Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Wyrok
Zajrzyj do książki
4.58/5.00 ( recenzje: 12 )
Liczba stron336
ISBN978-83-276-9953-4
Wysokość215
Szerokość145
EAN9788327699534
Tytuł oryginalnyThe Sentence
TłumaczAlina Patkowska
Język oryginałuangielski
Data premiery2023-11-08
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Wyrok, Christina Dalcher

Nowe prawo ma na celu wyeliminowanie orzekania kary śmierci.
Prokurator, który jej się domaga, stawia na szali własne życie, jeśli w przyszłości skazany okaże się niewinny.
Justine Boucher nie ma żadnych wątpliwości. W świetle przytłaczających dowodów w sprawie o brutalne morderstwo wnosi o wymierzenie najwyższej kary. Sąd przychyla się do jej wniosku. Wyrok zostaje wykonany.
A jeśli się myliła?
Z czasem pojawiają się dowody wskazujące na winę nowego podejrzanego. Nad Justine zawisa groźba egzekucji bez prawa do procesu.

Fascynujący thriller, będący ważnym głosem w dyskusji o karze śmierci.

Christina Dalcher jest autorką powieści VOX, Q i Femlandia, które trafiły na listę bestsellerów „Sunday Timesa”. Uzyskała doktorat z językoznawstwa teoretycznego na Uniwersytecie Georgetown. Wraz z mężem mieszka na przemian na południu Stanów Zjednoczonych i w Neapolu we Włoszech.


 

Fragment książki

 

Więzień nr 39384, cela śmierci

Gdyby nie to, że mam umrzeć, na tym ta historia by się zakończyła. Nie byłoby początku ani końca, zupełnie nic ciekawego, tylko kolejny opublikowany własnym sumptem dziennik więzienny, który sprzedawałby się o wiele gorzej niż wspomnienia lorda Jeffreya Archera z pobytów w rozmaitych miejscach odosobnienia. Moje nazwisko nie pojawiałoby się na ustach prezenterów wiadomości, rodziców i uczniów, lecz zostałoby zapomniane. Byłbym tylko numerem, rządkiem cyfr na pomarańczowym kombinezonie, nikt nie pamiętałby mojej twarzy ani imienia.
Oprócz Emily. Emily by mnie pamiętała. Jake Junior też.
Podczas jednej z ostatnich wizyt, po tym, jak spędzili prawie godzinę przy kontroli bezpieczeństwa, a Emily musiała zdjąć biustonosz z fiszbinami i zmienić swoje najlepsze buty (te z ładnymi sprzączkami, które kupiłem jej na ostatnie urodziny) na za duże kapcie bez metalowych ozdób, nie rozmawialiśmy wiele. Jake Junior, rozdrażniony tym, że jeden z kontrolerów odebrał mu cenne plastikowe wiaderko z klockami Lego, pocałował mnie szybko i zamilkł. Nienawidziłem ich za to, że zabrali mu zabawki. Tak jakbym mógł zbudować sobie wyjście ewakuacyjne z torby plastikowych klocków. Jezu słodki.
Wtedy miałem jeszcze widzenia z kontaktem bezpośrednim. Emily mnie objęła. Uścisk był przyjemny i wystarczająco długi, by mój stary silnik pod pomarańczowym poliestrem zaczął mruczeć, ale na tyle krótki, żeby w głowach strażników stojących w rogach pokoju nie zdążyły się włączyć sygnały alarmowe. Potem usiadła, patrząc na mnie spod delikatnych jak u dziecka rzęs. Tego ranka nie były pomalowane; pewnie się obawiała, że tusz mógłby się rozmazać, gdyby rozmowa przybrała zły obrót, a nawet gdyby nie.
Jake spojrzał na mój kombinezon i stwierdził, że wygląda jak strój roboczy mechanika, tylko w innym kolorze.
– Mechanicy mają niebieskie kombinezony.
Ponad szerokim stołem zmierzwiłem jego włosy, od ostatniego widzenia świeżo przystrzyżone i sterczące na czubku głowy, jakby przygniótł je podczas snu.
– Tak. Na niebieskim nie widać tak smaru i innych plam – powiedziałem.
Potem długo milczeliśmy.
Nie padały takie zdania jak:
– Kiedy wrócisz do domu?
czy
– Chłopaki w warsztacie kupią beczkę piwa i urządzą imprezę, kiedy wyjdziesz.
albo
– Nie mogę się już doczekać, kiedy wrócisz do naszego łóżka.
Takie gadanie dobre jest dla mężczyzn z Bloku C i ich rodzin. Nie dla mnie. Nie dla Emily i Jake’a.
Nasze rozmowy wyglądały inaczej:
– Do środy trzeba podpisać dokumenty dotyczące domu.
– Mama i tata przygotowali wolny pokój dla mnie i dla Jake’a Juniora.
– Marty Kray, ten, który mieszka przy naszej ulicy, kupił twojego forda. Dał mniej, niż chciałeś, ale to zawsze coś.
Same konkrety. Przygotowania do końca, który miał nadejść już wkrótce.
Starałem się nie liczyć w myślach, ile pozostało tych widzeń. Jeszcze jedno, dwa, trzy zwykłe widzenia – o ile można nazwać „zwykłym” widzeniem takie, gdy siedzi się po przeciwnych stronach szerokiego metalowego stołu pod nieustającą obserwacją trzech uzbrojonych strażników, i dozwolony jest tylko przelotny dotyk. A potem jeszcze jedno widzenie. Ostatnie. Starałem się nie zastanawiać, o czym będziemy rozmawiać – lub o czym nie będziemy rozmawiać – podczas tego ostatniego spotkania.
Te myśli zachowywałem na noce, kiedy byłem sam. Kiedy Emily nie mogła zobaczyć moich łez.
Któregoś dnia znów ich zobaczę – moją kochaną Emily z oczami, które zaglądają ci do samego dna duszy, które widzą, co jest kłamstwem, a co prawdą. Mojego małego Jake’a – choć wtedy będzie już dorosłym mężczyzną, a nie sześciolatkiem. Może będzie absolwentem college’u, może się ożeni, może zostanie gwiazdą rocka albo pisarzem. Kto może wiedzieć, dokąd zaprowadzi go życie? Nikt tego nie może wiedzieć. Ale mam cholerną nadzieję, że skończy lepiej niż jego ojciec.
Ją też zobaczę – kobietę, która napisała zakończenie mojej historii. Może wyciągnę rękę i ją odepchnę. Może jej wybaczę. To pierwsze jest bardziej prawdopodobne. Nie mogę mieć pewności, dopóki nie padnie ostatnie słowo tej opowieści. Dla niej, kiedy znów się spotkamy, będę tylko kilkoma słowami na papierze.
Ostatnio miałem dużo czasu na pisanie słów. Ale czas się kończy.
Rozdział pierwszy

Tego popołudnia, kiedy siedzę w gabinecie sędzi Petrus, po głowie krążą mi dwa słowa. Jedno z nich to „morderstwo”. Drugie to „pewność”. Mojej prawniczej duszy nie podoba się żadne z nich z osobna, a połączone brzmią jeszcze gorzej.
– No więc? – Carmela Petrus spogląda na zegarek. Bardziej przypomina stracha na wróble niż kobietę. Liczne liftingi upodobniły ją do obrazu Picassa – same ostre kąty i linie proste. Jest żywym dowodem na to, że nie można oceniać książki po okładce. W środku Petrus jest dobrą kobietą. Empatyczną. Wie, co powiem i dlaczego to powiem.
Nie tylko ona czeka. Reporterzy zaczęli się gromadzić na zewnątrz już ponad godzinę temu, a rodzina przyszła jeszcze wcześ-
niej. Właściwie nie rodzina, a dwie rodziny – kiedy usłyszą moją decyzję, jedna będzie wiwatować, a druga buczeć. Reszta publiczności zgrabnie podzieliła się na dwie grupy u stóp schodów przed gmachem sądu. Krążą dokoła z ręcznie wypisanymi tabliczkami. Połowa chce zesłać tego więźnia jak najniżej, do jakiejś zamkniętej na klucz piwnicy, z której nie ma żadnych szans uciec. Druga połowa trzyma tabliczki z napisami:

EGZEKUCJA PRAWA, A NIE LUDZI!
EGZEKUCJA TO ZALEGALIZOWANE ZABÓJSTWO!
DLACZEGO ZABIJAMY LUDZI, KTÓRZY ZABIJAJĄ LUDZI, ŻEBY POKAZAĆ, ŻE ZABIJANIE JEST ZŁEM?

Myślę, że jeśli kiedykolwiek widziałam sprawę, w której byłby nadmiar obciążających dowodów, to właśnie jest ta sprawa. I zakończy się tym, że po pięciu minutach rozważań ława przysięgłych jednogłośnie wyda wyrok skazujący. Na litość boską, oskarżona się przyznała!
Ale.
Zawsze jest jakieś „ale”. Powinno być. W umyśle prokuratora musi pojawić się ta ostatnia uporczywa wątpliwość, to pytanie, na które nie da się odpowiedzieć. Teraz jeszcze bardziej niż kiedykolwiek.
A jeśli się mylę?
Znów odzywa się Petrus, niecierpliwie, lecz bez wrogości. Wie, jaka jest stawka.
– No więc?
Słyszę, jak strumień powietrza z wentylatora pod sufitem przesuwa po biurku formularz i jego krawędź zaczyna lekko trzepotać. To jak kropka nad i postawiona przez ponury sędziowski pokój. Nie muszę patrzeć na formularz, czytać kilku zwięzłych zdań napisanych prawniczym żargonem, spoglądać na wykropkowane linie czekające na podpis i datę. Po uchwaleniu ustawy stanowej o środkach naprawczych tekst tego formularza znalazł się na pierwszych stronach wszystkich gazet w całym kraju.
Przez głowę przebiegają mi przyszłe nagłówki. Jeszcze ich nie napisano, ale może się tak zdarzyć.

badanie DNA UJAWNIA KRYTYCZNY BŁĄD
SĄD APELACYJNY Odrzuca WYROK skazujący
Pośmiertna rehabilitacja OFIARY
PROKURATOR z WIRGINII Skazana NA ŚMIERĆ

– Justine, oni czekają. – To znowu Petrus. Słyszę postukiwanie wypolerowanego paznokcia o formularz na drewnianym biurku. – Musisz zdecydować.
Wszyscy czekają. Opinia publiczna, prasa, rodzina siedemnastoletniego wyróżniającego się ucznia, którego morderstwo jest przedmiotem nadchodzącego procesu, oraz rodzina kobiety, która go zabiła. Setki studentów i nauczycieli, którzy wzięli jednodniowy urlop od codziennej rutyny za falistymi murami najbardziej prestiżowego uniwersytetu publicznego w Wirginii, żeby czekać tu na moją decyzję.
Znienawidzą mnie. Cóż, połowa z nich mnie znienawidzi. Ale nienawiść da się przetrwać. Nienawiść nie zabija. Nienawiść to nie to samo co śmiercionośny koktajl przepływający przez żyły albo prąd o napięciu dwóch tysięcy woltów, który zatrzymuje pracę serca. Albo, jeszcze gorzej, dożywotnie poczucie winy.
Biorę arkusz papieru z ręki Petrus i czytam tekst:

Ja, Justine Callaghan, główna oskarżycielka w sprawie Charlotte Thorne z oskarżenia publicznego, niniejszym wnoszę o karę śmierci. Oświadczam, że w przypadku przyszłego uniewinnienia oskarżonej sama stanę na jej miejscu, co będzie służyło jako pełne i sprawiedliwe naprawienie krzywdy zgodnie z Ustawą o środkach naprawczych z 2016 r.

Te dwa słowa wciąż krążą w moim umyśle. Wina. Pewność.
Charlotte Thorne jest winna morderstwa. Jestem tego pewna.
Rozdział drugi

Z dwoma wyjątkami – o jednym z nich nie mam ochoty myśleć – od siedmiu lat żaden prokurator w Wirginii nie domagał się kary śmierci. To drastyczny spadek w porównaniu z siedemdziesięcioma kilkoma osobami straconymi w latach dziewięćdziesiątych. Po uchwaleniu Ustawy o środkach naprawczych wszyscy przedstawiciele mojego zawodu, mężczyźni i kobiety, byli przerażeni jak cholera. Podobnie było w kilku innych politycznie podzielonych stanach – na Florydzie, w Karolinie Północnej, w Nevadzie.
Mój mąż, gdyby tu był, puchłby z dumy z mojego powodu.
Petrus chrząka.
– Nie chciałabym być na twoim miejscu, Justine. Tym razem zjedzą cię żywcem. – Przeciera oczy, milknie i jej palce przesuwają się na skronie, gdzie zaczynają zataczać kółeczka. W tej chwili Petrus nie przypomina sędzi, lecz raczej ćmę barową po ciężkim weekendzie. – Pieprzona Ustawa o środkach naprawczych. Dlaczego wszystko nie mogło zostać po staremu?
Ma na myśli stanowy zakaz wykonywania kary śmierci. I wyjątek od tego zakazu, znany jako Ustawa o środkach naprawczych.
Wirginia już od kilkudziesięciu lat nie jest jednolitym stanem, w każdym razie funkcjonalnie. Wystarczy spojrzeć na wyniki jakichkolwiek wyborów i linie podziału. Rysują się one jasno: postępowcy na północnych przedmieściach Waszyngtonu DC, w miastach uniwersyteckich Charlottesville i Williamsburg, w Richmond i na południowym wschodzie; bogobojni konserwatyści z dziada pradziada w wielu innych miejscach. Niemal równy podział pięćdziesiąt na pięćdziesiąt procent między niebieskim a czerwonym to tykająca bomba zegarowa. I zarazem to niemal idealny model całego kraju. W chwili, gdy tu stoję, dwadzieścia siedem stanów stosuje karę śmierci, pozostałe dwadzieścia trzy stany jej nie stosują. Sześćdziesiąt procent wyborców chce alternatywnej kary – na przykład dożywocia bez możliwości wcześniejszego zwolnienia – ale ponad jedna trzecia jest zadowolona z obecnego stanu rzeczy.
Nigdy nie rozumiałam tej jednej trzeciej populacji. Przypuszczam, że tylko dzięki nieznajomości niektórych twardych faktów mogą się trzymać swoich opinii jak pijany płotu. Nie wiedzą, jak często popełniane są błędy – każdego roku średnio czterech skazanych na karę śmierci zostaje uniewinnionych. Nie zdają sobie sprawy, że egzekucje nie mają żadnego wpływu na obniżenie wskaźników zabójstw. I choć krzyczą o kosztach dożywotniego utrzymywania w więzieniach wszystkich skazanych za morderstwa pierwszego stopnia, nie mają pojęcia, że jeden przypadek kary śmierci w Teksasie to koszt ponad dwóch milionów dolarów – trzy razy więcej, niż kosztuje umieszczenie kogoś w jednej celi na czterdzieści lat. Więc chcą zobaczyć człowieka na krześle. Albo na wózku. Albo w komorze gazowej.
Chodzi o emocje.
Zawsze mam ochotę zadać tym trzydziestu procentom, tym zagorzałym zwolennikom kary śmierci, bardzo proste pytanie: co poczujesz, jeśli ten człowiek na krześle, na wózku lub w komorze gazowej okaże się niewinny? Ale znam odpowiedź. Są odpowiednie procedury. Mieli możliwość się odwołać. W prawie nie ma miejsca na pomyłki.
– Chcę powiedzieć – mówi Petrus, wyrywając mnie ze statystycznego koszmaru – że nie znoszę tego gównianego gadania: „Mamy zakaz, ale…”. Chcecie się pozbyć egzekucji, w porządku. Świetnie. Zgadzam się. Pozbądźcie się ich. Ogromnie by mi to ułatwiło pracę. Ale nie uchylajcie kilka lat później tylnych drzwi z powodu jakiegoś gnojka, duchowego spadkobiercy Hannibala Lectera i Charlesa Mansona. Matko Boska z którego bądź kościoła, co oni sobie, kurwa, myśleli?
– Chcieli zachować swoje mandaty w parlamencie – mówię. – I odpowiednia sprawa pojawiła się akurat w odpowiedniej chwili. Ustawa o środkach naprawczych miała wszystkich uszczęśliwić. Jedna trzecia populacji, która domagała się sprawiedliwości, dostała to, czego chciała – przywrócenie kary śmierci. Pozostali też dostali to, czego chcieli – polisę ubezpieczeniową, dzięki której żaden prokurator nie będzie się domagał kary śmierci. Chyba nie masz ochoty ponownie tego roztrząsać?
Jej palce znów wędrują do oczu, żeby zetrzeć z nich ból albo żeby nie musiała na nowo oglądać zdjęć dowodowych. Stawiam na to drugie i mimowolnie zamykam oczy, odcinając się od obrazów drobnych ciał. Macha ręką, jakby odganiała owada.
– Nie. Ten proces wciąż śni mi się w koszmarach. W każdym razie – Petrus wskazuje ruchem głowy na okno, za którym czeka tłum – Thorne jest kobietą, więc może potraktują cię ulgowo. Wiesz, że ludzie zawsze niechętnie patrzyli na egzekucje kobiet.
– Bardzo. Galanteria jeszcze nie zginęła, chociaż czasem może się tak wydawać.
W gruncie rzeczy zdawało się, że rycerskie traktowanie morderczyń zawsze miało się dobrze. Istniał w systemie pewien opór przed skazywaniem kobiet na śmierć – oczywiście chyba że przestępstwo było postrzegane jako „niekobiece”. Spośród pięćdziesięciu kilku kobiet, które w ostatnich czasach trafiły do cel śmierci, większość to były takie, które powszechnie uważa się za złe kobiety – skazane za gwałty ze skutkiem śmiertelnym, dzieciobójstwo lub zabicie innej kobiety. Innymi słowy, trzeba było być prawdziwą femme fatale.
Inaczej jest z mężczyznami. Kiedy jeszcze mieliśmy karę śmierci, jeśli mężczyzna zabił, skazywano go na śmierć. Żadna ława przysięgłych ani prokurator nigdy nie brali pod uwagę przy podejmowaniu decyzji męskości skazanego. Może dlatego na każdą kobietę w celi śmierci zawsze przypadało pięćdziesięciu mężczyzn, choć w liczbie zabójstw przewyższali kobiety tylko siedmiokrotnie.
Jak wspomniałam, galanteria wobec kobiet jeszcze nie zniknęła do końca. Chyba że mówimy o złej kobiecie. A Charlotte Thorne to klasyczna zła kobieta.
– W tym przypadku nie sądzę, by patrzyli aż tak niechętnie, Carmelo – mówię. – Nikt, kto spojrzy na Thorne, nie widzi w niej kobiety. Widzą zimnokrwistą morderczynię, potwora, kogoś takiego jak ta prostytutka z parkingu dla ciężarówek na Florydzie dwadzieścia pięć lat temu.
Petrus wydaje dźwięk czystego obrzydzenia i odpowiada:
– Potwora. No tak. – Patrzy na formularz w mojej dłoni, na skrawek papieru, który może zamienić dożywocie w wyrok śmierci dla Charlotte Thorne. – Jeśli wniesiesz o śmierć, Justine, to wiem, że wyrok zapadnie. Jestem tego pewna.
Ja też jestem pewna.
Ale.
Pozwalam, by formularz znów opadł na jej biurko. Niepodpisany.
Wąskie usta Petrus zaciskają się jeszcze bardziej.
– Rozumiem. – Po chwili dodaje: – Wiem, co się stało w tamtej drugiej sprawie. Nie byłaś wtedy sobą. Wiem, że jesteś ostrożna i konserwatywna, a przede wszystkim masz rzadkie poczucie uczciwości. Ale muszę zapytać, tak między nami kobietami. – Zdejmuje okulary i kładzie je na biurku obok formularza. – Gdyby nie uchwalono tej Ustawy o środkach naprawczych i nie zrobiono wyjątku po tamtej, no wiesz, tamtej drugiej sprawie, gdyby wszystko było jak dawniej, co byś teraz zrobiła?
To skomplikowane pytanie, ale moja odpowiedź jest prosta:
– Biorąc pod uwagę charakter zbrodni, stan ciała ofiary i całkowity brak skruchy wykazany przez Charlotte Thorne, mimo wszystko i tak nie wniosłabym o karę śmierci.
– Okej. Osobiste pytanie, Justine. Dlaczego, skoro dowody są niezaprzeczalne?
– Wiesz, dlaczego. Bo jeśli się mylę, nie będę mogła tego cofnąć.
Kiwa głową. Widzę na jej twarzy zarówno zrozumienie, jak i rozczarowanie.
– Cóż, myślę, że powinnaś być bezpieczna, kiedy wyjdziesz na zewnątrz, żeby odczytać wyrok. Wiesz, jak to działa, Justine. Ustawa o środkach naprawczych w pewien sposób chroni twój tyłek, prawda?
– Tak. – Doskonale wiem, jak działa Ustawa o środkach naprawczych.
W końcu sama pomogłam ją napisać.
Rozdział trzeci

Powiedzieć Petrus to jedno, ale stanąć przed tłumem czekającym na zewnątrz to zupełnie inna sprawa. Lecz jestem chroniona prawem. Nie można na mnie pluć, krzyczeć ani mi grozić. Prawo zrobi to, do czego zostało stworzone. Będzie mnie ochraniać.
W każdym razie tak myślę.
Zabieram swoje rzeczy – torebkę, teczkę, lekki płaszcz, którego potrzebowałam rankiem, gdy w powietrzu wisiał chłód pierwszych dni kwietnia – i ruszam długim korytarzem w stronę westybulu. Panuje tu zwykły ruch. Bramki bezpieczeństwa od czasu do czasu piszczą, uruchamiane przez zapomniane klucze czy kilka monet w kieszeni. Adwokaci specjalizujący się w odszkodowaniach medycznych pędzą na wyścigi do sekretariatu, żeby złożyć pozwy cywilne. Ludzie tłoczą się wokół wokand wywieszonych na ścianach, sprawdzając, gdzie i kiedy muszą się pojawić.
Stawiam kolejne kroki w stronę głównego wejścia i jeszcze raz przywołuję w myślach dowody przeciwko Charlotte Thorne. To mocne dowody, tak solidne i namacalne, że można niemal zacisnąć na nich ręce. Krawędzie mają ostre i wyraźnie zarysowane, i są ciężkie jak bryła ołowiu. Charlotte – znam tę sprawę dokładnie, bo mam jej akta już od ponad roku – wezwała swojego ucznia, żeby się z nią spotkał po południu. Nic w tym niezwykłego. Wielu nauczycieli szkół średnich spotyka się z uczniami. Omawiają oceny, wyniki, frekwencję. Czasami gadają o niczym jak starzy kumple, a nie jak nauczyciel z uczniem.
Ale spotkanie Charlotte Thorne z Robbiem Forresterem było inne z trzech powodów. Odbyło się w domu Thorne. Tematem rozmowy był seks, a nie Szekspir. I Charlotte nie gadała o niczym.
Wystrzeliła z czterdziestkipiątki w pachwinę Forrestera. Dwie kule – po jednej na każde jądro. Odczekała godzinę i zakończyła jeszcze jedną kulą w głowę Robbiego. Potem zadzwoniła na policję, powiedziała, co zrobiła, i oddała się w ich ręce prawdopodobnie po to, by móc wnioskować o uznanie niepoczytalności, co ostatecznie się nie udało.
Wychodzę na słońce i czekam chwilę, żeby moje oczy przyzwyczaiły się do światła. Potem widzę wpatrzone w siebie oczy tłumu. Wszystkie zdają się osiadać na mojej skórze jednocześnie, jak bezczelne muchy, bez cienia lęku. Moje następne słowa przyniosą oczekującym ulgę albo wywołają oburzenie, w zależności od tego, po której stronie ideologicznego płotu siedzą, którego bieguna moralności się trzymają.

Recenzje książki Wyrok

Podziel się swoją opinią
4.58
Liczba wystawionych opinii: 12
5
7
4
5
3
0
2
0
1
0
Kliknij ocenę aby filtrować opinie
5/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
✨ Recenzja 23/2024 “(...) co poczujesz, jeśli ten człowiek na krześle, na wózku lub w komorze gazowej okaże się niewinny?” Już sam tytuł książki sugeruje, że zostanie przedstawiona tu historia, w której sprawiedliwość i prawo są postawione w centrum sytuacji. To, co czyni tę powieść szczególnie intrygującą, to nie tylko jej tytuł, ale również treść ukierunkowana na temat kary śmierci, a także moralne dylematy z nią związane. Autorka tej niezwykłej opowieści przenosi nas do świata prawnego thrilleru, w którym Nowe Prawo ma na celu zlikwidowanie kary śmierci. Protagonistką jest Justine Boucher, prokurator, której postawa wobec tej kontrowersyjnej kwestii jest nieugięta. Jednak, gdy przytłaczające dowody składają się na sprawę o brutalne morderstwo, a sąd decyduje się na wymierzenie najwyższej kary, losy głównej bohaterki stają się kluczowym elementem narracji. Zostałam wciągnięta wręcz w emocjonującą opowieść, gdzie każde postanowienie Justine stawia jej własne życie na szali, zwłaszcza gdy po czasie pojawiają się nowe dowody wskazujące na niewinność skazanego. To był moment, w którym autorka zadała fundamentalne pytanie dla fabuły: a jeśli prokurator się myliła? Wzrastające napięcie wynikające z konfliktu między pewnością a wątpliwościami skłania do refleksji nad moralnością, sprawiedliwością i ceną, jaką ktoś musi zapłacić za błędne decyzje sądu. Powieść "Wyrok" to nie tylko doskonale skonstruowany thriller, lecz również ważny głos w dyskusji społecznej na temat kary śmierci. Autorka porusza kwestie etyczne i moralne, skłaniając czytelnika do zastanowienia się nad granicami sprawiedliwości oraz nad sensem stosowania tak drastycznego środka karania. Fascynująca i angażująca opowieść, która pozostawia czytelnika z trudnymi pytaniami i głębokim przemyśleniem. Dla osób zainteresowanych psychologicznymi thrillerami, moralnymi dylematami oraz tematami społecznymi, ta książka może stanowić inspirujące doświadczenie czytelnicze. Myślałam, że mam na ten temat sprecyzowane poglądy, a jednak po przeczytaniu tej pozycji mój światopogląd uległ przewartościowaniu. Kto z was może powiedzieć, że jest zwolennikiem kary śmierci a kto jest przeciw?
2024-03-06
Katarzyna Dziuba(kd.mybooknow)
Czy opinia była pomocna? Tak 0 Nie 0
5/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
Czy podejmując decyzję, która rzutuje na dalsze życie człowieka (lub raczej skazuje go na śmierć), można być pewnym tego, że czyni się dobrze i że to jedyna „słuszna” decyzja? Ten niełatwy temat kary śmierci, wciąż dozwolonej w niektórych stanach w USA, podjęła Christina Dalcher w swoim najnowszym thrillerze zatytułowanym „Wyrok”. Justine Boucher jest doświadczonym prokuratorem. Od czasów studiów prawniczych stanowczo opowiadała się przeciw karze śmierci. Także głównie dzięki jej staraniom wprowadzono w USA ustawę, która w swoim założeniu ma powstrzymywać prokuratorów przed zbyt pochopnym skazaniem jakiegokolwiek człowieka na śmierć, nawet jeśli rzeczywiście jest winny. Ustawa ta zakłada, że w przypadku niesłusznego skazania danej osoby na karę śmierci – jeśli po wykonaniu egzekucji pojawią się dowody wskazujące na to, że ta osoba była niewinna – to prokurator, który ją skazał, musi ponieść za to odpowiedzialność… i także zostać skazanym na tę samą karę. Zaproponowane przez Justine przed laty rozwiązanie wydaje się słuszne i powinno ono skłaniać prokuratorów do większej refleksji przed wydaniem tak poważnego wyroku… Co jednak, gdy prokurator się pomyli i niewinna osoba zostanie zabita? Czy przed skazaniem prokuratora także nie ma odwrotu? Christina Dalcher swoją książkę pt. „Wyrok” napisała z dwóch perspektyw – prokurator Justine Boucher oraz więźnia nr 39384 (Jake’a Milforda), który został skazany na karę śmierci. Historie obojga tych bohaterów są różne, nie są one tak oczywiste, jak mogłoby się wydawać. Te historie pokazują jednak, że wydanie wyroku na człowieka – chyba – nigdy nie może być pewne… Chyba że rzeczywiście „zasługuje” on na śmierć. Kara śmierci to najsurowsza kara, na jaką można skazać człowieka. Kara, od której nie ma odwrotu i która zabiera człowiekowi jakąkolwiek nadzieję na bycie wolnym. Wyklucza ona wszelkie możliwości okazania skruchy, prawdziwego żalu czy szczerej chęci naprawienia tego, co się zrobiło (chociaż zabójstwa nie można tak po prostu „naprawić”). Ale może kara śmierci jest słuszna w przypadku, gdy skazany popełnił wyjątkowo okrutną zbrodnię? Tylko czy zawsze możemy być pewni tego, że ktoś rzeczywiście jest „winny”. Czy samo przyznanie się do winny świadczy o faktycznej winie i musi zwiastować koniec? „Wyrok” Christiny Dalcher to thriller jakich wiele. Nie jest oparty na faktach, a jednak zmusza on czytelnika do głębokiej refleksji – czy tego chce, czy nie chce. Na temat kary śmierci można mieć jednoznaczne stanowisko. Książka ta pokazuje jednak, że w tej kwestii takie „oczywiste stanowisko” wcale nie musi być oczywiste. „Wyrok” wywołał u mnie wiele skrajnych odczuć i chyba właśnie dlatego uważam, że warto sięgnąć po tę książkę. Pokazuje ona, że nie ma prostych rozwiązań – każde rozwiązanie niesie za sobą jakieś konsekwencje, nawet jeśli jest ono podejmowane „w dobrej wierze”.
2024-02-28
Sia
Czy opinia była pomocna? Tak 0 Nie 0
4/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
Kara śmierci wciąż wzbudza kontrowersje. Są miejsca, w których wciąż się ją wykonuje. Czytałam kiedyś rozmowę z osobą, która pracuje w celi śmierci. Mówiła, że nie ma wyrzutów sumienia, że pozbawia kogoś życia, bo skazany sam zdecydował, że wejdzie na taką drogę, choć znał cenę, jaką przyjdzie mu za to zapłacić. W tej książce pada pytanie, czy można zabijać, żeby pokazać, że nie wolno zabijać. A co, jeśli osoba, która wniesie o karę śmierci, nie miała racji? Co, jeśli zostanie stracony niewinny człowiek? Życia przecież nie można przywrócić. A gdyby tak prokurator, który się jej domaga, stawiał na szali własne życie, które straci, jeśli jego oskarżenie będzie bezpodstawne? Tak właśnie jest w tej powieści. Justine Boucher wniosła o wymierzenie kary śmierci na człowieku, który dopuścił się brutalnego morderstwa. Wyrok został wykonany. Z czasem jednak pojawiają się nowe dowody w sprawie. Jeśli okazałoby się, że stracono niewinnego człowieka, nad Justine zawiśnie groźba egzekucji bez prawa do procesu. Ta książka daje do myślenia, jeśli chodzi o karę śmierci. Pokazuje przypadki, gdy coś podczas jej wykonywania poszło nie tak. Od razu ostrzegam, że są to mocne opisy, spokojnie, nie będę ich przytaczać, ale chciałabym, żebyście wiedzieli, że takowe się pojawiają. Jeśli chodzi o postać Justine, to nie wiem do końca, co mam o niej myśleć. Jest dotknięta przez życie. Sporo przeszła i widać, że to, co się dzieje w sprawie, która teoretycznie miała już swój finał, nie jest jej obojętne, jednak trudno było mi z nią nawiązać nić porozumienia. Moim zdaniem najwięcej emocji okazywała wtedy, gdy widziała się z kobietami, które znały straconego Jake'a. Mam też wrażenie, że nie do końca został wykorzystany potencjał Daniela. Brakowało mi jego perspektywy w tym wszystkim. Najbardziej przypadły mi do gustu zapiski Jake'a. To moim zdaniem najmocniejszy element tej książki. Doceniam to, że autorka poruszyła temat związany z karą śmierci i pokazała go od nieco innej strony. Szkoda tylko, że książka jest nierówna, jeśli chodzi o rytm fabuły. Przemyślenia Justine nieco mnie nużyły, za to końcówkę i wspomniane już zapiski Jake'a czytałam z zapartym tchem.
2024-02-16
Czytelnia Mola Książkowego
Czy opinia była pomocna? Tak 0 Nie 0
4/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
Stany Zjednoczone. Z uwagi na problem związany z potencjalną niewinnością osób skazanych na karę śmierci, w krajowym systemie sądownictwa pojawia się ustawa o środkach naprawczych. Gdyby w przyszłości okazało się, że stracono niewinnego człowieka, kolejna egzekucja pozbawiłaby życia również prokuratora. Mocno kontrowersyjne, czyż nie? Jake Milford, kilka lat temu został skazany na śmierć za okrutne i brutalne morderstwo małego chłopca z sąsiedztwa. Wszystkie dowody wskazywały na niego, a on sam przyznał się do zbrodni. Prokurator Justine Boucher nie miała wątpliwości. Wyrok wykonano. Gdy jednak na jaw wychodzą nowe fakty, które mogą okazać się kluczowe w kwestii uniewinnienia Milforda, nad Justine zaczynają gromadzić się czarne chmury… ** „Wyrok” to świetnie napisany thriller prawniczo-psychologiczny, poruszający kontrowersyjny temat kary śmierci, choć w nowej odsłonie. Ustawa o odpowiedzialności prokuratora wprowadza moralne dylematy i ciężką konsekwencję wyroków. Mimo to, czy w przypadku prawdziwych bestii, nie ugną się oni przed presją opinii publicznej i pozwolą im żyć? W „Wyroku” poznajemy nie tylko życie i myśli Justine, ale również poprzez zapiski Jake’a, stajemy po drugiej stronie krat i wraz z nim i jego emocjami, czekamy na wyrok… Polecam, choć lektura ciężka i skłaniająca do refleksji, jak powinna wyglądać walka o sprawiedliwość.
2024-01-29
Monika
Czy opinia była pomocna? Tak 0 Nie 0
4/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
„Wyrok” autorstwa Christiny Dalcher jest to thriller do, którego nie miałam żadnych wymagań. Przyznam szczerze, że po pierwszych stu stronach myślałam, że ta książka nie przypadnie mi do gustu, jednak póżniej akcja zaczynała nabierać tempa. Uważam, że jest to dobry thriller, przeczytałam go na dwa posiedzenia i uważam to za świetnie spędzony czas. Książkę czyta się bardzo szybko i jest napisana w sposób, który trzyma czytelnika w napięciu do ostatnich stron. Uważam, że pomysł na fabułę jest bardzo dobry. Mianowicie mamy przedstawioną kobietę, która skazała na śmierć mężczyznę, który zabił dziecko. Natomiast w trakcie kolejnych stron ukazuje nam się zupełnie inny obraz. Czy zabójcą mógł być ktoś inny? Czy kobieta skazała na śmierć niewinnego człowieka? Skoro był niewinny to dlaczego nie próbował tego udowodnić? Jeżeli chcesz poznać odpowiedź na te pytania to koniecznie sięgnij po tę powieść, która gwarantuje emocje, aż do ostatniej strony.
2024-01-27
Karolina
Czy opinia była pomocna? Tak 0 Nie 0
5/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
„Ostatnio miałem dużo czasu na pisanie słów. Ale czas się kończy”. WIĘZIEŃ NR 39384 - CELA ŚMIERCI. Głównym tematem książki „Wyrok” jest kara śmierci, oraz wszelkie emocje, zasady, morale, towarzyszące całemu procesowi. Narracja dwuosobowa jest świetnym zabiegiem w tej historii, ponieważ poznajemy historię więźnia osadzonego w celi śmierci, oraz codzienne życie Pani prokurator, która doprowadziła do uwięzienia Jake’a Milforda. Mężczyzna pisze dziennik, który przybliża nam jego postać, zachowanie, zasady życiowe, oraz co najważniejsze powód, przez który ma ponieść najwyższy wymiar kary. Z drugiej strony mamy Justine Boucher Callaghan, która była przeciwniczką egzekucji, ale jej prywatne pobudki zdecydowały, że wydała taki, a nie inny osąd, niszczący życie nie tylko Jaka, ale także jego bliskich. I tu robi się ciekawie, ponieważ PROKURATOR, KTÓRY WYDA WYROK SKAZUJĄCY, STAWIA NA SZALI WŁASNE ŻYCIE. Oczywiście pod warunkiem, że wypłyną nowe dowody, a skazany okaże się niewinny. A co jeśli Jake Millford okaże się niewinny? Do czego jest zdolna Pani prokurator, aby zachować własne życie? Książka trzyma poziom, emocje gwarantowane. Wchodzisz głęboko w psychikę obu stron „ostatecznej kary”. Kto jest oprawcą, a kto ofiarą? Dziennik Prowadzony przez więźnia uświadamia nam poczucie beznadziejności sytuacji, w jakiej się znalazł. Wszelkie emocje tego więźnia przechodzą na czytelnika; czy podczas samotnych wieczorów w celi, czy podczas spotkań z żoną i małym synkiem. Jego historia porusza serce. Zakończenie pozostawia duży znak zapytania. Cała historia intryguje od pierwszych stron i wciąga czytelnika. Sporo w niej prawniczego żargonu, więc niejeden przyszły prawnik będzie dodatkowo usatysfakcjonowany. „Zrozumiałem, czym jest piekło, kiedy to wszystko się zaczęło. Piekło jest czekaniem” WIĘZIEŃ NR 39384 - CELA ŚMIERCI. Masz odwagę poczekać z Jakem ?
2024-01-12
Strony Marzeń
Czy opinia była pomocna? Tak 0 Nie 0
5/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
Ponad 60% światowej populacji żyje w krajach, w których utrzymana jest kara śmierci, takich jak Chiny, Indie, Stany Zjednoczone, Singapur, Egipt, Arabia Saudyjska, Iran czy Japonia. Według danych z https://deathpenaltyinfo.org/ w USA kara śmierci jest możliwa w 24 stanach. Te samo źródło podaje, że w 2023 roku straconych zostało 21 więźniów w 5 stanach, wszyscy poprzez podanie śmiertelnego zastrzyku. W Ohio egzekucje są już zaplanowane nawet na 2026 rok. „Wyrok” oddaje głos dwóm osobom – Justine, będącej prokuratorem oraz Jake `owi, skazanemu na śmierć. Jake mówi do nas za pomocą listów, pisanych w celi, gdy już wie, że jego czas się kończy. To jego spowiedź. Spowiedź, która może zadziwić. Justine poznajemy dogłębniej, wnikamy nie tylko w jej życie zawodowe, ale i prywatne, poznajemy jej przeszłość, bliskich jej ludzi oraz chaotyczną teraźniejszość. Oboje bohaterów łączy bycie rodzicem i nic poza tym, ich światy są szalenie odległe. A jednak ich ścieżki połączyły się za sprawą okrutnego zabójstwa. I już nic nigdy nie będzie takie samo – zarówno w ich życiu, jak i życiu najbliższych im osób. Nie jestem wyjadaczem thrillerów i rzadko po nie sięgam. Jednak ta pozycja miała w sobie coś, co mnie do niej przyciągnęło i absolutnie nie żałuję tej decyzji. Dawno nie czytałam tak dobrze napisanej książki z tego gatunku i jestem pod jej ogromnym wrażeniem. W tej historii nic nie jest czarne lub białe, jest całe mnóstwo odcieni szarości – ale czy nie właśnie tym charakteryzuje się życie? Bohaterowie są intrygująco scharakteryzowani, decyzje, które przychodzi im podjąć są szalenie trudne, a samej historii trudno nie przeżywać całym sobą. Autorka podnosi tu ważny temat dotyczący zasadności stosowania kary śmierci, która ma swoich zagorzałych przeciwników i zwolenników. Czy warto stosować bibilijną metodą oko za oko? Czy skazując innych na śmierć nie stajemy się takimi, jak oni? Czy system sądowniczy jest nieomylny i zawsze wskazuje odpowiednich winnych? Czy popełniający zwyrodniałe i okrutne zbrodnie zasługują na to, by żyć? Te i wiele innych pytań przetacza się przez naszą głowę podczas lektury i tak naprawdę trudno znaleźć na nie jednoznaczną odpowiedź. Genialna tematyka, genialnie poprowadzona fabuła, genialny pomysł na zakończenie – to zapadająca w pamięć pozycja, która mnie zachwyciła, poruszyła i wywołała lawinę emocji. Po tej lekturze mam ogromny żal do głównych bohaterów za ich decyzje. Decyzje, których nie mogli już cofnąć… Przekonajcie się, jakie w Was wzbudzi odczucia, naprawdę warto!
2024-01-11
Joanna
Czy opinia była pomocna? Tak 0 Nie 0
5/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
Wyrok” to poruszający thriller, którego fabuła stanowi nie tylko pasjonujące zaplecze kryminalne, ale także spojrzenie na moralność, sprawiedliwość i kwestię kary śmierci.
2023-12-28
WolneLitery
Czy opinia była pomocna? Tak 0 Nie 0
5/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
Szukałam thrillera na leniwe popołudnie, wciągającego, ale może niekoniecznie angażującego. Zdecydowałam się na "Wyrok" i okazało się, że lepiej trafić nie mogłam, ponieważ książka zaserwowała mi atrakcje jakich zupełnie się nie spodziewałam. I wcale nie była lekką lekturą do przeczytania i zapomnienia. O nie! Ta historia nie daje o sobie szybko zapomnieć. Zacznijmy od tego, że cała opowieść jest rewelacyjnie przedstawiona. Już od pierwszych stron wita nas mroczne, intensywne napięcie a im dalej w fabułę tym więcej pojawia się niewiadomych oraz znaków zapytania. Podążamy więc za bohaterami, próbujemy zrozumieć kto mówi prawdę a kto jedynie padł ofiarą podstępu a dzięki plastycznemu i szczegółowemu stylowi Christiny Dalcher w naszej wyobraźni odgrywa się wyjątkowy spektakl sił, nie możemy bowiem wybrać co podoba nam się bardziej: dopracowana opowieść czy poruszane wartości. Autorka tupnęła nogą w fabule, bez dwóch zdań. Postawiła na intensywne wrażenia, silne emocje a także nieprzewidywalność do samego końca. Przyznaję, że bawiłam się wybornie! Zupełnie nie spodziewałam się aż tak ciekawej i pochłaniającej akcji a jednak przez ponad trzysta stron moje szare komórki nie miały wytchnienia. Nieustannie coś się działo, ślepe zaułki, nieprzewidziane zakręty, przeszłość bohaterów połączona z ich niepewną teraźniejszością. A to wszystko otoczone napięciem, które aż iskrzyło od przeładowania, ponieważ na szali ważyły się dosłownie życie oraz śmierć. Wszystko rozgrywa się w oparciu o karę śmierci, którą nowe prawo zamierza wyeliminować. Prokurator decyduje się na radykalny krok i zapewnia, że potencjalny niewinnie skazany będzie drogą do procesu egzekucji niewinnego człowieka. Tak przemawia na korzyść swojej pewności wobec prezentowanych zasad. Jednak Justine Boucher wnosząc o wymierzenie najwyższej kary nie spodziewała się, że sama spisze swój los na straty. Egzekucja została wykonana a tuż po niej pojawiły się uniewinniające dowody. Czy zatem wyrok na Justine zostanie również wykonany? Ta powieść mocno daje do myślenia i nie pozostawia obojętnym na to co się dzieje. Główna bohaterka wzbudza temat tabu, coś zapomnianego a jakże istotnego. Poruszany motyw kary śmierci, jej potrzebę a także potencjalne szkody są rozpatrywane w "Wyroku" w sposób zupełnie nienachalny, ale jednocześnie otwierający drogę do szerszej dyskusji. Powtórzę raz jeszcze: bawiłam się lepiej niż dobrze! Ponieważ żyłam wydarzeniami do ostatniej strony a może i dłużej, ponieważ po zamknięciu wciąż rozmyślałam o potencjalnych rozwiązaniach.
2023-12-06
Thievingbooks
Czy opinia była pomocna? Tak 0 Nie 0
5/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
Prokurator Justine Boucher, straciła męża, który został zastrzelony. Teraz prowadzi pierwszą sprawę po powrocie do pracy. Oskarża nauczycielkę, sprawczynię brutalnego morderstwa, ale – wbrew oczekiwaniom opinii publicznej - nie wnioskuje dla niej o karę śmierci. To sprawia, że staje się dla niej wrogiem publicznym numer jeden. Wszyscy uważają, że jako poszkodowana przez mordercę jej męża, będzie żadna odwetu. Jednak przedstawicielka wymiaru sprawiedliwości ma ku takiemu postępowaniu swoje powody. W myśl uchwalonego niedawno prawa o środkach naprawczych, w przypadku gdyby w przyszłości, po egzekucji skazanej, pojawiły się dowody podważające jej winę, prokuratorce również groziłaby kara śmierci. Justine w przeszłości wnioskowała o skazanie niejakiego Jake’a Milforda na karę śmierci, którą wykonano, a teraz w tej sprawie mogą pojawić się nowe dowody, które zagrażające karierze i życiu prokuratorki. Co ciekawe, Justine sama lobbowała za wprowadzeniem tej kontrowersyjnej ustawy. Ta książka to kolejny głos w dyskusji, jaka co jakiś czas przetacza się przez Stany Zjednoczone, a która dotyczy kary śmierci. Autorka pokazała tu swoją wizję, według której kara śmierci powinna być zniesiona, ze względu na to, iż okazuje się, że duża część skazanych na najwyższy wymiar kary, została stracona niesłusznie. W książce przedstawiona jest sytuacja znana rodem z kodeksu Hammurabiego: oko za oko, ząb za ząb. Moim zdaniem chyba trochę za mocno przerysowana, ale robiąca wrażenie. Akcja rozgrywa się w dwóch płaszczyznach czasowych, obecnie oraz w czasach, gdy Justine była studentką i prowadziła ożywione dyskusje na temat kary śmierci. Bardzo ciekawym zabiegiem jest przeplatanie akcji, rozdziałami, które są zapiskami osadzonego w celi śmierci Jake’a Milforda. Robią one niesamowite wrażenie i pozwalają wczuć się w sytuację człowieka osadzonego w celi śmierci i czekającego na nieuchronny los. To naprawdę mocny i wciągający thriller, który powinien zainteresować fanów gatunku. Jest to książka, która na naszym rynku raczej nie zrobi furory, gdyż dyskusja o karze śmierci w Polsce praktycznie już nie istnieje, nie mniej warto zapoznać się z powieścią i przekonać, jakie kontrowersje budzi ten temat w Stanach Zjednoczonych. Trzeba mieć nadzieję, że w Polsce nie będzie dochodziło do brutalnych zbrodni, które mogłyby przyczynić się do wznowienia dyskusji nad karą śmierci.
2023-11-21
Rafał
Czy opinia była pomocna? Tak 0 Nie 0
4/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
"Oko za oko, ząb za ząb". Ile razy w życiu to słyszeliście? Ile razy w życiu to zastosowaliście? Sąsiad z klatki w ubiegłym miesiącu ukradł Ci ze skrzynki gazetkę z Action przez co nie wiedziałeś jakie mają fajne duperele na halloween? To w tym miesiacu ty mu ukradnij, nie będzie wiedział jakie teraz mają w sprzedaży ozdoby świąteczne.
2023-11-17
Jeny, co tu czytać?
Czy opinia była pomocna? Tak 0 Nie 0
4/5
Opinia niepotwierdzona zakupem
Prokurator chce najwyższej kary, której nie da się cofnąć gdyby na światło dzienne wyszły nowe dowody. Justine Boucher skazuje mordercę na karę śmierci, nie mając żadnych wątpliwości. Wyrok winny, wyrok zostaje wykonany. Co jeśli prokurator Boucher się myliła? Zachodzą pewne zmiany w prawie, cel to wyeliminowanie kary śmierci. Nie wiedziałam czego się spodziewać, oczekiwać sięgając po książkę. Lektura ta to mieszanka thrillera z kryminałem, ale skłaniam się bardziej ku temu pierwszemu. Poznajemy prokurator Boucher, która wydaje wyrok kary śmierci na Jake’a, który w okrutny sposób pozbawił życia młodego chłopca. Kobieta wie, że jeśli popełniła błąd nie będzie w stanie tego cofnąć, jednak mając tak twarde dowody jest pewna decyzji…do czasu. Niespodziewane spotkanie z żoną skazanego denata obróci sprawę o 180 stopni. Muszę przyznać, że jest to dość specyficzna książka. Nie miałam wcześniej żadnego spotkania z autorką, więc ciężko mi stwierdzić czy to jej styl pisania, czy to tak ma być czy czy to już moje widzimisię. Plus za mocny temat, które wywołuje przeróżne emocje. Ciężko mi się było wbić w fabułę z samego początku, ale stopniowo szło to w lepszym kierunku. Zaskoczyła mnie postawa prokurator przy końcu, czy postąpiła słusznie? Oto jest pytanie.
2023-11-15
Dominika
Czy opinia była pomocna? Tak 1 Nie 0

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel