Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Wypijmy za miłość / Gorąca trzydziestka
Zajrzyj do książki

Wypijmy za miłość / Gorąca trzydziestka

ImprintHarlequin
Liczba stron320
ISBN978-83-8342-006-6
Wysokość170
Szerokość107
EAN9788383420066
Tytuł oryginalnyHow to Fake a Wedding DateThe Marriage Mandate
TłumaczJulita MirskaKatarzyna Ciążyńska
Język oryginałuangielski
Data premiery2023-10-04
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Wypijmy za miłość" oraz "Gorąca trzydziestka", dwa nowe romanse Harlequin z cyklu HQN GORĄCY ROMANS DUO.

Rok wcześniej Alex wywołała skandal – odwołała ślub ze znanym milionerem i oddała mu pierścionek wart fortunę. Zbliża się jednak wesele przyjaciółki i nie chce iść na przyjęcie sama. Potrzebuje faceta, który by ją adorował i przy którym mogłaby udawać zakochaną. Jej brat uznaje, że do tej roli znakomicie nadaje się jego wspólnik Ryder, bo przy nim Alex jest bezpieczna. Nie wie, że siostra już raz spędziła z Ryderem gorącą noc i nadal go pragnie...

Maddie musi wziąć ślub przed trzydziestką, by zachować firmę. Uważa żądanie nestorki rodu za bezsensowne, wybiera więc na narzeczonego najmniej odpowiedniego kandydata. Wie, że rodzina nie będzie tym wyborem zachwycona. Jack, były partner biznesowy brata Maddie, uważany jest za szpiega korporacyjnego i drania. Ale jest niesamowicie atrakcyjny i seksowny. Maddie stawia wszystko na jedną kartę i wdaje się z nim w szaleńczy romans...

 

Fragment książki

 

Alexandra Gold miała mnóstwo powodów, by unikać ślubów, bądź co bądź zaledwie czternaście miesięcy temu odwołała własny. Nie wszystko pamiętała, ale pewne obrazy stale do niej wracały: to, jak z płaczem zadzwoniła do matki; jak jechała do Hamptons, by oddać narzeczonemu pierścionek z dziesięciokaratowym brylantem; i oczywiście przezwiska – Uciekająca Panna Młoda, Szalejące Tornado, Bogata Furia – jakie nadano jej w bulwarówkach.
Tak, miała powody, by nie cierpieć ślubów i wesel. A jednak je lubiła. Były dowodem na to, że miłość i nadzieja wciąż kwitną. Nawet jeśli nie w jej życiu, to w życiu innych, choćby jej najlepszej przyjaciółki Chloe Burnett.
- Mama proponuje pływające lampiony. Jak myślisz? – spytała przez telefon przyszła panna młoda.
Alex jechała akurat na spotkanie ze swoim bratem Danielem. W sierpniu pogoda w Nowym Jorku dawała się we znaki: przez miasto przetaczała się fala upałów.
- Znakomity pomysł. Nie wiem, dlaczego sama na to nie wpadłam. – Przełączyła telefon na tryb głośnomówiący i szybko wpisała notatkę.
- Tak się zastanawiam, czy mama nie przesadza.
- To leży w ich naturze – mruknęła Alex, której matka zaszalała, planując jej ślub. Potem okazało się, że również maczała palce przy oświadczynach.
- Ojej, przepraszam! Powinnam się ugryźć w język. Nie gniewaj się.
Alex westchnęła. Jej relacje z matką nie należały do najłatwiejszych, ale to nie z jej powodu odwołała ślub.
- Chloe, wszystko w porządku.
- Na pewno? Ostatni rok był dla ciebie taki trudny, a mimo to pomagasz mi.
- Nie przejmuj się mną. Wychodzisz za mąż, tylko to się liczy.
- Nie prosiłabym cię o pomoc, ale potrafisz wszystko tak fantastycznie zorganizować!
- Dzięki, kochana. – Te zdolności Alex niewątpliwie odziedziczyła po matce, która od trzydziestu lat była jedną z najbardziej rozchwytywanych organizatorek ślubów w północno-wschodnich Stanach. Alex latami obserwowała ją przy pracy, sama jednak wyspecjalizowała się we florystyce. Tworzyła fantazyjne kompozycje kwiatowe dla hoteli, na różne imprezy i konferencje, a także na wesela.
- Masz już osobę towarzyszącą? – spytała Chloe.
- Nie.
- Wydawało mi się, że zeszłym tygodniu kogoś poznałaś.
- Ale odkrył kim, a raczej czym jestem i szybko się zmył. Tak się dzieje za każdym razem. Faceci uciekają na mój widok.
- Nie wiedzą, jaka jesteś; kierują się wyłącznie tym, co przeczytali w tabloidach.
- Nic dziwnego, że są ostrożni. Nikt nie chce znaleźć się w brukowcach.
- Podziwiam cię. Jesteś piekielnie silna.
Silna? Alex miała wrażenie, że większość czasu robi dobrą minę do złej gry.
- Dzięki.
- Przynajmniej odwołałaś ślub, zanim właściciel Little Black Book zaczął bruździć.
Konto LBB pojawiło się w mediach społecznościowych kilka miesięcy temu; anonimowy właściciel zamieszczał paskudne plotki oraz zdradzał tajemnice rodzinne osób, które Alex znała, między innymi Chloe i jej matki.
- Parker boi się, czy drań nie wśliźnie się na nasz ślub.
Narzeczony Chloe, Parker Sullivan, był agentem sportowym, którego klienta Little Black Book jako pierwszego obrał za cel ataku. Parkerowi udzieliła pomocy firma PR-owa Chloe. Parker i Chloe zakochali się, dobre imię sportowca zostało przywrócone, ale Parker oznajmił, że nie spocznie, dopóki nie zdemaskuje anonima.
- Spokojna głowa. Taylor ma zainstalowane najróżniejsze systemy bezpieczeństwa. – Taylor Klein, ich wspólna przyjaciółka, zaproponowała, aby ślub Chloe i Parkera odbył się w letniej posiadłości Kleinów w Connecticut. – Poza tym to ma być w miarę kameralna uroczystość, prawda? I zaprosiłaś dosłownie kilku przedstawicieli prasy.
- Takich, którym ufam. Musiałam, inaczej nad ogrodem Taylor krążyłyby helikoptery.
Alex przemilczała fakt, że ci zaufani przedstawiciele prasy niezbyt pochlebnie wyrażali się o niej po skandalu z odwołanym ślubem. „Biedna rozpieszczona bogaczka” pisali. Nie chciała, by się nad nią litowano. Dlatego postanowiła znaleźć partnera na ślub Chloe – przystojnego faceta, z którym mogłaby tańczyć i pokazać światu, że odmieniła swoje życie.
Samochód, którym jechała na spotkanie z bratem, zatrzymał się przed restauracją.
- Chloe, muszę kończyć. Umówiłam się z Danielem na lunch.
- To co, prosić mamę, żeby kupiła lampiony?
- Nie, ja się tym zajmę.
Pożegnawszy się z przyjaciółką, Alex wysiadła z samochodu. Brat czekał na nią tuż za drzwiami restauracji.
- Cześć, przystojniaku. – Wspięła się na palce i cmoknęła go w policzek. Ciemny zarost połaskotał ją w brodę.
- Wciąż nosisz okulary słoneczne?
- Mniejsza szansa, że mnie ktoś rozpozna i pstryknie mi zdjęcie. Dziś każdy ma przy sobie komórkę.
Podeszła do nich hostessa.
- Państwa stolik czeka.
- Świetnie, dziękujemy. – Daniel odsunął się, przepuszczając Alex przodem.
Szła przed siebie, nie patrząc na innych gości. Na szczęście minęła pora lunchu, w restauracji było dość pusto. Hostessa zatrzymała się przy narożnym stoliku. Alex usiadła tyłem do sali i zdjęła okulary.
- Życzą sobie państwo coś do picia? – Hostessa położyła na stole karty dań.
- Alex?
- Coś zimnego, z niedużą zawartością alkoholu.
- Mamy doskonałe wino różowe.
- Idealnie.
- Dla mnie to samo – poprosił Daniel, po czym wbił wzrok w siostrę. Od roku zapraszał ją na lunch, wypytywał o jej samopoczucie, następnie zdawał sprawozdanie ich rodzicom. – Mów, co u ciebie.
- Roboty mam od groma. Niby jest środek lata, ale my powoli szykujemy się do jesieni. Czeka nas sporo imprez firmowych i ślubów.
- To dobrze. – Ścisnął jej dłoń. – Chociaż wolałbym, żeby tych ślubów było mniej.
- Nie mogę wybrzydzać.
Na stole pojawiły się dwa kieliszki wina. Alex wypiła łyk. Tak, właśnie tego potrzebowała.
- Pomagasz Chloe?
- Właściwie to organizuję całą uroczystość.
- Z kim idziesz?
Alex zaczęła studiować menu, chociaż wiedziała, co zamówi: klasyczną sałatkę cobb, bez jajka, sos oddzielnie.
- Wciąż szukam partnera. Nie wiem, czy skorzystać z aplikacji randkowej, czy czekać, aż jakaś przyjaciółka mnie z kimś umówi.
- Z aplikacji? Serio? A jeśli spotkasz świra? Nie chcę, żebyś znów cierpiała.
Daniel zawsze się o nią troszczył. I do pewnego stopnia czuł się odpowiedzialny za fiasko związane z jej ślubem, bo to on przedstawił jej Henry’ego.
- Tak to się robi w dzisiejszym świecie. Dotąd nikt z przyjaciół nikogo dla mnie nie znalazł. Faceci boją się pokazywać w moim towarzystwie.
- Mam ważne spotkanie w Londynie i chciałem zostać tam przez weekend, ale mogę wrócić wcześniej i…
Otworzyła usta, by zaprotestować, ale akurat podszedł kelner, żeby przyjąć zamówienie. Poczekała, aż odejdzie.
- Kocham cię, ale nie, dziękuję. Miałabym iść z własnym bratem? Nie gniewaj się, ale już wolę sama.
Daniel odchylił się na krześle i ściągnął brwi.
- Potrzebujesz kogoś, kto cię zna. Kogoś, komu ufasz. I komu ja mogę zaufać – rzekł i nagle rozpogodził się. – Wiem! Ryder! On się idealnie nadaje.
- Ryder Carson? Chyba żartujesz. Na pewno nie poszedłby ze mną na żaden ślub. – Roześmiawszy się nerwowo, Alex opróżniła kieliszek. Dlaczego serce biło jej tak szybko?
- Dlaczego tak uważasz?
Bo mam do Rydera słabość. Bo jest facetem, którego pragnę od ponad dekady. Bo jest twoim najlepszym przyjacielem i partnerem biznesowym. Bo pięć miesięcy temu się z nim przespałam.
- Nie wiem. Po prostu nie sądzę, żeby mu się chciało.
- Spytajmy go. – Daniel ścisnął jej dłoń. – O Chryste, coś sobie przypomniałem! Ryder naprawdę byłby idealny!
- Przestań. Nie wiem, po co się tak upierasz.
- Już ci mówię. Nasza firma próbuje nawiązać kontakt z Geoffreyem Burnettem, wujem Chloe, który, jak sądzę, będzie na ślubie. Ryder miałby okazję z nim pogadać i namówić go na spotkanie z nami. Może zdołalibyśmy przedstawić mu swój projekt i zawrzeć umowę?
A ona miałaby okazję znów się z Ryderem przespać. Skrzywiła się w duchu. Nie, ten pomysł jej się nie podobał. Nie zniosłaby kolejnego upokorzenia. Ryder zranił jej uczucia, kiedy po wspaniałym seksie wymknął się w środku nocy. Być tak potraktowaną przez mężczyznę, do którego od lat wzdycha? Chyba nie ma nic gorszego.
- Chcesz do spraw biznesowych wykorzystać własną siostrę?
- Gdyby nasza firma architektoniczna pozyskała takiego klienta jak Geoffrey Burnett, bylibyśmy ustawieni na lata – oznajmił Daniel. – Moglibyśmy kupić większe biuro, zatrudnić więcej osób i wyprzedzić konkurencję. – Spojrzenie mu złagodniało. – Ale chodzi mi też o ciebie. Ufam Ryderowi; wiem, że cię nie skrzywdzi i że nie będzie cię podrywał.
Hm. Brat mylił się co do kumpla.
- Co powiedziałaś?
- Nic. Ale uważam pomysł za idiotyczny.
- Myślałem, że lubisz Rydera. Bo lubisz, prawda?
Alex zacisnęła powieki. Miała nadzieję, że nie pójdzie do piekła za okłamanie brata.
- Jest w porządku.

Ryder Carson siedział przy biurku, usiłując się skupić na planach architektonicznych przedstawiających kompleks biurowy na Long Island. Zwykle tego typu rzeczy nie sprawiały mu problemów, ale tym razem klient zażyczył sobie wprowadzenia wielu zmian. I chociaż Ryder uwielbiał wyzwania, to jednak był zły na siebie, że nie sprostał jego oczekiwaniom.
Akurat rozbolała go głowa, gdy usłyszał na korytarzu czyjś głos.
- Danielu, to głupi pomysł. Daj spokój. Muszę wracać do pracy.
Ryder wbił wzrok w drzwi. Serce zaczęło mu łomotać, ręce zwilgotniały. Głos należał do Alex Gold, siostry jego partnera biznesowego. Nie widział się z nią od marca, kiedy to poszli z sobą do łóżka. Nikomu nie mówili o tym, co się wydarzyło. I słusznie, gdyż Daniel Gold był nie tylko jego partnerem biznesowym, ale również najlepszym przyjacielem. Swoją firmę Gold and Carson zbudowali na solidnych podstawach: przyjaźni i zaufaniu. Dlatego denerwował się na myśl o ujrzeniu Alex; tamtej nocy wymknął się z jej mieszkania, kiedy smacznie spała.
- To zajmie chwilę – dobiegł zza drzwi męski głos. – Puk, puk. – Daniel nacisnął klamkę. – Można ci na moment przeszkodzić?
- Jesteś sam? – spytał Ryder. Znał odpowiedź, ale potrzebował paru sekund, by przygotować się do spotkania z kobietą, która miała powody być na niego wściekła.
- Z Alex. – Daniel odsunął się, przepuszczając ją.
Weszła z wysoko uniesioną głową, ubrana w czarną sukienkę bez rękawów, która ciasno opinała jej cudowne ciało. Ryder przełknął ślinę. A on dotykał tego ciała, pieścił je. Wprost nie mógł w to uwierzyć: Alex była ukochaną siostrą jego najlepszego przyjaciela i wspólnika, umiłowaną córką człowieka, który dał im, jemu i Danielowi, pieniądze na założenie firmy. Stanowiła zakazany owoc. A on go skosztował. Delektował się nim.
- Cześć – powiedział, wstając.
- Cześć. – Usiadła naprzeciwko biurka, założyła nogę na nogę, eksponując zgrabne opalone łydki oraz szczupłe kostki, i przywołała na twarz uśmiech. Oczy jej lśniły.
To nie była słodka niewinna Alex, którą znał. Nigdy dotąd nie patrzyła na niego tak, jakby chciała go rozszarpać.
- Miło cię widzieć, Alex. Co cię tu sprowadza? – spytał, próbując się wziąć w garść.
Zamiast niej odpowiedział Daniel.
- Słuchaj, wiem, jak możemy rozwiązać nasz problem z Geoffreyem Burnettem, a przy okazji pomóc Alex.
Alex pokręciła głową.
- To kretyński pomysł. Zaraz przyznasz mi rację.
- Zamieniam się w słuch.
- No więc Alex rozpaczliwie poszukuje…
- Naprawdę, Danielu? – warknęła. – Rozpaczliwie?
- Dobra, przepraszam. Alex potrzebuje kogoś, kto by jej towarzyszył…
- Alex poszukuje, Alex potrzebuje. Zapominasz o sobie? – Zerknęła gniewnie na brata. – Sam uznałeś, że to okazja, której ty i Ryder nie możecie zmarnować.
Ryder słuchał ich zaciekawiony.
- Towarzyszył dokąd? Gdzie?
- Na ślub Chloe Burnett – odparł Daniel. – Boi się, że jak pójdzie sama, to pismaki znów się na nią rzucą.
- Nie boję się – wtrąciła Alex. – Po prostu chcę, żeby dali mi święty spokój.
- I pomyślałeś, że mógłbym jej towarzyszyć? – zdumiał się Ryder.
- To chyba logiczne, nie? Ja odpadam, bo dzień przed ślubem wylatuję do Londynu.
- Daniel zapomniał dodać, że nigdzie bym z nim nie poszła – oznajmiła Alex. – To miałoby odwrotny skutek od zamierzonego.
- Jasne – burknął Daniel. Wziął głęboki oddech i po chwili ciągnął: – Przyszło mi do głowy, że jeśli w towarzyskiej sytuacji zdołasz zamienić parę słów z Geoffreyem, to może uda nam się nawiązać z nim kontakt biznesowy. Poza tym z tobą Alex będzie bezpieczna.
- No tak, oczywiście… Bo to twoja siostra.
- Zgadza się, ty byś jej nie podrywał. Bo w przeciwnym razie bym cię zabił. To byłby koniec naszej przyjaźni. Koniec współpracy.
- Koniec, bo byłby martwy – zauważyła Alex.
Ryder popatrzył na Alex, przeniósł wzrok na Daniela i znów na Alex, co było dużym błędem, bo z trudem zdołał oderwać od niej oczy. Znali się od dawna. Lubili się i świetnie dogadywali. Nie myślał o niej w kategoriach romantycznych aż do czasu przyjęcia sylwestrowego u Daniela, kiedy o północy Alex rzuciła mu się w ramiona. Ten pocałunek zmienił wszystko. Pękła tama. Dlatego wiedział, że musi wyjść. Chwycił płaszcz i szybko uciekł z mieszkania Daniela. Zanim zrobi coś głupiego. Zanim zniszczy sobie życie.
Ale potem, w marcu, on i Alex spotkali się na imprezie charytatywnej. Tego wieczoru Daniel był nieobecny, wyjechał z miasta, Alex zaś wyglądała zjawiskowo. Była urocza, zabawna, seksowna. Nie zdołali oprzeć się pokusie: spędzili razem noc. Do dziś go to prześladowało.
- Jakie byłyby wymagania wobec mnie? – spytał.
- Chciałbym, żebyś spędził jak najwięcej czasu z Geoffreyem Burnettem – odparł Daniel, po czym spojrzał na siostrę. – Alex musi tam być na próbnej kolacji, na ślubie i na przyjęciu weselnym. Będziesz więc miał sporo okazji do pogawędek.
Nie o to Ryderowi chodziło, gdy zadał to pytanie, ale może powinien odbyć dwie rozmowy: o sprawach biznesowych z Danielem i osobistych z Alex.
- Okej, chyba dałbym radę. – Takie pogawędki o wszystkim i o niczym, jakie ludzie prowadzą na przyjęciach, strasznie go męczyły. Ale z doświadczenia wiedział, że deweloperzy uwielbiają opowiadać o swoich projektach i planach architektonicznych. Akurat te tematy jego też pasjonowały. – I chyba masz rację. To nam może dać przewagę nad konkurencją.
- Zdecydowanie tak – odrzekł Daniel.
Czyli jedna sprawa załatwiona.
- A teraz Alex. Chciałbym wiedzieć, czego ona oczekuje. – Ryder przeniósł na nią spojrzenie.
Zobaczył w jej oczach błysk. To była ta delikatna, wrażliwa kobieta, która go pociągała. Przestraszył się, a jednocześnie poczuł ukłucie w sercu. Tyle przeszła w ciągu ostatniego roku!
- No, przynajmniej ktoś mnie tu zauważył. – Posłała bratu gorzkie spojrzenie. – Dzięki, Ryder. A czego oczekuję? Żebyś przez trzy dni udawał, że mnie lubisz. Żebyś zachowywał się jak mój chłopak.
- Tylko za bardzo się nie wczuwaj w rolę – wtrącił Daniel.
- Innymi słowy, żebyś był przy mnie, ale nie zwracał na siebie przesadnej uwagi – ciągnęła Alex. – Po prostu masz trzymać mnie za rękę, uśmiechać się, zatańczyć ze mną, przynieść mi drinka.
- Widzisz? To jednak był świetny pomysł! – ucieszył się Daniel. Nagle zadzwoniła jego komórka. – Przepraszam, muszę lecieć. Resztę już sami dogadacie, prawda?

 

Fragment książki

 

- Głowa do góry, dziewczyno. – Geri, jedna z przyjaciółek Maddie Moss, uniosła kieliszek z mojito, wznosząc toast. – Kosztowne wesele Trix i Terence’a to właściwe miejsce na polowanie na faceta. Nawet się nie obejrzysz, jak znajdziesz sobie parę.
- Nie jestem w nastroju – odparła Maddie, marszcząc czoło. Patrzyła na gości uczestniczących w jednej z wielu imprez składających się na spektakularny weselny weekend. – To niegodne i desperackie. Nie w moim stylu.
- To źle, kochana – odparła Geri ze współczuciem. – Nie masz wielkiego wyboru, co? Rozejrzyj się. Co powiesz na Astona? A może Gabe czy Richie wpadną ci w oko? Hershel, Sam albo Bruce?
Maddie spoglądała na mężczyzn wymienianych przez przyjaciółkę, sącząc margaritę i kręcąc głową.
- Nie – powiedziała. – Żaden z nich.
Geri przewróciła oczami.
- Jak na kobietę, która musi znaleźć męża, jesteś bardzo wybredna. Twoja babka mówi, że masz wyjść za mąż przed trzydziestką. Do urodzin zostały ci dwa miesiące. I chodzi o ślub, nie zaręczyny. Planowanie wesela wymaga czasu, a ty jeszcze nie masz pana młodego. Zegar tyka.
- Wierz mi, jestem świadoma, że czas mija – mruknęła Maddie. – A także kar za przekroczenie terminu.
- Och, przestań narzekać. Tu jest mnóstwo wolnych facetów. W razie czego masz jeszcze szansę w przyszłym tygodniu na ślubie Avy Maddox. Ale spójrz tylko na nich, jak pysznie się prezentują. Aston jest bardzo inteligentny i odziedziczy Hollis Breweries. Gabe ma wspaniały sześciopak. Widziałaś go dziś na plaży?
- Nie mogłam nie zobaczyć, nawet gdybym chciała.
- Wszyscy są przystojni – ciągnęła Geri. – Niektórzy to prawdziwe ciacha. Sam czy Aston. Bruce dobrze się zapowiada jako prokurator okręgowy. Hershel właśnie został dyrektorem operacyjnym w jakiejś firmie elektronicznej. To niezły skład, Maddie. Miej otwarte oczy.
- Za dobrze ich znam. Aston to arogancki dupek. Byłam z nim kiedyś na kolacji, cały czas wrzeszczał do telefonu. Sam mówi wyłącznie o sporcie. Richie, jak się spotkamy, tłumaczy mi jakąś teorię matematyczną.
- Boże dopomóż – mruknęła Geri. – Tobie? Geniuszowi matematycznemu? Nikt go nie uprzedził?
- Najwyraźniej nie – odparła Maddie. – Hershell się mnie boi, co jest nudne. Gabe jest jak nadmiernie podekscytowany szczeniak, poza tym ma stale rozpiętą koszulę i odsłania ten sześciopak.
- Zostaje Bruce – powiedziała Geri. – Ambitny, dynamiczny, zawsze dostaje to, czego chce.
- I zostawia po sobie pamiątki. Hilary rzuciła go cztery miesiące temu, bo zaraziła się od niego chlamydią.
- Cóż, nikt nie jest idealny. Zaczekaj. – Geri zniżyła głos do pełnego podziwu szeptu. – Właśnie zobaczyłam uosobienie ideału. To jeden z drużbów Terrence’a, który nie dotarł na wczorajszą próbną kolację. Trix mówiła, że to jeden z dawnych przyjaciół Terrence’a, jakiś geniusz naukowy, który mieszka za granicą. Ma cudowny tyłek. Poza innymi znamienitymi atrybutami.
Maddie odwróciła się zaciekawiona.
I zamarła. Jack Daly? To on jest jednym z drużbów Terrence’a? I razem z nią znajdzie się w gronie gości?
Po dziewięciu latach był jeszcze przystojniejszy niż w jej wspomnieniach. Miał na sobie jasne luźne spodnie i lnianą białą koszulę z rozpiętym kołnierzykiem, odsłaniającym opaloną skórę. Był wysoki i szczupły. Zawsze jej się podobał jego haczykowaty nos i ciemnobrązowe oczy pod ciemnymi brwiami. Był bardziej atletycznie zbudowany niż dawniej, a jego twarz stwardniała.
Gwałtownie odwróciła głowę, gdy Jack spojrzał w jej kierunku. Geri patrzyła zdezorientowana.
- Zrobiłaś się czerwona. To przez tego przystojniaka? Mnie też na jego widok robi się gorąco.
- Znam go – przyznała Maddie.
- O mój Boże, naprawdę? – Oczy Geri zalśniły. – Przedstawisz mnie?
- Mowy nie ma. Ten facet to złe wiadomości. Wyrzuć go z głowy i zapomnij.
Geri na moment rozchyliła mocno czerwone wargi, potem pochyliła się nad stolikiem.
- Jakiś skandalik? Musisz mi wszystko opowiedzieć.
- To nie tak, Geri. Nic zabawnego, żaden pikantny skandal. To smutny, okropny, głupi skandal.
- I tak jestem ciekawa – nalegała Geri. – No dawaj.
Maddie westchnęła sfrustrowana.
- Skoro chcesz. Znasz mojego brata Caleba?
- Każda kobieta zna twojego brata – odparła Geri. – Wszystkie jesteśmy zrozpaczone, że jest już zajęty. A co z nim?
- Caleb i Jack Daly byli najlepszymi przyjaciółmi od szkoły średniej – zaczęła Maddie. – W Stanford byli też współlokatorami. Po studiach stworzyli start-up i nazwali go BioSpark. Recycling enzymatyczny. Hodowali mikroorganizmy produkujące enzymy zdolne do szybkiego rozkładania odpadów z plastiku na wysypiskach śmieci i w oceanach. Stworzyli produkt nazwany Carbon Clean.. Szykowali się do wejścia na giełdę i zarobienia kupy forsy.
- No no, więc Jack Daly ma też rozum – mruknęła Geri z aprobatą. – To niesprawiedliwe.
- To nie jest zabawne – rzekła ostro Maddie. – Jack oszukał mojego brata. Caleb nie był w stanie definitywnie udowodnić, że to Jack stał za przeciekiem do Energenu, jednego z konkurentów BioSparku, choć wszystko na to wskazuje. Jest faktem, że Jack w tajemnicy zamówił akcje Energenu za siedemset tysięcy dolarów dzień przed debiutem Energenu na giełdzie i kilka dni przed pierwszą ofertą publiczną BioSparku. BioSpark gwałtownie stracił na wartości, a Jack poszedł do więzienia.
- Och – mruknęła Geri. – A to rozczarowanie.
- Wyszedł po pół roku z powodu jakichś błędów proceduralnych, co doprowadziło Caleba do szału – ciągnęła Maddie. – To oszust. Zostaw go w spokoju.
Geri przyglądała się Jackowi z namysłem.
- Dziwne. Nie zarobiłby więcej, gdyby trzymał się swojej firmy?
- Wszyscy tak myśleliśmy, ale kto wie, co miał w głowie. Oczywiście twierdził, że został wrobiony, ale dowody przeciwko niemu były przytłaczające.
- Dziwne – powtórzyła Geri.
- Nie gap się na niego. Zwrócisz na nas jego uwagę.
- Wybacz, ale nie mogę. Więc czemu to zrobił?
- Wątpię, czy kiedyś się dowiemy. Caleb i babcia uważają, że był zazdrosny.
- O co? Czy nie stworzyli tej firmy razem jako równoprawni partnerzy? Są też równie przystojni.
- Zazdrosny o rodzinę – wyjaśniła Maddie. – Tak, ja nie znałam rodziców, Caleb i Marcus ledwie pamiętają naszą matkę, ale zawsze mieliśmy babcię i dziadka Bertrama. Nigdy nic nam nie brakowało. Jackowi przeciwnie. Jego ojciec zginął w wypadku podczas pracy, więc Jack wylądował w rodzinie zastępczej. To cud, że dobrze radził sobie w szkole. Miał świetne oceny, dostał stypendium na Stanfordzie, ale trauma z przeszłości zostawiła ślady.
- Oj, to smutne.
- Jak śmiesz mu współczuć? Oszukał Caleba, jego to naprawdę zabolało. Nigdy już nie był taki jak dawniej.
- Współczuję też Calebowi, ale jak mam nie współczuć Jackowi? To twoja wina, Mads. Tak opowiedziałaś tę historię, że się wzruszyłam.
- No to daj spokój, bo jeśli mam coś do powiedzenia, nie zbliżysz się do Jacka.
- W porządku, to zły chłopiec. – Geri przewróciła oczami. – Owszem, zachował się karygodnie. Ale to było dziewięć lat temu, tak? Spłacił dług. A skoro wszedł w biznes z Mossami, musi być piekielnie inteligentny.
- Tak, jest geniuszem. Ale to mu się nie przydało, co?
Geri oparła brodę na splecionych dłoniach, przypatrując się przyjaciółce z zaciekawieniem.
- Mówisz z taką pasją. To pokrzepiające widzieć, jak jesteś ożywiona po miesiącach kręcenia się w kółko, odkąd wyskoczyła sprawa twojego małżeństwa. Policzki ci się zaróżowiły, oczy błyszczą. To intrygujące, Mads.
- Chyba nie ma w tym nic dziwnego, że ta sprawa budzi we mnie emocje? – spytała Maddie zirytowana.
- Nie. Ale skoro ten gość jest drużbą, będziesz stała obok niego podczas ślubu. Będziecie razem na zdjęciach, które zaleją media społecznościowe.
- Caleb się wścieknie – stwierdziła ponuro Maddie. – Gdyby zobaczył Jacka, urwałby mu głowę.
- Kochana, ja widzę tu szansę. – Geri zmrużyła oczy.
- Jakim cudem? Bo ja widzę tylko wielki problem.
- Zastanów się – podjęła Geri. – Może Jack Daly pomógłby ci zmienić zdanie babki?
- O czym ty mówisz, na Boga?
- Jeszcze nie wiem – odparła Geri. – Ale ty utknęłaś, Mads. Może silne emocje, jakie wywołuje w tobie Jack, okażą się przydatne. Tak tylko rzucam, przemyśl to.
- Jestem zdumiona.
- Rozumiem. W każdym razie to może być miłe. On jest naprawdę przystojny. Nie mówię, że masz za niego wyjść. Mogłabyś go wykorzystać dla własnych egoistycznych potrzeb. Udawać, że jesteś nim zainteresowana. Śmiertelnie przerazić tym babkę. Bóg jeden wie, że na to zasłużyła.
- Poważnie sugerujesz, żebym…
- Oczywiście, kochana – odparła Geri. – Ale w każdym żarcie jest ziarno prawdy. I bądź szczera. Kiedy Caleb przyprowadzał tego Adonisa do domu na kolacje i grille, myślałaś o nim. – Przyjrzała się Maddie. – Patrzyłaś na niego z pożądaniem. Przyznaj się.
- No tak – broniła się Maddie. – Oczywiście, że się w nim durzyłam. Ale on mnie nie zauważał. Byłam młodszą siostrą z aparatem na zębach, w okularach.
- Cóż, to przeszłość. Jesteś seksowną laską. Uwielbiam tę niebieską sukienkę bez pleców.
- Dzięki. Ty też świetnie wyglądasz. W żółtym.
Geri poprawiła jasne loki.
- Daj mi tylko znać, gdybyś zdecydowała, że chcesz wykorzystać Jacka. Bo jeśli jest wolny, sama go zatrudnię.
- Ani mi się waż! Obiecaj, że tego nie zrobisz.
- No no, aż mnie dreszcz przeszedł. Mówisz z taką pasją.
- Wcale nie. – Maddie starała się nad sobą panować. – Ten facet jest toksyczny, więc proszę, nie rób tego.
- Och, słodka trucizna. – Geri oparła brodę na dłoni i spojrzała tęsknie na Jacka. – Może spróbuję?
W końcu Maddie też na niego zerknęła. Jack stał przy barze i rozmawiał z przyszłym panem młodym. Wypił łyk piwa i rozejrzał się po sali. Ich oczy się spotkały. Maddie natychmiast odwróciła wzrok, mimo to poczuła dreszcz. Dreszcz pożądania.
Co nie umknęło bystrym niebieskim oczom Geri.
- Dam ci trochę czasu na przemyślnie mojej nieprzyzwoitej sugestii, a potem zacznę robić nieprzyzwoite propozycje.
- Geri! Nie słyszałaś, co mówiłam?
- Cóż, kochanie, powiedziałabym, że jesteś zazdrosna.
- Geri, proszę, przestań – wycedziła Maddie.
- Okej, będę grzeczna. Nie martw się. Ruszaj w tłum, musisz znaleźć sobie męża. Szczęśliwego polowania.
Oczy Maddie mimowolnie powracały do Jacka.
Kłamca. Złodziej. Zdradził przyjaciół. Musiała powtarzać sobie listę jego śmiertelnych grzechów.

Jack patrzył na tę olśniewającą kobietę i wiedział, że skądś ją zna. Tylko skąd? Niebieska suknia bez pleców, kuszące krągłości. Jasnobrązowa skóra, korona z czarnych loczków i zmysłowe wargi. Jedna z najładniejszych kobiet, jakie widział. Było w niej coś znajomego, ale przecież nie zapomniałby takiej twarzy. Warg pomalowanych śliwkowym błyszczykiem. Wystarczyło, że na nią zerknął, i robiło mu się gorąco.
Nie patrzyła na niego, przeciwnie niż zmysłowa blondynka siedząca z nią przy stoliku. No ale taka ładna kobieta jak ta w niebieskiej sukni z pewnością nauczyła się unikać kontaktu wzrokowego, podobnie jak kelner w zatłoczonej restauracji. Sam był kelnerem, więc wiedział, że aby przetrwać w pełnej sali, należy patrzeć przed siebie.
Kobieta zerknęła na niego, po czym uciekła spojrzeniem w bok, gdy ją rozpoznał.
Tak, to Maddie Moss, siostra Caleba.
Wyglądała inaczej. Kiedyś też była ładna, ale on z Calebem mieli wielkie plany i na nich się skupiali, więc gdy się pojawiała, zwykle ją ignorowali. Mała Mads z aparatem i w okularach, chuda, koścista, z niewyparzoną gębą.
Cóż, do diabła. Teraz jest pięknością.
- Wszystko w porządku, stary? – Terrence, przyszły pan młody, pomachał mu ręką. – Zobaczyłeś ducha?
- Nie, ślicznotkę w jasnoniebieskiej sukience.
- No tak. – Terrence gwizdnął. – Masz dobry gust. Trix długo zastanawiała się, czy chce mieć taką atrakcyjną druhnę. Panna młoda nie chce, żeby druhny ją przyćmiły. Ale tak bardzo lubi Maddie, że postanowiła zaryzykować. Maddie jest najbardziej atrakcyjna z ich paczki. Mam się postarać, żeby szła obok ciebie w procesji? I siedziała obok ciebie na przyjęciu?
- Ona jest jedną z druhen Trix? – spytał Jack z przerażeniem.
- No… a czemu tak cię to przeraża? Myślałem, że będziesz zachwycony. Spójrz na nią. Kto by nie chciał spędzić wieczoru w jej towarzystwie?
- Pamiętasz moje problemy z Calebem Mossem?
- Jasne – odparł Terrence. – Ale wiem też, że jesteś niewinny. Co to ma z nią wspólnego?
- Doceniam twoje zaufanie – rzekł szczerze Jack. – Maddie Moss to siostra Caleba.
- O szlag. Nie wygląda na jego siostrę. Była adoptowana czy jak?
- Nie, mieli innych ojców. Ich brat Marcus też miał innego ojca. Azjatę. Ale wszyscy są Mossami. I wszyscy mnie nienawidzą.
- No cóż, kiepska sprawa. Bardzo mi przykro, że ci to zrobiliśmy. Myślisz, że ona będzie robić problemy?
- Nie wiem – odparł Jack. – Nie widziałem jej dziewięć lat, a wtedy była dzieciakiem, więc to wielka niewiadoma. Na pewno mnie poznała. Teraz udaje, że mnie nie widzi. Poproś kogoś innego, żeby został czwartym drużbą, a ja będę tylko jednym z gości i się stąd zmyję, gdyby sprawy się skomplikowały.
- Nie, do diabła – zaprotestował Terrence. – Pozwoliłem Trix urządzić wszystko zgodnie z jej wolą i masz stać obok mnie, jak będę składał przysięgę. Tylko dzięki tobie skończyłem college. To, co się stało z BioSpark, to hańba. Jeśli ta Moss zacznie nas irytować, to ona zniknie. Nie ty.
- Nie wściekaj się na nią za coś, czego jeszcze nie zrobiła – rzekł uspokajająco Jack.
- Trix daje mi znaki. Pora szykować się na przyjęcie przy ognisku. Będziesz tam?
- Tak – zapewnił Jack. – Wybacz, że nie byłem na próbnej kolacji, nie dałem rady. Nie każ czekać twojej pani.
Terrence ruszył do Trix, szczupłej rudowłosej dziewczyny z uśmiechem, który ukazywał wszystkie zęby. Była kłębkiem nerwów, ale szczęśliwym kłębkiem nerwów, a Terrence miał bzika na jej punkcie.
Jack był ogromnie wdzięczny za niedużą, ale cenną grupkę przyjaciół, którzy go nie opuścili po aferze z BioSpark. Miał później kłopoty ze znalezieniem pracy w branży. Nikt nie chciał zatrudnić osoby oskarżonej o przekazanie własności intelektualnej konkurencyjnej firmie.
To się zmieniło dopiero parę lat temu dzięki wpływom niektórych przyjaciół posiadających kontakty w zagranicznych firmach. Przez cztery minione lata pracował w Azji, na Węgrzech i w RPA. Z radością zostawił przypadkowe zajęcia i zajmował się znów biotechnologią, choć na niższym szczeblu, z mniejszym budżetem. Nauczył się być wdzięcznym. Mogło przecież ułożyć się dużo gorzej.
Zerknął na stolik, przy którym siedziała Maddie z przyjaciółką. Nadal unikała kontaktu wzrokowego.
Pewnie nic wielkiego się nie wydarzy. Zapewne będzie udawała, że on nie istnieje. Tak byłoby mądrze, a Maddie miała umysł Mossów.
Terrence nie wiedział o Maddie, ale Trix powinna wziąć to pod uwagę. Ten weekend będzie ciężki i pełen napięć.
Buu, biedactwo. Zabrzmiało to w jego głowie jak szorstki głos ojca. Wiesz, co jest ciężkie, chłopcze? Życie w więziennej celi. Przestań się nad sobą użalać. Tak, jego życie się wykoleiło. Ale żył i był wolny. Nie zgnił za kratkami. I nie ma powodu do biadolenia. Nawet jeśli jego wysiłki, by wrócić do pracy w swojej dziedzinie, nie przyniosły najlepszego skutku, da sobie radę.
Dobrze jest żyć. Koniec z ponurymi myślami, bo inaczej zamieni się w czarną dziurę i wyssie całą radosną energię ze ślubu Trix i Terrence’a. A jednak wspomnienie, że najlepszy przyjaciel i jego rodzina widzieli w nim oszusta, bolało. I to, że nie był w stanie udowodnić swojej niewinności. Ogarnęła go tak wielka frustracja, że omal nie wybuchnął.

Maddie starała się udawać, że doskonale bawi się na plaży. Postawiono tam pawilon ogrodowy. Na ognisku piekły się steki, żeberka i burgery. Stół był zastawiony sałatkami, zakąskami, koktajlami, piwem i winem.
Świadomość obecności Jacka pozbawiła ją apetytu.
Nie zbliżał się do niej, chyba jej nie zauważył. Może nie rozpoznał? Żartował i flirtował z Oksaną, olśniewającą rosyjską modelką. Trix pracowała w dużej agencji modelek, więc wiele z jej przyjaciółek było wyjątkowej urody. Oksana położyła wypielęgnowaną dłoń na jego ramieniu i ścisnęła je, by nie stracić równowagi.
Nie licz na niego, dziewczyno. On pozwoli ci upaść. I to boleśnie. Maddie miała dość, wzięła z baru ekologiczny kubek z drinkiem i ruszyła w stronę wody, by go wypić w błogosławionej samotności...

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel