Zamieniona panna młoda (ebook)
Damen Alexopoulos był zaręczony z Elexis Dukas. Ich małżeństwo miało połączyć rodziny i firmy, by stworzyć wielkie imperium żeglugi morskiej. Sukces zawodowy to wszystko, czego Damen w życiu pragnie. Żony potrzebuje jedynie po to, by mu towarzyszyła podczas oficjalnych przyjęć i wychowała dzieci. Jednak Elexis dzień przed ślubem ucieka i przed ołtarzem zamiast niej staje druga córka Dukasów, ta brzydsza – Kassiani. Damen zgadza się na zamianę, lecz szybko uświadamia sobie swój błąd. Inteligenta i niezależna Kassiani nigdy bowiem nie będzie potulną żoną, jakiej oczekiwał…
Fragment książki
Kassiani Dukas próbowała siedzieć nieruchomo na białej sofie w salonie willi, tak by nie zwracać na siebie uwagi. Nie zrobiła nic złego, ale jej ojciec był wściekły i nie chciała, by na nią naskoczył.
Sprawy wyglądały bardzo źle. Elexis, starsza siostra Kass, miała jutro poślubić Damena Alexopoulosa, ale w nocy wymknęła się z posiadłości na Ateńskiej Riwierze i odleciała z przyjacielem, gorliwie pomagającym jej w ucieczce od ślubu, którego nigdy nie chciała.
A teraz jej ojciec miał się podzielić tą nowiną z panem młodym, potentatem w branży transportowej, Damenem Alexopoulosem, mężczyzną znamienitym, ambitnym i niebezpiecznym, gdy ktoś torpedował jego plany.
A jego plany właśnie stanęły pod znakiem zapytania.
Zadrżała, gdy jej ojciec, Kristopher, przemierzał błyszczącą marmurową posadzkę z rękoma splecionymi za plecami, z poszarzałą twarzą. Nic dobrego nie mogło wyniknąć ze zniknięcia Elexis.
W hallu rozległy się kroki i do salonu wkroczył Damen Alexopoulos, a Kass zaparło dech w piersiach. Widziała go już wcześniej, ale nigdy z nim nie rozmawiała. Nie był przystojny w klasyczny sposób, ale miał przenikliwe szare oczy, mocne, zniewalające rysy i pełne usta. Był też wyższy i szerszy w ramionach, niż zapamiętała, do tego miał muskularny tors, wąską talię i długie, szczupłe nogi.
– Podobno chcesz się ze mną zobaczyć – powiedział Damen głębokim, lekko ochrypłym głosem, który dziwnie poruszył Kass.
– Dzień dobry – odparł jej ojciec z wymuszoną radością. – Piękny poranek.
Na twardej szczęce Damena zagrał drobny mięsień.
– Na Sunion zawsze jest pięknie – odparł. – Ale przerwałem ważne spotkanie, żeby się z tobą zobaczyć. Podobno to jakaś nagła sytuacja.
Pod wpływem irytacji w jego angielskim wyraźniej było słychać grecki akcent.
– Nagła sytuacja? Nie. Tak bym tego nie nazwał. Przepraszam, że cię zaniepokoiłem.
Mięsień na szczęce Damena znów zadrżał. Było jasne, że z trudem się hamuje.
– Nie niepokoję się, ale przyszedłem. Więc o co chodzi?
Kassiani starała się wtopić w kanapę, ale była dużą panną… nie tak wysoką, jak jej siostra, ale raczej grubokościstą, z imponującymi krągłościami – biodrami, piersiami i szczodrymi biodrami, które byłyby modne w połączeniu z wąską talią. Ale nie miała spektakularnie wąskiej talii ani płaskiego brzucha. W przeciwieństwie do swojej siostry nie założyła konta na Instagramie. Nie robiła selfi i za wszelką cenę unikała zdjęć.
Nie udzielała się też towarzysko. Nie latała prywatnymi odrzutowcami, nie imprezowała w Las Vegas, na Karaibach ani na Morzu Śródziemnym.
Gdyby nie miała za ojca jednego z najbogatszych Greków w Ameryce, byłaby niewiarygodnie przeciętna. Nikt by o niej nie pamiętał, nie zauważał jej.
Co byłoby lepsze niż bycie zauważaną, lecz lekceważoną i odrzuconą. I to nie tylko przez powierzchownych prominentów i quasi-celebrytów, ale też przez własną rodzinę.
Ojciec nigdy nie okazywał jej zainteresowania. Według rodziny była cicha, ponura i niemożliwie uparta. Zamiast rozmawiać o pogodzie, grać na pianinie lub trzepotać rzęsami podczas wizyt greckich dostojników w ich domu, Kass pragnęła rozmawiać o polityce. Już jako cztero- czy pięciolatka fascynowała się ekonomią. Przewidywała przyszłość branży dostawczej i przerażała ojca swoją zuchwałością. Nie liczyło się to, że czytała książki nad wiek poważne, że celowała w matematyce. Dobre greckie dziewczyny nie miały wpływu na sprawy narodu ani na międzynarodową politykę i ekonomię. Nie. Gdy dorosły, wychodziły za mąż za porządnych Greków i rodziły kolejne pokolenie. Tylko to decydowało o ich wartości.
Wkrótce przestano uwzględniać Kassiani na rodzinnych przyjęciach. Nie proszono jej o wystrojenie się i zejście na dół. Nie zapraszano na obiady, wesela i zjazdy. Stała się zapomnianą panną Dukas.
– Doceniam, że przyszedłeś natychmiast – powiedział Kristopher. – Nie chciałem ci przeszkadzać, ale mamy problem.
Ojciec Kassiani był Grekiem i potentatem transportu wodnego jak Damen, ale urodził się i wychował w San Francisco. Jego głos nie zdradzał zdenerwowania. Nigdy nie można okazać lęku, negocjując kontrakt, a połączenie Dukas Shipping z imperium Alexopoulosa poprzez małżeństwo Damena i Elexis było transakcją biznesową – teraz zagrożoną.
Żołądek ścisnął jej się z nerwów. Nie ma opcji, by jej ojciec zdołał kiedykolwiek zwrócić Damenowi środki, które ten zainwestował w statki i porty Dukasów. Jego biznes i rodzina nieustannie borykały się z brakiem pieniędzy. To dlatego jej ojciec dążył do fuzji pięć lat temu. Bez inwestora takiego jak Alexopoulos, Dukas Shipping upadłoby. Damen wywiązał się z umowy, ale teraz Kristopher musiał go poinformować, że on nie dotrzyma swojego zobowiązania.
– Nie jestem pewien, czy cię rozumiem – odparł równie uprzejmie Damen, ale Kassiani wiedziała, że to wstęp do walki.
Przyglądała się Damenowi. Miał opaloną skórę i umięśnioną sylwetkę człowieka, który pracował w stoczni, a nie przy biurku. Ale to jego profil przykuł jej uwagę – rzeźbione i twarde rysy, wydatne kości policzkowe, zdecydowanie gruby grzbiet nosa, jakby złamany więcej niż raz.
– Elexis zniknęła – rzekł już bez ogródek Kristopher. – Mam nadzieję, że wkrótce ją namierzę, potrzebujemy tylko…
– Muszę ci przerwać: to nie jest mój problem i to ty musisz się tym zająć.
Kristopher zbladł.
– Jestem tego świadom, ale powinniśmy zawiadomić gości, póki jeszcze czas.
– Nie odwołamy wesela. Nie będzie zrywania zaręczyn ani publicznego upokorzenia. Czy to jasne?
– Ale…
– Pięć lat temu obiecałeś mi swoją najlepszą córkę. Oczekuję, że dopełnisz obietnicy.
Najlepszą córkę… Kass przygryzła dolną wargę, powstrzymując jęk bólu i wstydu.
Nagle Damen spojrzał na nią. Jego twarz była nieprzystępna i nie można było nic z niej wyczytać, a jednak w jakiś sposób to krótkie spojrzenie przeszyło Kass, wzmagając jej ból.
Nie była najlepszą córką.
Damen odwrócił się do jej ojca z oczyma błyszczącymi pogardą.
– Widzimy się jutro w kościele – powiedział. – Z tobą i z moją narzeczoną.
A potem wyszedł.
To był idealny dzień na majowy ślub na Greckiej Riwierze.
Białe puchate chmurki jedynie w paru miejscach przesłaniały doskonale lazurowe niebo. Słońce odbijało się jasno od grubych ścian bielonej kapliczki przynależnej do willi Damena na Sunion, podczas gdy Morze Egejskie i Świątynia Posejdona lśniły w tle. Było przyjemnie ciepło, ale nie gorąco.
Normalnie panna młoda zachwyciłaby się tak doskonałymi warunkami, ale Kassiani nie była zwykłą panną młodą.
Dzisiaj miał się odbyć ślub jej siostry, ale Kristopher Dukas podjął drastyczną decyzję zamiany narzeczonych bez wiedzy pana młodego – i tym sposobem Kassiani stała teraz przed drewnianymi drzwiami kaplicy, czekając na sygnał do wejścia, podczas gdy jej żołądek ściskał się z nerwów.
Istniało spore prawdopodobieństwo, że to nie skończy się dobrze – pan młody wyjdzie w środku ceremonii, pozostawiając ją w malutkim kościele.
Damen nie jest idiotą, tylko jednym z najpotężniejszych mężczyzn na świecie, i nie da się wystrychnąć na dudka.
Kass też nie miała w zwyczaju oszukiwać mężczyzn, ale gdy tego ranka ojciec przyparł ją do muru, zgodziła się na jego plan. Poślubi Damena Alexopoulosa nie dlatego, by uratować skórę ojcu, ale dlatego, by uratować samą siebie.
Małżeństwo z Damenem pozwoliłoby jej uciec z domu ojca, spod jego kontroli. I otworzyłoby jej dostęp do funduszu powierniczego założonego dla niej przez zmarłą ciotkę. Funduszu, który dałby jej nieco niezależności finansowej.
W dodatku ślub oznaczałby dokonanie czegoś znaczącego w oczach jej ojca, nawet jeśli wymagało to zastąpienia jednego kontrolującego mężczyzny innym. W wieku dwudziestu trzech lat była gotowa coś zrobić i być kimś innym niż zwykłą, krepą, nudną Kassiani Dukas.
Poślubienie bajecznie bogatego tytana transportu morskiego nie zmieniłoby jej wyglądu, ale zmieniłoby sposób, w jaki ludzie myśleliby o niej i mówili. Zmusiłoby ich do uznania jej za kogoś ważnego.
W kościele rozległy się dźwięki harfy, więc drżącą ręką wzięła ojca pod ramię. Zatrzymał się, by poprawić jej ciężki koronkowy welon, lepiej zakrywając twarz. Czuła przerażenie, ale i dziwny spokój. Gdy wejdą do kaplicy, nie będzie odwrotu. Elexis zawiodła ojca i całą rodzinę, ale Kass nie zrobiłaby czegoś takiego. Po dwudziestu trzech latach bezużytecznej egzystencji pomagała ojcu, ratując go przed bankructwem i poniżeniem.
Pokrzepiając się w ten sposób, Kass odetchnęła, uniosła podbródek i weszła do czterechsetletniej greckiej cerkwi. Przez chwilę jej oczy przyzwyczajały się do ciemnego wnętrza, a potem dostrzegła przed sobą pana młodego. To naprawdę była mała kaplica, ledwie pięć rzędów ławek po obu stronach wąskiego przejścia.
Damen Alexopoulos stał z przodu, tuż przed ołtarzem i kapłanem. Ubrany w surowy czarny garnitur wyglądał jeszcze bardziej onieśmielająco niż wczoraj w willi. W jego postawie była jakaś drapieżna nieruchomość, przez którą oddech uwiązł jej w gardle.
Czy miał jakieś podejrzenia?
A może już się wszystkiego domyślił?
Kass miała tak bardzo zasłoniętą twarz, że ledwie coś widziała przez białą koronkę, ale Damen na pewno zaraz oceni jej wzrost i kształty i zrozumie, że to niemożliwe, by była Elexis, sławą Instagramu. Nawet w zdradziecko wysokich szpilkach Kassiani pozostawała niska, a jej pulchna sylwetka nie wcisnęłaby się w sukienkę Elexis bez staromodnego gorsetu – i to już po pospiesznych przeróbkach, dodaniu wstawek oraz dramatycznym skróceniu dołu.
– On wie – szepnęła.
– Nie wie – warknął ojciec. – Zresztą już za późno na zmianę zdania. Nie możesz mnie zawieść.
Gula wypełniła jej gardło. Nie zrobiłaby tego. Nie mogła.
Zacisnęła dłoń na jego przedramieniu i podniosła wyżej głowę. Nie będzie panikować. Znajdzie sposób, by spodobać się mężowi. Zjednoczy obie rodziny. I zrobi to ona, Petra Kassiani, nie Elexis i nie jej brat playboy Barnabas, który tak mało dba o rodzinę, że nawet nie pojawił się na ślubie.
Kass jest w stanie to zrobić.
Ale pytanie brzmi: czy Damen również?
Gdy tylko Kristopher Dukas wszedł z córką do kaplicy, Damen wiedział, że to nie Elexis.
Patrzył, jak podchodzą, nie wierząc w tupet Amerykanów. Zamiast odnaleźć krnąbrną Elexis, Kristopher po prostu zamienił córki, zastępując starszą młodszą.
Jakim draniem trzeba być, żeby tak zrobić, żeby traktować swoje córki jak bydło?
Damen poczuł wstrząs – szoku i niedowierzania – gdy Kristpher umieścił dłoń swojej młodszej córki w jego dłoni, przekazując mu ją przy ołtarzu, zupełnie jak baranka ofiarnego. Nawet Damen, bezwzględny w interesach, znał różnicę między nieszczerością a zdradą. To była zdrada.
Nie chodzi o to, że potrzebował królowej piękności na żonę, ale nie bez powodu wybrał Elexis. Pasowały mu wygląd i temperament promiennej, wytwornej i ambitnej Elexis. Udzielała się towarzysko i z powodzeniem odgrywała rolę gospodyni – a on potrzebował tej cechy u żony, bo sam nienawidził towarzyskich zobowiązań i robienia rzeczy na pokaz. Elexis uwielbiała światło reflektorów, przyciąganie uwagi. Mogła z łatwością reprezentować ich na ważnych uroczystościach i nikt by za nim nie zatęsknił…
Nic do niej nie czuł, ale oświadczył się jej, dobrze znając jej mocne i słabe strony. Elexies prowadziła godny pozazdroszczenia tryb życia. Latała odrzutowcami. Imprezowała w najlepszych klubach. Nosiła najmodniejsze ubrania. Jej życie przypominało ciąg kolorowych fotografii, a on nie chciał ingerować w nie podczas narzeczeństwa, świadomy, że po ślubie Elexis się ustatkuje.
Ale teraz zniknęła, a u jego boku stała zupełnie inna Dukasówna i nagle przyszło mu do głowy, że może Kristopher od początku to zaplanował. Może Elexis nigdy nie zamierzała go poślubić, a Kristopher chciał zwalić mu na głowę swoją młodszą córkę, tę którą zawsze nazywał swoim „brzydkim kaczątkiem”.
Powinien stąd teraz wyjść.
I gdy właśnie miał puścić jej dłoń, dziewczyna spojrzała mu w oczy zza białej koronki i wyszeptała:
– Przepraszam.
Przy podpisywaniu księgi małżeństw w zakrystii Damen uświadomił sobie, że nawet nie zna imienia swojej żony.
– Więc kogo poślubiłem? – wycedził, gdy ksiądz podawał mu długopis.
Spojrzała na niego – jej długi koronkowy welon był już odwinięty na czubku głowy – ale natychmiast odwróciła wzrok, nie mogąc wytrzymać jego wściekłego spojrzenia. Poczuł ucisk w piersi, gdy jej idiotycznie długie rzęsy opadły, osłaniając oczy.
– Kassiani – wydusiła.
– Nie takie imię pojawiło się podczas ceremonii…
– Nie, ksiądz użył urzędowego imienia, ale nikt nie nazywa mnie Petra. Jestem albo Kass albo Kassiani.
Zgrzytnął zębami, zły nie tylko na nią, ale i na siebie, że nie wyszedł z kościoła, gdy mógł to zrobić. Dlaczego pozwolił, by jej przeprosiny go zmiękczyły?
– Nie myśl, że na tym koniec – powiedział krótko, gdy się podpisał i przekazywał jej długopis.
– Nie myślę.
– Czy od początku planowaliście podmienić panny młode bez mojej wiedzy?
Zarumieniła się.
– Nie.
– Nie bierz tego do siebie, ale to nie ciebie chciałem poślubić.
Zacisnęła usta, wzięła powolny wdech, a potem zdołała niepewnie się roześmiać.
– Rozumiem.
– Nie chcę cię obrazić…
Uniosła podbródek i spojrzała mu w oczy.
– Nie obrażam się.
Pomyślał, że w innych okolicznościach pewnie by ją polubił. Ale to nie była zwykła rozmowa. Właśnie wystrychnięto go na dudka, a to nie nastrajało go do miłosierdzia.
– Nie jestem typem osoby, która przebacza i zapomina.
Zobaczył cień na jej twarzy i prawie zrobiło mu się jej żal, ale potem cień zniknął, pozostawiając po sobie spokojny i opanowany wyraz twarzy.
– A ja, jak widzisz, nie jestem typem osoby, która przepuści kawałkowi ciasta lub odrobinie czekolady.
Potem pochyliła się nad rejestrem i podpisała, a potem dodała:
– Najwyraźniej żadne z nas nie jest doskonałe.
Nie wiedział, czy to jej słowa, czy jej absurdalna brawura, ale poczuł napływ intensywnych uczuć i przyciągnął ją mocno do siebie, a potem zakrył jej usta swoimi. Była drobna, ledwo sięgała mu do ramienia, i niemożliwie ciepła i miękka, co sprawiło, że jego pocałunek stał się twardszy i bardziej zajadły. Mężczyzna nie powinien w ten sposób całować młodej oblubienicy, ale cały ten ślub nie był taki, jaki powinien…
W sypialni, na piętrze luksusowej willi, Kassiani chodziła tam i z powrotem, gryząc się w knykieć i próbując się uspokoić.
Nie chciał jej i nie lubił, i miała przeczucie, że to wszystko wciąż może się rozpaść w każdej chwili.
Nie dotrzymają przysięgi, chyba że małżeństwo zostanie skonsumowane, a ona nie wyobrażała sobie, by zabrał ją teraz do łóżka. Szczerze mówiąc, ona też nie chciała się znaleźć w jego łóżku.
Zadrżała, przypominając sobie, z jakim chłodem powiedział jej, że nie wybacza ani nie zapomina. Wcale w to nie wątpiła.
I to dlatego ukrywała się tutaj, w sypialni. Straciła opanowanie. Rano udało jej się jakość znaleźć dość odwagi, by zastąpić Elexis na ceremonii, ale ta odwaga uleciała.
Dzięki Bogu uroczystość była mała i kameralna. Pojawiła się wyłącznie najbliższa rodzina. Niemniej wesele zaplanowano huczne z setkami gości przybywającymi z całego świata, by świętować małżeństwo Elexis Dukas i Damena Alexopoulosa.
Kass zbierało się na mdłości, gdy wyobrażała sobie, jak pojawia się na przyjęciu. Goście zaczną się śmiać na jej widok. Udawanie Elexis w kameralnym miejscu, pod osłoną grubej koronki, to jedno. Udawanie Elexis przed tymi, którzy dobrze znali jej siostrę, to drugie.
Kass przekonała samą siebie, że może poślubić Damena, ale nie uwzględniła makabry pojawienia się publicznie jako jego żona.
Jego żona.
Nogi się pod nią ugięły i opadła na skraj łóżka.
Co ona najlepszego zrobiła?
Ocierała łzy, gdy drzwi otworzyły się nagle i do pokoju wszedł Damen.
Nawet nie zapukał.
Uniosła gwałtownie głowę, rozchyliła usta, ale nie zaprotestowała. Powstrzymał ją srogi wyraz jego twarzy.
Czekała, aż się odezwie.
A on nic nie mówił.
Po prostu patrzył na nią i cisza stawała się nie do zniesienia. Przeszył ją dreszcz.
Czas wlókł się niemiłosiernie. Sekundy zdawały się minutami. Spróbowała spojrzeć mu w oczy, ale nie mogła znieść pogardy w jego spojrzeniu.
– Proszę, powiedz coś – wyszeptała wreszcie.
– Nasi goście czekają.
Znów wyobraziła sobie kamienny taras wypełniony stolikami nakrytymi lnianymi obrusami i świecące kandelabry. Wszystkich tych ludzi. To nie był jej ślub. To nie byli jej goście.
– Nie mogę zejść na dół.
To, co rano wydawało się odważnym i niezbędnym krokiem, teraz jawiło się jako najgorszy z możliwych pomysłów.
– Trochę za późno, by tchórzyć.
Zwiesiła głowę.
– To prawda.
W pokoju było tak cicho, że słyszała jego powolny, zirytowany oddech.
– Jeśli oczekujesz współczucia…
– Nie.
– To dobrze. Sama jesteś sobie winna.
Zaczęła mówić, ale zamknęła usta. Oczywiście miał rację.
– Nie możesz tu siedzieć przez cały wieczór – dodał po chwili.