Zacznijmy jeszcze raz (ebook)
Dimitrios Papandreo chciał pocieszyć Annabelle, siostrę swojego zmarłego przyjaciela, którą miał się zaopiekować. Sytuacja wymknęła mu się jednak spod kontroli. Po wspólnej nocy z osiemnastoletnią Annabelle nie widział innego wyjścia, jak zerwać z nią kontakt. Czuł, że zawiódł zaufanie przyjaciela. Jednak ta decyzja sprawiła, że przez sześć lat nie miał pojęcia, że Annabelle urodziła mu syna. Gdy prawda wychodzi na jaw, odnajduje ją. Ma nadzieję naprawić dawny błąd, lecz zraniona Annabelle nie wyobraża sobie, by teraz mogli się stać szczęśliwą rodziną…
Fragment książki
– Co niby mam zobaczyć? – Ton głosu Dimitriosa wyrażał nieskrywaną pogardę dla dziennikarza. Nawet przez telefon potrafił onieśmielić najtwardszego pismaka.
– Mój e-mail. – Dziennikarz nic sobie nie robił ze srogiego tonu rozmówcy.
Dimitirios rzucił szybko okiem na temat wiadomości: „Zadzwoń, żeby porozmawiać”. W e-mailu znajdowała się jedna linijka tekstu: „Artykuł pojawi się w prasie w weekend”. Oprócz tego załączono fotografię chłopca. W jego twarzy Dimitrios rozpoznał coś znajomego, co natychmiast go zaalarmowało. Jego brat bliźniak słynął z zadziwiająco krótkotrwałych romansów. Czy to możliwe, że jeden z nich zaowocował potomkiem? Brukowce byłyby zachwycone tego rodzaju skandalem i z przyjemnością zmieszałyby nazwisko rodowe Zacha i Dimitriosa z błotem, przy okazji narażając na szwank reputację imperium mediowego, które bracia odziedziczyli po ojcu i ciężką pracą utrzymywali w świetnej kondycji.
– Skomentuje to pan?
Ashton pracował dla konkurencyjnej gazety z siedzibą pod Sydney. Dimitrios westchnął ciężko.
– Nie mam pojęcia, jakiej reakcji się po mnie spodziewasz, pokazując mi jakieś przypadkowe zdjęcie. Powinienem je rozpoznać? Bać się? Przykro mi, ale muszę cię rozczarować.
Musiał jak najszybciej porozmawiać z bratem. Gdyby Zach wiedział o dziecku, na pewno wspomniałby o tym, czyż nie? A może nie wiedział? Albo żądny sensacji dziennikarz próbował go sprowokować…
– Może zmieni pan zdanie, gdy podam nazwisko? Annie Hargreaves – wycedził powoli, z nieskrywaną satysfakcją Ashton.
Ciało Dimitriosa zareagowało natychmiast. Mimo że znajdował się na najwyższym piętrze szklanego wieżowca z widokiem na ozłocony zachodem słońca Singapur, poczuł, jakby ciężki głaz wcisnął go w ziemię.
– Słucham? – warknął przez zaciśnięte zęby, choć nie potrzebował, by Ashton cokolwiek powtarzał.
Wszystko, co było związane z przeklętą Annabelle Hargreaves odcisnęło się piętnem w jego pamięci na zawsze. Jej ciało. Jej pocałunek. Jej niewinność. Sposób, w jaki na niego patrzyła tej nocy, gdy się kochali, jakby działo się coś ważnego, coś wyjątkowego. Jakby mógł jej coś dać. Gdyby tylko był tego typu mężczyzną… Obydwoje potrzebowali ukojenia bólu po śmierci jej brata, a jego najlepszego przyjaciela. Nic więcej. Przypomniał sobie, co jej powiedział po tym, jak odebrał jej dziewictwo. Celowo dobrał słowa, które raniły. Zrobił to dla jej dobra. Bo wiedział, że nie mógł jej dać tego, czego pragnęła. Musiał zniszczyć jej dziecinne mrzonki, w których ona i on żyli długo i szczęśliwie.
Dimitrios Papandreo nigdy nie snuł planów rodzinnych, ale po śmierci Lewisa okrucieństwo rzeczywistości dotarło do niego z pełną siłą. W takim świecie nie było miejsca na szczęście i miłość. Sprowadzenie na świat dzieci byłoby skazaniem ich na cierpienie. Zrobił wszystko, by zapomnieć o Annabelle. Ale gdy tylko usłyszał jej imię, natychmiast stracił zdolność trzeźwego myślenia. Wszystkie jego zmysły się wyostrzyły.
– Panna Annie Hargreaves, lat dwadzieścia pięć, Bankstown, Sydney. Samotna matka sześcioletniego syna o imieniu Max. Zechce pan skomentować?
Dimitrios zacisnął mocno dłoń na telefonie. Max. Sześcioletni. Przeklął w duchu, wstał gwałtownie i podszedł do okna. Oparł się dłonią o szklaną taflę i spojrzał w dół, co tylko spotęgowało mdłości, które nim wstrząsnęły. Zamknął na chwilę oczy i wziął głęboki oddech. Lewis umarł siedem lat temu, niedawno spotkali się z Zachem, by jak co roku uczcić jego pamięć. We trzech byli nierozłączni. Traktowali Lewisa jak brata, a jego śmierć była dla nich szokiem. Los nie szczędził Dimitriosowi trudnych doświadczeń, ale tak rozdzierającego bólu nie doświadczył nigdy wcześniej. Znów stanęła mu przed oczami młodsza siostra przyjaciela, Annabelle… Niemożliwe!
– Plotka głosi, że spędziliście razem noc, dziewięć miesięcy przed narodzinami chłopca.
Plotka? Nie, wiedziałby, gdyby o tym plotkowano. Ashton miał informatora, który wydawał się wiedzieć o wiele za dużo. Annabelle? Od razu odrzucił ten pomysł. Na pewno przyszłaby prosto do niego. Nawet po tym, co jej powiedział…
„Nie rozumiesz, Annabelle? Byłem pijany, tęskniłem za Lewisem i chciałem porozmawiać z kimś, kto to zrozumie. To – wskazał na łóżko – nie miało się nigdy wydarzyć. Nigdy bym się z tobą nie przespał na trzeźwo. Na pewno to rozumiesz!”
– A więc? Potwierdza pan? Poznał pan już swojego syna? – naciskał Ashton.
Syna. Słowo, które eksplodowało w głowie Dimitriosa z siłą dynamitu. Przypomniał sobie słowa umierającego przyjaciela i zadrżał.
„Opiekuj się nią, Dim, proszę. Annie będzie zrozpaczona, nie poradzi sobie. Proszę, miej na nią oko, żeby nic jej się nie stało”.
Wstrząsnęło nim poczucie winy. Zawiódł przyjaciela, nie dotrzymał obietnicy. Nigdy sobie tego nie wybaczył.
– Annie Hargreaves to wieloletnia przyjaciółka rodziny – mruknął, choć wiedział, że to najgorszy z możliwych komentarzy. Dolał tylko oliwy do ognia.
Ashton roześmiał się tak nieprzyjemnie, że Dimitrios miał ochotę rzucić telefonem o ścianę.
– Wygląda na to, że jest kimś więcej.
Dimitrios miał dość.
– Zdajesz sobie sprawę, że zniszczysz życie dziecka, żeby sprzedać trochę więcej egzemplarzy swojego szmatławca? – zapytał lodowatym tonem.
– Przyganiał kocioł garnkowi…
Ashton miał rację. Na tym polegała praca dziennikarza. Nikt nie wiedział o tym lepiej niż Dimitrios, który z pomocą brata w ostatniej dekadzie potroił zasięgi mediów należących do ich konsorcjum. Dawno też stracił nadzieję, że uda mu się zachować choć odrobinę prywatności. Chciał czy nie, stał się osobą publiczną. Zazgrzytał zębami – cała ta sytuacja wystawiała jego cierpliwość na próbę.
– Pozwól, że skontaktuję się z tobą później. – Rozłączył się i schował telefon do kieszeni. Potrząsnął głową, ale nie mógł się pozbyć natrętnych wspomnień.
– Wiesz chyba, co do ciebie czuję, Dimitriosie…
– Annabelle, Chryste, jeszcze niedawno byłaś dzieckiem! Nie myślałem nigdy o tobie inaczej niż o młodszej siostrze Lewisa. Obiecałem mu, że będę się tobą opiekował.
Annabelle skrzywiła się.
– Ale ja ciebie… myślę, że… Nie. Wiem na pewno, że cię kocham.
Równie dobrze mogła mu przystawić do skroni lufę rewolweru. Panika sparaliżowała go. Popełnił błąd, który uruchomił lawinę. Musiał wybić jej z głowy te romantyczne mrzonki. Nie miał jej nic do zaoferowania.
– To był seks, nie miłość. Nie oszukuj się. W dodatku byłem tak pijany, że prawie nic nie pamiętam.
Zadziałało. Jej śliczną twarz przeszył spazm bólu. I dobrze, pomyślał, powinna mnie znienawidzić za to, co zrobiłem. Zasługuję na to.
– Mam dziewczynę.
Annabelle pobladła.
– Popełniłem błąd i będę go żałować do końca życia.
Do diabła! Nawet teraz, po latach, tamte słowa sprawiały, że czuł do siebie odrazę. Postąpił słusznie, odzierając Annabelle ze złudzeń, ale i tak czuł się jak najgorszy człowiek na świecie. Podszedł do biurka. Spojrzał ponownie na zdjęcie chłopca – wyglądał znajomo, ale Dimitrios nigdy w życiu nie pomyślałby, że to jego syn. Jego i Annabelle. Dlaczego nic mu nie powiedziała?
– Będziesz żałował do końca życia? Nigdy ci tego nie wybaczę! Wynoś się! Zostaw mnie i nigdy więcej nie próbuj się ze mną kontaktować.
Czy była na niego aż tak wściekła, że postanowiła nie powiedzieć mu o dziecku? Czy posunął się za daleko i sprowokował ją do aż tak podłej zemsty? Nie dowierzał, choć dowód miał przed oczami. Annabelle miała dziecko, a on mógł się założyć o całą swoją fortunę, że był jego ojcem. Dimitrios zazgrzytał ponownie zębami i podniósł słuchawkę telefonu stacjonarnego.
– Niech przygotują odrzutowiec do lotu. Muszę natychmiast lecieć do Sydney – warknął do swej asystentki.
– Ja jadłam wcześniej.
Mimo że miał dopiero sześć lat, Max był stanowczo zbyt spostrzegawczy. Przyglądał się Annie swymi wielkimi oczyma, próbując zgadnąć, czy mówiła prawdę.
– Naprawdę – zapewniła go z szerokim uśmiechem. – Jedz kolację.
Max nabił kawałek klopsa na widelec, próbując ukryć rozczarowanie faktem, że trzeci dzień z rzędu jadł to samo. Annie przyglądała mu się z mocno zaciśniętymi ustami.
– Pracujesz dzisiaj, mamusiu?
– Trochę. – Annie zerknęła na laptop stojący na drugim końcu stołu.
Maluch pokiwał poważnie głową i wepchnął mięso do buzi. Tym razem Annie uśmiechnęła się spontanicznie. Rósł tak szybko! I miał taki apetyt, że z przerażeniem myślała o kolejnych zakupach. Usiadła bliżej synka, ściskając w zgrabiałych dłoniach kubek gorącej herbaty.
– Możesz teraz popracować.
– Wolę z tobą porozmawiać.
– Będziesz przez to musiała pracować w nocy.
Nie zdawała sobie sprawy, że Max zauważył jej nieprzespane noce. Ostatnio brała każde dodatkowe zlecenie w pracy. Nie zarabiała kokosów, ale przynajmniej mogła pracować z domu i nie musiała zatrudniać opiekunki, na którą i tak nie byłoby jej stać.
– Nie przejmuj się. Jak klops? – niezręcznie zmieniła temat.
Max, jak zwykle niezawodny, uśmiechnął się i skinął głową. Wyglądał dokładnie jak jego ojciec. Przeszył ją nagły ból, aż musiała odwrócić głowę. Miesiąc temu Max zapytał ją o ojca. Pierwszy raz nie zadowolił się ogólnikową odpowiedzią i zadawał kolejne pytania: „Kto jest moim tatą? Co robi? Dlaczego się z nami nie spotyka? Gdzie mieszka? Nie kocha nas?”. Trudne pytania wymagające zastanowienia i zachowania spokoju. Obiecała sobie, że nigdy nie okłamie syna, ale lawirowanie stawało się coraz trudniejsze. Zwłaszcza że nękało ją poczucie winy z powodu samotnego rodzicielstwa. I nie chodziło tylko o skromne warunki, w których dorastał, choć starała się, jak mogła, by zaspokoić jego podstawowe potrzeby. Ciemna chmura przeszłości zawisła nad jej głową.
Dzień, w którym poszła powiedzieć Dimitriosowi o ciąży, okazał się najgorszym w jej życiu. Była ogromnie zestresowana faktem, że zobaczy go po raz pierwszy, odkąd spędzili ze sobą noc. Założyła najbardziej poważne ubranie, jakie miała, by dostrzegł w niej partnerkę, z którą mógłby iść przez życie. Przygotowała sobie przemowę, w której zwalniała go z jakiegokolwiek obowiązku, ale uznawała, że miał prawo wiedzieć. Kiedy dotarła do jednego z najbardziej prestiżowych barów w Sydney, znalazła go w otoczeniu świty zblazowanych piękności i bogaczy, z olśniewającą rudą kobietą przyklejoną do boku.
Osiemnastoletnia Annie nie potrafiła tego udźwignąć. Uciekła. Złamał jej serce, odebrał godność i odarł ze znaczenia to, co się między nimi wydarzyło. Na zawsze. Po śmierci Lewisa została całkiem sama. Jej chwiejna relacja z rodzicami urwała się pod naporem ich rozpaczy, a tragedia rozdzieliła ich. Matka Annie nie była w stanie przyjąć do wiadomości, że inni także przeżyli boleśnie stratę Lewisa. Noc z Dimitriosem stanowiła spełnienie dziewczęcych marzeń Annie, ale przede wszystkim wyrwała ją z otchłani bólu i samotności. Kochając się z nim, czuła, jak jej dusza leczy się, a życie znowu nabiera sensu. Niestety następnego ranka okrutnymi słowami odebrał jej tę przelotną ulgę i wtrącił z powrotem w mrok rozpaczy.
Miała zaledwie osiemnaście lat, straciła brata, oddała dziewictwo Dimitriosowi, została przez niego odrzucona, odkryła, że jest w ciąży, czego rodzice nigdy jej nie wybaczyli… Uciekła więc od wszystkich, którzy ją zawiedli, by jakoś się pozbierać. Teraz, sześć lat później, zastanawiała się czasami, czy podjęła słuszną decyzję. Czy miała prawo ukrywać przed Dimitriosem istnienie syna?
– Co się stało, mamusiu?
Zorientowała się, że zatopiona w smutnych myślach, przestała się uśmiechać. Natychmiast się rozchmurzyła.
– Nic, kochanie. Kończ kolację, już późno. Pora iść spać.
Od około pół roku wieczorny rytuał trwał o wiele dłużej niż kiedyś. Najpierw, tak jak zwykle, czytała synkowi do snu, potem odpowiadała na tysiąc jego pytań, pozwalała napić się łyk wody, potem Max potrzebował pójść do toalety, a kiedy w końcu otulony kołdrą leżał w łóżku, wołał ją ponownie.
– Mamusiu, boję się!
W takich momentach Annie poddawała się i wbrew poradnikom dla rodziców, siadała obok synka i gładziła go po plecach, aż zasnął. Popełniła w życiu tyle błędów, że kolejny prawdopodobnie nie miał już znaczenia. Z westchnieniem wymknęła się z pokoju Maxa. Była wyczerpana i zestresowana, ale jej serce przepełniała miłość. Uśmiechnęła się do siebie i usiadła przy stole, na którym czekał już na nią laptop. Praca pomoże jej przynajmniej zapomnieć o głodzie. Obiecała sobie, że po godzinie zrobi sobie herbatę i zje jedno ciastko owsiane, luksus w obecnej sytuacji. Nie zawsze było tak ciężko, ale przed świętami Bożego Narodzenia oszczędzała, na czym się dało, by kupić Maxowi prezent. Przez większość roku odmawiała mu wielu rzeczy, które jego rówieśnicy traktowali jako oczywistość. Nie chciała, by musiał obyć się także bez prezentu pod choinką.
Po niecałej godzinie zaskoczyło ją zdecydowane pukanie do drzwi. Wstała pospiesznie. Nie obawiała się, że Max się obudzi. Gdy już udało mu się zasnąć, nic nie było w stanie go obudzić. Prawdopodobnie kurier pomylił się i znowu chciał dostarczyć jej paczkę dla któregoś z sąsiadów.
– Chwileczkę – zawołała i zmierzając do drzwi, włączyła czajnik, by nie stracić ani minuty cennego czasu przeznaczonego na pracę.
Judasz w drzwiach nie działał, a właściciel domu, od którego wynajmowała malutkie mieszkanko, nigdy go nie naprawił, choć po jej wielokrotnych prośbach zamontował przynajmniej łańcuch. Otworzyła więc drzwi na tyle, na ile pozwalał łańcuch. Po sekundzie miała ochotę zatrzasnąć je z powrotem i zamknąć na klucz. Powstrzymała się, wbrew instynktowi samozachowawczemu. Przeklęła w myślach. Czyżby miała przywidzenia? To nie mógł być Dimitrios! Skąd by się wziął pod drzwiami jej mieszkania?
– Annabelle. – Jego głos popieścił jej zmysły.
Tylko on używał jej pełnego imienia. Przypomniała sobie ich ostatnią noc, gdy powtarzał jej imię wielokrotnie, pieszcząc ją, całując… Ale zaraz potem pojawiło się wspomnienie innych słów wypowiedzianych przez Dimitriosa: „Wypiłem wcześniej pół butelki whisky. Gdybym nie był pijany, nigdy by do tego nie doszło. Nigdy wcześniej nawet na ciebie w ten sposób nie spojrzałem. Przecież ty jesteś jeszcze dzieckiem! Naiwną nastolatką. To był tylko seks, nic więcej, nie łudź się. To nic nie znaczy”.
To wspomnienie ją otrzeźwiło. Wyprostowała się, choć była prawie trzydzieści centymetrów od niego niższa i nie mogła się łudzić, że zrobi na nim wrażenie. Mogła go jednak zmierzyć lodowatym wzrokiem i udawać, że jej serce nie biło jak szalone. Od pokoju, w którym spał Max, dzieliło ich zaledwie kilkanaście metrów. Panika ścisnęła Annie za gardło.
– Mamy problem.
My? Przecież nie było „ich”. Zimna pustka samotności od dawna gościła w jej sercu. Zauważyła, że bacznie śledził wzrokiem każdy jej grymas i gest.
– Mogę wejść?
Wpatrywała się w niego jak w zjawę. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że jeszcze się nie odezwała. Potrząsnęła głową tak gwałtownie, że prawie złamała sobie kark.
– Hm, nie. Ja… Co ty tutaj robisz?
– Lepiej porozmawiajmy w środku, bez świadków.
– Nie widzę tu nikogo – odparowała. Sięgnęła po klucz, odpięła łańcuch i szybko wyszła na zewnątrz. Nie chciała go wpuścić do środka nie tylko ze względu na Maxa. Po prostu wstydziła się warunków, w jakich mieszkała. Niestety na korytarzu zachowanie bezpiecznego dystansu od Dimitriosa okazało się niemożliwe. „Mamy problem” – o co mu chodziło?
– Co ty tutaj robisz? – powtórzyła, krzyżując ramiona na piersi.
Miała na sobie tylko podkoszulek i spodnie do jogi, więc na korytarzu natychmiast zmarzła. Starała się nie patrzeć na Dimitriosa. Prawie zapomniała, jak bardzo był przystojny. Jego twarz wyglądała jak wyrzeźbiona w granicie i była idealnie symetryczna, zaplanowana przez naturę z niezawodną precyzją. Wystające kości policzkowe, patrycjuszowski nos, kwadratowy podbródek z dołeczkiem, który całowała tamtej nocy… Natychmiast zrobiło jej się cieplej. Stalowoszare, inteligentne oczy błyszczały niebezpiecznie, a jednodniowy zarost ocieniający jego szczękę i policzki dodawał mu mrocznego uroku. Pamiętała, że jego klatka piersiowa była twarda i wyrzeźbiona niczym tors antycznego posągu, a skóra miała kolor ciemnego karmelu. Jego szczupłe, ale mocne ramiona obejmowały ją ciasno, gdy zasypiała. Myślała, że właśnie zaczęło się w jej życiu coś ważnego i wyjątkowego. W samym środku żałoby, gdy jej serce przepełniał smutek po śmierci starszego brata, w ramionach Dimitriosa Annie poczuła ulgę i uwierzyła, że wszystko jeszcze będzie dobrze.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
Po plecach Annie natychmiast spłynęła strużka zimnego potu. Wiedział… A może tylko udawał, że wiedział? Może sprawdzał zasłyszaną plotkę? Skąd mógł się dowiedzieć o Maksie? Przerażenie uwolniło do jej krwi potężną dawkę adrenaliny.
– Czego? – zapytała nieco piskliwym głosem.
– Za późno na to, Annabelle. – Westchnął, ale nie z rezygnacją, raczej z ledwie wstrzymywanym gniewem i goryczą. – Dowiedziałem się od jednego dziennikarza, że mamy syna.
Annabelle wstrzymała oddech i przycisnęła plecy do drzwi, żeby nie upaść. Miała wrażenie, że nagle w korytarzu zabrakło tlenu, a ściany i sufit napierają na nią swoim ciężarem.