Zaloty po szkocku
Przedstawiamy "Zaloty po szkocku" nowy romans Harlequin z cyklu HQN ROMANS HISTORYCZNY.
Camron od lat kocha Annę, lecz ona traktuje go jak skłonnego do hulanek lekkoducha. Już raz boleśnie się sparzyła, oddając serce mężczyźnie, który wystawił ją na pośmiewisko. Nie szuka nowego zalotnika, pogodziła się ze statusem starej panny, a szczęście odnajduje w trosce o najbliższych. Jednak Camron jest uparty, nie zamierza rezygnować z kobiety, która zawładnęła jego uczuciami. Powoli, rozważnie zdobywa jej zaufanie i przychylność. Nie traci nadziei, nawet gdy na jaw wychodzi sekret, który może zniweczyć jego starania. Będzie walczył o ukochaną równie odważnie, jak walczy o honor swego klanu…
Fragment książki
– Późno już – mruknął Camron z klanu Grahamów. – Powinniśmy iść spać.
– Nie – odburknął Hamilton, jego brat. – Jest wcześnie. Nie widzisz, że słońce zaraz wzejdzie?
Camron podniósł głowę z ramienia brata i spojrzał tam, gdzie wskazywał Hamilton.
– To tylko kolejne ognisko, które jeszcze nie zgasło.
– Nasze już tak.
Hamilton zatoczył się, a Camron prawie się przewrócił, zanim zdążył podtrzymać brata.
Czuł na skórze chłód kwietniowej nocy. Z powodu zimna tuż za granicami wioski rozpalono trzy dodatkowe ogniska, przy których ustawiono stoły i ławy, by klan Grahamów mógł świętować powrót jego, jego brata i innych, a także pożegnać tych, którzy zajmą ich miejsce na rubieżach.
Nie słyszał głosów z okolic innych ognisk. Ich ogień zgasł. Ze wszystkich biesiadników tylko on i jego brat siedzieli tu pozostali. Siedzieli na kłodzie, przyciśnięci do siebie, starając się nie kołysać z boku na bok.
– Musimy iść do łóżek – powiedział ponownie.
– Nie jestem pewien, czy mam władzę w nogach – odparł Hamilton.
Camron wiedział, że jeśli zamierzali dostać się do domu, musieli współpracować.
– Ile piwa wypiliśmy?
– Jesteśmy ostatnimi Grahamami na placu boju – powiedział Hamilton. – Nigdy nie zakładaj się z Grahamem o to, ile wypijesz, bo przegrasz – dodał.
– Ja jestem Grahamem.
Camron miał wrażenie, że już kiedyś słyszał, jak Hamilton mówi coś podobnego. Może zeszłej nocy? W końcu tak zaczynała się większość ich wyzwań i zakładów. Od chwili, gdy zdali sobie sprawę, że wyglądają tak samo, nieustannie próbowali udowodnić i sobie, i innym, jak bardzo się różnią.
Przecież zawsze czuł się inny niż Hamilton. Wydawało mu się, że dla wszystkich jest to oczywiste. Był bardziej powściągliwy, a brat lubił chwalić się odwagą, kiedy tak naprawdę był po prostu rozrabiaką.
To zwykle on wszczynał kłótnie.
Camron spróbował potrzeć czoło.
– Cholera – powiedział Hamilton. – Dlaczego dźgnąłeś mnie w oko?
– Pewnie zasłużyłeś.
– Może nie powinieneś pić tyle miodu?
Miodu? To dlatego w głowie mu tak pulsowało! Pił miód od Seoca. Mężczyzna był wielki jak dąb i równie gruby, a jego miód mógł powalić byka.
– Myślałem, że piliśmy piwo?
– Tak było, ale najwyraźniej chciałeś, by rano bolała cię głowa. – Hamilton oparł się o Camrona. – Muszę się przespać.
Camron również musiał. Zamiast tego siedzieli na niskim pniu, a poranna mgła osiadała na ich ubraniach. Nie czuł zimna.
Skrzyżował ramiona na piersi. Gdyby było zimno, wstałby. Ale skoro nie było...
– Dobrze jest wrócić do domu – mruknął cicho Hamilton.
Camron drgnął. Czyżby zasnął? Powiedział to on czy Hamilton? W sumie nie miało to znaczenia, bo myślał tak samo.
Przez ostatnie lata spokojna egzystencja, jaką cieszył się jego klan, była zagrożona. W bitwie pod Dunbar zginął sir Patrick Graham.
Camron i Hamilton uciekli do lasu, ciągnąc za sobą przyjaciela, Seoca, który otrzymał ciężką ranę w klatkę piersiową.
Spokój był również zakłócany przez sąsiednie klany. Większość z nich zawsze z sobą rywalizowała, a w przypadku klanów Buchananów i Colquhounów rywalizacja przeradzała się we wrogość, której nie złagodziło nawet niedawno zawarte małżeństwo.
On i Hamilton świętowali ten ślub ze wszystkimi, ale podczas uroczystości panowała ciężka atmosfera, z którą klan Grahamów nie chciał mieć nic wspólnego.
Narastające konflikty między Anglią i Szkocją wystarczająco ich zajmowały. Od czasu Dunbar regularne patrole i wymiana informacji między klanami były niezbędne, wręcz kluczowe dla ratowania życia.
William Wallace zamierzał wkrótce uderzyć na Anglików. Być może aż w Stirling, ale żadna bitwa nie była wystarczająco daleko, by ktokolwiek mógł czuć się bezpieczny. On i jego brat nie mieli żon i dobrze walczyli, dlatego często byli wysyłani z informacjami do innych klanów lub na patrole. Wczorajsza noc była pierwszą, którą spędzili w domu. Stąd ta uczta.
Camron uwielbiał być w domu, ale tu również nie potrafił się uwolnić od ciągłej udręki, która nie miała nic wspólnego z wojnami, a wszystko z Anną, kobietą, w której zakochał się, gdy miał dziesięć lat.
– Znowu wzdychasz, bracie. – Głowa Hamilton uniosła się, po czym opadła na ramię brata. – Już o niej myślisz? Nie jesteśmy w domu nawet jeden dzień.
Jakie to miało znaczenie? Jego myśli zawsze wracały do Anny.
– Spotkam się z nią dzisiaj, więc lepiej się przygotować, niż dać się zaskoczyć.
– Myślałem, że upiłem cię na tyle, byś o niej tej nocy zapomniał – powiedział Hamilton z westchnieniem.
– To dlatego rzuciłeś wyzwanie, kto więcej wypije?
Hamilton poprawił się i wyprostował, a potem znów o niego oparł. Ramię, w którym właśnie odzyskiwał czucie, ponownie zdrętwiało.
Jego brat był ciężkim mężczyzną. Oczywiście to samo można powiedzieć o nim. Identyczne brązowe włosy, identyczne brązowe oczy. Nie tak wysocy, jak niektórzy z ich klanu, ale podobno dwa razy silniejsi. Nawet rodzice nie byli w stanie ich rozróżnić, co często wykorzystywali.
Wyjątkiem była Anna, która zawsze go rozpoznawała. Oczywiście mogło to być spowodowane tym, że wpatrywał się w nią od dziecka.
– To nie ja zacząłem to wyzwanie – powiedział Hamilton.
– Jak możesz pamiętać, kiedy cały czas pulsuje ci w głowie? – zapytał Camron.
– Tobie pulsuje, ja jestem po prostu zmęczony.
– Spotkam się z nią dzisiaj – powtórzył Camron. – Nie widzieliśmy się od dawna.
Właśnie dlatego się martwił. Pragnął jej od zawsze, ale czy kiedykolwiek nadejdzie moment, w którym będzie ją miał?
Wciąż nie mógł sobie przypomnieć, dlaczego tamtego wieczoru, dawno temu, gdy miał dziesięć lat, wyszedł z domu. To była jedna z tych nocy, kiedy powietrze jest parne i gorące. Pamiętał, że cały klan spał, a ciemne niebo rozświetlał księżyc w pełni. Ubrany w krótką tunikę wstał z łóżka i wyciągnął ręce, by poczuć wilgoć i zobaczyć promienie księżyca odbijające się w kroplach. Zafascynowany, nie zdawał sobie sprawy, jak daleko zaszedł, dopóki nie dotarł do małego zagajnika na brzegu rzeki.
Wtedy ją zobaczył. Była sama, siedziała na ławce tak, że widział tylko jej profil.
Anna z klanu Grahamów była pięć lat starsza od niego i interesowało się nią kilku zalotników. Być może była to wina późnej pory lub zaklęcia, które wygnało go z łóżka, może zadziałała tak cisza, przerywana delikatnym szumem wody lub jasnym światłem księżyca.
Jednak nic nie było tak piękne jak ta dziewczyna, która przeczesywała grzebieniem mokre włosy. Miała uniesione ramiona, a jej biała koszula przylegała do wilgotnych pleców. Zawsze uważał, że jej niebieskie oczy są niesamowite, ale teraz dostrzegł też piękno czarnych jedwabistych pasm, których barwa mogłaby rywalizować z bezgwiezdną nocą.
– Znowu śpisz? – spytał Hamilton.
– Jestem pijany – przyznał Camron. Hamilton znał historię tamtej nocy i wcale nie byłby szczęśliwy, gdyby musiał wysłuchać jej ponownie.
– Ja już czuję nogi – stwierdził Hamilton.
– Chcesz wstać?
– Nie – odparł Hamilton.
To było... zaskakujące. Nie odpowiedź, ale sposób, w jaki to powiedział. Wydawał się zamyślony, a jego brat nigdy niczego długo nie roztrząsał.
– Więc zostajemy tutaj – postanowił Camron.
– Wkrótce znów wyruszymy na granicę.
Nie minął nawet dzień, od kiedy wrócili, a już planowali kolejną wyprawę. Czas, który mieli tu spędzić, był krótki, i wydawało się, że nie zaznają spokoju. Żądania króla Edwarda nie miały końca.
– Murdag to odważna dziewczyna, prawda? – zapytał Hamilton. – Nie mogę się doczekać następnych kilku dni, mówię ci.
Murdag, przyjaciółka z dzieciństwa i młodsza siostra Anny, była w ich wieku i zawsze uwielbiała płatać figle.
– To ona zaproponowała wczoraj zawody, kto wypije więcej piwa – jęknął.
Hamilton zachichotał.
– Tak, to była ona.
W głosie brata słychać było podziw, a nad tym też należało się zastanowić. W końcu żaden z nich nie miał jeszcze przyrzeczonej panny.
– Jest ładna – stwierdził ostrożnie, wpatrując się w brata i starając się rozpoznać jego uczucia. Nie patrzył na dziewczynę w ten sposób, bo Murdag była dla niego jak siostra, ale kto wie, jak postrzegał ją Hamilton.
– Była taka, gdy rzucała nam wyzwanie – prychnął Hamilton.
– Nie odwróciłeś wzroku – upomniał go Camron.
– Nie było szans, gdy miała na sobie tak cienką suknię i wyzywała nas na pojedynek.
Kobiece krągłości młodszej siostry Anny były widoczne dla wszystkich i bez wątpienia każdy mężczyzna zwrócił na nie uwagę. Z wyjątkiem niego, ponieważ rozglądał się za Anną.
– Pragnę jej – westchnął Hamilton.
– Nie idź tą drogą – ostrzegł go Camron.
Tyle że minionej nocy widział minę brata. Gdy Camron patrzył na Murdag, był jak zauroczony.
– Nie iść tą drogą? Ja już tam jestem, bracie. Ona jest w naszym wieku i nie została jeszcze nikomu obiecana. Chyba spróbuję szczęścia.
Prawdopodobnym powodem, dla którego Murdag nie została nikomu obiecana ani poślubiona, był brak mężczyzny na tyle odważnego, by ją okiełznać. Zresztą Hamilton nie miał żony z tego samego powodu.
Ale Murdag była praktycznie ich siostrą. Nie, Hamilton musiał żartować.
Zaburczało mu w brzuchu.
– Dlaczego piliśmy miód?
– Ponieważ obaj wciąż staliśmy?
– Czy Murdag piła z nami?
– Nie, dawno już jej nie było, gdy nalewałeś słodki nektar – prychnął Hamilton. – Seoc wciąż tu był... chyba.
– Musimy się przespać.
– Za późno na to. Słońce już wschodzi.
Camron uchylił ciężkie powieki. Ciemność nocy przeszła w szarość i zapowiadało się, że będzie to cholernie długi dzień, pełen dławiącej gardło żółci, ciągłego pragnienia i wyczerpania. Może to wystarczy, by próbował unikać Anny?
Ucisk w klatce piersiowej na tę myśl był wystarczającym dowodem na to, że niepotrzebnie się łudzi. Unikanie jej sprawiało mu ból.
Hamilton wstał i klepnął się po udach.
– Cóż, ogłaszam remis w konkursie na picie, ale uważaj, bracie. Nie wycofam się z wyzwania, które sobie rzuciliśmy.
Camron odepchnął się od kłody, czując mrowienie w ramionach. Całe ciało protestowało przeciwko temu ruchowi.
– Czy to był zakład, że wytrzymamy? – spytał. – Ponieważ jak dla mnie możesz być zwycięzcą, tylko pozwól mi się przespać.
– Świetny pomysł, idź spać – zgodził się radośnie Hamilton. To był znak, że nie wypił tyle miodu Seoca, co Camron, a w dodatku coś kombinował.
Camron potknął się o najbliższe drzewo, rozpiął bryczesy i odetchnął z ulgą.
– Skąd ta radość, że pójdę spać? Podłożyłeś mi osty pod prześcieradło?
– Bo kiedy będziesz spał – mruknął Hamilton – ja zyskam przewagę w staraniach o kobietę, którą kocham.
– Mam nadzieję, że dobrze spędzisz czas.
– Czas nie ma znaczenia... No, dla ciebie może ma – odparł Hamilton. – Nie sądzisz, że czekałeś wystarczająco długo?
– O czym ty mówisz?
Hamilton uśmiechnął się krzywo.
– Daj spokój, nie wymigasz się od zakładu. Nie tym razem. W końcu zapędziłem cię w kozi róg, żebyś coś zrobił, a po tym, jak zobaczyłem ją w tej cienkiej koszulce, będę musiał przyspieszyć starania o Murdag. Nie tylko ja zauważyłem w świetle ognia jej krągłe biodra.
Czy jego brat naprawdę chciał zdobyć siostrę Anny? Coś brzęknęło Camronowi w głowie, coś jakby ostrzeżenie. Ostrzeżenie przed czymś niebezpiecznym dla zdrowia i dobrego samopoczucia.
– A co właściwie próbujesz powiedzieć?
– Naprawdę zapomniałeś o zakładzie? – zapytał z niedowierzaniem Hamilton.
– Powiedz mi wreszcie, o co chodzi.
Nie miał dziś cierpliwości do gierek brata, a poza tym zamierzał pozostać w łóżku aż do wieczornego posiłku.
Hamilton machnął dłonią.
– Nie wywiniesz się z tego, nie tym razem. Jeśli to zrobisz, to... opowiem jej, jak długo do niej wzdychasz. Nie! Powiem jej, że się założyliśmy. Wtedy nie będzie chciała mieć z tobą nic wspólnego.
– Co takiego wymyśliłeś?
– Nie ja. Ty tego chciałeś. Rzuciłeś wyzwanie – powiedział Hamilton.
Nigdy nie rzucał wyzwań... albo prawie nigdy. I nie mógł się wycofać, bo brat traktował to śmiertelnie poważnie. Choć w oczach Hamiltona błyszczały psotne iskry, w jego tonie nie było wesołości.
– Bracie...
– Złóż przysięgę. – Oczy Hamiltona zwęziły się. – Obiecaj dotrzymać warunków zakładu. Zrób to, albo popsuję ci szyki. Minęło wystarczająco dużo czasu, nie ma chwili do stracenia. Słyszałeś, o czym mówili na radzie, wiesz, co nas czeka. Co czeka każdego z nas.
– Powiedz. Mi. O. Zakładzie.
– Założyłeś się, że ożenisz się przede mną.
– Ożenię się przed tobą? – zdumiał się Camron. – Co ty...? A kogo masz zamiar poślubić?
– Murdag. Ożenię się z Murdag. – Hamilton rzucił mu szybki uśmiech. – Co się idealnie składa, ponieważ wczoraj zapowiedziałeś, że poślubisz jej siostrę...
– Annę – szepnął oszołomiony Camron
***
– Huśtaj mnie, huśtaj! – krzyknął Lachie, ciągnąc Murdag za rękę.
Murdag jęknęła.
– Nie powinnaś była tyle pić zeszłej nocy. – Anna z klanu Graham chwyciła młodszego brata za drugą rękę, a Lachie natychmiast zaczął biec.
Upadł, przetoczył się na brzuch, podparł się i wstał. Śmiejąc się, ponownie chwycił siostry za ręce. Tym razem Murdag bardziej rozstawiła nogi. Lachlan był znacznie młodszy od nich obu. Miała dwadzieścia sześć lat, Murdag dwadzieścia jeden, a Lachie był ostatnim dzieckiem ich matki, która zmarła przy jego narodzinach.
Nikt nie wiedział, czy matka zdążyła zauważyć lekko zdeformowaną stopę syna. Usztywnili ją deszczułkami i obwiązali płótnem, co poprawiło jej stan, ale stopa nigdy w pełni się nie wyprostowała. Nie miało to jednak wpływu na wojowniczość chłopca. Jedyną rzeczą, która mogłaby go wprawić w przygnębienie, było zwracanie uwagi na jego ułomność i pomaganie mu w prostych czynnościach. Coś, co niektórzy z jej klanu wciąż robili, chociaż wielokrotnie prosiła, żeby przestali.
Bieganie z huśtaniem było zabawą, na którą Lachie stawał się zbyt duży i ciężki, ale dopóki o to prosił, Anna i jej siostra nie umiały mu odmówić.
– Jak tam głowa? – zapytała siostrę.
– Lepiej niż brzuch. – Murdag uścisnęła krótko jej dłoń i ponownie chwyciła Lachiego. – Trzeba było przyjść. Rozpalili trzy ogniska, bo przecież większość naszych przyjaciół wróciła do domu. Seoc, bliźniaki...
– Wolałam zostać w domu. – Anna spojrzała znacząco na brata.
Ostatnim razem, gdy na zgromadzeniu otwierano beczki piwa i rozpalano dodatkowe ogniska, Lachie, biegając między nimi, potknął się i upadł. Oparzenia już się zagoiły, ale od tamtego czasu wolała trzymać go z daleka od takich wydarzeń, przynajmniej dopóki nie stanie się bardziej ostrożny. Niestety obawiała się, że jest podobny do Murdag, która była niezwykle żywiołowa.
– Ojciec wrócił wcześnie do domu – zauważyła.
– Ja też… – odparła Murdag. – Czekaj, kazał mi coś ci powiedzieć.
– Co takiego? – Anna czekała, ale kiedy Murdag wzruszyła ramionami, nie mogąc sobie przypomnieć, dodała: – Najwyraźniej nie wróciłaś do domu wystarczająco wcześnie.
– Dotarłam do domu przed innymi...
– Raczej się dotoczyłaś – burknęła Anna i zdała sobie sprawę, że do jej głosu wkradł się gorzki ton.
Murdag przestała huśtać brata. Anna też się zatrzymała. Lachie szarpnął je obie, ale nie ruszyły się z miejsca.
Anna spojrzała na siostrę, która przyglądała się jej uważnie. Powinna przeprosić. Nie żałowała, że została z Lachiem w domu, bardzo lubiła spędzać z nim czas. Często też używała go jako wymówki, by trzymać się z dala od reszty klanu. Nie czuła się już dobrze podczas takich zgromadzeń. Nie tak jak wtedy, gdy była młodsza.
– Mam nadzieję, że zabawa była udana – powiedziała, próbując złagodzić ostry komentarz. – Po prostu martwię się o ciebie.
Murdag potrząsnęła dłonią Lachiego.
– Bracie, zaraz odpadnie mi ręka. – Lachie ścisnął jej dłoń jeszcze mocniej, więc Murdag klepnęła go w ramię.
– Au! – Lachie się roześmiał.
– Bo zaraz dostaniesz mocniej! – wykrzyknęła Murdag. – Na pewno nie zdołasz przede mną uciec!
Lachie puścił dłoń Anny i odbiegł nierównym krokiem.
Serce w niej zadrżało, gdy pobiegł w przeciwnym kierunku niż chłopcy, szykujący się do wspólnej zabawy.
Kiedy był młodszy, wszyscy bawili się razem. Ale w miarę jak dorastali, Lachie nie mógł za nimi nadążyć i teraz zwykle go ignorowali. Obawiała się, że z niego drwili, lecz Lachie nigdy się nie skarżył, po prostu nie był już taki pogodny jak kiedyś.
– No dobrze – powiedział Murdag. – Chcesz o tym porozmawiać... znowu?
Wiedziała, o czym mówi Murdag. A raczej o kim – o Alanie z klanu Macleanów. Alan, przyjaciel Seoca, odwiedził ich trzy lata temu. Był przystojny i czarujący, a ona się zakochała. Nie mogła myśleć i mówić o niczym innym. Jednak od ponad roku nigdy więcej nie chciała o nim rozmawiać.
– Chodziło mi tylko o to, że mężczyźni, którzy dawno nie byli w domu, mogliby wykorzystać to, że za dużo wypiłaś…
Anna wiedziała, że sprawiła siostrze przykrość, bo spojrzenie Murdag pociemniało. Nie dbała o to. Dostała nauczkę od Alana, zrobi wszystko, by jej siostra nie popełniła podobnego błędu.
– Według ciebie powinnam odstraszać każdego mężczyznę, który spojrzy w moją stronę? – zapytała chłodno Murdag.
– Ja żałuję, że nikt mnie nie ostrzegł.
– A jeśli to nie jest nikt obcy? – Murdag zacisnęła usta. – Komu nie ufasz w naszym klanie, Anno? I dlaczego ciągle pilnujesz Lachiego? Wiesz, że chce zachować dumę i nie znosi litości.

