Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Wyjdź za mnie! (ebook)
Zajrzyj do książki

Wyjdź za mnie! (ebook)

ImprintHarlequin
KategoriaEbooki
Liczba stron160
ISBN978-83-276-7990-1
Formatepubmobi
Tytuł oryginalnyStolen in Her Wedding Gown
TłumaczAnna Dobrzańska-Gadowska
EAN9788327679901
Data premiery2022-06-02
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Eros Theodorou jest jednym z trzech synów Zeusa Mytikasa. W testamencie ojciec zapisał, że ten, który pierwszy się ożeni i wytrwa w małżeństwie rok, odziedziczy wszystko. Eros nigdy nie planował się żenić, ale nie zamierza też pozwolić, by majątek dostał się w ręce jego zachłannego brata, który właśnie ogłosił zaręczyny. Jedzie do Nowego Jorku, by uświadomić narzeczonej brata, że Xander kocha tylko pieniądze. Gdy poznaje piękną i inteligentną Priyę, wpada mu do głowy jeszcze lepszy pomysł…

Fragment książki

Eros Theodorou w milczącym geście toastu uniósł szklaneczkę ouzo, przyglądając się, jak zamknięty w szkle alkohol migocze na tle ciemnego nieba nad Atenami. Tuż obok na tarasie penthouse’u stała jego matka, mrocznym, pozbawionym wyrazu wzrokiem zapatrzona w przestrzeń.
– Nie spodziewałem się, że przyjmiesz rolę zrozpaczonej wdowy. – Eros z niepotrzebnym rozmachem postawił szklaneczkę na parapecie obramowania tarasu, nawet nie próbując ukryć rozdrażnienia.
– Może i nie jestem wdową w oczach prawa, ale kochałam go. – Arista westchnęła i odwróciła się do syna, obrzucając go twardym spojrzeniem jasnoszarych oczu. – I byłam z nim do końca.
Na samą myśl o tym, że jego matka znowu, z własnej woli, usługiwała człowiekowi, którego szczerze nienawidził, ogarnęła go fala wściekłości. Świat znał Aristę Theodorou w dwóch wcieleniach – jako doradcę prawnego przedstawicieli światowej elity i jako kochankę Zeusa Mytikasa, złączoną z nim toksycznym, to przygasającym, to znowu odżywającym związkiem.
– Drań zawsze umiał tobą manipulować – warknął cicho.
– Nie było cię na uroczystości ku jego pamięci – z dezaprobatą zauważyła Arista.
Zeus polecił, by po śmierci przewieziono go do jego ojczyzny i przez cały ubiegły tydzień stolica Grecji pogrążona była w żałobie po swoim najbardziej wpływowym synu.
– Gdybym miał ochotę uczestniczyć w publicznym przedstawieniu, wybrałbym się do cyrku. – Eros skrzywił się z obrzydzeniem.
– Był twoim ojcem.
Chłodna dłoń matki musnęła jego ramię z rzadko okazywaną czułością. Eros pozwolił sobie na równie rzadką chwilę słabości, zanim odsunął jej rękę.
– Nie. Nie był moim ojcem.
Pełne napięcia słowa zawisły w powietrzu między nimi jak rzucone wyzwanie, lecz Arista szybko odwróciła wzrok. Eros już dawno zrozumiał, że na godność ojca należy zasłużyć. Z Zeusem łączyły go jedynie genetyczne więzi.
– Dlaczego przyjechałaś, mamo?
– Jesteśmy wiecznie zajęci i prawie nigdy nie mamy czasu – odparła. – Pomyślałam, że skoro oboje jesteśmy w Atenach, to może zjedlibyśmy razem obiad i porozmawiali…
– Wolałbym poznać prawdę. – Eros wymownie przewrócił oczami.
Arista zawsze miała jakiś ukryty motyw.
– No, dobrze. – Jej oczy błysnęły. – Musimy omówić parę pilnych spraw.
– Do rzeczy – rzucił twardo. – Za pół godziny mam randkę.
– Jakżeby inaczej! Oskarżasz go o niemoralne życie, ale sam…
– Jeśli dokończysz to zdanie, możesz od razu wyjść.
– Nie chciałam cię zdenerwować. – Arista wzruszyła ramionami.
– Do twojej wiadomości, w przeciwieństwie do twojego ukochanego Zeusa z szacunkiem traktuję kobiety, z którymi się spotykam. I każda z nich doskonale wie, że nie mam zwyczaju wiązać się na długo, nie ma więc między nami żadnych nieporozumień ani dwuznacznych sytuacji. Na tym polega tak zwana komunikacja między ludźmi. Powinnaś zastosować tę zasadę, bo naprawdę ułatwia życie.
