Zaklinacz zwierząt (ebook)
Jodie dowiaduje się, że odziedziczyła połowę praktyki weterynaryjnej w Everleigh w hrabstwie Dorset. Jej radość przyćmiewa fakt, że jej nowym partnerem ma być Cole Crawford, sławny w okolicy terapeuta i behawiorysta zwierząt. Ona i Cole byli kiedyś z sobą blisko, lecz tuż przed studiami on zakończył ich związek. Gdy Jodie przyjeżdża do Everleigh, były chłopak ponownie zabiega o jej względy. Jodie boi się ryzykować po raz kolejny. Cole się jednak nie poddaje…
Fragment książki
- Temperatura, oddychanie, jedno i drugie w porządku. To jest to, maluszku, czego oczekiwaliśmy. – Postawiła na stole czworonożnego pacjenta. Marlon był w zdecydowanie lepszej formie niż poprzedniego dnia, gdy przyniósł go jego właściciel.
Noc w lecznicy West Bow szczeniak labradora spędził pod kroplówką po tym, jak w domu przez cztery dni wymiotował.
- I zaczął dobrze jeść – dodała Aileen, wchodząc do gabinetu z dwoma kubkami kawy.
Jodie obserwowała, jak Aileen drapie szczeniaka za uszami, starając się go nakłonić, by polizał ją po twarzy.
- Nawet nie wiesz, jak jestem ci wdzięczna za to, że wiesz, kiedy przyda mi się kawa. A także za twoje podejście do zwierząt.
Popatrzyła na skąpany w deszczu Edynburg. Razem z Aileen budowały lecznicę od zera, więc zespół stał się jej drugą rodziną.
- Jeżeli nie zwróci śniadania, po południu może wracać do domu. – Zerknęła na grafik. – Zajrzę do Simby, tego kotka. O dwunastej przyjdzie Mark, więc zajmie się szczepieniem psów, poza tym...
- Jeżeli musisz odebrać Emmie ze stajni, manikiur królikom zrobi Anika – dodała Aileen.
- To może być konieczne – odparła Jodie, przypominając sobie poranne starcie z Emmie.
Obiecała córce zawieźć ją na konie, ale z powodu nawału zajęć o tym zapomniała, więc Emmie pobiegła do ojca, żaląc się na matkę. W jej wieku ciało zmienia się równie szybko jak opinia, który rodzic jest lepszy.
Na pewno Ethan. Może ma rację, pomyślała. Jej były mąż ma nową przyjaciółkę, Saskię, która kocha konie. Życząc mu jak najlepiej, dostrzegała, że sama ostatnio żyje pracą, ale jakie miała wyjście?
Jako samotna matka robiła wszystko, żeby córce oraz sobie zapewnić życie na pewnym poziomie.
Zadzwonił jej telefon. Ojciec.
- Tato, przepraszam, że nie dzwoniłam. Jestem zarobiona po...
- Jodie, mam złe wiadomości. Siedzisz?
- Boże, co się stało? Nie chodzi o mamę, prawda?
- Mama w porządku – odparł zmęczonym głosem. – Chodzi o mojego brata... twojego stryja Caspra.
- Co z nim?
- Umarł wczoraj w nocy. Na zawał, w posiadłości Everleigh – wykrztusił ojciec, zmagając się z emocjami.
Stryj Casper nie żyje?!
Po raz ostatni widziała go na swoim ślubie, ale przez całe dzieciństwo zawsze był obecny w jej życiu. Można powiedzieć, że dorastała w jego posiadłości w Dorset, w pobliżu jego lecznicy oraz koni.
- To bardzo smutna wiadomość.
- Pogrzeb w piątek. O wszystkim zawiadomił mnie Cole.
Kręciło jej się w głowie, z trudem chwytała powietrze.
- Do mnie nie zadzwonił. – Co w tym dziwnego? Dlaczego miałby do niej dzwonić? Nie odzywa się od dwunastu lat. Odkąd przed wspólną przeprowadzką do Edynburga oznajmił, że z nią nie pojedzie.
Informacji na temat szczegółów pogrzebu wysłuchała jednym uchem.
Jej zabawny, dowcipny i bogaty miłośnik koni, stryj Casper, nie żyje, a o jego śmierci poinformował jej ojca Cole, jej pierwsza miłość, co może znaczyć, że nadal pracuje w posiadłości stryja.
Stanęła jej przed oczami jego twarz. Jak z wakacji na wakacje w Dorset zmienił się z jedenastoletniego chłopca w dziewiętnastoletniego mężczyznę. Żyła tymi wakacjami tak, jak on żył opieką nad końmi. Jego miłość do nich sprawiła, że teraz znajduje się w tym miejscu.
Przypomniała sobie, jak po raz pierwszy ją pocałował, gdy mieli po piętnaście lat, a rok później wyznał jej miłość. Potem... gdy miał dziewiętnaście lat, oznajmił wbrew wspólnym planom, że nie pojedzie z nią do Edynburga na studia weterynaryjne. Do tamtej chwili uważała go za miłość swojego życia.
Prosiła, by wyjaśnił, co się stało, dlaczego rezygnuje ze studiów, z Edynburga i z niej. Nie otrzymała odpowiedzi.
Czuła teraz, że ostatnie, o czym marzy, to spotkanie z Cole’em Crawfordem.
Lało jak z cebra, gdy Cole land-roverem jechał polną drogą. Błoto z głębokich kałuż pryskało aż na przednią szybę. Luty zawsze tak wygląda w hrabstwie Dorset, ale żonkile nigdy nie zawodzą.
- Ziggy, wiosna tuż-tuż – mruknął, nie odrywając oczu od drogi. – Zobaczymy, jak nam pójdzie bez Caspra.
Jego wierny border collie, zasłużony asystent weterynaryjny, z wywieszonym jęzorem siedział na miejscu pasażera. Ziggy od szczeniaka pokonywał te trasy, więc i tym razem mu towarzyszył.
Czuł, że od śmierci Caspra zwierzęta stały mu się jeszcze bliższe. Odejście Caspra nie mieściło mu się w głowie. Jego serce po prostu odmówiło współpracy. Miał siedemdziesiąt dwa lata, był w świetnej formie. Tak przynajmniej wszystkim się wydawało.
- Nikt nie wie, kiedy go to trafi – poinformował kierownicę.
Ni stąd, ni zowąd przypomniała mu się Jodie.
Myśli o niej zaczęły go nachodzić, odkąd zawiadomił jej ojca o śmierci Caspra. Wiedział, że spotkają się na pogrzebie, ale peszyła go myśl, że po dwunastu latach staną twarzą w twarz. Nie, nie, jej twarz jest piękna, ale gdy widział ją po raz ostatni, była wściekła. Jodie patrzyła na niego, jakby rzeźnickim hakiem wyrywał jej serce.
Jodie.
Od teraz będzie często powtarzał to imię, spoglądając jej w oczy. A tam wszystkie odcienie niebieskości, ciepłe jak morze w lecie. Kiedyś były dla niego kotwicą, pomyślał, zasmucony swoim zachowaniem. Tyle razem przeszli, ale bez niej wycierpiał jeszcze więcej...
Jednak nie wątpił, że i ona nie miała lekko, bo wyszła za mąż oraz opiekowała się dzieckiem.
Zanim jedenastoletnia Jodie wkroczyła do życia Caspra, jego życie nie było usłane różami. Thistles, farma rodziców, cienko przędła, nawet zanim ojciec wylądował w pace za unikanie płacenia podatków. Większość ojców pod koniec dnia nie wita syna z butelką whisky i pięściami wymierzonymi w jego twarz. Ten człowiek nie zasługiwał na miano człowieka aż do dnia swojej śmierci, która nastąpiła pół roku po wyjściu z więzienia.
Ziggy szczeknął, gdy Cole raptownie ominął dziurę w drodze, jednocześnie przyspieszając.
- Panuję nad sytuacją – zapewnił psa.
Zdawał sobie sprawę, że na farmie Roba Briara cierpi krowa, ale rozpraszały go myśli o Jodie. Z ogromnym smutkiem patrzył na jej zdjęcie w sukni ślubnej, bo zawrócił jej w głowie synalek jakiegoś polityka. Tak, to jego wina, ale w ciąży i na ślubnym kobiercu pół roku po ukończeniu college’u?
Nadal brzmiały mu w uszach słowa Caspra: „Jodie jest w ciąży. Poznała jakiegoś Szkota. Zanosi się na ślub”.
Jodie zawsze była jego. Nawet gdy dla jej bezpieczeństwa z nią zerwał, naiwnie założył, że ją odzyska, gdy poradzi sobie z problemami w domu albo stworzy bezpieczne środowisko, do którego mogłaby wrócić. Uwielbiał być przez nią zaskakiwany, ale żeby ślub i dziecko w wieku dziewiętnastu lat? Tego się nie spodziewał.
Dwanaście lat wcześniej
- Cieszysz się, Cole? Przed nami wielka przygoda. Widziałeś pokoje, które czekają na nas w Waverleigh House? To najlepszy akademik w Edynburgu.
Paplała dalej, a on czuł, jak coraz ciężej robi mu się na sercu. Znowu miała opuścić Everleigh. Siedzieli na beli siana przed stajnią, czekając na taksówkę, która miała zawieźć ją na stację, a on nie potrafił się zdobyć na to, by powiedzieć, co się stało.
Zwlekał z tym przez weekend. Miałby jej wyznać, że nie wybiera się do Edynburga ani na uniwersytet z powodu ojca? Nie miała pojęcia, jak brutalny potrafi być ten człowiek. W więzieniu spędził cztery i pół roku, czyli cały czas, kiedy byli parą.
Wiedziała, że siedzi za niepłacenie podatków, ale nikt nie wiedział, ile wcześniej wycierpieli jego najbliżsi.
Jodie z głową na jego ramieniu nie przestawała mówić. Trzymali się za ręce. Nigdy o tym nie wspominał, ale czuł, że nikt nie rozumie go tak dobrze jak ona.
W pewnej chwili zaczęła mu się przyglądać.
- O co chodzi? Jesteś ponury przez cały weekend.
- Jodie... – wykrztusił, uwalniając się z jej objęć i podciągając kolana pod brodę. Taksówka nie przyjeżdżała, a niebo nad nimi pociemniało jakby w przewidywaniu jego losu. Wziął głęboki wdech. – Bardzo mi przykro, ale nie pojadę z tobą do Edynburga.
Roześmiała się.
- Zabawne! Przecież nie potrafisz żyć beze mnie. – Pochyliła się, by go pocałować, ale się odsunął.
Zastanawiał się, jak to powiedzieć, żeby nie wypadło żałośnie. Wiedział, że powinien był ukrócić przemoc ojca, ale gdy go zamknięto, poczuł ogromną ulgę, że się od niego uwolnił. W końcu mógł zatracić się w Jodie.
Nie przyszło mu do głowy, że ojca zwolnią wcześniej i wróci jeszcze bardziej wściekły. Nie przewidział, że matka przyjmie go z otwartymi ramionami, ale ona zawsze miała do niego słabość.
- Cole? – Jodie zbladła. – Żartujesz. Nie jedziesz?
- Jodie, nie mogę.
Splotła ramiona przed sobą.
- Dlaczego? Cole, masz już miejsce. Myślałam, że zrobimy to razem. Tak, to wielka zmiana, jednak to jest Royal School of Veterinary Studies! Nie ma lepszej uczelni. Możemy tu wracać na weekendy i święta...
Kiedy jego ojciec będzie tylko czyhał, by ich skłócić.
- Jodie, nic z tego. To zły czas.
Zarzucano mu, że to przez niego ojciec zaczął znowu pić. Zabawne. Bo gdy po wyjściu z paki przez pub wrócił do domu, nie wypił tam ani kropli alkoholu.
Od tej pory na podłodze w salonie walały się puszki po piwie, a Cole przez cały weekend starał się przed Jodie ukryć siniaka na udzie, obolałym po tym, jak oberwał telewizorem, ponieważ oświadczył, że został przyjęty na studia w Edynburgu i że pod koniec miesiąca uda się tam razem z Jodie.
Ojciec zburzył jego plany błyskawicznie: „Jesteś mi potrzebny na farmie! Jak śmiesz sobie wyobrażać, że możesz wyjechać, nie spłacając długu za swoje utrzymanie?!”. Zdążył już wydać środki zarezerwowane na jego studia.
- Co się stało? – zapytała błagalnym tonem. Wystarczyło jej o tym opowiedzieć.
Ale on sobie to przemyślał. Gdyby to zrobił, Jodie ruszyłaby do jego domu i starła się z ojcem, a na to nie mógł jej narażać. Mogłaby też poprosić o pomoc swojego bogatego ojca albo Caspra, którzy na pewno by zareagowali, a jego ojciec wpadłby w szał, że ktoś chce odebrać mu syna.
Jodie nie miała pojęcia, jak jest brutalny wobec osób, które mu się sprzeciwią. Nie mówił o tym nikomu.
„Zabiję cię, jeżeli komuś piśniesz słówko!”. Wyzywając go, mógł uderzyć go pięścią twarz albo z drugiego końca kuchni cisnąć w niego butelką. Telewizor to pestka w porównaniu z tym, czego dopuszczał się w przeszłości. Co by się stało, gdyby Jodie przyszła do niego? Zadrżał.
- Może nie w tym roku, nie wiem.
- To ja też.
Cholera, powinien był to przewidzieć.
- Jodie, nie.
- Bez ciebie nie jadę.
- Jodie, musisz. Marzysz o tym od lat.
- Oboje o tym marzymy od lat. Mieliśmy razem studiować, a potem tu wrócić, żeby pomagać takim koniom jak Mustang. Co się stało? – Ujęła jego twarz w dłonie, w jej oczach lśniły łzy. – Cole, co się stało?
- Nic – skłamał.
- Kocham cię – wyznała.
Potrząsnął głową.
- Porozmawiaj ze mną. – Chwyciwszy go za włosy, przysunęła do niego twarz. Czuł, jak drżą jej ręce. – Rozmawiaj ze mną! Przed chwilą powiedziałam, że cię kocham. Dlaczego nie powiesz mi tego samego?!
Bo gdyby to powiedział, nie pozwoliłby jej wyjechać. Kochał ją do bólu, ale jego priorytetem było jej bezpieczeństwo i studia. Musiał zostać, by chronić matkę, zastanowić się nad kolejnym krokiem.
- Nie kochasz mnie? Nie chcesz być ze mną? Dlatego rezygnujesz z Edynburga?
- Przykro mi. – Wbił wzrok w ziemię. – Nasze drogi się rozchodzą.
- Co takiego?! Cole, nie rozumiem, co jest grane. – Za jej plecami błysnęły światła samochodu.
Mało brakowało, a powiedziałby, że ją kocha, że chce ją chronić. Nie było lepszego wyjścia. Jodie nie zostanie z kimś, kto jej nie chce. Będzie bezpieczniejsza, a im dalej wyjedzie, tym lepiej dla niej i dla niego.
Auto zahamowało.
- Panienka na stację? – zapytał kierowca.
- Czekałeś cały weekend, żeby w ostatniej chwili ze mną zerwać? Nie wierzę – wycedziła przez zęby.
- Przepraszam.
Zbierała swoje bagaże, ale gdy chciał jej pomóc, go odepchnęła.
- Nie!
Usiadła na tylnym siedzeniu, z całej siły trzaskając drzwiami.
- Wiesz, gdzie będę. Oprzytomnij – rzuciła przez okno. – A jak nie oprzytomniejesz, to twoja strata.