał, by wydobyło się z nich jakiekolwiek słowo.
I nagle poruszyły się. Rozciągnęły się w lekkim uśmiechu, kiedy dostrzegł, że mu się przygląda.
Miała ochotę zniknąć. Wcisnęła się w oparcie fotela, mając nadzieję, że przez to stanie się mniej widoczna.
– Jeśli chcesz przesunąć fotel do tyłu…
– Non, merci.
Nie odrywając wzroku od drogi, skinął głową.
Dlaczego musiała się zarumienić jak nastolatka? Dlaczego Ella była na urlopie macierzyńskim? Oczywiście, cieszyła się, że jej przyjaciółka jest szczęśliwa z Romanem, choć początkowo ich znajomość nie układała się najlepiej. Cóż, ona nigdy nie założy rodziny. Nie po tym, jak…
Samochód zatrzymał się przed drzwiami znanej paryskiej restauracji. Zrobiła głęboki wdech, starając się myśleć racjonalnie.
– A więc co mówiłeś…
– Jesteśmy na miejscu – przerwał jej bezceremonialnie.
Zacisnęła zęby. Być może był jednym z najatrakcyjniejszych mężczyzn, jakich znała, ale na pewno należał też do najbardziej irytujących. Kiedy wyszedł z samochodu, sięgnęła po torebkę i już miała otworzyć drzwi, kiedy te same się otworzyły i ujrzała wyciągniętą w swoją stronę rękę Loukisa.
Nie chcąc być niegrzeczną, ujęła ją, starając się nie zwracać uwagi na uczucie, jakiego doznała, kiedy jego palce splotły się z jej własnymi. Miała wrażenie, że przeszedł ją prąd, a włoski na przedramieniu stanęły jej dęba. Podniosła na niego wzrok. Ciemne oczy patrzyły intensywnie, a brwi były lekko ściągnięte, jakby był z jakiegoś powodu zmieszany. Ona też odczuła zakłopotanie. Miała nadzieję, że nie poczuł, jak szybko bije jej serce.
Loukis niedbałym ruchem wsunął kluczyki od samochodu do kieszeni i zaprosił ją gestem do restauracji. Nawet jej ojciec, który był równie bogaty jak Loukis, tak by się nie zachował. Nie, on nigdy nie pozwoliłby sobie na tak nonszalanckie zachowanie.
Celia przybrała pewną siebie minię i ruszyła śmiałym krokiem w stronę maitre d’. Nie czuła się dobrze, ale za nic nie chciała tego po sobie pokazać.
Ledwo usłyszała, jak Loukis powiedział o ich rezerwacji, ale nie mogła nie zauważyć spojrzenia, jakim obrzucił ją szef sali. Spodziewała się, że Loukis powie coś, co usprawiedliwi jej strój, ale, ku jej zdumieniu, nie zrobił tego. Spojrzał jedynie na mężczyznę w taki sposób, że ten od razu zmienił sposób zachowania.
Ruszyła za nimi pomiędzy stolikami, a kiedy dotarli do ich własnego, zajęła miejsce, uśmiechając się do kelnera, który odsunął dla niej krzesło.
– Mogę zaoferować państwu carte des vins?
– Dziękuję, to nie będzie konieczne. Poproszę butelkę Pouilly-Fuisse i rybę.
– Bien sur.
– Merci. – Celia skinęła mężczyźnie głową.
Doskonale wiedziała, jak to jest być adresatem takich opryskliwych uwag Loukisa. Postanowiła zignorować fakt, że nie spytał jej o preferencje odnośnie wina, nie wspominając już o jedzeniu. Postanowiła przynajmmniej spróbować odzyskać nieco kontroli nad tym, co się tu działo.
– A więc, panie Liordis, o czym chciałby pan ze mną porozmawiać?
– Chcę zorganizować kolejną dobroczynną akcję.
– Rozumiem. Ma pan coś konkretnego na myśli?
Potrząsnął przecząco głową.
– Niespecjalnie. Wiem tylko, że powinna się odbyć w ciągu najbliższych tygodni.
Patrzył, jak Celia przyswaja to, co do niej powiedział. Spodziewał się sprzeciwu, obiekcji, setek argumentów przeciw jego pomysłowi, ale nie.
– Nie wiem tylko, czy pomysł, aby zorganizowała to Erythra Foundation jest sensowny.
– Dlaczego? – spytał, z autentycznym zaciekawieniem.
– Żeby mieć pewność, że nie nastąpi pewne przesycenie i zmęczenie darczyńców i prasy. O jaki konkretnie rodzaj dobroczynności panu chodzi?
– Nie wiem. Ale na pewno chciałbym, żeby to było w Grecji.
Celia skinęła głową. Z namysłem przycisnęła rękę do ust i rozejrzała się wokół. Wyglądała w tej pozycji zachwycająco. Prawie się ucieszył, że ma na sobie ten okropny beżowy top.
Kiedy zobaczył ją po raz pierwszy w biurze w Paryżu, musiał się zmusić, żeby oderwać od niej wzrok. Na jej widok odczuł tak silne pożądanie, że aż go to zaskoczyło. Wiedział jednak, że jest poza jego zasięgiem, głównie dlatego, że mieli współpracować. Nie mógł podjąć takiego ryzyka ani wtedy, ani tym bardziej teraz.
Właśnie odwracał wzrok od jej kuszących krągłości, kiedy znów się do niego odezwała.
