Zapisz na liście ulubionych
Stwórz nową listę ulubionych
Zupełnie inna historia
Zajrzyj do książki

Zupełnie inna historia

ImprintHarlequin
Liczba stron160
ISBN978-83-276-9332-7
Wysokość170
Szerokość107
TłumaczIzabela Siwek
Tytuł oryginalnyThe Scandal That Made Her His Queen
Język oryginałuangielski
EAN9788327693327
Data premiery2023-05-17
Więcej szczegółówMniej szczegółów
Idź do sklepu
Idź do sklepu Dodaj do ulubionych

Przedstawiamy "Zupełnie inna historia" nowy romans Harlequin z cyklu HQN ŚWIATOWE ŻYCIE EKSTRA.


Książę Zeus nie chce się żenić z księżniczką Isabeau, ale ze względów dyplomatycznych nie może zerwać zaręczyn. Wpada na pomysł, co zrobić, by to ona je zerwała. Spędza noc z Niną Graine, służącą księżniczki. Paparazzi rozdmuchują skandal i Zeus osiąga zamierzony cel. Jednak nie jest to koniec tej historii. Pół roku później Nina zjawia się w jego pałacu z zaskakującą wiadomością...

 

Fragment książki

Zamki, pałace i wszelkie tego rodzaju symbole arystokracji wydawały się Ninie Graine o wiele atrakcyjniejsze w teorii niż w praktyce. To dlatego, że znała je aż za dobrze z własnego doświadczenia.
W teorii zamki kojarzyły się z baśniami. Tak uważała, dorastając w sierocińcu. Wystarczyło pomyśleć o jakimś zamczysku, a w wyobraźni natychmiast pojawiały się odgłosy radosnych pieśni i stada jednorożców cwałujących na lekkim wietrze. Wiele razy jej się to śniło. Ale potem poznała prawdę.
W rzeczywistości takie stare budowle były mroczne i pełne przeciągów. Większość z nich służyła najpierw za fortece. Wznoszono je w miejscach, gdzie łatwo dało się odeprzeć grabieżcze wojska i rozmaitych barbarzyńców. Znajdowało się w nich mnóstwo pachnących stęchlizną gobelinów i trofeów z dawnych bitew. Nawet gdy je odnawiano, to i tak pośród ufortyfikowanych murów błąkały się duchy.
Natomiast w pałacach nie chodziło o obronę, lecz raczej o to, żeby się pokazać. Wyglądały tak, jakby wołały: Spójrz na mnie! Jestem lepszy od innych, a zwłaszcza od ciebie.
Taki właśnie był pałac, do którego Nina przyjechała. Stał na wyspie na Morzu Śródziemnym, w królestwie Teozji. Dawni władcy tego kraju nazwali go Pałacem Bogów, z pewnością nie grzesząc przy tym skromnością.
Niemal zaczęła myśleć o obecnych mieszkańcach tego miejsca: starym i schorowanym królu Kronosie oraz jego jedynym synu i dziedzicu, zepsutym i rozpustnym, a zarazem niezwykle przystojnym księciu Zeusie. Niemal. Bo na rozmyślania przyjdzie czas później.
Teraz skupiła się na chwili obecnej. Rozejrzała się po małym dusznym pokoju, w którym ją zostawiono. Takie pomieszczenie mogło się znajdować w każdym pałacu, w skrzydle administracyjnym, gdzie członkowie królewskiego rodu rzadko zaglądali. Przyprowadzono ją tutaj, gdy przedstawiła swoją sprawę po kolei różnym wartownikom, poczynając od tych przy bramie. Przekazali ją w końcu służbie pałacowej, a do tego pokoju zaprowadził ją najbardziej nadęty lokaj, jakiego kiedykolwiek spotkała, spoglądający na nią z pogardą. Ale służący z królewskich dworów często tacy bywali.
Usadowiła się możliwie najwygodniej na kanapie, którą najwyraźniej specjalnie zaprojektowano tak, by intruzi nie poczuli się na niej się zbyt dobrze. Nie bez powodu postawiono ją tutaj, w suterenie, domenie wszelkich drobnych okrucieństw i walk o stanowiska. Tu, na dole – gdzie zawsze było tak samo we wszystkich księstwach i królestwach – budynek bardziej przypominał pałac potworów niż bogów.
Arystokraci byli wystarczająco źli. Królowie i królowe ze swoimi rządami, wojnami i przykazaniami wydawali się w porządku, ale mieli skłonności do produkowania książąt i księżniczek, którzy z powodu życia w nadmiarze zachowywali się tak okropnie, jak tylko potrafili. Niemal tak, jakby nie mogli się powstrzymać, a cała ta ich błękitna krew sprawiała, że stawali się nieznośni z natury.
Nina jednak bardziej nie mogła znieść ludzi służalczo podążających za arystokratami, knując intrygi: dworzan i aroganckiej pałacowej służby. Mogliby być inni, ale nie chcieli. Im większą czołobitność okazywali szlachcicom, którym towarzyszyli, tym bardziej pozbawieni skrupułów stawali się za ich plecami. Przypominało to czasy średniowiecza, kiedy to kilka niewłaściwych słów wyszeptanych do czyjegoś ucha prowadziło do ścięcia głowy.
Współcześnie nie dochodziło do tego rodzaju egzekucji, ponieważ monarchowie dbali o wizerunek. W obecnych czasach „ścinanie głowy” odbywało się raczej na łamach gazet. Czyjaś reputacja mogła lec w gruzach pod wpływem jednego prasowego nagłówka. Natomiast dworzanie nadal szeptali sobie radośnie, jakby czyjeś życie nie zostało zniszczone z powodu ich intryg. Po co używać topora, kiedy można plotkować z takim samym skutkiem?
Nina znała to wszystko aż zbyt dobrze z własnego doświadczenia. Na dzień przed swoją szesnastą rocznicą urodzin została główną służącą księżniczki Isabeau z Haught Montagne, niewielkiego alpejskiego królestwa. Nie pragnęła tego stanowiska ani go nie lubiła i powinna się ucieszyć, gdy straciła je przed sześcioma miesiącami. Jej odejście przebiegło jednak w sposób dość… skomplikowany.
Rozmyślała teraz o tych komplikacjach, wiercąc się na niewygodnej kanapie. Pałacowi wartownicy zabrali jej osobiste rzeczy, nie mogła się więc niczym zająć. Nie miała przy sobie telefonu komórkowego ani żadnych przekąsek. Czuła się jak na torturach.
W tym momencie poczuła kopnięcie dziecka w żebra, pewnie tak samo zirytowanego brakiem jedzenia jak ona sama, ale to doznanie wywołało w niej uśmiech. Pogładziła się po brzuchu, mamrocząc coś uspokajająco pod nosem.
Z pewnością zaraz ktoś przyjdzie i ją zabierze. Prędzej czy później stanie twarzą w twarz z człowiekiem odpowiedzialnym za sytuację, w której się znalazła. To oznaczało, że znowu będzie musiała się zajmować poczynaniami arystokratów, choć na pewno tego nie pragnęła.
Niektórzy przez całe życie nie spotykali nikogo z rodziny królewskiej, natomiast Nina wciąż się na kogoś takiego natykała. Chociaż nie tak określiłaby swoje ostatnie spotkanie z bezczelnym księciem Zeusem.
Na samo wspomnienie jego imienia poczuła się… zdeterminowana. To było trafne określenie. Rzeczywiście zdecydowała się doprowadzić tę sytuację do końca. Poradzić sobie tak dobrze, jak to możliwe, dla dobra dziecka. Uczynić to, co trzeba, bez popadania w poczucie winy. Była zdeterminowana i to wystarczało, ponieważ nie podobały jej się żadne inne słowa na określenie tej sytuacji.
Westchnęła i znowu pomyślała o pałacu, przyglądając się niewielkiemu pomieszczeniu, w którym kazano jej czekać. Wszystkie meble tutaj wydawały się zbyt duże i zbyt oficjalne jak na wspaniały biały budynek zaprzyjaźniony z morzem, jak głosiły przewodniki turystyczne.
Jednakże dawni zbyt zadufani w sobie teozjańscy monarchowie byli o wiele bardziej zainteresowani panowaniem na morzu niż zaprzyjaźnianiem się z nim.
Ruiny starego zamku na odległym końcu wyspy składającej się na królestwo Nina widziała tego dnia z okna samolotu, lecąc z Aten. Jego fragmenty, które się zachowały, wyglądały zupełnie inaczej niż zbudowany w osiemnastym wieku piękny neoklasyczny Pałac Bogów z wysokimi sufitami i sklepionymi przejściami.
Zaznajamiała się z historią tego miejsca przez ostatnie kilka miesięcy, powoli godząc się z tym, jak musi postąpić. Jej przyjazd tutaj wydawał się nieunikniony. Czasami udawało jej się zatracić trochę w tym studiowaniu, jak wtedy, gdy trafiła do Isabeau.
Nie miała okazji iść na studia. Gdyby księżniczka Isabeau nie wybrała jej podczas swojej rozpaczliwej kampanii w sierocińcach – kiedy to starała się wykazać dobroczynnością i poprawić swój wizerunek po serii skandali, jakie wywołała – Nina obudziłaby się następnego dnia uwolniona wreszcie z opieki państwa. Znalazłaby sobie miejsce w świecie i byłaby wolna, ale pewnie niczego by nie studiowała. Zawsze starała się o tym pamiętać.
Isabeau nie przejmowała się zupełnie prywatnymi lekcjami, jakie narzucał jej ojciec. Na połowie z nich nawet nie raczyła się pojawić. Dzięki temu Nina miała do własnej dyspozycji najlepszych prywatnych nauczycieli w Europie. Uwielbiała te lekcje i wciąż pamiętała to, czego się nauczyła. Jeśli już musiała być przy Isabeau, równie dobrze mogła to jakoś wykorzystać. Zatem studiowała. Poznawała różne zamki, pałace, prywatne wyspy oraz inne wspaniałe miejsca, w których się znalazła wraz z całą świtą podążającą wszędzie za księżniczką. Chłonęła wiedzę, jakby miała zdawać egzaminy z całego tego materiału.
Najbardziej podobały jej się dzieła sztuki kolekcjonowane przez arystokratów. Muzea były wspaniałe, ale prawdziwe zbiory znajdowały się w prywatnych rezydencjach szlacheckich rodzin, gromadzących arcydzieła od wieków. Gdy Isabeau zabawiała się z którymś z licznych kochanków, Nina uwielbiała wymykać się sama do galerii w rezydencji, w której akurat przebywali.
Dlatego też wiedziała na przykład, że obraz wielki na całą ścianę, widniejący przed nią, przedstawia w satyryczny sposób dworzan sprzed niemal trzystu lat. Świadomość, że tacy ludzie zawsze byli okropni, niemal działała na nią pocieszająco. Wokół królów zawsze gromadzili się dworzanie.
Opowiadała właśnie swojemu nienarodzonemu jeszcze dziecku o historii Teozji, dawnych Macedończykach i Wenecjaninach, gdy nagle drzwi do pokoju się otwarły.
Spięła się, ale, oczywiście, nie był to książę Zeus. Wątpiła, czy w ogóle wiedział o istnieniu tej części pałacu. W drzwiach stał sztywno wyprostowany lokaj posiadający niezwykłą umiejętność wyrażania pogardy bez poruszania choćby jednym mięśniem twarzy.
– Rozmawiała pani z kimś? – spytał cierpkim głosem. Podobnym tonem się przedstawił, kiedy ją tutaj przyprowadził, mówiąc: Mam na imię Thaddeus.
– Tak – odparła, klepiąc się po brzuchu. – Z królewskim potomkiem, który znajduje się obecnie w moim łonie.
Uśmiechnęła się pogodnie, gdy lokaj z wyraźnym wysiłkiem starał się ukryć obrzydzenie. Z pewnością nie robił tego po to, by jej nie urazić. Raczej przyszło mu do głowy, że istota znajdująca się w jej brzuchu może naprawdę okazać się królewskim dziedzicem, a dobry służący nigdy nie pali za sobą mostów, jeśli tylko może.
Dobrze znała mentalność takich osób. Ostatecznie była prawie jedną z nich. Nie do końca należała do personelu ani też do grona dworzan, dlatego też wszyscy z obu tych grup traktowali ją protekcjonalnie. Mocno to odczuła.
– Proszę za mną – powiedział lokaj chłodno, wyraźnie nie tytułując jej w żadnen sposób. Jakby dawał do zrozumienia, że widział już wiele kobiet lekkich obyczajów i poradził sobie z wyrzuceniem wszystkich. – Jego Książęca Mość ostatecznie zgodził się na audiencję.
Ninie wielokrotnie powtarzano, że spotkanie z Zeusem nie jest możliwe. Być może wcale nie było go tutaj, mimo flagi powiewającej wysoko nad pałacem, za pomocą której informowano poddanych, że król lub książę znajdują się w rezydencji. Uśmiechała się wtedy tylko spokojnie, ponownie wyjaśniała sytuację i czekała. W razie potrzeby wskazywała na swój niepozostawiający wątpliwości brzuch i zdjęcia dowodzące, że rzeczywiście zna księcia.
Pewnie na nic zdałoby się przypominanie pałacowej służbie skandalu sprzed sześciu miesięcy, biorąc pod uwagę, w ile afer był na co dzień zamieszany książę Zeus. Nie o wszystkich jednak pisano w gazetach na całym świecie. Najwyraźniej Nina była naprawdę wyjątkowa.
Zignorowała dziwne uczucie, jakie się w niej pojawiło, i uśmiechnęła się lekko w sposób, którego nauczyła się na dworze w Haught Montagne.
– Co za łaskawość ze strony księcia, że chce naprawić swoje błędy – powiedziała.
Wstała, co zabrało jej trochę czasu. Taka prosta czynność nigdy wcześniej nie sprawiała jej trudności. Ale wszystko się zmienia w szóstym miesiącu ciąży.
W dodatku tutaj traktowano ją tak, jakby sama się do niej przyczyniła. Było zupełnie inaczej, ale wolała nie pogrążać się we wspomnieniach, które nikomu nie służyły. Zwłaszcza jej, ponieważ śniła już wiele razy o tamtej nocy i zawsze potem budziła się sama i stęskniona… Musiała więc przestać o tym myśleć.
Przybrała pogodną minę, mając w tym świetną wprawę po latach zamykania się w sobie w domu dziecka, a potem służąc księżniczce Isabeau. Podążyła za przemądrzałym lokajem korytarzami pałacu, zerkając po drodze na swoje odbicie w szybach.
Jak zwykle się zdziwiła, że ma teraz taki duży brzuch, ale też dobrze wiedziała, jak w ogóle się prezentuje. „Idzie nasza Klucha!” – wołała na nią kiedyś Isabeau, udając, że to tylko niewinne przezwisko. „Pospiesz się, kwoczko” – poganiała, gdy Nina wlokła się za nią z wymuszonym uśmiechem.
Isabeau myślała, że jest dokuczliwa. Wiedząc, że to właśnie wypowiadanie złośliwych uwag sprawia księżniczce największą radość, Nina czyniła wszystko, żeby w żaden sposób jej to nie dotykało. Uszczypliwe komentarze arystokratki były niczym w porównaniu z życiem codziennym w sierocińcu, ale Isabeau tego nie wiedziała.
Nazywała Ninę „kwoką”, a więc Nina do takiej kwoki się upodobniła. Ubierała się najgorzej, jak tylko potrafiła, ponieważ drażniło to księżniczkę, gustującą w najnowszej modzie. Wybierała nie tylko niestosowne stroje, ale też w niewłaściwym rozmiarze. W dodatku zawsze miała potargane włosy i nie rozumiała, dlaczego robi się z tego problem. Poza tym uwielbiała jeść słodycze i ciastka przy Isabeau, która obsesyjnie dbała o figurę.
Nina mogła ubrać się inaczej na wyprawę do pałacu księcia, ale wolała wybrać luźną ciążową sukienkę, w której wyglądała jak słoń. Nawet się nie uczesała. Jasne włosy miała rozczochrane, co z lubością zauważyła, widząc swoje odbicie na wypolerowanej powierzchni starożytnej maski z brązu wiszącej na ścianie.
Thaddeus szedł szybko, wyraźnie próbując narzucić jej swoje tempo, a więc zwolniła i uśmiechnęła się tylko słabo, gdy próbował ją poganiać. Była zdecydowana uczynić to, co trzeba, bo w przeciwnym wypadku nie przyszłaby tutaj. Ale to wcale nie oznaczało, że nie może znaleźć w tym odrobiny radości.
Takie miała podejście podczas służby u księżniczki. Była dziewczyną z sierocińca, wyrwaną z mroku, od której oczekiwano nieustannej uniżonej wdzięczności za wszystko, co dostawała, podczas gdy byłaby zupełnie zadowolona, gdyby pozostawiono ją samą w biedzie. Doprowadziła do perfekcji potulną i smutną minę, nadającą jej wygląd kogoś pomiędzy świętą a niewolnicą, w zależności od tego, kto na nią patrzył.
Ale też na swój sposób dobrze się bawiła, ubierając się niestosownie i wciąż pochłaniając słodycze i ciastka, których okruszki nieustannie ją pokrywały, co doprowadzało Isabeau do wściekłości. Często udawała, że nie rozumie, o co księżniczka prosi, zmuszając ją do wielokrotnego powtarzania poleceń. Udawała głuchą, nie mogąc przecież otwarcie się jej przeciwstawić. To byłoby nie do pomyślenia.
Przypomniała sobie, że znalazła już kiedyś wyjście z sytuacji, a więc uda jej się i teraz. Pogładziła się znowu po brzuchu, przechodząc przez kolejne złocone przejście. Dziecko poruszyło się niespokojnie, wciąż dając o sobie znać. Wcale nie planowała tego ostatniego aktu buntu, ale bez problemu godziła się z jego konsekwencjami.
To działo się jednak wtedy, gdy w wyniku tego wszystkiego została zwolniona ze stanowiska służącej Isabeau i uznana za przyczynę hańby narodowej. Przydawano jej też wiele innych mniej grzecznych określeń w niekończącej się serii artykułów prasowych, pisanych na podstawie informacji pozyskiwanych od nieujawnionych z nazwiska dworzan z kręgu Isabeau.
Obecne konsekwencje różniły się jednak od tamtego skandalu i wyzwisk okropnych ludzi. Dotknęła brzucha i ponownie poczuła tę miłość, jaka ogarniała ją często w ostatnich dniach. Być może nie planowała tego dziecka, ale go pragnęła. Nie kochała dotąd nikogo tak bardzo, jak to maleńkie, rozwijające się w niej stworzenie.
Tego dnia liczyła się więc tylko jej determinacja, nic więcej. Thaddeus otworzył szeroko wielkie podwójne drzwi i wprowadził ją do salonu.
– Wasza Książęca Mość, oto panna Nina Graine. Pański… gość – oznajmił pompatycznie, po czym znikł.
Nina rozejrzała się wokoło. Znalazła się w wielkim i jasnym pomieszczeniu, niemal przypominającym świątynię. Z tarasu porośniętego bugenwillą dolatywał słodki zapach wiciokrzewu i jaśminu. Pośrodku stał człowiek skąpany w świetle słońca. I to nie byle jaki człowiek, tylko Zeus. Miał na sobie jedynie białe luźne spodnie okalające nisko biodra.
Mimo woli patrzyła na niego jak zahipnotyzowana. Był wspaniały, ale przecież tak właśnie powinien wyglądać mężczyzna o takim imieniu. Najwyraźniej potraktował je jako życiowe wyzwanie, któremu świetnie sprostał. Chcąc, nie chcąc, przypomniała sobie, że przecież zna każdy centymetr jego ciała.
Podszedł bliżej. Nawet boso i w spodniach przypominających piżamę wyglądał władczo i doskonale. Znalazł się tak blisko, że dostrzegła zieloną barwę jego oczu. Przypominał maskę z brązu, którą widziała w pałacowym korytarzu.
Patrzyła na niego zauroczona i nawet dziecko w jej brzuchu przestało kopać, jakby poczuło nabożny lęk. Jej uwagę bardziej jednak przyciągnęło obezwładniające uczucie, które ją ogarnęło, jakby nie miała jeszcze dosyć problemów z tym mężczyzną.
Książę Zeus nie wyrzekł ani słowa. Położył ręce na szczupłych biodrach, uśmiechając się lekko, jakby się dobrze bawił. Obszedł ją powoli dookoła, po czym stanął przed nią.
Przygotowała sobie krótką i treściwą przemowę, żeby mogła przedstawić sprawę od strony praktycznej, a potem powrócić do swojego życia. Gdyby ktoś spytał – ale nikogo to nie interesowało – powiedziałaby każdemu, że arystokraci w żaden sposób jej nie onieśmielają. Poznawanie ich z bliska raczej budziło w niej pogardę. Nie miała ochoty brać udziału w próżniaczym życiu i sztucznych ceremoniach zastępujących prawdziwą życzliwość i troskę. Nie potrafiła jednak otworzyć ust i powiedzieć tego, co zaplanowała.
– Pamiętam cię – odezwał się wreszcie Zeus po długiej chwili milczenia, jakby sam zdziwiony faktem, że ją rozpoznał. Powiedział to tak, jak gdyby był to wielki komplement dla kobiety stojącej przed nim z wielkim brzuchem, który najwyraźniej stanowił powód jej przybycia.
– Jesteś pewien? – spytała cierpko, ignorując cały jego męski wdzięk i własne wspomnienia wzniecające w niej chaos. – Kobiet, które się pojawiały z podobnymi roszczeniami jak ja, miałeś pewnie na pęczki.

Napisz swoją recenzję

Podziel się swoją opinią
Twoja ocena:
5/5
Dodaj własne zdjęcie produktu:
Recenzje i opinie na temat książek nie są weryfikowane pod kątem ich nabywania w księgarniach oraz pod kątem korzystania z nich i czytania. Administratorem Twoich danych jest HarperCollins Polska Sp. z o.o. Dowiedz się więcej o ochronie Twoich danych.
pixel