– Rzeczywiście masz w sobie aż tyle arogancji, by wierzyć, że nie złamałeś serca żadnej kobiecie tylko dlatego, że jej powiedziałeś, by ci go nie oddawała? – prychnęła matka, wyjmując cienką czarną teczkę ze swojej przepastnej podręcznej torby z logo jednego z najsławniejszych projektantów.
Eros zmierzył teczkę podejrzliwym spojrzeniem.
– Co to jest?
– Testament Zeusa.
Eros znieruchomiał, starając się opanować gwałtowną reakcję.
– Chyba żartujesz… – Oparł się o balustradę i parsknął głośnym śmiechem. – Po tym, jak próbował zrujnować moje firmy, po wszystkich groźbach i szantażach…
Odwrócił się i usiadł na kanapie, prawie nie zauważając, że matka z ciężkim westchnieniem zajęła miejsce obok niego. Jej ciemnoblond włosy miały identyczny odcień jak jego własne i zawsze był wdzięczny losowi za tę cechę, w tak oczywisty sposób odróżniającą go od czarnowłosych Mytikasów. Niełatwo było zidentyfikować go jako członka potężnego klanu, chociaż intensywnie błękitne oczy natychmiast kojarzyły się z człowiekiem, który tylko w minimalny sposób przyczynił się do jego narodzin.
– Niech zgadnę – zaczął. – W ostatniej chwili zmienił zdanie i postanowił zostawić wszystko mnie, pomijając legion innych bękartów.
Arista zesztywniała. Nie znosiła, gdy w jakikolwiek sposób przypominano jej, że nie była jedyną kobietą, która urodziła nieślubne dziecko jednemu z najpotężniejszych ludzi na świecie.
– To nie takie proste. – Potrząsnęła głową. – Istnieją pewne warunki…
– Rozejrzyj się dookoła. – Eros szerokim gestem ogarnął apartament na szczycie wieżowca w centrum Aten. – Dlaczego miałbym chcieć położyć łapy na tym jego zatrutym jadem imperium, skoro stworzyłem własne? Nie widzę żadnej potrzeby, by skakać przez ustawione przez niego płonące obręcze.
Był drugim z trzech synów z nieprawego łoża, których Zeus publicznie uznał. Nagle przed jego oczami pojawiła się twarz Xandera, zaraz jednak pośpiesznie odepchnął ten obraz. Jego zdradliwy przyrodni brat jasno opowiedział się po stronie ojca, przyjmując jego nazwisko i chętnie przystając na rolę marnotrawnego syna.
Trzeci i najmłodszy z nich, przedstawiciel jednej z najstarszych włoskich dynastii, Nysio Bacchetti, skutecznie zadbał, aby nikt nie łączył jego nazwiska z grecką rodziną.
– Czy te warunki odnoszą się do nas wszystkich? – zagadnął po chwili. – I co oni mają do powiedzenia w tej sprawie?
– Bacchetti w ogóle nie odbiera telefonu, bo pewnie nie zamierza ryzykować upublicznienia sprawy – odparła Arista. – A Xander od dawna wiedział, że gdyby Zeus zmienił zdanie, może stracić pozycję zarządzającego dyrektora firmy i głównego akcjonariusza.
Eros wyjął dokumenty z ręki matki i przebiegł wzrokiem zakreślone fluorescencyjnym flamastrem zdanie, czując na sobie niespokojny wzrok matki.
„Pierwszy, który pozostanie w prawnie zawartym małżeństwie przez jeden rok, odziedziczy wszystko”.
Słowa Zeusa zawisły nad nim jak burzowa chmura. Małżeństwo? Dawno temu odciął się od wyznawanych przez Zeusa tradycyjnych zasad i stosowanych przez niego metod manipulowania ludźmi, musiał jednak przyznać, że próba zmuszenia synów do małżeństwa zza grobu była czymś naprawdę nietuzinkowym.
– Xander wie o tym?
– Wie i jest już zaręczony. Nie powiadomił o tym dziennikarzy i nie wydał przyjęcia, ponieważ wolał zachować ten fakt w tajemnicy.
– No, jasne – mruknął Eros.
Szybko przejrzał cały tekst testamentu, w zakończeniu znajdując potwierdzenie postawionego przez Zeusa warunku, zgodnie z którym ten z jego trzech nieślubnych synów, który pierwszy ożeni się i przeżyje dwanaście miesięcy w stanie małżeńskim, odziedziczy cały jego majątek. Potarł dłonią czoło, starając się zniwelować narastające napięcie.
– Xander zachowuje się tak, jakby już wygrał – odezwała się Arista. – Podczas ostatniego zebrania zarządu kilkakrotnie podkreślał, że firma musi się pozbyć zbędnych współpracowników, i nie ukrywał, że jego zdaniem moja pozycja mieści się właśnie w tej kategorii.
Eros spojrzał na matkę i zdecydowanie pokręcił głową.
– Ta rozmowa jest najzupełniej bezcelowa – rzekł. – Doskonale wiesz, że nigdy się nie ożenię.
– Nie ożenisz się nawet dlatego, żeby zrobić na złość Xanderowi? – Lekko uniosła brwi. – Muszę zachować kontrolę nad firmą, a jedyną drogą jest przekazanie steru mojemu synowi. Proszę cię, mój drogi…
Jej twarz złagodniała, lecz Eros wiedział, że jest to tylko gra. Arista, choć sama tak wpływowa w świecie biznesu, często uciekała się do teatralnych sztuczek. Była gotowa obiecać każdemu gwiazdkę z nieba, byle tylko osiągnąć cel, na którym jej zależało.
Przez całe dzieciństwo obserwował, jak matka manipuluje mężczyzną, który szczerze ją kochał, by skupić na sobie uwagę tego, który nie był zdolny obdarzyć ją prawdziwym uczuciem. Jego ojczym, dumny człowiek, który marzył o spokojnym rodzinnym życiu, odszedł z tego świata, wciąż mając nadzieję, że Arista jednak się zmieni.
Dawno temu Eros też żył takimi nadziejami.
Spojrzał na rozgwieżdżone niebo, starając się uporządkować kłębiące się w głowie myśli. Wieloletnia walka z żenującym jąkaniem się nauczyła go, że zdenerwowanie może spowodować nawrót nieprzyjemnej przypadłości. Mocno zacisnął zęby i wziął kilka głębokich oddechów.
– Czego właściwie ode mnie oczekujesz? – zapytał. – Mam wpaść do kościoła i zgłosić sprzeciw? Akurat to sama możesz zrobić, prawda?
– Nie mogę ryzykować swojej pozycji, przecież wiesz – westchnęła. – Poza tym… Jeżeli chcemy mieć pewność, że to małżeństwo nie dojdzie do skutku, trzeba zrobić coś więcej niż tylko zakłócić samą ceremonię ślubną.
– Ach, rozumiem. – Eros pokiwał głową, chociaż czuł narastający w głębi serca gniew. – Potrzebna ci nie tylko moja pomoc, ale i reputacja.
– Zależałoby mi, żeby ta narzeczona Xandera nagle okazała się osobą kompletnie nie do poślubienia, bo wtedy miałabym przynajmniej jakąś szansę podważyć testament, jeżeli sam nie chcesz ubiegać się o prawo do majątku ojca.
– Muszę przyznać, że perspektywa obrócenia wniwecz starannie ułożonych planów Xandera jest bardzo kusząca…
– Zrobisz to czy nie? – rzuciła Arista, wyraźnie zniecierpliwiona. – Chcę tylko, żeby… Żeby twój brat zapłacił za to, jak cię zdradził. Żeby poniósł klęskę.
Dobrze wiedział, że w przeszłości matka ani razu nie stanęła po jego stronie. Zawsze była na każde skinienie Zeusa, podczas gdy jej syn samotnie walczył o swoje miejsce w świecie, jako broń mając do dyspozycji jedynie wściekłość i gorycz.
Powoli podniósł się z miejsca i ujął obie dłonie matki, widząc, jak jej oczy rozświetla nadzieja. Pomyślał, że jednak istnieje coś takiego jak sprawiedliwość – Arista miała oto popełnić ten sam błąd, który wcześniej popełnił Zeus. Oboje uznali go za słabego i skłonnego do ulegania wpływom.
– Nie musisz się niepokoić – oświadczył. – Uniemożliwię ten ślub.
– Naprawdę? Co z narzeczoną Xandera?
– Możesz przyjąć, że problem zniknął. – Eros starał się zachować neutralny wyraz twarzy. – Skoncentruj się na podważeniu testamentu, a ja zajmę się całą resztą.
– Nasza umowa musi pozostać tajemnicą – powiedziała ostro. – Jeśli się uda, rezydencja w Hamptons i miejsce w zarządzie firmy będą moje, natomiast wszystko, co posiadał twój ojciec, stanie się twoją własnością.
– Oczywiście – zgodził się gładko. – Czy kiedykolwiek dałem ci powód do nieufności?
Popatrzyła na niego łagodniej, ponieważ już dopięła swego, i pociągnęła łyk ouzo, wyraźnie zadowolona, zupełnie jak kot, który dobrał się do śmietanki.
Dopiero kiedy wyszła, zostawiając Erosa sam na sam z gwiazdami, pozwolił sobie na uśmiech. Sięgnął po telefon i wyszukał nazwisko, które przed wyjściem podała mu matka. Nazwisko narzeczonej jego brata.
Wiele razy wyobrażał sobie, co by zrobił, gdyby kiedyś miał okazję wziąć odwet na tych, którzy go skrzywdzili, ale nigdy nie przyszło mu do głowy, że ktoś inny mógłby ucierpieć w rezultacie jego poczynań. Tak czy inaczej, czas na wahanie minął. Eros podjął już decyzję.
W najbliższych dniach poleci do Nowego Jorku, zniszczy plany brata i zrobi wszystko, by firma Mytikas Holdings przestała istnieć. Zrujnuje ją, podzieli i sprzeda, kawałek po kawałku.
Jeszcze raz spojrzał na zdjęcie na ekranie komórki i lekko pogładził je palcem. Jego starszy brat wybrał sobie ładną narzeczoną. Ciekawe, czy ta piękność miała jakiekolwiek pojęcie o świecie, którego próg miała przekroczyć. Całkiem niewykluczone, że nie miała o nim zielonego pojęcia, lecz Eros nie mógł pozwolić sobie na wyrzuty sumienia. Nie jego wina, że Xander postawił to niewinne stworzenie na linii ognia. W tej rodzinie… Cóż, w tej rodzinie w miłości wszystko było dozwolone, tak samo jak na wojnie.

– Co ty wyprawiasz?
Priya Davidson Khan nerwowo podskoczyła na krześle i strąciła część piętrzących się na biurku papierów. Jej najlepsza przyjaciółka stała w progu, patrząc na nią z niedowierzaniem.
– Miałam kilka spraw do załatwienia i…
– W niedzielę? – Aria podeszła bliżej. – Nie masz nic lepszego do roboty, naprawdę?
– Pieniądze nigdy nie śpią – mruknęła Priya, pośpiesznie zbierając rozrzucone dokumenty.
Po kolejnej bezsennej nocy przyszła do opustoszałego biura, aby jeszcze raz sprawdzić najnowsze finansowe wyniki firmy, która niedługo miała się stać jej własnością. Wprawiła swój plan w ruch, porządkując rozmaite jego części w oczekiwaniu na objęcie spadku. Musiała jeszcze tylko przetrwać kilka godzin…
– Natychmiast zostaw te wykresy!
Priya podniosła wzrok i dopiero teraz naprawdę zobaczyła ekstrawagancką ciemnoróżową suknię, którą miała na sobie Aria, oraz trzymaną przez nią długą białą torbę z wieszakiem u góry. Żołądek ścisnął jej się boleśnie na widok wydrukowanego eleganckimi czarnymi literami napisu na torbie, który głosił: „Panna młoda”.
– Skarbie, jeżeli zamierzałaś znowu uciec, to trzeba było znaleźć sobie jakąś przyjemniejszą kryjówkę – z uśmiechem oświadczyła Aria.
Priya z trudem przełknęła ślinę, porażona tym jednym słowem: „znowu”. Jej przyjaciółka wcale nie była okrutna, nic z tych rzeczy. Często żartowały z katastrofalnych pierwszych zaręczyn Pryi oraz towarzyskiego skandalu, jaki wybuchł po jej zniknięciu na kilka godzin przed ślubną ceremonią.
Tak czy inaczej, tamta historia zdarzyła się w przeszłości, kiedy to Priya uważała, że jest wolną istotą, niespętaną oczekiwaniami świata i grą o władzę. Teraz szybko podniosła się i wytarła wilgotne dłonie w eleganckie czarne spodnie.
– Która godzina?
– Parę minut po drugiej.
Gdy na twarzy Arii pojawił się wyraz zaniepokojenia, Priya pomyślała, że łatwiej byłoby jej poradzić sobie z rozczarowaniem ze strony przyjaciółki.
– Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? Właśnie z nim?
Priya pomyślała o mężczyźnie, o którym mówiła Aria, i z trudem powstrzymała warknięcie. Miała ochotę powiedzieć, że wcale nie jest pewna. Na Xandera Mytikasa zdecydowała się dosłownie w ostatniej chwili, w desperacji przyjmując propozycję stryja, który podobnie jak ona stawał na głowie, by uchronić rodzinę przed ruiną. Niby gdzie miałaby znaleźć męża na chwilę, gotowego odejść od kobiety tak bogatej jak ona, nie domagając się obfitej zapłaty za tę szczególną usługę…
W ubiegłym tygodniu kilka razy poszła na kolację z tym potężnym finansistą Xanderem, który nie ukrywał, że ma własne powody, by zawrzeć z nią umowę, co bardzo jej odpowiadało. Nie czuli do siebie najmniejszego pociągu, więc żadne komplikacje im nie groziły.
W takim razie dlaczego za każdym razem, gdy myślała o czekającym ją ślubie, nie mogła się oprzeć wrażeniu, że brak jej powietrza?
Może powodem była gazetowa rozkładówka z informacją o ich małżeństwie, którą Xander zdążył już zamówić. Wiadomość, że tak bardzo mu zależało, by rozgłosić to poprzez media, była dla niej nie lada szokiem. Jej samej nigdy nie przyszłoby to do głowy, pewnie dlatego, że oczami wyobraźni już widziała nagłówki o świetnym małżeństwie dziewczyny, która wcześniej publicznie się zarzekała, że woli zostać starą panną.
No, trudno, niech tam nazywają ją, jak chcą, niech rozpisują się o skandalu… Nikt nie mógł poznać prawdy kryjącej się za jej nieoczekiwanymi zaręczynami.
– Pomóż mi to włożyć, dobrze? – Priya z westchnieniem wyjęła torbę z suknią z rąk przyjaciółki.
Rozsunęła długi suwak, odsłaniając ekstrawagancką białą kreację, wybraną przez stylistkę zajmującą się całą imprezą. Tak, imprezą, bo Priya do tej pory ze wszystkich sił starała się myśleć w ten sposób o czekającym ją ślubie i dopiero teraz, dotykając miękkiego jedwabiu, poczuła, jak jej stalowa samokontrola chwieje się pod uderzeniem pierwszej fali paniki.
Gdy włożyła suknię, spojrzała w lustro i natychmiast odwróciła wzrok.
– Mogłabyś pójść tam i uprzedzić, że trochę się spóźnię? – poprosiła. – Potrzebuję chwili dla siebie, najwyżej paru minut.
Aria uściskała ją serdecznie. Najwyraźniej chciała coś powiedzieć, ale powstrzymała się i cicho zamknęła za sobą drzwi.
Priya powoli wypuściła powietrze z płuc. Potarła czoło drżącą dłonią i rozejrzała się dookoła, ogarniając wzrokiem gabinet, który kiedyś należał do jej ojca, Aruna Davidsona Khana.
Nowojorska siedziba Davidson Khan Financial była ostatnią pozostałością po prężnym międzynarodowym imperium. Budynek, z którego okien rozciągał się niezrównany widok na rzekę Hudson, wciąż nosił w sobie tchnienie pełnej sukcesów historii finansowego konsorcjum.
Teraz, tak samo jak w dzieciństwie, Priya oparła dłonie na chłodnej szybie i wsłuchała się w przytłumiony pomruk miasta, starając się odgrodzić od chaosu, który zapanował w jej głowie. Stała tak długą chwilę, zupełnie nieruchomo, zanim odwróciła się i szybkim krokiem wyszła na korytarz, do prywatnej windy, która miała zawieźć ją na spotkanie z przeznaczeniem.
Mocno zacisnęła dłonie, mentalnie przygotowując się na wejście prosto w płomienie, przed którymi siedem lat temu w ostatniej chwili uciekła. Nowojorska socjeta zawsze była bezlitosna, szczególnie dla dziedziczki wielkiej fortuny, która publicznie sprzeciwiła się jej dyktatowi.
Priya doskonale pamiętała, jak dorastając w jednej z najlepszych rodzin Long Island, razem z przyjaciółkami planowała dzień swojego ślubu. W jedwabnym szalu zarzuconym na głowę zamiast welonu i z bukiecikiem róż, ukradkiem ściętych w ogrodzie, wyobrażała sobie, że kiedyś zostanie panną młodą, w równym stopniu fetowaną przez przedstawicieli najlepszego towarzystwa, jak jej zachwycająca, idealna matka.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel