Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Zaczarowany jednym spojrzeniem
Zajrzyj do książki

Zaczarowany jednym spojrzeniem

ImprintHarlequin
Liczba stron160
ISBN978-83-291-1327-4
Wysokość170
Szerokość107
EAN9788329113274
Tytuł oryginalnyA Tycoon Too Wild to Wed
TłumaczPrzemysław Przychodniak
Język oryginałuangielski
Data premiery2025-03-04
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Zaczarowany jednym spojrzeniem" nowy romans Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE.
Grecki milioner Asterion Teras bardzo się liczy ze swoją babką, która chce, żeby się ożenił z wybraną przez nią kobietą. Asterion zgadza się, bo jest mu wszystko jedno, kogo poślubi – i tak nie zamierza się angażować ani zmieniać stylu życia. Jedzie do położonego w lesie klasztoru, by poznać narzeczoną, wychowankę zakonnic Britę Martis. Spodziewa się ujrzeć kobietę skromną i uległą, tymczasem staje przed nim prawdziwa piękność o nieposkromionym temperamencie…

 

Fragment książki

 

Z typowym dla siebie aroganckim wyrazem twarzy, zaskoczony Asterion Teras spojrzał z góry na drobną, elegancką staruszkę.
– Słucham?
– Słyszałeś – odpowiedziała jego babcia. Jej spojrzenie jak zawsze było surowe i przenikliwe. Siedziała dumnie w swym ulubionym fotelu niczym na tronie, ale Asterion nie należał do tych, którzy lękają się kogokolwiek. – Potrzebujesz żony. I to bardzo – powtórzyła.
– Bardziej niż czegokolwiek innego, Yia Yia – odpowiedział sucho Asterion.
To powinno zakończyć sprawę, ale doskonale wiedział, że tak nie będzie.
Siedzieli w eleganckim, przestronnym pokoju z panoramicznym widokiem na wyspę, z lśniącym w oddali Morzem Śródziemnym. Willa Teras od pokoleń była najcenniejszym rodzinnym klejnotem rodziny. Postawiono ją na terenie posiadłości, którą jakiś chwalebny przodek zawdzięczał hojności i łasce dawnego króla.
Wzniesiona na wzgórzu z jednym z najpiękniejszych widoków na całe królestwo willa, była nieoficjalnie znana jako zamek jego babci. Dimitra Teras była przeszczęśliwa, uważając się za swego rodzaju władczynię wszystkiego, co widzi. Biorąc pod uwagę, że była jednym z niewielu mieszkańców wyspy, którzy mogli poszczycić się przyjaźnią z prawdziwą, rzadko widywaną publicznie królową, nikt nie odważyłby się tego kwestionować. Nie wyłączając Asteriona, który zazwyczaj kwestionował wszystko i w każdej sprawie, jakby uważał to za swój obowiązek.
Przy jednym z ogromnych okien stał jego brat bliźniak Posejdon. Po jego postawie Asterion wnioskował, że był równie mało zainteresowany poszukiwaniem potencjalnej żony, jak on sam. Dla obu było to rodzajem zabawy. Podczas gdy gazety i inni nieznajomi nieustannie sugerowali, że między dwoma spadkobiercami fortuny rodziny Teras trwa konflikt, tak naprawdę bracia cieszyli się swoim towarzystwem. W końcu dzieliła ich zaledwie minuta różnicy.
Woleli nie ujawniać prawdy. Znacznie zabawniejsze było czytanie doniesień o ich nieistniejącej wrogości. Rzeczywistość była taka, że Asterion i Posejdon rywalizowali o wszystko, ponieważ to lubili. Obaj zaangażowali się w swoje części rodzinnego imperium w duchu rywalizacji, który od zawsze cechował ich relację. Ich matka wspominała, jak podczas ciąży wielokrotnie czuła ich ruchy, które interpretowała nie inaczej jak bójki.
Stracili ją w wypadku samochodowym, który zabrał także ich ojca i dziadka, gdy bliźniacy mieli dwanaście lat.
Asterion wolał nie myśleć o nieprzyjemnych rzeczach, których nie mógł zmienić. Szczególnie o tamtym wypadku. Wciąż miał w pamięci huk uderzenia i, co gorsza, to, co nastąpiło później.
– Obaj – mówiła Dimitra, tonem przypominającym orędzie. – Obaj jesteście niewiele lepsi niż wilki. Z dnia na dzień nie wiem, który z was ma gorszą reputację.
– Mam nadzieję, że wygrywam tę konkurencję – zaśmiał się Posejdon.
– Nonsens – odpowiedział Asterion, unosząc brew. – Kimże jesteś więcej niż tylko ulubionym playboyem wszystkich? Zaledwie błyskotką, którą używa się tylko po to, by wkrótce ją wyrzucić.
– Nie wszyscy z nas czerpią dumę z bycia uważanym za potwora Morza Śródziemnego, ton megalýtero adelfó – odpowiedział Posejdon z charakterystyczną dla siebie lekkością.
– Jestem już stara – oznajmiła babcia. Szokujące wyznanie w ustach kobiety, która wielokrotnie jasno dawała do zrozumienia, że zamierza przeciwstawić się niszczącemu działaniu czasu i stać się nieśmiertelna. Gdy na nią spojrzeli, uśmiechnęła się w sposób, który można było nazwać niebezpiecznym. – Śmierć śledzi mnie nawet teraz.
– Zaledwie tydzień temu ogłaszałaś wszem i wobec, że lekarze uznali, że jesteś zdrowsza niż przeciętny trzydziestolatek – zauważył Asterion. – Czyżbyś o tym zapomniała? Czy takie śledzenie masz na myśli?
– Chciałabym móc z gracją zanurzyć się w zasłonach mglistych wspomnień – odparła chłodno Dimitra. – Niestety mój umysł wciąż jest zbyt bystry. Widzę was obu z doskonałą jasnością i codziennie jestem zmuszona czytać o waszych wybrykach. Nie mam zamiaru pozwolić, by rodzina wymarła tylko dlatego, że obaj jesteście tak bezużyteczni.
– Bezużyteczni – powtórzył Posejdon ze śmiechem, który jeden z tabloidów nazwał bardziej niebezpiecznym niż trzęsienie ziemi. Tak wielka była jego uwodzicielska siła. – Nie jestem pewien, czy akcjonariusze by się z tobą zgodzili, Yia Yia.
– Ostatnio sprawdzałem – dodał Asterion, przytakując. – Hydra Shipping Posejdona i moja Minotaur Group znacznie przewyższają roczne zyski jakiegokolwiek innego członka tej rodziny. Nie tylko w tym, ale każdego roku, Yia Yia. Przecież doskonale zdajesz sobie z tego sprawę.
– Sama tego od nasz oczekujesz – mruknął Posejdon.
– Chcę prawnuków. – Dimitra udała, że go nie słyszy. Mówiąc te słowa, machnęła ręką, jakby korporacyjne osiągnięcia mało ją obchodziły.
Asterion doskonale wiedział, że Dimitra Teras ma bystry umysł do interesów, którego nigdy nie wahała się użyć jako broni, eliminując konkurentów. Od kogo innego on i jego brat się tego nauczyli?
– Dobrze się czujesz? – zapytał, podczas gdy Posejdon wciąż nie przestawał się uśmiechać. Byli identyczni, ale mimo to nikt nie miał trudności z ich rozróżnieniem. Te same ciemne włosy, te same niebieskie oczy w kolorze morza. Tyle że jeden z nich nie uśmiechał się nigdy, a drugi nigdy nie przestawał okazywać zadowolenia. – Od kiedy stałaś się taka rodzinna?
– To nie ma nic wspólnego z byciem rodzinną, paidiá – odpowiedziała.
Dzieci. Jakby Asterion i Posejdon wciąż byli maluchami w krótkich spodenkach. Nikt inny nie odważyłby się mówić w ten sposób do dwóch najpotężniejszych mężczyzn na świecie. Nikt inny nigdy tego nie zrobił. Ich osiągnięcia znane były na całym świecie. Biznesowi rywale woleli od razu się poddać, niż próbować z nimi walczyć. Kobiety rzucały się im do stóp. Od ich dwunastych urodzin była tylko jedna osoba, która miała śmiałość sugerować im, że również są śmiertelnymi istotami. Ale dziś trochę z tym przesadzała.
– Smutna prawda, którą muszę zaakceptować, jest taka, że żadnemu z was nie można zaufać w kwestii znalezienia odpowiedniej partnerki – mówiła Dimitra w sposób szczególnie cierpiętniczy, sugerujący, że czerpała z tego przyjemność. – Obaj rozpustni, choć wy podchodzicie do tego inaczej. – Bracia spojrzeli na siebie, nie próbując zaprzeczyć. – Żadnemu z was nie można zaufać, że zajmie się tym w rozsądnym czasie. Chciałabym zobaczyć prawnuki, choćby po to, by się upewnić, że są właściwie wychowywane. To nie ma nic wspólnego z moimi poważnymi obawami co do waszych charakterów, a jedynie z rodzinną schedą.
Bracia spojrzeli na siebie, po czym ponownie skupili wzrok na seniorce rodu.
– My jesteśmy dziedzicami rodziny – powiedział cicho Asterion.
Dimitra cmoknęła.
– Przez lata dałam wam obu wiele wskazówek i wydaje się, że z żadnej z nich nie skorzystaliście. Tym razem więc będę mówić do was w języku, który zrozumiecie. – Pochyliła się do przodu. Splotła dłonie, a zdobiące je bezcenne klejnoty odbiły światło w różne strony. Zupełnie jakby i nimi sterowała. – Każdy z was poślubi kobietę, którą ja wybiorę. W innym wypadku sprawię, że spadek trafi do kogoś spoza rodziny, zamiast zostać podzielony między was. Mam nadzieję, że nie zapomnieliście, że wtedy także kontrolny pakiet udziałów w rodzinnej fundacji będzie mieć ktoś obcy.
– Nie zapomnieliśmy – rzekł Asterion z dezaprobatą.
– Nie cierpisz obcych nawet bardziej niż my – przypomniał jej Posejdon.
– Wybór należy do was – powiedziała zdecydowanie Dimitra.
Uśmiechnęła się do Asteriona, podobnie jak robi to kot do kanarka. Gdyby nie to, że takie rzeczy mówiła jego ukochana babcia, po prostu odwróciłby się na pięcie i zabrał za tworzenie planu jej zniszczenia. Kochał ją jednak. Nie tylko dlatego, że doskonale wiedział, że nigdy nie rzucała pustych gróźb. Poza tym była ich jedynym słabym punktem. Sami zapracowali na swoje fortuny i sami wytyczyli swoje ścieżki. Po wypadku była ich jedyną rodziną i od tamtej pory opiekowała się nimi. Oczywiście robiła to w swoim niepowtarzalnym stylu, ale Asterion nie musiał konsultować się z Posejdonem, by wiedzieć, że nadal czuli się tak, jak zawsze. Jeśli Dimitra pragnęła potomków, dostanie ich. Nawet jeśli byli niechętni temu pomysłowi.
Czekała, jakby się spodziewała awantury, rozbijania naczyń i uderzania pięściami o ściany. Nie wychowała ich jednak, by zachowywali się w tak banalny sposób. Dimitra uśmiechnęła się szeroko, a oni jedynie czekali.
– Chcę jasno zaznaczyć, że to ja mam kontrolę nad sytuacją, nie wy. Oboje musicie zgodzić się zarówno na uwiedzenie, jak i poślubienie kobiet, które dla was wybiorę.
Bliźniacy ponownie spojrzeli na siebie, rozumiejąc się bez słów.
– Mówisz tak, jakby uwodzenie kobiet było dla nas jakimś trudnym zadaniem, Yia Yia – wymruczał Posejdon. – Nie chcę wprawiać cię w zakłopotanie, ale nigdy nie było to dla nas wielkim wyzwaniem.
– Powiedziałam, że najpierw je uwiedziecie, a potem się ożenicie – sprecyzowała z wyrzutem Dimitra. – Nie mówiłam, żebyście uwodzili, a potem porzucili. I nie będą to te okropnie nijakie istoty, którymi obaj się zachwycacie. Każdy z was potrzebuje porządnej kobiety. Przyznam, że wątpię, żeby któremukolwiek z was udało się zdobyć szacunek którejś z nich. – W jej oczach błysnął błękit, identyczny jak ich. – Szczególnie że nigdy wam się to nie udało.
Asterion zmarszczył brwi.
– Nie rozumiem, dlaczego ryzykowałabyś rodzinną schedę z powodu czegoś tak głupiego jak uwodzenie i ślub.
– Obaj jesteście nieszczęśliwi. Bez względu na to, czy macie tego świadomość, czy nie – powiedziała, potrząsając głową, choć jej oczy wciąż błyszczały. – Zbyt potężni i zbyt uparci. A co macie do zaoferowania? Ciągnące się za wami historie o złamanych sercach kobiet wątpliwej moralności i okropne opowieści o waszym ich traktowaniu.
– Nie skarżą się na sposób, w jaki je traktujemy – powiedział Posejdon. – Raczej na to, że nie kontynuujemy tego traktowania tak długo, jak by chciały.
Dimitra uniosła brwi z obrzydzeniem.
– Ciągle jesteście na czołówkach tabloidów; skandal za skandalem. Uwierzcie mi, że w końcu zostaniecie uznani za niegodnych jakiejkolwiek porządnej kobiety.
Posejdon się zaśmiał.
– Mówisz tak, jakby to było coś złego.
– Masz obowiązki wobec tej rodziny, Posejdonie – zripostowała. – A obecnie jesteś bliski tego, by być postrzeganym jako ktoś niewiele więcej wart niż głupia dziwka.
W innej rodzinie byłoby to uznane za obelgę, ale Posejdon jedynie ponownie się zaśmiał.
– Może i dziwka, ale na pewno nie głupia.
– Podjęłam decyzję – powiedziała z determinacją Dimitra. – Musicie zdecydować teraz, bo śmierć może mnie zabrać w każdej chwili. – Dosłownie promieniała dobrym zdrowiem, ale żaden z nich nie kwestionował jej słów, więc kontynuowała. – Albo całkowicie zrezygnujecie ze spadku, albo po raz pierwszy w życiu zrobicie to, co wam każę.
Bracia spojrzeli na siebie i na chwilę zapanowała cisza. Komunikowali się tak, jak zawsze to robili. Asterion mógł zobaczyć swoje myśli w oczach brata.
– Jak źle może być? – zapytał milcząco Posejdon.
Asterion przypomniał sobie małżeństwo ich rodziców i wiedział, że potrafi być bardzo źle. Nawet okropnie. Postanowił, że jeśli zadowoli to jego babcię, to może się zgodzić na tę farsę. Wiedział, że zawsze będzie się starał zadowolić tę starą smoczycę, którą była Dimitra. Zrobi to jednak w granicach rozsądku. Nie zamierzał dać się uwikłać w te wszystkie rzeczy, na które ludzie pomstują, gdy chodzi o małżeństwo. Żadnych emocji i uczuć. Nie był stworzony do takich rzeczy i nie chciał pozwolić, by utrudniły mu życie. Dotychczas nie było w jego życiu niczego, czego by nie kontrolował, nawet swojej babci. Choć mogła myśleć, że ma nad nim przewagę, Asterion doskonale wiedział, że żadnego z nich nie zaciągnie siłą do ołtarza.
Było jednak faktem, że majątek Terasów potrzebował spadkobierców. Nawet lepiej, że zostanie mu zapewniona odpowiednia narzeczona. Będzie mógł zrealizować plan, a potem ponownie żyć, jak będzie chciał. Nie zamierzał wspominać o tym babci. W końcu była jedną z Terasów i też lubiła wygrywać.
Nie martwił się o potencjalną narzeczoną. Kobiety były jak deser. Przyjemne, słodkie, szybko się je spożywało i równie szybko zapominało. Asterion przypuszczał, że te porządne również takie były. Jedyne co odróżniało je od innych, to być może kilka warstw nudnej cnoty.
Bracia milcząco podzielili się swoimi przemyśleniami i porozumiewawczo kiwnęli głowami. Odwrócili się do spokojnie siedzącej w fotelu babci.
– Oczywiście poślubimy narzeczone, które nam wybierzesz – powiedział posępnie Asterion.
Jego ton sprawił, że Dimitra wydawała się jaśnieć.
– Ktoś powinien powiadomić prasę – dodał Posejdon. – Podejrzewam, że będą płacze, histeria na ulicach, rozdzieranie szat – dodał cynicznie.
Dimitra Teras tylko się uśmiechnęła, jakby wiedziała coś, o czym oni nie mieli pojęcia.

Tamtej nocy Brita Martis wróciła do smutnego, zrujnowanego domu ojca tylko z konieczności. Był to jedyny powód, dla którego w ogóle tam wracała.
Większą część roku spędziła, obozując w najdzikszych zakątkach wyspy, o które od pokoleń jej rodzina przestała nawet udawać, że dba. Jako dziecko przemierzała posiadłość, szukając w plątaninie zieleni i pełzających pnączy śladów dawnych ogrodów oraz próbując znaleźć dawne labirynty żywopłotów, które widziała na starych rysunkach w opustoszałych pokojach. Nawet wtedy unikała rodziny, jak tylko mogła.
Dziś wolała spędzać czas z zamieszkującymi porastające stare wzgórza, dzikie zarośla i gęste lasy istotami. Zawsze uważała je za swoją prawdziwą rodzinę, a puszczę za prawdziwy dom. Brita uważała kły, pazury i okazjonalne ukąszenia za znacznie przyjemniejsze niż spędzanie czasu z którymkolwiek z krewnych. Wszyscy mieszkali w starej willi – dziś zbudowanej raczej z żalu i roztrzaskanych marzeń niż z kruszących się, pobielanych kamieni.
Był późny wieczór, kiedy powoli i ostrożnie skradała się z zaniedbanego, zdziczałego ogrodu. Nauczyła się, że dużo lepiej jest wiedzieć dokładnie, gdzie przebywają ojciec, macocha i wyniośli kuzyni, niż niespodziewanie się na nich natknąć. To nigdy nie kończyło się dobrze. Mogła się spodziewać wyłącznie obrzydliwych złośliwości, ohydnych oskarżeń i gorszących scen. Od dawna miała ich wszystkich serdecznie dosyć. Po trzech latach spędzonych z dala od rodziny i ich wobec niej oczekiwań, ostatni rok intensywniejszego kontaktu okazał się o wiele trudniejszy, niż się spodziewała.
Tej nocy Brita potrzebowała tylko uzupełnić zapasy i zrobić pranie. Jeszcze przed świtem zamierzała ponownie wyruszyć w drogę. Ponad wszystko chciała uniknąć spotkania z krewnymi. Nigdy też nie była szczęśliwsza niż wtedy, gdy mogła spać pod gołym niebem z bliskimi jej sercu dzikimi zwierzętami.
Przeszła przez zarośla i zniknęła w cieniu starej willi, która była zaledwie wspomnieniem swej dawnej świetności, zanim jeszcze Brita się urodziła. Wiedziała o tym z zakurzonych starych fotografii, które znalazła w pudłach w opuszczonych pokojach. Jej rodzina nie dbała o to miejsce. Utrzymywanie historycznych willi tego wyspiarskiego królestwa wymagało funduszy, które jej krewni woleli wydawać na siebie. Instalacja elektryczna była niebezpieczna, dach przeciekał, a w ścianach mieszkały myszy. Jej macocha jeździła za to luksusowym samochodem i paradowała w designerskich ciuchach po modnych nadmorskich miejscowościach.
Zapomniana stara willa była symbolem tego, co stało się z rodziną Martis. Szeroko otwarte drzwi i okna wpuszczały do środka łagodną bryzę śródziemnomorskiej nocy. Brita doskonale jednak wiedziała, że ani jej ojciec, ani macocha czy którykolwiek z chciwych kuzynów nie mieli szczególnego zamiłowania do przebywania na świeżym powietrzu. Okna były otwarte dlatego, że brakowało pieniędzy na klimatyzację, a w domu wieczorami robiło się duszno. Resztki służby otwierały więc wszystkie okna, a domownicy udawali, że wolą to od hałasujących klimatyzatorów.
Brita nigdy nie musiała udawać. Gdy otoczona florą i fauną stała na jednym z klifów, uważała go za swój salon. Zwierzęta były jej całą rodziną, jakiej potrzebowała i która wieczorami była też znacznie cichsza.
Już dawno nauczyła się poruszać cicho i niezauważalnie. Umiejętność tę wykorzystywała, by dbać o dziką przyrodę w całym królestwie. Rehabilitowała ranne zwierzęta, obserwowała zachowania zdrowych i odnajdywała wśród nich nowych przyjaciół.
– Vasilisie, trzeba coś zrobić – zabrzmiał natarczywy głos jej macochy, którego często używała, szczególnie rozmawiając z ojcem Brity. – Został zaledwie miesiąc czy dwa, zanim skończy się ten jej próbny rok. Co wtedy będzie z nami? Ona pójdzie do klasztoru, a my trafimy do przytułku?
Jak zwykle rozmawiali o Bricie. Westchnęła cicho.
Odkąd była dzieckiem, gdy wszystko szło zgodnie z ich planem, zupełnie ją ignorowali. Jej matka uciekła od Vasilisa, kiedy Brita była mała. Szybko okazało się, że jest zupełnie niezdolna do pełnienia roli matki na odległość. A może po prostu wykorzystała okazję, by uciec, a Brita była jedynie wliczoną w koszty jej działania stratą. W każdym razie matka wyjechała i nigdy nie obejrzała się za siebie. Ostatnią jej próbą kontaktu z Britą był wysłany w zeszłym roku e-mail. Pisała, że podąża za swoją pasją jogi i oddaje się trwającemu już cztery lata odosobnieniu w Indonezji.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel