Za światłami sceny/Najtrudniejszy klient
Przedstawiamy "Za światłami sceny" oraz "Najtrudniejszy klient", dwa nowe romanse Harlequin z cyklu HQN GORĄCY ROMANS DUO.
Studio nagraniowe Milesa odwiedza gwiazda bluesa Cambria Harding. Miles jest nią zafascynowany. Ta ekscentryczna kobieta burzy jego spokój i mówi wprost, że iskrzenie między nimi musi się skończyć w łóżku. Taki krótki romans, by przyjemnie spędzić czas. Ale temperatura ich krótkiego związku rośnie...
Elise włożyła wiele wysiłku w stworzenie agencji matrymonialnej, która skojarzyła mnóstwo szczęśliwych par. Dax, cyniczny właściciel stacji telewizyjnej, chce udowodnić, że jest oszustką. Na oczach telewidzów Elise oświadcza, że znajdzie Daxowi partnerkę na całe życie. I tu spotyka ją niespodzianka: jej niezawodny program komputerowy typuje ją samą. Jest zszokowana. Wykluczone, by stworzyli z Daxem parę! Tymczasem podczas kolejnych spotkań odkrywają, że jakaś siła przyciąga ich do siebie...
Fragment książki
Miles Woodson pochylił się nad biurkiem. Siedział w gabinecie i sprawdzał raport finansowy, który otrzymał od księgowego. Drapiąc się po brodzie, po raz kolejny przeczytał rząd liczb. Niestety, wciąż tych samych.
Od sierpnia zyski zmniejszyły się o cztery procent. Wzdrygnął się na myśl o ostatnich wydatkach na nową cyfrową stację roboczą, która już działała w Studio One. Dźwiękoszczelna pianka do dwóch kabin nagraniowych też nie była tania. W C-Studio należałoby wymienić podłogę. Choć bardzo lubił beżowe kafle, które zastąpiły obskurną wykładzinę w jego gabinecie, wiedział, że jeśli zyski szybko nie wzrosną, czeka ich zaciskanie pasa.
Przez chwilę grzebał w szufladzie, aż znalazł raport finansowy z sześciu miesięcy, od stycznia do czerwca. Przestudiował go i odkrył obiecujący trend, który dał mu nadzieję na poprawę sytuacji.
Podpisał raport z sierpnia, odsunął papiery i wstał. W szafce znalazł teczkę fundacji 404 Cares Community, wrócił z nią do biurka i zaczął przeglądać. W ciągu ostatnich dwóch kwartałów spadek donacji wyniósł 22 procent. Miles zmarszczył czoło. Był dyrektorem finansowym należącego do rodziny studia nagrań, a także prezesem związanej z firmą fundacji charytatywnej 404 Cares.
Fundacja posiadała niewielki budynek dwie przecznice dalej, gdzie Miles i skromny personel złożony z wolontariuszy z firmy oraz studentów lokalnych uczelni oferowali rozrywkę i szansę na rozwój mieszkańcom okolicy. Program „Mediacje i samoobrona” uczył młodzież rozwiązywania konfliktów bez przemocy, a także tego, jak się bronić, gdy spotykamy się z przemocą.
Jeśli szybko nie zdobędzie pieniędzy, będzie zmuszony ciąć programy. Żeby tego uniknąć, sięgnąłby nawet do własnej kieszeni. Miał nadzieję, że konkurs młodych talentów okaże się sukcesem.
Zamknął teczkę i otworzył laptop, a potem przeglądarkę. Znalazł stronę lokalnej gazety, przejrzał prognozę pogody i główne artykuły. Jego wzrok przykuła historia na temat ubóstwa czarnoskórych mieszkańców Atlanty. Popijając koktajl proteinowy, czytał artykuł, przybity przedstawionymi w nim statystykami. Bezrobocie, zatrudnienie poniżej kwalifikacji i głód rozpanoszyły się w tych częściach miasta, które zamieszkiwali głównie ciemnoskórzy obywatele. Tak zwana rewaloryzacja zabudowy przyniosła niektórym ogromne profity, lecz wiele kolorowych społeczności pozostało zaniedbanych, w niektórych przypadkach zapomnianych przez tych, którzy tworzą prawo i mają reprezentować ich interesy.
Pokręcił głową. Właśnie dlatego robił to, co robił.
Przeszedł na stronę Sweet Peach Tea Report, jednego z najpopularniejszych blogów plotkarskich. Przejrzał go, modląc się w duchu, by nie było tam nic na temat jego rodziny czy firmy. Jego modlitwa nie została wysłuchana, znalazł artykuł zatytułowany „404 Sound: Wielki skandal”.
Przewracając oczami, otworzył go. Po przeczytaniu kilku pierwszych linijek zacisnął zęby. „404 Sound, legendarne studio nagraniowe w naszym mieście, którego właścicielem jest bogata rodzina Woodsonów, ostatnio miało sporo kłopotów. Pojawiły się plotki o nieślubnym dziecku patriarchy rodu. Tego lata w studiu nagraniowym wybuchła awantura między dwoma raperami z Nowego Jorku. Wydaje się też, że rodzinny biznes nie jest tak czysty jak łza, jak dotąd myśleliśmy”.
Miles jęknął i zamknął stronę. Po chwili trafił na pięć artykułów podobnej treści, z których jeden ukazał się w „New York Post”. Cóż, dość na dzisiaj internetu.
Zamknął laptop. Nie przypominał sobie, by 404 Sound wcześniej miało tyle negatywnych komentarzy. Nie mogło się to wydarzyć w gorszym momencie. Zdarzały im się błędy i potknięcia, jak choćby niedawne zagubienie sprzętu, co na szczęście nie trafiło do sieci… jeszcze. Trzeba by czegoś więcej niż ograniczenia strat, by odbudować reputację rodziny przed galą z okazji trzydziestopięciolecia. Martwił się, że nie ma dość hartu ducha, by to zrobić.
Gdy rozległo się pukanie, odwrócił się z krzesłem.
- Proszę – powiedział.
Drzwi otworzyły się i do środka wszedł Blaine.
- Witaj, braciszku.
- Cześć, Blaine. – Miles starał się ukryć zdenerwowanie. – Co słychać?
- To ja powinienem cię zapytać. Czemu masz taką minę, jakbyś ssał cytrynę.
Miles westchnął.
- Cały ranek przeglądałem raporty firmy i fundacji. Powiedzmy, że przede mną sporo pracy.
- Nie jesteś w tym sam, Miles. Rodzina ma się w to włączyć, chyba o tym zapominasz. – Blaine usiadł w czarnym skórzanym fotelu dla gości naprzeciwko biurka.
- Wiem. Ale to wygląda naprawdę ponuro. Malejące zyski, niskie donacje i plotki na nasz temat.
- Pewnie czytałeś artykuł w SPTR. – Blaine się zaśmiał.
- Zgadłeś.
Blaine machnął ręką lekceważąco.
- Nie przejmuj się nimi. O wszystkich tak piszą, to ich model biznesowy. A ja mam dobre wiadomości.
- Mów, bardzo na to czekam.
- Rozmawiałem dziś z Cambrią. Przyjechała na wakacje, zgodziła się z tobą jutro spotkać.
Po raz pierwszy tego dnia Miles odetchnął głębiej.
- Naprawdę? Tak po prostu?
Blaine wzruszył ramionami.
- Powiedziałem jej, że to dla dzieciaków.
- Świetnie. Kiedy chce się spotkać?
- Przysłała mi swój adres i godzinę. Prześlę ci. – Postukał w ekran telefonu.
- Jutro dziewiąta rano – rzekł Miles, zerkając na ekran.
- Zgadza się. Uprzedziła mnie, że jest z ochroniarzem, więc powinieneś się spodziewać, że cię sprawdzi.
- W końcu jest celebrytką. – Miles odłożył telefon i otworzył laptopa. – Dzięki, Blaine. Dzieciaki, które chodzą na samoobronę, głosowały za tym, żeby została jurorką w naszym konkursie. Będą zachwycone.
- Tak jak wszyscy mężczyźni i miłośnicy muzyki w Atlancie i okolicy, kiedy rozejdzie się wieść o Cambrii. – Blaine wstał. – Muszę wracać do pracy. Wychodzę dziś wcześniej, mam zawieźć Eden na badania prenatalne.
- Wciąż nie wyobrażam sobie ciebie jako ojca.
- Ja też, ale chyba powinienem się przyzwyczajać do tej myśli. – Blaine ruszył do drzwi. – Na razie, bracie.
- Na razie.
Miles odszukał informację dotyczącą konkursu młodych talentów, naniósł parę poprawek i wydrukował ją razem z materiałami na temat fundacji. Cambria zgodziła się z nim spotkać, więc powinien być przygotowany.
Zatrzymał się kilka stóp od Cambrii, omiatając ją spojrzeniem. Czarne obcisłe skórzane spodnie, jaskrawo czerwona bluzka z prześwitującymi rękawami, pod nimi mnóstwo tatuaży. Czarne motocyklowe buty. Jej twarz otaczały ciemne loki, fryzurę miała podobną do tej, jaką jej matka nosiła w latach siedemdziesiątych.
Kiedy się odezwała, jak zahipnotyzowany patrzył na jej wargi. Były lśniące i czereśniowe.
- Słyszałeś, co mówiłam, Miles?
- Przepraszam, możesz powtórzyć?
- Powiedziałam, że czytałam o twojej pracy i jestem pod wrażeniem tego, co zrobiłeś dla lokalnej społeczności.
- Wspaniale. – Klasnął w dłonie. – Czy możemy gdzieś przejść, żeby porozmawiać?
Wskazała mu puste miejsce obok siebie na kanapie.
- Proszę usiąść. Nie omawiamy kontraktu ani nic takiego. Nie masz nic przeciwko temu?
Miles wyjąkał:
- Nie chciałem, żeby wypadło niezręcznie…
Pokój wypełnił niski męski głos.
- Nie ma sprawy, ogierze. Ja się stąd nie ruszam.
Miles odwrócił głowę i spotkał się wzrokiem z potężnym brodatym mężczyzną, który wpuścił go do środka. To pewnie jej ochroniarz, ale czemu wydaje mu się znajomy? Nie chciał długo się na niego gapić, więc posłusznie usiadł na kanapie.
- Blaine mówił, że organizujesz wkrótce ważne wydarzenie i potrzebujesz mojej pomocy.
Miles starał się nie patrzeć na jej uda.
- Tak. Nie jestem pewien, czy wiesz, że moja rodzina stworzyła ośrodek kultury w Westhaven. Pracuję w 404, ale prowadzę też ten ośrodek, nadzoruję kilka programów.
Skinęła głową, mrużąc oczy z zainteresowaniem.
- To dobrze, że dzieci mają bezpieczne miejsce, gdzie mogą spędzać czas. Trzymają się z dala od kłopotów.
- O to właśnie chodzi. – Poprawił marynarkę, ciesząc się, że zapomniał o krawacie. Siedząc obok takiej kobiety jak Cambria mógłby się nieprzyzwoicie pocić. – Mój najpopularniejszy program dotyczy uważności i troski, rozwiązywania konfliktów i samoobrony.
Cambria oparła łokcie na kolanach, kładąc brodę na delikatnych dłoniach.
- Proszę mi powiedzieć coś więcej.
Miles wziął głęboki oddech, wciągając kwiatowy zapach jej drogich perfum.
- Moim głównym celem jest nauczenie dzieci uważności, skupienia się na chwili. Chodzi o to, żeby podejmowały rozsądne decyzje, nawet jeśli są sfrustrowane czy złe.
- To im się bardzo przyda.
- To prawda. – Zrobił pauzę. – Zbyt często zdarzają się bójki. Niektóre dzieci są dręczone, inne mają niestabilne życie rodzinne. Czasem konflikt eskaluje i ktoś kończy w szpitalu albo gorzej. – Pokręcił głową. – Chciałem coś z tym zrobić. Wszystkiego nie naprawię, ale to początek.
Skinęła głową z uśmiechem.
- Popieram te działania. Tylu ludzi dostrzega problem, ale nic nie robi poza narzekaniem, więc masz mój szacunek. Jak mogłabym pomóc?
- Urządzam konkurs młodych talentów, podczas którego będziemy zbierać fundusze na program świąteczny. Trzydzieści rodzin z Atlanty dostanie od nas jedzenie, ciepłe kurtki i prezenty świąteczne.
- Fantastyczne. Proszę mówić dalej.
- Poprosiłem dzieciaki z zajęć samoobrony, żeby zagłosowały, jakiego celebrytę chciałyby widzieć w roli jurora, i wygrałaś.
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Jestem zaszczycona. Jaki jest średni wiek dzieci na tych zajęciach?
- Głównie gimnazjum i liceum. Nie wiem, czy to twój target, przynajmniej jeśli chodzi o niektóre pikantne teksty, ale oni bardzo lubią twoją muzykę.
Na moment zmarszczyła czoło.
- Mam wrażenie, że wyrażasz opinię, o którą nie prosiłam.
- Przepraszam, nie chciałem…
- Obrazić mnie? – Prychnęła. – Żebym poczuła się urażona, musiałabym się przejmować tym, co mówisz. – Na jej twarz wrócił uśmiech. – W każdym razie doceniam twój entuzjazm. Kocham moich fanów, niezależnie od ich wieku czy pochodzenia.
Miles poczuł napięcie w plecach. Jeśli mają współpracować, musi uważać na słowa.
- Kiedy ich poznam? – Cambria usiadła prosto.
- Cóż, konkurs odbędzie się za parę tygodni. Jest kilka spraw organizacyjnych do ogarnięcia, trzeba wydrukować bilety…
- Pytam, kiedy mogę przyjść do ośrodka, żeby z nimi pobyć? To chyba fajne dzieciaki. W każdym razie mają dobry gust muzyczny. – Puściła do niego oko.
Zwalczył chęć przewrócenia oczami. Muzyka Cambrii była niezwykle zmysłowa, pełna wulgaryzmów i tematów, o których dzieci nie powinny myśleć.
- Może na najbliższe zajęcia, jeśli jesteś wolna. Dzieciaki na pewno będą podekscytowane.
- Kiedy są te zajęcia?
- W każdy poniedziałek od szóstej trzydzieści do ósmej wieczorem. Znajdziesz chwilę?
- Jestem na wakacjach, więc sama zarządzam czasem.
Myśląc, że trochę poprawi atmosferę, Miles spytał:
- Czy mam coś przygotować na tę wizytę?
- Nie trzeba. Tylko proszę nie mówić, że przyjdę. Chcę im zrobić niespodziankę…
Fragment książki
W biznesie medialnym, podobnie jak w życiu, odpowiednia prezentacja stanowi kartę atutową. Dax Wakefield zawsze doceniał wartość dobrego show.
Dzięki starannej uwadze, jaką przywiązywał do każdego szczegółu, jego imperium medialne odniosło sukces, o jakim nawet nie marzył. A więc dlaczego notowania KDLS, jego dawnej perły w koronie, spadły do tak fatalnego poziomu?
Zatrzymał się przy recepcji w holu stacji informacyjnej, w której zamierzał wdrożyć postępowanie naprawcze.
- Witaj, Rebecco. Jak w tym semestrze Brian radzi sobie z matematyką?
Recepcjonistka uśmiechnęła się szerzej, odrzucając włosy do tyłu i prostując ramiona, aby upewnić się, że zauważy jej nienaganną figurę. Zauważył. Mężczyzna tak wrażliwy na kobiecą urodę jak Dax, zawsze zauważał.
- Dzień dobry, panie Wakefield - zaświergotała. - Dużo lepiej. Ostatnio dostał czwórkę ze sprawdzianu. Minęło pół roku, odkąd wspomniałam panu o jego ocenach. Że też pan o tym pamiętał!
Zawsze starał się zapamiętać jakiś osobisty szczegół dotyczący pracownika. Miarą sukcesu są nie tylko zarobione pieniądze, ale również doskonale zarządzana firma, czego nie można dokonać w pojedynkę. Jeśli pracownicy lubią firmę, to są jej wierni i dają z siebie wszystko.
Zazwyczaj. Cóż, Dax miał kilka pytań do menedżera stacji, Roberta Smitha, na temat ostatnich notowań. Ktoś tu popełnia błędy.
Dax postukał się po skroniach, uśmiechając szeroko.
- Mama zawsze mi powtarzała, żebym był dobrym chłopczykiem. Gdzie jest Robert?
Recepcjonistka nacisnęła guzik, by odblokować drzwi.
- Nagrywa program.
- Pozdrów ode mnie Briana! - zawołał Dax, przechodząc przez drzwi z matowego szkła, za którymi odbywał się największy show na ziemi: poranne wiadomości.
W studio kręciło się mnóstwo ludzi: kamerzyści, oświetleniowcy, realizatorzy, a pośrodku tego pozornego rozgardiaszu siedziała prezenterka wiadomości KDLS, Monica McCreary. Rozmawiała przed kamerą z drobną ciemnowłosą kobietą, która choć nieduża, miała wspaniałe nogi. I potrafiła ten atut wyeksponować.
Dax był pełen uznania dla jej wysiłku. Przystanął na uboczu i ściągnął spojrzeniem menedżera. Robert, skinąwszy głową, przedarł się ku niemu przez ocean ludzi i sprzętu.
- Widziałeś notowania, co? - mruknął.
Godna pochwały umiejętność czytania w jego myślach. Dax doceniał tę zdolność u pracowników.
Ale na niskie notowania stacji doprawdy brak wytłumaczenia. Kluczem do sukcesu zawsze była sensacja, a jeśli akurat jej brakowało, należało taką sensację stworzyć, aby sztandar Wakefield Media powiewał dumnie.
- Tak. - Chwilowo Dax na tym poprzestał. Miał przed sobą cały dzień, a ekipa była w trakcie nagrywania. - Co to za program?
- Lokalny. Dla przedsiębiorców z Dallas. Nadajemy raz w tygodniu.
Pięknonoga prowadzi własny biznes? Interesujące. Inteligentne kobiety zawsze go pociągały.
- Co ona robi? Piecze babeczki?
Kobieta tryskała energią, była typem pełnej werwy fertycznej cheerleaderki, która nie zawraca sobie głowy nadmiarem choreografii, jeśli jej się nie podoba. Oczami wyobraźni widział, jak lukruje babeczkę i żąda za nią wygórowanej ceny.
Dax dałby się skusić na tę babeczkę. Dosłownie i w przenośni. Może nawet na jedno i drugie.
- Prowadzi agencję matrymonialną, EA International. Dla ekskluzywnych klientów.
Daxowi krew uderzyła do głowy, myśli o babeczkach uleciały jak sen.
- Znam tę firmę.
Mrużąc oczy, skupił wzrok na kobiecie z Dallas, przez którą stracił najbliższego przyjaciela. Ktoś, kto nazywa siebie swatką, powinien być przywiędły, zgarbiony i mieć siwe włosy. Zresztą co za staromodne pojęcie! Poza tym prawo powinno zakazywać tego procederu.
Prezenterka roześmiała się nagle i pochyliła.
- A więc jest pani swego rodzaju dobrą wróżką z Dallas?
- Lubię tak o sobie myśleć. Potrzebujemy w życiu odrobiny magii, prawda? - Gdy z ożywioną miną gestykulowała, jej ciemne włosy poruszały się wraz z nią.
- Ostatnio połączyła pani księcia Delamerian z jego narzeczoną? - Monica mrugnęła porozumiewawczo do rozmówczyni. - Jestem pewna, że wiele kobiet ma to pani za złe.
- To niezupełnie moja zasługa. - Swatka uśmiechnęła się, a to ją w jakiś czarodziejski sposób odmieniło. - Książę Alain. . . Finn. . . i Juliet byli już w związku. Pomogłam im tylko się odnaleźć.
Dax nie mógł oderwać od niej wzroku. Wprost jaśniała na planie. Gwiazda wiadomości KDLS wyglądała przy niej jak niepozorne ciało niebieskie przy Słońcu.
Dax potrafił docenić potencjał gwiazdy.
Albo element zaskoczenia.
Wkroczył na scenę.
- Sam poprowadzę, Monico. Dziękuję.
Choć prośba była niezwykła, Monica uśmiechnęła się i wstała. Pozostali pracownicy nawet nie mrugnęli. Gdy usiadł na ciepłym fotelu, mała kobieta wulkan wybuchła:
- Co tu się dzieje? Kim pan jest?
Mężczyzną, który dostrzegł niepowtarzalną szansę na poprawę wyników oglądalności.
- Dax Wakefield, właściciel stacji - odrzekł uprzejmie. - A pani ma na imię Elise, prawda?
Kobieta założyła swoją wspaniałą nogę na drugą i wyprostowała się z godnością.
- Owszem, ale proszę się do mnie zwracać pani Arundel.
A więc rozpoznała jego nazwisko. No to zabawmy się trochę. Zaśmiał się ponuro.
- A może raczej pani Hokus-Pokus? Czyż nie zajmuje się pani zastawianiem pułapek na Bogu ducha winnych klientów? Czy nie podsuwa pani bogatym mężczyznom swoich sprytnych słodkich aniołków?
Ten wywiad może być okazją do zemsty, a ta na zimno smakuje najlepiej. Jeśli jednocześnie z podniesieniem wskaźnika oglądalności zdyskredytuje EA International, gra jest tym bardziej warta świeczki. Ktoś musi ocalić świat przed wyrachowanymi klientkami tej swatki.
- Nie tym się zajmuję. - Elise przesunęła wzrok na jego tors, ale na jej twarzy nie pojawił się zmysłowy uśmiech, jakiego mógłby oczekiwać.
- Proszę nas oświecić - poprosił wielkodusznie, robiąc wymowny gest ręką.
- Łączę z sobą pokrewne dusze. - Elise, a raczej pani Arundel, odchrząknęła i przełożyła nogi, szukając wygodniejszej pozycji. - Niektórzy ludzie potrzebują pomocy w tej materii. Mężczyźni sukcesu rzadko mają czas lub cierpliwość, żeby odnaleźć swoją drugą połowę. Robię to za nich. Potrzebują właściwej partnerki, a o taką niełatwo. Szlifuję zatem niektóre z moich klientek w brylanty godne najlepszych sfer.
- Aha, rozumiem. Uczy je pani sztuki naciągania.
Na pewno to jej się udało z Daniellą White noszącą teraz nazwisko Reynolds, ponieważ usidliła Lea, przyjaciela Daxa z college’u. To z jej powodu piętnaście lat wspanialej przyjaźni diabli wzięli!
Uśmiech Elise zbladł.
- Sugeruje pan, że kobiety potrzebują szkolenia, żeby zdobyć bogatego mężczyznę? Osobiście wątpię. Ja tylko ułatwiam im sprawę, przedstawiając je właściwym kandydatom. Jestem dobra w swoim fachu. Pan to powinien najlepiej wiedzieć.
W studiu rozległ się szmer, ale Dax i Elise nie przerwali pojedynku na mordercze spojrzenia. Powietrze gęstniało od napięcia. W kamerze wyjdzie to wspaniale.
- Doprawdy? - spytał ze stoickim spokojem. - Czy dlatego, że zniszczyła pani naszą firmę i długoletnią przyjaźń, przedstawiając Leowi tę naciągaczkę?
Rana była ciągle żywa.
On i Leo, koledzy z college’u, całym sercem wierzyli w sukces i wieczną przyjaźń. Kobiety doceniali, gdy były im potrzebne. Ale Daniella rozkochała w sobie Lea, a potem zrobiła mu pranie mózgu. W rezultacie Leo stracił zainteresowanie biznesem.
Nie była to tylko wina Danielli, choć niewątpliwie od niej wypłynęła inspiracja. Ostatecznie to Leo zerwał umowę z Daxem. Obydwaj ponieśli siedmiocyfrowe straty. A potem Leo z niewiadomego powodu zakończył ich przyjaźń.
Cóż, nie warto ufać ludziom. Każdy, komu na to pozwolisz, zetrze cię w pył.
- Bzdura! - Kobieta westchnęła i na moment zamknęła oczy, najwyraźniej starając się wymyślić jakąś celną ripostę. I bądź tu mądra! Nie ma takiej. Mimo wszystko próbowała. - Leo i Dannie są niezwykle dobrani, łączą ich takie same wartości. To właśnie robi mój komputer. Dopasowuje ludzi zgodnie z ich naturą.
- Magia, czary-mary - skomentował Dax, unosząc brwi. - Stwierdza pani, że ci ludzie do siebie pasują, a oni w to wierzą. Potęga sugestii. Sprytne!
Naprawdę tak uważał. Doskonale znał pożytki płynące z takich tricków. Dzięki nim odwracano uwagę od tego, co dzieje się za kulisami.
Na policzkach Elise pojawiły się czerwone plamy, ale nie rezygnowała.
- Jest pan cynikiem, panie Wakefield. To, że nie wierzy pan w szczęśliwą miłość, nie oznacza, że ona nie istnieje.
- To prawda, a zarazem fałsz. Owszem, jestem cyniczny, ale wieczna miłość to mit. Długotrwałe związki polegają na kompromisie i przyzwyczajeniu. Nie potrzeba do tego śmiesznych zaklęć o dozgonnej miłości.
Jego matka udowodniła tę prawdę, odchodząc od jego ojca, gdy Dax miał siedem lat. Ojciec nigdy nie porzucił nadziei, że pewnego dnia wróci. Naiwniak!
- Smutne - skonstatowała z niepewnym uśmiechem. - Musi pan być bardzo samotny.
- Nic podobnego. W jednej chwili mogę znaleźć pięć kandydatek na wieczorną randkę.
- Gorzej z panem, niż myślałam. - Przekładając nogę na nogę, czego nie potrafił zignorować, pochyliła się ku niemu. - Powinien pan w końcu znaleźć miłość swojego życia. I to szybko. Mogę panu pomóc.
Wybuchnął tak głośnym śmiechem, że sam się wystraszył. Ale to nie było śmieszne.
- Czy nie wyraziłem się jasno? Czy nie powiedziałem, że uważam panią za manipulantkę, a sam nie wierzę w miłość?
- Próbuje pan udowodnić, że moja firma, praca mojego życia, to zwykła lipa - odparła cicho. - Ale to się nie uda. Nawet komuś o zatwardziałym sercu potrafię znaleźć odpowiednią partnerkę. Proszę mi pozwolić wprowadzić swoje dane do komputera.
Do diabła, wywiodła go w pole. Co za tupet! No, no, szacunek, pani Elise Arundel.
W pewnym sensie podobał mu się jej styl.
Wytarła spocone dłonie o spódnicę. Oby tylko ten pompatyczny bufon tego nie zauważył. Wywiad nie przebiegał według zaplanowanego scenariusza. Na taki nigdy by się nie zgodziła. Szermierki słowne nie były jej mocną stroną. Ani też radzenie sobie z bogatymi, nader przystojnymi i aroganckimi playboyami, którzy pogardzali wszystkim, w co wierzyła.
Co jej przyszło do głowy, by rzucać mu rękawicę?
Mniejsza z tym. Na pewno jej nie podniesie. Tacy faceci jak Dax nie pojawiają się u swatki.
- Chce mi pani znaleźć odpowiednią partnerkę?
- Prawdziwą miłość - poprawiła go. - Taką na zawsze. Zajmuję się łączeniem par na całe życie.
- Proszę więc opowiedzieć o własnym szczęściu. Czy pan Arundel jest pani jedyną prawdziwą miłością?
- Jestem singielką. Nie świadczy to jednak o jakości moich usług. Nie rezygnuje pan z agencji turystycznej tylko dlatego, że agentka nie była w kurorcie, do którego pan się wybiera, prawda?
- Mimo wszystko zastanawiałbym się, dlaczego pracuje w tym zawodzie, jeśli nigdy nie wsiadła do samolotu.
W studiu rozległy się chichoty.
Byłaby szczęśliwa, mogąc wsiąść do tego samolotu, gdyby tylko pojawił się właściwy mężczyzna. Ale jej klienci pasowali zawsze do kogoś innego, nie do niej, a poza tym, cóż. . . brakowało jej odwagi, by podejść do interesującego mężczyzny i się przedstawić.
Spędzanie piątkowych wieczorów na oglądaniu komedii romantycznych było bezpieczniejsze niż bicie się z myślami, czy osiągnęła wystarczający sukces, czy jest dość dobra albo dość szczupła, by umówić się na randkę.
Zgodziła się na ten wywiad tylko po to, by promować swoją firmę. Nic innego oprócz sukcesu EA International nie skłoniłoby jej do zrobienia z siebie widowiska.
- Osobiście zawsze latam pierwszą klasą, panie Wakefield. - Gdyby jej głos nie przybrał piskliwego tonu, riposta wypadłaby świetnie. - Gdy będzie pan gotów wejść na pokład, proszę mnie odwiedzić.
- Czy mogę wypełnić kwestionariusz online?
Czy naprawdę to rozważał? Złe przeczucie na dobre zagościło w jej sercu. To był zły pomysł, ale jak ma zareagować?
- Kwestionariusz online nie wystarczy - odparła. - Aby znaleźć idealną kobietę, muszę poznać pana osobiście.
Nieznacznie przymknął powieki i posłał jej leniwy uśmiech.
- Ciekawe. Jak daleko nasza osobista znajomość musi się posunąć, pani Arundel?
Czyżby z nią flirtował? Bo ona na pewno nie. Prowadzi twardy biznes.
- Daleko. Zadaję serię wnikliwych pytań. Gdy skończę, będę pana znać lepiej niż pańska matka.
Jakiś cień przemknął po twarzy Daxa, ale szybko się zreflektował.
- Nie zdradzam sekretów, zwłaszcza mamie. A jeśli to zrobię i nie znajdę prawdziwej miłości? Mogę panią oskarżyć o oszustwo. Zdaje sobie pani z tego sprawę?
- Nie ma zmartwienia - skłamała - ale proszę o poważne podejście do rzeczy. Żadnego oszukiwania. Jeśli się pan zdeklaruje, a ja nie znajdę dla pana prawdziwej miłości, może pan rozpowiadać wszem i wobec, że nie jestem tak skuteczna, jak twierdzę.
Ale była skuteczna. Sama wymyśliła algorytm kojarzenia par, poświęcając niezliczone godziny na stworzenie bezbłędnego kodu. Ludzie często ją zwodzili, ale nigdy się nie poddawała, dopóki nie wyeliminowała błędu.
- Niezły układ. - Zmrużył oczy. - Nie ma sposobu, żebym na tym stracił.
Był święcie przekonany, że ta kobieta oszukuje klientów, a on nigdy nie da się na to nabrać.
- Ma pan rację. W żadnym przypadku pan nie straci. Jeśli pan nie znajdzie swojej drugiej połowy, zniszczy pan moją firmę wedle własnego upodobania. Ale jeśli znajdzie pan miłość, cóż. . . - Wzruszyła ramionami. - Osiągnie pan szczęście. I będzie pan je mnie zawdzięczał.
- Miłość nie jest jedyną nagrodą?
Droczył się z nią. Nie ujdzie mu to na sucho.
- Prowadzę interes, panie Wakefield. Na pewno zdaje pan sobie sprawę, że mam wydatki. Dym i lustra kosztują.
Miał ujmujący śmiech, musiała to przyznać. Dannie trafiła w sedno, tak oto opisując Daxa Wakefielda: „Smakowity kąsek, odrobinę pyszałkowaty, czasami śliski jak wąż”.
- Proszę się mieć na baczności, pani Arundel. Chyba nie chce pani wyjawić wszystkich swoich sekretów w porannych wiadomościach?
Pokręcił głową, ale to nic a nic nie zaszkodziło jego fryzurze. Tak przystojny i zadbany facet jak Dax Wakefield nie potrzebował specjalnego makijażu, by pokazać się przed kamerą. Doprawdy, to nie w porządku.
- Niczego nie wyjawiam. - Wyprostowała się w fotelu. Im dalej od tego przystojniaka, tym lepiej. - Ale jeśli znajdzie pan prawdziwą miłość, zgodzi się pan na reklamę mojej firmy. Jako zadowolony klient.
Gdy z zaskoczeniem znów uniósł brwi, poczuła lekki dreszczyk emocji i już nie żałowała, że podjęła tę grę.
W końcu chodzi o EA International, przedsięwzięcie, na które chuchała i dmuchała od siedmiu lat. Atak na swój biznes traktowała jak atak osobisty.
- Mam reklamować pani usługi?
- Jeśli znajdzie pan miłość, oczywiście. Też powinnam coś mieć z tego eksperymentu. Zadowolenie klienta to najlepsze referencje. Gotowa jestem nawet zrezygnować z mojego wynagrodzenia.
- Teraz naprawdę mnie pani zaciekawia. Ile obecnie wynosi stawka za prawdziwą miłość?
- Pięćset tysięcy dolarów.
- Niesłychane! - Zrobiło to na nim wrażenie.
- Daję gwarancję. Jeśli nie znajdę komuś partnerki, zwracam pieniądze. To pana nie dotyczy - przyznała ze skinieniem głowy. - Pan się postara zniszczyć moją firmę.
Wtedy zorientowała się, że popełniła błąd. Można znaleźć bratnią duszę tylko dla kogoś, kto posiada duszę. Dax Wakefield najwyraźniej sprzedał swoją diabłu.
Zacierając ręce w geście radości, mrugnął do niej okiem.
- Propozycja, na której nie mogę stracić. Nawet zrobię dla pani coś więcej. Za pół miliona dolarów można kupić piętnastosekundową reklamę podczas Super Bowl. Jeśli znajdzie pani dla mnie prawdziwą miłość, w przerwie meczu zaśpiewam na pani cześć pieśń pochwalną.
- Nie zrobi pan tego. - Omiotła wzrokiem jego przystojną twarz, starając się zgłębić jego prawdziwe intencje.
Ale emanowała z niego szczerość.
- Zrobię. Tyle tylko, że nie będę musiał. Wygrana ze mną wymaga czegoś więcej niż dymu i luster.
Wygrana! Traktuje to jak zawody!
- To znaczy, że nawet jeśli się pan zakocha, będzie pan udawał, że jest inaczej?
Wyraz oburzenia wyostrzył mu rysy.