– Obawiam się, że kilka tygodni nie wystarczy. Jaki jest ostateczny termin?
Loukis nie bardzo wiedział, dlaczego jej pragmatyczny, ściśle zawodowy sposób prowadzenia tej rozmowy tak go drażni. Przecież tego właśnie chciał. Prowadzić z nią interesy. Ale w przypadku Celii jakoś go to w pełni nie satysfakcjonowało.
– Muszę to mieć gotowe do końca… – przerwał, żeby nie powiedzieć jej zbyt dużo. – Do końca czerwca. – Prawie powiedział „do końca szkoły”, a to byłoby nie do pomyślenia. Celia nie mogła się dowiedzieć, dlaczego tak bardzo zależy mu na czasie. Nawet najmniejszy detal mógł go zdradzić, a na to w żaden sposób nie mógł pozwolić.
– A więc mam cztery tygodnie?
– Tak.
– Ma pan jakieś preferencje odnośnie rodzaju tego wydarzenia?
– Zależy mi jedynie na tym, żeby było publiczne i pozytywne jak najbardziej się da.
– Ma pan jakiś kontakt ze sztuką?
– Mam kilka obrazów. Traktuję to jako inwestycję.
– Może je pan udostępnić?
– Jeśli będzie taka potrzeba, to tak. – Był w stanie zrobić dużo, żeby tylko sobie pomóc.
W tej chwili do ich stolika podszedł sommelier z winem. Nalał kieliszek i dał do spróbowania Loukisowi, ale on podał go Celii. Patrzył, jak zakręciła winem, powąchała i spróbowała. Skinęła z aprobatą głową. Ta kobieta była niesamowita. Choć jej ubiór był zapewne mniej warty niż butelka wina, którą im podano, zachowywała się, jakby była królową. Sommelier napełnił ich kieliszki i dyskretnie odszedł.
– Co ma dla pana większe znaczenie: zyskanie rozgłosu czy zdobycie funduszy na cele dobroczynne?
Doskonale wiedział, że wolałaby usłyszeć, że to drugie, ale nie miał zamiaru jej oszukiwać. To była ostatnia szansa, żeby odzyskać nadwątloną reputację. Nie chciał jej jednak powiedzieć tego wprost.
– To jakiś test?
– Nie, ale to jest ważne przy wyborze rodzaju aukcji. Jeśli pana celem jest zdobycie jak największych funduszy, należałoby zdecydować się na zorganizowanie zbiórki na najbardziej newralgiczne cele. Jeśli jednakże, ku czemu się w swojej opinii skłaniam, zależy panu na zyskaniu osobistych celów, należałoby raczej zaangażować w akcję osoby powszechnie znane.
Ton jej głosu pozostawał obojętny.
– Nie ma możliwości pogodzenia obu tych celów?
– Panie Liordis, proszę nie zapominać, że mówimy tu o czołowych biznesmenach w tym kraju i o ogromnych pieniądzach. Niech mi pan wierzy, będzie to pana niemało kosztowało. Choć pobudki naszego działania są niezwykle szlachetne, to jest biznes.
Była jak stalowy nóż owinięty jedwabiem. Musiał mocno się starać, żeby skupić się na temacie rozmowy, a nie na niej.
– Ile to jest niemało?
– Bardzo dużo – odparła, uśmiechając się lekko. Napiła się wina i odstawiła kieliszek na stół.
– Nie smakuje pani wino?
– Miałam spędzić ten wieczór, popijając australijskie Piont Gris, zajadając zupę i być może oglądając jeden odcinek mojego ulubionego serialu. Tymczasem… – Wzruszyła ramionami i rozłożyła ręce, jakby chciała powiedzieć: „A oto gdzie jesteśmy”.
– Ale to chyba nie jest jakieś świętokradztwo?
– Moje upodobania odnośnie wina?
W odpowiedzi przechylił głowę na bok.
– Tylko dla purystów.
Miał na końcu języka kolejne pytanie, ale zdał sobie sprawę, że nie dotyczyłoby ono wina. Jeszcze trzy lata temu zadałby je bez wahania, ale wówczas był zupełnie innym człowiekiem. Teraz przynajmniej jej urok nie sprawił, że zapomniał o dobrych manierach.
Nagle poczuł się winny, że przeszkodził jej w spędzeniu tego wieczora tak, jak zamierzała. Dopiero teraz dostrzegł na jej twarzy oznaki zmęczenia. Potrafił to rozpoznać. Po tym, jak trzy lata temu jego matka przewróciła jego życie do góry nogami, nauczył się wielu rzeczy. Ale nie powinno go to obchodzić. Celia miała dać mu to, czego potrzebował, i tylko to się liczyło.
– Więc jak? Podejmie się pani zorganizowania tego wydarzenia na koniec czerwca?
– Pod jednym warunkiem.
– Mianowicie?
– Takim, że tym razem weźmie pan w nim udział, panie Liordis.
Ujrzała, jak jego oczy się zwężają. Przez chwilę miała wrażenie, że zamierza ją o coś spytać, ale szybko zmienił zamiar. Zamiast tego spojrzał na nią z wściekłością.
– Nie proszę o to, żeby robić jakieś trudności – zapewniła go pospiesznie. – Jeśli mamy osiągnąć zamierzony cel, pana obecność jest niezwykle istotna.
– Będę.
Kelner przyniósł ich dania, ale Celia nagle straciła apetyt.