Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Zakazana miłość lady Cecily (ebook)
Zajrzyj do książki

Zakazana miłość lady Cecily (ebook)

ImprintHarlequin
KategoriaEbooki
Liczba stron272
ISBN978-83-276-9119-4
Formatepubmobi
TłumaczMaria Brzezicka
Tytuł oryginalnyLady Cecily and the Mysterious Mr. Gray
Język oryginałuangielski
EAN9788327691194
Data premiery2022-11-17
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Cecily jest zafascynowana poznanym na weselu brata Zacharym Grayem, uważa, że nareszcie odnalazła pokrewną duszę. Niestety rodzina nigdy nie zgodzi się na jej związek z mężczyzną o nie najlepszym pochodzeniu. Cecily postanawia wyleczyć się z zakazanej miłości… poślubiając innego. Szybko rezygnuje z tej ryzykownej terapii i podąża za głosem serca, nie bacząc na konsekwencje. Gdy Zachary zostaje niesłusznie oskarżony o napaść, Cecily może go oczyścić z zarzutów, jeśli wyzna, że spędził całą noc w jej sypialni. Jednak wówczas wywołałaby skandal i splamiła dobre imię rodziny.  Czy starczy jej odwagi, by w imię miłości skazać się na powszechne potępienie?

FRAGMENT

– Panie Gray, nie spodziewałam się tu kogokolwiek spotkać – powiedziała, odruchowo poprawiając włosy.
– Ani ja.
– Cóż… Chyba powinnam wrócić na przyjęcie.
– Naprawdę pani tego chce?
– Ja… To trochę dziwne pytanie.
– Czyżby? Albo pani naprawdę chce tam wrócić, albo tylko pani uważa, że tak należy postąpić.
– Nie powinnam być tu z panem sam na sam.
– Czy pani się mnie boi? – spytał, muskając delikatnie jej policzek.
– Nie to miałam na myśli. To po prostu niestosowne i może narazić na szwank moją reputację.
– Przecież nikt nas nie widzi – odparł z uśmiechem. – Rozmawiamy, bo jesteśmy gośćmi na tym samym przyjęciu.
Niby miał rację, jednak jego argumenty tylko ją zirytowały. Nie miał pojęcia o etykiecie, ale nic dziwnego, przecież był Cyganem.
– Może pospacerujemy? – zaproponował. – Zdradzi mi pani, czym tak bardzo się martwi.
Niebywałe! Powinna natychmiast odejść, jednak tylko zaśmiała się, w zamierzeniu bardzo nonszalancko. Gdy jednak usłyszała, jak piskliwie zabrzmiał jej głos, poczuła na policzkach rumieńce wstydu.
– Niczym się nie martwię.
– To dlaczego wymknęła się pani do ogrodu?
– Pragnęłam odetchnąć świeżym powietrzem. A co pana tu sprowadza, panie Gray?
Uniósł głowę i westchnął. Nie nosił fularu, miał na szyi niebieską chustę zawiązaną w fantazyjny węzeł. Emanował siłą, jednak Cecily czuła się przy nim bezpieczna. Bardziej niż jego obecność niepokoiły ją dziwaczne myśli o tym, że chętnie sprawdziłaby, czy jego mięśnie są rzeczywiście takie twarde, jak się wydają.
– Też potrzebowałem świeżego powietrza, a zatem mamy ze sobą coś wspólnego – odparł, a jego melodyjny głos podziałał na nią jak balsam. – Jak podejrzewałem.
Wpatrywał się w nią tak intensywnie, że na chwilę zabrakło jej tchu. Odruchowo oblizała wargi.
– Nie bardzo wiem, co pan ma na myśli – zdołała wyjąkać przez zaciśnięte gardło.
Nie odpowiedział, tylko nadal na nią patrzył. Cecily zadrżała. Naprawdę powinna wrócić na przyjęcie, bliscy pewnie już się zastanawiali, gdzie się podziewa. Zatopiona w myślach nawet nie zauważyła, kiedy Grey zarzucił jej na ramiona swój żakiet. Już za późno, by zaprotestować, a kto wie, jak brudne było to odzienie. Jednak poczuła tylko zapach dymu i mydła. Odprężyła się i owinęła ciaśniej.
– Dziękuję – szepnęła.
– Cała przyjemność po mojej stronie, lady Cecily.
– Zniknął pan zaraz po śniadaniu. Dokąd pan poszedł?
– Jestem zaszczycony, że pani zauważyła moją nieobecność.
– Och, chyba pytał o pana pan Markham – skłamała gładko. – Czy pana… współplemieńcy są gdzieś w pobliżu?
– Nie.
– No to dokąd pan poszedł?
– Jestem wolnym człowiekiem, mogę chodzić, gdzie mi się podoba.
– Nie mówi pan jak Cygan.
– A jak według pani powinien mówić Cygan? Jak wynika z pani, chyba niezbyt bogatych, doświadczeń?
Napięła mięśnie i uniosła podbródek, zirytowana jego napastliwym tonem.
– Z moich doświadczeń wynika, że często mówią z obcym akcentem, ale pan brzmi jak Anglik. – Zsunęła z ramion żakiet i podała mu. – Już mi ciepło, dziękuję. Muszę wracać na przyjęcie.
Odebrał od niej żakiet, zarzucił na ramiona, a potem zacisnął ciepłe palce na jej nadgarstku.
– Urodziłem się w Anglii – powiedział. – I wolę, by nazywano mnie Romem.
– Postaram się zapamiętać – obiecała.
Rozsądek nakazywał, by wyszarpnęła dłoń z jego uścisku, ale nie zrobiła tego. Pozwoliła, by delikatnie ściągnął jej rękawiczkę, a potem kciukiem pomasował wnętrze jej dłoni.
– Czy oczyściła pani umysł ze smutnych myśli? – spytał, nadal patrząc na nią badawczo. – Obserwowałem panią w kościele.
Pytanie sprawiło, że jej wcześniejsze obawy powróciły. Przycisnęła wolną dłoń do żołądka, by uspokoić rozdygotane nerwy.
– Zastanawia mnie, dlaczego siostra bogatego księcia czuje się taka nieszczęśliwa – szepnął.
– Nieszczęśliwa?
Wzruszył ramionami, nie przestając masować kciukiem jej dłoni. Skupiła się na tym, co pomogło jej odzyskać spokój. Gray objął ją drugą ręką w pasie i pociągnął delikatnie. Posłusznie pozwoliła się poprowadzić jeszcze dalej od domu. Choć przestał ją obejmować i w pewnym momencie puścił jej dłoń, nadal za nim podążała.
Powinnam wrócić do domu, i to natychmiast, myślała gorączkowo.
– Przejdźmy się jeszcze – zaproponował. – Chętnie pani wysłucham i na pewno nie będę oceniał.
Po raz kolejny pomyślała, że zachowuje się niestosownie, nie tak, jak od niej wymagano. Jednak kusiło ją, by opowiedzieć mu o swych obawach. Przecież nie miała nikogo, komu mogłaby się zwierzyć.
Zerknęła na idącego obok Graya. Trudno było coś wyczytać z jego twarzy, ale mowa ciała zdradzała, że jest spokojny i rozluźniony.
Po prostu… był, nie rozpamiętywał przeszłości ani nie robił planów na przyszłość.
To bez znaczenia, czy mu powierzę swe tajemnice, uznała, Jest Romem i wkrótce każde z nas wróci do swego świata. Prawdopodobnie nigdy więcej się nie spotkamy.
Lekko oszołomiona wolnością wyboru, zapachem róż i kojącą obecnością Graya, wyznała:
– Myślałam o mojej przyszłości.
– I nie rysowała się w zbyt różowych barwach?
– Ja… No cóż, bracia się ożenili, to stało się tak nagle. Nie spodziewałam się…
Dalsze słowa uwięzły jej w gardle. Doszli do końca ścieżki. Przed nimi rozpościerała się łąka i wysoki kamienny mur z bramą, Cecily podeszła do niewielkiego stawu i zapatrzyła się na ciemną wodę srebrzoną poświatą księżyca. Uznała, że to być może jedyna okazja, by głośno i szczerze wyznać, co ją dręczy, i zastanowić się nad przyszłością.
– Nie sądziłam, że bracia się ożenią. Leo… był już kiedyś żonaty. Nie wspomina tego dobrze, ale przynajmniej ma z tego związku dwóch wspaniałych synów i córkę. Ukończył czterdzieści lat, trzynaście lat był wdowcem. Wiele kobiet zabiegało o jego względu, marzyły, by zostać żoną księcia. Nigdy nie…
– Nie spodziewała się pani, że brat się zakocha?
Pytanie nie zabrzmiało napastliwie, jednak Cecily odruchowo przybrała obronny ton.
– Cieszę się jego szczęściem. Kocham go i od pierwszego wejrzenia polubiłam jego żonę Rosalind. Ale… gdy umarła pierwsza żona Leo, miałam siedemnaście lat. Wychowałam jego dzieci, zarządzałam całym gospodarstwem, a teraz, teraz…

Lady Cecily zamilkła, ale Zachary Absalom Graystoke spokojnie czekał. Wiedział, że dama poczuje się lepiej, gdy wyzna, co ją trapi. Było mu miło, że zdołał ją do tego namówić, że mu zaufała. I nie kierowały nim żadne ukryte motywy, przecież doskonale wiedział, jak bardzo jego świat różni się od świata Beauchampów.
Jednak lady Cecily zafascynowała go od pierwszego wejrzenia. Spóźniła się na ślub i usiadła z tyłu w ławce obok niego. Przybyła z jakimś młodzieńcem, zapewne krewnym księcia, jednak Gray niemal nie zwrócił na niego uwagi. Natomiast ta kobieta… Prawdziwa dama, dostojna, opanowana, ubrana w błękitną suknię i otulona w dyskretny zapach dobrych perfum co chwila przyciągała jego wzrok.
Gdy w kościele dotknął jej łokcia, poczuł coś dziwnego, jakby emocjonalną więź, która teraz wzrastała. Podczas uroczystego śniadania zauważył jej niepokój, który starannie ukrywała pod na pozór promiennym uśmiechem. Przeżył dotkliwe rozczarowanie, gdy książę przedstawił mu lady Cecily. Siostra księcia… To powinno go otrzeźwić, a jednak nadal czuł tę zadziwiającą emocjonalną więź z kobietą, od której mądrzej było trzymać się z daleka. Zresztą nie miał nic do zaoferowania żadnej kobiecie, w życiu, jakie wybrał, nie było miejsca na romantyczne związki.
– A teraz… mam trzydzieści lat – podjęła po chwili. – I nie wiem, co z sobą począć.
A zatem była od niego o cztery lata starsza. Czyli kolejna przeszkoda, choć najmniej ważna wśród setek innych, które sprawiały, że zawsze pozostaną sobie obcy.
– Nie zależało mi na zamążpójściu – wyznała. – Ale myślałam, że zawsze będę prowadzić dom dla Leo, że będę podejmowała ważne decyzje co do losów naszej rodziny. A teraz czuję się niepotrzebna. Pytał pan, dlaczego siostra bogatego księcia jest taka nieszczęśliwa. To teraz już pan wie. Jestem okropna, prawda?
– Obawia się pani zmian, które zajdą po ślubie brata?
– Właśnie. Wiem, że to samolubne, a przecież już po ślubie Leo wiedziałam, jak bardzo zmieni się moje życie. Jednak zepchnęłam te obawy głęboko, na dno duszy, poza tym byłam zajęta, ponieważ Olivia…
– Olivia?
– Moja bratanica, córka Leo, najmłodsze z jego dzieci. Debiutowała wiosną tego roku. – Nachyliła się nad stawem i zanurzyła dłoń w chłodnej wodzie. – Kiedy dzisiaj zobaczyłam Vernona i Theę w kościele, dotarło do mnie, że w moim świecie niezamężna kobieta jest… niewidzialna. – Podeszła do niego, a on z trudem opanował chęć, by jej dotknąć i czułym gestem dodać otuchy. – Niepotrzebna – mówiła dalej. – Może czasem ktoś poprosi mnie o drobną przysługę, o coś nieistotnego, na co innym szkoda czasu. Owszem, będą mnie tolerować, ale na nic innego nie mogę liczyć.
– Przejdźmy się jeszcze – zaproponował, licząc, że ruch pomoże jej odzyskać dobry nastrój.
Skinęła i po chwili ruszyli w stronę pogrążonej w mroku łąki i jeziora.
– A więc myśli pani, że właśnie tak wyglądać będzie pani przyszłość?
– Niezbyt zachęcająco, prawda? Nie mogę się zwierzyć bliskim, bo od razu by wyśmiali moje obawy, a już zwłaszcza Vernon i Leo. Zaczęliby zapewniać, jak bardzo mnie kochają i że moje miejsce jest przy nich. Jednak teraz to Rosalind jest panią domu, a ja nie zamierzam wchodzić jej w drogę, bo zbyt sobie cenię naszą przyjaźń.
– Ma pani inny wybór?
– Nie bardzo, jak wszystkie niezamężne kobiety.
– Ale nie musi pani zarabiać na życie?
– Nie, co miesiąc dostaję od Leo sporą sumkę na własne wydatki. Pewnie uznał mnie pan za niewdzięcznicę. Nie powinnam narzekać, bo na niczym mi nie zbywa.
– I w odróżnieniu od wielu innych kobiet ma pani wybór.
Nie tak, jak mama, pomyślał.
Zalała go fala żalu, którego nawet nie próbował zwalczyć. Smutek to nieodłączna część ludzkiego życia, ale nawet najgłębsze rany kiedyś przestają boleć.
Przystanęli nad brzegiem jeziora.
– Chyba łatwiej będzie podjąć decyzję dotyczącą przyszłych lat, jeśli pani głośno rozważy wszystkie możliwości.
– A zatem nie zamierza pan udzielić mi żadnej rady?
– A powinienem?
– Tak postąpiłaby większość mężczyzn – odparła z przekonaniem.
– Nie należę do tej większości.
– To prawda.
– Proszę zatem powiedzieć, jakie możliwości ma niezamężna arystokratka – spytał wyraźnie zaciekawiony.
– Jeśli musi zarabiać na życie, to przyjmie posadę guwernantki.
– A jeśli nie musi?
– To będzie skazana na rolę mniej lub bardziej uciążliwej krewnej.
– Przecież skoro nie brak pani środków do życia, może pani zaplanować inną przyszłość.
– Na przykład jaką?
– A jak wyobraża sobie pani idealne życie?
Zaśmiała się, jednak śmiech szybko przerodził się w szloch, a Zach spontanicznie ją przytulił i pogłaskał po ramionach. Trwała tak przez chwilę, a potem delikatnie wyswobodziła się z jego objęć.
– Właśnie zyskał pan dowód, jaka ze mnie histeryczka. Nawet nie mam żadnego pomysłu, żadnej wizji idealnego życia, po prostu boję się zmian. Pragnę nadal troszczyć się o moją rodzinę i zarządzać domem. Tylko tyle … i aż tyle, bo teraz to nieosiągalne. Zamiast cieszyć się szczęściem braci, wylewam łzy, ponieważ od teraz moje życie będzie wyglądać zupełnie inaczej. Jestem żałosna.
– Zmiany są nieuniknione, prawda? – Na chwilę pogrążył się we wspomnieniach. – Nie sposób przewidzieć, w jaki sposób wpłyną na nasz los. – Delikatnie uniósł jej podbródek. – To nieprzewidywalne. – Podniósł kamień i wrzucił go na środek jeziorka, przez co powierzchnia wody zafalowała, a po chwili znów się uspokoiła. – Ten kamień będzie być może leżał bardzo długo na dnie, ale kto wie, jakie zmiany właśnie wywołałem w jeziorze i na brzegu.
– Właśnie. A ja sobie właśnie uświadomiłam, że nawet na pozór korzystne zmiany mogą przynieść wiele smutku i bólu.
– A za taką korzystną zmianą o nieznanych konsekwencjach uważa pani ożenek brata?
– Tak. Nie. Och, nie powinnam o tym z panem rozmawiać.
– Czasami dobrze jest podzielić się z kimś swoimi obawami. Życie nabiera sensu, gdy podążamy za naszymi wyborami, zamiast robić to, co wypada albo czego oczekują po nas inni.
– Gdyby każdy robił tylko to, co mu się podoba, zapanowałby chaos. Powinniśmy przestrzegać pewnych reguł.
– Oczywiście, ale w życiu społecznym, a nie w prywatnych. Jest pani zbyt skrępowana zasadami obowiązującymi w pani świecie. Proszę spojrzeć na sprawy szerzej i otworzyć umysł.
– Łatwo panu powiedzieć – skomentowała gorzko. – Ale ja… och, co to takiego?
Idealna Lady, jak ją zaczął w myślach nazywać, nie krzyknęła ze strachu, tylko obserwowała z zaciekawieniem sowę, która bezszelestnie przefrunęła przez jezioro i wylądowała na wyciągniętym ramieniu Zacha.
– Lady Cecily, przedstawiam pani Atenę – powiedział.

***

Cecily patrzyła zafascynowana na ptaka. Atena miała wielkie ciemne ślepia i równie ciemne upierzenie, z którym kontrastowało kilka białych piór na łbie i z przodu. Zach ujął dłoń Cecili i położył delikatnie na piersi ptaka. Pióra były mięciutkie, bardzo miłe w dotyku.
– Jest piękna. Jak pan ją oswoił? – spytała.
Gdy uniósł ramię, Atena odleciała równie bezszelestnie, jak się pojawiła.
– Wyhodowałem ją od pisklaka. – Złożył dłonie w obronnym geście, jakby nadal chciał chronić nieporadne maleństwo znalezione na leśnej ścieżce.
– Ile ma lat?
– Dziewięć.
– Ma pan inne zwierzęta?
– Nie trzymam ich w zamknięciu. Mogą w każdej chwili odejść.
– Opowie mi pan o nich?
– Może przy innej okazji.
Obrócił się nagle i ruszył w stronę ogrodu. Poszła za nim, starając się dorównać mu kroku.
– Przepraszam. Nie chciałam być wścibska. Nie powinnam pytać pana o…
– I znów to samo – mruknął ze złością. – Nieustannie się pani zastanawia, co wypada, a co jest niestosowne.
Zatrzymał się i obrócił tak gwałtownie, że niemal na niego wpadła. Straciła równowagę, bo jej satynowe pantofelki nadawały się do tańca, ale nie sprawdzały się na wilgotnej trawie. Chwyciła Zacha za ramię, a on przygarnął ją mocno, wsłuchując się w bicie jej serca.
– Spokojnie, wszystko w porządku – szepnął.
Zwolnił nieco uścisk, dzięki czemu mogła odchylić głowę i spojrzeć mu w twarz. Musnął dłonią jej policzek, potem rozchylone wargi. Kiedy pochylił głowę, odruchowo stanęła na palcach, by być bliżej niego.
Jego usta były ciepłe i miękkie. Do tej pory całowała się tylko z jednym mężczyzną i nie było to doświadczenie warte zapamiętania. Natomiast ten pocałunek…
Objęła Zacha w pasie, po chwili wahania pozwoliła, by ich języki się spotkały. Poczuła, jak narasta w niej pragnienie, by jak najszybciej zaspokoić narastające pożądanie.
To Zach przerwał pocałunek. Oderwał wargi od jej ust, przesunął nimi po jej policzku i odsunął się nieco. Cecily wiedziała, że postępuje niewłaściwie, ale nie to ją dziwiło najbardziej. Bardziej ją zdumiewało, że w ogóle nie odczuwa wstydu.
– To nie powinno się wydarzyć – powiedział, ale ogień w jego oczach przeczył tym słowom.
– Czyżby? – spytała z przekornym uśmiechem, choć oczywiście miał rację. – A to dlaczego?
– Droga Idealna Lady, to trochę niedorzeczne pytanie – odparł wesoło, a potem wskazał na usiane gwiazdami niebo i dodał: – Zrzućmy winę na tę czarowną noc. Zanim wstanie dzień, o wszystkim zapomnimy.
– Podobał się panu ten pocałunek?
Ucałował jej dłoń i odparł:
– Tak, ale dobrze pani wie, że przekroczyliśmy granicę. Jeszcze przed chwilą byliśmy weselnymi gośćmi prowadzącymi niezobowiązującą rozmowę. Ale teraz… Nikt nie może się dowiedzieć, co tu zaszło. Gdyby wyszło na jaw, że całowała się pani z Romem, pani reputacja byłaby zrujnowana.
Wiedziała, że Zachary ma rację, i nadal nie mogła uwierzyć, że ona, dama zawsze przestrzegająca konwenansów, tak nieoczekiwanie i ochoczo o nich zapomniała.
– Chyba pan ma rację, to na pewno zgubny wpływ księżyca – odparła. – Na chwilę opuścił pana zdrowy rozsądek, bo zezłościłam pana, że zadaję zbyt wścibskie pytania.
Oczywiście, przecież Thea ostrzegała ją, że Gray bardzo sobie ceni prywatność. Szkoda, że wyrzuciła to z głowy.
– Ależ ten pocałunek nie był wyrazem złości – stwierdził wesoło. – Miałem ochotę panią pocałować, od kiedy panią zobaczyłem. A pani pytania wcale mnie nie zirytowały, po prostu nie chciałem na nie odpowiadać. Przyznaję, nie powinienem tak gwałtownie odchodzić.
– Odchodzić? To była ucieczka. Oczywiście nie ma pan obowiązku odpowiadać na moje wszystkie pytania.
– Nie chodzi o…. – Urwał, przechylił głowę i przez chwilę nasłuchiwał: – Wołają panią. Proszę już wracać. – Wskazał bramę prowadzącą do ogrodu.
Ogarnęło ją poczucie winy. Gdyby teraz zobaczyli ją bracia, byliby wściekli, ale nie na nią, tylko na Graya. Nie wolno do tego dopuścić. Była mu coś winna, rozmowa z nim przyniosła jej ulgę.
– Dziękuję, że pan mnie wysłuchał, panie Gray. – Wyciągnęła do niego dłoń.
– Zach. Proszę mówić do mnie po imieniu – poprosił, ujmując jej dłoń.
– Zachary? Zach? Jak to? Przedstawiono mi pana jako Absaloma Graya.
– Absalom to moje drugie imię. Chciałbym, by mówiła mi pani po imieniu, ale to pani wybór.
– Dobrze, w takim razie dziękuję, Zach, że mnie wysłuchałeś.
Pochylił się i ucałował jej dłoń.
– To był dla mnie zaszczyt, Cecily.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel