Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Wymarzona modelka (ebook)
Zajrzyj do książki

Wymarzona modelka (ebook)

ImprintHarlequin
KategoriaEbooki
Liczba stron160
ISBN978-83-276-8391-5
Formatepubmobi
Tytuł oryginalnyThe Ring the Spaniard Gave Her
TłumaczPiotr Błoch
Język oryginałuangielski
EAN9788327683915
Data premiery2022-07-28
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Ruy Valiente żyje w dwóch światach: w Hiszpanii jest znanym finansistą i milionerem, w Anglii – skrywającym się na prowincji anonimowym malarzem. Gdy poznaje tancerkę Suzy Madderton, bardzo chce ją namalować. Suzy jednak za kilka dni ma wyjść za mąż, a jej narzeczony nie zgadza się, by pozowała do portretu. Nienawykły do odmowy Ruy postanawia znaleźć sposób, by przekonać Suzy. Nieoczekiwanie w dniu ślubu znajduje ją w lesie zziębniętą i w podartej sukni… 

Fragment książki

Ruy Valiente nie śpieszył się z odebraniem telefonu, który uporczywie dzwonił mu w kieszeni. Na co dzień miliarder i właściciel Valiente Capital, jednego z największych na świecie funduszy inwestycyjnych, wolał izolować się od ludzi.
Dlaczego? Bo po prostu taki już był. Zwłaszcza w chwilach, gdy miewał bardzo dobry nastrój i planował wyrwać się na parę tygodni ze świata finansów, aby poświęcić się całkowicie swej sekretnej pasji. Jak teraz. A ponieważ przerwy w pracy zdarzały mu się niezwykle rzadko, cenił je sobie wielce, bo wychowany w rygorystycznej dyscyplinie, zawsze przede wszystkim zajmował się wypełnianiem obowiązków.
Ponadto obecnie pochłaniała go dodatkowo przeprowadzka do nowo nabytej wiejskiej posiadłości w Anglii, którą zamierzał przeobrazić w miejsce ucieczki przed codziennością.
Ostatecznie postanowił sięgnąć po komórkę, gdyż uświadomił sobie, że jego prywatny numer jest znany jedynie paru bliskim osobom, a zatem każdy telefon może oznaczać coś naprawdę ważnego. Upewnił się co do tego, zobaczywszy na wyświetlaczu imię „Cecylia”, wskazujące na siostrę przyrodnią.
Z całego bardzo konserwatywnie i krytycznie nastawionego do świata kręgu krewnych, Cecylia była jedyną osobą, którą tolerował. To także jej zawdzięczał odkrycie posiadłości, do której wkrótce miał się wprowadzić.
– Potrzebuję twojej pomocy – powiedziała Cecylia bez wielkich wstępów – choć wiem, że może to wyglądać na okropne nadużycie uprzejmości, zwłaszcza teraz, kiedy niedługo masz zamieszkać parę kilometrów ode mnie i Charlesa… więc pewnie uznasz, że często będziemy ci sprawiać kłopoty…
– Nigdy bym czegoś takiego nie wymyślił – zaśmiał się szczerze.
– Gdzie jesteś? – zapytała z ulgą.
– Dziesięć minut od nowego domu.
– Och, jak to dobrze! Bo widzisz, my z Charlesem właśnie jechaliśmy zobaczyć występ dziewczynek i utknęliśmy w korku na autostradzie. Na pewno nie zdążymy na czas.
– A to pech – przyznał ze współczuciem Ruy, bo doskonale wiedział, że Cecylia z mężem, oboje lekarze, szarpią się, by pogodzić pracę z obowiązkami rodzinnymi. – Jak mogę wam pomóc?
– Lola i Lucia będą załamane, jeśli się nie pojawimy. Próby do koncertu trwały wiele tygodni. Wiem, że proszę o zbyt wiele, Ruy… bo to jakby nie twoja bajka… ale gdybyś mógł tam podjechać zamiast nas. Dziewczynki byłyby zachwycone, nawet bardziej niż naszą obecnością. Uwielbiają wujka Hiszpana… koncert się już rozpoczął i odbywa się w wiejskim domu kultury, ale one na szczęście występują dopiero w ostatniej części. Zrobisz to dla nas?
– Oczywiście, że tak – wymamrotał Ruy bez zastanowienia, gdyż uświadomił sobie w tym momencie, że Cecylia poprosiła go właśnie o cokolwiek po raz pierwszy w życiu!
Cała reszta bliższej i dalszej rodziny zasypywała go na okrągło lawiną próśb o pieniądze, załatwienie pracy czy prawnika dosłownie przy każdej możliwej okazji. Taki nawyk wyrobił w krewnych jego nieżyjący już ojciec, Armando, któremu schlebiało uzależnianie od siebie ludzi, bo czuł się wtedy głową rodu Valiente i był pewien swej władzy, a poza tym uwielbiał otaczać się służalczą i czołobitną widownią. Ruy, wprost przeciwnie, robił wszystko, by zniechęcić do siebie rodzinę, ponieważ ich nieustanne błagania o pomoc doprowadzały go do rozpaczy.
– Naprawdę?! – wykrzyknęła Cecylia, nie próbując nawet ukryć radości ani zdziwienia. – Nie będziesz oczywiście musiał zabierać ich do domu ani nic podobnego, bo jest z nimi niania. Pokażesz im się tylko w trakcie, uściskasz po występie i skłamiesz, kiedy Lola zapyta, jak jej poszło… bo niestety na scenie zachowuje się jak słoń w składzie z porcelaną. No i stracisz na to wszystko najwyżej godzinę czasu.
– W porządku, Cecylio!
– Tak, tyle że wypada to akurat przy okazji twojej pierwszej wizyty w nowym domu i narusza twoją prywatność…
– Nie jestem aż tak nieelastyczny – zapewnił. – Poza tym miło będzie zobaczyć dziewczynki.
– No, jeżeli jeszcze zaczniesz odwiedzać je teraz częściej… – rozmarzyła się Cecylia, wiedząc, że już dawno przekroczyła dosłownie wszystkie granice wyznaczone i strzeżone zazwyczaj przez brata. – Och, wybacz mi mój dziwny nastrój… Wszystko przez ten korek!

W swym ponad trzydziestoletnim życiu Ruy nauczył się, że jeśli nie wyrwie dla siebie czasu pazurami, nigdy go nie będzie miał. Choć z natury był samotnikiem, większość życia spędzał w otoczeniu pracowników i w pracy, mając świadomość, że nie żyje normalnie ani w zgodzie ze sobą.
Jednocześnie zdawał sobie sprawę, że właśnie tego zazdrości mu brat bliźniak, Rodrigo, który przyszedł na świat parę minut po nim, co zadecydowało, że nie został pierworodnym synem Armanda Valientego, tradycyjnie pokładającego największe nadzieje w potomku urodzonym w pierwszej kolejności. Cóż za okrutna ironia! Ruy wolałby zdecydowanie mniej zobowiązującą rolę młodszego syna i brata. Rozmyślania o rodzinie przypomniały mu niestety o zaproszeniu na ślub Rodriga i to już za dwa tygodnie! Zamiast uznać, że zaproszenie to bezsprzecznie oznacza wyciągniecie ręki na zgodę, bardzo się obawiał nadciągającego nieuchronnie wydarzenia.

Lokalne centrum kultury, czy też bardziej mały, wiejski odpowiednik ratusza mieścił się w starym, odrapanym budynku tuż obok kościoła i niewątpliwie wymagał zmiany elewacji, co natychmiast zakonotował Ruy. Może warto się zastanowić nad jakąś anonimową dotacją? Tego typu filantropijne gesty przychodziły łatwo człowiekowi, który nigdy w życiu nie musiał się zastanawiać nad kosztem żadnej rzeczy. Poza tym również po raz pierwszy, zdarzyło się, że znalazł się w miejscowości, koło której kupił nieruchomość. Zwykle trzymał się z dala od ludzi. Kiedy poprzednio przejeżdżał przez miasteczko, nawet nie zwolnił. Zauważył jedynie duży warsztat, supermarket, kościół i pub z krzykliwym szyldem, jakby aspirował do bycia czymś więcej niż tylko lokalnym miejscem spotkań przy piwie.
Ruy z reguły nie planował poznawania żadnych sąsiadów, bo wyłącznie w ten sposób mógł zagwarantować sobie anonimowość, swój największy skarb.
W sali widowiskowej nie było już miejsc siedzących, co doskonale mu odpowiadało, gdyż przy wzroście ponad metr dziewięćdziesiąt widział wszystko idealnie, stojąc oparty o tylną ścianę. Zresztą na razie niewielka scena była pogrążona w ciemnościach, a zza kurtyny sączyły się dziwaczne, proste, przypominające prymitywną perkusję rytmiczne dźwięki, które musiały chyba być inspirowane filozofią New Age. Ruy, zakochany w klasycznych balladach rockowych, skrzywił się odruchowo.
Nagle delikatne światło reflektora padło na postać młodej kobiety klęczącej na scenie z pochyloną głową. Muzyka nabrała tempa, a kobieta zaczęła się powoli prostować, a potem podnosić.
Rozwija się jak kwiat – pomyślał, nie wiadomo czemu. Zauroczyła go. I jako mężczyznę, i jako artystę. Wiedział już, że musi ją poznać i… namalować.
Tymczasem tajemnicza „ona”, gdy się podniosła, zaczęła tańczyć. Był to niewątpliwie taniec nowoczesny, o którym nie miał pojęcia, ale tancerka okazała się elastyczna jak guma, dziewczęco niewinna i jednocześnie niesamowicie zmysłowa, przez co całkiem zapomniał, że przyjechał tu popatrzeć na występ dzieci.
– To nasza lokalna piękność – skomentował stojący obok Ruya mężczyzna, który prawdopodobnie zauważył jego zafascynowane spojrzenie.
– Kto to? – zapytał go Ruy.
– Suzy Madderton, córka właściciela pubu. Niestety już nie do wzięcia, gdyby to pana interesowało…
– Wydają ją wkrótce za mąż. I to nie za takiego młodego jak ty, ale za starego… – westchnął inny nieznajomy, stojący z drugiej strony. – Za lokalnego biznesmena, który kupił sobie połowę tutejszej wioski… Naprawdę szkoda mi dziewczyny…
Ruy nie widział dotąd jej twarzy, bo tańczyła jakby w tle, w cieniu, poza blaskiem reflektorów – może taki był zamysł choreografa? Tylko że to ona, o ironio, zdawała się stanowić centrum występu. Jeśli chodzi o komentarze, które usłyszał, nie zareagował w żaden sposób: był zbyt cyniczny, by dziwiło go, że młoda, piękna kobieta wychodzi za mąż dla pieniędzy. Marzył wyłącznie o tym, by zgodziła się mu pozować. I to bardzo chętnie za duże pieniądze. Absolutnie poza tym nie zamierzał jej dotknąć nawet palcem.
Seks nie stanowił dlań najmniejszego problemu, bo miał go, kiedy tylko chciał. Nie przeszkadzały mu także długie przerwy, bo zaangażowanie, czy związki emocjonalne z partnerkami, nie wchodziły w grę. Miłość postrzegał jako klątwę ze względu na to, czego doświadczył w przeszłości. Klątwę szczególną, bo łamiącą życie nawet porządnym ludziom, i wyjątkowo zwodniczą, gdyż wszyscy sami za nią gonią.
W końcu postanowił skoncentrować się na tańczących siostrzenicach – pierwotnym celu niespodziewanej wycieczki. Podczas gdy Lucia poruszała się po scenie jak zwiewna nimfa, mała Lola każdym ruchem przypominała nieporadne słoniątko. Ze smutnym uśmiechem pomyślał, że gdyby nie należało się najpierw ożenić, to chętnie miałby własne dziecko.

– I znów podniosłaś ciśnienie paru ojcom na widowni! – przekomarzała się z Suzy Kiara, organizatorka koncertu.
– Nonsens! Patrzą tylko na swoje dzieci – burknęła pod nosem adresatka komplementu, wystarczająco zmęczona swoją obecną sytuacją.
Nie zamierzała jednak użalać się nad sobą, bo przecież sama podjęła taką decyzję, kiedy postanowiła uratować tatę. Człowieka, który kochał ją za dwoje rodziców, odkąd mama zginęła w wypadku samochodowym, gdy Suzy była bardzo mała. Roger Madderton, wspaniały jako ojciec, na co dzień nie potrafił być ani podejrzliwy, ani przewidujący. Pewnie dlatego łatwo dał się złapać w pułapkę finansową Percy’emu Brentonowi, po czym nie mógł już uniknąć daleko idących konsekwencji dla siebie i córki.
W rezultacie Suzy miała do wyboru poślubić Brentona lub patrzeć spokojnie, jak ojciec bankrutuje, nie całkiem z własnej winy, tracąc ich dom i biznes. Dlatego właśnie za niespełna czterdzieści osiem godzin spodziewała się zostać żoną Percy’ego, a następnie udać się z nim w podróż poślubną na Barbados, o czym bała się nawet pomyśleć.

Tymczasem ludzie zaczęli się powoli rozchodzić po zakończonym koncercie. Suzy także zeszła szybko ze sceny i wtedy zobaczyła biegnące w jej stronę Lolę i Lucię, dwie słodkie dziewczynki, siedmiolatkę i czterolatkę, które raz w tygodniu uczyła tańca. Choć śpieszyła się, by wyjść przed pojawieniem się w środku Percy’ego, nie potrafiła sobie odmówić krótkiej pogawędki z uczennicami. Po chwili jednak zdała sobie sprawę, że zamiast patrzeć na nie, wpatruje się w towarzyszącego im mężczyznę, wysokiego, śniadego, ciemnowłosego nieznajomego o niezwykle przystojnej twarzy i ujmującym spojrzeniu, wyglądającego jak kobiecy ideał męskiej urody.

Naprawdę nie wystarczało nazwać jej lokalną pięknością.
Suzy Madderton dosłownie promieniowała niezwykłą siłą i nieziemską energią. Dodać do tego długie kręcone włosy o kolorze miedzi, porcelanową cerę i jaskrawozielone oczy, i Ruy musiał niechętnie przyznać, że nie umie oderwać od niej wzroku. A w towarzystwie kobiet robiących na nim wrażenie zawsze czuł się bardzo nieswojo.
– Tio Ruy! Tio Ruy! – wykrzykiwała Lola – Nasz Tio Ruy!
– Brat ich mamy, ich wujek – przedstawił się z ociąganiem.
Jego czarne jak węgiel oczy zauroczyły ją, lecz wyczuła w spojrzeniu jakby tendencję do wywyższania się, może szyderstwo. Automatycznie popatrzyła na niego z wrogością.
– Dziękuję za tłumaczenie, ale moja matka była Hiszpanką, więc kojarzę trochę podstawowych słów – wymamrotała.
Naprawdę było ich bardzo niewiele, biorąc pod uwagę, przez ile lat zapisywała się na kursy hiszpańskiego. Jednak bez możliwości prawdziwych konwersacji na co dzień nie wierzyła już, że kiedykolwiek zdoła spełnić swe wielkie marzenie i nauczyć się płynnie mówić w ojczystym języku mamy.
Suzy jawiła się Ruyowi jako niesamowite wyzwanie i obudziła w nim niespodziewanie gorącą krew południowych przodków. Przypominała z pozoru nieczynny wulkan, przez co z pewnością nie pasowałaby mu w sypialni, gdzie wolał kobiety schludne i uległe, niewywołujące zbędnego zamętu, ale nie oznaczało to, że nie chciał, by mu pozowała. Przecież ze swoją poprzednią modelką nie rozmawiał prawie wcale, a zyskała światową sławę dzięki zeszłorocznej wystawie jego portretów kobiecych, sprzedających się za miliony funtów. Odkąd dawno temu przez nadmiar emocji dał się jednorazowo zaangażować w kryzys rodzinny, unikał jak ognia podobnych sytuacji we wszystkich aspektach swego życia.

Dla Suzy Ruy mówił po hiszpańsku o wiele za szybko, więc mogła swobodnie zrozumieć tylko niektóre rzeczy. Niewątpliwie chciał, żeby pozowała mu za pieniądze. Ona? Nie wierzyła własnym uszom i dziwiła się, że mama dziewczynek nigdy nie wspomniała ani słowem, że jej brat jest malarzem i że zamieszkał z nimi.
– Niech mi pani poda swoje warunki – powiedział w końcu wyraźnie po angielsku, jakby chcąc mieć pewność, że zostanie dobrze zrozumiany. – To zajmie tylko kilka tygodni.
Dokładnie w tym momencie Suzy poczuła na ramionach ciężar masywnej ręki… Oto pojawił się Percy!
– Jakie znów warunki? – wykrzyknął natychmiast.
– Zapytałem właśnie pannę Madderton, czy zgodziłaby się mi pozować… Ruy Rivera. – Ruy uprzejmie przedstawił się Percy’emu, używając nazwiska siostry przyrodniej, aby zachować anonimowość. Zawsze tak postępował, gdy przestawiał się jako malarz.
– Ależ, panie Rivera! To absolutnie wykluczone! Pojutrze Suzy wychodzi za mnie za mąż!

– Mogłeś być dla niego bardziej uprzejmy. Przecież mnie nie obraził – powiedziała ze wstydem Suzy, kiedy znaleźli się sami na zewnątrz, po tym jak Percy, nie zważając na nikogo ani niczyje kąśliwe uwagi, wyprowadził ją z domu kultury niczym jakiś tyran.
– Tylko mi nie mów, jak mam się zachowywać! Poza tym czas już skończyć z tym absurdalnym tańczeniem! Nie pozwolę, by moja żona wyginała się przed obcymi na scenie jak striptizerka!
Blada i roztrzęsiona ze złości i zimna, odsunęła się od niego.
– Niczego złego nie zrobiłam! Czemu jesteś taki wściekły?!
– Nie rób scen, Suzy. Wsiadaj do auta! Pojedziemy do mnie do domu i zjemy kolację.
– Przykro mi, ale jestem zmęczona. Poza tym, jak sam wspomniałeś, nasz ślub już pojutrze, więc mam co robić. Wracam do siebie. Do zobaczenia… – skłamała błyskawicznie, patrząc z niechęcią na jego zaczerwienioną z wściekłości twarz.
„Kolacja” w języku Percy’ego najprawdopodobniej miała oznaczać próbę dobierania się do niej. Parę miesięcy wcześniej Percy przyjął do wiadomości, że ich małżeństwo będzie małżeństwem jedynie na papierze. Nie wiedziała, czy zamierzał teraz zmusić ją do zmiany decyzji, jednak nie uśmiechało jej się wcale siedzenie z nim na kanapie i ryzykowanie rozmów na ten temat, zwłaszcza po tym, jak się właśnie zachował po koncercie…
– Suzy! – Z ulgą usłyszała za plecami jak zawsze miły i ciepły głos swego ojca.
– Witaj, Roger… – Percy cofnął się i zmusił do grzecznościowego uśmiechu.
– Tatko… skąd się tu wziąłeś?
– Wpadłem na chwilę popatrzeć, jak tańczysz. Wiesz, że nie przegapiłbym żadnej okazji.
– A kto się zajmuje pubem?
– Zostawiłem tam na straży starego Morgana.

Po jakimś czasie, kiedy szli już sami w stronę pubu, ojciec zapytał nagle:
– Czy między tobą i Percym wszystko się dobrze układa?
– Tak… – odparła ostrożnie, lecz wyraźnie zmarkotniała. – A dlaczego pytasz?
– Bo widzisz… z daleka wyglądało, że się kłócicie – przyznał zatroskany. – Pewnie jestem śmieszny, ale przez chwilę szczerze się obawiałem, że on cię może nawet uderzyć!
Słysząc to, zbladła, lecz weszli akurat do rozgrzanego ogniem z kominka wnętrza pubu, więc od razu odzyskała kolory.
– Tak, to śmieszne – odparła zdecydowanie. – Percy nie zrobiłby niczego takiego.
– Wyglądał też, jakby pił, i musi pić w domu lub w swoim hotelu, bo tutaj w pubie nie pije – zauważył z niepokojem. – Jesteś przekonana co do tego ślubu?
– Owszem i nie mogę się już doczekać, kiedy zobaczę Barbados! – wykrzyknęła impulsywnie, mając nadzieję, że odciągnie go w ten sposób na dobre od tematu.
Madderton westchnął ponuro i odgarnął jej z czoła zbłąkany kosmyk rudych włosów.
– Nie wydaje mi się to w porządku… jestem mu winien duże pieniądze, ty za niego wychodzisz, on mówi, że nie muszę teraz niczego spłacać, jakby to było nic, a słynie przecież z tego, że trzyma każdy grosz!
– Cóż, Percy ma rację, że najlepiej, jak długi zostają w rodzinie. Po ślubie wszystko będzie bardziej normalne.
– Ale ja i tak uważam, że on jest po prostu dla ciebie za stary. Ma prawie tyle lat co ja, na litość boską! A przecież nie uganiam się za kobietami w twoim wieku.
– Każdy człowiek jest inny, tato. Percy zapewni mi dobre życie…
Ojciec skrzywił się niemiłosiernie.
– Jeśli to ja ci wpoiłem, że „dobre życie” oznacza duży dom i zagraniczne wakacje, musiałem się gdzieś po drodze pogubić.
– Oj, tatko… – Suzy wolała już przytulić ojca niż częstować go kolejnymi kłamstwami. – Przestań się wygłupiać, jesteś najlepszym samotnym ojcem, jakiego mogłaby sobie wymarzyć każda córka!
– Przepraszam… bo wiesz, jedyne, czego pragnę, to widzieć cię szczęśliwą, a nie jestem przekonany, czy Percy może do tego doprowadzić.
– Kiedyś w końcu się przekonasz!

 

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel