Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Wyobraź sobie raj / Powtórzmy tamten wieczór
Zajrzyj do książki

Wyobraź sobie raj / Powtórzmy tamten wieczór

ImprintHarlequin
Liczba stron320
ISBN978-83-8342-007-3
Wysokość170
Szerokość107
EAN9788383420073
Tytuł oryginalnySecret Lives After HoursSnowed in Secrets
TłumaczKatarzyna CiążyńskaJulita Mirska
Język oryginałuangielski
Data premiery2023-11-02
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Wyobraź sobie raj" oraz "Powtórzmy tamten wieczór", dwa nowe romanse Harlequin z cyklu HQN GORĄCY ROMANS DUO.

Co takiego ma w sobie playboy, że szaleją za nim nawet rozsądne kobiety? Mason Kane bezwstydnie unikał pracy, korzystał z przywilejów, miał liczne kochanki. Charlotte, która pracowała w firmie jako asystentka, była rozsądna, ale świat Masona ją intrygował i pragnęła go poznać. Gdy Mason zaprosił ją na Lazurowe Wybrzeże z nim jako przewodnikiem, nie oponowała. Bała się tylko, że ulegnie jego urokowi, bo o seksie z nim fantazjowała niezliczone noce...

„Była na nim skupiona, pochłaniał wszystkie jej myśli i emocje. Żaden mężczyzna do tego stopnia nie pozbawił jej kontroli i nie dał takiej władzy. Nie naciskał na nią, czekał na jej zgodę, na to, by wykonała pierwszy ruch, a jednocześnie patrzył na nią z zachwytem, sprawiał, że czuła się seksowna i pożądana…”.

 

Fragment książki

 

Mason Kane nic nie mógł na to poradzić.
Co prawda niezbyt się starał.
Siedział w sali konferencyjnej na dwudziestym czwartym piętrze, skąd rozciągał się widok na centrum Filadelfii. Zebranie kierownictwa firmy ciągnęło się w nieskończoność, więc szukając czegoś, co odwróciłoby jego uwagę od nudnych rozmów, znalazł zniewalający obiekt, któremu nie mógł się oprzeć.
Charlotte Westbrook, asystentka ojca.
Celowo zajął miejsce naprzeciwko niej przy stole, który był dłuższy i szerszy niż wiele basenów, a jego powierzchnia była równie lśniąca. Przyłapał ją na tym, że rzucała mu ukradkowe spojrzenia.
Jej lekko obsypane piegami policzki przybrały barwę różowej waty cukrowej. Tętno Masona przyspieszyło.
Włosy miała w kolorze dobrego cabernet. Oczy o barwie belgijskiej czekolady. Skórę w odcieniu śmietany i brzoskwini. Już samo to wystarczyło, by czasami, korzystając z okazji, podziwiał ją przez szklaną ścianę swojego gabinetu. Teraz miał dodatkową motywację.
Parę miesięcy wcześniej usłyszał od Arlie Banks – od niedawna zaręczonej z jego bratem Samuelem – słowa, których od tamtej pory nie mógł zapomnieć.
Dowiedział się, że Charlotte się w nim podkochuje.
Z początku wydało mu się to idiotyczne. O ile pamiętał, unikała nawet kontaktu wzrokowego. Arlie upierała się, że to jest główna oznaka zadurzenia u nieśmiałych kobiet.
Cóż, nieśmiałe kobiety nie były w jego typie. Lubił takie, które wiedzą, czego chcą. Których największym pragnieniem jest oprzeć czerwone podeszwy butów od Louboutine’a na beżowym suficie jego aston martina.
Ale nieśmiałe kobiety? Nie znał się na tym. Uwaga Arlie zbiła go z tropu. Charlotte nigdy z własnej woli nie powiedziała do niego więcej niż pięć słów z rzędu.
W końcu zaczął się jej przyglądać. A im dłużej patrzył, tym więcej zauważał. Jak się prostowała, ilekroć mijał jej biurko. Jak na ułamek sekundy, nim wróciła spojrzeniem do monitora, podnosiła wzrok i patrzyła mu w oczy zza szkieł z antyrefleksem. Jak nerwowo próbowała poprawić idealny kok na karku. Gdy już wiedział, czego szukać, nauczył się wywoływać jej reakcje. Z początku robił to dla zabawy.
Teraz to była gra. Lubił gry. Czasami za bardzo.
- Masonie...
Usłyszał swoje imię płynące z ust ojca, Parkera Kane’a. Brzmiało jak smagnięcie batem. Sądząc z pełnej irytacji twarzy ojca, ten właśnie zadał mu ważne pytanie i oczekiwał odpowiedzi. Ale Mason nie miał pojęcia, o co chodzi. Po krótkim dźwięku spojrzał na ekran laptopa, gdzie ujrzał pilną wiadomość z Outlooka.
CWestbrook: Neil chce wiedzieć, czemu przekroczyliśmy budżet przeznaczony na reklamę produktów FitLife.
Pełen wdzięczności zerknął na Charlotte, która wlepiała wzrok w ekran komputera, coś zawzięcie pisząc.
- Przepraszam. Niestety, wciąż czekam na wyniki instagramowej kampanii reklamowej, którą twój zespół rekomendował. Na pewno przekażę ci tę informację, gdy tylko ją otrzymam.
Na drugim końcu stołu Samuel, prezes firmy i brat bliźniak Masona, ni to zakaszlał, ni to prychnął, w każdym razie skutecznie zakomunikował, że uważa to wyjaśnienie za bzdurę. Co nie było miłe, choć do pewnego stopnia usprawiedliwione, gdyż Mason – darmozjad i samozwańczy playboy w rodzinie Kane’ów – często wykorzystywał podobną taktykę, kiedy zadano mu pytanie, do którego nie był przygotowany. Wyniki słabsze od oczekiwanych, dowód jego braku sympatii dla świata korporacji, sięgnęły szczytu po serii niedawnych wydarzeń. Jednym z nich było nastanie w firmie Neila, narzeczonego Marlowe, siostry Masona.
Neil Campbell, ciemnowłosy, z wyregulowanymi brwiami i w szytych na miarę garniturach wyglądał jak durny japiszon. Relatywnie nowy w kierownictwie firmy, natychmiast zaczął się obrzydliwie przypochlebiać Parkerowi. Mason nie miał zielonego pojęcia, co takiego widziała w nim Marlowe poza tym, że ojciec go zaakceptował, choć bez entuzjazmu.
Neil odchrząknął i nachylił się tak, by znaleźć się w polu widzenia Masona.
- Mam wrażenie, że te dane zostały opublikowane w zeszły piątek.
- To miłe z twojej strony, że zwracasz mi na to uwagę – odrzekł Mason tonem uroczego drania, nieskończenie wdzięczny, że nie ma z nimi Marlowe, która by go przejrzała. – Zaraz postaram się na nie spojrzeć.
Mason wrócił wzrokiem do laptopa i napisał krótką odpowiedź do Charlotte.
MKane: - Uratowałaś mi tyłek. Jestem twoim dłużnikiem.
Charlotte szybko wyciszyła swój komputer. Jej policzki spąsowiały. Mason się zastanowił, czy przy odpowiednim bodźcu ten kolor zalewa też jej dekolt. Tymczasem pod jego odpowiedzią pojawił się wielokropek, wskazując, że Charlotte pisze odpowiedź. Rozbawiony zorientował się, że napisała kilka linijek, po czym je usunęła i ostatecznie odpowiedziała:
CWestbrook: - Nic podobnego.
Oddałby swój zabytkowy zegarek Bulowa, by wiedzieć, co było w tych kilku linijkach.
MKane: - Mówię poważnie. Co ma być? Kawa? Bentley?
Przez jej twarz przemknął krótki uśmiech.
CWestbrook: - Naprawdę nie ma o czym mówić.
MKane: - Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
CWestbrook: - Powiem później.
Za nic nie pozwoli jej się wymigać.
Charlotte zerknęła na niego znad laptopa. Ich oczy się spotkały. Jej wargi ciut się rozchyliły, oczy błyszczały.
- Zanotowała pani to, panno Westbrook?
Kiedy na dźwięk głosu jego ojca Charlotte się wzdrygnęła, Mason nagle wpadł w złość.
- Proszę wybaczyć – powiedziała, patrząc przepraszająco w stronę szczytu stołu. – Czy mógłby pan powtórzyć?
Masona ogarnęło poczucie winy. Gdyby słuchał pilniej, mógłby jej przyjść na ratunek tak jak ona jemu.
Ojciec westchnął, a w tym westchnieniu mieściło się dużo pogardy i irytacji.
- Przenosimy spotkanie komisji nadzorującej na trzeci tydzień sierpnia.
- Tak, oczywiście – powiedziała Charlotte uprzejmie.
- Ufam, że nie zapomni pani sprawdzić połączenia, zanim wyśle pani zaproszenia z nową datą – rzekł patriarcha rodu Kane’ów z naganą w głosie.
- Tak, proszę pana. – Policzki Charlotte pokryły się czerwonymi plamami. – Z pewnością tak zrobię.
Parker Kane miał zwyczaj zapamiętywać wszystkie cudze pomyłki i przywoływać je w chwili, gdy wprawią człowieka w największe zażenowanie.
Mason wiedział o tym doskonale, choć w latach kształtowania się ich osobowości ojciec zwykle kierował słowa dezaprobaty do pracowitego Samuela. Odkąd Mason skutecznie wstawił się za bratem i nie dopuścił do wyrzucenia go z Kane Foods, gdy Samuel złamał obowiązującą w firmie zasadę zabraniającą romansów między pracownikami, ta dynamika uległa zmianie.
To prawda, skutki związku Arlie i Samuela były głośne i otarły się o skandal, ale szum szybko ucichł, kiedy apetyt żądnych sensacji ludzi znalazł kolejny cel.
Pozostała uraza ojca do syna, na którym ten coś wymusił. A urazy i niechęć Parkera Kane’a były legendarne.
Wokół stołu zaczęły się rozmowy w mniejszych grupkach, omawiano plany przyszłych spotkań i paneli dyskusyjnych. Widząc, że Charlotte siedzi przygarbiona, Mason znów zaczął do niej pisać.
MKane: - Masz chwilę po spotkaniu?
CWestbrook: - Obawiam się, że muszę wyjść wcześniej. Coś pilnego?
Powiedział sobie, że pustka, którą poczuł, nie jest rozczarowaniem.
MKane: - Nic pilnego. Innym razem?
CWestbrook: - Na pewno.
Ludzie zaczęli wstawać, zabierali swoje telefony i kubki po kawie. Charlotte też wstała, przyciskając do piersi laptop i notes. Mason patrzył na to z żalem. Miał za to szansę podziwiać dolną część jej biurowego mundurka, skromną spódnicę i buty na praktycznych obcasach.
Nosiła bluzki w różnych kolorach i wzorach, lecz dół pozostawał niezmienny. Tego dnia spódnica była szara, a bluzka jasnoniebieska w cienkie prążki. Pantofle na pasku łączyły czerń i szarość. Pospiesznie zebrał swoje rzeczy, ruszył za Charlotte do drzwi i je otworzył.
- Dziękuję – skinęła głową, a on poczuł mieszankę zapachów: kwiatowego i cytrusowego. Gdyby jej się wcześniej nie przyglądał, mógłby nie zauważyć, jak przebiegła wzrokiem jego tors. Po ojcu był szczupły i wysoki, liczył ponad metr osiemdziesiąt wzrostu. Mięśnie zawdzięczał ćwiczeniom z trenerem osobistym, a także dodatkowej aktywności.
- Nie ma za co – odparł.
Na moment się zatrzymał, pozwalając, by wyprzedziła go o kilka kroków. Odkąd od niechcenia zaczął się jej przyglądać, lubił obserwować jej chód. Poruszała się jak tancerka, posuwistym krokiem, kołysząc biodrami.
Patrząc na nią, poczuł wyrzuty sumienia. Nie dlatego, że w myślach łamał kardynalną zasadę ojca. Dlatego, że łamał swoją zasadę.
Nie wykorzystywał swojej kierowniczej pozycji w firmie, na którą nie zasłużył i której nie chciał. Mimo ogromnych wysiłków poczuł rosnące pożądanie, energię seksualną, którą od miesięcy zaniedbywał.
Musi jak najszybciej ją rozładować. Wkrótce będzie miał szansę. On także był na wieczór umówiony.
W miejscu, którego powinien unikać.

Charlotte w myśli powtarzała słowa, które ujrzała na ekranie. Widziała je oczami wyobraźni, jadąc podmiejskim pociągiem z centrum Filadelfii na parking na przedmieściach Lansdale, gdzie przez pięć dni w tygodniu zostawiała samochód. Tym słowom towarzyszył obraz twarzy Masona.
Mogła go opisać jedynie słowami, jakich często używała w powieściach, które pisała nocami i podczas skradzionych chwil w pracy. Wyrzeźbione rysy. Zmysłowe wargi. Ciemne włosy, które wyglądały jak rozwiane wiatrem, z rozjaśnionymi słońcem końcówkami. Oczy w kolorze mchu. Ciało, które widziała w kilcie właściciela ziemskiego czy w skórzanych bryczesach wikinga albo pirata.
A wyobrażała go sobie często.
Zdawało się, że Mason o tym wie. W ciągu dwóch lat, gdy pracowała jako asystentka jego ojca, często zerkała na niego. Podczas zebrań i koktajli. W hotelowych lobby i barach. Od czasu do czasu w jego gabinecie, co lubiła najbardziej. Coś w sposobie, w jaki siedział przygarbiony przy biurku, nie pasowało do eleganckiego otoczenia, a jednocześnie stanowiło ostrzeżenie dla wszystkich, którzy chcieliby zwrócić mu na to uwagę.
Najwyraźniej to koniec jej tajnych obserwacji.
Wzdrygnęła się i wsiadła do hondy civic, uruchomiła silnik, przypominając sobie szelmowski uśmiech Masona, gdy ją przyłapał, jak na niego spoglądała.
W życiu nie była tak wdzięczna, że ma powód, by wymknąć się zaraz po zebraniu, nawet jeśli naraziła się na niezadowolenie Parkera Kane’a...

 

Fragment książki

 

 - Cześć, Merle. – Sara Hawthorne uściskała owdowiałego właściciela Quiet Distil. Nie ze wszystkimi klientami Angel’s Share witała się tak serdecznie, jednak Merle Allen był nie tylko wiernym klientem, ale i przyjacielem.
Kiedy Sara i jej siostry, Elise oraz Delilah, zakładały swoją destylarnię, Merle bardzo im kibicował. Już wtedy zaklepał sobie pierwszeństwo do ich inauguracyjnej beczki dziesięcioletniego bourbona. Sara lubiła wpadać do jego baru, żeby pogadać i się odprężyć.
Właśnie tego w tej chwili potrzebowała: ucieczki od pracy i zamieszania w życiu osobistym.
- Jak się miewa moja ulubiona gorzelniczka? – Marle oparł łokieć na mahoniowej ladzie.
- Tak samo nazywasz moje siostry – powiedziała ze śmiechem Sara.
Starszy pan wzruszył ramionami.
- Co ja poradzę, że kocham was wszystkie? – Wskazał brodą na salę dla VIP-ów. – Usiądź; zaraz przyniosę coś, co pomoże ci zapomnieć o kłopotach.
- Dlaczego uważasz, że mam kłopoty?
- Jestem właścicielem baru. – Merle wszedł za ladę. – Umiem rozpoznać, kiedy ktoś ma złamane serce. No idź, usiądź.
Sara ruszyła na koniec baru. Każda sala miała inny wystrój, ale jej najbardziej odpowiadał przytulny White Dog Room. Nazwa odnosiła się do surowego destylatu nie starzonego w beczce.
W Rye Room oraz Mash Room niemal wszystkie miejsca były zajęte, głównie przez pary. Sara znów poczuła ukłucie w sercu. Oprócz bólu poczuła też wyrzuty sumienia. Bo przecież cieszyła się szczęściem swoich sióstr. Obie znalazły miłość życia: Elise z nowo poślubionym mężem Antoniem była w podróży poślubnej na Fidżi, a Delilah, której małżeństwo jeszcze niedawno wisiało na włosku, pogodziła się z Camdenem.
Sara nie zazdrościła siostrom. Zazdrość nie leżała w jej naturze, poza tym wiedziała, że prędzej czy później też się zakocha. Trzeba uzbroić się w cierpliwość i spokojnie czekać; kiedyś nadjedzie przysłowiowy rycerz w lśniącej zbroi. Oczywiście nie potrzebowała, by ktoś ratował ją z opresji, ale chętnie miałaby ramię, na którym czasem mogłaby się wesprzeć.
Marzyła o tym, by trzymać się z ukochanym za ręce i przytulać do niego na kanapie; chciała, by pocałował ją w czoło lub skroń, a w środku dnia przysłał esemesa treści „Kocham cię”.
Otworzyła stare dębowe drzwi prowadzące do White Dog Room. Spodziewała się takiego samego tłoku jak w innych salach, ale tylko jedna skórzana kanapa była zajęta.
Westchnęła z ulgą. Musiała zebrać myśli i ma moment odpocząć od życia. Przygotowanie na zamku ślubu Elise i Antonia kosztowało ją sporo wysiłku, ale wszystko wypadło idealnie.
Czyli zamek jako miejsce ślubów i innych imprez sprawdził się znakomicie; siostry mogły śmiało rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu zawodowym.
Destylarnię Angel’s Share założyły dwanaście lat temu w starym opuszczonym zamku położonym na wzgórzach w Benton Springs w stanie Kentucky.
Wiedziały, że dzięki historycznej lokalizacji ich destylarnia będzie odstawała od innych. Poza tym jako jedyna w kraju miała być zarządzana przez kobiety. Zależało im na zdobyciu przewagi w tym zdecydowanie męskim fachu; tylko wtedy mogły osiągnąć sukces.
Sara skierowała się na tył sali, jak najdalej od pary na kanapie. I nagle kolana się pod nią ugięły.
Nigdy dotąd nie doświadczyła tak niepohamowanego pożądania. Widok mężczyzny na pobliskiej kanapie dosłownie ją poraził. Przystojny szatyn o policzkach ocienionych zarostem, ubrany w czarne spodnie, białą koszulę i czarną kamizelkę wyglądał jak gwiazdor filmowy z lat trzydziestych. Emanował elegancją oraz pewnością siebie.
Ratunku, pomyślała i szybko odwróciła wzrok. Pomijając wszystko inne, tak atrakcyjny mężczyzna nie spędzałby samotnie sobotniego wieczoru; przypuszczalnie jego partnerka wyszła na moment do łazienki. W tej sytuacji Sara postanowiła usiąść w innym miejscu niż zwykle.
- Dlaczego stoisz?
Obróciwszy się, ujrzała Merle’a z niedużą deską serów, owoców i orzechów oraz drugą z czterema kieliszkami do degustacji bourbona. Uśmiechając się, Sara wyciągnęła rękę po tacę.
- O nie, kochana. – Merle się cofnął. – Powiedz, gdzie zamierzasz usiąść, a ja ci tam wszystko zaniosę.
Powiodła spojrzeniem po przestronnej sali, instynktownie zatrzymując wzrok na szatynie. I znów zalała ją fala pożądania. No, no, no, tego się nie spodziewała.
Mężczyzna napotkał jej spojrzenie i uśmiechnął się. Może jednak przyszedł tu sam? Ale jak to możliwe? Tak przystojny facet…
Nie odrywając od niej oczu, wstał. Sara wyprostowała plecy, uniosła brodę.
- Może tam? – Skinęła w stronę stolika nieznajomego.
- Znasz gościa? – spytał Merle.
Nie, ale zaraz poznam.
Tajemniczy nieznajomy podszedł do niej, po czym zwrócił się do Merle’a:
- Można prosić o jeszcze jedną szklaneczkę dziesięcioletniego bourbona z Angel’s Share?
Nie tylko był przystojny, nie tylko pił bourbona z jej destylarni, ale na dodatek głos miał niski, uwodzicielski. Nic dziwnego, że nie mogła się facetowi oprzeć.
- Oczywiście, proszę pana.
- Ja to wezmę – powiedziała Sara, zabierając Merle’owi tacę oraz deskę z serami.
- Daj znać, gdybyś czegokolwiek więcej potrzebowała. – Skinąwszy głową do nieznajomego, Merle przeszedł do pary na drugim końcu sali.
Sara popatrzyła na obcego i się uśmiechnęła.
- Zje pan ze mną?
Mężczyzna uniósł brwi.
- Faktycznie, sporo tu frykasów.
- Merle to człowiek do rany przyłóż. Troszczy się o mnie jak mało kto.
Oboje skierowali się do stolika, przy którym wcześniej nieznajomy siedział. Kiedy Sara wszystko ustawiła, mężczyzna sięgnął po leżący na kanapie telefon i schował go do kieszeni.
- Proszę. – Wskazał miejsce na kanapie. – Czyli dobrze pani zna pani właściciela tego przybytku?
Sara usiadła, zostawiając sporą przestrzeń między sobą a nieznajomym. Owszem, facet jej się podobał, ale był kimś obcym. I chociaż pragnęła znaleźć miłość życiu, nie bardzo wierzyła, że znajdzie ją w barze.
- Można tak powiedzieć – odrzekła, wyciągając rękę. – Jestem Jane. – W ostatniej chwili postanowiła przedstawić się swoim drugim imieniem.
Uśmiechając się, mężczyzna ujął jej dłoń. Nie spuszczał oczu z jej twarzy.
- A do mnie możesz mówić Parker.
Wysunęła rękę, zanim zatraciła się w jego spojrzeniu, niskim zmysłowym głosie i dotyku. Ciekawe, kim on jest. W jaki sposób zarabia na życie? Czy pracuje w agencji nieruchomości? Może jest architektem? Lub prowadzi jakiś biznes?
Przechyliwszy głowę, zmrużyła oczy.
- Ale to nie jest twoje prawdziwe imię?
- Może jest, a może nie.
Chciał pozostać tajemniczy? Okej.
Pojawił się kelner z zamówionym przez Parkera trunkiem. Sara umościła się wygodnie na kanapie. Nie miała się czego obawiać: znajdowali się w miejscu publicznym, rozmawiali, czuła się dobrze i swobodnie.
Kelner postawił szklankę na stoliku i cofnął się krok.
- Czy jeszcze czegoś państwo sobie życzą?
Nie odrywając wzroku od Parkera, Sara potrząsnęła przecząco głową.
- Nie, dziękujemy – odparł Parker.
Kiedy po chwili zostali sami, Sara sięgnęła po pierwszy z czterech kieliszków degustacyjnych, jakie Merle dla niej przygotował. Zawsze dawał jej różne trunki do spróbowania. Jako współwłaścicielka Angel’s Share uważała, że powinna być na bieżąco z produkcją konkurencyjnych destylarni.
- Więc o czym będziemy rozmawiać? – spytała, zakręcając kieliszkiem. – O naszej pracy? O ulubionych kolorach?
Parker się zaśmiał.
- Wolałbym się dowiedzieć, co tu robisz sama jedna. Sprawiasz wrażenie, jakbyś uginała się pod ciężarem problemów.
Obcy człowiek widzi, że coś ją dręczy? Musi wyglądać naprawdę koszmarnie. Nie zdziwiło jej, kiedy Merle skomentował jej wygląd, bo ją dobrze znał. Ale obcy mężczyzna? Hm, może Parker wcale nie jest biznesmenem? Może jest lekarzem albo terapeutą?
Tylko tego było jej trzeba. Rozmowa o jej życiu i problemach zepsułaby cały wieczór.
- Wyglądam, jakbym była smutna? – Przywołała na twarz swój najbardziej radosny uśmiech.
- Jakbyś nie chciała być smutna.
- Każdy ma jakieś tajemnice, a ja swoich nie lubię zdradzać.
Pokiwał głową, jakby się z nią zgadzał, a przynajmniej ją rozumiał. Przeniósł spojrzenie na zawartość szklanki. Sara uważnie mu się przypatrywała: ciemnym lekko potarganym włosom, gęstym czarnym brwiom, długim rzęsom.
Cieszyła się, że wpadła do Quiet Distil i że postanowiła przysiąść się do nieznajomego. Nie bardzo miała ochotę spędzać samotnie wieczór, więc dobrze się złożyło.
- Lubisz bourbona? – spytał, ponownie kierując na nią spojrzenie.
- Kocham ten lekko cierpki smak z wyraźnie wyczuwalnym aromatem dębowym i to, jak trunek rozgrzewa mnie od środka.
- Prawdziwy z ciebie koneser. Czym się zajmujesz?
Sara uniosła kieliszek.
- Degustacją. A ty?
- Przesiadywaniem w barach i czekaniem na seksowne dziewczyny.
- A co z nimi robisz?
Parker wzruszył ramionami.
- Odpowiem ci za kilka godzin.
A to spryciarz! Może dlatego ją tak fascynował? Atrakcyjny, tajemniczy i najwyraźniej tak samo zainteresowany nią jak ona nim. Odrobina flirtu dobrze jej zrobi. Od kilku miesięcy nie była na randce, nie miała czasu na takie przyjemności. Nie, żeby to dzisiejsze spotkanie mogła uznać za randkę, chociaż… Hm.
Rozmowa, żarty, troszkę alkoholu… Niewinna rozrywka. Tego potrzebowała. Dawniej spędzała sporo czasu z Elise i Delilah, ale odkąd jej siostry wyszły za mąż, zrozumiała, że musi inaczej zapełnić sobie wolne wieczory.
- Pracuję w szeroko pojętej rozrywce – powiedziała oględnie, nie chcąc wdawać się w szczegóły. – Staram się, żeby ludzie dobrze się bawili.
- Lubisz swoją pracę?
- Bardzo! A gdybyś był ciekaw, to moim ulubionym kolorem jest biały.
Parker zmarszczył czoło.
- Biały? Nie znam nikogo, kto by wybierał biel.
- Jestem wyjątkowa – oznajmiła skromnie Sara, wypijając łyk bourbona. – Biel to kolor niedoceniany. To kolor wszystkiego, co kocham: węglowodanów, sukni ślubnej, którą widzę oczami wyobraźni, i chmur, które przetaczają się po niebie, kiedy oddaję się marzeniom.
Parker wybuchnął śmiechem. Poczuła, jak przenika ją dreszcz. Przestraszyła się. Co innego rozmowa, flirt czy przekomarzanki, ale gdy ciało reaguje dreszczem, to poważna sprawa. Powinna przyhamować. Poznała faceta zaledwie dwadzieścia minut temu. To, że jest elegancko ubrany, przystojny i ładnie pachnie, nie oznacza, że cokolwiek wyniknie z ich spotkania, ale…
Hm, ciekawe, na jak długo przyjechał do Benton Springs? Bo nie miałaby nic przeciwko temu, żeby znów się z nim spotkać. W głębi serca wiedziała, że gdzieś jest jej wymarzony mężczyzna. Że kiedy go zobaczy, natychmiast się w nim zakocha. Wystarczy uzbroić się w cierpliwość i czekać; ten dzień nadejdzie.
Ale nim to nastąpi, wolno jej umilać sobie życie przypadkowymi spotkaniami, takimi jak to dzisiejsze.
- Ciekawe z tą bielą – rzekł Parker. – A co do szeroko pojętej rozrywki, zgaduję, że pracujesz przy organizowaniu ślubów. Bo skoro wspomniałaś o sukni ślubnej…
- Parę dni temu odbył się jeden, który pomogłam zorganizować.
Miała na myśli ślub Elise. Chciała, by ten dzień każdemu zapadł głęboko w pamięć. Dzięki jej poświęceniu i zaangażowaniu uroczystość przebiegła bez zakłóceń. Teraz siostry mogły śmiało dopisać organizowanie wesel do listy oferowanych przez siebie usług. To również odróżniało Angel’s Share od innych destylarni.
W końcu kto by nie chciał złożyć przysięgi małżeńskiej w pięknej sali historycznego zamku?
Może kiedyś ona też tam weźmie ślub?
- Jednak sama jesteś stanu wolnego.
- Skąd wiesz, że nie mam męża?
Parker wskazał na jej ręce.
- Nosisz pierścionki, ale żaden nie zdobi palca serdecznego. Poza tym nie wydajesz mi się osobą, która zostawia męża w domu, a sama idzie do baru i rozmawia z nieznajomym.
- Może to moja sekretna namiętność?
Parker zaśmiał się.
- Punkt dla ciebie.
- A mówiąc poważnie, szanuję instytucję małżeństwa. Mam nadzieję, że kiedyś razem z mężem będę odwiedzać takie przybytki jak ten bar.
- Twój mąż będzie szczęściarzem.
Odstawiła pusty kieliszek i wzięła kolejny.
- O ile się w ogóle pojawi – mruknęła.
Oparła się plecami o kanapę i powiodła spojrzeniem po Parkerze, nawet nie próbując się z tym kryć. Podejrzewała, że mężczyzna, który dba o wygląd, musi wiedzieć, że świetnie wygląda; przypuszczalnie lubił być podziwiany.
- Ćwiczysz to przed lustrem? – spytał.
- Co?
Położył rękę na oparciu kanapy i przysunął się nieco bliżej.
- Uwodzicielskie spojrzenie.
- Tak patrzę? Uwodzicielsko?
- Myślę, że masz tego pełną świadomość – odparł. – Pytanie brzmi: co zrobisz, jeśli dam się uwieść?

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel